top of page

Cześć. Słuchajcie witajcie. Strasznie się cieszę, że BlackHat znowu dał mi coś do Was powiedzieć. Dzisiaj powiem Wam o Michale. Michał, jeśli chodzi o swój staż biegowy jest mega świeżakiem. Pierwsze starty zaliczył w dwa tysiące dziewiętnastym roku startując w wielu lokalnych imprezach na południe od Wałbrzycha, czyli Waligóra, Run Cross, Lesista Trzydziecha czy Półmaraton Górski Orzeł. W kolejnym roku miał apetyt na więcej i wystartował w Półmaratonie Błędnych Skał, w Złotym Maratonie czy w pięćdziesięcio kilometrowej Ultra Kotlinie. Michał został namaszczony na ultras’a, w dniu, w którym namówiony przez kolegę kupił swój pierwszy zegarek z dużą baterią. W dwa tysiące dwudziestym pierwszym roku było już grubo, bo wszedł Bugt, sto kilometrowy Chojnik i sto czterdzieści kilometrów Ultra Kotliny. I Michał tak trenował, i zdobywał doświadczenie aż kilka dni temu przy słabej pogodzie, i mega błocie wygrał Łemkowyną sto pięćdziesiąt, uzyskując czas siedemnastu godzin, i sześciu minut, co stanowi piąty czas na tej trasie. Obłęd. Zapowiada się, że w przyszłym sezonie Michał będzie rywalizował z najlepszymi ultrasami. Taki z niego świeżak. 

 

 

Cześć Michał. Witam Cię.

 

Michał: Cześć Kamil. Fajnie, że wpadłeś. 

 

BHU: Ja dziękuję bardzo, że przyjąłeś mnie tutaj u siebie w domu. Mam nadzieję, że słońce nie zajdzie jakoś strasznie szybko i trochę tego światła nam zostawi. 

 

Michał: Mamy jesień. Jeszcze chwilkę poświeci.

 

BHU: Jeszcze chwilkę, piękna jesień. Słuchaj interesuje mnie Twoje bieganie wiesz. Bardzo jesteś fajnym biegaczem, fajną osobą, ale powiem Ci, że jest jeden Twój trening, który mega mnie zainspirował. To jest trening, który zrobiłeś w Górach Suchych tam chyba z Sokołowska na Stożek Wielki. W dziewiętnastu kilometrach robisz dwa tysiące dwieście przewyższenia. To jest jakiś total. Ja nie wiem czy na Ślęży można tyle wykręcić słuchaj. 

 

Michał: Na Ślęży też można zrobić dużo. Jest to świetna górka. Natomiast Góry Suche są nazywane małymi Alpami tak naprawdę. Tam, żeby wejść na kolejny szczyt to musisz zejść z poprzedniego praktycznie do podstawy góry. Też zawsze starałem się szukać sobie tras, które właśnie mają duże przewyższenie i tak je mniej więcej treningowo też układałem. Nie wiem, na pewno miało to odzwierciedlenie później na zawodach, jeżeli chodzi o właśnie wbieganie na te szczyty, bo też na każdym treningu starałem się je wbiegać. Nie wchodzić, a wbiegać. Chociaż treningowo. Znaczy, chociaż pod nie jedno z tych wzniesień łatwiej i szybciej byłoby wejść, natomiast treningowo zawsze starałem się je wbiegać, co mi wychodziło. Nawet samą ścianę na Wali Górę udało mi się raz pokonać biegowo, więc sam byłem zaskoczony, ale do tego w Suchych też muszą być odpowiednie warunki. 

 

BHU: Bo co tam mokro potrafi być, tak? 

 

Michał: Ogólnie właśnie nie. Jak tam jest mokro, wilgotno to jest fajne podłoże, które trzyma. Jeżeli te góry są suche, jak ich nazwa mówi i nie było deszczu dłuższy czas to mamy luźne podłoże, i wtedy jest, i uślizg mamy na podejściach, i mamy luźne podłoże na zbiegach.

 

BHU: Czyli, co tam jakieś małe kamyczki są?

 

Michał: Tam jest taki można powiedzieć tłuczeń, taki większy, mniejszy, co wszystko sprawia, że.

 

BHU: Ślizgasz się?

 

Michał: Wiele z tych górek właśnie ma taką charakterystykę, że jest ten tłuczeń i wiosna - jesień to są najlepsze warunki na szybkie bieganie po Suchych. Jeżeli jest sucho, mamy lato to tam troszkę nam ta noga się zawsze będzie ślizgać.

 

BHU: To ciekawe.

 

Michał: Ale wracając jakby do Twojego pytania. 

 

BHU: Tak.

 

Michał: Starałem się właśnie układać zawsze te treningi, żeby tego APU było jak najwięcej. To też wiąże się z tym, że mieszkając tutaj we Wrocławiu w tygodniu treningów, w tygodniu od poniedziałku do piątku mam jedyne, co wzgórze Maślickie potocznie zwane górką śmieci, na którym też potrafię zrobić tysiąc APU jak się uprę.

 

BHU: Na ilu kilometrach?

 

Michał: To wychodzi tam około. Około taki trening, około dwudziestu kilometrów z dobiegnięciem tam i powrotem do domu.

 

BHU: Ale co musisz dwadzieścia razy wbiec na tę górkę? 

 

Michał: Nawet więcej.

 

BHU: Nawet więcej.

 

Michał: Tam mamy około czterdziestu metrów przewyższenia na stu pięćdziesięciu metrach długości. To wzgórze ma czterdzieści siedem metrów tak od podstawy do szczytu. 

 

BHU: I co? I jak Ty ogarniasz te treningi? W sensie coś na uszy wrzucasz sobie jakiś audiobook? 

 

Michał: Nie, po prostu klapki cudzysłowiu na oczy, na uszy i lecę. Ja jestem taką osobą, gdzie jak sobie coś postanowię to ja to zrobię. Nie było treningu, który przerwałem gdzieś. Nie było treningu, zawodów, na których zrezygnowałem tak po prostu, bo nie wiem, bo głowa mi na to nie pozwoliła. Na szczęście, jakby zdrowie pozwalało mi też ukończyć każdy z biegów, każdy z treningów, więc spoko. Dbam też o to, żeby jednak oprócz samego tego biegania robić też inne rzeczy. Może dzięki temu wygląda to tak jak wygląda. Nie mam tutaj jakiś przerw związanych z kontuzjami. Jasne coś tam gdzieś zaboli od czasu do czasu, bo tego się nie da oszukać, ale na szczęście jakieś poważniejsze rzeczy mnie omijają. 

 

BHU: A powiedz, wróćmy jeszcze do tych Gór Suchych, bo Ty chyba pochodzisz z tamtych rejonów, prawda? 

 

Michał: Tak. Wychowałem się w Mieroszowie, prawda. Urodziłem się we Wrocławiu, natomiast wychowałem się w Mieroszowie. Rodzice mieszkali w Wałbrzychu. Tam się też wychowali. Mieli okazję kupienia domku w Mieroszowie, z której skorzystali. Także od czwartego roku życia mieszkałem w Mieroszowie, ale to też nie jest takie proste, jakby się wydawało to wszystko, bo tak naprawdę ja z tych gór nie korzystałem. Mieszkając tam, ucząc się w podstawówce, ucząc się jeszcze w technikum te góry gdzieś tam były. Przyjeżdżali ludzie i mówili: Wow, jakie Wy tu macie super góry. Gdzie? Co? Jakoś wtedy nie miałem jeszcze bakcyla, nie miałem fanu chodzenia po tych górach. 

 

BHU: Nawet na spacery nie chodziłeś? 

 

Michał: Gdzieś tam się chodziło, biegało, jakieś ogniska organizowało i to mniej więcej taki był kontakt z tymi górami, natomiast nic absolutnie związanego z trekkingiem, a już zupełnie z bieganiem. 

 

BHU: A Twoi rodzice, czemu się wprowadziły w te rejony? Czy oni lubili góry?

 

Michał: Wychowani byli w Wałbrzychu. Mieroszów leży piętnaście kilometrów od Wałbrzycha, więc był bardzo blisko. To były czasy, kiedy gdzieś tam o mieszkania było ciężko. Gdzieś tam jakieś mieli okazje, bo firma, w której mama pracowała budowała domki w Mieroszowie i mieli po prostu okazję kupna tego domku, i skorzystali z tego. Też nie wiedzieli, jak to będzie dojeżdżać do Wałbrzycha, do którego wtedy jeszcze nie było za bardzo komunikacji i wtedy granica państwa była zamknięta, bo Mieroszów leży trzy kilometry od granicy z Czechami, więc nie było tam jakiejś infrastruktury rozwiniętej, więc to takie było wszystko ciężkie. Pamiętam zimy też, gdzie chodziło się w zaspach po kolana, po pas do szkoły na przykład, bo ta droga jeszcze nie była dbana, nie była odśnieżana. Tak samo gdzieś tam rodzice nie mogli autem na przykład wyjechać maluszkiem spod domu, bo musiał dopiero przyjechać pług na Gąsienicach udrożnić tą drogę, więc było dużo chodzone po śniegu. Nie było tam wtedy łatwo. Też do szkoły te dwa kilometry dzień w dzień w tą i powrotem.

BHU: Tak.

 

Michał: Także to może to ta pamięć mięśniowa. 

 

BHU: Nie, dwa kilometry to nie tak dużo. Bez przesady. 

 

Michał: Wiesz to wyglądało tak, że.

BHU: Chyba, że biegałeś.

 

Michał: Nie. Biegać, nie biegałem. Chodziłem, bo w sumie całą podstawówkę, cały czas, kiedy chodziłem do technikum to tą drogę pokonywałem w tą i z powrotem raz dziennie. Przynajmniej raz dziennie, bo też gdzieś tam kopałem piłkę w klubie Mieroszowie, w trampkarzach, juniorach, troszkę też w seniorach. Trening był zaraz koło szkoły, więc to były znowu te dwa kilometry, więc też trochę było tego chodzenia. Także nie było gimbusów, nie było tam jakiejś takiej komunikacji miejskiej, wiejskiej. Miejscowość, jakby nie patrzeć, ale trzeba było chodzić. 

 

BHU: Czyli coś tam pokopałeś jednak tą piłkę? Poruszałeś się troszkę.

 

Michał: Tak. Ogólnie, jeżeli chodzi o te lata młodości to tak. Kopało się tam u nas piłkę. Wszędzie w tą piłkę się chyba kopało. Był Klub KKS Biały Orzeł Mieroszów. W tym momencie już istnieje pod inną nazwą. Natomiast kopało się. Fajna sprawa. Mieliśmy też bardzo fajne kontakty ogólnie jako gmina przez mojego nauczyciela z podstawówki Zbigniewa Kolankę, świętej pamięci już. Nawiązane kontakty z krajami skandynawskimi – Dania, Norwegia. Dzięki temu mieliśmy w podstawówce też dużo sprzętu. Na przykład mieliśmy narty biegowe, które mogliśmy sobie wypożyczać w okresie zimowym, śmigać, więc tam też przygodę z nartami biegowymi miałem. Dwa razy wziąłem udział w biegu Gwarków, który jeszcze wtedy odbywał się w Andrzejówce. Także gdzieś ten sport cały czas gdzieś tam był. Natomiast to było zupełne amatorstwo. Nie przykładałem do tego jakiejś wielkiej uwagi.

 

BHU: I do którego roku żyłeś Mieroszowie? 

 

Michał: Do końca technikum. Później przyjechałem na studia do Wrocławia i tutaj już zostałem. 

 

BHU: Tak i tu się sport pewnie skończył znając życie. 

 

Michał: Sport się skończył na studiach. Tak. Już w technikum się powoli zaczynał kończyć. Wiadomo, jak to jest. Tu piwka, jakieś tam wagary i tego typu rzeczy. Wiadomo, że grając w takich juniorach w zaściankowym klubie kariery nikt nie mógł za dużej zrobić, więc zaczęło się gdzieś tam korzystać z tego życia w inny sposób. Sport zszedł zupełnie na drugi plan. Został zupełnie wyeliminowany już w okresie studiów poza obowiązkowym wf-em, ale to też, jakby ten obowiązkowy WF na studiach też troszkę tutaj się przyczynił, bo między innymi byłem na WF-ie na wioślarstwie. Byłem właśnie na turystyce górskiej i dzięki tej turystyce, i ogólnie na Wydziale elektrycznym, na którym studiowałem na polibudzie był dziekan Kłos, Zbigniew Kłos, który robił rajdy elektryka. I te rajdy elektryka przetoczyły się w pewnym momencie w koło turystyczne - Studencki Klub Turystyczny, gdzie organizowaliśmy pewne wyjazdy treningowe dla ludzi z uczelni i mieliśmy też takie swoje wyjazdy, jakby dla załogi, dla członków klubu. Między innymi stamtąd też jeździliśmy na trekkingi na przykład do Rumunii, na Ukrainę. Także wtedy, jakby narodziła się ta miłość do gór. Także wtedy dopiero wracając na weekendy do Mieroszowa zacząłem chodzić po tych górach właśnie, zwiedzać Góry Suche, poznawać je, żeby znać, jak własną kieszeń.

 

BHU: I wtedy się pukałeś w głowę: Co ja tyle lat? 

 

Michał: Tak i wtedy zobaczyłem to, co Ci ludzie, którzy przyjeżdżali gdzieś do nas i mówili: Wow, jakie Wy tu macie piękne góry? Tak, wtedy mogłem to potwierdzić dopiero. 

 

BHU: A one rzeczywiście. Ja nie byłem nigdy w Górach Suchych, ale przejeżdżałem samochodem kiedyś wracając chyba z Karkonoszy w Góry Sowie i jechałem właśnie tą drogą przy granicy, tuż przy granicy. One rzeczywiście robią niesamowite wrażenie, bo to jest to, co powiedziałeś, że bardzo strzeliliście od poziomu płaszczyzny wychodzą w górę bardzo szybko i zawsze sobie myślałem: Muszę tu wrócić, muszę tu wrócić, ale jeszcze mi się nie udało.

 

Michał: Jest tam wiele takich wyryp, gdzie niejeden biegacz przeklina pod nosem, że zaczął, że w ogóle biegnie tam, albo że bierze udział w jakiś zawodach, które tam są organizowane.

 

BHU: Właśnie, bo tam SOKO Rebeliada się odbywa, prawda?

 

Michał: Tak, jak najbardziej. Tutaj właśnie Marek z Arturem zrobili świetne zawody. Nie wiem, co jest nie tak, że one nie przyciągają rzeszy ludzi, bo naprawdę to jest rewelacyjna impreza. Mam nadzieję, że to się zmieni i że chłopakom w ogóle wystarczy energii na to, ale tak.

 

BHU: Oni mają ambicję zrobić z tego większą imprezę, bo ja zawsze miałem wrażenie, że to z założenia jest taka kameralna impreza.

 

Michał: To ma być kameralna impreza, ale nawet, jakby zainteresowanie ludzi nie jest tak duże, żeby zrobić z tego kameralną imprezę. 

 

BHU: OK. To musimy im pomóc w takim razie. 

 

Michał: Tak. Myślę, że tutaj to na pewno trzeba po dorzucać im tam po kamyczku do tego, żeby to się udało, bo w tym roku zakończyło się zupełnie innym eventem niż był przewidywany. Natomiast dwa lata temu wskazywało na to wszystko, że będzie tam dobrze. Była mniej więcej liczba osób, którą chłopaki zakładali. Było fajnie, było kameralnie. Wszystko dopisało. 

Właśnie ten ostatni rok zupełnie, jakby tutaj słabiej.

 

BHU: To nic.

 

Michał: Trzeba przeanalizować. Myślę, że chłopaki już odrobili zadanie, co tam poszło nie tak, ale jak najbardziej impreza na pewno godna polecenia. Tym bardziej, że ona tutaj się wiąże z plugging’iem i każdy tutaj musi na metę chociaż jednego śmiecia przynieść. Jest robiona tutaj zgodnie z duchem Zero waste, czyli nawet szarfy oznaczające trasę są robione z barwionych na przykład kurkumą prześcieradeł. Także tutaj naprawdę super. Naprawdę fajna robota, rodzinna atmosfera, Góry Suche. Jeszcze jak pogoda dopisze wydawałoby się przepis na sukces. 

 

BHU: Właśnie, a tam na tych zawodach słuchaj też jest tak trasa poprowadzona, że są syte przewyższenia?

 

Michał: Tak, są tam te najfajniejsze wyrypy, które są w tych górach to są na tej trasie. 

 

BHU: Ty masz rekord trasy na trzydziestu trzech kilometrach, tak?

 

Michał: Na czterdziestu pięciu.

 

BHU: Na czterdziestu pięciu. Przepraszam.

 

Michał: Na czterdziestu pięciu trzy lata z rzędu biegłem ten dystans.

 

BHU: I ile tam jest przewyższeń?

 

Michał: Tam jest chyba około dwóch i pół tysiąca. Może i by się dało wyciągnąć więcej, ale trasa jest tak fajnie ułożona, że naprawdę jest super. I są miejsca, gdzie można szybko pobiec, i są miejsca, gdzie nie można pobiec w ogóle. Takie najważniejsze miejsca z tej trasy to jest na przykład podejście na Garbatkę bądź podejście na Bukowiec, bądź Szlak Niebieski, Sokołowska przez Włostową Kostrzynę i Suchawę. Jest między innymi właśnie Waligóra ta ściana. Także jest cała kwintesencja można powiedzieć Gór Suchych na tej trasie. Fajnie. Ogólnie w Górach Suchych są jeszcze inne biegi. Na przykład Mieroszowskie Centrum Kultury organizuje teraz chyba w tym roku. Tak, w tym roku będzie druga edycja Diabelskiego Koła Gór Suchych. Tam też biegamy jedną, dwie bądź trzy pętle tyle, że po tej samej trasie, ale na pętli mamy tysiąc pięćset przewyższenia. Także decydując się tutaj na odcinek 66-kilometrowy mamy trzy i pół APU do zrobienia.

 

BHU: To ładnie.

 

Michał: Znowu z drugiej strony, jakby tutaj gór bardziej od strony tutaj właśnie Mieroszowa, Boguszowa mamy Górę Lesistą Wielką i tam też jest organizowany bieg Lesista Trzydziecha. Także mamy w sumie można powiedzieć w gminie trzy biegi. Trzy biegi naprawdę po fajnych górkach. Wszystkie fajnie zorganizowane. Także warto. Zapraszam ogólnie jako osoba, która tam się wychowała, która czuje się może już nie jest oficjalnie mieszkańcem Mieroszowa, 

ale czuje się, jakby tam lokals’em. Także naprawdę polecam i tak samo treningowo to miejsce. Naprawdę można tam kawał dobrej roboty zrobić. 

 

BHU: Powiedz w takim razie Michał, kiedy Ty zacząłeś biegać, bo całkiem niedawno zacząłeś biegać. To nie jest tak, że Ty masz za sobą długą historię biegową. Jesteś ciągle taką świeżynką. 

 

Michał: Tak, zgadza się.

 

BHU: I to jest ciekawe czy zacząłeś od płaskiego, czy od razu w góry? Jak to u Ciebie było? 

 

Michał: Wiesz co to w ogóle ciekawa historia jest, bo to był rok dwa tysiące dziewiętnasty, styczeń jak to z reguły. Może to nie było typowe postanowienie noworoczne, nie o to chodziło, ale po prostu stwierdziłem coś trzeba zacząć ze sobą robić, bo tu gdzieś guziki na koszulach się same zaczęły rozpinać. Mówię: Kurde. 

 

BHU: Właśnie czytałem, że Ty sto kilo ważyłeś, tak?

 

Michał: Około stu kilo. W kulminacyjnym momencie nie zważyłem się.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Ale wiem, że jak się ważyłem waga pokazywała dziewięćdziesiąt siedem, gdzieś przy moim wzroście nie jest to jakaś tragedia, nie oszukujmy się.

 

BHU: Ty wysoki jesteś.

 

Michał: Ale tu już boczki były, brzuszek był, koszule się rozpisały. Koszule czterdzieści dwa. Mniej więcej już tutaj same potrafiły, guziki może się nie urywały, ale rozpinały się zwyczajnie. Mówię: Nie. Trzeba coś zrobić. Córy były małe i tak w sumie stwierdziłem, że kurczę. Co tu zrobić? Coś tam pływam, coś tam jeżdżę na rowerze. 

 

BHU: Triathlon. 

 

Michał: Siłownia. Nie, siłownia też nie moja bajka. Poza tym tak na siłownię to trzeba gdzieś pojechać. Tu jeszcze w okolicy za bardzo nic wtedy nie było. Zmarnować czas na dojazd, na powrót. Mówię: Kurczę, ja nie mam tego czasu. Ja mam małe dzieci. To nie. To trzeba taką aktywność znaleźć, która jakby zajmie najmniej czasu. Mówię: Kurczę, kiedyś coś tam biegałem jakieś te przełaje w podstawówce, gdzieś tam jakieś zawody międzyszkolne były, coś tam się biegło. Może nie trenowało, ale się coś tam biegło. Jakoś się to tam biegło. Coś dam radę z tym bieganiem chyba. Jeszcze miałem taką zajawkę w dwa tysiące bodajże dwunastym bądź trzynastym roku mój kolega ze studiów. Mieszkałem w innym miejscu we Wrocławiu wtedy i go idąc do domu spotkałem. Janek Ty biegasz? Mówi: Biegam. Coś trzeba ze sobą zrobić. Kiedyś wiesz, co kup jakieś buty, pobiegnę z Tobą i miałem taką zajawkę chyba trzy miesięczną. Coś tam próbowałem biegać, biegałem po parku Zachodnim we Wrocławiu, ale właśnie później pierwsza córa, gdzieś tam się już na horyzoncie pojawiła. Wszystko, jakby zeszło i do tego dwa tysiące dziewiętnastego roku to już tylko była tak naprawdę kanapa, podnoszenie ciężarów wiesz.

 

BHU: W postaci dzieci?

 

Michał: Dzieci i powiedzmy tam wiesz jakiś tam kufli. Tego typu sport.

OK. Także tak to wyglądało, ale jakby wracając do tematu to ten moment, kiedy faktycznie zacząłem jakoś regularnie mieć styczność ze sportem to był ten dwa tysiące dziewiętnasty, styczeń. Stwierdziłem: Dobra, właśnie. Tak, bieganie to będzie super. Wychodzę z domu. Mam robić czterdzieści pięć minut ćwiczenia to czterdzieści pięć minut ćwiczenia, wracam do domu. Jestem, super. Nikt wtedy nie wiedział, że zacznę biegać ultra.

BHU: Ups.

 

Michał: I treningi nie będą się kończyć na trzydziestu - czterdziestu minutach. Dobra, wracając do tematu. Biegałem tutaj wkoło na początku po asfalcie zaczynając gdzieś od pętelek półtora kilometra, trzy kilometry, pięć kilometrów oczywiście popełniając wszystkie błędy początkującego biegacza, czyli oczywiście wrzucamy sobie coraz szybciej i coraz więcej, więc problemy z kolankami, gdzieś tam ze ścięgnami. Chodziło się po ortopedach, bo się nie wiedziało, że wtedy, że trzeba iść do fizjoterapeuty, nie do ortopedy. Także wszystkie błędy przerobiłem. To, że sobie kupiłem oczywiście najtańsze buty, bo nie wiem, jak długo będę biegał, czyli wszystko, co można było zrobić źle, to zrobiłem. Na szczęście przetrwałem. 

Ortopeda wysyłał mnie na kanapę. 

 

BHU: Tak.

 

Michał: Niech Pan sobie da spokój z tym bieganiem. To bieganie jest niezdrowe i złe. Widzi Pan boli Pana to i tamto. Ja tu nic nie widzę, ale Pana boli. Proszę przestać. Nie, zawziąłem się. Zupełnie nie miałem pojęcia jeszcze wtedy o biegach górskich. W ogóle praktycznie nie wiedziałem. Może, że nie wiedziałem, że coś takiego istnieje to nie pamiętałem, że to istnieje, bo kiedyś robiąc z żoną i z kolegą trekking w Karkonoszach akurat wybraliśmy się w momencie, kiedy był tam bieg w Karkonoszach. Nie pamiętam dokładnie. To był właśnie chyba albo Ultra Maraton Karkonoski. Chociaż to nie jestem w stanie teraz powiedzieć. Na pewno jakiś dłuższy bieg około maratoński. Trasa była od Trzebnicy do Śnieżki i z powrotem, i tam właśnie natrafiliśmy na masę ludzi biegających po Karkonoszach. To coś takiego dziwnego dla nas było. W końcu idziemy tyle kilometrów oni to jeszcze biegają to w jakimś tam czasie, bo później wracając na Szrenicę rozmawialiśmy z jednym z zawodników, który mówił, że pokonał to w ileś tam godzin, co dla nas było w ogóle czymś niezrozumiałym, ale oczywiście gdzieś tam później o tym zapomniałem. Pierwszym moim ogólnie jakimś startem był start w półmaratonie w Jelczu, w Laskowicach. Skąd to się wzięło? Wzięło się stąd, że mamy znajomych, którzy mieszkają w Jelczu i już tam od paru lat wcześniej z naszymi córami jeździliśmy, bo tam były przy tym maratonie organizowane biegi dla dzieci. Tam dzieciaki biegały, dostawały na mecie medal, muffinkę, więc był fan, ale jak już zacząłem biegać ten kolejny rok, jak to teraz wiesz powiedzieć dzieciom: Wy tam biegajcie znowu, a ja, co wychodzę codziennie na bieganie, się pytają: Gdzie jest tata? Co nie pobiegnę teraz na zawodach? Dobra. Stwierdziłem: Dobra, zapiszę się, biorę ten pakiet. Coś tam pobiegniemy. Zapisałem się tam na półmaraton i poleciałem. Przygotowywałem się. W sumie jak zacząłem biegać w połowie, pod koniec stycznia te zawody były na początku maja pierwszy bądź trzeci.

 

BHU: I co? Jak Ci poszło na tym półmaratonie?

 

Michał: Godzina czterdzieści dwa z groszem, ale tak zupełnie nieświadomy tego jak to się tam będzie biegło wcześniej gdzieś jakoś treningowo zrobiłem sobie te dwadzieścia dwa, żeby nie było, ale tam jednak już jakieś emocje zagrały. Ludzie po tym biegu zaczęli mi tam mówić, że fajny czas. Słuchaj, to Twój pierwszy to rewelka. Gdzieś tam słuchałem. Z drugiej strony poszedłem sobie później na dekoracje, bo skoro mają być losowanki nagród to sobie pójdę. Poszedłem na tą dekorację i patrzę na trzecim miejscu mój kolega ze studiów. Mówię: Kurde. To on może. Tak samo nic nie ćwiczył wtedy nic jak ja, a on teraz tutaj może. Zszedł z tego podium, pogadaliśmy chwilkę. Okazało się, że od półtorej roku trenuje wioślarstwo w klubie właśnie przy Politechnice i że w sumie tą formę taką, tą wydolność bardziej, bo to bieganie to u niego, jakby dodatkowa sprawa była zrobił sobie w półtora roku. Mówię: Kurde. Biegam cztery miesiące to jeszcze trochę pobiegam. Może jakieś efekty tego będą. Mówię: Dobra to.

 

BHU: Ale zależało Ci tak na tym, żeby to bieganie przynosiło Ci jakieś wymierne efekty, czy to jest kwestia bardziej Twojego charakteru, że jak już coś robisz to chcesz to robić porządnie? 

 

Michał: Tak, to na pewno to, bo z reguły taki już mam właśnie charakter, że jak się za coś biorę to to robię. Jak wiem, że to nie jest dla mnie i to po prostu tego nie biorę i nie będę tego robił.

 

BHU: OK.

 

Michał: Albo powiem wprost, że to nie jest moja bajka. Mogę spróbować, ale jak już.

 

BHU: Czyli gdybyś nie osiągnął po jakimś czasie coś, czegoś w tym sporcie, to byś sobie go odpuścił myślisz?

 

Michał: Nie wiem. Nie miałem okazji się przekonać.

 

BHU: Ale jakieś inne rzeczy w życiu, które w ten sposób, jakieś inne zajawki, które miałeś, które zaczynałeś?

 

Michał: Wiesz co aż takiej mocnej to nigdy nie.

 

BHU: Nie miałeś. 

 

Michał: Nigdy nie. Ta piłka, o której tu wcześniej wspominaliśmy, to była raczej zabawa taka dzieciaka. Często gdzieś tam w tym klubie tam się na przerwie, gdzieś papieroska zapaliło, po meczu wpiło piwko. Powiedzmy tak to wyglądało. To nie było na poważnie. 

 

BHU: Tak. 

 

Michał: Tutaj mówię jeszcze, jakby ten półmaraton też nie przed świadczył, o jakby tutaj, o niczym, ale stwierdziłem, że OK. Jeżeli mam to dalej robić. Popatrzyłem ludzie jakieś te zegarki takie mają, coś im tam liczą.

 

BHU: Co to jest?

 

Michał: Tylko z jakimś zegarkiem, co ma godzinę i tylko tętno, i nic więcej. Trzeba coś kupić. Mówię: Nie. To idę do jakiegoś sklepu, bo oczywiście zacząłem najpierw drążyć internety, ale dla kogoś początkującego to po prostu stek informacji i w sumie nie wiesz co tam jest ważne, co jest nieważne. Od razu trafiłem na Czarka, który jest ultra maratończykiem. Cezary Kupiński. Tak popatrzył na mnie. Mówi: Weź ten. Mówię: Ten taki drogi, ale nie. Ty musisz mieć zegarek z porządną baterią. Ty będziesz biegał ultra. Człowiek po skończonym jednym półmaratonie. 

Oczywiście Czarek zapytał mnie wtedy.

 

BHU: On po prostu był dobrym sprzedawcą.

 

Michał: Wiesz, co na pewno też.

 

BHU: Na pewno zasługujesz słuchaj na zegarek dla ultras’a.

 

Michał: Później Czarka poznałem bardzo dobrze. Znamy się cały czas, więc nie tylko jest dobrym sprzedawcą. 

 

BHU: Ale wyczuł coś w Tobie, tak?

 

Michał: Coś musiał wyczuć. W ogóle on wtedy też mówi: Słuchaj. Wiesz, tu musisz mieć te ultra. Są takie biegi po górach. Ja na przykład biegnę tam jakiś tam nie pamiętam w Złotym Stoku chyba tam o jakimś biegu mi wspomniał, mówi i tak zacząłem wtedy po tej jego informacji inwigilować sobie, co to jest to górskie bieganie. Ja mówię: Kurczę fajnie. Przecież jeździmy do rodziców często do Mieroszowa, to mam te góry na wyciągnięcie ręki. Spróbujemy i zaczęło się. Jeden wypad w te górki, drugi wypad, trzeci. Już później byłem chory na to.

 

BHU: Dobrze, ale najpierw długi czas trenowałeś w ogóle sam prawda bez trenera?

 

Michał: Tak.

 

BHU: Które zawody były pierwszymi takimi, które Ci powiedziały, że jest dobrze i że warto w ogóle rozwijać tę zajawkę?

 

Michał: To, co mnie w ogóle umocniło już na samym początku to były zawody w Głuszycy WRC, gdzie stanąłem tak ni z tego, ni z owego na trasie lajt na pudle w kategorii wiekowej i to był taki zastrzyk, gdzie kurczę ledwo, co tutaj to wtedy był październik, więc powiedzmy trochę więcej niż pół roku biegania, gdzieś te góry już się tam więcej zaczęły. Mówię: Jest jakiś materiał.  Trzeba próbować.

 

BHU: Jaki dystans?

 

Michał: To chyba jest dwadzieścia dwa kilometry. Dwadzieścia dwa kilometry w Głuszycy właśnie też po Górach Suchych, Kamiennych tylko, jakby od drugiej strony niż Sokołowską. 

 

BHU: Tak.

 

Michał: Także też bardzo fajne zawody. One później po tym roku dwa tysiące dziewiętnastym chyba przez dwa lata się nie odbyły i w zeszłym roku. Przepraszam, w tym roku przejęła to nowa ekipa i te zawody odbyły się w tym roku w marcu. Oj była tam katastrofa.

 

BHU: Wróciłeś na nie? 

 

Michał: Nie, wróciłem oczywiście na nie. Wróciłem na dystans już ultra. Tam pięćdziesiąt parę kilometrów tylko, że w marcu w Górach Suchych, szczególnie patrząc na nasze ostatnie zimy tam jest lód. Była rzeź niewiniątek na tych zawodach. Wiele osób skończyło z jakimiś szytymi ranami. Natomiast tak, że ja te góry znałem, wiedziałem, więc czego tam się można spodziewać, więc też szykowałem się na to. Wiedziałem, gdzie trzeba na tyłku zjechać, a nie udawać, że się biegnie i i po prostu. Nie, ale tak wiedziałem, że muszę wrócić na te zawody i tak czułem to w sobie, że trzeba. Ta trasa ultra już była dla mnie taka powiedzmy za krótka, bo już w tym momencie stronię raczej od tych krótkich biegów. Chociaż to teraz pobiegłem Ultra Kotlinę krótką.

 

BHU: Właśnie.

 

Michał: Też fajnie to wyszło, ale ogólnie, jeżeli jest gdzieś jakiś najdłuższy dystans staram się go wybierać. Wychodzę z założenia, że mój czas biegu musi być dłuższy niż droga, którą pokonałem do tego miejsca, gdzie są te zawody.

 

BHU: Oczywiście, oczywiście. Poza tym trzeba wykorzystać pakiet do granic możliwości, wszystkie punkty. 

 

Michał: Tak. Szczerze mówiąc rzadko z tych punktów korzystam tak w pełni. Z reguły to się ogranicza do wzięcia wody, iso banana. 

 

BHU: Tak i rozsiadasz się.

 

Michał: Resztę rzeczy mam z reguły przy sobie, jeżeli nie mam przy sobie też na wielu biegach z reguły zawsze jeździmy rodzinnie, więc supportują mnie dziewczyny, więc też wielki szacun dla nich tutaj, bo niekiedy też wstają wcześniej rano albo jeżdżą tak, jak na przykład na kabel’ce za mną po nocy. 

 

BHU: A support w postaci rodziny.

 

Michał: Tak.

 

BHU: Super. 

 

Michał: Także dziewczyny fajnie. Żona, jak najbardziej tutaj mnie wspiera. Dziewczyny też się już troszkę w to wkręciły i wspierają mnie, i kibicują innym. Także naprawdę fajna zajawka. Zawsze też cieszą się, że jedziemy w góry. Mają swoje ulubione miejsca na przykład Szklarską, na przykład Góry Stołowe i ulubione wejście na Szczeliniec po schodkach. Także są takie już miejsca, gdzie dzieciaki już takie fajne dla nich, rozpoznawalne. 

 

BHU: A taki pierwszy bieg, na którym rywalizowałeś w takiej poważnej stawce, że wiedziałeś już, że znałeś zawodników na pierwszej linii i wiedziałeś, że chcesz z nimi powalczyć to, jak myślisz?

 

Michał: Wiesz, co może z tych zawodników na pierwszej linii to na początku nie, ale gdzieś zawsze, dzięki tutaj portalowi Rajd Main Trial tworzyłem sobie te listy startowe. Patrzyłem mniej więcej, kto jest troszkę wyżej niż ja i starałem się właśnie tutaj szukać rywali, gdzieś tam o ten level wyżej. Nie od razu celowałem w najlepszych, bo to też mogła być krótka droga dziesięć kilometrów i podziękował, ale tak na sto procent to szukałem już zawodów pod tym kątem, i chciałem walczyć z najlepszymi w tym roku. W tym roku, bo tak wcześniej to jednak też nie brałem udziału w tych najbardziej obleganych zawodach z całą naszą stawką, elitą to też.

 

BHU: Ale celowo szukałeś takich zawodów mniej osadzonych?

 

Michał: Nie. Zupełnie nie. Przez to, że tak jak powiedzieliśmy sobie wcześniej jestem świeżakiem, to po prostu chciałem brać udział w tych imprezach, które gdzieś tam ktoś o nich pisał, że są super, że są fajne, są jakimś tam powiedzmy wchodzą, nie wiem w koronę ultra po górach polskich na przykład, więc bardziej pod tym kątem szukałem biegów. Chciałem je zaliczyć. Dużo też ze względu na specyfikę i to, co mi się podoba, czyli bardzo techniczne trasy to też dużo biegałem po Górach Stołowych na przykład zawodów tutaj organizowany.

 

BHU: Plus jest blisko Ciebie to też.

 

Michał: Tak, dokładnie tak. To też często albo wtedy ruszałem. Znaczy z reguły jedziemy gdzieś w to miejsce, nawet jak nie jest daleko tutaj stosunkowo do Wrocławia, żeby już tam na tym starcie być na miejscu, a nie jeszcze w trasie powiedzmy kilka godzin przed i druga rzecz jest taka. Też ze względu na to, że ja cały czas, jakby realizowałem swój plan do tego, żeby wydłużać ten dystans i iść w kierunku tego ultra, dlatego też, jakby moim celem nie było do końca rywalizacja gdzieś tam na jakiś dystansach. Powiedzmy na tych dystansach, na których obecnie byłem trenowany tylko przygotowywanie siebie i sprawdzanie się na dystansach poziom wyżej, i bardziej szukałem pod tym kątem zawodów, żeby to były w miarę rozpoznawalne zawody oczywiście, gdzie sobie stawiałem tą poprzeczkę od początku roku z zawodami o dwadzieścia kilometrów dalej na przykład. 

 

BHU: A właściwie, dlaczego wymyśliłeś sobie to ultra? 

 

Michał: Dlaczego to ultra? To jest prosta odpowiedź. Ja po prostu wolę to długie zmęczenie takie  fizyczne niż tą zadyszkę na krótkich dystansach.

 

BHU: OK. Właśnie.

 

Michał: Ale ciężej mi jest osiągnąć tego maxa w krótkim czasie niż dać z siebie maxa powiedzmy w tym przedziale rozłożonym na kilka godzin, kilkanaście godzin.

 

BHU: Słuchaj niby tak, ale Ty i tak należysz do zawodników, którzy biegają różne dystanse i na wszystkich tych dystansach dobrze sobie radzą. Ultra Kotlina trzydzieści ostatnio i biegasz też z powodzeniem bardzo dobrze i sto czterdzieści, więc super sobie radzisz na tych krótkich.

 

Michał: Tak. To słyszałem właśnie to już od wielu osób, że jestem takim dość uniwersalnym zawodnikiem.

 

BHU: Jesteś.

 

Michał: Gdzie i poradzę sobie na krótkim dystansie, i poradzę sobie spokojnie na długim. Natomiast ja mam więcej fanu, jednak z tego zwiedzania.

 

BHU: Lubisz przygody.

 

Michał: Ciężko mówić o zwiedzaniu patrząc cały czas pod nogi.

 

BHU: Za szybko zwiedzasz.

 

Michał: Tak, trochę za szybko zwiedzam. Też właśnie też tak niekiedy człowiek siedzi i tak myśli: Kurde po, co mi tak zasuwać po tej trasie? Przecież ja nic tam.

 

BHU: Nic się nie nacieszę.

 

Michał: Tak. To, co wspomniałem też, dlatego jedziemy z reguły rodzinnie. Jedziemy na parę dni więcej, żeby jeszcze zaliczyć sobie jakiś trekking, popatrzeć gdzieś w te górki, przejść się, coś zrobić. 

 

BHU: Fajnie.

 

Michał: Mówię.

 

BHU: A jeździsz czasem na takie wyjazdy na rekonesans trasy na przykład? 

 

Michał: Jeżeli tutaj miałem w zasięgu albo mam jakąś sposobność tak. Z reguły, jeżeli tutaj gdzieś te zawody mówimy w pobliżu, gdzieś tutaj na Dolnym Śląsku to gdzieś w ramach niedzielnego, sobotniego treningu takie rekonesanse sobie niekiedy robiłem. Jedyny rekonesans trasy, gdzie wybrałem się dalej to w zeszłym roku byłem zrobić sobie rekonesans przed Granią Tatr, bo jednak to wiązało się z tym, że ja tak naprawdę poza Morskim Okiem wcześniej nie byłem w Tatrach. Wycieczka z podstawówki Morskie Oko, koniec. Tak.

 

BHU: Byłeś w Tatrach? Tak, byłem.

 

Michał: Tak. Właśnie, ale to właśnie to było takie bycie, więc stwierdziłam, że: Kurczę, poważne zawody. Już gdzieś tam jestem powiedzmy umiejscawiany w jakiejś tam powiedzmy czołówce. Warto zobaczyć, co to są te Tatry, jak to wygląda. Akurat kolega jechał na Tatra Sky Marathon wtedy. Ja to byłem tydzień po KBLC’e. Mówię: To idealnie. Zrobię sobie rekonesans i tak właśnie tak to trzeba było zrobić sto dwadzieścia kilometrów w cztery dni, żeby właśnie zrobić rekonesans pełnej trasy, ale tak udało się tydzień po KBLC’e to zrobić i tak. Także to był taki jedyny rekonesans, gdzie wybrałem się specjalnie na rekonesans gdzieś tam, gdzieś tam dalej, ale mimo wszystko było to przy jakiejś tam okazji. Także, ale też bardzo mi się podoba startować w zawodach, gdzie nie znam trasy. Niekiedy lepiej nie znać.

 

BHU: Właśnie zwłaszcza te długie, bo ja rozumiem właśnie jakieś krótsze albo gdzieś, gdzie się sportowo człowiek nastawia na sportowy wynik to rzeczywiście ten rekonesans może dużo dać. 

 

Michał: Na pewno na tych krótszych dystansach, gdzie jednak trzeba cisnąć od początku do końca. Także tutaj na tych zawodach do trzydziestki, nawet czterdziestki i warto ten rekonesans zrobić, żeby wiedzieć, gdzie cisnąć, gdzie można odpocząć. 

 

BHU: Tak. 

 

Michał: To jest ważne, ale już przy trasie, gdzie mamy sto, sto czterdzieści i sto pięćdziesiąt kilometrów bądź więcej to tak naprawdę trzeba o innych rzeczach myśleć wcześniej, a nie o tym, żeby poznać tą trasę. 

 

BHU: To prawda.

 

Michał: Oczywiście możemy sobie poczytać w internecie na przykład jakie tam jest podłoże. Mamy kupę teraz filmików na YouTube, gdzieś. Także można się w ten sposób przygotować. Na przykład rekonesans pod Lavaredo robiłem na mapie CZ. Tam jest opcja włączenia mapy ze zdjęciami i klikając po tych zdjęciach zobaczyłem sobie, a tu jest takie podłoże. Tu jest takie podłoże. Wszystkie punkty na przykład żywieniowe miałem obcykane, bo gdzieś tam były w pobliżu zdjęcia. Mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać w tych dolomitach.

 

BHU: Tak. Poza tym jednak to ultra to ma być przygoda i nie ma co sobie psuć efektu.

 

Michał: Dokładnie. Tak to prawda, bo, jeżeli tam mówimy o tutaj biegu dwadzieścia kilometrów, poznamy tą trasę, przelecimy ją tam w godzina czterdzieści i co?

 

BHU: Ale dobrze, zanim Lavaredo i to wszystko słuchaj, to skąd Ty brałeś wiedzę treningową w ogóle do tego, jak się przygotowywać, co jeść, jak się rozciągać, czy się rozciągać w ogóle? Jak sobie z tym radziłeś? Czy rozmawiałeś z kolegami, czy sięgałeś po książki?

 

Michał: Powiem tak. Książek za bardzo nie czytałem. Jedyne dwie książki to mojego imiennika w cudzysłowiu Scotta Jurka, którą przeczytałem. Przeczytałem też ,,Szczęśliwi biegają ultra”. Przeczytałem też książkę Marcina Świeca. I to w sumie takie trzy lektury, które przeczytałem, które mają coś wspólnego z bieganiem.

 

BHU: To wystarczy. W zasadzie wystarczy.

 

Michał: Ale z tych już można dużo wyciągnąć. Resztę wiedzy to były takie puzzle, które zbierałem gdzieś będąc na zawodach. Tu się porozmawiało, poznało kogoś, ktoś sprzedał jakiś smaczek. Na następnych zawodach jakiś innych zacząłem to gdzieś tam łączyć w całość. Czytając też jakieś relacje różnych tych znajomych na social mediach po prostu starałem się wyciągnąć tą esencję i powiem Ci nie miałem nigdy żadnego dietetyka, gdzieś to co sobie wcześniej tutaj rozmawialiśmy. W pewnym momencie przestałem jeść mięso. Taki może czystym weganin. Znaczy weganinem nie jestem, jestem wegetarianinem w tym momencie. Oczywiście może nie wyczuję, jak ktoś mnie oszuka z zupą zrobioną na kości, ale ogólnie jak znajdę w niej mięso to nie jestem zadowolony.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Ale ogólnie tak, ale też bez żadnych skrajności.

 

BHU: Ale uważasz, że to Ci pomogło w treningu, czy?

 

Michał: Powiem tak. Nie, znaczy etycznie nie. Nie miałem tutaj zamierzeń nieetycznych. Bardziej zainspirowało mnie to, że tak można, że jakieś informacje o tym, że ta regeneracja jest wtedy fajna. Mówię: Warto spróbować, czemu nie? Tym bardziej, że w momencie, kiedy jadłem mięso nie dbałem za bardzo o jakieś tam jedzenie warzyw, owoców i to uważam za kluczowe w tym momencie. Nie to, że nie jem mięsa, to że jem warzywa i owoce, jem ich dużo, bo one są praktycznie zamiennikami w tym momencie tego kotleta, tej nóżki z kurczaka powiedzmy.

 

BHU: I pewnie jesz więcej nieprzetworzonych produktów, prawda? 

 

Michał: Tak, bo tu wystarczyło skroić sobie papryczkę, seler naciowy, coś tam przy chrupać i już, i to jest świeże. Oczywiście możemy tutaj sobie teraz gdybać jakieś pestycydy i inne rzeczy, i tak dalej, ale z drugiej strony, co mamy w mięsie?

 

BHU: Tak.

 

Michał: Też nie wiemy, co mamy.

 

BHU: Antybiotyki. 

 

Michał: Oby tylko. 

 

BHU: Chyba że mamy dostęp do.

 

Michał: Może i badania antydopingowe, że coś źle wyszły co tam zjadł w tym kurczaku także. 

 

BHU: Właśnie.

 

Michał: Nie. Powiem Ci tak. Zanim przeszedłem na dietę wegetariańską na początku chciałem po prostu to mięso ograniczyć i próbowałem znaleźć jakiś dostęp do mięsa dobrego jakościowo, ale że to za bardzo nie jest możliwe i dużo zachodu kosztuje stwierdziłem, że zobaczymy, jak to będzie bez.

BHU: Tak. Musiałbyś na wsi mieszkać. 

 

Michał: Dokładnie. Jest dobrze. Uważam, że jest dobrze. Co by było teraz, jakby nie wiem raz w tygodniu wciągnął talerz wątróbki? Nie wiem.

 

BHU: A badania krwi sobie robisz, czy nie masz problem z żelazem? 

 

Michał: Rzadko czego nie uważam, że jest dobre. Natomiast ostatnio w lutym miałem badania medycyny pracy. Miałem tam ze względu na to, że tam mogłem mieć w pracy kontrakt z różnymi bakteriami biologicznymi i tak dalej to miałem te badania krwi rozszerzone. Wszystko w normie. Wszystko w normie chociaż to żelazo jest w normie, ale, jakby tutaj patrząc pod kątem sportowca mogłoby być poza normą, ale patrząc od górnej granicy. Także czy to by coś pomogło? Staram się jeść po prostu produkty roślinne bogate w żelazo, plus spirulinę i jest 

OK. 

 

BHU: Fajnie. Wspomniałeś o rowerze. Czy nadal kontynuujesz te swoje treningi rowerowe też?

 

Michał: Tak.

 

BHU: Łącznie z bieganiem?

 

Michał: Troszkę mnie tutaj Artur teraz ograniczył z tym rowerem. 

 

BHU: Naprawdę? Nie wierzę.

 

Michał: Znaczy ogólnie Artur ograniczył mnie z ilością treningów, które robiłem.

 

BHU: Od razu powiedzmy, że jesteś pod opieką Artura Kurka teraz.

 

Michał: Tak dokładnie tak, zaczęliśmy współpracę.

 

BHU: Opowiedz, bo Artur to zazwyczaj dorzuca roweru.

 

Michał: Tak, ale ja.

 

BHU: Ciebie musiał ograniczyć. To musiałeś nieźle łoić na tym rowerze.

 

Michał: Łoiłem trochę. Moją ulubioną trasą było Alpe Du Zwift na Zwifcie i cisnąłem ją trzy razy w tygodniu, i to tak na maksa. 

 

BHU: A to jest, co jakiś duży podjazd?

 

Michał: To jest odzwierciedlenie trasy takiej mekki kolarzy, Alpe Du D’huez taki. Pewnie przekręciłem teraz nazwę. Sorry.

 

BHU: OK.

 

Michał: Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem.

 

BHU: Ale co trzydzieści kilometrów pod górę?

 

Michał: Nie. To masz sam podjazd to jest dwanaście i dwa kilometra, i masz na tym tysiąc pięćdziesiąt APU.

 

BHU: Ładnie.

 

Michał: Także tam się katowało. 

 

BHU: I to domu robisz gdzieś w piwnicy? 

 

Michał: W domu na trenażerze. Ogólnie trenażer, rower, trenażer w pięty mam cały rok ze względu na to, że ja nie zrobię tak dobrego treningu wyjeżdżając gdzieś tutaj na wały czy wyjeżdżając na ulicę w dużym mieście.

 

BHU: I bezpieczniej.

 

Michał: Tak, bezpieczniej. Może jednak gdzieś tam tej koordynacji ruchowej pełnej nie uzyskasz, natomiast bardziej tutaj chodzi o siłę. Bardziej chodzi o odciążenie stawów, ścięgien, bo jednak tutaj na rowerze pracujemy tylko w pewnym zakresie, ale skąd się w ogóle z tym rowerem wzięło? 

 

BHU: Właśnie.

 

Michał: To nie jest też tak, że jak kiedyś tam jeździłem na rowerze i przeszedłem na bieganie. Zupełnie nie. To znowu też wróćmy do WRC. Tam takim lokalnym wymiataczem tych tras ultra w regionie był Ondrej Penc - Czech, który tam w sumie można powiedzieć w Górach Kamiennych, Suchych i tam wkoło tam zamiatał wszystko. Właśnie przy okazji tej Waligóry poznałem się Ondrej’em wtedy. Zamieniliśmy kilka słów. Później już się spotykaliśmy częściej w Górach Suchych zupełnie przypadkiem i ja tam któregoś dnia pytam Ondrej ’a. Mówię: Ondrej, jak to jest? Kurczę, jaką Ty formę masz. Ile Ty biegasz tam tygodniowo? Co Ty biegasz? Mówi: Ja prawie nie biegam mówi. Ja to tak z dwadzieścia kilometrów w tygodniu biegam. Mówię: Jak? Mówi: Ja dużo jeżdżę na rowerze. I faktycznie Ondrej ciśnie gdzieś tam w koło i na szosie, i na góralu grube trasy, które mają tam po osiemdziesiąt, sto kilometrów z APE’m tysiąc powiedzmy, i to jest, jakby jego siła. Na tych dwudziestu kilometrach dorabia sobie technikę i jest przepis. Mówię: Kurczę, mieszkam we Wrocławiu. Do tych gór jednak, do tych treningów w górach też mam ten ograniczony dostęp to mówię: Spróbujmy z tym rowerem. Na początku zaczęło się standardowo od roweru, już gdzieś tu jeżdżenia po Wałach, po płaskim, ale to już zaczęło też efekty przynosić. Bardziej też te efekty właśnie, że mogłem odciążyć nogi, robić objętość treningową nie męcząć stawów, nie męcząc ścięgien, gdzieś tam nie obijać tych jeszcze wtedy pewnie pięt. Także i to zaczęło przynosić efekty, szczególnie właśnie na podbiegach i na tych dłuższych dystansach. 

 

BHU: A jak trenowałeś sam, to ile jeździłeś? Jaki był mniej więcej stosunek biegania do roweru? Ile kilometrów? Albo ile inaczej. Ile czasu spędzałeś na rowerze, a ile biegając? 

 

Michał: Na rowerze średnio cztery/pięć godzin tygodniowo, i biegając w tygodniu z reguły mniej, bo starałem się to wepchnąć gdzieś pomiędzy zajęcia dzieci, więc w tygodniu od poniedziałku do piątku z reguły to było dwadzieścia/trzydzieści kilometrów, i w weekend z pięćdziesiąt powiedzmy po górach z reguły.

 

BHU: Oo.

 

Michał: Tak. Ewentualnie powiedzmy jedną trzecią z tego gdzieś tutaj po płaskim i plus Ślęża, jeżeli gdzieś nie wyjeżdżałem tak, żeby, bo raczej nie jeżdżę dwa dni pod rząd na Ślężę na przykład.

 

BHU: Tak. To ciężki trening.

 

Michał: Tak.

 

BHU: I dobrze, i co? I Artur ograniczył Ci to? Stwierdził, że to za dużo? 

 

Michał: Ja go nie pytam. Ja mu ufam.

 

BHU: OK.

 

Michał: Na tym to też polegało.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Jakby sobie przeglądałem rynek naszych trenerów i tych młodszych, i tych starszych, i tych z większymi sukcesami, i tych z mniejszymi sukcesami, i w sumie tutaj, jakby Artur do schematu pasował najbardziej, bo rower, bo ma bagaż doświadczenia, jeżeli chodzi przede wszystkim o biegi ultra.

 

BHU: Ogromne. 

 

Michał: To ultra to powiedzmy jest jedna rzecz. Ja sobie nie wyobrażam współpracy oczywiście nie ujmując nikomu nic prawda, ale osobie, która nie doświadczyła biegu ultra, żeby trenowała mnie jako ultrasa. Nie wiem. Może się mylę, ale mi się wydaje, że to, co się dzieje w głowie ultrasa na takim długim biegu po tych stu-stu czterdziestu kilometrach to tylko wie ultras, który to zaliczył. 

 

BHU: To są też patenty, które Ci trener może sprzedać odnośnie odżywiania, odnośnie radzenia sobie z zamarzniętym flaskiem i setki innych rzeczy.

 

Michał: Tak, zgadza się. Także tutaj.

 

BHU: Ktoś kto tego nie przeżył Ci nie poradzi. 

 

Michał: Tutaj, poza tym poznałem Artura już przy okazji pierwszej SOKO Rebeliada’y i jakby był dla mnie człowiekiem, któremu wiem, że zaufam. Ja go nie będę pytał, dlaczego tak mało. Wrzucę mu tam pikietę, nie oszukujmy się, okłamujmy się tam nie za mało? Nie, odpoczywaj. 

OK. Ja mu ufam.

BHU: Tak.

 

Michał: Także właśnie to też na tym polegało. Też rozmawiając ze znajomymi biegaczami też mieli różne doświadczenia ze swoimi trenerami i to tymi topowymi. Tego zajechał. Nie wiem, może był. Nie mówię, że ten trener był zły, że go zajechał. Może był zły feedback od tego zawodnika. Natomiast. 

 

BHU: Czasem trener i sportowiec po prostu się nie zgrają dobrze. To się też musi zgrać. 

 

Michał: Zapewne, dlatego gdzieś powiedzmy ta opieka trenerska chodziła mi po głowie już tam powiedzmy gdzieś tak delikatnie od roku czasu, ale gdzieś tam jeszcze te postępy. Ten postęp cały czas był w moim bieganiu, więc jeszcze sobie dawałem trochę czasu i tak naprawdę w tym roku trochę już się zaczęło kombinowanie z tymi treningami, bo gdzieś już ta forma się powiedzmy ustabilizowała. Nie chciało iść wyżej i coś tam zacząłem zmieniać, kombinować, co nie do końca zawsze dawało pozytywny efekt. 

 

BHU: A co na przykład zmieniałeś? Co Ci nie dało pozytywnego efektu?

 

Michał: Na przykład tą proporcję, rower do biegania. Gdzieś tam jakieś interwały, ale myślę, że ja najwięcej błędów popełniałem tak naprawdę z brakiem regeneracji, że jednak tego treningu średnio wychodziło mi nawet do szesnastu godzin tygodniowo. To był trening rano przed robotą. Wstawałem sobie o piątej, przed piątą wskakiwałem na przykład na ten rower, waliłem to Alpe Du Zwift, szybki prysznic, do roboty. Po robocie z dziewczynami na akrobatykę. W przerwie czterdzieści pięć minut dyszka do odcięcia na przykład.

BHU: Tak.

 

Michał: Na drugi dzień to samo, a przy weekendzie jeszcze wiesz przy weekendzie jeszcze ta pięćdziesiątka po górach. Powiedzmy, że średnio w sumie z łącznym APE’M trzy tysiące metrów.

 

BHU: I pewnie jeszcze dobrze nie zjadłeś tego dnia jak tak latasz?

 

Michał: Znaczy właśnie jedzenia pilnowałem. Przy tylu godzinach treningu, to praktycznie mogłem cały czas jeść. 

 

BHU: Tak. Oczywiście.

 

Michał: To już jest taki wydatek energetyczny, że można jeść cały czas.

 

BHU: Jeszcze trzeba dobre rzeczy jeść czasem.

 

Michał: Tak. To starałem się. Także gdzieś mówię.

 

BHU: Ale krótki sen i dużo treningu. Tak, dużo zajęć rodzinnych.

 

Michał: Znaczy staram się właśnie dużo spać.

 

BHU: Tak? O której się kładziesz mniej więcej?

 

Michał: Staram się trzymać tego, żeby o dziesiątej być w łóżku. 

 

BHU: To bardzo dobrze.

 

Michał: Także, bo wstajemy regularnie o szóstej, więc to jest te osiem godzin. Z reguły zanim tam się tak człowiek doczłapie jeszcze do tego łóżka, coś tam ogarnie około to wychodzi te siedem i pół godziny, ale staram się tego pilnować. Jasne, nie posiedzi się wieczorem, nie poogląda czegoś, nie porobi, ale coś za coś.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Widziałem gdzieś tam. Były okresy, gdzie trzeba było coś porobić czy to zawodowo pod kątem pracy, gdzie ten sen nagle spadał przy tej samej objętości treningowej spadał do sześciu godzin na przykład. Mniej niż sześciu. Odczuwałem to na regeneracji. To jest ważna sprawa.

BHU: Mega. 

 

Michał: Coś za coś. Nie ma nic za darmo, jak to mówią. 

 

BHU: Teraz jak trenujesz z Arturem, to mniej godzin w tygodniu trenujesz?

 

Michał: Tak.

 

BHU: Mniej, o ile o ile mniej?

 

Michał: Tak różnie to wypada tym bardziej, że Artur jeszcze przejął mnie, jakby w trakcie sezonu. Znaczy przejął, wziął mnie pod swoje skrzydła w trakcie sezonu, więc musieliśmy trochę. Nie chcieliśmy też rozburzyć tego, co tam sam, jakby sam zrobiłem, do czego byłem przyzwyczajony. Też w międzyczasie już były jakieś zawody zaplanowane, więc staraliśmy się bardziej. Artur ten trening zaczął tutaj układać bardziej pod te moje zaplanowane starty, ale też widzę powiedzmy, gdzie popełniałem te błędy właśnie z brakiem regeneracji. Także tutaj mi, jakby wrzuca więcej luzu, robi mi. Też weszliśmy w większą ilość jakościowych treningów, co też właśnie teraz na przykład widać super po tej Ultra Kotlinie, że zyskałem na szybkości. To, co zawsze gdzieś tam było, jakby moją domeną, czyli mocne, szybkie podbiegi teraz już to wygląda inaczej. To jest bardziej wyrównane. Są dość mocne podbiegi. Pewnie trochę straciły na jakości, natomiast jest szybka prędkość przelotowa na płaskich odcinkach i cały czas też kładę teraz nacisk, czego wcześniej nie kładłem mocno podbiegając i dużo podbiegając na zbiegi. To też wiele zawodów mi pokazało, że tam jednak dużo tracę. To też już od pewnego momentu zacząłem sam o to dbać, a też Artur tutaj kładzie na to nacisk.

 

BHU: Super. Pewnie praca z Arturem zaowocuje w przyszłym sezonie dopiero. 

 

Michał: Myślę, że tak. Na pewno to, co też powiedzieliśmy sobie na początku, że zdajemy sobie obydwoje z tego sprawę, że to niekoniecznie musi być tak, że od razu będzie lepiej. Ja się też liczyłem z tym, że oczywiście możemy zacząć w ogóle od jakiegoś regresu, bo Artur musi mnie poznać.  Jako człowieka mnie zna, ale nie zna mnie jako organizmu.

 

BHU: Tak.

 

Michał: I jakby tu też musi zobaczyć, jak ja się regeneruję, jak to wygląda. Na pewno wyłapał już na pierwszy rzut to właśnie, że najprawdopodobniej dotychczas przetrenowywałem się.

BHU: A powiedz właśnie, a w jaki sposób Ty kontrolowałeś? Czy w ogóle kontrolowałeś to, czy się przetrenowujesz sprawdzając na przykład co Ci mówi Twój zegarek albo różne algorytmy?

 

Michał: Nie.

 

BHU: Czy nie patrzyłeś na to?

 

Michał: Nie, na sucho miałem zawsze ten maksymalny czas, który jest niezbędny na regenerację i już więcej nie pokazywał.

 

BHU: OK.

 

Michał: Także tutaj pod tym kątem to tak, ale nie. Ogólnie, jakby słuchałem własnego ciała. Jeżeli coś mnie gdzieś bolało, gdzieś powiedzmy jakieś delikatnie ścięgno mi zaczęło dokuczać sobie na przykład zastępowałem trening, który gdzieś tam miałem wymyślony biegowy na trenażer wskakiwałem, robiłem sobie przejażdżkę wtedy.

 

BHU: Ale tą alpejską?

 

Michał: Nie. To wtedy wiadomo nie przeginałem. Może nie do końca krótkiego to coś lekkiego.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Także, jakby słuchałem własnego ciała. Potrafiłem sobie właśnie odpuścić jakiś tam trening, nie iść w zaparte, że tak trzeba to zrobić. W końcu sam sobie to układałem. Też nie wiedziałem, czy to jest dobre.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Nie oszukujmy się, ludzie z tego doktoraty robią.

 

BHU: Raczej.

 

Michał: Całe życie się o tym uczą. 

 

BHU: Tak.

 

Michał: To, co ja tu mogę. Przecież im dalej idziesz w las tym, tym więcej wiesz, że mniej w ogóle umiesz i rozumiesz to.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Pojawiają się nowe tematy, które się nagle okazują jakąś wiesz czarną magią i właśnie to też był wtedy ten moment, kiedy mówię: Kurczę, zaczynam tu kombinować. Mówię: Czemu ja mam się z tego doktoryzować? Chociaż mówię: Ludzie lata na to poświęcają. Po co?

 

BHU: Postanowiłeś to outsourcować po prostu? 

 

Michał: Tak mówię.

 

BHU: I słusznie. A powiedz, a chodziłeś na siłownię się wzmacniać jeszcze sam? 

 

Michał: Nie. Siłownia nie, bo jakoś to miejsce zawsze mnie odpychało jako siłownia,  natomiast ćwiczenia w domu głównie raz w tygodniu, taka godzina trzydzieści ćwiczeń. Gdzieś tam w międzyczasie starałem się tam jakieś prostsze ćwiczenia po piętnaście/dwadzieścia minut robić tam jeszcze z dwa razy w tygodniu i do tego basen. To nie jest jakieś to moje pływanie. Może nie nadaję się. Może tak jak powiedziałeś wcześniej na jakiś triatlon. Natomiast ten basen też swoje tam dawał i starałem się właśnie jak też z córami jechaliśmy na basen te czterdzieści, czterdzieści pięć minut poświęcić na pływanie. Nie na wiszenie na murku tylko na pływanie, więc starałem się jak to na ultrasa przystało czterdzieści pięć minut tylko pływać i nic więcej bez żadnej przerwy.

BHU: Przecież my możemy.

 

Michał: Te techniki pływackiej przy tym nie robiłem, natomiast na pewno jakiś tam ruch powiedzmy budowanie jakiś tam mięśni, górnej partii ciała, obręczy barkowej jak najbardziej tutaj się wpisywało.

 

BHU: A opowiedz, bo czytałem kilka Twoich opisów biegów i zauważyłem, że czasami powtarza się taki problem żołądkowy u Ciebie czy z dietą ogólnie, że coś Cię tam.

 

Michał: To tak to pojawiło się w tym roku wiesz.

 

BHU: W tym roku.

 

Michał: Pojawiło się w tym roku. Do tej pory zupełnie mogłem. Znaczy pilnowałem się z tym co jem, jakie miałem, to też przetrenowane tak na treningach sprawdzone jakieś tam żele i tak dalej, ale w tym roku zacząłem odczuwać jakieś takie negatywne skutki. Nie są to. Znaczy nie są to problemy tego typu, że nie wiem muszę gdzieś tam schodzić z trasy i tak dalej, natomiast najbardziej.

 

BHU: Spowalniają.

 

Michał: Spowalniają, powodują jakieś tam kolki albo na przykład to, że nie mogę tych żeli przyjmować i nie mam sobie jak dostarczać energii do organizmu. Najbardziej to się objawiło na Lavaredo, natomiast tam wiele osób ma problemy żołądkowe. Ja miałem tam taki skurcz. Po prostu żołądka. Ścisnęło mnie. Już na około czterdziestym kilometrze ścisnęło mi ten żołądek i ja nie byłem w stanie. Przyjmowałem żel było jeszcze gorzej na odcinkach, gdzie naprawdę trzeba było biec, bo było to do biegania po prostu ja mówię jakimś ślimaczym tempem się przemieszczałem, bo nie mogłem.

 

BHU: Brałeś iso z punktów pewnie? 

 

Michał: Wiesz co na początku właśnie miałem tam troszeczkę swojego. Później stwierdziłem, że. Znaczy stwierdziłem. Założenie miałem takie, że te iso różnej jakości bywają na tych biegach, więc staram się z reguły brać swoje iso i mam tabletki w plecaku do rozpuszczenia. Natomiast brałem.

 

BHU: Z elektrolitami?

 

Michał: Tak, z elektrolitami. Często też jakieś wspierane kofeiną. Z tym mi dobrze. Gdzieś to tam mam sprawdzone. Jakby te tabletki miałem sprawdzone i tak dalej, więc zakładam, że nie wiem chyba ta woda. Nie służyła mi ta woda, która tam na tych punktach była podawana i tak do tego czterdziestego kilometra w sumie na sześćdziesiątym był przepak i napchałem znowu tych żeli. Ja połowę tych żeli przyniosłem ze sobą na metę.

 

BHU: Bo nie mogłeś ich zjeść. 

 

Michał: Bo nie byłem w stanie ich zjeść. To już później na punktach przyjmowałem tylko bulion. To było jedyne, co mogłem przyjąć, co mnie nie ściskało jeszcze bardziej żołądka, który już mi się trochę luzował gdzieś tam im bliżej mety, natomiast nie wiem co się wtedy stało.

 

BHU: Ale to był jeden taki bieg, gdzie miałeś?

 

Michał: Znaczy to był ten jeden bieg i na innych biegach coś też powoli odczuwałem z tym żołądkiem na przykład na Chudym, ale to już było delikatniejsze. To nie było coś, co mi przeszkadzało. Na Chudym miałem jakiś inny problem, gdzie mi po prostu tak zbiło czwórki. Po trzydziestu kilometrach ja czułem na odcinkach, gdzie musiałem zbiegać albo tych prostych, szybszych, jakby mi się miała czwórka odkleić gdzieś tam od kości. Wiesz w ogóle coś, zupełnie coś.

 

BHU: A co nie zregenerowałeś się dobrze po zawodach wcześniejszych?

 

Michał: Nie wiem czy po zawodach. Ja dużą robotę może przesadzoną zrobiłem też będąc w Chorwacji śmigając tam po głównie park lewicy. Bardzo dużo robiąc bardzo dużo APU i odległości, żeby pozaliczać tam te wszystkie najwyższe szczyty sobie biegowo, ale nie wiem, czy to miało wpływ, czy właśnie to, że przez ten czas jak były wakacje ja nie jeździłem prawie na rowerze.

 

BHU: Ciekawe.

 

Michał: Na Chudym mówię stało się coś, o czym słyszałem tylko od innych biegaczy, że kogoś w ogóle bolą czwórki, że uważaj na zbiegach, nie zbij sobie czwórek. To był jakiś wcześniej temat dla mnie niezrozumiały.

 

BHU: Nie istniał.

 

Michał: Nie istniał i ciach na takich fajnych zawodach, gdzie naprawdę wiesz chciałem powalczyć tutaj z czołówką. 

 

BHU: I tempo miałeś normalne Twoje tradycyjne nie to, że nagle rzuciłeś się na zbiegach?

 

Michał: Nie, biegłem swoje. Nawet na początku ograniczając się, żeby tej energii wystarczyło i żeby przyspieszyć później, a tu taka niespodzianka. Wiesz szok.

 

BHU: I osiemdziesiątkę leciałeś? 

 

Michał: Tak. Takie miałem założenie powalczyć z najlepszymi, zobaczyć, ile tam brakuje do czołówy. Także zakładałem czas dużo lepszy, ale niestety to była walka o przetrwanie. 

 

BHU: To ciekawe doświadczenie i ciekawe, co było przyczyną? 

 

Michał: Jeszcze na koniec lokal’si zrobili sobie fajną zabawę i prze znakowali trasę, więc jeszcze dorzuciłem pięć minut na tych bolących nogach, bo mnie spuścili gdzieś tam w dół. Także.

 

BHU: Dobrze, a powiedz, czy jest ktoś teraz w czołówce kogo ścigasz i od kogo chciałbyś być lepszy? Upatrzyłeś sobie jakąś ofiarę, którą chciałbyś wyprzedzić?

 

Michał: Nie. Wiesz, co takiej ofiary nie miałem. Może nie wiem ofiara to może źle brzmi, ale ten kalendarz, który sobie ułożyłem w tym roku to często, jakby tutaj dużo wspólnych biegów było z Maciejem Dąbrowskim i tutaj, jakby gdzieś celowałem, żeby go gonić, jakby nie patrzeć. Fajnie nam szło to na Lavaredo do momentu, kiedy obydwoje nie umarliśmy. Także to fajnie w miarę równo tam cisnęliśmy, ale właśnie przez to, że dużo było biegów już zaczynając od Zuga. Też z tego co wiem teraz Maciek nie będzie biegł Łemkowyny, a też był na liście. Także właśnie przez swoje problemy żołądkowe. Tak dużo biegów nam się nałożyło i to był, jakby taki mój punkt odniesienia, żeby jednak próbować go gdzieś tam gonić.

 

BHU: Fajnie.

 

Michał: Próbować go gonić. Natomiast nie wiem ambicje w tym momencie mam takie, żeby gonić tą czołówę już nie, szczególnie w tych biegach ultra, bo na tych krótszych biegach to zupełnie nie pod to trenuję. Tak jak tutaj mówimy o tej Ultra Kotlinie trzydziestce to już było pewne kto tu karty będzie rozdawał, kto się w tym specjalizuje, ale to też zapisałem się tam, bo już dwa lata z rzędu na tej Ultra Kotlinie biegłem. Dla mnie to też jest super impreza. Wiedziałem, że tutaj na horyzoncie ma Łemko, więc stwierdziłem, że trzeba tam być, bo to jedyny słuszny dystans ta trzydziestka. Nie będzie mocno. Zobaczymy na co mnie tam stać. Fajne przepalenie przed w sumie najprawdopodobniej ostatnim moim startem w tym sezonie, poważnym startem na pewno. 

 

BHU: Łemkowyną, tak?

 

Michał: Tak. Także, dlatego zdecydowałem się tutaj pobiec. Parę minut zabrakło do najlepszych, ale to też trzeba wziąć pod uwagę ich i jakby ich poziom, ich doświadczenie, lata, które trenują, to co trenują. Także. 

 

BHU: Nie. Ty mega ambitnie ciśniesz. Mega ambitnie. Jaki masz plan na przyszły rok w ogóle?

 

Michał: Na pewno chcę wrócić na Lavaredo, bo chcę tam zrobić dobry wynik, a nie ten, który się udało się w zeszłym roku. Jedna rzecz, z którą już tak walczę w głowie, w sumie od roku to chyba w końcu zrobię licencję PZL’ta. Walczę z tym, bo może to nie temat na tą rozmowę.

 

BHU: Nie. Dlaczego? 

 

Michał: Wiesz co, dlaczego? Nie wiem. Dziwi mnie, że w sporcie indywidualnym ja muszę należeć do klubu i teraz wiesz. Spoko, na pewno jest super, wiele super fajnych klubów i tak dalej. Tylko wiesz to jest taki przymus. Taki po prostu, bo ktoś gdzieś kiedyś powiedział, że trzeba należeć do klubu i teraz tak. Teraz żaden klub mnie nie wychował, nie włożył nic do poziomu, który reprezentuję obecnie, a ja muszę należeć, żeby mieć licencję.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Dlaczego jako po prostu tutaj taki Lucky Luzer nie mogę sobie po prostu pójść i zrobić licencji?

 

BHU: Tak.

 

Michał: Tak, wiadomo, jak to wygląda. Tak jak powiedziałem, kiedyś grałem w piłkę. Mój dziadek był sędzią piłkarskim. Trochę przez to poznałem system działania OZPN’ów wtedy. Myślę, że tu jest podobnie, więc jakby.

 

BHU: Wiesz co to jest dziwne, ale cała ta afera wokół PZl’a i tego jak on traktuje biegi górskie to jest dziwne, i słabo zrozumiałe, ale i tak wszyscy chcą mieć ten medal. Wiesz o co chodzi.

 

Michał: Wiesz. Słuchaj.

 

BHU: Koniec z końców jest taki, że wszyscy narzekają, a wiesz, a ostatnio się pojawiły takie zawody w ostatniej chwili zorganizowane. 

 

Michał: Tak.

 

BHU: Prawda? 

 

Michał: Tak. Właśnie z Kamilem Leśniakiem poruszaliśmy ten temat przed dekoracją Ultra Kotliny.

 

BHU: Właśnie. 

 

Michał: Tak, o tej pięćdziesiątce o tym też powiedziałbym.

 

BHU: Wiesz co niby jest tak, że wszyscy mówią: O Jezu jakie to dziwne, bo to jest super dziwne, ale z drugiej strony jest masa biegaczy, która chciałaby to wykorzystać i polecieć na te zawody, i zdobyć to złoto nawet, jeżeli to jest takie złoto, wiesz. Takie nie w pełnej stawce to każdy chciałby to mieć. 

 

Michał: Słuchaj Jacek zrobił tutaj fajną rzecz.

 

BHU: Właśnie wiesz.

 

Michał: Dowiedział się, wystartował, wygrał. Oczywiście Jacek jest też super biegaczem. Nic ja tutaj absolutnie nie chcę mu nic ujmować. 

 

BHU: Tak.

 

Michał: Wykorzystał tą lukę, wziął złoto. 

 

BHU: Dokładnie.

 

Michał: Super. Fajnie. Szacun dla niego, że w ogóle to śledzi, że wiedział i tak dalej.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Druga rzecz też termin tych zawodów, to jak było to nagłośnione, kiedy to w ogóle powstało, kiedy zostało powiedziane.

 

BHU: To jest wszystko słabo. Oczywiście, że tak.  

 

Michał: Teraz też właśnie następna kwestia Mistrzostw Polski, które odbędą się w przyszłym roku na Trzy Razy Śnieżka. 

BHU: Tak.

 

Michał: A na jakim to będą Mistrzostwa dystansie? Na dodatkowym.

 

BHU: Dodatkowym?

 

Michał: Dodatkowym.

 

BHU: OK.

 

Michał: Także wiesz ludzie się przestają w tym łapać.

 

BHU: Tak. To jest podkręcone, to prawda.

 

Michał: Ludzie nie wiedzą z jakiego tytułu dostali bilet na Mistrzostwa Świata w biegach górskich. 

 

BHU: Tak. Jest to na szczęście to chodzi tylko bieganie. To nie są żadne poważne problemy. 

 

Michał: Który bieg im dał tą przepustkę. Nie wiedzą.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Także wiesz jest tu dużo rzeczy do poprawy. Pytanie, czy nie potrzeba tam po prostu zmiany pokolenia? Nie wiem.

 

BHU: Może.

 

Michał: Ja nie chcę też nikomu nic zarzucać, bo to też nie o to chodzi. Na pewno jest tam dużo rzeczy do uporządkowania i jakby cały system chyba do poprawy tak naprawdę. 

 

BHU: Na pewno.

 

Michał: My tutaj sobie narzekamy jak amatorzy.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Ale popatrz co się dzieje przy okazji jakiś Mistrzostw Świata w lekkiej atletyce, olimpiady i tak dalej. Przecież tam   na każdej takiej imprezie wychodzi jakiś kwas.

 

BHU: Tak, dokładnie. 

 

Michał: To jak tam u góry się to dzieje wiesz to, co dopiero gdzieś tam niżej.

BHU: Tak, ale nie wiem. Ja na to patrzę bądźmy wdzięczni, że mamy jeszcze dwie nogi i możemy biegać, i cieszmy się tym wszystkim.

 

Michał: Pewnie, super wiesz.

 

BHU: A to, że system wiesz nie dociąga, trudno. Inna sprawa rzeczywiście, jak ludzie startują na olimpiadach, poświęcają całe życie na treningi i to jest dla nich wszystkim, bo to jest problem. 

 

Michał: Dokładnie. Popatrz ludzie chodzą, idą na urlopy bezpłatne, żeby trenować i zdobyć te medale.

 

BHU: Tak. 

 

Michał: To jest wiesz, to jest kiepskie, bo jeżeli ktoś już się poświęca zawodowo, ma wyniki, jest tym zawodowcem, jest rokującym zawodowcem to ten system powinien mu umożliwić jakieś godne przeżycie tego miesiąca. 

 

BHU: Pewnie. Zgadzam się, absolutnie. Poza Lavaredo na co Cię ciągnie? Kiedy lecisz UTMB mówiąc krótko?

 

Michał: Powiedzmy tak. Nie powiem. Oczywiście zapiszę się i będę czekał na pozytywne wyniki, pozytywne rozpatrzenie wniosku. Oczywiście tak, jak najbardziej to już jest ten moment, 

kiedy.

 

BHU: Przyszły rok? 

 

Michał: Tak. Tutaj będę aplikował, tutaj niebawem. Zobaczymy. Kamyczków mam, ukończone biegi mam. Znaczy kamyczków cztery, ale jest to minimum, żeby spróbować i spróbuję. Zobaczymy. Jest jakaś tam szansa mała, bo mała, ale zobaczymy. 

 

BHU: Jak tak leżysz, sobie zasypiasz to jaki czas widzisz dla siebie na tym UTMB? 

 

Michał: Wiesz co jeszcze tego tak nie analizowałem.

 

BHU: Nie wierzę Ci.

 

Michał: Nie naprawdę. Nie, nie patrzyłem tutaj na czas. Oczywiście na pewno do tematu podszedłbym ambitnie, coś tam sobie przeliczył, skorzystał z narzędzi, które mam dostępne.

 

BHU: A w czym przeliczasz takie rzeczy? 

 

Michał: Wiesz co to korzystam tutaj z narzędzia, jakby klubu, do którego należę, czyli Rajd Main Trail i tutaj jest właśnie takie. Mamy takie narzędzie, rozpiska się nazywa i tam można sobie na podstawie Twoich wyników, czyli Twojego rankingu, tego, jak biegasz dane dystanse, patrząc na jakieś biegi w pobliżu, poprzednie edycje i tak dalej wysymulować w przybliżeniu Twój czas. Ogólnie bardzo fajne narzędzie. Najczęściej z niego korzystam po to, żeby rozstawić swój kochany support na punktach i naprawdę pomyłki to są z reguły pięć maksymalnie do dziesięciu minut, ale to tylko dlatego jak przegnę stępem to w tą stronę są pomyłki bardziej niż z tego jak to jest wyestymulowane, więc oczywiście tam trzeba przy tym narzędziu brać poprawkę na to, żeby coś tam jak wiesz na tej trasie, że będą jakieś karkołomne zbiegi, na których nie uzyskasz przelotowej prędkości to trzeba gdzieś to tam mieć na uwadze.

 

BHU: Tak.

 

Michał: Ale naprawdę fajne narzędzie, które pozwala estymować swój czas mniej więcej na mecie i na podstawie poziomu to podstawą jest, żebyś ten poziom miał wyrównany i druga rzecz rozstawić sobie support, żeby tam nie zamarzł gdzieś na jakimś punkcie kontrolnym, albo nie spiekł się za bardzo słońcem.

 

BHU: Support to zazwyczaj rodzina?

 

Michał: Tak. Żona z córkami z reguły. Także ewentualnie żona.

 

BHU: Wspaniałą masz tą rodzinę.

 

Michał: Córki śpią w samochodzie, także naprawdę jestem za to wdzięczny. Super. 

 

BHU: To na przyszły rok, jakie sobie zawody stawiasz takie główne? 

 

Michał: Ogólnie tak. Myślę, że myślę tak. Zimą chciałbym pobiec Zuka. Myślę teraz tutaj o biegach w Szczawnicy w tym roku. Nie byłem tam nigdy. Na pewno Lavaredo, bo tam już zaaplikowałem z punktów, które mam na Itrze dostanę się tam bez losowania, więc spoko, więc to raczej będzie pewny start, jeżeli zdrowie oczywiście pozwoli. Myślę, że fajnie by było wrócić też na Chudego wyrównać rachunki. 

 

BHU: Z czwórkami?

 

Michał: Z czwórkami akurat tak. Na Lavaredo z żołądkiem, dla Chudego czwórkami. Myślę, że zobaczymy jeszcze jak tam zostaną poukładane jakieś Mistrzostwa Polski na długim dystansie, na ultra dystansie. Może tam coś spróbuję. Też gdzieś po głowie chodzi mi jakiś dłuższy dystans jeszcze. W tym roku jak przelecę, uda mi się dotrzeć do mety na Łemkowynie to będzie mój najdłuższy dystans, więc też gdzieś po głowie chodzi zrobienie czegoś więcej, ale to tak naprawdę myślę, że na naszym rynku, bo jednak dwa bądź trzy wyjazdy w roku zagraniczne nie wchodzą w grę. Tutaj nie ma takiej opcji, więc mówię: Może się uda z tym UTMB. Jeżeli tam się uda to już będą dwa wyjazdy, więc to już.

 

BHU: A na BFBG coś dłuższego? Sto trzydziestka na przykład?

 

Michał: Wiesz co dobiegłem tam KBL’kę, która jest super, bo jest nocna i jest troszkę fajniejsza ze względu na mniejszą ilość asfaltów niż ten ultra trial.

 

BHU: Tak.

 

Michał: I ta sto trzydziestka chyba nie jest biegiem pode mnie wiesz.

 

BHU: OK.

 

Michał: Więc tam cały czas kusi Siedem Szczytów, natomiast po takim biegu trzeba się z tym liczyć, że to może być koniec sezonu bądź długa przerwa, bo wiesz jak jednak taki dystans starasz się pobiec mocno to nie zostanie bez żadnego odbicia się na organizmie. Nie oszukujmy się.

 

BHU: To prawda. To trzeba trochę sezon przygotować. 

 

Michał: Tak, to by trzeba było tak. Nawet pomyśleć może o jakimś roztrenowaniu po czymś takim i wróceniu później gdzieś na jesień, na późną jesień do zawodów, ale to by znowu. Może. Zobaczymy, jak by to wyglądało pod kątem tego, jeżeli może nie to UTMB może mnie pokusi. Zobaczymy, co na to trener.

 

BHU: Co trener i czy dostaniesz się w ogóle. 

 

Michał: Tak. Mówię, ale jakby tutaj liczę się z tym, że może być ciężko z tym UTMB to można te Siedem Szczytów gdzieś tam.

BHU: Wepchnąć.

 

Michał: Wepchnąć. Chociaż mówię.

 

BHU: Tak.

 

Michał: To też ja mam ogromny fan z tego biegania. Też na wszystko patrzę pod takim kątem, żeby móc zbiegać, a nie siedzieć i nie móc biegać, bo gdzieś tam przegiąłem, więc to też kolejny argument, dlaczego Artur. On jednak kładzie tutaj bardzo dużą uwagę też na taki ogólny rozwój. Także też właśnie przed tym nie chciałem uciekać. Chciałem właśnie też dążyć w tym kierunku, że OK. Mocno, fajnie powalczmy, ale nie tak, że zrobimy ze mnie zawodnika na jeden sezon, a później będzie trzeba oddać to, co zostało wiesz zaciągnięte na kredyt.

 

BHU: Michał, dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Kończymy już, bo rodzina nas Twoja goni. Dziękuję Ci strasznie i życzę Ci wszystkiego najlepszego. Jesteś królem nas amatorów, którzy po prostu wybijają się gdzieś z tej szarej rzeczywistości biegania w połowie stawki na ściganie się z elitą. Także dzięki, że jesteś.

 

Michał: Dzięki. To miłe słowa. Dziękuję Ci też bardzo zaproszenie. Słuchając gdzieś Twojego podcastu jeszcze jakiś czas temu mówię: Kurde. Tak też, co tu trzeba osiągnąć, żeby tam się pojawić? Udało się. Fajnie. Jestem bardzo zadowolony, jestem bardzo szczęśliwy. Dzięki za zaproszenie.

 

BHU: Dzięki Michał, że mnie przyjąłeś i wszystkiego najlepszego w nowym sezonie dla Ciebie, i dla Artura oczywiście. 

 

Michał: Dzięki wielkie.

 

BHU: Dzięki. Trzymaj się! Hej!

bottom of page