top of page

Witajcie moi drodzy. Zapraszam na spotkanie z Tadeuszem Podrazą, który w trakcie swoich wyzwań nie liczy kilometrów, ale liczy poranki.

 

BHU: Cześć Tadek. Witam Cię.

 

 

Tadeusz Podraza: Dzięki. Cześć, dzięki za zaproszenie. 

 

BHU: Bardzo dziękuję, że wysiadłeś z pociągu relacji Tczew-Kraków.

 

Tadeusz: Tak.

BHU: Po Harpaganie i odwiedziłeś stolicę, żeby.

 

Tadeusz: Dla mnie to taka przerwa powiedzmy w podróży. Łatwiej było chyba tak zrobić niż jakbyś musiał się do mnie gdzieś tam wybierać.

 

BHU: Znaczy miałeś świetny plan generalnie.

 

Tadeusz: Logistyka to czasami jest ważna rzecz.

BHU: Przy Twoich biegach bardzo ważna, bo wybierasz się czasem na wielodniowe wyryty gdzieś w różne części Europy, bo chyba jeszcze nie świata?

 

Tadeusz: Nie, raczej trzymam się Europy. Europa powiedzmy jeszcze ma dużo fajnych rzeczy, ale jest zdecydowanie tańsza niż jakbym chciał gdzieś pojechać w świat i wolę pojechać sobie na kilka imprez tutaj niż na jedną nie wiem jakąś super fajną za granicę tam za poza Europę, więc to jest coś za coś. Na razie Europa.

 

BHU: Fajnie.

 

Tadeusz: Jeszcze jest co robić. 

 

BHU: Wiesz co ja myślałem, że my uprawiamy podobne dyscypliny, że generalnie staramy się przemieszczać w miarę szybko po górach do momentu aż przeczytałem jeden Twój post na Facebooku i będziesz musiał mi go wytłumaczyć o, co chodzi. Cytuję Ciebie: ,,Najpierw wymyśla się ambitny plan. W pewnym momencie dociera do człowieka to co wiedział od samego początku, że plan był zbyt ambitny”. Tutaj jestem w tej samej grze, co Ty. ,,Następuje wdrażanie planu awaryjnego. Gdy ten okazuje się zbyt ambitny przychodzi pora na szybką ewakuację do mety. Zazwyczaj tak na styk. Tak mniej więcej polega zabawa na trasach typu Rogaining. Tym razem przedobrzyłem”. I teraz jest akapit, którego nie rozumiem. ,,Wtopa na punkcie dziesięć d. Potem zamiast szybkiej ewakuacji przez sześć j i cztery j na metę polazłem nie wiadomo po co po sześć h. Kończę dziewięć minut po limicie. Najpierw po karkołomnym gnaniu na przełaj przez las, aby chwilę potem wypluwać płuca na asfalcie przez trzydzieści sześć kilometrów, sześć godzin i dziewięć minut”. I tego ostatniego ja akapitu nie rozumiem i bardzo bym chciał, żebyś nam wytłumaczył co to jest impreza na orientację typu Rogaining? Podoba mi się to.

 

Tadeusz: Dobra. To przede wszystkim ja to jestem taki człowiek z krzaków. Tak na siebie mówię zresztą, czyli tacy co lubią ganiać z mapą, z kompasem po lesie i tych imprez takich na orientację jest kilka różnych rodzajów, między innymi jest Rogaining. Rogaining - zabawa polega na tym, że na mapie jest bardzo dużo punktów. Powiedzmy z sześćdziesiąt punktów i jest określony czas na załóżmy nie wiem dwadzieścia cztery godziny, i w czasie tych dwudziestu czterech godzin musisz zebrać najwięcej, ile się da punktów. I teraz każdy punkt jeszcze jest osobno wyceniany, czyli są punkty załóżmy za dwadzieścia punktów takich wagowych, ale są takie, które mają za dziewięćdziesiąt. I teraz musisz sobie na starcie wymyślić, na które punkty pójdziesz. Masz dwadzieścia godziny.

 

BHU: I nie da się wszystkich zrobić.

 

Tadeusz: I nie da się wszystkich zrobić. Jak jest dobrze zrobiony Rogaining to nawet zwycięzca nie powinien zrobić wszystkich, więc tym bardziej ja. 

 

BHU: A jak jest ustalana waga tych punktów? 

 

Tadeusz: Często jest tak, że te, które są daleko są wyżej punktowane, ale to nie jest zasadą. Dobry Rogaining to jest wtedy jak te punkty masz tak porozrzucane, że tak naprawdę nie wiesz, gdzie iść, bo jakby było wiadomo, że tylko tam są wysoko punktowane to lecisz tam, zgarniasz, a jak masz porozrzucane to trzeba kombinować. To na początek sobie kombinujesz, ale zazwyczaj jest tak, że przekombinujesz i wtedy musisz mieć szybki powrót do mety, żeby gonić i znaleźć. Czasami się okazuje, że wydawało Ci się, że szybciej będziesz w danym miejscu niż jesteś i teraz, a teraz, jeżeli jeszcze jest problem ze znalezieniem punktu, bo to nie jest oczywiste, że punkt się znajduje. Czasami ten punkt może sprawić problemy tak jak na tej imprezie na stronie wrzucony, to tam jest taki punkt, gdzie się bardzo kręcę.

BHU: Kręcisz się.

 

Tadeusz: Zresztą tam w opisie będzie. To te dwadzieścia pięć minut uciekło mi z limitu, który miałem w zapasie i zamiast później stwierdzić, że dwadzieścia pięć minut jestem w plecy, więc powinien lecieć na metę to dalej się trzymałem planu pierwotnego, i w efekcie było tak, że już wiedziałem, że jestem spóźniony, i wtedy trzeba było lecieć na metę, ale nie miałem dobrej drogi na metę.

 

BHU: Lecieć na metę, żeby zdążyć w limicie. 

 

Tadeusz: Żeby zdążyć tak. Polega na tym jeszcze zabawa, że jeżeli jesteś w limicie dwadzieścia cztery, tam nie ma znaczenia czy ktoś przebiegnie po dziesięciu godzinach, czy ktoś po dwunastu. Jeżeli ten kto przybiegł tam powiedzmy w dwanaście godzin ma więcej punktów on wygrywa, ale jeżeli się spóźnisz to Ci punkty zabierają i teraz w zależności od imprezy to ten przelicznik jest taki, że zazwyczaj nie warto się spóźniać, a jeżeli się spóźnisz odpowiednio długo to Cię dyskwalifikują, więc powiedzmy.

BHU: I wszystkie Twoje punkty trafia szlag wtedy.

 

Tadeusz: Jeżeli dyskwalifikacja to do widzenia i teraz, jeżeli punkt po, którym pobiegłem był za sześć punktów, a ja się spóźniłem dziewięć minut to mi zabrali dziewięć, czyli nie dość było nie zyskowne pójście tam, nie miałem stamtąd drogi powrotu, więc jedyne sensowne było cięcie przez las, co nie było jakieś fajne, szybkie i w dobrym wykonaniu jeszcze wylądowałem na asfalcie, który musiałem tym asfaltem dalej starać się zmieścić w limicie, gdzie ja nie jestem szybkim biegaczem, więc to dla mnie był duży wysiłek.

 

BHU: I pewnie nie przepadasz za asfaltem.

 

Tadeusz: To już w ogóle nie przepadam, ale to są imprezy na orientacje. W Polsce jeszcze mało jest Rogaining’ów to jest, ale bardzo popularne są u Czechów. Bardzo są popularne w Skandynawii i zresztą teraz były Mistrzostwa Świata w Czechach dosłownie obok naszej granicy. Część było w Polsce. Bardzo fajna impreza. 

 

BHU: Jak się nazywała?

 

Tadeusz: Mistrzostwa Świata w Rogaining ‘u w sto dwudziestoczterogodzinnym.

 

BHU: OK.

 

Tadeusz: W ogóle polecam wszystkim, żeby zaczęli się bawić troszkę z mapą, z orientacją. To ma dużo zalet takiej imprezy, które ktoś w pierwszej chwili może nie zauważyć, ale mogę trochę zareklamuję. 

 

BHU: Reklamuj absolutnie. 

 

Tadeusz: Pierwsza rzecz. Ja bym powiedział, że imprezy na orientacje nasze to są nie dość, że tanie, to bym powiedział, że prawie za darmo, bo wpisowe rzędu dziewięćdziesiąt, sto złotych, gdzie w tym można się przespać dwa noclegi na sali gimnastycznej, jest ciepły posiłek pomijając już, że trasa plus jakiś tam medal to to jest w porównaniu do biegów liniowych jest tanio, a jak jeszcze powiem, że to można się zapisać trzy dni przed zawodami, cztery dni przed zawodami i to jest dalej ciągle samo wpisowe to jest.

 

BHU: Możesz się zdziwić.

 

Tadeusz: Możesz się po prostu zdecydować z dnia na dzień, że sobie tam jedziesz. 

 

BHU: A ile osób startuje na takich zawodach?

 

Tadeusz: Zależy od dystansu. Ja zawsze lubiłem startować w długich trasach, czyli takich sto kilometrów i tu niestety, ale to jest też taki trend. Zresztą na liniówka’ch też to widać, że coraz mniej ludzi startuje w tych długich trasach, że zaczynają imprezy znikać, więc w tej chwili to jest na takiej normalnej imprezie, to jest do dwudziestu osób sobie przyjeżdża. 

BHU: Mega lokalnie.

 

Tadeusz: Teraz na Harpaganie to było ponad setkę, ale to też dlatego, że jest blisko Trójmiasto, łatwo dojechać.

 

BHU: To jest znana impreza też. 

 

Tadeusz: Ale to impreza, która jak tam byłem osiem lat temu przyjeżdżało sześćset ludzi, więc to też widać, że ten spadek jest duży. 

 

BHU: Nawet na naszym bucie są obcięte wszystkie długie dystanse. 

 

Tadeusz: But już jest obcięty, już nie ma buta tak naprawdę.

 

BHU: Znaczy o challeng’u mówisz?

 

Tadeusz:  Tak. Nie, ale te długie trasy też.

 

BHU: Sześćdziesiątka jest najdłuższa.

 

Tadeusz: Tak sześćdziesiątka, ale sto mil Beskid Wyspowy powiedzieli, że nie zrobią kolejnego i to kilka imprez poznikało w tym roku lub powiedzieli, że znikną, więc to. A dlatego, że ludzie, jakby przerzucają się na krótsze trasy. Jakoś tak nie czują chęci tego zmęczenia, poczucia tego.

 

BHU: Był szał.

 

Tadeusz: Wiesz start w długich trasach nie zawsze gwarantuje Ci, że skończysz, zwłaszcza jak jest trudna trasa. Coś zresztą wiesz o tym, bo sam startujesz, że to.

 

BHU: Tak. Właśnie to chyba nie chodzi o to, żeby mieć gwarancję, chociaż właśnie może ludziom chodzi o to, żeby ją mieć. 

 

Tadeusz: To jest wiesz.

 

BHU: To jest filozoficzne pytanie.

 

Tadeusz: To jest tak. Wyjechać i wrócić z niczym tak niefajnie. Nie każdy lubi.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Nie każdy wynosi z tego naukę. 

 

BHU: Właśnie, a Ty jakby przeszedłeś z takiego świata, bo Ty ciągle biegasz normalne ultra, prawda? Lavaredo robiłeś w tym roku? 

 

Tadeusz: Tak. Ja tak się długo zastanawiałem i w sumie mogę powiedzieć, że ja biegaczem nie jestem. To nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem biegaczem. Nigdy nie byłem, nigdy nie trenowałem jakiś biegów. Zacząłem na orientację na biegi na sto kilometrów, czyli to takie bardziej marszobiegi były i to przez ostatnie dziesięć lat cały czas uprawiam. Dość dużo na to jeździłem i w pewnym momencie to dodatkowo zaczęły wychodzić te biegi górskie, czyli przejście pod liny jeleniogórskiej, ale to jeszcze było jako przejście i później pojechałem na Siedem Dolin. To sobie zrobiłem. Po Siedmiu Dolinach pojechałem na Velebit do Chorwacji. Fajny rejs, a potem, gdzie pojechałem? Na UTMB. A tak, żeby było ciekawie. Ponoć zawsze każdy zaczyna tam nie wiem jakiś półmaraton, maratony i tak dalej, ultra, i tak dalej. Dopiero UTMB jest na końcu. Ja zacząłem od drugiej strony, więc ja, że tak powiem cały czas robię orientacje.

 

BHU: I nie ścigałeś się na tym UTMB? Ile Ci czasu zajęło wtedy UTMB?

 

Tadeusz: Czterdzieści pięć godzin niecałe. Ciągnąłem na końcu jeszcze kilku chłopaków z Polski, którzy niektórzy już mieli dość, ale obiecałem im, że zaczekam na nich. To tak jakoś razem kończyliśmy. Wiesz co większą mi to nawet satysfakcję dało to, że niż to, że ja skończyłem.

 

BHU: Że pomogłeś.

 

Tadeusz: To radość tego człowieka, który doszedł, że jest na mecie, a tam miał już trochę problemów na końcu. Jednak brak snu swoje robi.

BHU: A powiedz, kiedy odkryłeś i czy od razu odkryłeś w sobie taką umiejętność do pokonywania tych długich dystansów, do takiej orki w terenie po prostu?

 

Tadeusz: Wiesz, co.

 

BHU: Jak to wyglądało?

 

Tadeusz: Zawsze było tak, że ze sportem niewiele miałem wspólnego wcześniej. Raczej wolę książki i tak dalej, ale na studiach dużo chodziliśmy po górach i zawsze było tak, że jak się szło na jakąś wycieczkę, to dziwnym trafem ta mapa była od końca do końca tak maksymalnie dzień wykorzystany, co się dało. Czyli jak mogłeś coś zwiedzić to to robiłeś. Nie tak, że nie wiem idziesz trzy godzinki spacerku i koniec tylko zawsze takie te długie imprezy. Później kolega zaprosił mnie na kierat. Kierat znasz?

 

BHU: Oczywiście.

 

Tadeusz: Znasz. To kierat.

 

BHU: Ale powiedz słuchaczom jeszcze dwa słówka.

 

Tadeusz: To kierat to jest impreza na orientację w Beskidzie Wyspowym. Prosta nawigacja, ale górki i limit czasu trzydzieści godzin, trasa sto kilometrów i trzeba sobie tam to zrobić. To, co sobie człowiek pomyślał taki, co chodzi gdzieś tam po górach? To pójdę. Co to jest sto kilometrów? Później się okazało, że nawigacja w nocy to nie jest to samo, co nawigacja w dzień zwłaszcza po szlakach, więc było kilka ciekawych tam momentów, które skłoniły, że kolega z trasy zszedł. Ja dociągnąłem jeszcze do sześćdziesiątego kilometra i chodem pingwina zlazłem do najbliższego punktu, ale wiesz nie dawało mi to spokoju, więc za rok wystartowałem jeszcze raz z tą różnicą, że zamiast tam dojeżdżać do pracy autem zacząłem dojeżdżać rowerem. Było lepiej. Kondycyjnie było fajnie tylko nie byłem przygotowany na widok burzy nad Łupieniem, gdzie góry nie wybaczają, więc pogoda czasami może się popsuć i moja psychika nie była gotowa na to, żeby wejść w taką ścianę deszczu, czarną, granatową, rozbłyskiwaną, co chwila błyskawicami, więc to było, jakby drugi taki, ale kondycyjnie kończyłem dobrze, więc za rok stwierdziłem, że do trzech razy sztuka albo kończę, albo kończę zabawy z tą zabawą i kupiłem sobie buty biegowe wtedy jeszcze z Gore-Tex’em, co nie wiedziałem, że takie nie trzeba, ale już było coś takiego lepszego i udało mi się to skończyć. Kupę czasu mi to zajęło po dwadzieścia osiem godzin, ale ta satysfakcja na mecie to to było to, że następny sezon to w zasadzie, co miesiąc setka na orientację i to już zacząłem kończyć. Nawigacji się troszkę nauczyłem. 

 

BHU: I ten motyw nawigacji on jest chyba najważniejszy na tego typu biegach, które Ty uprawiasz?

 

Tadeusz: Tadeusz: Według mnie tak.

 

BHU: Jak wyglądała Twoja nauka nawigacji?

 

Tadeusz: Na błędach.

BHU: Czyli po prostu duża ilość startów?

 

Tadeusz: Tak.

 

BHU: Robiłeś sobie jakieś treningi, nazwijmy to nawigacyjne wtedy?

 

Tadeusz: Nie. Moim treningiem zawsze były zawody.

 

BHU: OK.

 

Tadeusz: Czy to chodzi o biegowe, czy o nawigacyjne najlepiej się uczyć na żywca.

 

BHU: Ale na sucho na przykład kompasu. Uczyłeś się jak posługiwać się kompasem i mapą, i tak dalej czy po prostu już wiedziałeś wcześniej w sumie?

 

Tadeusz: Mapą,  jeżeli chodzisz po górach to umiesz się posłużyć mapą. Teraz musisz się tylko nauczyć, jak się posłużyć mapą, żeby w terenie jak się poruszasz poza szlakami.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Zawsze było tak, że miałem GPS’a turystycznego, więc zawsze gdzieś go włączałem w plecaku. On sobie leżał i później po przyjechaniu do domu włączałem trasę, nanosiłem na mapę i patrzyłem, i zastanawiałem się, dlaczego ja poszedłem tam tak, a nie inaczej, gdzie był błąd i z każdych takich zawodów brałem, jakby naukę, że na zasadzie, że: Aha. To zbyt asekuracyjnie. To następnym razem spróbujemy trochę pociąć. Może będzie lepiej. To następnym razem: Oho. Tutaj przedobrzyłem, więc trzeba będzie sobie jakiś wynaleźć, więc to i to, jakby analiza każdego biegu spowodowała, że to człowiek się uczył coraz więcej, i jak jeździłeś na trudne biegi to szybciej się uczyłeś, więc to, jakby te lata swoje zrobiły, i to zawsze mi się podobało, że nawigacja to jest możesz szybko biegać, ale jak nie wiesz, gdzie to.

BHU: Dobrze, a jeżeli chciałbyś na przykład poradzić mi osobie, która poleciała kiedyś na punkty i z dziesięciu zebrała sześć, ale chciałbym, jakby nie robić tego co Ty, czyli uczyć się na błędach cały czas tylko chciałbym coś na sucho przetrenować to, co byś mi polecił? Co mogę zrobić?

 

Tadeusz: To znaczy nawet nie na sucho. Ja bym Ci polecił, że dalej, żebyś pojechał na zawody, ale na przykład umów się z kimś, kto. 

BHU: To dobrze robi.

 

Tadeusz: Kto dobrze to robi. Umów się z nim. Poproś, czy możesz z nim lecieć i patrz, co on robi, ale nie na zasadzie, że lecisz za nim, mapa w kieszeni i robisz tylko w momencie, kiedy on coś zrobi, to Ty patrz. 

 

BHU: Żeby Ci wytłumaczył, dlaczego taką decyzję podejmujesz.

 

Tadeusz: Patrz, co on robi i to, jaką decyzję to później sam zobaczysz, jaki był efekt, czy to się opłacało, czy nie, ale wtedy w ten sposób się nauczysz, bo często ludzie robią błąd, że podpinają się do kogoś, ale lecą po prostu i są na tyle mocni, że nie muszą się.

 

BHU: W sensie mało uważnie.

 

Tadeusz: Mało uważnie, a nie patrzą, więc nie mają żadnej nauki z tego, więc to jest tak.

 

BHU: Tylko przebytą trasę. 

 

Tadeusz: To jest tak, a też druga rzecz, że nie wiem jak to u Was w Warszawie, ale w Krakowie są kluby, które prowadzą takie szkolenia z nawigacji, mają imprezy takie szkoleniowe. Myślę, że tutaj też macie.

 

BHU: Są w Napieraju organizowane.

 

Tadeusz: Więc można wtedy na takie małe, gdzie tam profesjonaliści uczą, jak to się robi. To jest na pewno być może lepsze rozwiązanie. Ja tam lubię na błędach. Zawsze mówię, że człowiek na błędach się najszybciej uczy, bo to wtedy błąd zawsze kosztuje albo więcej kilometrów w nogach, albo więcej górek, albo trudniejszego terenu. 

 

BHU: A im więcej kosztuje, tym się bardziej uczysz.

 

Tadeusz: A tym bardziej się uczysz. Wiesz jak Cię nic nie kosztuje to nauka to ten, ale jak zaczniesz za to płacić tak jeszcze fizycznie to.

 

BHU: I mentalnie.

 

Tadeusz: I mentalnie to wtedy się bardzo szybko uczysz. To jest. Jak się nie nauczysz nawigacji, to czasami może być ciekawie na takich trasach. To nikt nie lubi być nie wiadomo, gdzie w lesie i nie wiadomo, gdzie iść, a jak się znaleźć jeszcze. 

 

BHU: Właśnie miałeś jakieś takie? Czy popełniłeś kiedyś błąd nawigacyjny na tyle duży, że musiałeś zejść z trasy?

 

Tadeusz: Na samym początku, ale to była jedna z moich pierwszych imprez zimowa na Skorpionie. Tam są wąwozy i rzeczywiście był bardzo duży mróz rzędu minus osiemnaście, minus dwadzieścia, więc woda mi zamarzła momentalnie w plecaku bez picia. Jeszcze pętlę taką nocną pięćdziesiąt kilometrów zrobiłem, ale za dnia gdzieś na tych wąwozach tak się pogubiłem, że nie miałam zielonego pojęcia, który jest to wąwóz, gdzie jestem, jak i wtedy rzeczywiście wyciągnąłem GPS’a z tego plecaka tylko po to, żeby wrócić na bazę.

 

BHU: Bo GPS’y są zakazane oczywiście na tych trasach. 

 

Tadeusz: Tak to jest. Nie na tym polega zabawa, żeby ten nie tylko GPS’y, nawet samo to, że patrzę na zegarek i widzę jaki dystans pokonałem, że mi GPS pokazuje, że przeszedłem pięćset metrów to też jest niedozwolone, bo to jest też forma nawigacji.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ty musisz sam ocenić czy to będziesz liczył kroki, czy ocenisz jakoś inaczej dystans, czy porzeźbienie, a to, że Ci zegarek powie, że przeszedłeś to też jest zakazane, co niektórzy ludzie to tak mówią, że nie, że to nawigacji to nie jest nawigacja. 

BHU: Masz rację. Ja na tym pierwszym swoim biegu pamiętam liczyłem, ile czasu. Mniej więcej wiedziałem jakie tempo i ile czasu mi potrzeba na pokonanie danego dystansu.

 

Tadeusz: Tak, ale to też nie jest precyzyjne.

 

BHU: Z zegarka można korzystać, prawda?

 

Tadeusz: Tak, ale to też nie jest precyzyjne jak na czasie, a jak Ci GPS powie, że przeszedłeś pięćset metrów.

 

BHU: Właśnie o to chodzi. 

 

Tadeusz: To pięćset i w bok, życie w pięćset, i w bok.

 

BHU: Życie pokazało, że to jest super nieprecyzyjne wiesz.

 

Tadeusz: A jak sobie mierzysz kroki i się nagle okazuje, że tu jest jednak teren, który troszkę trudniejszy, więc Ty się trochę wolniej i zamiast pięćset metrów zrobiłeś czterysta i w bok to możesz sobie szukać sto metrów.

 

BHU: Dokładnie, a jeszcze fajną rzecz powiedziałeś o tym, że nawet dotarłeś pewnie nie raz, ale wspomniałeś w tej rozmowie, że dotarłeś do jakiegoś punktu i potem krążyłeś dwadzieścia pięć minut wokół tego punktu. To są rozumiem zawsze to są te chorągiewki, takie charakterystyczne?

 

Tadeusz: Nie zawsze. To zależy od imprez. W większości imprez to są lampiony, czyli taki przestrzenny,  kwadratowy.

 

BHU: Tam biało-pomarańczowy.

 

Tadeusz: Biało-czerwony punkt, który dość z daleka widać. Jeżeli jesteś w dobrym miejscu, to go widać, ale bardzo często to są typu kartka A cztery przypięta do drzewa, więc, jeżeli w środku lasu masz kartkę A cztery przypiętą do drzewa to możesz przejść pół metra obok tego drzewa tylko z drugiej strony i możesz go nie zauważyć, jeżeli nie jesteś pewny, gdzie jesteś, więc.

 

BHU: A Ty wiesz już wcześniej jak ten punkt będzie wyglądał?

 

Tadeusz: To znaczy wcześniej wiemy, czy są lampiony, czy są kartki to wiemy. Mieszane? Czasami się zdarzają mieszane, ale to zazwyczaj organizator mówi, że jest takie lub takie i musisz się spodziewać obydwu. Zasada jest taka - Masz wiedzieć, gdzie jesteś, a nie na zasadzie, że jesteś w okolicy i patrzysz gdzieś tutaj wisi na tym, więc to lepiej wiedzieć, w którym miejscu należy szukać niż przeczesywać przestrzeń w poszukiwaniu lampionów, ale były takie w tamtym roku nawet, ale to był taki wynik. Zgubiłem okulary słoneczne na imprezie. Jak się okazało następny punkt po zgubieniu okularów w lesie przestrzeliłem o kilometr, co mi się nie zdarzało nigdy wcześniej. A dwa punkty dalej przez godzinę nie mogłem znaleźć, gdzie przechodziłem sto metrów obok niego.

 

BHU: I co?

 

Tadeusz: Przez godzinę kręciłem się.

 

BHU: One są jakoś poukrywane tak wrednie przez organizatora?

 

Tadeusz: Nie, nie zawsze. Czasami jest ciężko znaleźć, bo jeżeli punkt jest w jakimś wąwozie w takim potoku to musisz tam wejść i musisz go znaleźć, i jeżeli nie wejdziesz, i jesteś nie wiem pięćdziesiąt metrów, a to jest zarośnięty las to nie znajdziesz. Musisz wiedzieć, że to jest ten potok ten, a teraz jak nie jesteś pewien to obok może być drugi potok albo trzeci, albo dziesiąty. Jest zabawa, więc to jest i tu jest właśnie cała ta fajne, że nie musisz szybko biegać. Czasami jest tak, że ktoś, kto dobrze nawiguje i sobie tylko chodzi jest w stanie lepszy wynik zrobić niż osoba, która szybko biega, ale na każdym punkcie się tutaj kręci częściej w kółko.

Polecam spróbować. Każde imprezy w zasadzie mają teraz oprócz tych tras takich długich, czyli załóżmy nie wiem na pięćdziesiąt kilometrów, bo tego jest dużo to mają też klasy na dwadzieścia pięć, na dziesięć kilometrów, rodzinne nawet, że po prostu idą sobie ludzie z dziećmi małymi, ale to jest dobry sposób, żeby zacząć. 

 

BHU: Właśnie, zwłaszcza że te biegi nie są zbytnio fizycznie obciążające, prawda? To szybko się regenerujesz po takim biegu czy się mylę?

 

Tadeusz: To znaczy zależy od terenu. Znaczy ja mam odpowiedź na czas regeneracji zawsze taki sam jak mnie ktoś pyta na zasadzie jak długo się regeneruję po biegu to ja mówię, że do środy. Wiesz, dlaczego do środy? Bo w czwartek się pakuję na kolejny bieg, więc nie mam czasu na dłuższą regenerację, więc teraz wracam z Harpaganu i mam czas do środy, bo w czwartek szykuję sprzęt i w piątek jedziemy gdzieś tam w Beskidy na kolejną tą.

 

BHU: Ale Ci fajnie.

 

Tadeusz: Fajnie.

 

BHU: Z roboty Cię tak puszczają?

 

Tadeusz: Ale to weekend jest. 

 

BHU: Co w czwartek to jest weekend?

 

Tadeusz: Nie, w czwartek się pakuję, a w piątek po pracy jestem spakowany, jedziemy, wsiadamy w auto i jedziemy na bazę, rozkładamy maty, śpimy sobie w śpiworku, rano wstajemy, startujemy. Jak jest blisko wracamy do domu, jak jest dalej to śpimy na tej sali kolejne. Właśnie to jest fajne, że masz nocleg. Nie musisz dodatkowo bulić za nocleg, co też zazwyczaj jest takie raz, że trzeba znaleźć, a drugie kosztowne są teraz. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: A tutaj masz salę gimnastyczną.  

 

BHU: Jest mega klimatyczny zresztą.

 

Tadeusz: Właśnie to jest to, co chciałem powiedzieć, że to jest, że ktoś powie, że to nie jest taki standard, ale za to jest klimat, czyli możesz sobie z kimś przysiąść, pogadać, bo jest otwarte, więc jak podejdziesz do kolegi, który na macie siedzi obok, pogadasz. 

 

BHU: Poza tym wymiana sprzętu, jak ktoś czegoś zapomni, wymiana doświadczeń wiesz.

 

Tadeusz: Ale to wiesz nawet obejrzenie, jak ktoś coś robi, ja się szykuję, a że jeżdżą jeszcze ludzie ciągle Ci sami praktycznie, więc to naprawdę jest. Przedział wieku jest od bardzo młodego do bardzo, bardzo zawansowanego. To fajne rzeczy. Naprawdę to jest coś co się na biegach liniowych nie spotyka, bo na linówka’ch ludzie przyjeżdżają przed startem, gdzieś tam z kwater startują. Poza tym się zwijają, jadą do tego. Nie ma takiej atmosfery. 

 

BHU: Znaczy też jest, ale myślę, że zupełnie rzadziej.

 

Tadeusz: Rzadziej już.

BHU: Tak.  

 

Tadeusz: Nie ma tak.

 

BHU: Na festiwalach jest troszeczkę łatwiej.

 

Tadeusz: Jak jest troszkę więcej czasu, jak jest tych imprez więcej, jak jest więcej dystansów i ludzie przyjeżdżają odpowiednio wcześnie.

 

BHU: Tak, to prawda.

 

Tadeusz: To możliwe, że tak.

 

BHU: Na zwykłych biegach rzeczywiście trzeba się postarać, żeby się spotkać, chyba że na jakąś pizzę czy makaron to wieczór przed biegiem. To jeszcze.

 

Tadeusz: Ale to też rzadko, bo to ludzie różnie przyjeżdżają. Zanim dotrą to bardziej po biegu, ale po biegu się śpieszą do domu i to tak.

 

BHU: A powiedz czy w rajdach na orientację też jest taki motyw, że trzeba być wcześniej, żeby odebrać pakiet i tak dalej? To wszystko tak samo wygląda?

 

Tadeusz: Tak. To jest tak, że zazwyczaj musisz być wcześniej, żeby się zarejestrować, odebrać numer startowy, jakiś tam pakiet. Pakiet to jest zazwyczaj numer startowy i tyle, jakiś tam gift czasami. Przed samym startem dostajesz mapę, czyli mapę dostajesz tam dwie-trzy minuty przed startem.

 

BHU: Czy mierzą Wam czas na punktach też w trakcie trasy? 

 

Tadeusz: Nie. Punkty się zazwyczaj podbija preferując kartę startową, czyli na punkcie jest dziurkacz odpowiedniej ilości dziurek i musisz sobie kartę podbić. Kartę musisz pilnować, żeby nie zgubić, bo jak zgubisz to do widzenia i to jest, jakby taka zasada podbicia, potwierdzenia, że byłeś na punktach. Czasami na Rogaininga’ch jak jest już taki bardziej zaawansowany to są stacje elektroniczne, czyli nie musisz podbijać tylko masz chipa, podchodzisz, podbijasz. To wtedy jest czas rejestrowany, jakby elektronicznie tak jak teraz na Harpaganie to też były stacje, więc wiedzą kto, kiedy był, na jakim tym, w jakiej kolejności, ale tak normalnie to są po prostu performeratory, i jest to tańsze rozwiązanie mimo wszystko.

 

BHU: Może też dzięki temu te biegi są tańsze. 

 

Tadeusz: Tak, a druga rzecz, że też Polska ciągle jeszcze jest takim krajem, gdzie zostawienie stacji takiej, która kosztuje tam nie wiem półtora tysiąca gdzieś w lesie to wiesz. 

 

BHU: Wiem.

 

Tadeusz: Zostawienie lampionów w lesie i potrafi ktoś zabrać lampion. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: To jest kawałek szmaty na drutach powieszone. Na co komu to?

 

BHU: Właśnie jak byłem w Norwegii wiesz na tej Strandzie to tam jest bardzo wiele punktów. Ja się zastanawiam, jak oni to mierzą, a oni normalnie mają w lesie. Wiesz wisi walizeczka pelikana żółta z elektroniką w środku.

 

Tadeusz: I sobie leży.

 

BHU: OK. Jest jakoś tam oznakowana, ale wiesz.

 

Tadeusz: Leży sobie.

 

BHU: Leży sobie. 

 

Tadeusz: To by mi do głowy by nie przyszło, żeby ktoś wziął takie coś. U nas by sobie nie leżała, nawet jakbym nie wiedział co tam jest, ale może się przyda. 

 

BHU: Dokładnie. Jeszcze jest żółta do tego, więc ją widać wiesz z drugiego końca. Tak.

 

Tadeusz: Ale to się może jeszcze zmienić.

 

BHU: Może, ale słuchaj podbijanie wiesz dziurkaczem karty też ma swój kapitalny klimat i myślę, że tutaj nie ma za czym tęsknić specjalnie. A powiedz istnieje w ogóle takie hasło jak rekord trasy w rajdach na orientację?

 

Tadeusz: Wiesz co ciężko mówić jest o rekordzie trasy, jak za każdym razem trasa jest inna.

 

BHU: To absolutnie.

 

Tadeusz: Czyli, jeżeli masz inną trasę.

 

BHU: A musi być inna?

 

Tadeusz: Musi być, żeby było ciekawiej to ciężko jest mówić o rekordach i nawet jak jest kierat, w którym tam startowałem nie wiem dwanaście razy to za każdym razem trasa jest inna, więc czasami byłem szybszy, czasem byłem wolniejszy. Dystans jest porównywalny czasami. Można powiedzieć, że tam lokalnie ktoś zrobił to super szybko, ale tutaj ja bym nie mógł powiedzieć, że ktoś zrobił rekord tej trasy, bo jeżeli coś jest niepowtarzalne to ciężko mówić o rekordach. Rekordy to można bić na czymś, co jest powtarzalne, czyli nawet na biegach górskich.

 

BHU: Średnio.

 

Tadeusz: Średnio ja bym powiedział, bo co to znaczy rekord trasie nie wiem na Łemkowynie, na pierwszej Łemkowynie, gdzie było błota w pieron, a w Łemkowynie, gdzie w ogóle nie masz błota.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: To nie da się tego do końca porównać. Ultra są zbyt długimi imprezami mi się wydaje.

 

BHU: Zbyt zależnym  od pogody.

 

Tadeusz: Tak, zbyt zależnymi od pogody, żeby tutaj mówić o jakiś takich. Ten czynnik taki zewnętrzny ma większy wpływ niż nam się wydaje.

 

BHU: Ale wiesz w bieganiu jednak wiesz lubimy mówić o rekordach, więc to gdzieś tam funkcjonuje. Byłem ciekaw jak to w rajdach na orientację. Słuchaj powiedziałeś przez chwilę, że my jedziemy. Z kim Ty jeździsz?

 

Tadeusz: Jak są krótkie trasy jakieś to często jeździmy z moją żoną Anią. Ona sobie leci krótsze trasy. Dawniej startowaliśmy razem, ale nie zawsze jej się podobało, że ją gdzieś tam przeciągam na sznurku, bo jak można było startować w zespołach to brałem po prostu na hol i zawsze to jest mocniejsza osoba jest w stanie dużo dać słabszej osobie. To dziwię się na przykład na biegu rzeźnika mało kto stosuje, a to jest bardzo dobry patent, ale teraz to jest tak, że ja startuję w tych najdłuższych, czyli załóżmy te sto kilometrów. Jak nie ma setki to co tam krótszego jest, a Ania startuje właśnie krótsze tam typu dwadzieścia pięć i robi swoje. Też się bawi nawigacją, więc to też jest fajne. Czasami to, jak jadę gdzieś powiedzmy w Beskidy to z Tarnowa zawsze mam trasę przez Kraków to czasami zgarniam znajomych z Krakowa to jedziemy jednym autem. Raz, że jest taniej, a drugi raz, że jest ciekawiej, zawsze ktoś coś powie fajnego i to jest tak, jest towarzystwo, więc to jest na takich. Zawsze to jest tak, że ktoś powie, że ciężko dojechać, ale jak się zacznie jeździć to nagle się okazuje, że ktoś w okolicy może jeździć i można jechać razem, i to naprawdę da się zorganizować, gdzie nie trzeba na to dużo czasu, nie trzeba na to dużo pieniędzy, bo w stosunku do innych dyscyplin to naprawdę to jest tani sport ja bym powiedział.

BHU: Fajnie, ale w ogóle super, że masz wsparcie u żony i jeszcze do tego dzielicie tę pasję, więc to jest na pewno.

 

Tadeusz: To jest na pewno dużo, bo Ci co mają rodziny takie, które nie wspomagają w ten sposób czy nie startują też to często później mają, jakby ten czas wydzielony, czyli on musi przyjechać, wystartować i wrócić najszybciej jak się da i to jest taka też jest presja, więc to jest tak. Czasami widać, że ktoś by został, porozmawiał, ale musi być w domu, ale to jest coś za coś.

BHU: Wiadomo.

 

Tadeusz: W każdym hobby jest tak, że jak masz hobby jakieś to jest ten czas wyrwany z ogólnego czasu, czyli musisz coś poświęcić i teraz kto, ile ma możliwości poświęcenia czego. Jednym się udaje trochę więcej czasu uzyskać, a innym ktoś ma większą rodzinę, ma dzieci, więc musi ten czas poświęcić komuś innemu.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: To to jest.

 

BHU: Każdy ma inne warunki.

 

Tadeusz: Inne warunki, więc tu też ciężko jest tak jak z tymi rekordami. Ciężko jest tak. Nie ma wspólnego mianownika tak dla wszystkich.

 

BHU: Tak. Właśnie to jest ładne co powiedziałeś, bo to jest duża prawda. My oceniamy ludzi po wynikach bardzo często, ale nie mamy pojęcia, co ten człowiek, jak on żyje. 

 

Tadeusz: Tak.

 

BHU: Wszyscy jesteśmy amatorami, więc nie wiemy kto musiał, ile poświęcić, żeby dany wynik zrobić. 

 

Tadeusz: Nie wiesz, jak on żyje, ile czasu poświęcił, co robi. Nie wiesz tego. 

 

BHU: Nie wiesz jakie ma DNA. 

 

Tadeusz: Patrzysz tylko wynik, a nie znasz historii i to jest, a jak nie znasz historii to nic się nie wie tak naprawdę.

 

BHU: Właśnie.

 

Tadeusz: To jest tak jak kiedyś po jakimś. Wiesz ja często wrzucam na Facebooka z moich tych imprez z jednej strony, żeby zachęcić ludzi, żeby startowali, że można, a z drugiej strony też, żeby pokazać jakieś fajne miejsca i kiedyś koleżanka mi napisała, że może bym się w końcu wziął do pracy. Ja niestety, ale już więcej nie mogę pracować, bo jak jestem tam ultra cholnikiem to pracoholikiem też jestem trochę, więc nie da się więcej już pracować chyba.

 

BHU: A powiedz jaki zawód wykonujesz? 

 

Tadeusz: Mamy taką rodzinną firmę, która się zajmuje zegarkami, czyli teściowie mają salon zegarmistrzowski, mamy zakład zegarmistrzowski, czyli naprawiamy. Oprócz tego prowadzimy hurtownię zegarmistrzowską, czyli dostarczamy innym zegarmistrzom to, co jest potrzebne, żeby naprawić zegarek.

BHU: Fajny rodzinny biznes. Super.

 

Tadeusz: To jest taka dziesięcioosobowa - jedenastoosobowa firma w tej chwili i z czego połowa to jest rodzina, więc to jest takie rodzinne.

 

BHU: Fajnie.

 

Tadeusz: Ale to ma też możliwości. Dzięki temu mam możliwość, że jak potrzebuję załóżmy wolny piątek to nie mam takiego problemu, ale z drugiej strony jak masz rodzinny biznes to czas pracy wiesz jaki jest.

 

BHU: Nie ogranicza.

 

Tadeusz: Jest zależny ode mnie troszkę tu, więc.

 

BHU: A zdarza Ci się czasem być na biegu i telefonicznie załatwiać jakieś sprawy?

 

Tadeusz: Nie. Rzadko kiedy, ale też rzadko, kiedy do mnie dzwonią w takich. Umią sobie poradzić bez tego czasami. Bardzo rzadko to się zdarza. 

 

BHU: Opowiedz trochę o tej niesamowitej imprezie, na jakiej byłeś niedawno o nazwie Mega Race tysiąc jeden kilometr. Ona się odbywała po raz pierwszy ta impreza?

 

Tadeusz: Drugi. To znaczy, jak się zapisywałem miało być pierwszy raz i to było. Zapisywałem się pięć lat temu. Pięć lat temu już chyba było i niestety miał być za dwa lata. Później przyszedł Covid. Trochę zepsuł nam imprezę. Później kolejny rok to było tak, że można byłoby zrobić, ale były dalej ograniczenia, więc organizator zrobił coś w rodzaju ankiety kto chce startować, a kto chce odłożyć na jeszcze rok. Zdecydowana większość chciała odłożyć, więc został przeniesiony na ten rok i w tym roku sobie wystartowaliśmy. Też nie do końca to się udało, bo po prostu się skończyło jak się skończyło, co uważam, że była słuszna decyzja, ale to jak się zastanowić głębiej to uzasadniona. Bieg był w Niemczech na dystansie tysiąca kilometrów. Zdecydowana większość ludzi podeszła do tego w formule support, czyli przyjeżdżasz, startujesz. Punkty mniej więcej, co pięćdziesiąt,  sto kilometrów, czyli na przykład miałeś dostęp do swojego przepaku, ale dopiero za sto pięćdziesiąt kilometrów. Po drodze mogłeś mieć punkt taki, gdzie mogłeś sobie uzupełnić wodę, ale na przykład mogło nie być jedzenia, bo przyszedłeś w złej godzinie. 

BHU: Dobrze, czyli łącznie na tysiącu kilometrów jak często były punkty z przepakami? 

 

Tadeusz: Z przepakami sto – sto pięćdziesiąt kilometrów. 

BHU: Przepraszam. Nie jak często tylko ile było tych punktów na całej trasie?

 

Tadeusz: Na całej trasie z jedenaście może.

BHU: Czyli musiałeś przygotować jedenaście woreczków, czy one jeździły z Wami? 

 

Tadeusz: Były dwa.

 

BHU: OK. 

 

Tadeusz: W zasadzie były trzy, czyli miałeś trzy worki tak co drugi punkt były, ale to było na zasadzie, że jeden worek masz na powiedzmy sto sześćdziesiątym kilometrze, a później ten sam worek będzie na pięćset którymś, więc tak naprawdę dostęp do niego masz. Też musisz wiedzieć, co włożyć do tego, co Ci się może przydać i to, jakby była cała trudność. Trudnością jest brak snu na takich imprezach, czyli jak biegniesz to musisz się przespać. To za dużo czasu jesteś na trasie. Musisz spać i teraz najlepiej się śpi na punkcie, ale, że to było tak zrobione, że troszkę na początek podkręcili limity czasu, więc tego czasu na spanie było mało i później trzeba było gdzieś tam po drodze w krzakach, a to nie było efektowne, i to tak człowiek leciał na minimum tego snu, i troszkę inaczej mieli Ci, co mieli support, bo był support dozwolony na tej imprezie, czyli jechał kamper, i wtedy nie ma tych ograniczeń. Nie musisz mieć wody, nie musisz mieć ubrania dodatkowego. W zasadzie nic nie musisz nieść tylko tam nie wiem odległość trzydziestu kilometrów powiedzmy, czterdziestu może. Pewnie nawet nie i śpisz, kiedy chcesz, więc to jest inna zabawa, całkiem inny bieg. Problemem było to, że były bardzo złe prognozy. Odpowiedni czas już po naszym starcie, gdzie miały być bardzo duże opady i to opady rzędu sześć, siedem razy większe niż standardowo plus miała spaść temperatura, i przed tym, jak zaczęły się opady jeszcze tak naprawdę nie zaczęło mocno lać, ale dalej te prognozy były coraz gorsze, więc zdecydowali się przerwać bieg. Części ludziom się to nie podobało, ale to znikomej ilości. Większość zrozumiała decyzję i jakoś nie miała pretensji o to. 

 

BHU: Na którym kilometrze Ty wtedy byłeś?

 

Tadeusz: Czterysta, parę czterysta.

 

BHU: Pierwszy zawodnik wiesz, na którym? Ile zdołał pierwszy zawodnik przebyć kilometrów w tym czasie?

 

Tadeusz: Też był, jakby ich zdjęli ja wiem może z dziesięć godzin wcześniej. Dobiegli. Tutaj jest to jakoś tak nie patrzyłem.

 

BHU: Pewnie jakieś sto kilometrów dalej albo niecałe sto.

 

Tadeusz: Nie wiem. Mniej, bo to było tak, że myśmy zaczynali pętlę sześćdziesiąt. Tam było sześćdziesiąt kilometrów, a oni jeszcze jej nie kończyli, więc to była odległość tam pięćdziesięciu-sześćdziesięciu kilometrów może.

BHU: Ale to nie był bieg na orientację? 

 

Tadeusz: Nie. To znaczy to był bieg liniowy, ale nieoznakowana trasa, czyli miałeś traka GPS i miałeś lecieć po traku. Czasami to poszlakach było. W większości po szlakach turystycznych, więc tym się można było wspierać, ale ogólnie po traku. 

 

BHU: Miałeś też fizyczną mapę? Pewnie nie na tysiąc kilometrów.

 

Tadeusz: Nie. Na to nie brałem. 

 

BHU: Była taka książeczka.

 

Tadeusz: Na to nie brałem. Bazowałem na traku, ale to też dlatego, że wcześniej sobie przetrenowałem, że mój zegarek całkiem nieźle sobie radzi z nawigacją w takich elementach, a oprócz tego miałem turystyczną nawigację, czyli Garmina, gdzie jest wgrana mapa i, gdzie miałem tracks wprowadzony, więc jakbym chciał to tak naprawdę go włączyłem na samym początku, a później stwierdziłem, że zegarek w zupełności wystarcza, więc jego niosłem tylko takie rezerwowe, że w razie, jakby był jakiś problem to wtedy go odpalałem i patrzyłem, co jest nie tak.

 

BHU: A powiedz zegarek też masz Garmina ?

 

Tadeusz: Też mam Garmina.

 

BHU: Jak w ogóle radzisz sobie z bateriami? Ile powerbanków zabierasz ze sobą? 

 

Tadeusz: Zazwyczaj jeden, ale zegarek Fenix szóstka ma dużą baterię bardzo długo. 

BHU: Tak?

 

Tadeusz: Tak.

BHU: Ile Ci trzyma?

 

Tadeusz: Czterdzieści – pięćdziesiąt godzin tylko trzeba powyłączać wszystko, badziewie, które jest niepotrzebne, zostawić nawigację, zapis trasy i wtedy.

 

BHU: Jak często Ci zapisuje wtedy? Co minutę?

 

Tadeusz: Nie, co sekundę. Zostawiam normalny. Nie oszczędzam na tym.

 

BHU: O proszę.

 

Tadeusz: Tylko, że ja zostawiam normalny tylko wyłączam mu podświetlenie, ekran. Ekran w momencie, kiedy popatrzysz na niego, więc te wszystkie takie rzeczy, które nie potrzebujesz. Nie musi mi się łączyć z telefonem w tym czasie. 

 

BHU: Jasne.

 

Tadeusz: To jest, więc to jest tylko to musi być ta wersja z dużą baterią, bo tam są dwie i to większości biegów tych takich tutaj sto mila’ków to wystarczy Ci na jednym ładowaniu. To teraz na tym wczorajszym biegu, gdzie tam byłem dwadzieścia dwie godziny na trasie to mi pięćdziesiąt procent żzarło, więc to na jakieś czterdzieści, gdzie nic mu nie wyłączałem, więc zostawiłem na takich ustawieniach domyślnych to bym miał tam nie wiem na pięćdziesiąt godzin.

BHU: Ale na przepakach masz powerbanki czy nie? Czy ładujesz?

 

Tadeusz: Nie. Na długich biegach jak jestem to zawsze biorę powerbank ze sobą nawet. To jest nawet ze względów bezpieczeństwa, jakbyś musiał telefon podładować. Zwłaszcza u nas jest ten problem, że nie masz zasięgu bardzo często w górach, więc telefon się bardzo szybko rozładowuje, a telefon to jest taka rzecz, która dobrze mieć jednak kontakt. 

BHU: Ale co na taki tysiąc kilometrowy bieg jeden powerbank Ci wystarcza wtedy? 

 

Tadeusz: To wtedy w przepakach masz kilka. To znaczy tutaj nawet nie musiałem korzystać z powerbank’a, bo się ładowałem na punktach. Na punktach byłem na tyle długo, że telefon się ładował tyle że niosłem dwie ładowarki tak, żeby podpiąć.

BHU: Pasy czarterowe?

 

Tadeusz: Tak, żeby podpiąć i zegarek, i telefon. Myśmy musieli jeszcze pilnować, żeby tracker’a ładować, bo mieliśmy tracker’y. I też jakby w naszym obowiązku było pilnować, żeby on był naładowany, a tak naprawdę nie było wiadomo, ile on tam wytrzymuje. Później można było sprawdzić to na aplikacji, gdzie był pokazywany poziom, ale to też i to jest właśnie też kolejny, jakby problem rzeczy, i w momencie, kiedy leczysz Self Support. Wchodzisz na punkt, jest dużo rzeczy, o których Ty musisz wiedzieć. To nie jest tak, że Ty wchodzisz sobie i jesz, i idziesz spać. Ty musisz pamiętać, żeby naładować telefon, naładować zegarek, naładować tracker’a, zmienić baterię w latarce, załóżmy przepakować jedzenie, przepakować picie. Jak już to wszystko zrobisz to dopiero możesz myśleć, że trzeba iść spać.

BHU: Jeszcze trzeba się najeść.

 

Tadeusz: Jeszcze się najeść, więc to wszystko to zajmuje czas.

 

BHU: To od wejścia na punkt do położenia się głowy na poduszce jak dużo czasu?

 

Tadeusz: Godzina może uciec Ci na takie, jeżeli jeszcze jest opcja, żeby możesz wziąć prysznic to schodzi. To tak się wydaje, ale to. A teraz tak, jeżeli jesteś zmęczony, bo nie spałeś cztery noce. Tam udało Ci się nie wiem trzy-cztery godziny w czasie tego przespać to później jest tak jak koleżanka z Norwegii wkładając do plecaka nowego powerbank’a pomyliła worki i zamiast jeden powerbank do plecaka to wrzuciła w worek, gdzie miała cztery powerbank’i, i się kapnęła w połowie trasy, że jej plecak coś jest cięższy. Błąd, ale to jest coś, co musisz to ogarnąć. To jest takie. To jest to trochę rajdowe też na zasadzie takiej, że tak jak na rajdach mimo zmęczenia musisz pilnować, ale ja to lubię. 

BHU: Właśnie. 

 

Tadeusz: Self support to jest inna forma.

 

BHU: To jest czas. Zgadza się, ale jak wpadasz na punkt i załóżmy jesteś bardzo zmęczony to czy masz coś takiego na kartce albo w telefonie, jakby listę rzeczy, którą musisz zrobić?

 

Tadeusz: Nie.

 

BHU: Nie masz? Zawsze pamiętasz o tym? Masz to w głowie zawsze?

 

Tadeusz: Staram się. Zawsze to jest tak, że jak wpadniesz, to powinneś zacząć od tego, żeby przygotować sobie te rzeczy. Ja zazwyczaj zaczynam od jedzenia, czyli najpierw jedzenie ciepłe, żeby troszkę się wzmocnić. Jak jest zupa, to jest najfajniej i później jak już zjesz, to w międzyczasie sobie tam szykujesz te rzeczy odpowiednio, a już masz wszystko przygotowane to wtedy prysznic, spanie. Jeżeli jest możliwość prysznica i spanie, i po spaniu po prostu ubierasz się, i idziesz dalej.

BHU: Czy są jakieś rzeczy, które Ci się nie sprawdziły i które z doświadczeniem odrzuciłeś? Różne rozwiązania, nie wiem cokolwiek, jeśli chodzi o ładowanie rzeczy albo jakikolwiek element Twojego wyposażenia? Jest coś, co nie działało i musiałeś zamienić na inne? Coś pamiętasz?

 

Tadeusz: Ciągle mam problem z oświetleniem, bo jakoś.

 

BHU: Z czołówką w sensie?

 

Tadeusz: Z czołówką. Także na długie trasy potrzebujesz energii niestety. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Baterie ważą. Jeszcze, jak jesteśmy na orientację, to dobrze jest to światło mieć w miarę mocne i teraz na wczorajszej imprezie czołówka nowa, ładowalna. Odpaliłem na starcie i się okazało, że nie zaświeciła. Nie wiem czy mi się wyładowała. Dałbym głowę, że ją ładowałem, ale może mi się tylko wydawało. Miałem zapasową baterię, ale wrzuciłem sobie na wszelki wypadek drugą czołówkę taką moją starą i spokojnie na tej starej przeciągnęłam normalną na baterie i to jest tak, że czasami jest.

 

BHU: A ta pierwsza była na akumulatorek?

 

Tadeusz: Na akumulator i właśnie ta akumulatorowa jakoś tak mnie za każdym razem zaskakuje trochę nie w odpowiednich momentach, więc to chyba ciągle jeszcze jestem na etapie jakiejś fajnej czołówki znalezienia. Większość znajomych ma po prostu czołówki, które są modyfikowane, czyli ma czołówkę i do tego odpowiednie zasilanie zrobione i wtedy jest mocne.

 

BHU: Co znaczy osobno?

 

Tadeusz: Że mają akumulatory na przykład od laptopów porobione.

BHU: Co Ty powiesz.

 

Tadeusz: Jeżeli masz światło mocne to potrzeba energii.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Teraz te wszystkie, które są oryginalnie to one nie mają tyle zapasu energii, żeby Ci starczyło załóżmy nie wiem na noc czy na dwie. To musisz mieć zapasowe. A teraz koledzy po prostu mają przerobione zasilanie, gdzie ma na kablu do plecaka wpięty trochę większą ładowarkę.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Akumulatory są te same, co w czołówkach, co w laptopach tylko to trzeba się troszkę na elektronice znać. Ja nigdy się w to nie lubiłam bawić, więc tutaj jest.

 

BHU: Ale są też takie czołówki na rynku. Ja ostatnio miałem kontakt z czołówką firmy Moonlight i  Kilian biegł Hardrock’a z tą czołówką, i ona dokładnie tak działa, że wrzucasz do plecaka tylko to nie jest coś, co on sobie sam tam wystrugał, wziął z laptopa czy z tabletu czy coś, i rzeczywiście w momencie jak wrzucisz baterie do plecaka to sama czołówka jest już super lekka. 

 

Tadeusz: Tak. Ja mam swoją czołówkę, mam taką właśnie na cztery baterie. Taką na długie te imprezy. Starcza mi to na dwie noce zazwyczaj, gdzie zasobnik baterii jest na kablu i leży w plecaku, i sama czołówka jest leciutka.

 

BHU: A ten kabel Ci nie przeszkadza?

 

Tadeusz: Nie gdzieś tam z tyłu puszczone tak jak słuchawki masz. Puszczone gdzieś tam z tyłu do plecaka, więc.

BHU: Wiem. Słuchawki tylko to dosyć wąski kabelek, a ten kabel.

 

Tadeusz: To jest tak samo wąski. Wąski, puszczony tutaj z tyłu gdzieś do siatki albo czasami jest tak, że tu mam na kieszonki zasobnik, więc mi kabelek tutaj wisi tylko kawałek.

 

BHU: Ja trzymam też kije wiesz z tyłu w plecaku i tak pomyślałem, że ten kabel z tymi kijami.

 

Tadeusz: Kije on ma w rękach zawsze. Ja ich używam na bieżąco, więc tutaj nie składam ich, a jest lżej, więc jak masz samą lampeczkę i masz naprawdę długi czas to tam jedną noc to możesz nie czuć, ale jak jesteś tych nocy kilka to czuć to później, i to są takie detale, ale to się później zbiera każdej nocy. Każdy taki detal to kolejna noc.

 

BHU: Tak, ale i tak musisz mieć dwie czołówki ze sobą wtedy?

 

Tadeusz: Zazwyczaj tak. Zazwyczaj na tych długich imprezach to jest jako zapasowa, jako takie bezpieczeństwo.

 

BHU: Właśnie, a na przykład na takim biegu tysiąc kilometrów to, co musiałeś zabrać ze sobą, co organizator narzucał?

 

Tadeusz: Nie było jakiś takich dużych rzeczy. To oczywiście tam długie spodnie, kurtka przeciwdeszczowa. Z takich bardziej charakterystycznych to zwykła N’setka nie wystarczała, tylko trzeba było mieć taki.

BHU: Wiwibiwak.

 

Tadeusz: Tak. To często jest, ale to jest sensowne, bo na przykład to niewiele daje. Jeszcze nie miałem okazji, jakby jego wykorzystywać, ale zawsze gdzieś tam leży, a tak to nie masz takiego dużego. Bardzo często na tych długich biegach naprawdę to lista sprzętu nie jest taka jakaś bardzo oczywista, podana od A do Z’et, bo osoba, która to robi zakłada, że Ci, co startują.

 

BHU: Tak, to wiedzą co robią.

 

Tadeusz: Wiedzą z grubsza na co się porywają. 

 

BHU: Z grubsza.

 

Tadeusz: Z grubsza, że wiedzą i wiesz, jak wiesz z grubsza to wtedy wiesz, że lista sprzętu obowiązkowego to nie jest coś, co sobie organizator wymyślił, żeby Ci nie wiem udupić życie.

 

BHU: Utrudnić życie, tak.

 

Tadeusz: Utrudnić tylko to jest coś, co naprawdę jest niezbędne, żeby Ci pomóc. Nie powiem, że czasami uratować życie, bo góry nie wybaczają. Jeżeli pogoda Ci się zepsuje w górach to nie jest tak, że pomoc do Ciebie dostanie się błyskawicznie. A też jest coś takiego, że może się zdarzyć jakieś przykrości, wypadek i wtedy trzeba poczekać na to, ten czas aż ktoś do Ciebie dotrze i teraz, jeżeli nie umiesz się zabezpieczyć to jest tak, jak ja się zawsze śmieję, jak jest forum przed UTMB, a pro pro kurtek czy są potrzebne? Człowiek musi zmarznąć, żeby docenić, że dobra kurtka to jest nieduży wydatek do tego, co ona można pomóc.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: A dobra kurtka tam waży nie wiem sto sześćdziesiąt gram czy ile. 

 

BHU: Zawsze mnie denerwuje, jak wiesz przed UTMB się śmieją z tego wyposażenia obowiązkowego, że, co oni tutaj przyszli się ścigać, a muszą brać ze sobą. Wiesz, to jest takie słabe, bo normalni ludzie w większości biegają UTMB, którym się może coś przytrafić i wtedy potrzebują tego sprzętu, więc nie ma się co wyśmiewać z tego.

 

Tadeusz: Nie. To jest, ale to większość ludzi na przykład, co nie kończy to dlatego, że po prostu nie mają tego sprzętu, co powinni mieć, gdzie ktoś jedzie na UTMB i mu żal kupić kurtki, która jest nie wiem jedna część wpisowego, a tym bardziej, że bierze udział w tego typu zawodach. To nie jest jednorazowy wydatek tylko to jest coś, co na kilka lat przeważnie.

 

BHU: I jeszcze do tego UTMB jest biegiem relatywnie prostym. W sensie przebiega po terenach, które są dosyć mocno zamieszkałe przez ludzi. To nie są jakieś dzikie ostępy.

 

Tadeusz: Ale technicznie też jest prosty, nie jest. On jest długim biegiem, ale nie jest jakimś ten. Ja zawsze mówię, że to akurat jest bieg prosty tyle, że długi. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Znam dużo biegów, które są dużo trudniejsze i wcale nie krótsze. 

 

BHU: Zaraz przejdziemy do trudnych, ale jeszcze chciałem skończyć temat wyposażenia. Czy wyposażenie na biegi ultra jakoś radykalnie różni się od wyposażenia, które zabierasz ze sobą na takie bardzo kilkudniowe wyrypy? Czy po prostu bierzesz więcej rzeczy na zmianę? Czy bierzesz jakieś rzeczy, na przykład kurtka może jest troszeczkę grubsza albo troszkę cieplejsza?

 

Tadeusz: Nie, w zasadzie czasami biorę po prostu więcej rzeczy na takim etapie, ale to sprzęt jest ciągle ten sam tyle, że czasami to jest kwestia bardziej cieplejsza bluza lub mniej cieplejsza bluza. 

 

BHU: I ten GPS turystyczny?

 

Tadeusz: Czasami tak. Jak są długie imprezy, nawet jak są oznaczone. Jedną imprezę nie skończyłem, dlatego tylko, że nie wziąłem tego turystycznego. Uwierzyłem, że Austriacy dobrze oznaczą trasę. Przedobrzyłem. Ponoć krowy im zjadły oznaczenia, ale jak mi się telefon rozładował, powerbank mi się rozładował, kilka złamałem to stwierdziłem, że jak zostanę w lesie i dalej nie będzie oznakowane, jak jest oznakowane to po prostu będę miał problemy, żeby w ogóle trafić gdziekolwiek. 

 

BHU: Schodzenie z trasy tak się mówi, że a dobra poddaję bieg i schodzę, ale co ze sobą zrobić potem. To jest temat.

 

Tadeusz: To dobry przykład jest na Korsyce, jak byłem na Korsyce. Oczywiście pojechałem sam. Korsykę startujesz w jednym miejscu, kończysz w drugim miejscu. Rzeczy, jak byłem sam, to cały mój dobytek dałem na koniec, na przepak końcowy, więc zejście z połowia trasy to by była katastrofa, bo mogłeś zjechać do Stolicy, ale rzeczy by Ci dowieźli dopiero w niedzielę na koniec imprezy, więc nie opłacało się. To jest dobra motywacja. To samo było w Norwegii. Jeżeli nie masz opcji zejścia to sorry.

 

BHU: To nie schodzisz.

 

Tadeusz: To nie schodzisz. To co, że jesteś zmęczony, ale co wsiądziesz, rozpłaczesz się? Nikt Cię nie zwiezie nie. Natomiast jak jedziesz, nie masz support’u czy coś musisz walczyć. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Nie ma, że boli. To jest: Po to tu przyjechałeś.

 

BHU: Dokładnie. Czy ten bieg na Korsyce był taki piękny właśnie? Zaliczyłbyś go do takich?

 

Tadeusz: Tak. To piękne góry mają. Piękne góry i trudne. To jest w tej chwili Korsyka to jest według mnie numer jeden, jeżeli chodzi o trudność z tych biegów, co byłem.

 

BHU: Co Ty nazywasz trudnościami? 

 

Tadeusz: Trudność w sensie trasy.

 

BHU: Techniczna?

 

Tadeusz: Techniczna, czyli jeżeli Ty się poruszasz po trasie i tak jak, dlaczego mówisz, że UTMB jest łatwym biegiem? Tam są ścieżki, biegnę sobie ścieżką. W zasadzie co Ci się może stać. Niewiele. Na Korsyce, jakbyś się poślizgnął to możesz kończyć lotem, gdzieś tam na tym to dokładnie, więc to jest takie i czasami to było tak, że dochodziłem do miejsca, i się zastanawiałem, jak mam wejść. Jak wchodziłem była taka skała i skała jest tu, i musisz na nią wleźć, i to nawet to nie było o bieganiu tam mowy. Tam się zastanawiał człowiek jak przejść dalej albo taka płyta, która jest pod skosem i Ty idziesz po tej płycie, i teraz jak jest sucho to jest fajnie, jakby było mokro to by było niefajnie, ale też przy odpowiednim nachyleniu tej płyty to buty już Ci się tak nie trzymały.

 

BHU: Łańcuchów nie było. 

Tadeusz: Czasami były, ale niedużo, więc to jest, choć były miejsca takie, albo masz wielkie głazy kamienne, po których sobie skaczesz. W środku masz takie dziury, żebyś spokojnie wpadł i to jest trudność. Czyli to jest tak, gdzie ja nie wiem czy u nas są takie trasy nawet w Tatrach.

 

BHU: Nie.

 

Tadeusz: Chyba nie ma takich. W Alpach to tylko na PT’elu z taką się spotkałem tego typu trasę, a tak. Dlatego mówię, że Korsykę bym porównał już do takich biegów, jeżeli chodzi o trudność, gdzie miały elementy porównywalne właśnie jak PT’ele czy na Tour de Grace pewnie by też znalazł takie. 

BHU: Tak? Na Tour de Grace?

 

Tadeusz: Myślę, ale to chyba aż takiej trudnej nie ma. 

BHU: Może na tym na Glacier.

 

Tadeusz: Tak na Glacier pewnie na pewno by takie było, ale do tej pory chyba tylko na PT’elu tak.

BHU: Dobrze.

 

Tadeusz: Być może na Grand Canarii jak się poruszałem na tej trasie dwieście czterdziestką tam też były takie fragmenty, które były takie które, że tak powiem budziły od razu. Zawsze to jak masz problemy ze snem, a trafisz takie, że popatrzysz o. Dobra, nie chce mi się już spać. To jest wiesz adrenalina robi swoje. 

 

BHU: Tak, absolutnie. Nie ma to jak porządne zagrożenie życia. To Cię stawia do pionu. 

 

Tadeusz: Wiesz zawsze chcesz wrócić w jednym kawałku.

 

BHU: Prawda. To jest silniejsze od Ciebie. Nawet wiesz Twoje ciało tego chce.

 

Tadeusz: Zwłaszcza, jeżeli masz takie sytuacje, gdzie widziałeś, że ktoś tam miał pecha i na PT’elu dziewczyna miała pecha, złamała nogę wysoko w górach i śmigłowcem ją w nocy ściągali. Tu chylę czoło, bo w Tatrach, by nie ściągnęli, bo nie mogą latać w nocy i tam przy takiej mgle, gdzie nic nie było widać polecieli goście po nią, gdzieś tam się, ale i tu się przydało to wyposażenie dodatkowe, bo jednak kilka godzin musieli czekać, jakby na pomoc. 

 

BHU: Dobrze. Biegi piękne i trudne to będzie ta Korsyka, czyli ten bieg nazywa się przypomnij Terrell?

 

Tadeusz: To też jest taki skrót, co ciężko wytłumaczyć. To jest ich, ale może poprawią na przyszły rok, bo oni wszystko po francusku pisali, więc tam było mało informacji po angielsku, ale ogólnie po polsku to jest ziemia bogów.

 

BHU: OK. 

 

Tadeusz: W tłumaczeniu, ale naprawdę startujesz prawie znad Morza, masz góry i to takie góry na początku takie kamieniste, skaliste takie. Naprawdę później troszkę się zmienia na bardziej biegowe, ale później znowu te kamienie wracają, więc to tak się miesza.

 

BHU: Czy ta trasa idzie cały czas po GR dwadzieścia?

 

Tadeusz: Tak nie do końca, bo zaczyna się od początku, czyli od miejsca startu i kończy się w pewnym etapie, gdzie trzeba dojść do miejscowości. GR dwadzieścia jeszcze leci tam przez dwadzieścia kilometrów dalej, ale tam się, jakby kończy końcówka, ale prawie całość. 

 

BHU: Dobrze. Co byś jeszcze na tę listę pięknych i trudnych w życiu?

 

Tadeusz: PTL to jest, ale to trzeba lubieć. Tour de Grace na pewno. To jest też z tych długich. To są tygodniowe wakacje w górach, z wycieczkami codziennymi gwarantowanymi. W przypadku Tour de Grace to jeszcze takie ful exclusive czy tam ten jak to się mówi w hotelach.

BHU: All inclusive.

 

Tadeusz: All inclusive, że masz jedzenie, picie, wszystko, więc to jest takie.

 

BHU: Tam punkty są dosyć często.

 

Tadeusz: Tak. Jak ktoś chce ten to lepiej jechać na początek na Tour de Grace, bo tam jest naprawdę jest to.

 

BHU: Wypasik. 

 

Tadeusz: Wypasik. To jest ten, a PTL to jest taki już musisz być troszkę bardziej zaawansowany. Ja byłem raz na PTL’u, aczkolwiek to była edycja jubileuszowa i ponoć trochę z poziomem trasy przedobrzyli, że dużo ludzi się wycofywało, bo stwierdziło, że zbyt niebezpiecznie i były miejsca takie, co podnosiły ciśnienie.

BHU: Nie ten PTL’elek powiem Ci to jest absolutnie do zrobienia kiedyś, ale to trzeba w parze.

 

Tadeusz: Tak to w parze albo w trzy osoby, ale najlepiej w dwie osoby. To jest według mnie takie optymalne, bo to jest najszybsze w dwóch. A ryzyko, że jeżeli jednemu coś się stanie to jest do widzenia, ale to też, jakby się w trzech startowało to ja nie bardzo widzę opcji takiej, że nie wiem kogoś zostawiamy na trasę, bo pewnie z tym miałbym większy problem niż z kontynuowaniem dalszego biegu. 

BHU: Chyba, żeby brać trzeciego, bo jest na przykład wyjątkowo dobry w nawigacji, bo tam jest chyba też kluczowa nawigacja. 

 

Tadeusz: Poruszasz się pod traku, ale przydaje się nawigacja, bo nawet jak byliśmy ostatniej nocy to chłopaki poszli troszkę bardziej w zboczę, w bok i oni byli z przodu. Jak dochodziliśmy, to myślałem, że będzie po prostu trudny teren, bo stali pod ścianą i świecili tak do góry latarkami byli jakieś nie wiem sto metrów w bok i tam się nie dało pójść do góry, a u nas to tam były jakieś liny, jakieś coś tam i tak pomału się człowiek wspinał do góry, ale to ta nawigacja taka, gdzie, ale tu się orientacja. Właśnie, jeżeli biegasz na orientację to takie biegi jeszcze jak masz gdzieś mapę, dostęp to to dużo pomaga. Dużo łatwiej jest nawet, mimo że masz traka, to czasami ktoś mówi, że trak jest niedokładny. Trak jest tam troszkę w bok. W Alpach dwadzieścia metrów w bok może zrobić dużą różnicę, zwłaszcza, jeżeli to jest w pionie, więc to nawigacja się zawsze przydaje. 

 

BHU: Dobrze. Na listę pięknych i trudnych jeszcze coś byś wrzucił?

 

Tadeusz: Andora niestety, której już nie ma. Ronda dels Cims to był numer jeden do niedawna i to fajnego. Zresztą pewnie Pireneje to są takimi górami, gdzie można się nieźle złoić. Wiesz co tak ciężko jest mówić o pięknych i trudnych. Każdy bieg ma w sobie coś, co może być fragmentami piękne, fragmentami trudne, więc tutaj tak jednoznacznie wszystkie wyspy na przykład lubię, czyli Madera. Nie wiem, czy byłeś na Maderze czy nie?

 

BHU: Nie, ale jestem zapisany na kwiecień.

 

Tadeusz: Polecam Maderę. Poćwicz na schodach jak lubisz. Tam są setki tysięcy schodów. Każdy inny i to jest piękna rzecz. Grand Canaria to miejsce, gdzie możesz równocześnie się usmażyć i zmarznąć porządnie w ten sam dzień praktycznie. To jest coś niepojęte. Co jeszcze? Wyspy są fajne, bo na wyspach zaczynasz od morza, a wchodzisz wysoko, kończysz w morzu.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz:  Potrafią złoić. 

 

BHU: To prawda, a na jakich biegach byłeś, a nie polecasz? Co mógłbyś sobie odpuścić? Coś co nie spełniło Twoich oczekiwań. Może tak. 

 

Tadeusz: Wiesz co raczej nie ma takich biegów takich, żebym był nie wiem bardzo niezadowolony, bo są fragmenty, które mi się nie podobają. Na przykład na ostatnim Lavaredo nie podobał mi się start. Jakoś tak organizacyjnie to było, gdzie tłum na początku, barierki niby do wejścia na start, ale tylko po to, żeby tam pierwsi się przebiegli, żeby było ładnie w kamerach, a później te barierki jak wsunięte. Nie wiem, to było jakieś takie dziwne, ale tak bardziej polecam nawet jak ktoś szuka niekoniecznie jechać na tą na, co jeżdżą tysiące. Poszukać sobie takie biegi mniej znane, takie, gdzie startuje mniej tych ludzi, jest całkiem inny klimat. Byłem na biegu na Islandii, gdzie było nas na starcie pięć osób. 

 

BHU: Wspaniale.

 

Tadeusz: To jest czego powiedzmy jedna z tych osób to była taka, która rok wcześniej na CC była tam nie wiem czwarta, piąta, więc to ich lokalny tam z Islandii ścigacz. Fakt, że mnie zdublował już na trzecim okrążeniu, bo to się jedenaście razy wbiegało na taką górkę. Tam trasa nie wiem miała siedem z kawałkiem na tą górkę i z powrotem. To mnie już na drugim okrążeniu chyba zdublował, więc tak stwierdziłem. Później już straciłem rachubę, ile razy mnie zdublował, ale on szybko skończył w stosunku do mnie, ale wiesz to jest takie fajne, gdzie jedziesz i w Norwegii teraz było nas dziewięcioro na starcie, więc to jest, ale dziewięcioro na starcie, ale jest osoba, która była na Barkley maraton, była na Spine Race. To są ludzie, którzy przyjeżdżają.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ja bym to powiedział lokalne świrusy.

 

BHU: Tak lokalne, potrenować.

 

Tadeusz: Właśnie Mega Race to był zlot takich właśnie lokalnych. Jakbyś zobaczył, to ja tam dużo znajomych spotkałem o dziwo i się okazało, że gdzieś na tych różnych biegach się tam przewijamy. Trochę w Belgi, trochę właśnie wcześniej. Fajni ludzie.

 

BHU: Super, a powiedz Tadku czy Ty trenujesz w ogóle?

 

Tadeusz: Na zawodach. Moim treningiem są zawody.

 

BHU: Czy Ty startujesz cały rok?

 

Tadeusz: Cały rok. Ja się śmieję, że mi się sezon zaczął dziesięć lat temu. Jeszcze Covid mi trochę sezon popsuł i ciężko mi tam było, bo wszystkie zawody mi odwołali, a tam byłem zapisany na kilku fajnych. Było, że tak powiem na moje czterdzieste urodziny to sobie wymyśliłem takie hasło, ile biegasz? Tysiąc pięćset, sto dziewięćset. Mega Race to był tysiąc, Legend Race to było pięćset, setka to kilka było, a dziewięćset to się z tymi małymi by nazbierało i trochę mi zepsuł, ale tak to cały rok, bo w zasadzie cały rok masz zawody jak nie liniowe to orientacja, więc to tu na orientację nie ma czy zima, czy nie ma. Są też imprezy, więc tutaj zawsze się coś da dozbierać. Też czasami ostatnio na jakiś rajd się wybieram przygodowy, więc to też jakby uzupełniam. W zasadzie od tego roku zacząłem.

 

BHU: W pojedynkę czy udało Ci się jakąś ekipę zebrać?

 

Tadeusz: Nie to dwuosobowe. Zazwyczaj rajd, to musisz mieć przynajmniej dwie osoby. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Więc tutaj, gdzieś zawsze albo kogoś ze znajomych zapraszam. Choć ostatnio to mnie kolega zaprosił. Także czuł, że mam niedosyt po Mega Race. Tak tydzień, następny tydzień jak wróciłem to pojechałem na ten. Nie spodziewałem się tam zdążyć. 

 

BHU: Właśnie Ty strasznie dużo startujesz. Nie czujesz się zmęczony tym czasem?

 

Tadeusz: Wiesz co, ale ja tym odpoczywam. To jest dla mnie forma odpoczynku, bo jeżeli ktoś ma pracę taką, że siedzisz cały tydzień przed komputerem, na telefonie, to jeżeli masz nagle weekend, gdzie możesz po prostu pójść i się tak zrypać, ale tak fizycznie, normalnie to jest forma odpoczynku tak naprawdę. To jest moje hobby takie, gdzie to jest na początku trochę boli, a później odpoczywasz. Później się cieszysz. Nie robię tego w takim tempie, żebym się zajeżdżał, żebym nie był w stanie za tydzień wystartować w następnych zawodach tylko robię tak dla przyjemności. Dla mnie wynik nie był nigdy najistotniejszy. Nie jestem sportowcem zawodowym. Się śmieje, że jestem amator, hobbysta. Robię to, ponieważ to lubię. 

 

BHU: I mówisz o sobie, że lubisz liczyć bardziej poranki niż kilometry.

 

Tadeusz: Wiesz co długie imprezy mają naprawdę swój urok, ponieważ jedna noc to jest nie problem. Każdy sobie tam jedną. W drugą noc już zaczyna się robić ciekawie, ale po trzeciej nocy to naprawdę bywa magicznie i wtedy proste rzeczy Cię cieszą. Jeżeli nie wiem zobaczysz jakiś poranek, który normalnie byś w ogóle nawet nie ogarnął, a dla Ciebie jest takie wow albo to. Naprawdę później nagle zaczynasz zauważać takie rzeczy, że tych rzeczy jest dużo takich, które nie wiem sobie siądziesz, jakiś ptaszek Ci przyleci i sobie siądzie obok, i kurde kompal. Z nikim nie gadałeś przez dwanaście godzin ostatnio, a tu Ci ptaszek jakiś przyleciał i to takie do znaczenia rzeczy takie małe.

 

BHU: Czyli co uwrażliwiasz się bardzo?

 

Tadeusz: Tak. Jesteś bardziej wtedy. Wiesz to tak bardziej odczuwasz to otoczenie, które Cię otacza i to często spotykasz ludzi, którzy są, jakby na tej samej trasie, to samo odczuwają, więc łatwiej pogadać. To jest takie fajne. Nie jest to taki aspekt już sportowy, że tylko wynik, że tylko się ścigasz tylko to jest takie wspólnie pokonywanie trasy, jakiegoś tam etapu trudności. 

 

BHU: A jakie momenty w trakcie takich biegów lubisz najbardziej? Właśnie takie zmęczenie trzeciego poranka czy jakieś inne?

 

Tadeusz: Wiesz co to są takie. Zawsze jest tak, że właśnie na takim jak jesteś długo na trasie, czyli jesteś załóżmy nie wiem tydzień na trasie to są fragmenty, które coś widzisz, czy to jest poranek, czy to jest jakieś zjawisko takie przyrodnicze, którego wcześniej nie spotykałeś, czy to jest nawet czasami coś śmiesznego, coś, czasami coś głupiego, ale to Ci zostaje w pamięci. Czyli nie wiem zamknę oczy, ja te sceny ciągle widzę, mimo że nie wiem na Tour de Grace byłem prawie dziesięć lat temu, osiem lat temu to ja zamknę oczy, ja widzę chmurkę, która się błyska cała, bo to takie dziwne wyładowanie miała. Ja to widzę tak fizycznie, więc to z każdego biegu takie zbierasz takie. To jest fajne takie, że to są. Tego jest pełno na trasie tylko teraz, jeżeli Ty gonisz na tyle szybko, że nie zwracasz na to uwagę, jak Cię goni czas to tego nie zauważasz. W tamtym roku miałam taką sytuację, że pojechałem do Belgii na Great Escape, taki stumilak na jesień i spotkałem tam znajomego, osobę, którą kojarzyłem z twarzy, że startował też. Chyba Balkon był. Balkon albo Holender. W każdym razie podszedł do mnie i mi podziękował się. Ja się pytam za co mi dziękuję? Mówi, że przyjechał z biegu, wsiadł do domu, do tego i patrzy, i czytał sobie, przetłumaczył na Google moją tam relację. Myśli: Kurde. Byłem na tym samym biegu, w tym samym czasie ja nic takiego nie widziałem. Goniłem, walczyłem o czas. Ja jestem tam któryś, tam trzydziesty któryś, żaden wynik, ale nic takiego nie widziałem, więc stwierdziłem, że następnym razem spróbuję tak jak ja, że po prostu nie będzie tak gonił, bo po co. Mówi: Tak się przebiegł. Jest zarąbiste, całkiem inne biegnie. Ile on rzeczy zobaczył, coś tam ten. Mówi: Po co ja tak goniłem? Zawsze ten wynik, wynik, wynik. Wiadomo, że nie wygrywałem, bo nie takim zawodnikiem jestem, ale tak walczyłem, a przecież to jest fajne. Mówił, że zawsze on tak jechał, że tak już do krawędzi, że tam że, nie będę się brzydko wyrażał, że do czego leciał, a mówi to jest fajne i za to chciałem Ci podziękować, więc to było tak. 

 

BHU: Fajnie, bardzo przyjemne.  

 

Tadeusz: Wiesz trzeba zobaczyć, trzeba odpowiedzieć sobie, po co to robisz? Po co biegasz te biegi? Czy ten wynik jest dla Ciebie taki najistotniejszy? Czy chcesz zobaczyć te rzeczy, które są, które otaczają mnie całe to takie? Dlaczego zawody? Ktoś może powiedzieć, że nie wiem, mogę sobie pojechać, sam się przebiec, ale samemu to już nie jest to samo. Nie ma tej atmosfery, nie ma tych ludzi, nie ma tej presji czasu, która mimo wszystko gdzieś tam goni po ten limit, więc to Cię zmusza, żebyś gonił, że nie możesz sobie tam leżeć i odpoczywać, bo Cię zaraz ściągną. To wszystko jest, jakby taki dodatkowy element, który tworzy taką atmosferę i to jest fajne. To jest coś, co przyciąga. 

 

BHU: A kiedyś ruszyłeś w góry sam bez zawodów? Wytyczyłeś sobie sam trasę i próbowałeś ją?

 

Tadeusz: Jak mi odwołali na covidzie to sobie z Tarnowa pobiegłem szlak. Tam jest szlak Tarnów- Rogacze taki na dwieście kilometrów. Tam sto dziewięćdziesiąt kilka, ale zejściem to jest około dwustu, ale to było na zasadzie, że po pracy wziąłem po prostu plecak. To był długi weekend majowy i głupie było tyle, że po pracy to daleko nie zabiegłem, jak mnie zaczęło, że tak powiem spanie ścinać.

 

BHU: A wszystkie schroniska pozamykane?

 

Tadeusz: Wszystko zamknięte. Schroniska zamknięte, sklepy zamknięte. Kwatery. Jedna stacja benzynowa w Limanowej była co tam sobie uzupełniłem. O dziwo przeprawa promowa na Dunajcu zaczęła działać. Miałem do opcji albo przechodzenie przez rzekę tam w wpław powiedzmy, ale to mówiłem, że jak będzie tak do pasa to przechodzę powyżej to kółeczko naokoło do pomostu to dziesięć kilometrów i schronisko było za przeprawą otwarte to tam sobie zjadłem, a jak sobie zjadłem to jeszcze się zdrzemnąłem, i przez to trochę limit mój taki oficjalny się przedłużył.

 

BHU: I co, ale jak wspominasz taką wyrypę własną?

 

Tadeusz: Też było fajne, bo fajna była pogoda. Była fajna pogoda, fajne zdjęcia mi wychodziły to było tak, ale nie było już tej presji, czyli jak się gdzieś tam zmęczyłem to się położyłem na łączce. W sumie, co za różnica czy będę leżał pięć czy dziesięć minut to presji nie ma, więc to jest takie inne.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ale te długie szlaki one sobie czekają gdzieś tam na mnie, gdzieś na czas wolny jeszcze gdzieś. Samo to, że po prostu je pokonać. Później jeszcze taki drugi robiłem szlak, ale to tam było około stu trzydziestu kilometrów to taki szlak cztery pogórza. To jest obok mnie, obok Tarnowa. Tyle, że on był kiepsko oznakowany, więc to mi trochę więcej czasu zajmowało, żeby go znajdywać. W ogóle, jakby trasa oznakowana w terenie była całkiem inna niż na mapie. Był szlak zmieniony i to o kilka kilometrów przesunięte, więc to poruszanie się gdzieś w pola nie wiadomo, gdzie szlak miał gdzieś indziej iść to troszkę, ale to też był jakiś tam taki świąteczny dzień. 

 

BHU: Dobrze, a jakie plany na przyszłość? 

 

Tadeusz: Jakie plany na przyszłość? 

 

BHU: Jeszcze coś w tym roku robisz? Znaczy pewnie za tydzień.

 

Tadeusz: To znaczy nie za tydzień to orientacja. Wiesz, orientacja to zawsze. 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Za tydzień, to taka pięćdziesiątka na orientację obok mnie. W listopadzie GEZnO. To jest tak jak ktoś na orientację jeździ, to jest takie numer jeden. Musisz tam być, bo to jest dwudniowa impreza i tam są wszyscy. To jest z tego, co jestem zapisany. Czy coś liniowych? Nie wiem. Jakoś tak nie mam za bardzo pomysłu. Staram się z grubsza nie powtarzać imprez, czyli jak już nie wiem byłem raz czy dwa razy na tej samej to próbuję szukać coś innego. Nie tylko ciągle to samo.

BHU: Ale na kieracie byłeś wiele razy. 

 

Tadeusz: Ale kierat jest za każdym razem inny. Właśnie impreza na orientację za każdym razem jest inna.

BHU: Rozumiem.

 

Tadeusz: To, że to jest ta sama impreza.

 

BHU: A to, że to są te same góry nie zraża Cię?

 

Tadeusz: To znaczy znasz je. Jakbym Ci pokazał mapę Beskidu Wyspowego naniesioną z wszystkich tras, jakie byłem to tam już chyba nie ma wolnego szczytu, na którym bym nie był, a takie, które z różnych dziwnych stron wejść to też. 

 

BHU: Właśnie, a tu mam to mam pytanie, bo Wy się często poruszacie poza szlakami, prawda?

 

Tadeusz: Bardzo często.

 

BHU: To jest w ogóle dozwolone?

 

Tadeusz: Na orientację tak. W naszym kraju tak, możesz się poruszać po lesie.

 

BHU: OK. 

 

Tadeusz: To jest bardzo często.

 

BHU: W parkach narodowych nie biegacie?

 

Tadeusz: Nie, w parkach nie. To znaczy, jeżeli są obszary, które są niedozwolone to my mamy je, jakby.

 

BHU: Ominąć.

 

Tadeusz: Tak. Są zakreskowane, czyli czasami jest tak, że jest obszar, który jest zakaz poruszania się i nie możesz się tam tędy. Są drogi, w których masz zakaz poruszania się, czyli jak jest jakaś duża droga, którą dużo aut jeździ, to masz po prostu zakaz, Nie możesz nią iść. Musisz jeździć nie wiem bokiem gdzieś bocznym. Możesz sobie przejść przez nią. Są miejsca, przez które masz wyznaczone, że możesz przechodzić przez nie, czyli tak załóżmy nie wiem z autostradą to nie można sobie przez autostradę przelecieć tylko gdzieś tam do jakiegoś mostu, gdzie Ci będzie wolno przejść, więc są pewne wyostrzenia, ale w Polsce ogólnie masz. Tak możesz się poruszać po lesie. Na przykład w Belgii już tak nie jest. W Belgii nie możesz podążać szlakami się poruszać, że poza drogami takimi publicznymi, więc tam mają problem. 

 

BHU: Dobrze. Nie skończyliśmy tematu odnośnie co będziesz biegł. Coś lokalnego GEZnO i co dalej?

 

Tadeusz: W przypadku takich imprez powiedzmy na orientację to często jest tak, że nie wiem Ty mi dzisiaj mówisz, że nie wiem tam za trzy dni jest coś. W sumie mam wolny czas to żaden problem pojechać. 

 

BHU: To jest wspaniałe w tych biegach właśnie, że nie trzeba się zapisywać pół roku wcześniej.

 

Tadeusz: Tak i Cię nie zrujnuje to finansowo, że trzy rzeczy dni wcześniej płacisz dziesięć razy więcej niż pierwotne wpisowe, więc to jest.

 

BHU: To jest super. Rzucam to całe ultra.

 

Tadeusz: Nie musisz od razu rzucać, ale można.

 

BHU: Nie. Śmieję się, ale można spróbować, tak i ten aspekt nawigacji mega mnie pociąga, zawsze pociągał mnie.

 

Tadeusz: Naprawdę, bo to jest takie. Zobaczysz tylko trzeba pojechać, bo tylko też pojechać i spróbować samemu. Nie podpinać się tak pod każdego, bo wtedy zrobisz trasę, ale to wtedy jak sam się nie pogubisz i nie znajdziesz to nie będzie takiej zabawy. 

 

BHU: Ja niestety jestem Zosia Samosia. Nawet nie potrafiłbym się potknąć.

 

Tadeusz: A z planów.

 

BHU: Coś dużego typu właśnie tysiąc?

 

Tadeusz: Z dużych na Mega Race na razie się nie. Zresztą w przyszłym roku nie będzie Mega Race’u. Myślałem o Tour de Gracias, ale jest mały problem, bo żeby w Tour de Gracias wystartować to trzeba w Tour de Grace sto trzydzieści godzin mieć skończonych.

 

BHU: Kurczę.

 

Tadeusz: A ja mam sto trzydzieści trzy.

 

BHU: Nie. Puszczą Cię. 

 

Tadeusz: Nie puszczą.

 

BHU: Nie puszczą?

 

Tadeusz: Nie puszczą. Pisałem, nie puszczą.

 

BHU: Co za dziady. 

 

Tadeusz: Właśnie, więc tego muszę jeszcze raz pojechać na Tour de Grace i prawdopodobnie to będzie na przyszły rok mój plan taki jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie to będzie to.

 

BHU: Może będziesz musiał potrenować stary. 

 

Tadeusz: Nie.

BHU: Szybsze przemieszczanie się po górach.

 

Tadeusz: Sto trzydzieści zrobiłem rok po UTMB, czyli to były moje początki.

 

BHU: Tak. 

 

Tadeusz: Więc teraz wiesz, co jak trzeba, to jestem w stanie przyspieszyć tylko to ja zawsze się śmieję, że to zależy od limitu. Jak zrobią limit osiemnaście godzin to zrobię tą trasę w osiemnaście. Jak jest limit tej samej trasy w dwadzieścia jeden to zróbmy w dwadzieścia. To jest.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Byle w limicie, a to jest potrzeba. Trzeba będzie przycisnąć.

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ale jak nie ma takiej potrzeby, to po co się aż tak męczyć? 

 

BHU: Tak. Tak, poza tym tak jak opowiedziałeś dla Ciebie jest ważne czerpanie z tego.

 

Tadeusz: Przyjemności.

 

BHU: Przyjemności z tego, że jesteś w górach.

 

Tadeusz: Tak. W górach, na trasie.

 

BHU: Tak. Ma to dużo sensu powiem Ci, ma to duży sens. 

 

Tadeusz: Nie wszyscy są zawodnikami. Ja bym powiedział, że większość tych co startuje to nie są zawodnicy zawodowi, to są amatorzy, którzy jeżdżą tam, żeby w jakiś sposób nie wiem odpocząć, zrobić coś fajnego i nie będą zawodnikami, bo nie są w stanie poświęcić tyle czasu, co potrzebuje zawodnik, żeby się wytrenować.

 

BHU: Tak. Nie, zawodników de facto jest naprawdę bardzo mało. 

 

Tadeusz: Kilku, tak.

 

BHU: To jest tylko kwestia zmiany priorytetów i myślę, proponuję to każdemu, kto leci na czas zawody, a większość ludzi stara się zrobić jednak w jakimś czasie. To jednak wziąć jeden taki bieg i pójść pod limity, i zobaczyć, jak się człowiek będzie czuł. 

 

Tadeusz: Ja zawsze mówię, że tak jak mówią, że walka, że na przodzie jest walka. Walka jest na tyłe, nie na przodzie. Na przodzie to się ścigają goście, a walka to jest wśród tych, co rzeczywiście walczą, żeby skończyć imprezę, żeby pokonać jakieś swoje słabości i każdy ma tam jakieś słabości, które ma swoje możliwości i z nimi walczy, i to widać na tyłach, a nie na przodzie. To jest, bo to czasami naprawdę widać ból tych ludzi, którzy chcą skończyć, a już mają dosyć, ale mimo wszystko dalej jeszcze chodzą. To tak, jak mówiłeś, jak zejście. Wiesz, kiedy się schodzi z trasy? Jak masz złamanie nogi.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ale wiesz jakie?

 

BHU: Jakie?

 

Tadeusz: Otwarte, bo jak nie jest otwarte, to nie schodzisz z trasy. 

BHU: To prawda, chociaż Tobie się zdarzyło zejść kilka razy.

 

Tadeusz: Zdarzyło mi się.

 

BHU: Tak i nie ma w tym też żadnego dramatu. Czy Ty przeżywasz swoje DNF’y jakoś?

 

Tadeusz: Wiesz co nie. To znaczy teraz myślę bardziej, że powinien powalczyć, bo większość te zejścia to była kalkulacja. Czyli stwierdziłem, że nie zdążę, ale z drugiej strony jak się zastanowić, to zawsze ta końcówka to była na styk, bo zazwyczaj były takie imprezy, które się na styk robi. Nawet zwycięzcy robią je na styk, więc to trzeba było wtedy powalczyć.

 

BHU: Ale nie wyrzucasz sobie jakoś?

 

Tadeusz: Nie, bo to jest. 

BHU: Część tej gry po prostu.

 

Tadeusz: Tak. To jest jakiś. Tak naprawdę to dwa razy na bucie zszedłem. Raz rzeczywiście w tamtym roku, nie w tamtym roku? W tamtym roku to miałem problemy z nogą, ale to sobie załatwiłem ją troszkę wcześniej na zawodach i już jak startowałem to wiedziałem, że to tak nie do końca, ale jak to z nogą poboli, poboli, może przestanie, ale to nie do końca tak było. Wcześniej to na bucie, to rzeczywiście wykalkulowałem, że mam za mało. Za dużo przespałem w schronisku, tak mi się trochę przysnęło. Budzik mnie nie obudził i wtedy nikt nie skończył. Dzika kuna był blisko, ale odleciał w siną dal.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Cóż tam było dość ciężko.

 

BHU: A powiedz mi, bo to jest wydaje mi się super ważny element tych biegów poza głową i żołądkiem oczywiście to są stopy. Jak Ty sobie radzisz ze stopami?

 

Tadeusz: Ja jestem tym maniakiem co do kremu.

 

BHU: Sudocrem?

 

Tadeusz: Tak, w dużych ilościach. 

 

BHU: Na gołą stopę?

 

Tadeusz: Na gołą stopę. 

 

BHU: A, jakie skarpetki? 

 

Tadeusz: Takie normalne. Ja mam jakieś takie.

 

BHU: Nie używasz jakieś wodoodpornych?

 

Tadeusz: Nie. Wodoodporne zniechęcają mnie swoją konstrukcją i zasadą działania. To znaczy wodoodporne są dopóki Ci się nie naleje od środka. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: A, jak Ci się naleje od środka, to już Ci nie wyschną. 

 

BHU: To prawda.

 

Tadeusz: A takie zwykłe nawet jak są mokre, a wyjdziesz na teren, który jest stosunkowo suchy to buty szybko Ci wyschną i takie skarpety też są w stanie wyschnąć. Stopę to po prostu sudocrem’em zabezpieczam. Wiesz co to jest to sudocrem?

 

BHU: Oczywiście, miałem dziecko małe. Już urosło.

 

Tadeusz: Ja się właśnie śmieję, dlaczego ludzie nie lubią sudocremu stosować tylko wolą jakieś takie bardziej?

 

BHU: Bo im się źle kojarzy.

 

Tadeusz: Nie, bo to jest tak, że raz, że to mało profesjonalnie wygląda, żeby używać kremu do dupy na nogi, więc to jest nieprofesjonalne. To musi być bardziej tak sportowo, profesjonalnie, więc jakieś tam super specjalne kremy za odpowiednią kasę. Nie wiem, ja używam sudocrem’u.

 

BHU: OK. 

 

Tadeusz: Teraz na Korsyce była taka sytuacja, że na mecie sobie przyszedłem i siedział Francuz jakiś. Nogi miał zmasakrowane, ale to tak totalnie. Skóra płatami odchodziła. Tam jego żona czy dziewczyna, pewnie żona coś tam się nad nim jakoś tam próbowała mu uratować i tak podszedłem do nich, tak popatrzyłem, poszedłem po telefon, wystukałem zdjęcie sudocremu. Do gościa podchodzę, coś zacząłem mówić. Ta dziewczyna mówi, że on nie mówi po angielsku. Ja mówię, pokazałem jej zdjęcie, pokazałem: Patrz sudocrem. Jego nogi, moje nogi, ta sama impreza. Popacz jego, moje nogi to niech sobie popatrzy i zaczęli myśleć, bo on miał zmasakrowane totalnie, i to jest wiesz on zabezpiecza przede wszystkim przed wodą, więc to jest wilgoć, to jest taka rzecz, że potrafi skasować nogi.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: I teraz jak nie dbasz o to to później rzeczywiście, a też ma dużo różnych jakich rzeczy, co na inne zapalenia, jakieś antygrzybiczne, jakieś takie. Naprawdę to jest rzecz, która jest stosunkowo tania, jest w aptekach w dużej ilości i bardzo dobrze działa według mnie, i nie ma potrzeby szukać czegoś innego, a to do czego jest to jest ważne, żeby działało.

 

BHU: Właśnie.

 

Tadeusz: To jest, jeżeli chodzi o stopy.

 

BHU: Dobra, a żołądek. Co Ty jesz?

 

Tadeusz: Co się da na tym.

 

BHU: Wrzucasz wszystko i nie masz problemu?

 

Tadeusz: Nie, nie mam problemu. Znaczy tak na trasie to zazwyczaj jakieś batony. Nie jem żeli żadnych, w ogóle nie. Wydaje mi się, że to po prostu jest mało skuteczne na takich dystansach, że jeżeli są na punktach zupy to w pierwszej kolejności zupy.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Zupy to jest numer jeden.

 

BHU: A Twoja główna przekąska to jest baton jakiś?

 

Tadeusz: Batony. Snickers, mars.

 

BHU: Czekolada

 

Tadeusz: Ostatnio się przerzuciłem na białą czekoladę. Wyczytałem, że mają więcej kalorii niż Snickers i na tych takich bardzo długich biegach właśnie tak typu Mega Race, gdzie jest problem z jedzeniem to mięsko sobie suszę. To pewnie Ciebie nie do końca satysfakcjonuje.

 

BHU: Nie.

 

Tadeusz: Ale to jest taka przegrzyka. 

 

BHU: Czyli co Big drżerki, takie rzeczy?

 

Tadeusz: Takie tak tylko sam sobie robię. 

 

BHU: A sam sobie robisz.

 

Tadeusz: To jest. Wiesz co ostatnio jak do Mega Race’u się przygotowywałem, to z takich dwu i pół kilograma mięsa wyszło mi po wysuszeniu siedemset gram.

 

BHU: Super.

 

Tadeusz: I to zagryzasz jak chipsy.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Ale dalej masz dalej dwa i pół kilo mięsa tak naprawdę, więc.

 

BHU: Zarąbiste.

 

Tadeusz: Więc to sobie wiesz zagryzasz sobie, co jakiś czas i to tak daje radę.

 

BHU: A widziałem na jednym zdjęciu, że liofilizat’ów używasz.

 

Tadeusz: A to teraz też na Mega Race’ie, bo wcześniej byłem na Gold’stigu. To było na sześćset kilometrów. Tam się część trasy się powtarzało i tam się okazało, że w Bawarii po prostu nie ma co jeść. Ja tam byłem głodny na tym biegu, bo na punktach było nie za dużo jedzenia, a między punktami, jeżeli masz odcinek stu kilometrów, nie masz sklepów po drodze, nie masz nic po drodze to jesteś głodny i tym razem się przygotowałem, kupiłem żarcie, gdzie na przykład początek trasy mieliśmy start. Na czterdziestym punkcie były punkty, gdzie była jakaś zupka, mogłeś zjeść. Później na setnym kilometrze był punkt, ale były tylko takie przekąski typu jakaś czekolada, jakieś takie. Nie było nic więcej, więc ja tam sobie wyciągnąłem z plecaka jedzeniowe, zalałem gorącą wodą i zjadłem, i kolejny punkt dopiero na sto sześćdziesiątym kilometrze, więc tak naprawdę na sto sześćdziesiąt kilometrów miałeś na czterdziestym kilometrze jeden punkt z gorącą zupą, więc to było przygotowanie, ale tylko dlatego, że byłem wcześniej na Mega Race’ie, na Gold’stigu i wiedziałem, że tam jest problem z jedzeniem. Łącznie z tym, że jeżeli był punkt na przykład w hotelu, jak przyszedłem do hotelu i się okazało, że tam nie mają jedzenia, bo mają catering. Mają śniadanie, ale śniadanie jest rano, a nie w nocy. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: To jest takie coś, o czym musisz wiedzieć i musisz być na to przygotowany, a jak jesteś sam to musisz nieść wtedy w plecaku. Musisz wiedzieć, że na ten odcinek pasuje sobie wrzucić tak na wszelki wypadek jedzonko, ale to było w zasadzie pierwszy raz taki, co kupiłem i większość mi zostało. Jeden tylko zjadłem z tych, co miałem przygotowane, ale może się przyda.

BHU: Jak ciężki w ogóle masz plecak zazwyczaj?

 

Tadeusz: Woda dwa kilo, dwa kilo bukłaka plus powerbank i elektornika przechodzi między koło pięciu kilogramów mniej więcej tak średnio, więc w zależności jak długi masz odcinek, bo do tego, jeżeli jeszcze jakaś kurtka, spodnie przeciwdeszczowe, trochę sprzętu takiego typu jakieś bandaże, bo to dobrze mieć mimo wszystko na wszelki wypadek i tak cztery-pięć to jest taka norma na starcie. Wiadomo później wypijasz wodę, więc masz lżej, ale jak wypijesz do zera to znowu nie jest fajnie.

 

BHU: Dobrze Tadek. Fajnie. Dzięki, że to opowiedziałeś wszystko, czyli co taka dla początkujących impreza to GEZnO byś polecił?

 

Tadeusz: Czy dla początkującego? To znaczy to na pewno będzie fajnie. Każda impreza ma praktycznie trasy dla początkujących, więc jak pojadą, jak się rozejrzą, to gdzieś koło nich na pewno jest jakaś taka impreza. Można się zapisać praktycznie z dnia na dzień, nawet na starcie i można sobie pójść. Po prostu to jest taki fajnie spędzony dzień, a można się, że tak powiem wciągnąć w to i wtedy rzeczywiście.

 

BHU: Właśnie, bo to jest taki efekt też gry jest w tym wszystkim duży, prawda? To jest gra terenowa. Nie na darmo, to się tak nazywa. 

 

Tadeusz: To trzeba znaleźć te punkty.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Nie zawsze to jest łatwe, bo czasami te punkty wydaje Ci się, że jest łatwo, ale czasami to jest, a też druga rzecz, że często, jak są zwłaszcza w górach to są dość ciężkie tak fizycznie, czyli można sobie taką siłę właśnie na tych trudnych warunkach, czyli jeżeli byś biegał tutaj na takie orientacje, to w tej Norwegii to ta trasa by Cię wcale jakoś tak nie zniszczyła, nie zdziwiła, bo byś stwierdził, że to w zasadzie nic nowego.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Tyle, że po prostu umiesz się w takim terenie poruszać. On Ci nie przeszkadza, nie straszy, nie męczy, zwalnia, ale to mnie nie męczy Cię jakoś psychicznie.

 

BHU: I też pewnie jakbyś miał jakieś dłuższe limity i mógł się cieplej ubrać, i się przygotował na wolne poruszanie to bym się też inaczej ubrał.

 

Tadeusz: Czyli to jest to doświadczenie. To jest to, co mnie by nie zniszczyło, bo ja bym miał to w plecaku. Owszem, mój plecak ważył więcej, ale wtedy ja jestem w stanie się ubrać i jestem przygotowany na te warunki trudne, bo jestem nastawiony na to, żeby skończyć, a nie żeby być jakoś tam super szybko, więc to coś za coś.

 

BHU: Dokładnie.

 

Tadeusz: Jestem dłużej na trasie, mam cięższy plecak, ale jestem na mecie.

BHU: Tak i masz GPS’a turystycznego, i masz kurtkę od deszczu, i może lepsze buty, i to jest wszystko.

 

Tadeusz: To waży, ale to mi pozwala, że jestem na tej mecie, a bardzo często jest tak, że samo bycie na mecie to się okazuje, że nagle na Korsyce byłem trzynasty, a startowało tam prawie setka, gdzie większość.

BHU: Połowa odpadła czy więcej?

 

Tadeusz: Jedna czwarta skończyła, więc trzy czwarte odpadło.

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Z czego połowa odpadła po dwudziestym ósmym kilometrze mniej więcej.

BHU: Takie biegi są fajne, gdzie połowa odpada przynajmniej połowa to są takie.

 

Tadeusz: Trudne są. Fajne są. 

 

BHU: Na takie warto jeździć.

 

Tadeusz: Tak. Trudne biegi są fajne, bo to jest tak.

 

BHU: Tak. Jeszcze jak się spojrzy na listy startowe zeszłego roku, to jeszcze wychodzi na to, że jeszcze jedna trzecia w ogóle nie stanęła na starcie.

 

Tadeusz: A to też.

 

BHU: Dns’ów jest cała masa.

 

Tadeusz: Nie to jadąc na Koryskę zastanawiałem jakim cudem ktoś kto jedzie na stu mila’ka odpada na dwudziestym tam ósmym kilometrze. Jak? Co tam jest? Gdzie masz limit czasu prawie dziesięć godzin.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: To jest nie, to jest niemożliwe. To byś się doczołgał.

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Zdziwiłem się. Musiałam się uwijać też tak na końcówce, zwłaszcza że dużo zapasu nie było, ale już wiem dlaczego, ale trudne biegi są fajne. Polecam. Można sobie znaleźć takie różne, dziwne rzeczy i jeszcze jest tego dużo cały czas.

 

BHU: Tadek dziękuję Ci bardzo, że mnie odwiedziłeś. 

 

Tadeusz: Mam nadzieję, że nie zanudziłem.

 

BHU: Nie, co Ty.

 

Tadeusz: Natomiast stary ja mam tak, że często na biegach gdzieś jak się ktoś do mnie dołączy to tak mniej więcej wygląda marsz. 

 

BHU: Tak.

 

Tadeusz: Co prawda dziwię się czasami czy po prostu nie zanudzam ludzi, bo fajniej jak idziesz. Szybciej dystans mija, jak sobie gadasz.

 

BHU: Jasne, gdzie zanudzasz. Co Ty.

 

Tadeusz: Co prawda czasami ktoś może się wkurzać, że ledwo, co idzie, a tu słyszę jakiegoś gościa jakie to bieganie jest fajne i w ogóle,  ale niektórzy mówili że to lubią, i to ich jakoś utrzymuje na tej trasie.

BHU: Nie bardzo fajnie gadasz i też o takich rzeczach, o których się rzadko mówi tutaj w tym podcaście, więc super. Dzięki.

 

Tadeusz: Ja mam inne podejście po prostu.

BHU: Masz.

 

Tadeusz: Mniej sportowe, bardziej takie hobbystyczne. 

 

BHU: Tak

 

Tadeusz: Dzięki.

 

BHU: Dziękuję Ci bardzo.

 

Tadeusz: Dziękuję za zaproszenie jeszcze raz.

 

BHU: Dziękuję.  

bottom of page