top of page

ARTUR: Chyba wiesz, co motywuje się przed startem to jest ukierunkowanie na skończenie, żeby nie wiem co, ale takie kryzysy bywają i jak startuje sam, to mi bardzo pomagały te doświadczenia  rajdów przygodowych, bo tam udawało się przetrwać mega kryzysy. W związku z tym nawet, jeśli kompletnie nie mam siły na zawodach biegowych czy jakichkolwiek iARTUR:ych, to wiem, że zjem tego batona nie za godzinę, tylko za dwie, wrócę siły i dotrwam do mety. To jest najważniejsze.

 

BHU:  To był Artur Kurek. Ja się nazywam Kamil Dąbkowski. Witam Was w podcaście BlackHatUltra. Jest to podcadst, w którym będę się spotykał z ludźmi związanymi z aktywnościami sportowymi, typu ultra. Najbliższe memu sercu są długodystansowe biegi górskie oraz rajdy przygodowe i na tych dyscyplinach chciałbym się skupić. To co chciałbym przekazać w tym podcaście to jakimi ludźmi są ci sportowcy, jak trenują, jaką dietę, jak się regenerują, ale chyba najważniejsze dla mnie jest to, żeby dotrzeć do tego co ich motywuje i jak radzą sobie mentalnie z treningami, kryzysami, sukcesami, porażkami. Dzisiaj o swojej pasji do rajdów przygodowych opowie Artur Kurek. Artur jest wyjątkowym człowiekiem w moim biegowym życiu. Jako trener przygotowywał mnie do biegu rzeźnika w 2014 roku, a gdy borykałem się z brakiem motywacji do biegania, jego wyczyny sportowe spowodowały, że znowu założyłem biegowe buty i zaatakowałem Piekło Czantorii Artur niezmieARTUR:ie zaskakuje swoją formą i świeżymi pomysłami na to jak tą formę wykorzystać. W tej chwili jego nowa miłość to dyscyplina swimrun. Usłyszymy również o tym jak razem ze swoim team przygotowuje się do mistrzostw świata w rajdach przygodowych na wyspie Reunion. Przed Wami Artur Kurek.

 

BHU:  A Ty sam jeździsz w ogóle na zawody, czy zabierasz rodzinę czasami?

 

ARTUR: Bardzo bym chciał, ale udało mi się dwa razy zabrać do Zurichu.

 

BHU:   I czemu to ci się nie udaje?

 

ARTUR: Wiesz co, wydaje mi się, że nudziłby się. Z reguły te zawody są bardzo długie. Ja bym bardzo chciał, tylko nie jestem w stanie tam zagwarantować im jakichś atrakcji, bo nie zawsze jest to też ciekawe, bo siedziałyby w jakimś domku czy w hotelu czy w pensjonacie, nie zawsze jest pogoda i trudno mi przewidzieć, a chciałbym, żeby miały z tego atrakcje. Zurich był fajny, bo obie lubią jakby taką przestrzeń ciekawą, atrakcyjną, a to w miastach jest jakieś zabytki, sama infrastruktura, okolice tez, przyrodę lubią, ale to nie wszystko. Jak gdzieś na wsi siedziałem kurde nie mogły wyjść, bo pada, jest glina, błoto, burza, to mogą słabo.

 

BHU:  OK. Jakoś nie angażują się w saportowanie ciebie, tak?

 

ARTUR: Wiesz saportowanie całym życiem angażują.

 

BHU:  Oczywiście. Więc wybaczają ci po prostu dużo

 

ARTUR: Myślę, że jakbym poprosił to nie było to kłopotem i tak jest wiele wyrzeczeń w ciągu całego życia.

 

BHU:  No tak absolutnie. Trudno sobie wyobrazić, bo uprawiasz przecież bardzo dużo dyscyplin, więc trenujesz i  bieganie i kolarstwo czy rower górski i pływanie.

 

ARTUR: Jest to czasochłoARTUR:e wszystko.

 

BHU:  No właśnie.

 

Bo Ty jest Artur takim

multidyscipkarnem ultrasem, troszkę?

 

ARTUR: Lubię różnorodność i lubię długie zawody.

 

BHU:  No właśnie, a co to dla ciebie znaczy w ogóle ultra? Kiedy się zaczyna ultra? Czy to jest kwestia dystansu czy czasu spędzonego na zawodach, czy to jest kwestia nastawienia? Jak to u ciebie?

 

ARTUR: Ja nie kwalifikuje ultra, dlatego, że bywały takie zawody, że my tydzień byliśmy w trasie non stop i trudno powiedzieć, że to ultra, bo skoro ultra może być godziARTUR:e zawody, albo 10 godziARTUR:e, różnego rodzaju formatu. Nie wiem, nie chciałem tego definiować, ktoś przyjął ultra, OK, wpisuje się w to wszystko, natomiast ja siebie chyba nigdy nie określiłem ultrasem jako takim.

 

BHU:  OK. To jakbyś się siebie określił w takim razie?

 

ARTUR: Wiesz co, ja staram się robić to co ciekawe w życiu. Teraz mi moja żona uświadomiła, że to było bardzo samolubne i jest tak to prawda. No zwiedzanie to mnie ciągnęło, żeby ta różnorodność była, a zawody na przykład pozwalały zwiedzić prawie cały świat. Tym bardziej, że nie byliśmy przy lotnisku, czy gdzieś w mieście, ale naprawdę w takie dzikie rejony się zapuszczaliśmy, że może i ktoś tam nigdy nie szedł ścieżkami.

 

BHU:  No, a długo powiedz, jak wyjeżdżałeś na takie zawody to poza samymi zawodami dużo czasu spędzałeś właśnie na zwiedzaniu jak byłeś na wyjeździe?

 

ARTUR: No niestety nie wiele. To dwa, trzy dni wcześniej, trzy, dwa dni wcześniej. Bywało, że zostaliśmy na dzień jeden specjalnie po to, żeby pozwiedzać, ale z reguły to spieszyliśmy do domu.

 

BHU:  OK. A powiedz czy jest jakaś dyscyplina, która jest ci najbliższa?

 

ARTUR: Bieganie

 

BHU:  Bieganie, jest ci najbliższe? Tak I raczej na trialu niż na asfalcie, prawda?

 

ARTUR: Tak

 

BHU:  Chyba masz za sobą jeden maraton miejski.

 

ARTUR: Wiesz co, ja nigdy nie biegłem maratonu, tam po asfalcie to zdarzało się biec maraton, ale to podczas zawodów triatlonowych, a tak to nie.

 

BHU:  OK. Czyli jesteś biegaczem można powiedzieć, który przy okazji uprawia całą masę innych sportów, bo chyba twoją tak naprawdę ulubioną aktywnością jest właśnie branie udziału w rajdach przygodowych, tak?

 

ARTUR: To są korzenie chyba.

 

BHU:  No właśnie, chociaż to jeszcze wrócimy do nich, bo chciałem porozmawiać chwilę o tym

jak zaczynałeś i to byłą wspinaczka. Kiedy się w ogóle narodziła Twoja miłość do sportu, kiedy się ruszyłeś i zacząłeś coś robić?

 

ARTUR: Wiesz co, kiedyś wujek zaprowadził mnie do klubu piłkarskiego i tam jako mały kurdupel kopałem tą piłkę w trampkach jako trampkarz i po pewnym czasie stwierdziłem, że zbyt dużo zależy od drużyny w której jest aż 11 ludzi i nie zawsze to się udaje i pomimo, że się przekładałem mocno to tak chyba nie ta droga. i jak nadarzyła się okazja spróbowania czegoś iARTUR:ego, to się zakochałem w snowboardzie, nartach i góry jakby zawsze były, bo rodzice prowadzali mnie w góry jak byłem mały, ale nawet jak były te obozy sportowe to się cieszyłem się jak one są w górach, a nawet bywało, że opuszczałem jakieś tam zgrupowania tych trampkarzy, po to, żeby samemu pojechać gdzieś w góry i chyba te góry tak zostały w mojej głowie. Jak się już zbliżyłem do tych gór zostają instruktorem narciarstwa. Byłem instruktorem snowboardu, to potem nadążyła się okazała pojechać w Tien Shan i tam dziewicze ściany zdobywaliśmy. Zakochałem się tak w tych górach, że tylko temu się poświęcałem i zacząłem biegać przygotowują się do wypar takich górskich.

 

BHU:  Ile miałeś wtedy lat mniej więcej?

 

ARTUR: Wiesz co, pierwsza taka wyprawa to była jak miałem 22 lata, czyli okres studencki, można sobie było dużo czasu właśnie spędzić na wakacjach, więc trzy lata z rzędu jeździliśmy do Kirgizj i tam dosyć ciekawie było, niebezpiecznie.

 

BHU:  A czemu było niebezpiecznie?

 

ARTUR: Wiesz co, bo tam nie ma takiej infrastruktury ratowniczej głównie, więc tam tak naprawdę tylko na siebie możesz liczyć. Był czas, że spędziliśmy trzy tygodnie na lodowcu pod górą Kirgistan się nazywa ta góra, trochę wyższa niż Mount Blanc i tak czekaliśmy, tam sobie pochodziliśmy po okolicach, po wspinaliśmy się, klimatyzację zdobyliśmy i nową drogę poprowadziliśmy trzy dniową, a na szczycie rano

baliśmy się zejść z tej góry, bo już się późno robiło, więc na samym szczycie rozbiliśmy namiot, a rano obudziło nas trzęsienie ziemi i dużo prawdopodobieństwo, że to nas uratowało, że nic nam na głowę nie spadło, nie zasypało, bo idąc potem w dół to było takie  złomowisko skał, kamieni, lodu i dziękowaliśmy

Bogu, że tam na szczycie tak się udało. Trochę się udało.

 

BHU:  Niesamowite i potem dalej się wspinałeś w iARTUR:ych górach?

 

ARTUR: Tak, z grupa przyjaciół jeździliśmy, byliśmy w Indach, w Himalajach, byliśmy w Peru i w Alpach oczywiście. Zawsze do tego się przygotowałem biegając głównie gdzieś tam po okolicy mojego Żyrardowa rodziARTUR:ego. I to zostało. Potem urodziła się córka Zosia i stwierdziłem, że zbyt niebezpieczne jest taka aktywność górska, bo bywało niebezpiecznie rzeczywiście. Udało się to wszystko przeżyć, bo duże doświadczenie mieliśmy  in a lodowcu i w górach, więc się nie pchaliśmy tam gdzie nie

trzeba i bywało tak, że przed nosem nam przeleciała po lodowcu, tylko dlatego, że coś tam zwlekaliśmy z wyjściem, bo tam chciał isć za skałę, ktoś jeszcze chciał herbatę.

 

BHU:  Uprawiasz jakieś sporty mniej niebezpieczne i trafiłeś na Adventure Racing jak się pojawiło w Twoim życiu?

 

ARTUR: Tak. Znałem dobrze Stefana Steńskiego, z którym jak się wspominałem troszkę razem pracowaliśmy i podczas tych różnych prac biegaliśmy sobie, bo obaj lubiliśmy biegać no i wystartowaliśmy w jakimś takim pierwszym adventure w Polsce. To było głównie bieganie przez dwa dni i

tak się zaczęła przygoda z Adventure Racing.

 

BHU:  Który to był rok ?

 

ARTUR:1998 rok bodajże. To się zakochałem w tych rajdach rzeczywiście.

 

BHU:  Ale wtedy to była jedna dyscyplina, czy to były jakieś kajaki, nie wiem?

 

ARTUR: Wtedy był przerywnik krótki na jakimś pontoniku małym Płynęliśmy na wysepkę i z powrotem, a tak to było praktycznie bieganie i trochę wspinania , zjazdów na linii, takich zabaw bardziej linowych, jakaś jaskinia. Dopiero od 1999 roku takie prawdziwe w Polsce zaczęło, że 4 osobowe zespoły jeszcze nie mixtowe, ale już 4 osobowe, długie trasy, z rowerem, z kajakiem, zaczęło się fajnie, ciekawie.

 

BHU:  No właśnie tam w ogóle na niektórych zawodach to też były takie totalnie niesamowite dyscypliny, jak jeżdżenie koARTUR:o, tak?

 

ARTUR: Tak

 

BHU:  Rolki

 

ARTUR:  Często tak i te rolki coraz rzadziej, bo mało ludzi na święcie jeździ na święcie Znaczy na przykład Nowa Zelandia, Afryka czy takie kraje, to mało popularne to jest i oni nie potrafią, ale można było zamieARTUR:ie. Na przykład hulajnogi stosować do tego, więc przywozili na te zawody takie hulajnogi, które były praktycznie rowerami z dużymi kołami, z hamulcami.

 

BHU:  By się szybko przemieszczać.

 

ARTUR:  No tak, chodzi o to, żeby jak najszybciej .  Nazwa jest hulajnoga, więc konstrukcja pozwala na coś takiego. Śmieszne generalnie było. jedni na rolkach, inni na hulajnogach, ale różnica w hulajnodze robi, tak na rowerze zjeżdżasz nie boisz się, chyba nawet siodełko jest.

 

BHU:  Przegięcie A powiedz w ogóle jakbyś mógł słuchaczom opowiedzieć czym się charakteryzuje w ogóle rajdy przygodowe? Jakie są zasady zbierania teamu, zbierania sprzętu i potem samego odbywania już zawodów? Jak to jest na etapy podzielone? Czy to jest bieg na orientacje, kiedy dostajecie mapy w ogóle? Jak to wygląda?

 

ARTUR: Wiesz co, jeszcze wspomnę o tych koniach, bo to też taka charakterystyka rajdów, bo każdy rajd odbywa się w różnych rejonach świata i te koniec na przykład albo jakieś żaglówki to w zależności od rejonu świata stosuje się takie charakterystyczne dyscypliny. Na przykład w Patagonii mieliśmy ten rajd koARTUR:y, 45 kilometrów, z zasadami takimi jak na rajdzie koARTUR:o. W Brazylii zdarzyło się, że żeglowaliśmy po oceanie wręcz, oczywiście ze sternikiem, właścicielem takiej łodzi rybackiej, ale wypływaliśmy tak, że ja nie widziałem brzegu kompletnie, takie stare te łajby, ale to było bardzo ciekawie, bo nie żeglowałem nigdy po oceanie, a to się trafiło około 40 kilometrów takiej żeglugi. No to takie rzeczy się pamięta i charakterystyczne gdzieś tam w różnych rejonach w Polsce bywało, że był rajd z elementami radio orientacji. To jest taka orientacja w terenie, do której się używa specjalnych takich urządzeń które namierzają sygnał wydawany z punktu kontrolnego i trzeba się tam namierzać. Dosyć ciekawa też sprawa.

 

BHU:   O kurczę jak się przygotować do tego? Mieliście sprzęt własny?

 

ARTUR: Nie nie od organizatora, który instruował oczywiście wcześniej. I tam jednym się udawało, drugim nie, tam nie wiedzieliśmy do końca czy to pracuje czy nie pracuje , bo wydawało się nam , że jesteśmy dobrze, a nie mogliśmy znaleźć, więc rzucaliśmy to wszystko na garb sprzętu.

 

BHU:  No tak, trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, w rajdach przygodowych nawigacja jest jedną z kluczowych w ogóle rzeczy, prawda?

 

ARTUR: Jest przede wszystkim na orientację, wszystko. I rajdy zaczyna się od logistyki. Najpierw trzeba wiedzieć gdzie jest ten rajd i potem musi się zebrać grupa dobrych przyjaciół przede wszystkim, żeby wytrzymać ze sobą trzy, cztery dni non stop, czyli w nocy, może stres nie, ale zmęczenie takie,  na początku taki stres był, ale potem z czasem z doświadczeniem nie przeżywaliśmy wielkich stresów, oprócz tego, że zawsze przed startem, bo to jest wielka niewiadoma taki rajd i trzeba się przede wszystkim dostać na rajd i wystartować. To jest jak powiedział taki też doświadczony rajdowie w Polsce Paweł Myszkowicz, żeby wystartować to jest 50 % sukcesu, a potem to już aby skończyć.

 

BHU: Czyli stawić się na starcie po prostu to jest najważniejsze.

 

ARTUR: Dokładnie. No i to muszą być 4 osoby i jeszcze dziewczyna w składzie, albo jeden facet jak są trzy dziewczyny. Musi być miksowy zespół. Przed startem wiadome, jakie będą dyscypliny, jakie jest obowiązkowe wyposażenie, trzeba się do tego przygotować i mieć

 

BHU:  Właśnie, to jest chyba jakaś ogromna ilość, która wy musicie zabrać?

 

ARTUR: Może nie zawsze, ale trochę tego jest. Oczywiście, bo i sprzęt wspinaczkowy i apteczka i dodatkowe wyposażenie jakieś takie w razie wypadku, czasem jest to telefon satelitarny, który musimy nosić, jakieś nadajniki. 

 

BHU:  Ale rowery na przykład jak jedziecie na drugą część świata zabieracie ze sobą?

 

ARTUR: Najczęściej tak.

 

BHU:  Kajaki, rozumiem dostajecie na miejscu?

 

ARTUR: Też, ale nie zawsze. To tylko bogaty szejk kupił rowery i rozdawał wszystkim, ale można było mieć swoje. Więc w Abu Dabi rajdzie mieliśmy i kajaki i rowery dostarczone przez organizatorów. No dużo ułatwienie w transporcie, w logistyce. Natomiast w listopadzie tego roku planujemy start na Reenee i tam organizator już zapowiedział, że będzie jazda koARTUR:o, wyjęta jakby czas tego odcinka będzie z czasu ogólnego, po to, żeby nie zniszczyć konia. Chodzi o zdrowie tych zwierząt. My nie mamy doświadczenia takiego rajdowego na koniach, więc rzeczywiście mogłoby to być niekorzystne wizerunkowo i dla zwierząt myślę, że tez nie za bardzo. Więc to będzie tylko taki pokazowy odcinek, ale musimy zadbać ze sobą  packrafty które musimy kupić i to jest duży koszt. Więc dodatkowe obciążenie finansowe i szukamy teraz wsparcia lub kogoś kto nam pomoże, które się zwija, bo będzie pewnie odcinek taki po rzece górskiej, który można przepłynąć, ale być 20 kilometrów trzeba będzie przejść z tymi zwiniętymi pontonikami i dalej je napompować i ruszyć w podróż.

 

BHU:  Ile waży taki ponton?

 

ARTUR: To nie jest ciężkie bo ten jest, żeby go spakować i płynąć jak raft, więc to waży myślę około 5-6 kilogramów dwuosobowy. No i tutaj w Polsce są dostępne, ale jednoosobowe, a to sprawdziliśmy niestety na rzece płaskiej czy na jeziorze zbyt powolne i za duże straty byś, my ponieśliśmy, więc lepiej dwuosobowe kombinować im musimy kupić niestety. Ale taki dosyć ciekawa sprawa, bo na rzece fajnie się zachowuje górskiej i niestety trzeba nosić. Ale kajaki twarde na ocean dostarczał już organizator, ale musimy te rowery zawieźć. Dobrze, że konia nie trzeba wieźć swojego.

 

BHU:  No dobrze, a słuchaj powiedzmy, że jesteście na starcie, macie szpej i kiedy dostajecie informacje o trasie, jaka będzie tak naprawdę, bo to nie jest tak, że wy wiecie o tym dużo wcześniej i może się przygotować tygodniami?

 

ARTUR: No nie, to na pewno nie, bo to by miejscowi zawodnicy sobie trasę rozpracowali dawno i nie musieliby nawet kompasu nosić ze sobą. Natomiast standardowo to jest tak, że nie wiem 5-6 godzin, czasem10-12 godzin przed startem otrzymuje mapy i roadbook gdzie są koordynaty punktów kontrolnych i cały opis trasy i musimy to nanieść na mapę, wpisać, zaznaczyć sobie i samemu wybrać trasę według roadbooka, bo czasem są zakazane przejścia albo drogi, o których organizator wie, że mogą być niebezpiecznie, czy przejścia przez rzekę niebezpieczne i tam niewolno i tylko mostem, albo tylko jakimiś iARTUR:ymi drogami czy ścieżkami się poruszać, a nie głównymi autostradami na przykład, bo to najprościej by było wybrać. A bywa tak, że dostajemy mapy tuż przed starem, 5 minut przed startem

dostajemy mapy i trzeba się ogarnąć. Wiemy, że to będziemy odcinek rowerowy i tyle. Natomiast mapę dostajemy tuż przed startem i po prostu.

 

BHU:  Czy jest tak czasami, ze jest odpalana rakieta na starcie, a wy jeszcze tam siedzicie w tych mapach i rozkminiacie.

 

ARTUR: No tak, myślę, że czasem nawet lepiej sobie 5 minut poświęcić,

 

BHU: Dobrze się zastanowić

 

ARTUR: i poczekać, bywa tak, że ten pierwszy odcinek jest tak zwanym, scorelaughem czyli jest dowolna kolejność zaliczeń punktów na tym odcinku. Więc na starcie wszyscy się rozbiegają w 4 strony

świata, róża wiatrów i nie wiadomo kto, jak co, ale na takich dużych rajdach z reguły to jest start masowy, organizatorzy przygotowali, że będzie w prologu uczestniczyło dziecko miejscowe z zespołem startujące i trzeba będzie sobie poradzić z jaką miejscową dyscypliną sportu uprawianą nie wiem tam uprawianą na ulicach czy coś takiego, czy bawią się dzieci i my musimy sobie tam jakaś oponę pchać kółkiem, pchać patykiem jakimiś czy kijaszkiem, i to taka trochę zabawa, trochę fajny ukłon w kierunku tej miejscowej ludności, jednocześnie od razu na starcie będzie powiedzmy tam 1-2 minuty różnicy przy każdym zespole na trasie.

 

BHU:  To zapowiada się niesamowita impreza. To są mistrzostwa siata, prawda?

 

ARTUR: Mistrzostwa świata.

 

BHU:  W połowie listopada.

 

ARTUR: Start jest 6-7 listopada

 

BHU:  I ile dni potrwa?

 

ARTUR: Nie pamiętam dokładnie, ale koło 90-100 godzin jest dla najlepszego zespołu i to jest taki realny czas, a słabsze zespoły mogą nawet tam 150 godzin spędzić.

 

BHU:  A jak to się w ogóle stało, ż dostaliście się na te mistrzostwa? Czy aplikowaliście jakoś wcześniej? Jak wygląda proces?

 

ARTUR: Są kwalifikacje. Jest bodajże 12 startów w roku, w różnych rejonach świata i  zwycięzca każdego rajdu się kwalifikuje bezpośrednio. Można jeszcze zdobywać punkty za miejsce w tych zawodach i zespół z największą ilością punktów się tam kwalifikują i jest taka pula organizatora i my z tej puli zostaliśmy zaproszeni przez organizatora, trochę wyróżnienie, może trochę za wysługę z zeszłych lat, bo w tym roku nie udało się nigdzie wystartować i zdobywać tych punktów, ale cieszymy się.

 

BHU:  Super. A z którym tam jedziesz już robiliśmy jakieś rajdy razem w tym składzie?

 

ARTUR: W tym składzie pełnym nie, natomiast startowaliśmy razem, znamy się, raczej dobrze. Więc nie powiARTUR:o być niespodzianek. Każdy wie, czego od siebie i od iARTUR:ych może oczekiwać. Zespół się nazywa Adventure Draw team poland i w składzie jest Justyna Frączek, Maciej Mierzwa, Maciej Marcjanek i Artur Kurek.

 

BHU:  I jakie funkcje pełnicie w tym teamie? Bo rozumiem, że każdy z was ma różne mocne strony i czy jest tak na przykład, że jedna osoba jest wyznaczona na nawigatora całej trasy, czy te funkcje przechodzą z etapu na etap?

 

ARTUR: Musza przechodzić, bo po kilku godzinach już jest mózg trochę zmęczony. Po kilku dniach to

bywa, że w ogóle się wyłącza czasem ten mózg i dobrze, że zmienić albo kontrolować tego nawigatora, ale zawsze ktoś jest najlepszy w zespole, kto nawiguje, ktoś jest dobrym rowerzystą, więc też jakby ogarnia sprzętowo te sprawy i prowadzi tą drużynę jakby najlepszymi ścieżkami, wariantami, ktoś jest dobrym biegaczem, więc też pomaga, najwięcej nosi tego sprzętu, być może pomaga słabszemu członkowi zespołu na sznurku czy tam w jakikolwiek sposób. Bo bywa też tak, że ogarnie czasem niemoc a trzeba iść. Najważniejsze to się nie zatrzymywać, tylko posuwać się do przodu, żeby ten drogi ubywało, bo i tak ją trzeba przebyć i tak. A im szybciej, tym lepiej.

 

BHU:   A powiedz mi jak sobie z kryzysami radzicie w zespole? Bo w pojedynkę to jeszcze jestem w stanie sobie wyobrazić trochę, ale w zespole to musi być ciężkie, bo chyba każdy to przezywa na swój sposób, każdy ten kryzys ma w iARTUR:ym momencie i to chyba musi być trudne?

 

ARTUR:  Tak, najlepiej jakby wszyscy mieli w tym samym momencie kryzys.

 

BHU:  No właśnie to nie jest takie proste

 

ARTUR: Wtedy łatwiej zrozumieć wszystkich wokół. Natomiast najczęściej po to jest ten zespół, żeby się zmobilizować i na przykład w przypadku naszego zespołu to tak jak obserwuje subiektywnie, ale widzę takie wsparcie dla najsłabszego, który stara się poruszać jednak szybciej niż by mógł i to jest jakby siła, być może nasza siła, że się poruszamy szybciej niż najsłabszy członek zespołu, a nie dostosujemy się do tego najsłabszego, właśnie poprzez mobilizację, jakąkolwiek pomoc odciążenie i on by sobie rzeczywiście sam idąc dużo wolniej szedł, nie mają już siły, albo mając jakiś kryzys, natomiast zespół go tak zmobilizuje, że on jest dużo szybszy i zespół jako całość jest szybszy, ale to też wynika z przygotowania. To jakby słaby zespół nie pójdzie tak jak mówię, tylko będzie dostosowywał się do tempa

tego najsłabszego. Muszą się dostosować, ale jeśli zespół jest dobrze przygotowany i każdy wie, że ten kryzys minie tak czy inaczej, jakoś minie, to on się zmobilizuje i będzie szedł dużo szybciej, biegł, jechał, czy cokolwiek.

 

BHU:   Jak się przygotowujecie w takim razie do tego rajdu przygodowego na Reunion? Bo wyobrażam sobie, że to o czym mówisz że to trzeba przetrenować w zespole, w sensie, że nie wystarczy, że każdy z członków ma mocną głowę i jest świetnie przygotowany fizycznie, to chyba warto spędzić razem trochę

czasu w takich niekomfortowych sytuacjach.

 

ARTUR: To prawda.

 

BHU:  Czy macie jakiś patent swój patrząc na to, czy macie czas w ogóle na takie treningi mentalne bym powiedział?

 

ARTUR: Coraz mniej czasu i chyba tej mentalności to nam nie trzeba trenować, bo mamy duże doświadczenie, Każdy z nas startował w długich rajdach, może poza Maćkiem Marcjankiem, który

takich rajdów ma najmniej, ale trójka z nas startowała i wie czego od siebie oczekiwać i od iARTUR:ych też, próbujemy startować w rajdach mniejszych razem. To bardzo scala drużynę i też wiadomo, kto co może zrobić, albo, kiedy ma jakiś kłopot i wtedy mu pomóc. Staramy się oczywiście jak najwięcej trenować razem, ale jest to kłopotliwe. Każdy mieszka gdzie indziej, a najlepiej byłoby się spotykać w górach I jeszcze spać gdzieś wysoko, żeby aklimatyzację zdobyć. Trochę na żywioł idziemy chyba w tym przypadku, bo przynajmniej ja mam bardzo mało czasu, ale staramy się jak najlepiej przygotować.

 

BHU:  Widziałem, że przygotowywaliście się do pływania pontonem po dzikiej rzece, po jakimś testowym torze, tak?

 

ARTUR: Nie. To był tor w Krakowie, packcrafty testowaliśmy na Wiśle, akurat obok toru. Bo tak liczyliśmy, a może otworzą i otworzyli i spłynęliśmy sprawdziły, rzeczywiście pływają po rzece takiej, White water natomiast nie pływają po płaskim i to jest kłopot. Dobrze, że przetestowaliśmy, bo mieliśmy pewnie dużo

gorsze zadanie do wykonania na rajdzie.

 

BHU:  Dlaczego nie pływają po płaskim?

 

ARTUR: Znaczy one pływają, ale dużo wolniej, przez to, że są krótkie, szerokie to one są na rzekę są OK, nie przewracają się, można popłynąć i w miarę sprawnie. Natomiast po jeziorze, po takiej stojącej wodzie czy tam lekko płynącej rzece niestety ta prędkość jest myślę dwa razy mniejsza niż podwójnego pontonu, gdzie napędza jedną łódkę dwa wiosła, a tak to każdy sam musi.

 

BHU:  Konstrukcja dna po prostu. A powiedz mi, bo ty jeszcze ostatnio widziałam startujesz w zawodach swimrun, to jest chyba twoja nowa zajawka

 

ARTUR: Nowa miłość

 

BHU:  Nowa miłość wręcz opowiedz trochę na czym polegają te zawody?

 

ARTUR: Wiesz co, to są takie zawody, które ja odkryłem 3 lata temu, kiedy zostaliśmy zaproszeni nad Solinę, żeby przetestować trasę zawodów swimrunowych wokół tego jeziora, po górach i po tym zalewie i pierwszy raz wchodząc do wody w butach mając w perspektywie przepłynięcie jakiegoś odcinka, to stwierdziłem pięknie, wolność, po prostu na Mazur mogę pójść mając ze sobą tylko jakaś i popłynąć na drugi brzeg, albo na wyspę przejść tą wyspę w poprzek i na drugi zupełnie iARTUR:y ląd.

 

BHU:  A to są jakieś specjalne buty, rozumiem, w których możesz i płynąć i biec?

 

ARTUR: Nie. Biegowe zwykłe. Coraz bardziej specjalistyczne sprzęt jest pod swimrun produkowany, bo bardzo duża popularność przez to wolność, jakby małą ilość tego sprzętu, może nie mało, bo jest tego coraz więcej

 

ARTUR: To jakie tam gadżety są?

 

ARTUR: Ale nie trzeba tam tego. Wystarczy, że będziesz miał kąpielówki, okularki i bojkę asekuracyjną, buty i możesz sobie płynąć gdzie chcesz.

 

BHU: A z dodatkowego sprzętu co na przykład wymyślają ?

 

ARTUR: No już są pianki specjalne do swimrun. Są specjalne pasy do których można sobie jakieś tam elementy, są skarpety wypornościowe zakładane na podudzie, na łydki, żeby te buty nie tonęły, żeby nogi odpoczywały podczas pływania, a góra ciała pracowała. Może niespecjalne, ale wiosełka jakieś, zmodyfikowane boiki takie wypornościowe zakładane między uda, które są przyłączane gdzie do elementów, żeby nie zgubić i nieść je na biegu No już są produkowane specjalne buty, które troszkę mogą wspomagać, pewnie mają jakieś pianki wypornościowe i dobry bieżnik. Ważne, żeby tam kamyczki nie wpadały, bo to z góry trialowe biegi są. Dużo pewnie, o których nie wiem sprzętu, ale to takie podstawowe, które są osiągalne.

 

BHU: Czyli pociąga Cię w tym wolność po prostu, która masz wolność w poruszaniu się po takiej przestrzeni wodnej?

 

ARTUR: Oczywiście zawody swimrunu odbywają się po wyznaczonej trasie, czyli płyniesz z konkretnego punktu na konkretny punkt i nie można nigdzie indziej płynąć.

 

BHU: Czy ta trasa jest dobrze oznakowana?

 

ARTUR: Najczęściej tak. W Polsce tak jak wiesz pewnie podczas biegów gdzieś w terenie trialowych bywa, że ktoś zdejmie oznaczenia trasy 

 

BHU:  Lub przełoży

 

ARTUR: Tak. Ostatnio w dwóch zawodach w Polsce startowałem i była trasa super oznakowana, nie było problemów, żeby trafić za kierunkiem tej trasy. I tak zastanawiałem się nawet jakby to było, żeby to się na orientację odbywało

 

BHU:  To chyba byłby pomór, masakra

 

ARTUR: Trzeba jednak wyznaczyć i płynąć na określony kierunek, który widać. Natomiast ciekawie by było jakby wyjść z wody i na

 

BHU:  orientację Na orientację wyjąć kompas.

 

ARTUR: No i jeszcze większa wolność by była, bo wtedy masz wolność wyboru trasy do kolejnego punktu

 

BHU:  Tak jeszcze więcej DNFów było by A w Polsce jak rozwija się ta dyscyplina teraz swimrun?

 

ARTUR: Chyba szybciej niż triathlon, bo z tego, co organizatorzy zawodów nad Soliną  500 osób wystartowało i to były Trzeci rok w Polsce rok tych zawodów

 

BHU:  Rozumiem, że to grupy triathlonowe głównie migrują w stronę swimrunu tak, czy jak to widzisz?

 

ARTUR: Chyba nie, znaczy dużo triathlonistów w to wchodzi, źle może masz rację. Tak nie zwróciłem uwagi, łatwiej jest triathlonistów, bo pływają na otwartej wodzie i biegają, może tak i szukają czegoś nowego, żeby nie trzeba było się chwalić rowerem na szosie i czystymi skarpetkami, jedna różowa, druga żółta.

 

BHU: Czyli na razie nie ma jeszcze takie zadęcia w tym swimrunie, jest  w miarę taki dziewiczy?

 

ARTUR: Tak. I jak zwykle tak jak to są początki to super atmosfera i każdy siebie wspiera.

 

BHU: Ja słyszałem o takich chyba mistrzostwach świata w Ottilo, to jest takie miejsce i specjalne zawody, gdzie się bardzo chyba trudno dostać

 

ARTUR: Zawody odbyły się 2 tygodni temu i były 3 zespoły z Polski, pierwszy raz wystartowały  w takich zawodach.

 

BHU: Jak im poszło?

 

ARTUR: Wszystkie skończyły, więc super sukces. Jeden mikst był i Marek Szymczak z Asą Garlewicz są z triatlonu a Asia nawet z rajdów przygodowych i nie wygrali, bo dużo doświadczenia tam trzeba. Szwedzi to już od wielu lat uprawiają i są znaczeni szybsi, chyba przez to doświadczenie, wiedzą jak się przygotować i wiedzą jak startować. To jest bardzo ważne.

 

BHU:  i trenują na tej trasie?

 

ARTUR: No tak, mają tam takie warunki. Dla nas jest to trochę bardziej kłopotliwe, bo nie wiemy jak się na skalę zachować przy wejściu do morza, przy wyjściu z morza, a tam jest praktycznie cały czas taki teren i bardzo długa trasa, bo tam bodajże 75 kilometrów, w sumie 10 kilometrów pływania i to w morzu, bywa, że z falą, albo pod falę i bieg trialowy z reguły po jakichś chaszczach, po skałach, po takich wąskich ścieżkach, ale przez to ciekawy.

 

BHU:  No tak. Chciałbym Cię zapytać jeszcze trochę o Hardą, bo to chyba są niesamowite zawody w Polsce, które się odbywają. Tam z 4.5 kilometra pływania, 225 roweru i 55 przez Tatry. W sumie jest 8 tysięcy przewyższenia na całej trasie. I ty miałeś okazję wygrać te zawody w zeszłym roku, 2017. Ja pamiętam byłem w tedy w Zakopane i siedzieliśmy z kolega na Krupówkach i przechodziło takich dwóch zniszczonych panów, którzy właśnie byliśmy właśnie ubrani na sportowo i oni do nas pomachali i powiedzieli, że harda i ja potem sprawdziłem w internecie i patrzę, że wygrałeś i myślę wow trzeba coś ze sobą zrobić w końcu. Bo byłem też po długiej przerwie biegowej i jeszcze tego samego dnia założyłem buty i do tej pory biegam. Więc mnie to mega zmotywowałem. Opowiedz trochę o tych zawodach, bo one są chyba zupełnie wyjątkowo, uchodzą za bardzo trudne. Jak ją wspominasz?

 

ARTUR: Wiesz, co, pierwsze starty to odbyły się tak testowo. W 5 wystartowaliśmy. Start był w nocy o 12.00

 

BHU: Poczytałem w internecie, że na listę zapisało się 20 osób, ale wystartowało 5 osób i to jest trochę to, co ty mówisz najważniejsze w ukończeniu zawodów jest stanąć na mecie. Wiec z 20 osób zrobiło się wtedy 5, a na metę dotarło 3 i Ty wygrałeś. I jak to było wtedy?

 

ARTUR: Wiesz, co, wtedy to był taki traktowałem jako rajd przygodowy. To tak się odbywało niewyspany jak zwykle na rajdzie, pływanie w nocy trudno to trzeba popłynąć w nocy, gdzieś tam się gubiliśmy, nie było widać na początku, dokąd płynąć dopiero w połowie dystansu wyłoniły się światełka stroboskopowe na brzegu bo na starcie stwierdziliśmy, że jednak ziemia jest okrągła i nie widać po prostu, dopiero później, ale jakoś trzeba było sobie radzić w tej wodzie nawigować. Trochę strachu było, bo to czarno, w ogóle nie widać kolegów, którzy startowali, bo każdy się gdzieś rozpłynął w swoją stronę i swoją trajektorię obrał tego płynięcia. Oczywiście dla mnie zawsze wyjście z wody i dotknięcie lądu to jest jak już wystartuje to połowa sukcesu jak już dotknę roweru czy pobiegnie to jest już jest fajnie. I długi rower, który jest  takim obciążeniem bardziej psychicznym niż fizycznym. No bo to się kręci te kilometry 225 km. Dobry kolarz to pewnie zrobi to w jakieś sześć, w siedem godzin. Dla nas to było pewnie około ośmiu, dziewięciu godzin cały czas na siodełku. Za pierwszym razem to ani razu nawet nie zsiadłem z roweru. Udało się jakoś tak czuję.

 

BHU:  I oczywiście po górach jeździliście tak, więc są przewyższenia.

 

ARTUR: Może nie takie wielkie. Tam jest najtrudniejszy podjazd pod Zuberec po słowackiej stronie i to jest uciążliwe, ale dla rowerzysty, który w górach ma doświadczenie to nie jest jakieś wielkie wyzwanie. Wyzwanie tylko to, że to się odbywa po sto osiemdziesięciu kilometrach. Też nie proste jazdy, bo są i podjazdy, i zjazdy i cała długość robi wrażenie, a potem wisienka na torcie, czyli Granią Tatr. Potruchtać super.

 

BHU: Tak to może.

 

ARTUR: Dla mnie, a dla mnie to akurat najfajniejsza dyscyplina.

 

BHU: Tak.

 

ARTUR: I jeszcze w Tatrach, więc zawsze z ekscytacją do tego przystępuję.

 

BHU:  Tak to wspaniałe widoki musiałeś mieć. Zwłaszcza, że ten odcinek za dnia robiliście, prawda?

 

ARTUR: Start jest z reguły wcześnie rano albo jeszcze w nocy o pierwszej, drugiej, ale dojście na Grzesia już jest o świcie i tam się z reguły odsłania o piękne widoki. Chociaż w tym roku suportowałem Marka Szymczaka, który wygrał zresztą.

 

BHU:  O proszę.

 

ARTUR: To trochę oraz zmieniła się, bo zrobiła się zima. Spadło tam parę centymetrów śniegu. U góry to pewnie było na minusie nawet, więc trzeba była dużo samozaparcia, żeby jakby przetrwać ten odcinek. Głównie Tatr Zachodnich, bo później jest już łatwiej te Tatry Zachodnie to robią całą robotę.

 

BHU: Oo. kurczę.

 

ARTUR: Na tych zawodach.

 

BHU:  Kto by pomyślał. Tam takie pagórki.

 

ARTUR: Tak się wydaje. Właśnie. Ale na zmęczeniu i na takim długim odcinku to jesteś cały czas bardzo wysoko i są duże podejścia. Potem to masz tylko czerwone wierchy raz, potem krzyżne dwa i w domu. W morskim oku.

 

BHU:  Poza tym też szlak zmienia się na taki bardziej techniczny i chyba wtedy co chwila się musisz skupiać nad jednak mijaniem, przeskakiwaniem przez kamienie, a te Tatry Zachodnie rzeczywiście to może być tak lekka taka zamułka, bo plus jeszcze rzeczywiście mocne podejście.

 

ARTUR: Wbrew pozorom to nie jest takie pagóry. To nie są Bieszczady czy Beskidy i tam też są techniczne i zejścia, i podejścia. Trzeba uważać, żeby się nie zgubić. Natomiast potem to jest tylko jeden techniczny zbieg z krzyżnego do pięciu stawów i to też nie jest długi ten zbieg, bo z Kasprowego to jest ceprostrada niemalże.

 

BHU:  Tak.

 

ARTUR: Schodki i wygoda i szeroko i te Tatry Zachodnie to taki niedoceniany chyba odcinek, który tak naprawdę decyduje o wszystkim, bo tam się chyba albo wygrywa, albo przegrywa. Jeśli za mocno

się tam pójdzie to potem się zapłaci, a jeśli się odpuści to może być duża strata, więc to trzeba się bardzo dobrze, taktycznie rozegrać.

 

BHU:  Artur, a powiedz mi jakieś wspomnienia z jakiejś super przygody, z rajdów przygodowych, które przeżyłeś do tej pory? Jakieś takie niesamowite sytuacje? Coś Ci utkwiło w pamięci tak?

 

ARTUR: Wiesz co w Polsce był taki jeden rajd, który wygraliśmy i na mecie czekała na mnie żona z córką to się bardzo wzruszyłem. Może nie okazałem tego, ale pamiętam do dziś. Nowa Zelandia, bo tam zawsze marzyłem, żeby być i ta dzikość tej Nowej Zelandii przewróciła mi świat i chciałbym tam jeszcze pojechać. Brazylia, która się okazała się tak dzika i piękna, a jednocześnie taka, że nie było dużych gór, ale wyjątkowo tam ciężki był rajd przez upał, przez właśnie jakąś pustynię, jakiś busz i sam kraj, nie? Tak nie spodziewałem się tego. Chociaż czytałem o tej Brazylii i dzikości to to co doświadczyliśmy to rzeczywiście było bardzo dzikie i pustynia Abu Dhabi, gdzie trzy razy startowałem w rajdzie przygodowym to pozwoliło mi tak spojrzeć na tą pustynię, bo bywało, że były noclegi takie przymusowe i musieliśmy gdzieś tam obozować. Mieliśmy swoje namioty, ale miasteczko było przygotowane przez Szejk także tam był i prąd, i jedzenie, i spanie, i picie i wszystko, ale sobie chętnie szedłem za wydmę i tam chyba pierwszy raz coś takiego jak medytacja. Nie wiedziałem jeszcze wtedy co to jest, ale tak sobie posiedziałem, popatrzyłem w gwiazdy, w gdzieś w dal. Nie słyszałem tego huku i tak nawet chyba nie myślałem o niczym zbytnio.

 

BHU:  To piękne.

 

ARTUR: To zrobiło na mnie ta pustynia wrażenie i podczas rajdu i właśnie taka możliwość udania się za wydmę i już jesteś sam ze światem tylko.

 

BHU:  Tak i to niebo niesamowite, prawda?

 

ARTUR: Tak.

 

BHU:  Rozgwieżdżone.

 

ARTUR: Na wyciągnięcie ręki.

 

BHU:  Tak.

 

ARTUR: I bez świateł, więc widzisz to wszystko. Niesamowicie

 

BHU:  Tak. To jest tak, a powiedz teraz przed tymi zawodami, przed mistrzostwami świata jak trenujesz, bo zostało Ci półtora miesiąca. Masz kupę roboty na głowie. Weekendami pewnie gdzieś wyjeżdżasz i robisz ciekawe rzeczy a tak w tygodniu jak starasz się trenować, jak sobie rozpisujesz plan?

 

ARTUR: Wiesz co już nawet nie rozpisuję, bo mnie zaskakuje każdy dzień więc wykorzystuję każdą chwilę, żeby sobie pobiegać. Może na rower trochę wyskoczyć i weekend jakiś kajak, żeby za widoku to ogarnąć i to są podstawowe dyscypliny, które robimy.

 

BHU:  OK, kajak po Wiśle czy?

 

ARTUR: Wiesz co mam taki zalew pod Żyrardowem, w kółko się kręcę, aby trochę pomachać.

 

BHU:  OK.

 

ARTUR: Ale tak z doświadczenia wiem, że na kajaku nie ma problemu. Trochę trzeba wypływać, bo to technika tak jak w pływaniu w wodzie, wpław tak samo w kajaku jest to najważniejsze.

 

BHU:  Macie pewnie wszyscy bardzo mocną bazę zbudowaną, bo braliście udział w różnych imprezach i mnóstwo sportów uprawiacie, więc pewnie nie potrzebujecie jakoś od zera ćwiczyć pewnych rzeczy.

 

ARTUR: Troszkę instynktownie też do tego podchodzimy.

 

BHU: Właśnie.

 

ARTUR: To co najsłabsze to wspieramy.

 

BHU:  A, jeśli chodzi o te konie. Przygotowujecie się jakoś do jazdy koARTUR:ej, która tam będzie?

 

ARTUR: Dlatego, że to nie będzie odcinek wliczany do czasu rajdu to tak traktujemy to.

 

BHU:  Nie bardzo?

 

ARTUR: Troszkę.

 

BHU:  Po macoszemu.

 

ARTUR: Troszkę po matoszeniu. Troszkę jako atrakcję. Każdy z nas siedział tam na tym koniu kiedyś. Ja też się przygotowując do rajdów w Patagonii to się uczyłem specjalniej tam co tydzień do stadniny biegałem, żeby pojeździć godzinę, żeby mnie instruktor nauczył, żeby nie spaść z tego konia, więc to udawało się utrzymać na koniu, a tutaj mam nadzieję, że jakoś przejdziemy ten odcinek bezkolizyjnie.

 

BHU:  A powiedz jak Ty na przykład jesteś na imprezach, gdzie stratujesz sam i przytrafiają Ci się jakieś kryzysy to w jaki sposób Ty motywujesz się do dalszego biegu albo płynięcia albo cokolwiek robisz w danym momencie,

 

czy masz jakieś specjalne

techniki na pokonywanie kryzysów?

 

ARTUR: Chyba wiesz co motywuję się przed startem i to jest takie ukierunkowanie na skończenie,

żeby nie wiem co. Oczywiście bywało, że nie skończyłem jakiś zawodów, ale to było podyktowane jakąś kontuzją zupełną, więc to normalnie lepiej zejść niż stracić zupełnie zdrowie.

 

BHU:  Jasne.

 

ARTUR: Ale takie kryzysy bywają i jak startuję sam to mi bardzo pomagały te doświadczenia z rajdów przygodowych, bo tam udawało się przetrwać mega kryzysy w związku z tym nawet, jeśli kompletnie nie mam siły na zawodach biegowych czy jakichkolwiek iARTUR:ych to wiem, że zjem tego batona nie za godzinę, ale za dwie wrócą siły dotrwam do mety to jest najważniejsze.

 

BHU:   W związku z tym dla Ciebie wbieganie na metę jest jakimś takim magicznym momentem? Lubisz tą chwilę?

 

ARTUR: Zawsze, bo z reguły jak startuję to się ścigam i to nie jest takie to pytanie tylko rzeczywiście wyścig i dużo wysiłków wkłada to. Czasem się udaje, czasem nie osiągnąć ten założony cel. Natomiast z reguły to jest duży wysiłek, więc tak się cieszę, że już nie muszę.

 

BHU:  Tak, a ścigasz się zazwyczaj ze sobą, z jakimś czasem, który sobie postawiłeś, czy ścigasz się

rzeczywiście z iARTUR:ymi uczestnikami?

 

ARTUR: Nie czas to. Nie ma nigdy. Nie miał do mnie znaczenia. Raczej rywalizacja między uczestnikami.

 

BHU:  Proszę taki spokojny facet, a taki diabeł w nim siedzi. Super. Współczuję wszystkim Twoim rywalom szczerze powiem bardzo.

 

ARTUR: Kiedyś Szwedzi się bardzo nas bali, bo ja zawsze pod koniec rajdu jak się znaliśmy nie była przyjaźń, ale często się tam spotykaliśmy i byliśmy na równym poziomie i bywało, że ich tuż przed metą gdzieś tam dogadaliśmy i oni zawsze nawet jak z nami wygrali to mówili, że ostatnie tam nie wiem pięć-sześć godzin to cały czas się oglądali czy my już jesteśmy czy za chwilę będziemy.

 

BHU:  Artur bardzo bym Cię poprosił, jeszcze żebyś powiedział, gdzie Twoi fani mogą przeczytać o Tobie jakbyś ich zaprosił do ich kontaktu z Tobą?

 

ARTUR: Wiesz co tak nigdy nie myślałem nad tym, żeby jakiś tam fanpage czy coś. Założyłem kiedyś Facebooka, bo byłem w grupie biegowej Salomon Trail RuARTUR:ing i założyłem i tak zostało. Natomiast tam jest mieszanka różnych rzeczy nieuporządkowanych. Założyłem taką stronę Artur Kurek pro po to, żeby zmieścić w jednym w takim obszarze to co robię teraz Coraz częściej, czyli zajmuję się treningiem zawodników i tam chyba najwięcej o sporcie i jeszcze taka strona Adveture Trophy Team Poland to tam na bieżąco o Reenee,  i naszych zawodach, które organizujemy i o startach, i przygotowaniach.

 

BHU:   Ale jeszcze spotkałem taką stronę na WordPressie twój blog, tam jest kilku fajnych artykułów ze starszych biegów.

 

ARTUR: Tak. Tak myślałem, żeby sobie powspominać. To może zostawię za dziesięć lat jeszcze.

 

BHU:  Aa ok.

 

ARTUR: Bo chciałem tak sobie zebrać myśli z właściwie całego życia sportowego i rzeczywiście dużo tego było, ale trochę trzeba czasu do tego i takiego spokoju, a ostatnio takie rozedrgane życie moje i ciężko mi się zebrać do tego bloga i chyba nie mam pomysłu jeszcze co tam miałoby być, więc na razie jest zawieszony.

 

BHU:  A opowiedz w takim razie czym dla Ciebie jest trenowanie iARTUR:ych ludzi i jak to, czy Tobie osobiście to pomaga w Twoich własnych treningach i w nastawieniu czy na przykład czerpiesz od swoich podopiecznych energię?

 

ARTUR: Chyba tak. Znaczy najwięcej to oni ode mnie chyba jednak i tak jak widzę to po to jest ten trener. Natomiast staram się skorzystać z tego co i tak robimy czasem wspólnie i widzę, że wiele wysiłków trzeba w ten włożyć i swojego i rodziny, która ma znaczenie ogromne. Natomiast uczę się różnego podejścia do sportu, bo niektórzy chcą się ścigać, a niektórzy chcą po prostu tam być, a niektórzy chcą tylko trenować iczasem może wystartować, żeby mieć frajdę, ale w ogóle się nie chcą ścigać.

 

BHU:  A czy Ci, którzy nie chcą się ścigać trenują mocno czy właśnie tak?

 

ARTUR: Mają troszkę mniejsze obciążenie oczyścicie. U mnie taką główną zasadą jest, żeby być zdrowym, tak żeby nie doznać kontuzji, czyli nie chcę zbyt dużych obciążeń nakładać na zawodników, bo na to przyjdzie zawsze czas jak już będzie odpowiednia baza i oczywiście można bardzo szybko osiągnąć jakiś tam wynik ale to może być krótkotrwała współpraca, a nie chcę, żeby to decydowało o jakby zakończeniu współpracy tylko jakby inne czynniki.

 

BHU:  Tak, łatwo jest się przepracować trochę w tym treningu prawda, więc tutaj umiejętne prowadzenie ludzi jest absolutnie kluczowe.

 

ARTUR: I staram się podejść indywidualnie co jest bardzo czasochłonne. Bywa, że jest uciążliwe, ale lubię chyba to. Tak widzę, że to mi sprawia przyjemność, więc staram się podejść indywidualnie. To nie jest hurtowe.

 

BHU:  Tak.

 

ARTUR: Control c, control v i chyba tędy droga.

 

BHU:  A czy, bo rozumiem, że rozpisujesz plany treningowe drogą elektroniczną, ale czy prowadzisz też jakieś grupy biegowe albo obozy?

 

ARTUR: Wiesz co planowałem. Myślę nawet nad obozem, żeby zorganizować. Pewnie w przyszłym roku, bo tutaj zajęcia nie pozwolą się dobrze przygotować. Prowadzę w Żyrardowie taką otwartą grupę biegową, gdzie każdy ma dostęp, więc tam się spotykamy i widzę, że chętnie przychodzą i moi zawodnicy i ludzie z zewnątrz, więc jest super i atmosfera i fajne zajęcia.

 

BHU:  Oo to super. Dobrze Artur życzę totalnie powodzenia na mistrzostwach świata.

 

ARTUR: Dziękuję. Trzymajcie kciuki mocno, bo to wsparcie to czuć, nie jakby.

 

BHU:  Będziemy trzymać kciuki i jak tylko wystartujecie to ja też wrzucę na Facebooka, gdzie można śledzić Was i pchać tą kropkę z tymi.

 

ARTUR: Dokładnie.

 

BHU:  Super. GPS-a do przodu, więc Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę i powodzenia.

 

ARTUR: Fajnie. Zaczęliśmy nawet nie wieszałem, kiedy i już kończymy.

 

BHU:  Właśnie.

 

ARTUR: Też Ci pięknie dziękuję Kamil.

 

BHU:  Dziękuję Artur. Trzymaj się. Pozdrawiam.

 

ARTUR: Hej.

 

BHU:  Hej. 

 

Niesamowity multidyscyplinarny ultras prawda? Chociaż tak jak sam mówił za ultrasa się nie uważa, ale to chyba dlatego, że nigdy w swoim sportowym życiu nie robił nic normalnego i po prostu nie ma odpowiedniego punktu odniesienia. Niewiarygodne również jest to, że w tym spokojnym w opanowanym człowieku drzemie taka pasja do ścigania. Zapraszam Was na stronę Artur Kurek pro, gdzie możecie nawiązać z Arturem współpracę jako trenerem arturkurek.worspress.com gdzie możecie poczytać o jego przygodach. Myślę, że kto jak kto, ale Artur zgodziłby się ze mną i że wszystko jest w głowie.

 

Buźka.

bottom of page