Witajcie w podkaście BlackHatUltra. Tym razem zapraszam na spotkanie z Angeliką Szczepaniak.
Angelika Szczepaniak: Kolega wspomniał, że zapisał się na Wielką Prehybę, a że właśnie biegowo byłam wpatrzona w niego jak w obrazek to niewiele myśląc też się zapisałam. Ja nie sprawdziłam wtedy co to za bieg. Nie wiedziałam, że jest po górach. Wiedziałam tylko że tam dystans czterdzieści coś, ale to nieważne, bo Andrzej się zapisał to ja też chcę. I wtedy dopiero zobaczyłam, gdzie to jest i co to jest. Ja się świetnie bawiłam na tej trasie. Okazało się, że potrafię też wyprzedzić kilku biegaczy, ale co mi się spodobało najbardziej to taka przyjazna atmosferę zupełnie inna niż na asfalcie, gdzie ludzie zagadywali, można było z kimś pobiec kawałek, porozmawiać. Przede wszystkim pozachwycać się widokami. Szalenie mi się to spodobało to, że nie ma monotonni. Jest góra-dół. Nie czułam takiego ciśnienia, takiej presji na wynik, bo też nie wiedziałam zupełnie jak się biega po górach. To okazało się, że właściwie to te góry są fajne i może nawet fajniejsze od asfaltu.
BHU: To była Angelika Szczepaniak. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podkaście BlackHatUltra. Spotykam się tutaj z niezwykłymi osobami, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości, aby się rozwijać i realizować często bardzo szalone cele z uśmiechem na twarzy i w zgodzie ze sobą. Czy uważacie, że bieg na dwieście czterdzieści kilometrów jest wystarczająco szalony, aby o nim opowiedzieć w tym podkaście? Myślę, że po sześćdziesięciu odcinkach BlackHatUltra dobrze wiecie, że mam słabość do tego biegu więc gdy na metę w Lądku Zdrój po trzydziestu pięciu godzinach i czterdziestu siedmiu minutach wpada dziewczyna obdarzona wielkim uśmiechem i niezwykłą siłą w oczach i gdy okazuje się, że ten czas był rekordowym wśród kobiet a w dodatku piąty open to ja już jestem ugotowany.
Pozostaje mi jedynie przekręcić kluczyk w stacyjce i pojechać do miejscowości Rąbień pod Łodzią, gdzie w pięknym ogrodzie spotykam się z Angeliką Szczepaniak - autorką zamieszania. Usłyszycie głos niezwykle silnej i skromnej dziewczyny, która opowie Wam swoją historię biegową oraz dramatyczny rozwój wydarzeń jaki ją spotkał podczas biegu siedmiu szczytów. Posłuchajcie.
Cześć Angelika. Witam Cię.
Angelika Szczepaniak:Cześć.
BHU: Miałaś do mnie pytania jakieś.
AS: Tak. Skąd pomysł, żeby mnie zaprosić na rozmowę?
BHU:Posłuchaj. Jest bardzo błahy i nie taki błahy. Po pierwsze oczywiście zobaczyłem Twój wynik na biegu siedmiu szczytów a po drugie zobaczyłem Twoje zdjęcie wykonane przez Jacka Denekę i stwierdziłem, że jakby te dwie rzeczy to jest coś co ja bardzo lubię eksplorować, bo z jednej strony jest Twój niesamowity wynik sportowy. Z drugiej strony bardzo fajna, uśmiechnięta dziewczyna, która ma w sobie, w oczach dużo dojrzałości i mądrości i to od razu wiesz powoduje, że mi się zainteresowanie włącza więc takie dwa powody.
AS: Tutaj to duża zasługa UltraLoversa, bo on potrafi czynić cuda.
BHU: On potrafi, ale teraz widzę na własne oczy, że to wszystko prawda. To jest nad tym zdjęcie.
AS: Dzięki.
BHU: Także, dlatego Ty. A co dziwisz się? Nie uważasz, że Twoje dokonania nie są warte zainteresowania?
AS: Bardzo się cieszę z wyniku i fajnie pobiegłam, udało się. Natomiast byłam zaskoczona w ogóle takim zainteresowaniem to, ile ludzi śledziło moje poczynania, obserwowało, kibicowało i też później już po biegu takie wow.
BHU: Wiesz osiągnęłaś naprawdę dobry wynik. Dla Ciebie to nie było jakieś zaskakujące?
AS: Nie wręcz przeciwnie było. Było głównie dlatego że to mój pierwszy tak długi dystans, więc ja nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać i zakładałam sobie, że kurczę jakby mi się udało złamać czterdzieści godzin to ja będę bardzo zadowolona z siebie. Udało się złamać trzydzieści sześć godzin a teraz już na chłodno po analizie uważam, że jednak zdecydowanie można było z tego wycisnąć więcej.
BHU: Nawet w tych warunkach atmosferycznych które były, tak?
AS: Tak.
BHU: A jaki miałabyś pomysł na wyciśnięcie więcej? Mniej czasu na punktach odżywczych spędzać czy niektóre fragmenty pobiec szybciej?
AS: Przede wszystkim ten bieg to jedna, długa lista błędów które popełniłam na trasie, które mnie kosztowały bardzo dużo czasu.
Przymusowy odpoczynek w Kudowie, sprzęt źle dobrany, nieprzetestowany może tak przed takim biegiem. Taka prozaiczna rzecz jak plecak, który Cię ociera powiedzmy, że na dystansie nawet do stu kilometrów jest się w stanie przeżyć. Natomiast jeżeli w okolicach dwudziestego kilometra czujesz, że tam już coś nie gra i przed Tobą jeszcze dwieście dwadzieścia to zaczyna przeszkadzać i w pewnym momencie zaczyna przeszkadzać coraz bardziej. Czujesz, że ten plecak Ci tam wyżyna kość. Nie, nie jest przyjemnie i to na pewno też dodatkowo jest takim dodatkowym czynnikiem utrudniającym.
BHU: Ten bieg chyba był ogromną przygodą dla Ciebie z tego co widzę?
AS: Tak.
BHU: Ale to wspaniale. Wiesz co mam nadzieję, że zaraz opowiesz w szczegółach o tym co się działo na biegu, ale najpierw chciałem Cię przepytać troszeczkę o Twoją przeszłość i o to też co robisz i czym się zajmujesz obecnie, bo postanowiłem podejść do tej rozmowy z Tobą bardzo nieprofesjonalnie, czyli kompletnie nic o Tobie nie wiem i bardzo się z tego cieszę. Może o wszystkim mi zaraz opowiesz.
Także opowiedz czym się zajmujesz obecnie? Powiedziałaś mi przed rozmową, że wstajesz o czwartej rano.
AS: Tak. Pracuję w korporacji, w wydziale archiwum. Także praca typowo biurowa, siedząca przed komputerem, rutyna, ale nie nuda.
BHU: I określone godziny, prawda?
AS: I określone godziny. Tak.
BHU: Ale czemu aż o czwartej musisz wstać? Czemu tak wcześnie?
AS: Myślę, że jak na ultrasa potrzebuję dużo czasu na rozruch. Wstaję o czwartej - przygotowanie, spacer z psem i do pracy.
BHU: Ale do pracy na ósmą, rozumiem?
AS: Na szóstą.
BHU: Na szóstą do korporacji. To ciekawostka. Dobrze a jakie masz wykształcenie?
AS: Z wykształcenia jestem archeologiem, ale podyplomowo kończyłam archiwistykę.
BHU: To ja jestem magister bibliotekarz. Słuchaj też się otarłem o archiwum. Także dzień dobry.
AS: Dzień dobry.
BHU: Nawet kiedyś byłem na praktykach, ale zaraz potem niestety zarzuciłem tę działkę w moim życiu.
AS: Swego czasu uprawiałam taką turystykę naukową tak to nazwijmy. To znaczy, że wybierałam sobie studia podyplomowe w jakimś innym mieście i też między innymi myślałam jeszcze o bibliotekarstwie.
BHU: Widzisz, a całe życie tutaj mieszkasz pod Łodzią?
AS: Pochodzę z Pabianic. To też tak okiem małe miasto. Może nie takie małe pod Łodzią. Później się przeprowadziłam do Łodzi na czas studiów i właściwie długi czas mieszkaliśmy z mężem w mieście, w bloku. Sprawiliśmy sobie psa i pomyśleliśmy, że pies to musi mieć dom z ogrodem. Okazało się, że nie musi, bo z psem i tak trzeba wychodzić na spacery, ale dom i ogród mamy.
BHU: Tak, jest tu przepięknie i rzeczywiście jak jechałem do Ciebie to mija się te różne małe miejscowości i wjeżdża w coraz to mniejsze uliczki i dojeżdża do Ciebie co jest typowe dla ultrasów powiem Ci. Bardzo wiele osób mieszka właśnie gdzieś daleko od miasta pod lasem i to od razu widać, że ktoś lubi kawałek zielonego dookoła. Także super. Bardzo fajnie myślę, że mimo wszystko pies się bardzo cieszy z tego.
AS: Myślę, że tak. Jest, gdzie pospacerować, pobiegać. Mamy tutaj dosyć spory kawałek lasu. Także i przede wszystkim z dala od takiego centrum.
BHU: A jako dziecko interesowałaś się sportem?
AS: Nie. W ogóle to jest zabawne, bo bardzo często mówię, że sportem się brzydziłam. Wydawało mi się, że to zupełnie nie moja działka i tak właściwie było jeszcze do niedawna. Na WF-ie zawsze obstawiałam ławkę rezerwowych. Na studiach gimnastyka korekcyjna która właściwie zmieniła się w taki klub dyskusyjny gdzieś w zaciszu siłowni tam, gdzie nauczyciel nas nie widział.
BHU: I ten klubu rozumiem ze sportem nie miał nic wspólnego?
AS: Nie i nigdy siebie nie widziałam w sporcie a już na pewno nie w bieganiu.
BHU: To co się wydarzyło takiego, że założyłaś buty biegowe i kiedy się to wydarzyło?
AS: Właściwie jeszcze może na dwa lata przed taką przygodą z bieganiem, pierwszą przygodą z bieganiem odkurzyłam rower i zaczęłam jeździć na rowerze. To były jakieś niewielkie dystanse, takie wycieczki typowo rekreacyjne, czyli wolniutko, spokojnie gdzieś pojechać, posiedzieć, wrócić i właściwie nawet nie wiem, kiedy wkręciłam się bardzo w rower. Zaczęłam jeździć coraz więcej, coraz więcej. To oczywiście też nawet nie postrzegałam tego w kategoriach sportowych. Po prostu w pewnym momencie rower stał się moim środkiem transportu. Także dojeżdżałam nim i do pracy, i na przykład do Gdańska albo do Wrocławia. To mi zaczęło sprawiać dużo radości i tak by właściwie zostało, gdyby nie wypadek. Potrącił mnie samochód. Nie było tragedii. Skończyło się na złamanym obojczyku. Natomiast przez pewien czas nie mogłam jeździć na rowerze. Pojechaliśmy na takie leniwe wakacje. Tam zobaczyłam grupę młodzieży, która pod okiem trenera biegała i tak stwierdziłam, że też tak chcę. Wróciliśmy do domu.
BHU: A gdzie te wakacje odbywaliście?
AS: W Lubniewicach. Takie na zachód, w zachodniej części polski nad jeziorem i po powrocie kupiłam jakieś zwykłe, tanie buty biegowe, zupełnie niedopasowane, ale w nazwie miały biegowe. Pamiętam, jak wybiegłam do parku na swoje pierwsze trzy i pół kilometra zziajana. W ogóle zmęczona zupełnie. Zupełnie to był inny wysiłek niż jazda na rowerze. O dziwo ten obojczyk mi nie przeszkadzał w biegu, bo to też trochę inny ruch. Poza tym nie wiem, czy to można było nazwać bieganiem. Podnosiłam nogi do góry, ale następnego dnia też wybiegłam.
BHU: Opowiedz jeszcze który to był rok mniej więcej.
AS: To był dwa tysiące dwunasty, ale później już doszłam do sprawności. Zapomniałam o bieganiu. Wrócił rower i przez długi, długi czas właściwie to bieganie gdzieś tam było. To znaczy jak mi się przypomniało to wybiegłam sobie na jakieś pięć – dziesięć kilometrów. Także taki roczny przebieg w latach dwa tysiące dwanaście – dwa tysiące szesnaście to było po sto pięćdziesiąt kilometrów, roczny przebieg.
BHU: A roczny.
AS: Zupełnie też spontanicznie zapisałam się na półmaraton szakala. To nasza taka łódzka impreza biegowa w lesie łagiewnickim, czyli taki cross. Pobiegłam tak jak właściwie biegałam w parku, czyli potruchtałam trochę, ale miejsca żadnego nie zajęłam. Nie był taki spektakularny wynik. Tam nie wiem godzina czterdzieści dziewięć. Natomiast potem odezwał się do mnie mój obecny trener - Mariusz Kotelnicki i zapytał, czy chciałabym dołączyć do jego drużyny? Czy w ogóle jeszcze biegam? Ja tak właśnie po tym biegu też znowu przestałam, bo już przebiegłam to już mi wystarczy. Także bardzo, bardzo długo się rozkręcałam tak można powiedzieć i potem też chociaż trenowałam pod okiem trenera, ale właściwie to go nie słuchałam więc chciałam dużo, chciałam szybko, chciałam od razu jak najwięcej więc pojawiały się kontuzje, a wtedy jeszcze nie wiedziałam, że z kontuzji się wychodzi.
BHU: Myślałaś, że kontuzja kończy karierę?
AS: Tak, że to już koniec.
BHU: A skąd ta chęć do biegania dużo i szybko? To dlatego że właśnie trener się pojawił czy? Dlaczego tak nagle takie nastawienie Ci się zmieniło od zbiegania takiego nazwijmy to niedzielnego do tuszowania się?
AS: Właściwie to ciężko powiedzieć, ale jak już mi się coś spodoba, coś zaskoczy to.
BHU: To wchodzisz to?
AS: To od razu wchodzę bez większego zastanowienia i czasami im głupszy pomysł tym szybciej w niego wchodzę więc w momentach, kiedy było wszystko fajnie to biegałam więcej, częściej niż trener zalecił więc oczywiście od razu pojawiały się kontuzje więc rzucałam butami i znowu gdzieś zapominałam o tym bieganiu. Natomiast trener nie zapominał o mnie i co jakiś czas się przypominał. Wszystko w porządku? Biegasz, biegasz? Więc mówię: Dobra. To jeszcze raz, jeszcze raz i dopiero właściwie w dwa tysiące osiemnastym postanowiłam dać sobie jeszcze szansę, że teraz zacznę biegać mądrze, słuchać trenera i tak naprawdę to ta przygoda z bieganiem taka prawdziwa zaczęła się na początku dwa tysiące osiemnastego roku a pierwsze kilometry zrobiłem w dwa tysiące dwunastym.
BHU: Tak, czyli powoli się rozkręcałaś rzeczywiście. A powiedz a podczas tego etapu, kiedy łapałeś kontuzję to jaki mniej więcej miałaś tygodniowy kilometraż?
AS: Też ciężko mi powiedzieć. To może nie był duży. Natomiast na początku miałam bardzo złą technikę biegania i to głównie z tego się brały kontuzje. Pewnie jak widzisz biegacze to takie charakterystyczne zawijanie nóżką tak i ja robiłam dokładnie tak samo i bardzo, bardzo szybko z tego powodu łapałam kontuzje. I w momencie też, kiedy poprawiłam technikę biegu to ten problem ustał.
BHU: A miałaś szansę ćwiczyć z trenerem razem z nim czy zdalnie się komunikowaliście?
AS: To znaczy były takie zajęcia też w ogóle z techniki biegowej, gdzie trener nas obserwował. W małej grupie byliśmy także była taka możliwość. Poza tym obozy biegowe.
BHU: Właśnie, bo nad techniką samemu się dosyć ciężko pracuje, jak ktoś nie obserwuje z boku.
AS: Dokładnie.
BHU: Fajnie, a gdzie na obozy jeździłaś?
AS: Szklarska Poręba i Chłopowo.
BHU: Czyli Szklarska to już tam górki zaczęły się pomału. Jakie w ogóle miałaś stosunek do gór? Czy wyjeżdżałaś w góry jako dziecko wcześniej?
AS: Po górach lubiłam chodzić, ale to też biegać po górach? To niemożliwe. To już na pewno nie dla mnie i w obozie w Szklarskiej Porębie mieliśmy oczywiście wycieczki biegowe w góry i było fajnie, ale jakby nie widziałam związku biegania z bieganiem po górach.
BHU: Rozumiem.
AS: Też dużo było treningów na stadionie. Tam się dobrze czułam. Także też głównie to były wcześniej jakieś starty asfaltowe.
BHU: A czemu tego związku nie widziałaś? Dlatego że prędkość nie ta czy podłożenie nie to czy?
AS: Nie, że to za trudne.
BHU: Że za trudne.
AS: To nie dla mnie. Ja się do tego nie nadaję. To nie. To trzeba dużo biegać. To trzeba być profesjonalistą.
BHU: A powiedz a miałaś w tamtym okresie jakiś biegaczy, swoich idoli, że tak powiem który obserwowałaś?
AS: Nie.
BHU: Inspirował Cię ktoś?
AS: Bardziej z takiego rodzimego podwórka tutaj łódzkiego mamy sporo naprawdę szybko pomykaczy, ale to znaczy głównie wtedy asfaltowych, bo ja zupełnie biegami górskimi się nie interesowałam. Także patrzyłam z podziwem na kolegów, koleżanki którzy biegają szybciej lekką zazdrością, ale taką bardziej z podziwem.
BHU: Chciałaś biegać tak jak Twoi koledzy i zaczęłaś szkolić swoją technikę i prędkość do biegania nie wiem dyszki na przykład półmaratonu i maratonu? Jak to u Ciebie wyglądały te kolejne kroki?
AS: Znaczy tak. Tak jak wspomniałam zaczęło pierwsze moje takie zawody to był półmaraton.
BHU: Tak.
AS: A w dwa tysiące osiemnastym, kiedy wróciłam do tego biegania i chciałam już tak powiedzmy, że popracować na tą szybkością, nad wynikami to zaczęło się od piątek. Chociaż wiedziałam, że lepiej będę się czuła w dłuższych dystansach, że to już nie ten wiek oczywiście żeby tutaj prędkości nabierać, że u mnie bardziej wytrzymałość jest tą mocniejszą stroną. Kiedy zaczęłam się jakoś rozwijać asfaltowo to akurat weszły góry.
BHU: A w jaki sposób się te góry pojawiły? Jak się do nich przekonałaś?
AS: Oczywiście przypadkiem kolega wspomniał, że zapisał się na Wielką Prehybę, a że właśnie biegowo byłam wpatrzona w niego jak w obrazek. Andrzej pozdrawiam Cię teraz to niewiele myśląc też się zapisałam. Ja nie sprawdziłam wtedy co to za bieg.
BHU: Nie wiedziałaś, że jest po górach?
AS: Nie wiedziałam, że jest po górach. Wiedziałam tylko że tam dystans czterdzieści coś, ale to nieważne, bo Andrzej się zapisał to ja też chcę, ponieważ już było to jakiś czas po tych głównych zapisach a tam miejsca się rozchodzą błyskawicznie więc wpisałam się na listę rezerwową i tak sobie spokojnie ćwiczyłam te piątki asfaltowe aż nadszedł mail, że zostałam wpisana na listę główną i wtedy dopiero zobaczyłam, gdzie to jest i co to jest. Byłam przerażona, ale postanowiłam, że potraktuję to typowo jako przygodę. Pojechaliśmy do Szczawnicy i to myślę, że też faktycznie była to przygoda, ale taka przede wszystkim zabawa. Ja się świetnie bawiłam na tej trasie. Okazało się, że potrafię też wyprzedzić kilku biegaczy. Ale co mi się spodobało najbardziej? To taka przyjazna atmosfera. Zupełnie inna niż na asfalcie, gdzie ludzie zagadywali, można było z kimś pobiec kawałek, porozmawiać. Przede wszystkim pozachwycać się widokami. To chyba był pierwszy i ostatni raz, kiedy na biegu też widziałam jeszcze te góry i szalenie mi się to spodobało. To, że nie ma monotonii. Jest góra – dół, są piękne widoki, są przyjaźnie nastawieni ludzie, którzy nie wiem pomogą choćby tą rozmową czy nie wiem zwolnią nawet o pół kroku. Nie czułam takiego ciśnienia, takiej presji na wynik, bo też nie wiedziałam zupełnie jak się biega po górach i jaki powinien być ten wynik. To zupełnie miało gdzieś nawet nie drugorzędne znaczenie tylko gdzieś zupełnie to było nieistotne.
BHU: Liczyła się przygoda?
AS: Tak i już później, gdy dobiegłam to okazało się, że właściwie to te góry są fajne i może nawet fajniejsze od asfaltu. Okazało się, że Andrzej zapisał się na Krynicę też na sześćdziesiąt cztery kilometry więc oczywiście też tak chcę i zapisałam się na Krynicę. W międzyczasie jeszcze był bieg ultra sowa i wtedy chwyciło.
BHU: Ale słuchaj, jeszcze do tej Prehyby chciałbym wrócić, bo to było pierwsze Twoje spotkanie z dystansem dłuższym niż półmaraton. W ogóle, ile czasu biegłaś tą Prehybę?
AS: To znaczy tak. Muszę tutaj powiedzieć, że miałam już za sobą maratony asfaltowe. Także dystans był. Pierwszą Prehybę przebiegłam w pięć godzin trzydzieści sześć minut. Także podobno nie najgorzej.
BHU: A odczułaś po tej Prehybie, że ilość godzin na trasie jaką spędziłaś była znacznie wyższa niż ta do której byłaś przyzwyczajona, przygotowana czy to Ci to przyszło tak w sposób naturalny?
AS: Nie, oczywiście czułam lekkie zmęczenie. Natomiast to też nie była taka intensywność tego biegu. Nie pamiętam jakie tempo wychodziło. Natomiast oczywiście trochę zmęczona, ale bardziej zadowolona i nie wiem wydaje mi się, że to zupełna nowość gdzieś tak odwróciła moją uwagę od samego wysiłku, od godzin które spędziłam na trasie, że wtedy nie myślałam o tym: Ojejku! Jak to ciężko.
BHU: A wtedy to było tak że biegałaś podbiegi czy podchodziłaś?
AS: Na pewno pod Prehybę podchodziłam. Pamiętam też, że zabrałam kija, bo podobno trzeba było mieć kija a nawet wcześniej ani razu nie chodziłam z kijami ani nie ćwiczyłam biegania z kijami więc troszkę na zasadzie takiego barana, czyli podążam za stadem i robię to co inni, czyli jak ludzie biegli to biegłam razem z nimi. Jak widziałam, że chodzą do marszu to przechodziłam do marszu, ale później się okazało, że właściwie to zamiast maszerować można biec i okazało się, że przynajmniej te podbiegi nie takie ostre można podbiegać. Podobnie było z kijami. Też patrzyłam co ludzie robią z tymi kijami i zaczęłam naśladować, żeby się w ogóle do czegoś przydały.
BHU: Tak, a w Krynicy to sześćdziesiąt cztery też sobie tak spokojnie przebiegłaś czy tam już miałaś jakąś chęć na wynik jakiś konkretny?
AS: Nie. To też była taka przygoda. Chociaż tam oczywiście już bardziej chciałam się sprawdzić. To miał być najdłuższy mój dotychczasowy dystans więc też trochę nie byłam pewna tego dystansu, ile czasu powinnam to biec. Natomiast stwierdziłam, że postaram się pobiec jak najlepiej na ile mnie tylko będzie stać. Nie pamiętam dokładnie, ile mi to zajęło. Siedem godzin, niecałe chyba siedem czterdzieści. Wtedy z takim wynikiem wystarczyło to na trzecie miejsce i właśnie wtedy pomyślałam, że kurczę. Może wynik nie jest jakiś oszałamiający, ale przy odrobinie chęci i pracy można ten wynik poprawiać i być może mam szansę gdzieś zawalczyć a przede wszystkim po Krynicy nabrałam już takiej świadomej chęci, że tak góry to jest ten kierunek, że asfalt na razie odpuszczam.
BHU: Jesteś szalenie skromna, ale to są wyniki wiesz które tak naprawdę dla osoby, która w dodatku nie przygotowuje się tak stricte pod te biegi górskie to są bardzo fajne czasy. Wiesz troszkę masz dobrych genów do biegania. Czy ktoś z Twojej rodziny uprawiał sport wcześniej czy?
AS: Nie. Pochodzę z rodziny kanapowców. Także wydaje mi się, że taka przeszłość rowerowa mogła mi w tym pomóc, że sporo jeździłam na rowerze i miałam też taki epizod. Chociaż co prawda już właśnie po tym wypadku, ale nie zniechęcił mnie do roweru. Pracowałam przez rok jako kurier rowerowy i przez rok niezależnie od warunków pogodowych jeździłam codziennie i codziennie robiłam w okolicach stu kilometrów więc myślę, że stąd się gdzieś wzięła ta siła przynajmniej na początku.
BHU: Po tych początkach które Ci się tak bardzo spodobały i się zakochałaś w tych górach - Jak Twój trening potem wyglądał?
AS: Przede wszystkim też trener stwierdził, że tak że idziemy w górę. Kwestia dystansu. Jestem fanką kilometrów. Im więcej tym lepiej więc tutaj też poszliśmy w te dystanse ultra i jeśli chodzi o treningi to oczywiście zwiększona objętość, ale też sporo treningów, takich jednostek biegowych typowo szybkościowych. Plan mam urozmaicony.
BHU: A rower też wprowadzony jest w ten plan?
AS: Też. Też mam trochę roweru. Natomiast rower to głównie jako uzupełnienie. Bardziej na zluzowanie. Na rowerze nie robię żadnych podjazdów tylko.
BHU: Regeneracyjne, aktywna regeneracja?
AS: Tak, dokładnie.
BHU: A jeśli chodzi o jakieś dodatkowe inne sporty które mają jakoś pobudzić Twoje mięśnie w inny sposób niż tylko bieganie i rower, czyli na przykład nie wiem jakieś crossfity albo stabilizacja albo nie wiem boks na przykład wiesz.
AS: Nie. Natomiast tak zdecydowanie ćwiczenia ze stabilizacji takie wzmacniające ciało, kort to jak najbardziej.
BHU: Dużo czasu spędzasz na tych ćwiczeniach dodatkowych?
AS: Troszkę mniej niż dodaje trener.
BHU: Musiałaś przyznać się do tego.
AS: Tak, jeśli chodzi o te ćwiczenia wiem, że są bardzo ważne, ale jestem strasznym leniem i ciężko mi się było przemóc do tych ćwiczeń. Zwłaszcza początki były ciężkie, kiedy okazało się, że właściwie to nie mam mięśni brzucha i tu muszę powiedzieć, że z pomocą niejaką przyszedł mi koronawirus, tak? W tym w tym sezonie właśnie, kiedy byliśmy wszyscy zamknięci. Ja też jeszcze tam złapałam małą kontuzję także nawet nie biegałam i żeby coś robić włączyłam jakiś program na YouTube i ćwiczyłam. Oczywiście po pierwszym razie było ciężko a po drugim też, ale za którymś razem okazało się, że to może być przyjemne i też daje efekty.
BHU: Tak i satysfakcja też jest niemała.
AS: Tak.
BHU: Ta korona rzeczywiście wszystkim nam troszeczkę tej stabilizacji przyniosła. Chociaż frustracja związana z nie bieganiem też była niemała, ale przynajmniej coś za coś.
AS: Z mężem kupiliśmy nawet rower treningowy w obawie przed właśnie totalnym zamknięciem, że trzeba coś robić i kupiliśmy rowerek. Przydał się i przydaje się do tej pory. Także jest to też fajna inwestycja.
BHU: A powiedz przed samym biegiem siedmiu szczytów jak wyglądał Twój trening? Jak się przygotowywałaś?
AS: To oczywiście plan mam rozpisywany przez trenera i też muszę powiedzieć, że nie jest dla mnie zbyt szczęśliwy ten sezon pod względem kontuzji. Zaczęło się w już w styczniu po Ultra Trail Kamieńsk na trzydzieści kilometrów. Tam coś mi zaczęło doskwierać. Trochę wychodziłam. Później właśnie pandemia, przeszło. Później był rzeźnik. Na rzeźniku znowu coś. Po rzeźniku miałam dwa tygodnie przerwę i nawet zastanawiałam się czy nie zrezygnować z tego biegu, żeby może przepisać się na krótszy dystans, ponieważ bałam się, że wytrzymałościowo sporo straciłam w tym sezonie i że tego się nie da tak zbudować w ciągu tygodnia. Natomiast w takim okresie, kiedy już wszystko było dobrze i wróciłam znowu do treningów to objętościowo w granicach stu trzydziestu kilometrów tygodniowo, długie wybiegania. Też kilka wypadów weekendowych w góry, ale tak naprawdę trzy czwarte treningów to jest na asfalcie i trenowanie szybkości.
BHU: To ciekawe a w tych górach w sumie, ile kilometrów biegałaś na treningach górskich? Potrafisz mniej więcej tak jakoś to określić?
AS: To znaczy tak. To były albo jedno, albo dwu dniowe wypady w zależności, gdzie i właściwie taka wycieczka wiekowa między trzydzieści a czterdzieści parę kilometrów.
BHU: Ile miałaś takich wypadów?
AS: Trzy – cztery. Także może nie było za dużo, bo to też było mało czasu. Znaczy właśnie myślę o tym okresie takim jeszcze przed rzeźnikowym, bo rzeźnik sam był jedenastego czerwca a miesiąc później już dolnośląski.
BHU: Ale po tym rzeźniku mówiłaś, że tam dwa tygodnie odpuściłaś sobie w ogóle?
AS: Tak, w ogóle wszystko szło pięknie, treningi, całe przygotowania do biegu rzeźnika. Już na miejscu, gdy dojechaliśmy do Cisnej zaczęła mnie boleć noga. Nie wiadomo skąd i nie puściło. Może to nie ma się czym chwalić, ale biegłam na tabletce przeciwbólowej a już po powrocie okazało się, że to przepuklina powięziowa. Także trochę musiałam odpocząć. Skąd to się wzięło? Nie wiadomo. Natomiast tak pechowo, że dzień przed startem a ponieważ to był bieg w parze, czyli też nie jako takie poczucie obowiązku i odpowiedzialności też za partnera. Przejechać pół polski i zostać w domku trochę przykro więc pobiegliśmy.
BHU: Myślisz z perspektywy czasu, że to była dobra decyzja czy lepiej było jednak zostać w domu? Jakbyś zrobiła następnym razem?
AS: Pobiegłam bym.
BHU: Pobiegłaś byś. Tak właśnie myślę. Powiedziałaś, że Ty lubisz długie biegi i że kilometry robią na Tobie wrażenie. Jak myślisz, dlaczego?
AS: Przede wszystkim nie jestem demonem prędkości i myślę, że już nie zostanę. Natomiast ten czas chociaż czasami się złoszczę, że treningi zajmują mi tak dużo czasu to jednak ten czas na treningu, kiedy jestem sama dla siebie to jest mój czas, kiedy właściwie mam głowę wolną od wszelkich trosk, wszystko o wszystko zostaje gdzieś z boku i to jest fajne i wracam po półtorej - dwóch godzinach. Mam zupełnie czystą głowę. Oczywiście jeszcze te słynne endorfiny, które pracują długo, długo, długo po wysiłku i to jest fantastyczny stan. Jak mam wybiegania albo nawet jakieś biegi interwałowe zwiedzam sobie tutaj okolice i chociaż mieszkamy tu już cztery lata to zdarza mi się odkryć coś zupełnie nowego, czego być może wcześniej nie dostrzegałam chociaż przebiegałam już kilka razy i to jest fajne i takie dystanse sto kilometrów czy dwieście czterdzieści również dają takie poczucie nie wiem wolności i też trochę sprawdzenie siebie, ile ten organizm jeszcze wytrzyma i że nawet jak się wydaje, że już nie może to jednak może.
BHU: Właśnie, bo taka różnica między sto a dwieście czterdzieści jest dosyć duża jednak i dlatego mam takie pytanie: Skąd u Ciebie ta chęć właśnie do sprawdzania tych swoich granic? Z czego to się bierze? Bo endorfiny, wybieganka wszystko rozumiem, ale dwieście czterdzieści i trzydzieści pięć godzin w lesie to, jak myślisz, dlaczego?
AS: Dwieście czterdzieści, bo takiego, bo dłuższego oficjalnego obiegu w Polsce nie ma.
BHU: Ja wiem, że nie ma droższego, ale dlaczego akurat Ciebie to pociąga i dlaczego szukasz tych swoich granic? Co Ci to daje?
AS: Jeszcze nawet nie wiem, czy biegałam. Oglądaliśmy taki filmik krótki z biegów właśnie z dolnośląskiego festiwalu biegów górskich z tego dystansu dwieście czterdzieści i dla mnie to było wtedy niemożliwe. Jakiś kosmos jak można biec przez dwie noce i nawet wtedy jakoś wydawało mi się, że nie. To jakiś fotomontaż musi być i gdzieś to zostaje w głowie nawet jak się o tym nie myśli na co dzień. Już nieco później obejrzałam film biegacze z udziałem Agata Matejczuk którą podziwiam. Szalona dziewczyna, niezwykle skromna i utalentowana zarazem i widziałam jej zmagania i gdzieś też się pojawiło takie, że kurczę. Ja tak chcę. Też chcę się sprawdzić i ciężko mi powiedzieć co jest takiego w człowieku, że go ciągnie, żeby się ciągle tak testować, przekraczać te swoje granice. U mnie to myślę, że tak głównie lekkomyślność.
BHU: Czy w innych obszarach życia też bywasz lekkomyślna?
AS: Bardzo często podejmuję decyzje spontanicznie pod wpływem chwili, ale jak już powiem, że tak to nawet jak później przychodzi chwila jakiejś refleksji, że może to nie jest zbyt rozsądne to już jak już powiedziałam raz, tak?
BHU: OK.
AS: To idzie.
BHU: Ale wiesz co jeszcze Cię pomęczę, bo pomimo wszystko start w takim biegu to nie jest decyzja spontaniczna. Ty zapisujesz się na bieg
OK. Być może się zapisujesz spontanicznie, ale wiesz potem mi się musisz przygotować i jednak pojechać na ten start i jednak to pobiec więc czy to właśnie podpada pod tę kategorię, że już jak raz się zdecydujesz to już potem raczej nie odwołujesz tej swojej decyzji?
AS: Tak. Tak właśnie było. Po obejrzeniu tego filmu powiedziałam sobie, że za dwa lata pobiegnę dwieście czterdzieści i to akurat przypadło na dwa tysiące dwudziesty rok - edycja wyjątkowa, bo covidowa, bo tak różne tutaj okoliczności. Natomiast jak już powiedziałam sobie, że w tym dwa tysiące dwudziestym roku pobiegnę to już nie było odwrotu i trener chociaż może niezbyt zadowolony z mojej decyzji, ale powiedział, że mnie przygotuje i tak zrobił.
BHU: Co? Uważał, że za wcześnie trochę?
AS: Że może za wcześnie. Może jednak za długo, że takie setki są najbardziej odpowiednim dystansem gdzieś, gdzie jeszcze można powalczyć trochę z czasem, ale jak powiedziałam tak zrobiłam.
BHU: Opowiedz, jak wyglądał przebieg tego biegu w takim razie? Bo nasza rozmowa zaczęła się od tego, że wspomniałaś o kilku kwestiach związanych ze sprzętem i z różnego rodzaju pomyłkami Twoim zdaniem, które popełniłaś więc strasznie jestem ciekaw jak wyglądał przebieg tego biegu. Znałaś dobrze w ogóle trasę?
AS: Nie. Natomiast rok wcześniej biegłam (ns.44:00) więc znałam drugą część trasy. To pierwsze zdecydowanie pomijając, że trochę dłuższa to jednak bardziej wymagająca.
BHU: Pod jakim względem bardziej wymagająca?
AS: Więcej tych przewyższeń, więcej tych szczytów.
BHU: A ta druga część stu trzydziestki jak Ci się podobała, bo ona była z kolei bardzo płaska?
AS: Tak i w ogóle myślę, że cała ta trasa jest bardzo biegowa. Lubię takie. Jest kilka podejść, ale głównie są takie które można pokonać biegiem. Nie trzeba się wspinać po ścianie i zbiegi które są moją słabą stroną, ponieważ nie mam za bardzo, gdzie trenować zbiegów. Tam są łatwe w miarę poza jakimiś naprawdę drobnymi wyjątkami. Także ogólnie trasa jest bardzo przyjemna, taka biegowa. Można powiedzieć, że dla początkujących wymarzona.
BHU: Tak i jak się pojawia kawałek asfaltu to Ciebie to nie zniechęca?
AS: Nie i fakt, że dużo tego asfaltu było, ale akurat nie chcę tutaj. Może nie wiem taka reklama, ale dobra odpowiednich butów.
BHU: Opowiedz w jakich butach biegłaś. Nie ma problemu. Słuchaj. Ja jestem wydawcą, producentem tego podcastu Podcast słuchaj jest wspierany tylko i wyłącznie przez biegaczy przez żadne firmy więc możesz spokojnie wrzucać markami do woli.
AS: Tak. Biegłam w butach Hoka Torrent i uważam, że to są naprawdę świetne buty, bo trzymają właściwie na każdej nawierzchni a są na tyle lekkie, że gdy z terenu wybiegasz na asfalt nie ma takiego tąpnięcia, że nagle nie wiem nogi są jakieś ołowiane. Po prostu niosą Cię dalej po asfalcie lekko. Nie czujesz takiej gwałtownej zmiany terenu. Także nawet powiem szczerze, że na asfalcie mogłam trochę przyspieszyć.
BHU: A wiesz co ja nie znam tych butów. Jaką one mają podeszwę? Mają bieżnik taki wyrazisty?
AS: Tak.
BHU: Zastanawiam się jak na tym błocie sobie radziłaś. Dobrze sobie te buty radziły?
AS: Dobrze. Rzeźnika, który był mega błotnisty też przeżyły. Wiesz co mogę Ci później pokazać.
BHU: Dobrze. OK.
AS: Natomiast mam wrażenie, że to są buty kameleon, że one się dosłownie dostosowują do każdych warunków. Niedługo będę jechać w Tatry także przetestuję je na skałkach.
BHU: Dobrze. To wróćmy do tego biegu siedmiu szczytów. Opowiedz jakie tam przygody Cię spotkały i co byś poprawiła na następny raz?
AS: Przede wszystkim zawsze może nie mam dużego doświadczenia właśnie w biegach ultra. Natomiast dotychczasowe biegi można powiedzieć, że przeżywałam na bukłaku wody i coli, ewentualnie kawałku arbuza. Zawsze mówiłam, że biegam ekonomicznie i okazało się, że to nie jest dobry pomysł. Dosyć szybko ruszyłam. Miałam dosyć mocne tempo. Na początku właściwie poza kawałkiem arbuza gdzieś na punkcie nie uzupełniałam żadnych kalorii.
BHU: Ale tak żadnych nie miałaś ze sobą ze sobą?
AS: Ze sobą miałam całą baterię oczywiście, ale ja zwykle to co zabieram to dowożę ze sobą na metę i zwykle jest tak że zadowalam się tym co złapię na punkcie. Tak można powiedzieć w biegu co schwycę to moje i już lecę dalej i to był błąd numer jeden. Tak się nie da. Trzeba też na bieżąco w trakcie biegu uzupełniać te straty i teraz już to wiem. Drugi błąd – czołówka. Za mocno miałam ściśniętą czołówkę i po kilkunastu kilometrach zaczęłam czuć, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałam dokładnie co i taka chwila refleksji przyszła później, kiedy zaczęła mnie bardzo boleć głowa. Miałam nawet zawroty, ale też jeszcze wtedy nie skojarzyłam, że to od czołówki. Po prostu myślałam, że jest mi słabo. W pewnym momencie żołądek się skurczył, dostałam kolki a już nie mogłam nic przełknąć i każdy, każdy łyk wody wtedy to już były poważne problemy. Na to się właśnie nałożyły zawroty głowy. Dodatkowo trochę zmarzłam. Miałam oczywiście kurtkę ze sobą i wyobraź sobie, że na dwustu czterdziestu kilometrach, kiedy biegniesz nawet zakładałam na czterdzieści godzin szkoda mi było trzydziestu sekund poświęcić na to, żeby wyciągnąć kurtkę i ją na siebie założyć więc.
BHU: Nie. Ja już się domyślam. W sensie Ty wchodzisz w jakiś taki totalny stan flow takiego i po prostu już nic innego się nie liczy ani jedzenie, ani picie, ani ubranie ani (ns. 50:13) a Ty tylko po prostu wykonać następny krok, że to jest tak ważne dla Ciebie, że ciężko Ci jest troszeczkę pomyśleć o sobie w tym wszystkim.
AS: Tak i też, dopóki mi się dobrze biegło to właśnie szkoda mi było się zatrzymywać. Jakby to ściągnięcie plecaka a ten plecak już zaczęłam czuć, że jednak ta jedna szelka mnie obciera więc nie chciałam dotykać tylko stwierdziłam, że skoro ona już tam jest to niech sobie będzie i w pewnym momencie te trzy błędy zaowocowały tym, że ścięło mnie. Zupełnie mnie ścięło. Na jakimś siedemdziesiątym piątym kilometrze zaczęłam iść tak wężykiem tak jakbym spożyła mnóstwo wysokoprocentowych napojów i w takim stanie doczłapałam do punktu na Zieleńcu. To był to sto drugi kilometr. Chwilę wcześniej wysłałam tylko mężowi SMS-a, że chyba schodzę z trasy, bo nie mam siły. Nie wiem co się ze mną dzieje. Przez punkty przeszłam tak jak przez poprzednie, czyli tak spojrzałam.
BHU: Nic nie potrzebuję, idę dalej.
AS: Tak, dokładnie i już na kolejnym punkcie mąż z kolegą bardzo szybko zareagowali – zjawili się na następnym punkcie. Tam dostałam niezły opieprz, ale też zastrzyk w postaci coli, przymusowego posiłku.
BHU: I to właśnie w Kudowie było?
AS: Nie, jeszcze przed.
BHU: Jeszcze przed.
AS: Jeszcze przystanek przed Kudową. Też wolontariusze mnie poratowało nospą. Także trochę mi się tam polepszyło. Chociaż do Kudowy ta tabletka jeszcze nie działała tak jak powinna. Także to było osiemnaście kilometrów jeszcze i nie biegło mi się dobrze, ale powiedzmy, że troszkę zaczęłam odżywać. Poza tym zrobiło się nieco jaśniej, ściągnęłam już czołówkę i wtedy poczułam ogromną ulgę. Dopiero wtedy.
BHU: Zrozumiałaś co Ci przeszkadzało.
AS: Tak. Ból głowy minął i w Kudowie podjęłam decyzję, że jednak biegnę dalej. To mąż zapakował mnie na obowiązkowy odpoczynek do samochodu. Dostałam rosół i wyobraź sobie, że ja ten rosół zjadłam. Ja już też nie miałam siły dyskutować, że ja go nie chcę, bo wcześniej sobie nie wyobrażałam, żeby na takim biegu jeść nie wiem zupę, która będzie chlupać w żołądku. Nie. To w ogóle odpada. Natomiast też troszkę, trochę w takim stanie nieważkości jeszcze się znajdowałam, że zgodziłam się na wszystko. Dostałam do picia colę, wypiłam colę, dostałam rosół, zjadłam rosół i okazało się, że tak to było to. To to był najlepszy lek. Odżyłam i poleciałam dalej i mąż mówi, że z każdym punktem wyglądałam tylko lepiej. Tak. Natomiast oczywiście nie uniknęłam kolejnych błędów. Miałam dwie czołówki i jedną swoją i jedną pożyczoną której nie przetestowałam. To znaczy to był ten sam model, który miałam więc uznałam, że działa i działała, ale latarka jest ze sparowana z telefonem. Tam się ustawia czy to ma być tryb ekonomiczny, czy ma świecić mocniej. Pożyczona czołówka była ustawiona na naprawdę intensywne światło. Także dosyć szybko te oświetlenie się skończyło a skończyło mi się dosyć w takim krytycznym momencie, ponieważ zmieniły się warunki pogodowe, zaczęło padać i już na Paśniku skąd zejście jest dosyć nieprzyjemne, bo jest stromo, są. Dodatkowo deszcz sprawił, że wszystko było śliskie i padło mi oświetlenie. Także gdzieś tam błądziłam po omacku. Nie było tak, że zupełna ciemność. Natomiast bardzo, bardzo takie słabe światełko już porównywane z takim światełkiem z latareczki za trzy złote wylosowaną gdzieś jest w maszyny losującej.
BHU: Jak sobie poradziłeś?
AS: Posiłkowałam się trochę latarką z telefonu, ale znalazłam w plecaku na którymś z punktu to ja znalazłam w plecaku torebkę trenową i stwierdziłem, że ona jest mi niepotrzebna. Nie wiem co ona tu w ogóle robi więc oddałam mężowi. Okazało się, że to była torebka od telefonu a ponieważ padało to nie mogłam sobie trzymać tego telefonu w ręce tak swobodnie, żeby oświetlać tylko musiałabym zasłaniać, żeby nie zapadało mi aparatu więc tylko w jakichś kluczowych momentach wyciągałam, świeciłam, żeby zobaczyć cokolwiek. To światło z czołówki było tak słabe, że nawet nie odbijało odblasków od taśm. Jedyną gorszą rzeczą, która może mu się przytrafić to tylko pobłądzenie i później szukanie trasy. Także odcinek, już ostatnie właściwie dwa odcinki straciłam bardzo dużo czasu na takie chodzenie właściwie bardziej po omacku niż bieg a trasa akurat była taka, że można było sporo nadrobić.
BHU: I tutaj myślisz, że w przyszłości można troszeczkę czasu urwać, tak?
AS: Tak. Myślę, że ten odpoczynek w Kudowie mógłby być zdecydowanie krótszy.
BHU: A ile trwał w Twoim przypadku?
AS: Myślę, że tak z dwadzieścia pięć minut to na pewno leżałam. Chciałam wstać wcześniej, ale musiałam odleżeć swoje. Też cała taka procedura dojście do samochodu a później jeszcze posiłek, trochę krótki przepak. Także myślę, że spokojnie koło czterdziestu minut – czterdziestu pięciu nawet.
BHU: A czy udało Ci się zdrzemnąć trochę w trakcie tych czterdziestu pięciu minut?
AS: Położyłam się, ale niestety. Może tak odpoczęłam leżąc z zamkniętymi oczami. Natomiast sen nie przychodził, bo w środku wszystko buzowało. Tu nogi by chciały już biec. One właściwie ciągle biegły, bo nie wiem były nieco nakręcone i też gdzieś z tyłu głowy tam się działo, że czas, że on ucieka, że tam być może konkurencja już nadbiega. Także ogólnie taki stres trochę, że jeszcze trochę do przebiegnięcia zostało nie pozwolił tak żeby się zupełnie wyciszyć i odpocząć.
BHU: Czyli nie zdrzemnęłaś się właściwie ani chwili na całej trasie?
AS: Nie, ale myślę, że w tych okolicznościach, w których wtedy się znalazłam ten odpoczynek był mi potrzebny. Natomiast myślę, że spokojnie tą trasę da się pokonać bez drzemek.
BHU: Niesamowicie masz super organizm, że to wytrzymujesz wszystko powiem Ci szczerze. Masz w sobie ogromne pokłady talentu. Powiedz mi jak w ogóle, jak Twoje myśli po tym biegu siedmiu szczytów, bo też jesteś talenciakiem, który już widać i jak myślisz o sobie?
AS: Wiesz co też do tej pory jakoś nie patrzyłam na siebie jako na osobę, która może właśnie powalczyć, że biegam sobie, bo biegam. Udaje mi się zająć jakieś miejsce, bo akurat nie było mocnej obsady. Zresztą też mam świadomość, że gdzieś tam do tej elity biegowej to mi jeszcze daleko.
BHU: Wiesz co słuchaj czas trzydzieści pięć czterdzieści OK. Teraz Rafał Kot w zeszłym roku złamał trzydzieści godzin, ale wiesz sięgając wstecz kilka lat to panowie wygrywali ten bieg z czasem tam trzydzieści dwie godziny więc Twój czas jest moim zdaniem rewelacyjny. Biorąc pod uwagę jeszcze te wszystkie błędy, o których mówiłaś to naprawdę, jeżeli byłabyś w stanie z tego urwać jeszcze godzinę czy półtorej to szacun.
AS: Myślę, że na takim dystansie mam większe szanse, że tu już może płeć ma drugorzędne znaczenie.
BHU: Na pewno.
AS: Także tutaj jak najbardziej i na takim dystansie czy też powyżej myślę, że powyżej setki gdzieś mogę tam jeszcze powalczyć a co do planów. Teraz o ile dojdzie do skutku a mam nadzieję, że tak będzie to przede mną krynicka setka i tutaj na starcie same gwiazdy. Także wiem, że.
BHU: Tak to sprint jest. Ta krynicka setka to sprint właściwie więc rzeczywiście może być trudno i wiesz z Martyną czy z Pauliną, czy z Kasią będzie ciężko.
AS: To wiem, że nawet nie mam co z nimi rywalizować. Natomiast w tamtym roku biegłam krynicką setkę i w tym roku po prostu zamierzam powalczyć sama ze sobą, poprawić swój wynik. Jeśli uda mi się chociaż trochę zmniejszyć ten dystans do tych najlepszych to będę się po prostu cieszyć i tak i na Krynicę powiem szczerze mam taki ogromny apetyt właśnie porywalizować głównie ze sobą, ale też zależałoby mi, żeby zająć jak najlepsze miejsce i może sobie też trochę udowodnić, że nie jestem jeszcze za stara, żeby się poprawiać, że to nie jest jeszcze ten mój szczyt możliwości, że teraz będzie w dół tylko wręcz przeciwnie.
BHU: A to, skoro wspomniałaś o wieku to, ile masz lat, że się tak spytam? Możesz się podzielić z nami? Ja wiem, że to nie po dżentelmeńsku się pytać, ale.
AS: Tak. Niech policzę. Dobra, trzydzieści osiem. Także.
BHU: Na ultraskę wspaniały wiek, najlepszy.
AS: Tak.
BHU: A powiedz mi myślałaś o jakichś dużych biegach zagranicznych?
AS: Znaczy myślę, że oczywiście takim marzeniem gdzieś w przyszłości to UTMB. Natomiast do tego biegu chciałabym podejść mądrze i naprawdę się przygotować, bo też chciałabym startując już pobiec dobrze, pobiec jak najlepiej a nie tylko ukończyć ten bieg bądź nie i wiadomo, że są to też inne wysokości, Także też wydaje mi się, że tutaj nie wystarczy o same treningi po rembińskich w lasach.
BHU: To prawda. Przewyższenia konkretne.
AS: Tak. Także myślę, że samo to, że trzeba uzbierać punkty też będzie taki czas, żeby się dobrze przygotować, żeby też, że tak powiem się ubiegać, ponieważ ja jestem takim wciąż żółtodziobem w tym świecie biegów ultra i to jest czas, żeby tutaj popełnić te błędy, wyciągnąć z nich lekcję i tam wystartować już z jakimś bagażem doświadczeń i zrobić jakiś fajny wynik.
BHU: Kurczę. Powiem Ci byłoby super Cię obserwować na takiej trasie. Jestem ciekaw jakby to było. Też wiesz widzę Cię w tych dużych amerykańskich biegach wiesz dookoła jeziora Tahoe albo (ns.1:03:37) dwieście czterdzieści. Myślę, że byś się tam super wpisała w te wyzwania. Fajni. Ciekawy jestem. A powiedz mi a na ile całe to Twoje bieganie jest takim jest procesem duchowym a na ile czysto fizycznym? Co Ty czujesz w ogóle jak biegniesz i co robi Twoja głowa w tym czasie? Bo jak powiedziałaś bardzo mocno odcina się od rzeczywistości, czyli od jedzenia, od uciskających czołówek to, gdzie jest ta głowa w takim razie?
AS: Gdzie jest? Nie wiem. Musiałbym jej poszukać wtedy. Nie, wiesz co to bieganie pozwala naprawdę się oczyścić. Gdybym miała teraz powiedzieć o czym ja myślę podczas trzydziestu sześciu godzin biegu to nie potrafię powiedzieć gdzieś powoli jak w miarę upływu tego czasu gdzieś właśnie tak jak mówiłam ta głowa się oczyszcza ze wszystkich myśli i tam jest naprawdę może głupio to zabrzmi, ale tam jest pusto. Tam robi się takie myślę, że fajne dla mnie miejsce na nowe pomysły, na nowe myśli gdzieś. Czy to jest proces duchowy? Powiem Ci, że w miarę mimo wszystko twardo stąpam po ziemi. Także dla mnie gdzieś ta sfera duchowa jakby to jej nie nazwać może ma jakiś cel małe, jeśli nie nikłe znaczenie. Także dla mnie całe to bieganie też stanowi swoistą formę regeneracji, takiego odpoczynku. Ja wiem oczywiście męczę się fizycznie. Natomiast tak jak mówię psychicznie po prostu odpoczywam, bo gdzieś myślę, że tak jeśli pytasz, gdzie ta głowa to ona intensywnie ewentualnie pracuje nad tym, żeby poruszać tymi kończynami i jestem tak zaaferowana, że nie ma już miejsca na nic innego.
BHU: Z tego co opowiadasz to wydaje mi się, że Ty wchodzisz w jakiś taki bardzo głęboki, medytacyjny stan tak naprawdę i właśnie i wydaje mi się, że to jest dla Ciebie wyjątkowe duchowe przeżycie tak naprawdę tylko może jeszcze to jest jakoś nie nazwane przez Ciebie, nie odkryte, ale wiesz co takich rzeczy nie biega się mięśniami. Nie da rady.
AS: Jeszcze jak teraz o tym mówisz to może.
BHU: Właśnie. Jakby tego słowa duchowe bym się nie obawiał za bardzo, bo to różni ludzie mogą różne rzeczy sobie wyobrażać, ale to jest po prostu wiesz Ty w jakiś taki głęboki, wewnętrzny stan się zamarzasz. A powiedz czy Ty na przykład potrafisz się cieszyć otoczeniem, w którym biegniesz czy widzisz te widoki, ten las czy jesteś gdzieś też, poza tym? Jak to wygląda?
AS: Właśnie tak jak Ci opowiadałam o tym pierwszym biegu Wielkiej Prehybie to był pierwszy i ostatni raz, kiedy cieszyłam oczy widokami. W tej chwili najczęściej widzę czubki własnych butów i ewentualnie dwa - trzy metry przed sobą. Trochę tak jest, że później patrzę na zdjęcia innych osób, które powiedzmy, że pokonują tę samą trasę, ale w taki sposób rekreacyjny bardziej dla zabawy przystają, robią sobie zdjęcia i tak mówię: Kurczę, gdzie to było? Tutaj na trasie. Tak? I ja tędy biegłam? I gdzieś nie ma nie wiem nie ma na to czasu czy po prostu faktycznie jestem tak skupiona też na tym co mam przed sobą, że nie rozglądam się na boki i brakuje mi właśnie takiej chwili, żeby się zatrzymać, spojrzeć na górę, na te piękne krajobrazy, zwłaszcza gdy jest taki moment, że odsłania się piękna ekspozycja. Często właśnie te widoki podziwiam już później na zmontowanych filmach.
BHU: Waśnie tak mi się wydaje, że Ty jesteś w takiej fazie tworzenia czegoś. Dla Ciebie ten bieg może jest czymś co Ty tworzysz tak naprawdę i z tego płynie energia do Twojego biegu. To jest ciekawe.
AS: Może.
BHU: To jest ciekawe. Bardzo fajne. Killerka jesteś. Super. Bardzo się cieszę. Słuchaj. Dobrze, czyli co najbliższe plany jakie są? Teraz się regenerujesz trochę czy już coś biegasz? Jak to wygląda?
AS: Nie, już biegam. Lada moment wyjeżdżam na urlop do Karpacza. Także mam nadzieję, że uda się tam coś pobiegać, bo słyszałam, że jakieś kosmiczne tłumy nawiedziły Karkonosze, ale mam nadzieję, że coś tam się uda pobiegać i przygotować do tej Krynicy jak najlepiej.
BHU: Fajnie. Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę Angelika. Super miło było Cię poznać i usłyszeć od Ciebie to w jaki sposób biegasz i co myślisz o tym bieganiu. To było bardzo miłe. Dziękuję Ci serdecznie.
AS: Dziękuję również.
BHU: Pozdrawiam. Do zobaczenia. Trzymaj się.
AS: Cześć.
Angelika jest wspaniała, prawda? Jest kolejnym przykładem zawodniczki który potwierdza, że kobiety potrafią być niezwykle silne w długich biegach. Jak one to robią, że wyprzedzają wielu doświadczonych i umięśnionych po zęby przedstawicieli płci przeciwnej? Czy jest to zwiększona odporność na ból, silniejsza głowa, większa motywacja a może wszystko sprowadza się do techniki biegu stabilizacji i umiejętnego wykorzystywania energii? Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że u Angeliki kluczowy jest ten trans, w który wpada. To oczyszczenie myśli i niedopuszczanie do siebie negatywnych scenariuszy biegu. Na byciu w chwili i zatraceniu się w biegu.
Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Jeśli podoba Wam się to co robię gorąco namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/blackhatultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście Wy – słuchacze. Bardzo doceniam każdy wkład a najniższy próg wsparcia to jedynie pięć złotych. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka.
Podcast można również wspierać w mediach społecznościowych udostępniając informacje o nim w postach, w relacjach i na tablicach. W tej chwili podcast na patronite wspiera już ponad osiemdziesiąt osób, ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych których wkład jest największy. Są to: Krzysztof Bednarz, Magdalena Czernicka, Agnieszka Dudek, Andrzej Gąsiorowski, Bieta - Hryń Morawska, Michał Janiak, Paweł Kaczmarek, Łukasz Kluba, Przemysław Kozłowski, Szymon Kubicki, Marek Maj, Wojciech Pietrzuk, Mariusz Podgórny, Łukasz Różanowski, Kamil Sowiński, Marcin Stafaniak, Błażej Wachnienko, Hubert Wierzbicki, Edyta Winnicka i Michał Wójcik. Nieustająco zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podkaście o nazwie BlackHatTeam. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywacie swoje historie a nagrany materiał wysyłacie do mnie i ja go publikuję w formie podcastu. Zapraszam do kontaktu mailowego na adres: ultra@blackhatultra.pl. Ten odcinek podcastu przygotowali: Kamil Dąbkowski - prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof - Pietrzak transkrypcja i media społecznościowe, a autorem muzyki jest Audiodealer. A jeśli jeszcze ktoś mnie słucha często słyszę pytania o moją praktykę medytacji. Powiem Wam, że nie jest to nic ustrukturyzowanego, stałego czy regularnego. Najważniejszej lekcji medytacji nauczyłem się podczas chyba ósmego z dziesięciu dni medytacji vipassany. Wtedy to właśnie osoba prowadząca kurs poprosiła nas abyśmy opuścili salę i nie przestawali medytować. Powiem Wam, że to było jak olśnienie. Nie ma nic piękniejszego niż życie a życie nie toczy się w przeszłości ani w przyszłości tylko tu i teraz w danej chwili. Dlaczego więc tak często siedzimy i rozmyślamy o tym co zrobiliśmy albo o tym co nas czeka albo jesteśmy gdzieś i myślimy o tym jakby to było gdybyśmy byli gdzie indziej? Tracimy w ten sposób najcenniejsze chwile, które umykają bezpowrotnie, dlatego cokolwiek teraz robisz kontynuuj to ale z pełną świadomością tego co robisz i gdzie jesteś zrób kilka głębokich oddechów i skup się na tym co odczuwa Twoje ciało, jego kontrakt z podłożem lun dotyk. Przyjrzyj się otaczającym Cię kolorom. Może nabrały ostrości i nasycenia. Wsłuchaj się w dźwięki które są ostre lub głośne a które łagodne i ciche. Poczuj zapachy. Bądź tu i teraz.
Buźka.