top of page

Witajcie w podkaście BlackHatUltra. W tym tygodniu zapraszam na spotkanie z Aleksandrem Łężniakiem. 

 

Aleksander Łężniak: Nie będę ukrywał, że odczuwam aktualnie taką satysfakcję wewnętrzną, że udało się, jakby przetrzeć szlaki w Polsce i wprowadzić coś nowego. Całkiem możliwe, że dzięki temu, że było to autentyczne, czyli coś co przeżyłem chciałem się tym podzielić i dlatego to wyszło. To był przełom dwa tysiące trzynastego - czternastego roku, kiedy to zacząłem rzeźbić w pokoju jeszcze swoim nie tutaj w pracowni tylko w pokoju, gdzie zacząłem konstruować, tworzyć, przerabiać japonki, o których wspomniałeś na rzecz właśnie sandałów do biegania. 

To był Aleksander Łężniak. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podkaście BlackHatUltra. W tym podcaście przedstawiam historię niezwykłych osób, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości, aby się rozwijać i tym samym motywować innych do pracy nad sobą. Aleksander jest gościem, który nie boi się spełniać swoich marzeń. Wymyślił i zbudował od zera markę Monk Sandals, która jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych na naszym rynku. Co ciekawe, nie jest to marka ani duża, ani agresywna w swojej komunikacji. Na jej czele stoi produkt bardzo wysokiej jakości, sandały biegowe wspierane przez silny i spójny przekaz od Monk Sandals Team. Aleksander opowie w tym podcaście o sobie, o pasji, o górach, o dawaniu siebie innym i znajdywaniu w tym szczęścia. Posłuchajcie. 

 

BHU: Cześć Olek. Witam Cię serdecznie.

 

Aleksander Łężniak:  Cześć. Witaj.

 

BHU: Co pijemy powiedz mi?

 

AŁ: Najlepszy napój jaki istnieje, czyli Yerba Mate.

BHU: Ale jaki to jest brand i w ogóle jaki smak? Bardzo fajne to jest.

 

AŁ: Dzisiaj akurat pijemy pajarito premium, czyli lekko taki wędzony posmak troszkę mocniejsza, intensywniejsza, ale za to wyrazista i charakterystyczna. 

BHU: Bardzo, bardzo przyjemna. Ostatnio robisz jakieś live'y na Instagramie widziałem, które nazywają się też Yerba Mate.

 

AŁ: Tak.

 

BHU: Bardzo fajna nazwa.

 

AŁ: Tak ruszyłem z taką inicjatywą. Chciałem się troszkę podzielić swoim warsztatem, miejscem, w którym pracuję, w którym tworzę tak żeby troszkę pokazać co robię, jak robię, że nie jest to wielka fabryka tylko jest to pasja i rzemiosło i taka ręczna robota, więc padł pomysł na spotkania z Yerba Mate. To taki idealny napój do tego typu rozmów i live’ów.

 

BHU: Prawda. Super Ci to wychodzi. Bardzo fajnie, że pokazałeś ten warsztat. Ja nie ukrywam, że też miałam ochotę zrealizować z Tobą podcast wideo, żeby pokazać tutaj to Twoje pomieszczenie dwa na dwa, w którym to się wszystko odbywa. Bardzo jest tu klimatycznie i fajnie. To powiedz, co robisz w takim razie w tym pomieszczeniu?

 

AŁ: A w tym pomieszczeniu w życiu robię wiele, choć teraz bardzo mocno skupiłem się na realizacji jednej rzeczy, czyli robieniu sandałów biegowych, ale nie tylko biegowych, bo służą one też do chodzenia. Taki minimalistyczny produkt. 

 

BHU: Jak najbardziej potwierdzam. Ja w nich chodzę. W Warszawie robią furorę muszę Ci powiedzieć. Latem wiesz wszędzie jak wchodziłem do jakiejś knajpy to wszyscy się patrzyli na moje stopy i tak co ten gość ma na sobie? To jest niesamowite, bo wiesz, jak człowiek chodzi w japonkach to nikogo to nie zaskakuje. Natomiast jak chodzi w Twoich sandałach to nagle okazuje się, że jest to zupełnie inna jakość. Jak myślisz na czym to polega? Bo ta pięta nie ucieka. W sensie podeszwa nie ucieka Ci od stopy i nagle się okazuje, że to jest po prostu jakieś totalnie inne doznanie nie tylko dla osoby, która chodzi w tych sandałach, ale również dla kogoś, kto obserwuje z zewnątrz.

 

AŁ: Znaczy tu jest taka ciekawa rzecz  na którą nigdy nie zwróciłem uwagi, a faktycznie tak jest, że niby produkt w jakimś tam sensie wizualnym podobny, a całkiem inny, ale wzbudzający zainteresowanie i uwagę i też jakby odnosząc się japonki, a sandały, które robię to jest znacząca różnica względem pracy stopy, czyli japonki dużo mocniej obciążają jakby nas, bo musimy wkładać inną pracę niż sandały, w których utrzymuje się dzięki paskom stopa na podeszwie, ale w jednym i w drugim stopa jest całkowicie odkryta, więc to wzbudza zainteresowanie. Po prostu to jest totalny minimalizm i odkrycie stopy.

 

BHU: Opowiedz jak to się zaczęło w ogóle czy tutaj to książka urodzeni biegacze ma coś na rzeczy?

 

AŁ: Tak. Taki można powiedzieć już pewnym sensie klasyk i że dużo osób jednak bazowało, ale mało kto podjął rękawicę i wyzwanie i nie będę ukrywał, że odczuwam aktualnie taką satysfakcję wewnętrzną, że udało się jakby przetrzeć szlaki w Polsce i wprowadzić coś nowego. Całkiem możliwe, że dzięki temu, że było to autentyczne, czyli coś, co przeżyłem, chciałem się tym podzielić i dlatego to wyszło i tak to był przełom dwa tysiące trzynastego - czternastego roku, kiedy to zacząłem rzeźbić w pokoju jeszcze swoim nie tutaj, w pracowni, tylko w pokoju, gdzie zacząłem konstruować, tworzyć, przerabiać japonki, o których wspomniałeś na rzecz właśnie sandałów do biegania.

 

BHU: Coś Cię inspirowało wtedy? Kierowałeś się czymś? Podglądałeś kogoś, czy po prostu tak szyłeś to co Ci w głowie siedziało? 

 

AŁ: Kiedyś usłyszałem takie zdanie: ,,Jeśli chcesz zrobić biznes, to poleć do Japonii albo Stanów”, bo oni są dużo technologicznie przed nami. Tutaj co prawda ta technologia troszkę inaczej wygląda, ale nie będę ukrywał, że wzorowałem się właśnie na amerykańskich markach, które robiły sandały do biegania, czyli tak naprawdę po nitce do kłębka, czyli od książki urodzeni biegacze do Bosonogiego Teda, który założył markę Luna Sandals znaną też w Polsce. Najprawdopodobniej ze względu na ceny nie przyjęły się te sandały jakoś szczególnie, bo jednak jest to taka dość duża zaporowa kwota. 

 

BHU: A ile kosztują te amerykańskie? 

 

AŁ: Na poziomie stu dolarów, czyli zawsze w Polsce to było trzysta sześćdziesiąt złotych. To dwa tysiące czternasty - piętnasty rok czterysta złotych za sandały do biegania. I taka była moja filozofia, idea, czyli nie klasyczny biznesmen Polski, który bierze kredyt i w pięć lat chce już jeździć mercedesem, czyli spłacić kredyt i w pewnym sensie emanować bogactwem tylko chciałem się podzielić pasją, czyli słuchajcie, jest idea. Próbujemy biegać naturalnie. Może ktoś chce spróbować? Ja robię produkt w przyzwoitych pieniądzach, bo każdy myślę, ja bynajmniej tak podchodziłem, jeżeli będę robił coś w przedziale stu – dwustu złotych to podchodziłem, że każdego praktycznie stać na to, żeby kupić takie sandały i nie będzie to tak, że o kurczę kupiłem sandały za czterysta złotych, przebiegłem pięć kilometrów i się do niczego nie nadają, nie?

 

BHU: To może jeszcze opowiedzmy słuchaczom, którzy nie widzieli nigdy Twoich sandałów na oczy z jakich elementów się składają te sandały? 

 

AŁ: Konstrukcja jest bardzo prosta, czyli podeszwa i paski.

 

BHU: I paski. Jaka jest to podeszwa? Bo wiem, że długo szukałeś materiałów na dobrą podeszwę.

 

AŁ: Zgadza się. Podeszwa jest tu kluczem tak naprawdę w tym produkcie i jest to podeszwa z wibramu, czyli włoski producent gum, z którym też miałem styczność. Chyba każdy, kto chodzi po górach miał styczność z tą marką i ma to bardzo duże znaczenie, bo to generuje jakość tego produktu. A do tego właśnie system pasków, który umożliwia dobre trzymanie stopy. 

 

BHU: Wspomniałeś o bieganiu naturalnym. Czym dla Ciebie jest bieganie naturalne i jak Twój produkt się wpisuje w ogóle w ten trend, który można nazwać bieganiem naturalnym?

 

AŁ: To jest z jednej strony proste pytanie, ale z drugiej strony bardzo szerokie, bo można podchodzić do tego w różny sposób, ale na początku bieganie naturalnym było czymś doświadczeniem czegoś całkiem nowego. Wkroczeniem w nowy wymiar biegania, czyli odbieraniem bodźców, które są zewnątrz. Można porównać to w taki sposób, że jak biegniemy w butach to jesteśmy zamknięci, tacy bardziej hermetyczni, czyli nie czujemy podłoża, ograniczamy się, czyli tak naprawdę jesteśmy zamknięci w umyśle, w głowie, a w sandałach jesteśmy bardziej skupieni na otoczeniu, czyli możemy delektować się tym co jest dookoła, czy to temperaturą, wilgotnością, jakimś dotknięciem źdźbła trawy czy podłożem, kamyczkiem, szutrem, czy asfaltem nawet. Całe życie nasze jest pewnego rodzaju drogą i procesem i tutaj też taki proces nastąpił, bo jak spojrzysz tutaj na ściankę to trochę medali wisi. Generalnie materia nikomu do niczego niepotrzebna, ale wzbudza jakieś wspomnienia i pierwsze kroki. I mamy rok dwa tysiące dwudziesty, tak? A pierwsze medale są już z dwa tysiące ósmego roku i te pierwsze starty to były jeszcze w jakiś butach do gry w tenisa, więc nie miały nic związanego z bieganiem. Wtedy biegała naprawdę mała stosunkowo grupa osób i te biegi były niszowe, ale też taką myślę wyjątkowością miejsca, w którym mieszkam, czyli sobótki jest to, że mamy tu wspaniałych ludzi między innymi biegaczy takich zaprawionych, którzy zainspirowali mnie w ogóle do tej formy ruchu. A wiadomo myślę, każdy przechodzi tą drogę, że chce od pięciu czy dziesięciu kilometrów przejść do maratonu, a później ultra maratonu. Przeszedłem tą fajną drogę, choć wisienką na torcie jest jeszcze jedno z marzeń, ale to może później, ale tak wracając do tematu tutaj byśmy się skupili - jak wyglądała ta droga, że właśnie od tych butów do tenisa były asicsy na dużej amortyzacji, chęć maratonu, czyli zwiększenie objętości biegowej, kilometrażu, ból kolana, pleców, biodra i pójście po rozum do głowy i tak naprawdę spróbowanie czegoś nowego, czyli właśnie sandałów, które pokazały jakie ja mam braki w sposobie poruszania się tak? Czyli technika biegowa, wzmocnienie całego ciała, mięśni głębokich i poprawa wielu, wielu elementów. 

 

BHU: Właśnie to jest ciekawe, bo z jednej strony powiedziałeś, że bieganie w sandałach to jest inny rodzaj odczucia w ogóle biegu, a z drugiej strony to jest też o wiele trudniejsza forma biegania, prawda? Bardziej wymagająca od naszego organizmu i to jest też mniejsze poczucie bezpieczeństwa masz biegając w sandałach niż w regularnych butach, co zresztą pokazuje to, że nadal bardzo niewiele osób startuje w sandałach na przykład na zawodach. Nawet członkowie Twojego teamu. Możemy tu wspomnieć Darka Marka, jak ma wiesz zrobić wiesz wynik na dwadzieścia kilometrów to pobiegnie w normalnym obuwiu. Wyjątkiem jest również James, który potrafi wystartować w biegu dwieście czterdzieści kilometrów, z czego sto trzydzieści zrobi w sandałach, więc to jest jakby bardzo fajne, że w Twoim teamie masz takie kompletnie dwie różne osoby o różnym stylu biegania. Darek oczywiście dużo trenuje w sandałach, ale nadal nie startuje. A opowiedz, jak to jest u 

Ciebie. Czy Ty dużo biegasz w sandałach? 

 

AŁ: Znaczy powiem tak, że diabeł tkwi w szczegółach jak we wszystkim, tak? Im wejdzie się na wyższy poziom świadomości i umiejętności to zaczyna się dostrzegać wiele elementów, o których wcześniej się nie myślało i właśnie moim zdaniem i w moim odczuciu sandały są takim pierwszym elementem do przekroczenia pewnej granicy i wyjścia ze strefy komfortu, bo nie da się ukryć, że buty dają nam pewien bufor. Bufor właśnie tego bezpieczeństwa, o którym powiedziałeś i często też jesteśmy w stanie nadwyrężyć swoje ciało i organizm przez właśnie to sztuczne poczucie bezpieczeństwa, czyli przykładowo rozpoczynamy swoją drogę biegową i w sandałach zaczniemy od bardzo małych dystansów, bo będą nas po prostu łydki piekły, bolały. Natomiast buty wybaczają błędy. Sandały ich nie wybaczają, więc nasze wszystkie nieścisłości związane z symetrią ciała od razu będą wyczuwalne, dlatego popłynąłem trochę, ale wracając do tematu, w czym ja biegam? 

 

BHU: Tak. Czy Ty biegasz w sandałach? 

 

AŁ: I znowu to był proces i droga, która skończyła się na tym, że wziąłem się w cudzysłowie za trenowanie, a trenowanie wiąże się z ćwiczeniami i elementami treningowymi i trudno byłoby na przykład robić skipy, wieloskoki w sandałach. To na pewno nie będzie to komfortowe, tak? Tak samo jak robienie przebieżek, interwałów czy biegów ciągłych. Oczywiście da się. Wszystko się da tylko trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, po co? Czyli dla mnie osobiście bieganie w sandałach jest delektowaniem się i przyjemnością i robię to systematycznie, ale nie codziennie, nie na każdym treningu. 

 

BHU: To wytłumacz jeszcze, dlaczego w sandałach nie do końca się da trenować?

 

AŁ:  Znaczy trenować się da, bo to pokazuje Jamesik.

 

BHU: Wszystko chyba w sandałach, większość.

 

AŁ: Większość, większość, ale na pewno wpływa to na dynamikę ruchu, na sposób odczuwania podłoża, na sposób pracy stopy, napięcia, które są generowane, a tym samym też właśnie na obciążenia, bo wiadomo, że całkiem inne obciążenia są, kiedy biegniemy sobie tam pięć minut kilometr, a całkiem inne jak biegniemy po trzy trzydzieści czy trzy zero. 

 

BHU: To prawda. W sensie w sandałach nie da się aż takich prędkości rozwinąć, tak?

 

AŁ: Znaczy też się da. Ostatnio widziałem jakieś zdjęcie kenijskiego biegacza, który w klapkach z gumką przebiegł maraton tam w dwa dwadzieścia.

 

BHU: Ale to są właśnie pojedyncze osoby, które są w stanie robić, prawda? Trochę mi to przypomina temat związany z oddychaniem. Nie wiem, czy słyszałeś podcast z Marcinem Petrusem?

 

AŁ:  Tak, tak. 

 

BHU: Jakiś czas temu, prawda? Potem słuchałem jeszcze podcastów Urogana też o oddychaniu i to jest niesamowite, że to jest zagadnienie, które jest bardzo dobrze udokumentowane przez naukę, a nadal bardzo niewiele osób to stosuje w życiu codziennym. Słyszałem też opinie trenerów biegania czy triatlonu, którzy w ogóle uważają, że tak. To jest przez naukę dobrze opisane. Natomiast de facto nie daje to tych efektów, o których nauka mówi, że powinno dawać. Przynajmniej nie szerokiemu gronu i nadal patrzymy na coś takiego, co jest niby bardzo blisko naszego ciała, bardzo blisko natury co właściwie człowiek powinien się bardzo dobrze z tym czuć stosując te techniki, jak na przykład bieganie naturalne, tudzież ćwiczenia oddechowe, a nadal strasznie niewiele osób to stosuje, a jeszcze mniejszej ilości osób to w ogóle pomaga jakkolwiek więc to jest ciekawe i jakby temat właśnie biegania w sandałach takiego naturalnego, na śródstopie z małą amortyzacją i temat oddychania jakoś wiesz co jakoś mi się tak łączy i się tak zastanawiam gdzie tkwi problem? 

 

AŁ: Znaczy widzisz poruszyłeś temat, który jest dość istotny. Ja wspomniałem jeszcze w tej rozmowie właśnie o tym, że moim zdaniem sandały są pierwszym krokiem do wyjścia ze strefy komfortu i uruchomienia swojej świadomości. I tak pół żartem, pół serio, jak wchodziłeś to mówiłeś: Uwolnij stopy, tak? I to hasło wymyśliłem tam nie wiem w dwa tysiące piętnastym roku. Tak samo przyszło na jakimś treningu właśnie uwolnij stopy, uwolnij ciało, uwolnij umysł i u mnie nastąpił taki proces i to jest taka składowa wielu elementów. Właśnie, bo sandały są jednym z elementów, które wykorzystujemy do biegania. Według założenia tak naprawdę bieganie naturalne powinno być na boso, ale szybko zdarlibyśmy sobie naskórek, więc potrzebujemy jakiejś warstwy ochronnej i przychodzi nam na ratunek guma i mamy po prostu sandały, które chronią nas, izolują od powierzchni. Kolejnym takim elementem jest oddychanie. Generalnie bez oddychania, byśmy długo nie przeżyli, czyli jest to taka kluczowa rzecz, a później znowu wchodzi kolejny element, czyli odżywianie i spanie, tak? I to tworzy naszą całość, dzięki której możemy czuć się lepiej lub też gorzej. 

 

BHU: Ty z odżywianiem też mocno eksperymentujesz i chyba też z tego co wiem jesteś człowiekiem, który odstawił mięso jakiś czas temu. 

 

AŁ:  Tak. To też jest niesamowite właśnie. Myślę tutaj. Znowu ten proces.

 

BHU: Tak.

 

: Czyli sandały otworzyły mnie na w pewnym sensie świat, na ludzi. Dzięki nim poznałem niesamowite osoby, między innymi właśnie Gniewomira, z którym poleciałem na Kostarykę w dwa tysiące osiemnastym czy siedemnastym roku i od tamtej pory nie mięsa, bo jestem człowiekiem, który ma otwartą głowę i szanuje drugą osobę. I Gniewomir jest weganinem można powiedzieć z krwi i kości i będąc z nim przez dwa tygodnie jadłem to samo, co on, bo byłem też ciekawy. Chciałem zrobić eksperyment, jak będę się czuł i powiem szczerze nigdy nie czułem się tak dobrze i też w znaczący sposób wpłynął na mnie na mój sposób patrzenia na życie, na postrzeganie wszystkiego dookoła, że po prostu mięso i produkty zwierzęce poszły w niepamięć. 

 

BHU: To jest fajne, że rzeczywiście spotykamy na swojej drodze ludzi, którzy nas tak inspirują, a u Ciebie to rzeczywiście widać. Wszystko się zbiera w jakąś całość, prawda? Wszystkie te, ta cała składa się na tę Twoją drogą. Ona zaczyna być bardzo spójna, prawda? 

 

AŁ:  Tak, tak.

 

BHU: To jest fajne.

 

AŁ: I widzę, jak to po prostu otwiera głowę, czyli jeżeli i my mamy bardziej czyste ciało i to takie klasyczne powiedzenia. Nie są wyssane z palca tylko mają pewne podstawy i że w zdrowym ciele zdrowy Duch. To właśnie efekt jest tego, jeżeli odżywiamy się dobrze, nie zanieczyszczamy się, nie spożywamy mięsa, czyli zwierząt to wtedy naturalnie stajemy się bardziej czyści, a dzięki temu otwiera nam się bardziej świadomość.

 

BHU: Tak i to idzie dalej, bo weganizm to oczywiście można powiedzieć, że to jest niejedzenie mięsa i na biało. Natomiast potem zaczyna się temat tego, żeby jeść czyste pożywienie nie przetworzone, prawda? Bo jest też weganizm polegający na tym, że można jeść chipsy cały czas, prawda? 

 

AŁ: Tak, tak.

BHU: Więc potem właśnie wchodzimy po prostu w zdrowe jedzenie. Potem się okazuje, że zaczyna nam przeszkadzać kupowanie nie wiem tofu, plastiku, tak? I zaczynamy kombinować jak to obejść i może samemu robić to tofu, a może kupować w takich miejscach, gdzie ono jest po prostu przez kogoś robione w domu a nie koniecznie gdzieś w sklepie, w sieciówce trzeba je kupować albo może w ogóle inaczej pozyskiwać białko wiesz i tak dalej i tak dalej. Także tak to wszystko jest taka fajna, fajna droga.

 

: I łączenie kropeczek. 

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Ale trzeba chcieć, tak?

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Trzeba wyjść z tej strefy komfortu i poeksperymentować, zobaczyć czy mi coś służy, czy nie służy, czy się czuję lepiej, czy się czuję gorzej.

BHU: Tak.

 

AŁ: Na pewno dużo podświadomość ma znaczenie. Jeśli na coś nastawiamy się od razu z założenia negatywnie to wynik jest znany, ale jeżeli się na coś otwieramy i mówi: OK, próbuję to sami dochodzimy do jakiś wniosków i możemy później kombinować dalej. 

 

BHU: To prawda, ale też chyba myślenie o środowisku ma tutaj ogromny wpływ, prawda? To znaczy, jeżeli pobudzasz swoją świadomość jako osoba, ja jako ja to potem bardzo szybko zaczynasz myśleć o tym: OK, ale ja nie jestem sam na tym świecie. Moje bycie tutaj ma też wpływ na innych ludzi, na świat i zaczynasz po prostu myśleć też o środowisku, w którym żyjesz i o tym, jak Ty odciskasz swoje piętno na to środowisku, co nie?

 

AŁ: Dokładnie tak i myślę, że na tą świadomość tego w znaczący sposób wpływają podróże, czyli zobaczenie jak to jest na drugim końcu świata i myślę, że tak od razu czasem tak jest, że jak o czymś mówimy to od razu wpada jakaś myśl do głowy, czyli gdzieś coś porusza się w ciele co przypomniało o danej sytuacji. I tak od razu mi się przypomniał Ural polarny i niezostawiania po sobie śladu i tam po prostu przestrzeń, przestrzeń natury i spotkanie lokalsów, którzy żyją w czumie, mają stado do dwóch tysięcy reniferów i tak naprawdę nie generują śmieci. Tam tylko raz w tygodniu załóżmy schodzą do pociągu, żeby kupić chleb zawinięty w szmatce, tak? I tam nie ma plastiku, nie ma śmieci i tam jest po prostu czystość.

 

BHU: Ty sporo podróżowałeś, prawda? 

 

AŁ: Znaczy w dalszym ciągu mam wrażenie jakbym nigdzie nie był.

 

BHU: Ale jeśli wiesz bierzemy pod uwagę przeciętnego mieszkańca Polski to raczej troszeczkę odwiedziłeś miejsc. 

 

AŁ: Troszkę ich było.

 

BHU: Troszkę ich było i powiedz Ty podróżujesz. Co jest Twoją motywacją poznania jakiegoś kraju i ludzi czy też na przykład dotarcie w konkretne miejsce albo zobaczenie nie wiem konkretnej góry albo konkretnego kościoła? Co Ciebie inspiruje do podróży?

 

AŁ: Znaczy wszystko zależy od celu, jaki sobie postawimy i te formy wyjazdu miały różne wymiary, ale zazwyczaj wiązały się z jakimś konkretem albo trekking, albo zdobywanie góry. A te elementy, o których wspomniałeś wynikały same z siebie, czyli poznawanie ludzi, przebywanie z ludźmi i odnajdywanie się w otoczeniu środowisku, w którym się znajdowaliśmy. 

 

BHU: Jak te podróże na Ciebie wpłynęły? Wszędzie się dobrze czułeś, czy na przykład mógłbyś powiedzieć, że są jakieś miejsca, do których nie musisz wracać?

 

AŁ: Ale bardzo dobre pytanie jest. Myślę, że każde miejsce ma coś w sobie wyjątkowego i specyficznego, jednak są miejsca, które zostawiają taki ślad na długo. Na pewno też specyfika tych wyjazdów ma bardzo duże znaczenie na to, że one zostaną ze mną do końca życia, czyli tak naprawdę emocje, adrenalina. To bardzo, bardzo mocno wpływa na zakorzenienie w nas.

 

BHU: I co w Tobie siedzi najmocniej z twoich podróżach? Czy potrafiłbyś jakiś jeden taki wyjazd przytoczyć czy to jest raczej składowa różnych?

 

AŁ: Znaczy jednego wyjazdu nie byłbym w stanie. Każdy był wyjątkowy i inny na swój sposób. Chociaż myślę jednak my jako Polacy wywodzimy się z takiej myślę w pewnym sensie specyficznej grupy i nie wiem jak Ty, ale mnie zawsze pasjonowały, interesowały Himalaje i nasza czołówka świta, wysokogórska i też czytałem wiele tych książek. Zawsze mnie to pasjonowało. Jeszcze ten festiwal w Lądku Zdrój, który się odbywał, festiwal filmów górskich to po prostu już teraz mi ciarki przeszły, jak o tym myślę i to było tak, że załóżmy byłem tam, słuchałem tych ludzi. To nie było tak, że o fajnie ktoś tam przeżył historię i wychodzę i zapominam tylko Kurczę. Ja też tak bym chciał i chciałbym to spróbować. Chciałbym tam być, jak to jest nie? I i tak właśnie to o czym mówiliśmy pewna droga, proces. Spotkałem się kiedyś po latach z kolegą, z którym siedziałem w ławce w gimnazjum i robiliśmy takie dziwne odjechane rzeczy, totalnie po bandzie i po prostu bez kosztowo, bo często wydaje nam się, że potrzebne są duże środki, żeby zrobić coś szalonego, a okazuje się, że można naprawdę zrobić niesamowite rzeczy nie mając kapitału.

 

BHU: Można. Trzeba mieć tylko trochę wolnego czasu i wolną głowę.

 

AŁ: Fantazji to przede wszystkim.

 

BHU: Nie naprawdę.

 

AŁ: Dlatego to są te emocje, tak? Bo to myślę chociażby takie dwa skrajne miejsca, tak? Alpy 

Mont Blanc zimą. Kurczę to jak o tym myślę to.

 

BHU: Byłeś na górze, tak?

 

AŁ: Cud, że ja żyję? To jest w ogóle skandal i nie powinno się o tym mówić.

 

BHU: Dobrze. To nie mówmy, bo tam nie niejeden szalony młodzieniec nie wrócił z Mont Blanc zimą, prawda?

 

AŁ: Tak, tak, ale zrobiliśmy to i to było niesamowite przeżycie i na pewno zostanie ze mną do końca życia, bo momentu wejścia na szczyt się nie zapominana. Po prostu to był dwa tysiące dwunasty rok. Przełom właśnie po sylwestrze drugiego stycznia weszliśmy na szczyt. To jest po prostu płacz, taka euforia i to się czuje. To nie ma tak, żeby to znikło i tam wiele bardzo czynników się wydarzyło takich, które miały nam pokazać pewne rzeczy, ale nie poszliśmy chyba jakoś do końca po rozum do głowy, bo nasze ambicje się na tym nie zatrzymały i taką puentą chyba wszystkiego był wyjazd do Kirgistanu na kultowy Pik Lenina i kiedy OK. Wejście zimą na Mont Blanc wydaje się, że całkiem rozsądne to wejście jesienno-zimową porą, ale nie na już nie więc moja refleksja tego jest taka, że cieszę się, że żyję i doceniam to, że jestem, bo to kwestia sekund i by mnie po prostu tu nie było, nie? Bo tam też wydarzyła się taka sytuacja, gdzie ściągnąłem lawinę i cały stok po prostu pojechał.

 

BHU: Jezu.

 

AŁ: Ale takie chwile zostają z nami. 

 

BHU: Bez wątpienia. Ja myślę, że na pewno. Pytanie, czy Ty dzięki temu potem zacząłeś się szkolić i być coraz bardziej świadomym wspinaczem, czy raczej zarzuciłeś takie hardkorowe wspinanie w trudnych warunkach? 

 

AŁ: Znaczy, bo każdy wyjazd jest doświadczeniem i nabywaniem umiejętności i tak naprawdę na wszystko składa się nasza też inteligencja i czucie otoczenia. I czy porzuciłem? Ja zawsze eksperymentowałem czy chciałem doświadczyć danej aktywności lub danego wymiaru wysiłku i to też właśnie pewnego rodzaju jest droga. Tak? Czyli żeby spróbować na przykład trekkingu i załóżmy dwa tygodnie z plecakiem po jakichś dzikich górach albo dwa tygodnie trekkingu jakimś wyznaczonym szlakiem wspinaczki wysokogórskiej, wspinaczki w lodzie, wspinaczki w skałach, drogi sportowe, wspinaczka tradowa, czyli na własnej asekuracji, wielowyciągowa wspinaczka, a to się wszystko tak jakby zbiera w całość, tak? Bo też są biegi, biegi krótkie, biegi długie, biegi ultra, biegi z trudniejszymi elementami i tak właśnie fajnie zebrać te wszystkie doświadczenia i później ukierunkować się w tym, co nas najbardziej kręci, co najbardziej lubimy.

BHU: Czyli Ty bardziej podchodziłeś do tego swojego epizodu wspinania w górach, tak? Bardziej że chciałaś doświadczyć tych różnych elementów. Nie chciałeś się tak zagłębić, jakby w jeden, w jedną?

 

AŁ: Nie chciałem się zamknąć w szufladkę, ale fakt jest taki chyba powiedziałem sobie nigdy więcej, choć to jest kuszące. Powiem Ci miesiąc czasu tam w tym Kirgistanie, gdzie nikogo nie spotkałeś i mieszkałeś tylko w namiocie i miałeś. Kurczę co tam mieliśmy? Dwadzieścia kilo jedzenia na miesiąc. Kurczę my tak wychudziliśmy, że to jest straszne. To takie, ale takie doświadczenia Cię budują, bo wtedy widzisz to, w jakim żyjesz w dobrobycie, że możesz pójść i coś kupić, coś zjeść, a tam jesteś zdany na siebie. Jest tylko Was dwóch i podpisujesz oświadczenie, że nikt po Ciebie nie przyjdzie i nikt Cię nie uratuje, nie? Czyli jak Wam się coś stanie to fajnie było Was poznać. 

 

BHU: Ale brakuje Ci tego? Takiego ryzyka, bo to rozumiem sporo adrenaliny chyba w tym też było, czy jak Ty to odczuwałeś wtedy jak byłeś, siedziałeś w tych górach?

 

AŁ: Znaczy adrenaliny chyba nie. Właśnie to tego się tak nie odczuwa. To jest taki stan, że żyje się chwilą, że tam jest faktycznie takie tu i teraz, tak? Czyli budzisz się rano, spada na Ciebie ten cholerny szron z tropiku i od razu śpiwór robi się wilgotny. Jest minus trzydzieści. Maksymalnie było minus czterdzieści. Cały czas jest Ci w sumie zimno. Rozgrzewasz się tylko wtedy, kiedy idziesz pod górę. Jedyne, o czym rozmawiasz ze swoim kumplem, to to tak naprawdę, gdzie jutro pójdziemy, co, gdzie uda nam się przenieść rzeczy, gdzie dotrzeć, czyli tak naprawdę nie myślimy w ogóle o tym, co dzieje się na świecie tylko skupiamy się na takim wąskim przedziale czasowym. Ustalamy taktykę. Ta taktyka się zmienia i to jest takie życie. 

 

BHU: Zycie chwilą.

 

AŁ: Tak.

BHU: Ale jest to gdzieś było to niebezpieczne z punktu widzenia jak siedzisz tutaj teraz i patrzysz na taką wyprawę to było trochę niebezpieczne, nie?

 

AŁ: Słuchałem podcastów właśnie z Marcinem i to taki klasyk, który też przeżyłem. To tak jakby mnie do krzyża przybili. Jak wróciłem to pierwsze co słyszałem: O nie udało Wam się wejść.

 

BHU: Tak.

 

AŁ: A ja byłem w pełnej euforii, że przeżyłem, że wróciłem, że doszliśmy tam. Kurczę, nie wiem na cztery i pół tysiąca w tych warunkach, gdzie normalnie człowiek. Były takie fragmenty, że płakałeś, bo nie mogłeś kroku zrobić, nie? Tak było ciężko. A przyjeżdżasz i ktoś mówi, że.

BHU: Że nie wszedłeś.

 

AŁ: Że nie wszedłeś. Co? Nie poszło Wam. Słabi jesteście. 

 

BHU: Tak. To jest ciekawe rzeczywiście.

 

AŁ: A samo dotarcie, żeby dojechać w te góry to prawie tydzień czasu trzeba było. 

 

BHU: Tak, oczywiście. Jasne. 

 

: To jest logistyka jest skomplikowana. 

BHU: Ale gdzie byliście wtedy, o której opowiadasz wyprawie?

 

AŁ:  A to w Kirgistanie.

 

BHU: Kirgistan. Ty jesteś bardzo ciekawą postacią, bo jesteś społecznikiem. Mieszkasz w sobótce, tak jak powiedziałeś i angażowałeś się tutaj w pracę w klubie sportowym. Dobrze, dobrze wiem? Dobrze mówię?

 

AŁ: Tak, tak też.

 

BHU: I szkoliłeś dzieciaki w kolarstwie szosowym? 

 

AŁ: Tak.

BHU: Tak? Ale oprócz tego też pełnisz tutaj różne funkcje akuratne na przykład czy?

 

AŁ: Na przykład? 

 

BHU: Tak? To jest super ciekawe. Opowiedz o tej części swojego życia sobótkowego.

 

AŁ: Sobótkowego. Sobótka jest bardzo specyficzna myślę na mapie Polski. Jest tu wiele fenomenalnych rzeczy. Począwszy od półmaratonu Ślężańskiego Sobótka ma jako miasto pięć tysięcy mieszkańców, a w marcu co roku oprócz tego roku na starcie półmaratonu staje około pięciu tysięcy biegaczy, czyli jest ich tyle co mieszkańców, więc nie lada są problemy logistyczne, ale właśnie tego typu inicjatywy i ludzie, którzy tworzą tutaj atmosferę, którzy tutaj mieszkają też nie da się ukryć, że dwóch Twoich gości było z Sobótki i to jest niesamowite i też jest mi bardzo miło, że mnie zaprosiłeś i odwiedziłeś.

 

BHU: Cała przyjemność po mojej strony. 

 

AŁ: I właśnie człowiek inspiruje się tymi osobami i chce też doświadczyć czegoś i tak zaczęła się właśnie między innymi droga najpierw w klubie Biegacza Sobótka, w którym byłem w zarządzie. Teraz jestem jeszcze prezesem i to od półtora roku. Potem właśnie przygoda w małej polityce, tak bym to nazwał. Choć to jest samorząd i w moim odczuciu nie jest to polityka tylko praca na rzecz społeczności lokalnej i reprezentowanie też tej społeczności i pomoc tak naprawdę. Tak drugą kadencję jestem w Radzie Miasta i Gminy Sobótka.

 

BHU: Super i jak Ty na to patrzysz? Udaje Ci się naprawdę coś konkretnego dla ludzi wywalczyć, załatwić?

 

AŁ: Znaczy właśnie zawsze podchodziłem i dalej podchodzę w sposób taki, że jestem tam po to, żeby pracować na rzecz całokształtu całej gminy, czyli żeby patrzeć globalnie, czyli  nie walczyć o chodnik pod domem w cudzysłowiu tylko myśleć o mieszkańcach załóżmy, którzy są nie wiem na przykład z południowej części, którzy nie mają chodnika, którzy nie mają kanalizacji czy oświetlenia i podejmować w gronie całej grupy Rady takie decyzje, które będą pomagały tym osobom, żeby mogły żyć na poziomie dwudziestego pierwszego wieku. Tak bym to określił, ale zawsze też wychodziłem z założenia, żeby robić to, co robię najlepiej, tak? Czyli jeżeli kocham sport, angażuję się w sporcie to, żeby na tej przestrzeni odgrywać rolę, tak? Czyli żeby pokazywać, bo to też jest śmieszne. My jako Polacy mamy taką tendencję do narzekania, marudzenia, że coś jest źle, niedobrze, a ja byłem zawsze tym, który podnosił rękę i mówił: Słuchajcie, odbyła się taka super impreza. Gratulacje dla organizatorów, a nie, że znowu drogi zamknęli, bo bieg, bo wyścig, bo coś tam.

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Tylko że super robota. Świetna promocja. Było tyle ludzi. Udało się to zorganizować i też zawsze taka po prostu siermiężna, solidna praca, żeby po prostu dopiąć i pomóc przy tych imprezach, które się odbywają.

 

BHU: Ale to jest tak, że naprawdę coś możesz zdziałać tak jak czujesz czy spotykasz się z jakąś ścianą wiesz dużą polityką czy z kimś musisz walczyć bardzo, żeby wprowadzić jakieś zmiany, które chcesz wprowadzić? Jak to wygląda? Czy to jest raczej miła współpraca ze wszystkimi?

 

AŁ: Znaczy ja ze swojej strony odnoszę wrażenie, że i urząd, i pracownicy urzędu są otwarci. Znaczy bynajmniej do radnego. Ciężko jest mi mówić w perspektywie też mieszkańca, który idzie i chce coś załatwić, ale nie spotkałem się z jakimś oporem. Jeśli coś jest logiczne, rozsądne, uzasadnione to naprawdę na argumenty można porozmawiać i wszystko uzgodnić i ustalić. 

 

BHU: Fajnie. Jak Ty czas znajdujesz na to wszystko? Na sandały, na bieganie, na działalność społeczną?

 

AŁ: Znaczy przyznam szczerze, że to w znaczący sposób ewoluowało i się zmieniło. Nie wiem czemu, ale znaczy wiem czemu, bo po prostu jakby zmieniamy rzeczy, mamy wolny wybór i tak naprawdę swoją energię możemy pożytkować na dany kierunek, który sobie obierzemy i wcześniej jakby był znaczący podział tych różnych ról. Teraz przyznam szczerze, że troszkę się opuściłem społecznie, ale myślę, że wróci to, bo to jest taki bumerang, że chce się z powrotem człowiek angażować. Teraz moce w znaczący sposób poszły w Monk Sandals, ale troszkę zaczyna mi brakować tych spotkań, tych działań. 

 

BHU: Teraz rozumiem, jak się sezon letni skończył to pewnie troszeczkę też masz mniej pracy przy sandałach, tak? To jest taka dynamika trochę?

 

AŁ: Dokładnie tak jest. W sezonie letnim jest to naprawdę wyzwanie logistyczne. Tym bardziej, że robię to sam. Nie mam tu zespołu, sztabu ludzi, którymi dyryguję tylko po prostu ręcznie dziubię i staram się sprostać. 

 

BHU: Właśnie opowiedzmy o tym, bo to jest moim zdaniem bardzo ciekawy motyw, że Ty starasz się wszystko wykonywać własnymi siłami bądź z rodzicami i troszeczkę się wzbraniasz przed skalowaniem tego biznesu, pomimo, że masz bardzo dużo zamówień nie tylko z Polski, ale też z Europy, prawda? I produkt masz tak świetny, że mógłbyś spokojnie to skalować, ale celowo, jakby tego nie robisz. Opowiedz trochę, dlaczego? 

 

AŁ: Bo zależy mi na jakości i tak naprawdę wkładaniu dobrej energii. Nie wiem, odczuwam. Znaczy albo odnoszę takie wrażenie, że to co dajemy od siebie to wraca do nas i właśnie ja nad każdą parą sandałów wkładam w nią serce i zawsze wychodzę z takiego założenia, że nie skupiam się na pieniądzach, tak? Czyli jeżeli ktoś do mnie dzwoni i mówi: A wie Pan, bo wyjeżdżam gdzieś tam to ja pytam, a gdzie pan wyjeżdża? Co Pan będzie robił? Kurczę, ale fajnie. Też bym sobie pojechał. Mówię: Dobra. Kurczę nie mam czasu, ale zrobię, ale nie po to, żeby się wzbogacić tylko żeby ten człowiek mógł wykorzystać ten produkt, nie?

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Żeby uszczęśliwić kogoś i tak często kosztem siebie uszczęśliwiam innych.

 

BHU: Tak, ale to jest trochę ten przepływ energii, o którym mówisz, prawda? Że to jest tak, że uszczęśliwiając kogoś uszczęśliwiać siebie, tak naprawdę, bo to prędzej czy później do Ciebie wróci.

 

AŁ: Dokładnie tak.

BHU: Ale rzeczywiście pieniądze tutaj nie mogą być wtedy motywacją, bo czar pryska.

 

AŁ: Zgadza się i dla mnie to jest takie niesamowite. Mam takich klientów i bardzo doceniam i jestem wdzięczny tym pierwszym osobom, które mi zaufały, które kupiły mój produkt, bo teraz z perspektywy czasu wiem, że nie był doskonały. Było dużo do popracowania nad nim, ale dzięki nim udało mi się rozwinąć, bo oni mi zaufali i najlepsze jest to, że wracają do mnie cały czas i ostatnio też się wzruszyłem czytając maila właśnie od niejednego klienta, że jest zachwycony. Już ma tam którąś parę i pamiętam tych klientów. Może robię sporo tych produktów, ale wzrokowo mam dobrą pamięć, taką wzrokową i pamiętam nazwiska i kojarzę, więc jak ktoś się odzywa do mnie to od razu już wiem.

 

BHU: Fajnie, a opowiedz jeszcze słowo o teamie swoim, bo jest dosyć charakterystyczny i powiedz, jak wpadłeś w ogóle na pomysł stworzenia tego teamu? Czy to wynikało z tego, że chciałeś mieć po prostu team, który będzie promował sandały? Czy to po prostu jakiś sposób totalnie naturalny i organiczny się wydarzyło?

 

AŁ: Czy naturalny organiczny? Bardziej patrzyłbym z perspektywy takiej, że kochałem sport, uwielbiałem i dalej to uwielbiam i miałem właśnie przyjemność pracować w klubie kolarskim tutaj z sobótki, który serdecznie też pozdrawiam, bo trochę zdrowia zostawiłem i też niesamowitymi zawodnikami i ludźmi pracowałem, od których bardzo, bardzo dużo się nauczyłem i którzy też dali mi kredyt zaufania, żeby móc pełnić taką funkcję i tutaj wielkie podziękowania dla Bartka Huzarskiego, który robi świetną robotę i też nie będę ukrywał jest takim autorytetem dla mnie sportowym. Przejechał największe toury na świecie. Postawił sobie za cel, że chce być sportowcem. Gdzie jak był młodym człowiekiem to nie miał wyników sportowych, a postawił wszystko na jedną kartę i stał się zawodnikiem na najwyższym światowym poziomie. To jest niesamowite i spotkanie takich ludzi pokazuje, że właśnie dzięki sportowi można dojść do fajnych rzeczy i poukładać sobie życie i właśnie wracając do tematu team.

BHU: Tak.

 

AŁ: Praca w klubie kolarskim przedstawiła mi formę jak wygląda profesjonalna obsługa, profesjonalne podejście do sportu, czyli piękna otoczka, stroje, wszyscy jednakowe ubrania, zgrupowania, treningi. To bardzo mi się to podobało, ten taki profesjonalizm, te wyjazdy i w moim odczuciu na podwórku biegowym w Polsce było i jest trochę tak, że mamy mnóstwo biegaczy, amatorów. Wszyscy są ubrani w jednakowe koszulki biegowe, ale brakuje takiego profesjonalizmu. Jest tylko tam parę teamów, które potrafią właśnie wspólnie pojechać na zawody, które potrafią pojechać na zgrupowanie, którzy mają takie zaplecze i moim marzeniem stało się to, żeby na tyle rozwinąć swoją firmę, czyli Monk Sandals, żeby stworzyć bufor finansowy na profesjonalną drużynę biegową Monk Sandals Team, w którym zawodnik jest zawodnikiem, czyli ma zaplecze, które jest narzędziem do rozwoju. 

BHU: Czyli, że de facto to, bo co rozumiesz przez to, że zawodnik jakby ma dostęp do obuwia, do stroju, że do pakietów startowych, tak? 

 

AŁ: Tak.

 

BHU: I że Ty to zapewniasz.

 

AŁ: Znaczy taka jest droga. Na razie wiadomo nie jestem wielką firmą i też nie chciałbym skończyć jak świętej pamięci Artur Hajzer, który miał firmę Alpinus, która przeinwestowała w wyjazdy wysokogórskie w Himalaje i po prostu zbankrutowała i później powstał (ns.47:15). Był niesamowicie mądrym człowiekiem i poukładanym, który potrafił właśnie rozwijać biznes, więc też kalkuluję i szacuję, żeby nie przeinwestować, ale żeby tworzyć nową jakość, żebyśmy byli widoczni na tej arenie biegowej. Też wiadomo my dzielimy się pasją i mamy jakby kierunek pokazywania, uświadamiania, pokazywania, że można inaczej. 

 

BHU: Właśnie, bo Twój team jest szalenie spójny, nie tylko jeśli chodzi o stroje, ale również, jeśli chodzi właśnie o przekaz. 

 

AŁ: Tak, tak i też tak jak i w produkcji sandałów tak samo i w teamie nie zależy mi na ilości tylko na jakości, czyli nie skupiam się na tym, żeby mieć stu członków czy tam stu zawodników tylko żeby była grupka przyjaciół, którzy razem ze sobą spędzają czas i tak naprawdę ten wspólny czas, jest wartościowy, że my się spotykamy, jedziemy wspólnie na zawody, razem sobie gotujemy, czy tam jemy i dzielimy się tak naprawdę swoim doświadczeniem, tym, co lubimy. 

 

BHU: Jakieś plany rozwoju na team masz? 

AŁ: Czy mam plany rozwoju? Parę pomysłów mam, ale zobaczymy. Nie chciałbym się wychylać w żaden sposób. Znaczy, bo też. Tak na razie jest takie.

 

BHU: Dobrze. Zostawiasz to dla siebie.

 

AŁ: Na razie jesteśmy w trójkę i na razie najprawdopodobniej poprzestaniemy na tym.

 

BHU: OK, a masz jakieś pomysły jeszcze na jakieś inne biznesy poza sandałowe na przykład, ale nie wiem związane ze sportem albo z czymś innym, bo w Tobie drzemie taki przedsiębiorca? Masz taką żyłkę do robienia biznesu i się zastanawiam czy jeszcze Cię nie ciągnie gdzieś w jakimś innym kierunku? 

 

AŁ: Znaczy powiem szczerze, że naprawdę radość i taką euforię daje mi to, że zbudowałem markę, że zbudowałem Monk Sandals, zrobiłem coś totalnie od zera, tak? I to takie znowu jakby śmieszny cytat, że od zera do milionera. Milionerem jeszcze nie jestem, ale nie mówię nie i tak naprawdę właśnie budowanie marki daje bardzo dużo radości i już czuję, że udało się coś fajnego zbudować i chciałbym to jak najbardziej kontynuować i widzę, że jakby rynek się też otwiera na świadomość, na bieganie naturalne, na medycynę naturalną. Tak naprawdę, żeby ten Monk Sandals stał się też trochę taką filozofią, filozofią na życie, na szukanie spokoju, na szukanie swojej drogi, na właśnie ten pierwszy element wejścia w świadome życie, a z takich marzeń to ostatnio myślałem o tym, że fajnie było zbudować jeszcze jakąś nową markę od zera, że co to jest takie niesamowite. Znaczy, bo dlaczego o tym mówię? Bo dużo osób się ze mnie śmiało, nie? A wymyślił jakieś sobie sandały. Robi je. Co on w ogóle robi? Na etat by do pracy poszedł, a nie.

 

BHU: Zajął się czymś pożytecznym, poważnym i pożytecznym.

 

AŁ: Tak, a nie gość jakieś sandały robi i tak ja byłem zawzięty, w tym. Zaparłem się i udało się naprawdę coś niesamowitego zbudować i może też trochę apetyt rośnie w miarę jedzenia i fajnie by było coś nowego wdrożyć.

 

BHU: Ale nie opowiesz, co by to mogło być? Zostawiasz to dla siebie jeszcze?

 

AŁ: Znaczy na razie nie ma jeszcze nic takiego całkiem nowego, ale na pewno będę podążał myślę nad kierunkiem wejścia troszkę w nietypową, typową, nietypową odzież, czyli żeby stworzyć jakby taki trochę nurt wpasowujący się w właśnie filozofię sandałów. 

 

BHU: Fajnie. Tak powiedziałeś o tym, że nie jesteś milionerem, ale powiem Ci, że sam fakt rzeczywiście, że Ty stworzyłeś brand, wymyśliłeś go i jesteś w stanie się utrzymać z tego to jest po prostu. Jakby czego chcieć więcej, nie? To jest niesamowite. 

 

AŁ:  To prawda, dlatego tutaj mówiliśmy o tej cały czas odnoszę się do tej drogi, prawda? 

 

BHU: Tak.

 

AŁ: I były różne etapy, nie? Bo nie da się ukryć nie zapomnę chwil, kiedy załóżmy szedłem na nockę do pracy, żeby zarobić na metki, nie? Albo właśnie musiałem dorabiać w jednym miejscu, w drugim, w trzecim, żeby po prostu dopiąć pewne tematy i to tak, taki był proces cały czas. Właśnie przewinęła się i dalej jest załóżmy praca w gminie, tak? Bo też jakby udało mi się zebrać duże doświadczenie. Mam perspektywę szerszą trochę patrzenia i tak samo klub kolarski, w którym też mogłem realizować swoją pasję sportową, rozwijać siebie i też zarobić jakieś środki, więc tak w międzyczasie przewijało się trochę tych rzeczy. 

 

BHU: A opowiedz trochę o swoim bieganiu, bo Ty też to też długa droga była Twoja, bo teraz biegasz na przykład krótkie dystanse, a biegałeś dłuższe, biegałeś już tam stówki i tak dalej wróciłeś do krótszych dystansów. Jak to w ogóle u Ciebie ewoluowało Twoja przygoda z bieganiem? 

 

AŁ: Znaczy, bo to jest tak, że człowiek jednak się trochę nakręca i dopóki nie zbuduje w sobie poczucia własnej wartości zaakceptowania siebie, pokochania wręcz siebie to cały czas szuka. Mamy ten problem w ogóle, że od czasów podstawówki czy szkoły jesteśmy oceniani i to znaczący sposób wpływa na naszą wartość i na to, że chcemy się porównywać z innymi i często jest tak, że szukamy jakiejś furtki i w pewnym momencie dla mnie ultra stało się furtką, że OK. Nie muszę być szybkim biegaczem, żeby jakiś wynik i tak kiedyś dziwnym trafem wygrałem bieg na siedemdziesiąt dwa kilometry, tak? I to gdzieś mnie tak pociągnęło, ale nie da się ukryć, że właśnie biegi ultra mają w sobie magię i kurczę wraca jak bumerang. Czasem myślę o tym, bo to jest przeżycie. To jest duże przeżycie.

 

BHU: To jest przeszkoda, nie?

 

AŁ: Ja to trochę porównuję do tych wysokich gór tylko że w sposób bezpieczny to się odbywa, tak? Czyli masz bardzo duży wysiłek, czyli w te sto kilometrów przeżywasz normalne dwa - trzy dni, ale jest to bezpieczne, tak? Bo możesz zadzwonić po pomoc, ktoś Cię ściągnie z trasy i tak dalej. A naprawdę fajnie myślę poukładałem sobie to swego czasu. Taki dwa tysiące osiemnasty rok był kluczowy, czyli tak szło to jak po sznurku, czyli początek sezonu kwiecień to był bieg na Istrii na sześćdziesiąt siedem kilometrów, jeśli dobrze pamiętam. Tam Jamesik w sandałach zrobił sto siedemdziesiąt. To było skandaliczne. Co tam się działo. Później pobiegliśmy razem właśnie z Jamesikiem bieg rzeźnika w sandałach i też pokazałem sobie wewnętrznie, że można, tak? Że można w sandałach zrobić tak długi bieg i później w Gorcach sto kilometrów, więc taki sezon był, że to rosło, tak? Że nie było tak chaotycznie i pamiętam. To też są takie wyjątkowe chwile. To znasz. Nie ważne na jakim jesteś poziomie sportowym ważne jest to co sam wewnętrznie przeżywasz, nie? I taką istotą jest to, żeby nie zatracić się w celu, że droga jest najważniejsza, bo jak dotrzesz do celu to możesz poczuć pustkę i właśnie umiejętność znalezienia tej drogi daje Ci to szczęście. I tak miałem na tej setce w Gorcach, że na cztery kilometry przed metą płakałem, a na mecie byłem wkurzony, bo.

 

BHU: Bo co, dlaczego? 

 

AŁ: Dlatego, że zdobyłem cel, zrobiłem cel i pustka się pojawiła i co dalej i co? Skończyłem.

 

BHU: Czyli ten bieg na sto kilometrów był dla Ciebie takim celem samym w sobie, tak?

 

AŁ: Tak sam siebie przygotowywałem, sam siebie trenowałem i postawiłem sobie za ten cel. Byłem pewny siebie. Przed startem mówiłem, że ja to zrobię i koniec i dopiąłem swego, ale to właśnie pokazuje jak to potrafi być takie trochę mylne. Takie, bo właśnie mi się podoba takie określenie, że załóżmy nawet jakbym był mistrzem świata i co z tego, nie? Czyli stawiasz sobie za cel, wszystko poświęcasz, ale pytanie po co? Że ważne jest odkryć i rozwijać siebie ten rozwój i teraz, dlatego tak jakby powróciłem trochę do podstaw, czyli właśnie takich półmaratonów górskich do czegoś, co mnie fascynuje, czyli najlepiej to taka ścianka, strasznie stroma, wybiegi i dużo endorfin. Takiego przeżycia, nie? Krótko, intensywnie. Znaczy to się tak mówi krótko, ale to jest.

 

BHU: Wysiłek jest ogromny? 

 

AŁ: Tak, tak.

 

BHU: To jest ciekawe. To jest ciekawe co mówisz, bo ja też sobie zadaję dużo pytań o to czy warto się przygotowywać wiesz do biegów stu milowych. W sensie wiesz bieganie dla zdrowia i to jest zupełnie coś innego. 

 

AŁ: Tak.

 

BHU: Niż przygotowywanie się pod ultra, gdzie nagle się okazuje, że jest kilka ładnych tygodni, gdzie powinieneś biegać po sto pięćdziesiąt kilometrów tygodniowo czy więcej i się okazuje wiesz, czy po prostu warto na to poświęcać czas. To nie chodzi o to, czy to zrobisz i czy Ty przebiegniesz, tylko czy warto te swoje życie tyle czasu poświęcać na ten cel. Jakby to jest cholernie ważne, żeby sobie odpowiedzieć na to pytanie co, nie?

 

AŁ: Znaczy właśnie i właśnie ta droga, o której mówię, że pamiętam ten epizod kolarski. To było tak, że potrafiłem w ciągu miesiąca jeździć na poziomie tysiąca kilometrów na rowerze. Na tysiąc dwieście, tak? I też w okresie zimowym były dwa treningi dziennie. Na bieganie w ogóle się to nie przełożyło, ale na pewno udało się stworzyć bazę wytrzymałościową i zbudować siebie i też zrozumieć to, że najważniejsze jest, żeby nie mieć kontuzji, bo to tak naprawdę chyba jest jednym z takich kluczowych elementów, czyli zdrowie po prostu. I kiedyś czytałem taki tekst i mi się bardzo spodobał o tym, że tak naprawdę względem nas amatorów i sportu, że my nawet nie staliśmy na peronie, kiedy pociąg już dawno pojechał, więc tak naprawdę my się bawimy. 

 

BHU: Tak. Oczywiście, że tak.

 

AŁ: I ta rywalizacja to jest samym sobą i próba siebie, tak? Przekraczania własnych granic i teraz warto też sobie odpowiedzieć, co Cię bardziej tam buduje, co Cię niszczy, co Ci daje do myślenia, a co nie? 

 

BHU: Tak. To jest trudne, bo z jednej strony są takie ambicje sportowe, który każdy z nas ma nawet wiesz najsłabszy amator chce szybciej biegać i zawsze marzy też o jakimś podium i to jest właśnie takie, to jest to jest trudne właśnie. Każdy, który ma w sobie taką żyłkę do rywalizacji ciężko mu odpuścić tak po prostu i zdecydować: OK. To teraz będę biegał ultra, bo tam się nie liczy czas. To jest trudne, nie?

 

AŁ: Tak, tak i umiejętność wyjścia z tego właśnie kociołka porównywania się, nie? Czyli właśnie, że wiesz, nieważne jaki miałem wynik, ale załóżmy czuję satysfakcję, że udało mi się wybiec w tą górę, albo że udało mi się fajnie z niej zbiec i czułeś po prostu, że płyniesz, że lecisz, że fruniesz, nie? I jakby właśnie ten powrót do mądrych treningów, czyli wszystkie jednostki są ważne. Nie tylko, żeby biegać, biegać, biegać tylko żeby zrobić skipy, żeby zrobić rozciąganie, żeby zrobić oddychanie, żeby budować siebie całokształtem. 

BHU: Oj tak. To są trudne.

 

AŁ: Ale na pewno warto zadawać sobie pytania, bo pytania nas budują. Ja też jestem przekonany, że przyjdzie moment, w którym stwierdzę: OK. Chcę coś innego na przykład, nie? Że załóżmy, ale to jest niesamowite wiesz, że jak biegłem w Gorcach tą setkę, która w tych magicznych punktach jest najlepszym moim rezultatem w życiu według punktacji tam (ns.1:01:13)  a tak naprawdę wtedy największy kilometraż jaki zrobiłem w tygodniu przed tym biegiem jest taki jak teraz robię każdego tygodnia i z takiego małego kilometrażu udało mi się zrobić taki fajny czas, nie? Też kolejna kwestia właśnie takich setek, ile jesteśmy w stanie przebiec w roku, żeby nie zrobić sobie krzywdy, a półmaratonów, nie? I że bardzo szybko dochodzisz do siebie po półmaratonie. 

 

BHU: Prawda. Chociaż nasi wspaniali zawodnicy z czołówki typu wiesz Bartek Gorczyca czy Rafał Kot czy Roman Ficek oni mają taki poziom regeneracji, że to jest po prostu kosmos jakiś, nie? Z tygodnia na tydzień potrafią biegać na najwyższym poziomie.

 

AŁ: Tylko nigdy nie wiemy, co oni tak naprawdę przeżywają, nie? 

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Bo my nie czujemy jak ich nogi pieką. 

 

BHU: Tak. To jest, ale wiesz nie łapią jakieś hiper kontuzji, czyli nie robią tego poza swoimi możliwościami. Owszem, na pewno jest im ciężko. Nie ukrywam. To też nie ma wątpliwości i na przykład Bartka Gorczycy pokazuje, że potrafi zejść z trasy już jak czuje, że jest za duża. Co zrobił na ostatnim Wawrzyńcu, prawda? 

 

AŁ: Tak.

 

BHU: Bardzo mądre. To jest doświadczenie tak bardzo.

 

AŁ: Ale dla mnie właśnie największy jest podziw dla tych naszych tutaj elitarnych zawodników, że potrafią startować mało, że trenują piekielnie dużo i mogli być co tydzień jeździć i wygrywać, ale po co? Że faktycznie tą wisienką na torcie start z elitą światową i cieszę się, że na naszym podwórku, że w Polsce pojawiają się tacy ludzie i to też jest jakby moje marzenie. Może te miliony kiedyś będą. To faktycznie uda się zbudować w Polsce profesjonalną ekipę, żeby zawodnik był szanowany, żeby miał zaplecze, nie? Że może właśnie tak jak Martin wspominał o namiocie, to żeby on nie musiał się martwić i mówi, kurde, to na tych jogurtach będę leciał. Ale głupie to nawet tylko, żeby miał zaplecze. Faktycznie kurczę będzie, bo tak jest w kolarstwie. To zaobserwowałem. Także mają możliwości tylko problem z mojej perspektywy jest taki, że nie młodzi ludzie coraz mniej się garnią, nie?  I ten poziom amatorski rośnie, a u dzieci jest coraz słabiej, nie? I tu jest nasza też rola dorosłych ludzi, czyli żeby nie ścigać się między sobą, tylko edukować młodzież i tak jak pokazały to też jakby z zasłyszanych rzeczy podczas rady gminy, że właśnie w okresie tym zamknięcia dzieci w domu rodzice pracowali z dziećmi przy nauce to to był wyścig rodziców, a nie dzieci. I tak naprawdę te wysokie stopnie to powinni nagrodę dostać rodzice.

 

BHU: Twoje marzenia biegowe w tej chwili czy też cele, czy na przykład masz ochotę nie wiem wyskoczyć gdzieś do Włoch na jakiś ostry (ns.1:04:26), skoro powiedziałeś, że lubisz tak bardzo ostro pod górę biegać to masz nie wiem może jakąś imprezę, którą chciałbyś pobiec gdzieś na świecie? 

 

AŁ: Znaczy marzenia są, bo bez marzeń to byłoby trudno funkcjonować. Od razu dwa cytaty mi się znowu przypomniały i jeden to też świętej pamięci Tomka Mackiewicza, czyli zimowego zdobywcy Nanga Parbat, który w swojej książce napisał właśnie, że jeśli masz marzenia, które Cię nie przerażają to znaczy, że masz słabe marzenia. Tak i może nie mam takich odjechanych marzeń. Z celu, z takich biegowych to jak byłem na trekkingu dookoła Manaslu i Annapurny, to odbywał się bieg etapowy właśnie dookoła Manaslu i to jest jedna z marzeń, bo to niesamowity teren i góry i tam jest bardzo taka interwałowa trasa, czyli dookoła Annapurny jest tak, że cały czas się praktycznie idzie do góry, dojdzie się do przełęczy i w dół, a dookoła manaslu jest tak góra - dół, góra-dół. Jest to bardzo męczące, ale też jeden etap jest na przykład do BaseCampu pod manaslu i to też taka niezapomniana chwila, kiedy właśnie mi się włączył taki trybik sportowy i mieliśmy dzień, gdzie robiliśmy aklimatyzację i właśnie mieliśmy wyjść na ten basecamp pod Manaslu i ja kijki w ręce i ogień i tak naprawdę zasuwam i tam pamiętam, jak tym tragarzam i (ns.1:06:05) gul chodził, jak ich wyprzedzałem i nagle doszedłem do jakiegoś punktu. Patrzę: Kurczę nikogo nie ma. Okazało się, że pierwszy doszedłem najszybciej tam do tego basecampu i miałem dziesięć minut dla siebie. Byłem tylko ja i góra i to jest coś niesamowitego.  Taka przestrzeń, wysokość. To tak z takich marzeń dalszych, bo to jest dość kosztowne. Może nie tak jak Badwather czy tego typu. Historia, ale kosztuje parę złotych, a nie ukrywam, że ten (ns.1:06:41) jest taki cudowny i kuszący. Właśnie między innymi ostatnio był ten bieg przy Matterhornie. 

 

BHU:(ns.1:06:51)

 

AŁ: Tak, tak. 

BHU: To Miśka wspominała.

 

AŁ: Niesamowita impreza i tych biegów jest dość sporo i na pewno chciałbym się wybrać. To między innymi Marcin też wspominał limonę nad Gardą, ale wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną i tak trochę się zastanawiam, bo fajnie by było już się uczyć przecierać i jeździć, a z drugiej strony fajnie byłoby poczekać. Tylko pytanie czy czekać? 

 

BHU: Czy warto? 

 

AŁ: Czy już spróbować sobie i tam przetrzeć się.

 

BHU: A co Cię powstrzymuje, że chciałbyś to zrobić na dobrym poziomie? Taki start? 

 

AŁ: Tak, tak. Znaczy myślę też takim przetarciem było rok temu Cortina D'Ampezzo i start w Cortina Trailu na czterdzieści osiem kilometrów i z takim uśmiechem na twarzy tam zrobiłem tą trasę, ale jednak fajnie jest, jak wybiegasz na górę nie, a nie uprawiasz chodzenie. Ale żeby wybiec załóżmy to już czy to Karkonosze cię zweryfikują czy Tatry. Kurczę w Tatrach i to daje taką euforię, że wiesz włączę sobie trybik i medytacja pod górę, bo wchodzisz tylko Ty i oddech, nie? I po prostu równiutko i zasuwasz i to jest tak cudowne doświadczenie.

 

BHU: A opowiedz troszkę o swoim profilu na Instagramie, którą razem z Kaliną prowadzisz prostu (ns. 1:08:30) The Natural runner. Jaki jest cel tego profilu i co chcecie przekazać w nim?

 

AŁ: Już właśnie dawno miałem taki pomysł w głowie, który się właśnie zrealizował w jakimś tam małym stopniu w powstaniu tego profilu, żeby pokazać, że bieganie naturalne to nie tylko bieganie, czyli pokazanie takiej perspektywy, że jestem dumny z bycia naturalnym biegaczem w wielu aspektach, czyli właśnie w poznawania ciała, wspomnianego już oddechu, odżywiania, że można żyć inaczej, że można odżywiać się zdrowo, poznawanie siebie i takich wielu aspektów, które związane są około biegowo i przyrodą, z życiem, w którym  jesteśmy, w którym się znajdujemy.

 

BHU: Jaki macie plan związany z tym profilem?

 

AŁ: Wiesz co właśnie to jest u mnie trochę ten problem. Może nie tyle, że w konsekwencji, ale sezon potrafi mnie tak.

 

BHU: Przemielić.

 

AŁ: Przemielić, tak, że po prostu brakuje mi później trochę takiej przestrzeni, nie? Że mam pomysły. Chciałbym je wdrażać, a po prostu doba jest trochę za krótka, nie? Ale myślę, że w najbliższym czasie to fajnie wróci. Kulinarne to ostatnio się wkręciłem strasznie.

BHU: W co?

 

AŁ: W robienie przetworów.

 

BHU: Przetwory?

 

AŁ: Tak.

 

BHU: Jakie?

 

AŁ: Robiłem dżemy z brzoskwiń, powidła śliwkowe, sos meksykański z cukinii. W ogóle też ananaski z cukinii, czyli w takiej słodkiej zalewie, żeby do płatków było. Przeciery pomidorowe to strasznie, bo odkryłem co do odżywiania właśnie taki fenomen prostoty, czyli tak naprawdę był czas, kiedy wkręciłem się w przyprawy indyjskie i tam mieszanek nie wiadomo, ile i zrozumiałem kurczę, taka magiczna rzecz, którą dopiero gdzieś tam zaczynam poznawać, czyli pięć przemian, pięć smaków, tak? I można. Nagle się okazuje, że czymś można coś wzmocnić, czymś można coś wygasić i zacząłem odkrywać, że im prościej tym lepiej smakuje nagle i wystarczy na przykład mieć wysokiej klasy ryż brązowy, zalać przecierem pomidorowym i pomidorówka jest.

 

BHU: Jest gotowa.

 

AŁ: Tak i to Cię ładuje. Też ma wpływ jakość tych produktów, nie? Tak jak ja sobie tutaj też pamiętasz byłeś na targu, plac targowy i kupujesz sobie warzywka od lokalsów, od pana Zenka na przykład i robisz przecier pomidorowy czy kiszone ogórki. Teraz kurczę uwielbiam kiszone pomidory. Są super i to po prostu smakuje, nie? I robisz taką ogórkową z własnych ukiszonych ogórków, czyli tak naprawdę tak i to też tak zaobserwowałem, że normalnie fajnie się funkcjonuje, czyli tylko plac targowy, dwa razy w tygodniu warzywka i do tego sklep ze zdrową żywnością, czyli właśnie kasza jaglana, kasza gryczana, biała, niepalona, tak? Ryż brązowy (ns.1:11:58), tapioka. Jest kurczę tyle tych kasz, tyle możliwości i wystarczy marchewka, pomidor.

 

BHU: Jest gotowe. Dania jednogarnkowe rządzą absolutnie. Ty masz fajnie kurczę, bo z tym bazarkiem. Ja Ci strasznie zazdroszczę. Powiem Ci, że w Warszawie tego typu bazarek jest od razu dwa razy droższy niż tutaj i to jest masakra.

 

AŁ: Choć i tak uważam, że ceny są takie wygórowane, że jakby trochę może element powołania się na ową pandemię spowodował nagły przyrost cen.

 

BHU: Proszę. To ciekawe.

 

AŁ: Taktyki wykorzystanie, trochę sytuacji i chwili. 

 

BHU: Może tak, ale też myślę, że Ci rolnicy doskonale wiedzą, że dostarczają znacznie większą jakość niż to co można kupić wiesz w Biedronce. 

 

AŁ: Nie, tak.

 

BHU: W Lidlu.

 

AŁ: To zdecydowanie, a ostatnio też byłem u znajomego na takiej EKO uprawie pomidorów. To kurczę gościu taki prawdziwy pasjonat. To aż miło się słucha. Wiesz wyjść nie mogłem od niego. Opowiadał o jakich porach pryska tam czosnkiem, sam robi miksturę z czosnku, gnojówkę z pokrzywy i tam mówi: Wiecie, bo jak przyjdzie wieczór i czujecie tą wilgoć w powietrzu wtedy to znaczy, że masz piętnaście minut, żeby opryskać. 

 

BHU: To niezły świr. Cudownie.

 

AŁ: Kurczę kupujesz od takiego gościa pomidora.

 

BHU: Tak.

 

AŁ: Jesz go i on jest tak intensywny, tak smaczny. On żyje po prostu.

 

BHU: To wspaniałe. Ale słuchaj musisz się przepisem na przetwory podzielić i techniką, bo powiem Ci, że ja też bym bardzo chętnie spróbował. Ja mam za sobą doświadczenia nieudane więc.

 

AŁ: Znaczy ja właśnie bazuję i bardzo jestem wdzięczny swoim rodzicom, że dzielą się tymi klasykami. Ja wprowadzam tutaj jakieś indyjskie, czy kiczeri, czy różne tam dale, a oni pokazują mi proste, klasyczne przepisy na sprawdzone przetwory, które smakują.

 

BHU: Fajnie. To koniecznie to tam wiesz pogadaj z Kaliną i wrzućcie coś na profil fajnego.

Olek, dziękuję Ci bardzo za rozmowę. 

 

AŁ: Dziękuję.

 

BHU: Było strasznie miło. Chcesz coś dodać jeszcze ważnego dla Ciebie o czym mogliśmy nie powiedzieć?

 

AŁ: Znaczy myślę, że poruszyliśmy bardzo duże tematów. Można by było rozmawiać godzinami. W takim w miłym towarzystwie zawsze czas szybko płynie, a też myślę, że nie ma co przesadzać. Może zawsze zostawić lekki taki niedosyt.

 

BHU: Coś na swoje live’y zostaw.

 

AŁ:  Tak, tak. 

 

BHU: Tam masz duże pole do dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem, które jest niemałe i bardzo fajnie było usłyszeć od Ciebie to wszystko. Dzięki Ci serdeczne. 

 

AŁ: Dziękuję bardzo. Pozdrawiam. 

 

BHU: Trzymaj się.

 

AŁ: Cześć. 

 

 

BHU: Rozmowa z Olkiem to był wspaniały czas. Jedno z tych nielicznych nagrań, które zostało poprzedzone wcześniejszym poznaniem mojego gościa. Dało się to odczuć? Potem miałem okazję poznać jego cudowną mamę i zjeść przepyszne knedle ze śliwkami. Rozmawialiśmy dużo. Zadziwiła mnie jej otwartość i chęć poznawania świata. Wychodząc na piętrze, zerknąłem do jednego pokoju, gdzie siedział wujek Olka - malarz, którego pokój był wypełniony obrazami pewnej góry z patyczkiem na szczycie. Wyjątkowy dom. 

 

Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Jeśli podoba Wam się to co robię gorąco namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/ blackhatultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście Wy- słuchacze. Bardzo doceniam każdy wkład, a najniższy próg wsparcia to tylko pięć złotych, więc gorąco namawia. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka. Podcast można również wspierać w mediach społecznościowych udostępniając informacje o nim w postach, w relacjach i na tablicach. To bardzo pomaga w tym, aby podcast trafił do jak największego grona ludzi. W tej chwili podcast na patronite wspiera już dziewięćdziesiąt osób, ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych, których wkład jest największy. Są to Agnieszka Barczyk, Krzysztof Bednarz, Magdalena Czernicka, Agnieszka Dudek, Andrzej Gąsiorowski, Bieda - Hryń - Morawska, Michał Janiak, Paweł Kaczmarek. Łukasz Kluba, Przemysław Kozłowski, Szymon Kubicki, Agnieszka Łęcka, Marek Maj, Michał Mężykowski, Wojciech Pietrzok, Łukasz Różanowski, Kamil Sowiński, Marcin Stefaniak, Błażej Wachienko, Edyta Winnicka i Michał Wójcik. Nieustająco zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podkaście o nazwie BlackHatTeam. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywacie swoje historie, a nagrany materiał wysyłacie do mnie i ja go publikuję w formie podcastu. Zapraszam do kontaktu mailowego na adres ultra@blackhatultra.pl. Ten odcinek podcastu przygotowali Kamil Dąbkowski - Prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof-Pietrzak - Transkrypcja i media społecznościowe, a autorem muzyki jest Audio Dealer. 

 

W tej rozmowie Olek wielokrotnie wspominał o tym, że życie to droga, proces, zmiana. Zrozumienie tego mechanizmu pozwala żyć spokojniej. Świadomość, że wszystko mija, daje nam tak bardzo potrzebny dystans. Sytuacje zarówno dobre, jak i złe przychodzą i odchodzą. Ludzie i emocje przychodzą i odchodzą. Jeśli coś lub ktoś zostaje dłużej w naszym życiu to można zaobserwować, jak się zmienia zarówno sam obiekt, jak i nasz stosunek do niego. Świadoma obserwacja siebie i otoczenia daje nam szansę na to, aby nigdy się nie zatrzymać i zawsze poszukiwać lepszej wersji siebie. Męczące? Życie w żadnej formie nie lubi stagnacji na dłuższą metę. Co innego zatrzymać się, by odpocząć, co innego zatrzymać się i zostać w tym stanie licząc na to, że świat zatrzyma się razem z nami.  W oderwaniu od zmiany nie przeżywamy życia takim, jakie jest. Żyjemy w głowie, w wyobrażeniach, o przeszłości lub przyszłości. A życie toczy się tu i teraz. 

 

Dlatego zatrzymajcie się na chwilę i weźcie trzy spokojne, głębokie oddechy. Wciągnijcie powoli powietrze i wypuśćcie ustami. Wciągnijcie nosem powietrze i wypuśćcie ustami. Wciągnijcie nosem powietrze i wypuśćcie ustami. Zamknijcie teraz oczy, spowolnijcie oddech i oddychajcie tylko nosem. Skupcie się teraz tylko na oddechu, na powietrzu, które wchodzi i wychodzi z Waszych nozdrzy. Na powietrzu, które wchodzi do Waszych nozdrzy i wychodzi z Waszych nozdrzy. Poczujcie, jak unosi się i opada Wasza klatka piersiowa. Zaobserwujcie najdrobniejsze sygnały w ciele, jakie jesteście w stanie zaobserwować. Wciągnijcie powietrze nosem i wypuśćcie nosem. Co odczuwacie, gdy oddychacie w ten sposób? Dzięki temu ćwiczeniu przez te kilka minut będziecie żyć w tej chwili, w której jesteście. Nic innego tak naprawdę nie istnieje. Tu i teraz żyjecie życiem takim, jak jest naprawdę. Zostawię Wam jeszcze kilka minut ciszy na ćwiczenia i się żegnam z Wami. Wykorzystajcie tę chwilę, jak chcecie. Buźka. 

bottom of page