top of page

Witajcie w podkaście BlackHatUltra. 

 

RAFAŁ KOT: Wybiegając już szerokiego wierchu zbiegaliśmy ze szlaku. Już było ciemno i spojrzałem na zegarek, zostało zdaje się czterdzieści chyba pięć minut do rekordu Romka Ficka, z którym gdzieś tam powiedzmy się mierzyłem, kiedy już (ns.0:26) godzin była przegrana i zostało czterdzieści pięć minut. Dobiegło trzech czy czterech chłopaków po prostu, żeby mi potowarzyszyć w tych ostatnich kilometrach.  Ja tak wbiegam, patrzę na zegar czterdzieści pięć minut czy nawet niecałe czterdzieści pięć minut i się dopytuję: Ile do końca jeszcze? Oni mówią: Siedem – osiem kilometrów. Ja mówię: Nie, nie. Dokładnie, dokładnie chcę dokładnie, ile jest do końca? Po prostu chciałem przekalkulować to i czy jeszcze mam szansę w ogóle? I oni mówią: Dobre osiem kilometrów. Ja tak sobie już szybko obliczyłem. Dobra to musimy zapieprzać, nie? I lecimy. Chłopaki chyba przebiegli po prostu, żeby mi po asystować i sobie zrobić taki trening na lekko. Przygotowani na to, że będę zdychał na tych ostatnich kilometrach i przyspieszyliśmy a patrzę na zegarek, mówię: Nie, chłopaki jeszcze szybciej, bo to jest za wolno, nie? To nie, nie zdążymy i lecieliśmy chwilami w tempie po prostu już po zrobieniu pięćset kilometrów szlaku, gdzie noga prawie mi rzeczywiście odpadała, bo każdy krok to był ból po prostu tego mocno nadwyrężonego stawu skokowego. Naprawdę to każdy krok był bólem, ale mimo wszystko na tym fragmencie chwilami lecieliśmy poniżej cztery minuty na kilometr po prostu i trzy pięćdziesiąt, trzy pięćdziesiąt pięć.

 

BHU: To był Rafał Kot. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podkaście BlackHatUltra. W podkaście tym przedstawiam historię niezwykłych osób, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości, aby się rozwijać, a tym samym motywować i inspirować innych do poszukiwania w sobie tych nieodkrytych i niezliczonych pokładów energii. Miesiąc temu Rafał Kot przy fatalnej pogodzie pokonał pięćset kilometrową trasę głównego szlaku beskidzkiego, najbardziej kultowego i najdłuższego szlaku turystycznego w Polsce. Rafał zaczął w Ustroniu, a skończył w Wołosatym przemierzając kilka pasm górskich i dwadzieścia tysięcy metrów przewyższeń. Rafał przeżył na szlaku pełen wachlarz emocji, które towarzyszą biegaczom długodystansowym. Chciałem porozmawiać z Rafałem właśnie o tym, o tych emocjach. Mniej mnie interesuje strona techniczna, bo na tym poziomie bez osobistych doświadczeń i tak na niewiele się ona przyda, ale to, co się stało w Rafale w środku bariery, które przełamał i wrażenia których doświadczył są tym, co mnie szalenie interesuje. Nie zapominajmy również o tym, że równolegle z Rafałem biegła Angelika Szczepaniak, która pokonała GSB w sto trzydzieści dziewięć godzin i dwadzieścia dwie minuty i jeśli jeszcze ktoś jej nie zna, to zapraszam do odsłuchania rozmowy z Angeliką w odcinku sześćdziesiątym. Nie spotkam się z Angeliką teraz, ale w opisie do tego odcinka umieszczam link do jej wspomnień z trasy. Namawiam Was również do odsłuchania pierwszej rozmowy z Rafałem, którą odbyłem rok temu w odcinku dwudziestym szóstym. Niniejsza rozmowa jest pod wieloma względami kontynuacją poprzedniej. A tak w ogóle to, jeśli podoba Wam się to, co robię to serdecznie namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/blackhatultra. A wracając do przekota. Z Rafałem spotkałem się w niedzielę w jego rodzinnym Szczytnie. Pomimo tego, że miesiąc temu przebiegł pięćset kilometrów to zmierzał w moim kierunku lekkim krokiem, trzymając w ręku pokaźny puchar po wygranej w lokalnym maratonie, na którym złamał trójkę. Gorąco namawiam do odsłuchania tej rozmowy w skupieniu, bo cisza i pauzy mają tu ogromne znaczenie. Posłuchajcie.

 

Cześć, Rafał. Witam Cię serdecznie. 

 

RAFAŁ KOT:  No cóż, Kamil po raz kolejny już raz spotykamy.

 

BHU: Kolejny i powiem Ci jadąc do Ciebie tutaj przez tę piękną, jesienną Polskę odsłuchałem naszą poprzednią rozmowę i okazało się, że już rok minął od tej ostatniej rozmowy. Strasznie to szybko zleciało.

 

RAFAŁ KOT: Rzeczywiście też myślałem o tym, że się całkiem niedawno widzieliśmy, rozmawialiśmy, a tu rzeczywiście już cały rok. 

BHU: Jaki to był rok dla Ciebie? 

 

RAFAŁ KOT: Bardzo różnorodny, bardzo niestabilny. Bardzo powiedziałbym taki raz na wozie raz pod wozem, z górki i pod górkę i ciężko było cokolwiek zaplanować od początku do końca. Mocno się nastawiałem na początku tego roku, jeszcze kiedyś zimą i na początku wiosny budowałem jakąś bazę pod to, co ma się wydarzyć. Miał być to bardzo mocny rok, gdzie chciałem też za granicą trochę sobie powalczyć. Wyszło, jak wyszło, że te zagraniczne możliwości były bardzo ograniczone, ale jeśli miałabym dzisiaj podsumować właśnie już dzisiaj na przykład ten rok, to mimo wszystko pomimo tych różnych przeciwności, które nas wszystkich spotkały dla mnie osobiście sportowo był to bardzo, bardzo udane rok.

 

BHU: Bo właśnie tak jak słyszałem podczas tej naszej zeszłorocznej rozmowy miałeś chrapkę na UTMB w tym roku, prawda? 

 

RAFAŁ KOT:  Jest już chrapka na UTMB. Jest to oczywiście jeden z planów marzeń.

 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: Które siedzą mi z tyłu głowy od dobrych kilku lat. Na razie się okazuje, że wciąż poleży tam gdzieś z tyłu głowy, bo nie ma takiej możliwości, żeby to zrobić.

 

BHU: Tak. Na szczęście w tej covidowej rzeczywistości wyzwań nie brakuje, bo się pojawiają nowe możliwości i nowe wyzwania można sobie stawiać. Także jakiegoś dramatu nie ma, zwłaszcza dla takiej osoby jak Ty, która jest bardzo wszechstronna i tak naprawdę nie boi się też uderzać na takie trasy długie, gdzie trzeba mieć własny suport i jesteś w stanie to zorganizować. To jest super. Nie są to w każdym razie maratony miejskie, a maratończycy rzeczywiście dosyć cierpią z powodu na brak. 

 

RAFAŁ KOT: Tak. Jeżeli ktoś jest typowym po prostu asfaltowcem, który tylko biegi miejskie akurat do tej pory robił i w tym się najlepiej czuje to ten rok rzeczywiście dla niego jest dramatyczny. Tak. Ja akurat miałem tę satysfakcję, że jestem dosyć wszechstronnym biegaczem, że nie uciekam ani od asfaltu, ani od traila, ani od gór, ani od pewnych własnych projektów, które gdzieś tam mi w głowie też siedzą i rzeczywiście tutaj miałem możliwości. Jeżeli mi ograniczono pewne możliwości, to szukałem innych i się okazywało, że gdzieś tam jakieś pole manewru jest.

 

BHU: Miałeś też plan w tym roku zrobienia kursu trenerskiego. To się udało?

 

RAFAŁ KOT: Nie. Ten kurs miałem robić. Tak zacząłem co prawda pod koniec zeszłego sezonu jeszcze, ale później się okazało, że moje plany startowe na tyle gdzieś tam sobie właściwie tak ambitnie poprzeczkę postawiłem, że stwierdziłem, że nie da rady tego pogodzić, żeby wyłączyć się na dobrych kilkanaście tygodni z właściwie z życia startowego jako biegacz i powiedzmy przepadł wtedy ten kurs. Koniec z końców się okazało, że gdybym wiedział, że będzie taka sytuacja na świecie i w Polsce, a nie inna, to pewnie bym trochę inaczej tym wszystkim pokierował, ale kto to mógł wiedzieć, jak będzie w przyszłości. Dziś też nie wiemy, co będzie za tydzień, a co dopiero dalej w kolejnych miesiącach, więc nie. Na razie się nie udało, ale pewnie się uda. 

 

BHU: Życzę Ci tego, bo to na pewno też rozwojowe dla Ciebie będzie bardzo. Także może uda Ci się to to zamknąć, a z imprez, które biegłeś w tym roku z jakiej imprezy masz najmilsze wspomnienia, bo trochę tego się uzbierało pomimo faktu, że dużo z tych imprez się nie odbyło. 

 

RAFAŁ KOT: Mi się uzbierało bardzo dużo powiem Ci. Nawet, że był to chyba pomimo wszystko, pomimo dwóch roztrenowań w trakcie tego roku, pomimo dwutygodniowej kwarantanny, którą musiałem przejść po powrocie z Transgrancanarii to był najaktywniejszy rok dla mnie w ogóle chyba odkąd zacząłem biegać, bo miałem pewien czas w lipcu, sierpniu, kiedy przez siadem tygodni właściwie co tydzień startowałem w biegach od osiemdziesięciu do dwustu czterdziestu kilometrów. Wiesz co ja jestem taką osobą, która gdzieś tam oczywiście pewne rzeczy niefajne się zdarzają w trakcie czy też w samopoczuciu zaraz po biegach, po imprezach, ale generalnie koniec z końców zapamiętuję i w głowie mi zostają tylko fajne wspomnienia, więc praktycznie chyba z każdej mógłbym powiedzieć o dobrych wspomnieniach. Co szczególnie zapamiętam? Na pewno to, że w końcu mi się udało zdobyć medal mistrzostw Polski i to w dwóch różnorodnych zupełnie imprezach biegowych, bo z jednej strony w biegu górskim na ultra dystansie, a z drugiej strony w biegu typowo asfaltowym dwudziestoczterogodzinnym po pętli. Są to tak dwie totalnie różne dyscypliny. Po prostu tak trzeba to nazwać dwie różne dyscypliny i to mi szczególnie dużą satysfakcję rzeczywiście dało.

 

BHU: Tak. To serdeczne gratulacje. Rzeczywiście tak jak powiedzieliśmy na początku jesteś bardzo wszechstronny i daje Ci to ogromne możliwości i startowe, i rozwoju. Także szapoba totalne z uwagi na to. A powiedz, jak wspominasz bieg siedmiu szczytów? W tym roku wygrałeś po raz trzeci. 

 

RAFAŁ KOT: Po raz trzeci. Powiem tak. Pewnie wobec mnie były jakieś oczekiwania na to, że gdzieś tam nie tylko. Właściwie niestety muszę się zderzać z taką sytuacją, że się oczekuje ode mnie nawet już nie tylko wygrania na trasach, gdzie się pojawiam i udaje się zazwyczaj zdobyć jakieś, uzyskać jakiś dobry wynik, ale miałem wrażenie w tym roku, że wciąż było to oczekiwanie, że ten wynik z zeszłego roku da się jeszcze podkręcić, poprawić. Nie. Akurat warunków w tym roku na to nie było. Moim planem było to, żeby pojechać tam i powalczyć o kolejne zwycięstwo. Jeżeli by były warunki pozwalające na to, żeby powalczyć o zbliżenie się do zeszłorocznego rekordu to też o tym oczywiście gdzieś tam myślałem, ale moim zdaniem w tym roku na to nie było szans. Zrobiłem to co miałem w planie, czyli po prostu pojechałem, wygrałem po raz trzeci. Miałem dużo frajdy. Miałem też dużo ciężkich momentów. Rzeczywiście tam trzeba było nie było, nie przyszło to łatwo, trzeba było to ono mocno powalczyć. Każdy bieg tego typu, każde spotkanie się jest na trasie biegu siedmiu szczytów to jest oddzielna bajka, oddzielna historia i tu nie ma tak, że człowiek sobie staje na starcie i ktoś do niego mówi: To jak dzisiaj będzie kolejny rekord? Nie, nie będzie. Tutaj to jest. To nie ma tak. To jest za każdym oddzielna książka, oddzielna historia i tak do tego trzeba podejść z wielkim respektem, szacunkiem, dystansem i oczywiście świetnie przygotowanym będąc. Myślę, że udało się zrobić w stu procentach scenariusz, który sobie gdzieś tam za zapisałam.  Odnośnie tego biegu jestem bardzo zadowolony. 

 

BHU: To jest też tak, że tacy zawodnicy jak Ty też potrzebują kogoś, z kim mogą powalczyć na tej trasie, prawda? A też bardzo motywuje gdzieś tam do spięcia się.

 

RAFAŁ KOT: Znaczy na pewno. Oczywiście, że tak. Tak się zastanawiam, jeżeli prędzej czy później pewnie dojdzie do takiej sytuacji, bo dalej planuję. Nie znudziła mi się trasa biegu siedmiu szczytów i pewnie się pojawię, może w przyszłorocznej edycji, może w kolejnych edycjach i ciekawa byłaby sytuacja, kiedy ponownie miałbym kogoś, z kim bezpośrednio musiałabym walczyć, bo ostatnie lata to było tak, że dosyć dużą przewagę udało mi się zrobić nad kolejnym zawodnikiem, a później praktycznie kontrolowałem to, co się działo na trasie. Jeżeli byłaby taka sytuacja, gdzie trzeba by było walczyć na żyletki mogłoby to być ciekawe rzeczywiście. Pewnie się taka sytuacja zdarzy prędzej czy później.

BHU: Byłoby fajnie. Znaczy dla nas, dla fanów tego sportu to wiesz to niesamowita gratka, gdyby się udało namówić jeszcze jednego albo dwóch mocnych zawodników, którzy razem z Tobą by wystartowali byłoby naprawdę.

 

RAFAŁ KOT: Podgaduję. Od kilku lat podgaduję i na przykład, i Rafała Bielawy i Łukasza Sagana. Ostatnie dwa lata zdaje się nie startowali na tej trasie. Może w końcu wrócą i wtedy to byłoby ciekawe, bo to są z kilku ostatnich lat przecież zwycięzcy tej trasy. Tak więc byłoby naprawdę bardzo, bardzo fajnie.

 

BHU: A z Romkiem Fickiem nie puściłbyś się na tej trasie?

 

RAFAŁ KOT: Z Romkiem Fickiem też bym się oczywiście po ścigał i nawet był taki. Znaczy był plan. Może niekoniecznie plan, ale u mnie w głowie się pojawił taki plan w momencie, kiedy zrezygnowałem z GSB w czerwcu podgadywałem do Romka i namawiałem go do tego, żeby po prostu odpuścić ten GSB czerwcu. Mówię: Chodź Romek, pojedziemy na bieg siedmiu szczytów. Tam sobie powalczymy bezpośrednio w bezpośredniej walce, a na GSB wrócimy wtedy, kiedy warunki będą rzeczywiście takie, że plan na złamanie stu godzin czy dziewięćdziesięciu sześciu godzin, bo taki przecież Romek też miał plan, będą bardziej optymalne, ale wyszło, jak wyszło. 

BHU: Tak. Właśnie. To jest w ogóle niesamowite, że na GSB te rekordy tak naprawdę tak niewiele się od siebie różnią. Ja sobie wynotowałem tutaj Rafała Więcka z dwa tysiące trzynastego roku, który biegł przy fatalnej pogodzie, miał sto czternaście godzin i pięćdziesiąt minut. Potem Rafał Bielawa dwa tysiące siedemnasty – sto osiem godzin i pięćdziesiąt minut i w tym roku Roman Ficek sto siedem dwadzieścia pięć i te sto siedem dziewiętnaście i tak sobie myślę, że oczywiście startowaliście trochę znowu w różnych dyscyplinach, bo Roman bieg bez suportu, z suportem Roman przy lepszej pogodzie. Chociaż też nie przy idealnej. Ty przy fatalnej pogodzie. To jest przecież zupełnie inna bajka, ale to co jest ciekawe to, że tak naprawdę sporo czasu traci się na suport, na spanie, na odpoczynek, na regenerację, w trakcie biegu, a potem nagle się okazuje, że Wy się po prostu mijacie o minuty, albo na przykład wiesz z Rafałem Bielawą raptem o półtorej godziny szybciej. To jest w ogóle jakiś niesamowity kosmos, że gra jest tutaj tak naprawdę o tak niewielkie, niewielkie różnice czasowe. Co jest powiem Ci fascynujące i wiesz to daje takie pytanie właśnie. Obydwoje zakładaliście dziewięćdziesiąt sześć godzin.

 

RAFAŁ KOT: Znaczy ja akurat sto mierzyłem, ale gdzieś tam w głowie też oczywiście też byłoby fajnie. 

 

BHU: Było by fajnie i właśnie to jest pytanie, gdzie są te granice? Ja sobie tak myślę o tym GSB, że, to chyba trzeba by jednak poświęcić trochę większą część czasu, żeby na tym GSB zawalczyć tak konkretnie o czas, jeżeli ktoś się skupia na czasie, bo wiadomo, można się tam skupić na po prostu przygodzie i to jest to, co Ty na pewno przeżyłeś w tym roku. Można się skupić na biciu rekordu samej trasy i wtedy wybierasz najbardziej optymalny okres w ciągu roku, gdzie jest najlepsza pogoda i próbujesz się wstrzelić w jakieś optymalne okienko pogodowe albo można właśnie rywalizować bezpośrednio z jakimś zawodnikiem, co też mogło się wydarzyć tak jak mówiłeś z Romkiem w czerwcu. To też by było niesamowicie ciekawe. Powiedz jak Ty bo rozumiem, że to GSB troszeczkę tak. Od kiedy Ty myślałeś o starcie w GSB na tej trasie w tym roku mówię? Bo podejrzewam, że to GSB wypadło gdzieś tam, ponieważ inne zawody nie wypadły.

 

RAFAŁ KOT:  Oczywiście, że tak jest. Znaczy tak. Sam ten pomysł zrobienia prędzej czy później tego szlaku pojawił się. Chyba taką bezpośrednią przyczyną i bezpośrednim punktem, który zadziałał na moją wyobraźnię, była próba Rafała Bielawy z dwa tysiące siedemnastego roku. Oczywiście obserwowałem to, śledziłem. Byłem w dwa tysiące siedemnastym jeszcze bardzo średniawym biegaczem, który gdzieś tam właściwie większość rzeczy mógł sobie, o większości rzeczy mógł sobie myśleć w sferze bardziej marzeń niż tego, niż jakichś realnych planów, ale to gdzieś tam zakiełkowało już wtedy i powiedziałam sobie, że prędzej czy później może nie w wymiarze sportowym, ale wymiarze jakimś turystycznym, że ten szlak będę chciał zrobić. To później wyszło, jak wyszło, że trochę bardziej poszedłem w biegi ultra. Te biegi ultra zaczęły się wydłużać i GSB gdzieś tam cały czas funkcjonowało. W związku z tym zacząłem też myśleć o tym, że można powalczyć rzeczywiście w wymiarze sportowym a być może rekord tej trasy. To to rzeczywiście już od kilku lat się działo, ale tak. To nie jest taka trasa, że sobie pojedziemy na zawody i możemy sobie zaplanować dwa tygodnie wcześniej i będzie OK, bo jednak tutaj to jest pięćset kilometrów, to jest dwadzieścia tysięcy przewyższenia i to są góry i to się nie dzieje ot tak, że sobie postanawiasz: Dobra, to nie mam co robić to jadę na GSB. Tutaj wyszło tak, że w marcu zaczęliśmy się stykać z taką sytuacją jaka nas dopadła, że zawody zaczęły być odwoływane. Ja pamiętam dokładnie coś się działo i pamiętam, jakie były nasze myśli, nasze rozmowy, że prawdopodobnie do końca roku w ogóle na żadne zawody nie mam co liczyć, bo tak to do takiej sytuacji to zmierzało. To co? Trzeba było sobie jakieś alternatywne plany zacząć wymyślać i mówię: Skoro tak jest, gdzieś tam w głowie siedzi to może właśnie to jest chyba ten czas wprost. 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: Bo jak nie teraz, to kiedy? 

 

BHU: A na ten, że tak powiem wyścig z Romkiem nie zdecydowałeś się ze względu na to, że spodziewałeś się tam złych warunków atmosferycznych, tak? Ja pamiętam wtedy.

 

RAFAŁ KOT: Ne Kamil.

 

BHU: Nie?

 

RAFAŁ KOT: Powiedziałeś o różnym podejściu do GSB i tu akurat w czerwcu miała być fajna zabawa w sensie naszej wspólnej rywalizacji bezpośredniej. To byłby jeden z aspektów tego w ogóle zmierzenia się i z GSB i zrobienia tego z tego fajnego wydarzenia, ale dwa jednak chodziło o konkretny wynik. Jeżeli ja sobie założyłem wynik powalczyć o wynik stu godzin, a widziałem, że sytuacja na szlaku jest taka, bo ja doskonale znam Beskid Niski i wiem, jak to wygląda Bieszczady, Beskid Niski jak to wygląda, kiedy na szlaku jest dużo błota, kiedy jest po prostu wszystko rozmoknięte i po prostu się mnóstwo czasu i energii na to traci.

 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: Stwierdziłem, że.

BHU: Nie jest to biegowa wtedy impreza.

 

RAFAŁ KOT: Tak, wtedy można przeżyć przygodę po prostu, ale jeżeli chcesz powalczyć o konkretny wynik, który sobie iść tam z góry założyłeś to od razu na starcie jesteś na przegranej trochę pozycji, więc stwierdziłem, że po co marnować potencjał, na który gdzieś tam pracowałem przez tyle czasu, przez ileś tam miesięcy się człowiek przygotowuje, żeby właśnie utknąć w wokół Beskidu Niskiego i stwierdzić, że kurde, a można było dwa tygodnie na przykład poczekać.  Dlatego się wycofałem z tego. Oczywiście wiem, że niektórzy cokolwiek nie powiem i jakkolwiek bym nie tłumaczył tej decyzji, tej sytuacji. Niektórzy akurat mają swoje własne zdanie i twierdzą.

 

BHU: Zawsze tak będzie.

 

RAFAŁ KOT: Że zrezygnowałem, bo się przestraszyłem. Spoko. Można tak do tego podchodzić. Jeżeli ktoś ma takie zdanie i nie chce żadnej innej argumentacji usłyszeć, to to jest jego sprawa. Fakty są inne jednak.

 

BHU: Tak. Nie, absolutnie zawsze będą takie zdania padały i to właśnie nie ma co przejmować. Trzeba robić swoje.

 

RAFAŁ KOT: Dokładnie tak do tego podchodzę.

 

BHU: I Ty zrobiłeś swoje. Wystartowałeś w innym terminie licząc na to, że trochę pogoda będzie lepsza, ale też byłeś związany jednak suportem. To nie jest tak, że mogłeś sobie przesuwać start swojego biegu dowolnie, prawda? 

 

RAFAŁ KOT: Dokładnie tutaj akurat wiesz, mówiłeś o tym, że żeby powalczyć o konkretny wynik i zoptymalizować po prostu przygotowania pod to właśnie, żeby o ten wynik móc powalczyć. Powiem Ci, że przygotowania do tej próby trwały od właściwie kilku miesięcy. Przygotowaliśmy wszystko. Ja się przygotowałem jako oczywiście jako ten, który miał startować pod względem fizycznym, sportowym. Pod względem suportu, pod względem logistycznym wszystko mieliśmy na praktycznie na tip-top dograne. Niestety musiałaby też pogoda zagrać. Tak, myśmy byliśmy związani tutaj z konkretną datą, z konkretnym terminem, bo tak wyszło. Teraz już też widzę, że na przyszłość przy kolejnej próbie nie można sobie tak wyznaczać na konkretny dzień tego terminu, bo można się spotkać dokładnie z taką samą sytuacją. Akurat tu wyszło tak, że cały wrzesień był piękny, a my trafiliśmy na warunki, które nie spotkałem się chyba nigdy w Beskidzie Niskim, szczególnie z takimi warunki na jakie trafiliśmy. 

 

BHU: Właśnie, bo właściwie to lało cały czas, nie? 

 

RAFAŁ KOT: Praktycznie pierwszy dzień może to była jeszcze jakaś nadzieja na to, że coś z tą pogodą się ułoży, ale właściwie już pod wieczór i w nocy szczególnie. Właściwie pod wieczór, jak zaczęło lać przed przełęczą gliny to już później było.

 

BHU: Coraz gorzej. 

 

RAFAŁ KOT: Coraz gorzej. Tak, tak. Ja się dzisiaj z tego chętnie śmieję i właściwie w trakcie tego wyzwania też do pewnego momentu próbowałem robić dobrą minę do złej gry i mimo wszystko się z tego śmiać, ale mimo wszystko gdzieś tam sobie na miękko to przyjmować, ale oczywiście gdzieś tam to wywierało duże, duże piętno, dużo mniej kosztowało i nas wszystkich kosztowało. Suport też kosztowało. Przecież wszyscy odczuliśmy to bardzo mocno, ale tak jak mówię zapamiętuję pewne rzeczy, które były pozytywne. Na tym się skupiam, a te, które powiedzmy były negatywne to traktuję jako naukę i staram się z tego wyciągnąć odpowiednie wnioski. Przy kolejnej próbie już doskonale wiem, co trzeba zrobić, żeby to było lepiej przygotowane, ponieważ oczywiście wydawało mi się, że tutaj opracowaliśmy plan na sto procent i się okazuje, że niekoniecznie, bo właśnie musimy być przygotowani na to, że jeżeli pogoda nie zagra, to musimy mieć jakiś plan awaryjny. 

 

BHU: Żeby przesunąć start po prostu, tak?

 

RAFAŁ KOT: Dokładnie. Wystarczyło, by chociaż mieć taki termin zapasowy na przykład i już można by tutaj trochę mieć większe pole manewru. Tak więc przy kolejnej próbie będzie jeszcze lepiej.

 

BHU: A jeśli chodzi o pozostałe rzeczy, czyli odżywianie, sen to było tak jak chciałeś to czy to wyglądało tak jak chciałeś, żeby wyglądało?

 

RAFAŁ KOT: Nie. Nam się to szybko. Oczywiście plan był bardzo fajnie moim zdaniem rozpisany. Ja gdzieś tam go przygotowywałem z głową wydaje mi się i był realny do zrealizowania, ale niestety dosyć szybko nam się zaczęło to rozjeżdżać i te przerwy, które były przygotowane na sen i te miejsca, które przygotowaliśmy na to, żeby właśnie zrobić sobie dłuższą przerwę i właśnie tam trochę mocniej odpocząć i też z związku z tym miejsca, gdzie mieliśmy na przykład coś konkretniejszego zjeść na spokojnie to też trochę inaczej wyglądało. Oczywiście nie, z jedzeniem nie było z mojej perspektywy nie było problemów, ponieważ ja o mnie tutaj suport idealnie zadbał i naprawdę stawał na głowie, żeby tutaj żebym w tym aspekcie tutaj był dobrze potraktowany, ale jeśli chodzi o sen to niestety wszystko się odbyło kosztem snu. Musieliśmy gdzieś tam te urwane godziny próbować nadgonić, zaoszczędzić i miałem przygotowany na tą próbę już nie pamiętam dokładnie, ile godzin snu, ale to było ponad dziesięć godzin, ale koniec końców łącznie na spanie poświęciłem może z sześć godzin maksymalnie. Niestety to odbiło swoje też piętno Kosztowało to, że po prostu w nocy to tempo mocno siadło i szczególnie przy tej pogodzie, kiedy jeszcze dodatkowo była bardzo gęsta mgła. 

 

BHU: Tak. Gubiłeś trasę, tak? Często słyszałem, że,

 

RAFAŁ KOT: Zdarzało się po prostu gdzieś tam błądzić. Na szczęście później miałem możliwość, że ktoś towarzyszył mi na trasie. To był Gniewko. To byli chłopaki z ultramartonu magurskiego. 

 

BHU: Artur Piecha też był tam na Babiej Górze z Tobą. 

 

RAFAŁ KOT: Artur Piecha akurat pomógł mi nie w momencie, kiedy chociaż tak, mogły być problemy z 

nawigacją. Artur bardzo dobrze znają Babią Górę. Zapowiadało się, że jak będziemy akurat na Babiej Górze, to będzie tragedia pogodowa, że będzie mgła, że będzie ulewa. W końcu jak akurat weszliśmy na babią, nie było aż tak tragicznie. Tak więc ale Artur był taką powiedzmy osobą, która, jeżeli miałaby się ta pogoda gdzieś tam w trakcie na przykład popsuć albo już się zapowiadało na to, że akurat na babiej będzie tragedia. Na taką tragedię trafiła zresztą Angelika.

 

BHU: Angelika kilka godzin wcześniej. 

 

RAFAŁ KOT: Dokładnie i się skończyło to na szczęście dobrze, ale mogło się skończyć gorzej. 

 

BHU: Tak. Pogubiła się.

 

RAFAŁ KOT: Tak więc po prostu Artur był bardzo, bardzo ważnym punktem w całym tym. Ja bardzo się obawiałem Babiej Góry. To jest taka góra, na którą trzeba uważać, a szczególnie jak się robi przy takich warunkach pogodowych niestabilnych, bardzo niestabilnych i w nocy. Tak więc tutaj miałem przynajmniej tą satysfakcję, że gdzieś z kimś pokonywanie tej góry z kimś i do tego kto zna tą górę bardzo dobrze to jest taki komfort psychiczny. 

 

BHU: Na pewno, a w którym momencie zacząłeś zauważać, że to sto godzin jest nierealne?

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co powiem, że właśnie dosyć, dosyć późno. Wciąż wydawało mi się, że i wciąż miałem tą może niepewność. To było tak cały czas takie powiedzmy obijanie się o ściany. Kiedy znów udało mi się powiedzmy wykrzesać w sobie taką siłę, żeby uwierzyć, że o te sto godzin wciąż możemy walczyć to chwilę później zderzyliśmy się z taką pogodą, która bardzo skutecznie mi te pomysły wybiła z głowy i to było takie po prostu od ściany do ściany. Wiesz co stwierdziłem przez chwilę przestało lać i stwierdziłem: Dobra, teraz możemy nadgonić. Może akurat to jest ten moment przełomowy. Może to jest ta chwila, kiedy się odmienią warunki i od tego momentu będzie już tylko lepiej, nie? A chwilę później się okazuje, że było znów jeszcze gorzej, więc dosyć późno wiesz się stwierdziłem, że te sto godzin jest poza zasięgiem. Nawet jeszcze w Beskidzie Niskim wydawało mi się, że jest to do zrobienia. Na pewno jak wybiegałem z Krynicy to wiedziałem. Znaczy tak podejrzewałem, że wciąż ten plan jest do zrealizowania, ale niestety, jak trafiliśmy na kolejną ulewę w Beskidzie Niskim, gdzie szlaki to się zrobiły po prostu potoki ze szlaków, błotniste potoki. Rzeczki były wezbrane do tego stopnia, że po prostu (ns. 27:57). Ja pierwszy raz widziałem w Beskidzie Niskim akurat tak wezbrane te rzeczki i wtedy stwierdziłem, że to już chyba nam się mocno rozjechało na tyle, że po prostu jest mało realne. 

 

BHU: Dobra Rafał to czemu nie zszedłeś? Bo to wymagało od Ciebie jakiejś tytanicznej pracy wewnętrznej, żeby kontynuować w takich warunkach ten bieg. 

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co chyba koniec końców miałem dwa momenty, kiedy myślałem tak realnie o zejściu z trasy. Pierwszy to był zdaje się w Rabce, kiedy wybiegałem z Krościenka, było wszystko fajnie, ale właśnie na Przehybie. Byliśmy na chwilkę, zaczęliśmy do schroniska na Przehybie, gdzie akurat, gdzie Wy sobie smacznie spaliście. Chwilę po tym, jak wyszliśmy ze schroniska, po prostu lunął deszcz. Niestety lunął tak i tak mnie wtedy zmoczyło i tak mnie wyziębiło, bo jeszcze dodatkowo wiatr był i.

 

BHU: Wtedy Ci się pierwszy raz od ode chciało?

 

RAFAŁ KOT: Wtedy pierwszy raz po prostu się zderzyłem z taką ścianą, że mówię: Kurdę, to jest. To już miałem poczucie takie, że tutaj igram ze swoim zdrowiem bardzo mocno, że to może się bardzo źle skończyć i ja miałem takie poczucie, że jestem o krok od hipotermii naprawdę. Nie pamiętam, kiedy mnie tak mocno wyziębiło. Jak doleciałem do Rabki w trakcie tej ulewy i mówię właśnie do Marcina Raziewieckeigo, do Jacka Denyki, że w tych warunkach to nie ma sensu w ogóle się poruszać. Może po prostu poczekajmy chwilę godzinę, dwie. W tym czasie może się zdrzemnę i trochę sił odzyskam, a może za chwilę się jakoś warunki poprawią, ale już tak chyba bez przekonania to mówiłem. Chyba oni zrozumieli szczególnie Jacek, że chyba jakieś złe myśli zaczynały mi do głowy przychodzić. Jacek mi uświadomił, że jednak trzeba, trzeba dalej. Chcesz walczyć? Po to tu przyjechaliśmy więc walcz i nie ma tutaj siedzenia w ciepłym samochodzie, tylko niestety wychodzisz w tą mgłę i w deszcz. To był bardzo niefajny fragment. Wyszliśmy z Marcinem, bardzo błądziliśmy bardzo, bardzo niefajnie to wspominam. OK. A drugi moment to było trzydzieści kilometrów przed Wołosatym, przed metą. Wtedy ja już postanowiłem po prostu, że schodzę. To nie była kwestia, już kwestia rozważania tego czy zejść, czy nie zejść. Po prostu postanowiłem, że schodzę. Miałem bardzo duży problem ze stawem skokowym. To było na Połoninie Wetlińskiej. Każdy krok po prostu na tych kamieniach na górze. Na Połoninach jest tak, że po prostu są te wystające kamienie i każdy krok prawy, każde stąpnięcie prawą nogą to był no taki ból, że mówię nie ma co z tym walczyć, nie ma co sobie zrobić, po prostu jakiejś krzywdy, która będzie mnie kosztowała kilkumiesięczną, po prostu kontuzję. Plan na sto godzin legł w gruzach. Plan na zrobienie GSB legł w gruzach, bo właściwie byłem pewien w tym momencie, że jest to poza moim zasięgiem. Dodatkowo się wyłączyły takie huśtawki nastrojów, których nigdy w życiu nie przeżywałem. Naprawdę tego dnia, tego ostatniego dnia próby to było naprawdę skrajności, od skrajności do skrajności, od euforii do po prostu totalnego doła. Nie wiem to była depresja, już chyba chwilowa depresja, tak bym to nazwał i to trzeba było też przezwyciężyć. Po prostu znaleźć sobie pomimo tego wszystkiego, co się działo wcześniej na trasie jakiejś jeszcze, odrobinę motywacji, której gdzieś nie mogłem wykrzesać w sobie. 

BHU: Ale zrobiłeś to w końcu? 

 

RAFAŁ KOT: W końcu się udało gdzieś tam znaleźć. Jeszcze chłopaki oczywiście też pomogli, dziewczyny pomogły zająć się nogą. Chłopaki pomogli zająć się szczególnie Jacek. Tutaj rola Jacka. Jego nie widać może za bardzo na zdjęciach, nie widać na filmikach tylko słychać jego głos, ale on był tutaj w tym ostatnim etapie chyba kluczową osobą, która po prostu sprawiła, że dalej poleciałem na Połoninę Caryńską i że dalej jakoś stwierdziłem, że to jeszcze może mieć sens. 

 

BHU: Jak to żona mówiła kiedyś do Rafała Bielawy: Jak Ci noga nie odpadła to znaczy, że możesz biec dalej. Jakimi tekstami Jacek Cię raczył motywującymi? Jak trafił do Ciebie? 

 

RAFAŁ KOT: W Rabce to powiedzmy był tym, który na ostro trochę potraktował, a tutaj to było Brzegach Górnych, Smeryku czy w Brzegu Górnym. W każdym razie gdzieś tam już po prostu Bieszczadach raczej ze zrozumieniem mnie potraktował i chyba powiedzmy to było na zasadzie takiej, że to już od Ciebie zależy. Ty musisz znaleźć sobie po prostu tą motywację i nikt tego za Ciebie nie zrobi i i tyle.

BHU: Jak te przeżycia teraz wspominasz? Widzę, że do niektórych aż nie chcesz wracać w ogóle.

 

RAFAŁ KOT: Nie, nie.

BHU: Dlaczego?

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co to jest doskonała dla mnie nauka i powiem Ci, że mimo wszystko pomimo tego, co się tam działo, dobrego i złego powiedzmy, sporo też było w niefajnych rzeczy, ale one jakoś mi dały taki bardzo osobisty, wewnętrzny kontakt i wewnętrzny taki mój osobisty powiedzmy stosunek i do szlaku i do tej trasy i do mnie samego. Ja powiedzmy gdzieś tam użyłem takiego określenia, że odkryłem siebie, sam trochę na nowo. Pewne rzeczy w sobie, których nie byłem świadom, o których nie wiedziałem i których pewnie bym nigdy nie odkrył, gdybym nie zrobił podobnego wyzwania w podobnych warunkach. Myślę, że dziś jestem bardziej dojrzałym, bardziej wszechstronnym, jeszcze bardziej człowiekiem. W ogóle człowiekiem tak też bym chyba powiedział. Nie tylko sportowcem, a jeżeli chodzi o aspekt sportowy na pewno mam pewne doświadczenie i pewną wiedzę o osobie, której też nie byłem po prostu świadom i o której nie wiedziałem. Zdarzyły się takie historie, które gdzieś mi ktoś kiedyś opowiadał. Ja mówiłem, oczywiście mówiłem jedno, a myślałam sobie: Nie, nie ściemniasz. Nie? Nie okazuje się, że jeżeli ktoś mówi pewne historie, nie traktujmy tego, a priori, że ten ktoś ściemnia, bo dziś mam świadomość taką, że pewne rzeczy, które się nam mogą wydawać niewyobrażalne i niemożliwe jednak mogą się okazać w rzeczywistości możliwe. Nie wiemy o sobie wielu rzeczy naprawdę.

 

BHU: Znaczy myślę, że podobnie tak jak Ty teraz będziesz opowiadał o tym, co Tobie się przytrafiło to ludziom po prostu ciężko będzie w to uwierzyć i się odnaleźć w tej rzeczywistości, którą Ty przeżyłeś i to chyba nawet nie będzie tak, że ktoś uważa, że Ty ściemniasz tylko po prostu to jest pewnie ciężkie do wyobrażenia sobie. Jakie sytuacje tam przeżywałeś? Jesteś w stanie to jakoś słowami opisać w ogóle? Czy to były jakieś głębokie, emocjonalne stany nie przykładane na język?

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co tutaj akurat musiałem podpowiedzieć Ci trochę o tym ostatnim dniu, o tych powiedzmy takich emocjonalnych skrajnościach. Ciężko. Nie wiem czy potrafię o pewnych sytuacjach powiedzieć takimi słowami. Może gdybym się posiłkował zdjęciami, obrazem, filmem jakoś byłoby łatwiej, ale potrafię opowiedzieć na przykład o historiach takich stricte biegowych, gdzie na przykład doszło do takiej sytuacji, gdzie wybiegając już z szerokiego wierchu zbiegaliśmy ze szlaku, już było ciemno i spojrzałem na zegarek. Zostało zdaje się czterdzieści chyba pięć minut do rekordu Romka Ficka, z którym gdzieś tam powiedzmy się mierzyłem, kiedy już walka o sto godzin była przegrana. Oczywiście chciałem gdzieś tam, jeżeli byłaby możliwość poprawić przynajmniej ten najlepszy czas pokonania szlaku już bez względu na formułę po prostu najlepszy czas pokonania szlaku i zostało czterdzieści pięć minut. Dobiegło trzech czy czterech chłopaków po prostu, żeby mi potowarzyszyć w tych ostatnich kilometrach, ale ja tak wybiegam, patrzę na zegarek czterdzieści pięć minut czy nawet niecałe czterdzieści pięć minut i się dopytuję: Ile do końca jeszcze? Oni mówią: Siedem – osiem kilometrów. Ja mówię: Nie, niedokładnie, ile, ja chcę dokładnie. Ile jest do końca? Po prostu chciałem przekalkulować to i czy jeszcze mam szansę w ogóle? I oni mówią: Dobre osiem kilometrów. Ja tak sobie szybko obliczyłem. Dobra to to musimy zapieprzać nie i lecimy. Chłopaki chyba przebiegli po prostu, żeby mi to po asystować i sobie zrobić taki trening na lekko przygotowani na to, że ja będę zdychał na tych ostatnich kilometrach i przyspieszyliśmy, a patrzę na zegarek. Mówię: Nie chłopaki jeszcze szybciej, bo to jest za wolno. Nie, to nie, nie zdążymy i lecieliśmy chwilami w tempie po prostu już po zrobieniu pięciuset kilometrów szlaku, gdzie noga prawie mi rzeczywiście odpadała, bo każdy krok to był ból po prostu tego mocno nadwyrężonego stawu skokowego. Naprawdę to każdy krok był bólem, ale mimo wszystko na tym fragmencie chwilami lecieliśmy poniżej cztery minuty na kilometr po prostu, trzy pięćdziesiąt, trzy pięćdziesiąt pięć. Jak spojrzałem na zegarek mówię: Wow. Ja jeszcze z plecakiem, który gdzieś tam ważył cały czas dwa – trzy kilogramy, w dwóch koszulkach, w dwóch bluzach ciepłych, w dwóch kurtkach, ponieważ takie już miałem problemy z termiką w pewnym momencie, że po prostu zakładałem na siebie dwie koszulki, dwie bluzy, dwie kurtki, długie spodnie, stuptuty i czapkę, rękawiczki i wcale się nie czułem, że jest mi zimno i tak obładowany lecieliśmy poniżej chwilami poniżej czterech na kilometr. Mówię: To nierealne. W ogóle jak to możliwe i po prostu miałem wrażenie, że jestem osobą z boku, która na siebie gdzieś tam patrzy i się sam z siebie śmiałem po prostu, że jak to nie? Że to są historie, o których gdzieś tam ktoś słyszy, nie? Że jesteś w stanie w ogóle na takim zmęczeniu, na takim niewyspaniu, bo to była naprawdę eksploatacja organizmu była stuprocentowa. To nie wiem, skąd się te siły w tym momencie biorą, ale właśnie się okazuje, że jesteś zdolny do pewnych rzeczy, o których nigdy byś siebie nie podejrzewał. To jest taka jedna sytuacja, a druga na przykład to chociażby to. Zauważyłem jaka jest totalna różnica między dniem a nocą. To nawet Gniewko chyba może zaświadczyć fragment, kiedy, bo z Gniewkiem fragment zrobiliśmy. Towarzyszył mi az od schroniska w Przybyszewie do Smeryka. Zrobiliśmy ten fragment w nocy, głównie w nocy. Do Bacówki pod (ns.38:58) lecieliśmy w nocy i o ile jeszcze ze schroniska w Przybyszewie do Komańczy, bo w Komańczy jednak stwierdziłem, że muszę wziąć prysznic i muszę się dwie godzinki zdrzemnąć, bo to jest ostatnia noc i nie jestem w stanie po prostu polecieć. Gdzieś padnę tam po prostu nad przełęczą żebrak i mnie wilki zjedzą i w ogóle. Stwierdziłem, że muszę, muszę to zrobić i że kalkulacja jest taka, że to chyba lepiej zaprocentuje, jeżeli sobie zrobię tam krótką przerwę, odpoczynek i w końcu się umyję niż takie parcie na siłę. W każdym razie od tej Komańczy w końcu wylecieliśmy to było takie snucie się. Naprawdę do Bacówki pod Honem to było snucie się, plątanie się nóg po prostu i gdyby nie lejący deszcz i gdyby nie ta mgła i gdyby nie to zimno to pewnie bym pod jakimś drzewem okrył się folią NRC i stwierdził, że nie. Ja się dalej nie ruszam, ale tutaj no nie było innej możliwości, bo wiedziałem, że cokolwiek nie zrobię i się nawet w pięć foli zawinę to po prostu wymarznę i nie dotrwam do rana być może. Nie było takiej opcji, więc musiałem się smuć i plątać te nogi, żeby dotrzeć do po prostu czekając na świt dotrzeć do Bacówki pod Honem. Z Bacówki zaczęliśmy lecieć, kiedy już zaczęło się jasno robić, kiedy już było jasno i różnica między tym, jak się poruszałem do Bacówki, a to jak wystartowałem z Bacówki to po prostu niebo a ziemia. Wystarczyło, że po prostu zrobił się dzień, a ten fragment dalej przecież na Małe Jasło dosyć ostry bieg tam przecież jest. Dosyć, dosyć mocno pod górę. Myślę, że z niejedną osobą z biegu rzeźnika mógłbym spokojnie rywalizować i spokojnie byłbym w pierwszej w pierwszej połowie biegaczy. Nie wiem, skąd te siły się wtedy wzięły, ale Gniewko też był w niezłym szoku i właśnie odkryłem po prostu jakie są możliwości, jak to wygląda, kiedy pokonujesz fragment w nocy, ile tracisz i w ogóle jak Twój organizm się zachowuje, a jak to wygląda w dzień. Po prostu, kiedy jesteś jak roślina, która po prostu wystarczy trochę światła i czerpiesz chyba energię z tego. Nie wiem skąd się to bierze. Tak to działa.

 

BHU: Znaczy chyba nasz organizm po prostu w takim cyklu. 

 

RAFAŁ KOT: Chyba tak. Właśnie chyba ludzie tak funkcjonują. Dokładnie. I po prostu wiesz też jak to niebo jak zaczyna dnieć i niebo się rozjaśnia to po prostu dostajesz takiej nowej energii, nie? Miałem tu przez trzy noce przez ten sam schemat przechodziłem, aczkolwiek właśnie tego ostatniego dnia było to najbardziej takie ekstremalne. Najbardziej zauważalne było. Już wydawało mi się po prostu, że od tego momentu to będzie tylko snucie się i z myślą dotarcia do mety, a przecież jeszcze z Bacówki jest kupa kilometrów i cztery Połoniny trzeba zrobić. Trzy powiedzmy, ale wejście tutaj małe jasło plus trzy połoniny. Kilka konkretnych, takich jeszcze jest tak jest.

 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT:  A się okazuje, że po prostu jest dzień i lecisz. Co prawda na Połoninach nas jak nie deszcz, jak nie zimno to rąbnęło konkretnym wiatrem, żeby tak jeszcze na dokładkę kolejny kataklizm dodać, ale cóż, ale poradziliśmy sobie z tymi warunkami. 

 

BHU: A czemu w ogóle zdecydowałeś się na ten kierunek, czyli do Wołosatego, a nie?

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co to chyba bardziej z sentymentu jakiegoś i bardziej z takich powodów, że ja bardzo lubię Bieszczady. Znaczy ja ogólnie lubię góry, ale jednak masz swoje miejsce, które lubisz bardziej od innych, prawda?

 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: I ja mam taki duży sentyment do Bieszczad właśnie.

 

BHU: I chciałeś tam skończyć?

 

RAFAŁ KOT: I tak myślałem właśnie, że gdzieś trzeba skończyć z Ustroniem. Nie, Ustroń też jest fajny. (ns. 42:42) też lubię, ale jednak chyba Bieszczady gdzieś tam powiedzmy jest fajniejszy klimat, szczególnie teraz jesienią wydawało mi się, że może być fajniej i jest w Wetlinie to chata wędrowca, naleśniki gigantem. Do tej pory jak zwykle nadal nie zjadłem tego naleśnika, bo dobiegłem trochę za późno i już było za późno jechać do Wetliny. Plan był taki, że skończę trochę szybciej i sobie pojedziemy do tej Wetliny na naleśnika. No cóż, niespełniona kolejna rzecz to trzeba będzie tak czy inaczej wrócić. 

 

BHU: Właśnie i jeszcze chciałem wrócić do filmiku Jacka Deneki, który nakręcił z Tobą na mecie. Sprawiałeś tam wrażenie człowieka nie tyle zmęczonego co jakoś tak bardzo smutnego, wiesz? Nie wiem może to też wynikało właśnie ze zmęczenia, ale miałem wrażenie, że przyszywa Cię jakiś smutek. Tak się czułeś na mecie? 

 

RAFAŁ KOT: Powiem Ci, że ja do tej pory tego filmiku nie obejrzałem do końca. On jest dosyć długi.

 

BHU: Jest długi.

 

RAFAŁ KOT: Tam kilkanaście minut trwa. 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: Ja go włączyłem na chwilę i stwierdziłem, że nie, że kiedy indziej sobie go obejrzę. 

Domyślam się, w jakim klimacie jest. Czy smutek? Wiesz co nie wiem, czy to był smutek. To był konglomerat bardzo różnorodnych emocji, myśli i plus zmęczenie, plus niewyspanie plus to co się właśnie tego ostatniego dnia działo plus pewne niefajne rzeczy, które gdzieś tam krążyły i o których sobie uświadomiłem, które gdzieś tam dotknęły mnie bezpośrednio. 

 

BHU: Takie rzeczy, które wyszły tak z Ciebie gdzieś z jakiegoś środka, czy to były jakieś sytuacje na szlaku nieciekawe?

 

RAFAŁ KOT: Nie ze mnie. Bardziej bym powiedział, że pewne sytuacje, które gdzieś tam dookoła się działy i które wiesz. W takim momencie mam wrażenie, że odbierasz pewne rzeczy dużo, dużo bardziej wrażliwie. Jesteś bardziej, być może przewrażliwiony na pewne rzeczy i one docierają do Ciebie z zwielokrotnioną siłą i powiem o jednej takiej sytuacji. Ja nie mam. Znaczy nie mówię o tym z perspektywy jakiś pretensji czy z perspektywy jakiegoś żalenia się. Po prostu piszę to jak będąc w momencie, kiedy się odczuwa dużo, dużo bardziej pewne rzeczy, jak to działa. Kiedy w momencie, kiedy mieliśmy problem z nadajnikiem, który się rozładował chociaż miał wytrzymać sto dwadzieścia godzin nie wytrzymał tyle i wbiegamy na Połoninę Caryńską i nie pamiętam, kto mi wtedy towarzyszył. W każdym razie Jacek dzwonił do nas, bo nie mieliśmy tego nadajnika. Zostawiliśmy go na dole właśnie, żeby się podładował chwilę. Jacek dzwoni i mówi, że po prostu przy każdej tabliczce na tej Połoninie, a przypominam, że po prostu była tragiczna pogoda na górze. Był bardzo, bardzo duży wiatr i była mgła i była taka mżawka po prostu zacinająca. Było bardzo, bardzo niefajnie. Dodatkowo oczywiście zmęczenie, niewyspanie i tutaj ta boląca noga cały czas mnie i jeszcze dzwoni Jacek i właśnie się okazuje i musimy się przekrzykiwać po prostu i słyszę, że musimy przy każdej tabliczce sobie zrobić zdjęcie, żeby móc udokumentować, że na tej górze byliśmy i że nie ściemniamy i że niczego nie oszukujemy, że nie będzie po prostu, żeby przy ewentualnym rekordzie czy w ogóle przy ewentualnym wyniku, który zrobimy po prostu nikt nie mógł tego podważyć. Przypominam po prostu, że pewne rzeczy docierają do Ciebie po prostu ze zwielokrotnioną siłą, kiedy jesteś w takim stanie i sobie wtedy uświadomiłem, że: Kurczę, że my ogólnie jako środowisko być może jako ludzie coś chyba nie do końca w nas jest tak. To znaczy ja nie byłem przygotowany może na takie na takie rzeczy, że wiesz, że po prostu jest takie z góry założenie, że kogoś chcesz okłamać, że gdzieś komuś chcesz coś ściemnić, że musisz posuwać się do pewnych rzeczy, które mi tam do głowy nie przychodziły, żeby później móc udowodnić komuś, że zrobiłeś dobry wynik. Po prostu ja to traktowałem, być może traktowałem to do tej pory jako pewną przygodę i pewną frajdę i mimo wszystko, mimo trudności, z którymi się zderzyliśmy, a tu się okazuje, że jeszcze dodatkowo, że po prostu musisz.

 

BHU: Udowadniać.

 

RAFAŁ KOT: W taki sposób budowanie jest pewne rzeczy. Później jeszcze się okazało w pewne historie, 

które gdzieś tam też wyszły już po zrobieniu tego wyniku, które siedziały poza mną zupełnie poza mną to to ta cała dyskusja, która gdzieś tam się wywiązała. Ocena mojego rekordu, ocena rekordu Romka i porównywanie tego zupełnie bez sensu, zupełnie bez sensu, ale w momencie, kiedy ja byłem wykończony gdzieś tam na tej mecie i doszło do mnie echo, po prostu tych głosów. Powiem po prostu po ludzku, że mi się zrobiło przykro i było to bardzo niefajne, więc może jakaś pochodna tego wszystkiego też gdzieś tam w tym filmiku jest. Jeżeli o to pytasz, być może nastrój w tej chwili był też tym spowodowany.

 

BHU: I dlatego nie chcesz oglądać tego filmu? Nie chcesz sobie przypominać tych chwil czy?

 

RAFAŁ KOT: Znaczy wiesz co nie, nie.  Wiesz co, dlaczego? Ponieważ ten film to jest taka bardzo, bardzo osobista rozmowa. Ja bardzo się cieszę, że Jacek to zrobił. Bardzo się cieszę, że w ogóle robił to, co robił i to jak to robił, a w momencie, kiedy nie miałem ochoty na to, żeby to robił, to po prostu była. Pamiętam, że była taka rozmowa, że Jacek kręci filmie, a ja się go pytam. Jacek kręcisz? Jacek mówi: No. Ja mówię: To nie kręć, musimy pogadać i w tym momencie Jacek wyłączył i nie było kręcenia. Tutaj akurat nakręcił to bardzo, bardzo się z tego cieszę, że to nakręcił, ponieważ jest to bardzo osobista rzecz. Myślę, że gdzieś tam między słowami i wyszło z tego coś mocno osobistego i bardzo prawdziwego, takiego bardzo wewnętrznego. Coś takie słowa prawdy, które może, których nie chcesz powiedzieć tak na co dzień, bo chcesz po prostu zachować pewne tajemnice, pewne historie, pewne rzeczy dla siebie i każdy z nas do pewnego stopnia buduje swój wizerunek na zewnątrz, prawda? A tutaj nie było żadnego budowania wizerunku. Po prostu tutaj było totalne obnażenie pewnych rzeczy i takie wyciągnięcie bardzo subtelne, bo Jacek to zrobił przecież w subtelny sposób, ale jednak wyciągnięcie bardzo takich osobistych mam wrażenie rzeczy i się zastanawiam, tak naprawdę na ile było to, na ile było to osobiste. Być może ktoś słuchając tego i oglądając to nie do końca akurat sobie o tym myślał, ale dla mnie akurat to było bardzo takie uzewnętrznienie się mocne. 

BHU: Wiesz co tak jak ja to oglądałem to wydaje mi się, że to może zadziałać tylko na plus, jeśli chodzi o Twój wizerunek, bo rzeczywiście otworzyłeś się bardzo i wiesz w ten sposób łapiesz głębszy kontakt ze swoimi fanami. Także.

 

RAFAŁ KOT: Nie no, powiedziałem o tym, że każdy z nas, ale tak jest przecież. W pewnym sensie chcemy, żeby pewne rzeczy o nas wiedziano, pewnych nie chcemy, żeby wiedziano i tak więc już sam ten fakt jest pewnym budowaniem, kreowaniem w pewnym sensie siebie na zewnątrz. Tutaj nie było żadnego kreowania. Po prostu tutaj była totalna szczerości i w stu procentach to było autentyczne, więc ja też staram się nie mieć jakiś tam ani tajemnic. Staram się być szczery i autentyczny w tym wszystkim co robię. Czasami aż się gryzę w język w pewnych rzeczach, w pewnych momentach, że za dużo sobie pozwalam, a czasami wręcz jest za mało, ale tak właśnie. Rzeczywiście tutaj to było mocno szczere.

BHU: I myślę, że ludzie to bardzo docenią. Ja to na przykład doceniłem i myślę, że to jest dobry kierunek. Także serdecznie Ci za to dziękuję, bo tak naprawdę wiesz to co zrobiłeś na GSB to to jest wielka sprawa. Bardzo się przełamałeś i to daje ogromną inspirację i motywację i innym. Także duża rzecz. Dzięki za to.

 

RAFAŁ KOT: Się cieszę po prostu, że ta próba została doprowadzona do końca. Ja cały czas podkreślam i zawsze będę podkreślał, że to nie jest mój wynik, tylko to jest nasz wynik. Zrobiliśmy to razem z suportem i tutaj zawsze o tym mówię, za każdym razem, że w tych warunkach. Porównywanie w ogóle jakichkolwiek wyników moich, Romka, Rafała, kogokolwiek. Tylko oczywiście, jeżeli ktoś patrzy na sztywne liczby i sobie mówi tylko ze wsparciem, bez wsparcia i patrzy na sztywne, powiedzmy dane i jeżeli chce tak sztywno traktować rzeczywistość to może spoko. Jego sprawa, ale to tak nie jest. Tutaj trzeba wziąć pod uwagę wszystkie aspekty to kto w jakim momencie akurat z czym się musiał mierzyć. 

BHU: Absolutnie tak. Znaczy w ogóle rekordy tras przy biegach górskich to jest takie dosyć umowne tak naprawdę, bo to nie jest miarodajne Czy to jest GSB czy to jest nie wiem bieg Marduły to wszystko zależy.

 

RAFAŁ KOT: To prawda i zrobienie po prostu tej trasy dla mnie to jest takie nie wiem. Mocno to zapamiętam i rzeczywiście cieszę się, że się udało to ukończyć. Na pewno z perspektywy czasu, gdybym gdzieś tam na tym trzydziestym kilometrze pewnie bym nie skończył i pewnie bym po prostu doszedł do samochodu. Być może przesiedział trochę, poczekał aż noga trochę mniej będzie boleć i poleciałbym dalej, ale w tym momencie takie miałem myśli, że chce skończyć. Na szczęście udało się doprowadzić to do końca i tak jak mówię, to nie tylko moja próba to cała próba naszego suportu i kilku osób zaangażowanych w to i rzeczywiście, tak traktuję to jako coś bardzo mocnego w moim biegowym życiorysie. 

BHU: Podczas naszej pierwszej rozmowy powiedziałeś, że Ty jak będziesz podchodził do GSB to raczej w formule bez wsparcia i chciałem się spytać co się zmieniło?

 

RAFAŁ KOT:  Tak. Wiesz co ja Ci powiem tak, że po prostu moja taka filozofia życiowa, biegowa filozofia byłaby zdecydowanie za tym, żeby zrobić i taka była moja koncepcja, żeby zrobić to po prostu bez wsparcia. Zawsze tego typu projekty są mi dużo bliższe, żeby to przeżyć jako przygodę taką właśnie po prostu z integracji gdzieś tam z naturą, być sam z tylko i wyłącznie z tym środowiskiem naturalnym i ja góry, żeby to miało taki klimat naprawdę mocno uduchowiony gdzieś tam i mocno wewnętrzny mój prywatny ale to jest jedno z podejść po prostu do sprawy, a jeżeli masz gdzieś rekord danej trasy czy jakiegokolwiek, czegokolwiek rekord i chcesz ten rekord poprawić to musisz znaleźć optymalne warunki i zoptymalizować sobie warunki i sprawić, żeby móc ten rekord po prostu poprawić. Jeżeli chcesz zrobić trasę właśnie GSB w tym przypadku i chcesz po prostu o ten rekord powalczyć to musisz po prostu stworzyć warunki, które Ci na to pozwolą. Wykorzystać wszystkie możliwości po prostu.

 

BHU: Już zakomunikowałeś, że wracasz na GSB w przyszłym roku? 

 

RAFAŁ KOT:  Oczywiście że wracam.

 

BHU: Wiadomo.

 

RAFAŁ KOT:  To jest oczywiste. Ja po prostu jestem osobą, która nie rzuca słów na wiatr i to nie jest tak, że powiem, że robię sto godzin, a później gdzieś się z tego wycofam. Nie udało się tutaj zrobić stu godzin to działamy dalej i będzie kolejna próba aż do skutku i tyle.

 

BHU: Jaki w takim razie już Ci się rodzi jakiś plan odnośnie tego, w jakim terminie chciałbyś pobiec drugą próbę? 

 

RAFAŁ KOT: Wiesz, dziś mam już zaplanowane tylko że jaki będzie ten kolejny rok znowu niewiele wiemy. W maju na przykład są Mistrzostwa świata w biegu dwudziestoczterogodzinnym w Rumunii. Zakładam, że one się odbędą, a czy się odbędą? To kto to może powiedzieć dzisiaj prawda? Więc jeżeli miałaby się odbyć to najbardziej optymalnym dla mnie terminem byłby czerwiec. Osiemnastego czerwca jest ślub Bartka ze Szczytna, tak więc to też odpada. Musi to być wcześniej albo później. Bartek jest też ważną osobą. Dla mnie uczestniczył w niejednym w suporcie. Pomagał mi na nie jednej trasie, więc to jest równie ważne dla mnie jak GSB i Mistrzostwa Świata. W każdym razie w maju są Mistrzostwa Świata, w lipcu jest DGB i bieg siedmiu szczytów, na którym pewnie znów się pojawię, więc ten czerwiec najbardziej optymalny się wydaje.

 

BHU: Jeszcze Łemkowyna w maju. Nie wiem na ile jesteś.

 

RAFAŁ KOT: Właśnie. Teraz się okazuje, że jeszcze Łemkowyna w maju.

 

BHU: Tak.

 

RAFAŁ KOT: Jeszcze być może inne rzeczy się pozmieniają, dlatego.

 

BHU: Nie wiadomo co będzie. 

 

RAFAŁ KOT: Nie wiadomo nic na sto procent i na pewno zrobię GSB, jeżeli imprez biegowych będzie mniej, bo taka będzie sytuacja to będę miał większe pole manewru, jeżeli chodzi o terminy. Ja wolałbym oczywiście nie mieć tego pola manewru. Wolałbym, żeby wszystko wróciło do normy, żeby można było sobie z góry coś zaplanować i do tego planu się przygotowywać, ale wiemy, jak jest.

 

BHU: Ale może już nie w październiku co?

 

RAFAŁ KOT: Nie, zdecydowanie w październiku. Po pierwsze, tak jak powiedziałem nauczony jestem tym, że jednak dzień, a noc to jest niebo, a ziemia i wiem jak organizm się zachowuje w nocy, a jak się zachowuje w dzień. Tak więc moim zdaniem lepiej to robić w momencie, kiedy dzień jest dłuższy a dwa jednak nie sztywny plan, jeżeli chodzi o termin, czyli nie konkretny dzień tylko powiedzmy jakieś widełki.

 

BHU: Jeszcze się chciałam podpytać Ciebie o taką techniczną rzecz związaną ze stopami, bo krążą po internecie zdjęcia stóp Twoich i Angeliki i wielu innych ultrasów. Romka też.

 

RAFAŁ KOT: Moje chyba nie wyglądają tak źle na tym tle. 

 

BHU: Właśnie i zastanawiam się, czy masz jakieś swoje patenty, skarpetki albo smarowania tych stóp? Co robisz? 

 

RAFAŁ KOT: Nie wiem, czy to można nazwać patentem, ale po prostu nauczony doświadczeniem wiem, gdzie normalnie mi się robią odciski, w których miejscach na stopach to wiedząc, że te odciski prędzej czy później i tak się pojawią przy tego typu trudnych biegach, zawodach, wyzwaniach, projektach to nie czekam, aż mi się pojawią te odciski tylko po prostu staram się im zapobiegać. Ja zapobiegam naklejając plastry. Takie w sensie jest second skin. Zazwyczaj te plastry naklejałem sobie w momencie, kiedy już ten odcisk był. Wiązało się to później z bólem, ponieważ ściąganie plastra z tego odciska to niestety to było straszne. To po co czekać aż Ci się to zrobi, kiedy można to nakleić sobie wcześniej i rzeczywiście bardzo, bardzo ogranicza później powstawanie odcisków.

 

BHU: Smarujesz stopy czymś przed? Nie?

 

RAFAŁ KOT: Nie mam też. Oczywiście współpracuję z pewnymi firmami i nie chcę tutaj niekoniecznie tam robić reklamy. Niekoniecznie akurat tutaj, ale nie mam zdania, że skarpetki tej firmy konkretnie i ten akurat model to są idealne, a reszta jest do kitu. Myślę, że niekoniecznie. 

BHU: A zastosujesz skarpetki wodoszczelne czy normalne? 

 

RAFAŁ KOT: Nie jakoś nie miałam okazji za bardzo pracować. Znaczy na jakimś biegu biegałem skarpetki wodoszczelne, ale były za małe na mnie. Tak więc nie miałem możliwości stosowania wodoszczelnych skarpet. Nie wiem, ciekawe. Sam jestem ciekawy po prostu jakby się stopa zachowywała. 

 

BHU: Właśnie, bo te problemy chyba głównie wynikają z tego, że Ty bardzo często moczysz tę stopę i stopa wysycha, prawda? Moczysz, wysycha i tak sobie pomyślałem też nigdy nie miałem okazji, ale może te skarpetki wodoszczelne byłyby jakimś rozwiązaniem?

 

RAFAŁ KOT:  Może, ale na pewno nie tutaj na GSB, ponieważ chyba że miałbyś te skarpetki i już nie podkolanówki tylko pod uda wręcz, bo nalałaby Ci się woda niestety, nawet gdybyś miał podkolanówki, ale jeżeli naleje Ci się woda, tak jak i w buty wodoszczelne do środka to jest bieda. To jest jeszcze gorzej i oczywiście niż byś miał nie wodoszczelne. Być może byłyby jakimś rozwiązaniem. Powiedzmy nie na tak ekstremalnych warunkach, ale też na jakiś takich cięższych, ale ja tutaj. To nie jest tak, że ja nakleiłem sobie plastry i do końca pięćset kilometrów leciałem z tym. Nie. Tutaj były warunki takie jakie były. Rzeczywiście ta stopa się bardzo często moczyła i to i właściwie to cały czas była woda w butach i stopy były cały non- stop mokre. Tak więc co jakiś czas te plastry zmieniałem. Nie są to tanie rzeczy, to prawda, ale niestety później leczenie stóp tak jak u Angeliki trwa to długie tygodnie, więc warto jednak o to zadbać i te koszty. 

 

BHU: Poza tym ból jest niewyobrażalny. 

 

RAFAŁ KOT: Oczywiście. To jest druga rzecz.

 

BHU: To trzeba z tym walczyć. Słuchaj, opowiedziałeś mi przed rozmową, że masz jeszcze chrapkę na fajny projekt tej jesieni.

 

RAFAŁ KOT: Dzisiaj już mogę zdradzić, ponieważ ta rozmowa się nie ukaże ani dzisiaj, ani jutro.

 

BHU: W piątek.

 

RAFAŁ KOT: Chwilę to potrwa. W piątek już pewnie wszyscy będą wiedzieli, ponieważ mam zamiar to wrzucić informację trochę szybciej. Dzisiaj był test dla mnie. Wziąłem udział w takich kameralnych zawodach na dystansie maratonu. Zrobiłem sobie test. Dzisiaj jak rozmawiamy to jest trzy tygodnie po GSB. Miałem duży problem tak jak mówiłem ze stawem skokowym, bardzo spuchnięta stopa, duży ból i ten ból się przy każdym powiedzmy jakimś tam ruchu, podniesieniu śródstopia czy palców pojawią dosyć intensywnie. Minęło trzy tygodnie. Zrobiłem sobie dzisiaj test na dystansie maratonu i się okazuje, że jest spoko. Zrobiłem poniżej trzech godzin maraton. Taki był cel, żeby zrobić gdzieś tam w granicach trzy zero pięć, trzy dziesięć i jeżeli miałoby się to okazać, że zrobię w takim tempie bez bólu to znaczy, że mam zielone światło a tym zielonym światłem i tym projektem, który gdzieś tam mi w głowie siedzi, który chciałbym zrealizować to jest główny szlak sudecki po prostu i tak sobie pomyślałem, że fizycznie beskidzki nie dał mi aż tak mocno w kość. Psychicznie powiedzmy też na szczęście się nie zablokowałem na pewne rzeczy i nie pozostawił takiego śladu w sensie, że jakiś uraz mi został. Dalej, myślę o jakichś zwariowanych rzeczy. Myślałem o jakiś zawodach oczywiście w listopadzie, ale nie wiadomo. Dzisiaj nie wiadomo, jak będzie wyglądała sytuacja z poważniejszymi zawodami. Łemkowyna się odwołała. Lament Świętokrzyski się odwołał. Biegi Szczawnicy się odwołały, więc po prostu stwierdziłem, że coś trzeba zrobić.

BHU: I wolałbyś pobiec zawody niż własny projekt?

 

RAFAŁ KOT: Myślałem o zawodach. Wcześniej myślałem o zawodach. 

 

BHU: Dlaczego wolisz zawody biegać?

 

RAFAŁ KOT: Znaczy to nie jest tak, że wolę. Ja lubię i zawody i tego typu projekty. Po prostu w przyszłym roku mam taki pomysł, żeby trochę to połączyć i robić fajne zawody. W sensie takie poważniejsze, na przykład jakieś (ns. 1:02:03) Mistrzostw Polski. Jak się uda pojechać na Mistrzostwa Świata na przykład to też czy jakieś takie właśnie bardziej prestiżowe, ale też właśnie tego typu własne projekty biegowe takie jak mówię, wracam na GSB, inne rzeczy też mi chodzą po głowie. Zobaczymy, na ile będą otwarte granice i na ile te środki finansowe będą, bo tutaj nie ukrywajmy ja cały czas gdzieś tam działam na pograniczu możliwości finansowych. Niestety tak to jest cały czas.

 

BHU: Bo nie masz ciągle stałej pracy? 

 

RAFAŁ KOT: Nie, nie. Powiedzmy, że poświęciłem się temu co teraz robię i też niestety ma to swoje tego typu konsekwencje.

 

BHU: Że liczysz każdy grosz?

 

RAFAŁ KOT: Trochę tak, aczkolwiek spotykam się ze śmiesznymi sytuacjami, tak jak ostatnio ktoś mi powiedział, że kurczę Rafał Ciebie tam już rozpoznają to ten. To to pewnie nie masz problemów finansowych? Tak się okazuje, że niektórzy to postrzegają. Niestety nie jest to tak. W każdym razie wracając do tematu to nie jest tak, że wolę zawody, a na przykład kosztem czegoś. Nie, w tym roku po prostu po raz pierwszy zrobiłem duży, indywidualny projekt biegowy. Się okazało, że bardzo mi się ta formuła podoba, a jest pewną alternatywą w momencie, kiedy tych zawodów nie będzie, bo nie wiadomo, jak będzie. 

 

BHU: To jest niesamowite w Tobie jako w biegaczu to, że jesteś w stanie bardzo szybko tak naprawdę nie potrzebujesz żadnego specjalnego treningu, żeby się przygotować do trasy tak długiej jak GSB czy GSS, prawda? Bo to nie jest tak, że Ty?

 

RAFAŁ KOT: Jeżeli masz odpowiednią bazę w sensie przerobionych kilometrów to jesteśmy elastyczni. No właśnie i to jest super, że tak masz i że się możesz łatwo przestawić i nie musisz się jakoś szykować pół roku wiesz do GSB.

 

BHU: Poza tym te polskie góry to też nie oszukujmy się to nie to nie są powiedzmy jakieś nie wiadomo jakie. Oczywiście przewyższenia na pięciuset kilometrach dwadzieścia tysięcy przewyższenia, ale to nie są jakieś tam wielkie trudności techniczne do których się trzeba szczególnie przygotowywać. Techniczne nie, ale myślę po prostu o wiesz bieganiu odpowiedniej ilości kilometrów, ale Ty i tak biegasz dużo, prawda? Ile w tej chwili tygodniowo biegasz średnio kilometrów?

 

RAFAŁ KOT: To różnie wiesz, ciężko powiedzieć. Powiem Ci tak, że w tym roku mamy dwudziesty piąty października. Do dzisiaj mam przebiegniętych jakiś sześć i pół, sześć tysięcy sześćset kilometrów. Do końca roku pewnie dojdę do liczby ośmiu tysięcy kilometrów. W zeszłym roku było to siedem tysięcy siedemset. Też trzeba uważać na jakieś kontuzje czy na jakieś przeciążeniowe, czy na jakieś zmęczeniowe sprawy. Ja nie mówię o tym, co mówię teraz, żeby się jakoś tam chwalić czy po prostu komuś dać wskazówkę. Znaczy wskazówkę. Wskazówkę ktoś może mieć, potraktować jako wskazówkę, ale nie jako taką radę, którą musi zastosować w swoim życiu, ponieważ do tego też trzeba, do takich kilometraży też trzeba dochodzić z czasem. To raz, a dwa nie każdy musi to robić, bo też zależy co chce robić tak naprawdę i do czego się przygotowuje. A trzy chyba też nie każdy może tak zrobić.

 

BHU: Nie każdy może, bo to jest chyba kwestia jednak regeneracji w dużej mierze?

 

RAFAŁ KOT: Regeneracji i pewnych uwarunkowań indywidualnych.

 

BHU: Udało Ci się trochę poprawić sen? Dłużej sypiasz w tym roku, bo pamiętam, że ostatnio troszkę zarzucałeś sobie, że nie?

 

RAFAŁ KOT: Nadal jestem tak nierefundowany.

 

BHU: Że siedzisz do późna i co robisz? Czytasz książki, grasz w gry czy oglądasz Netflixa?

 

RAFAŁ KOT: Nie raczej książki właśnie i to jest bardzo niefajne. Akurat w tym roku miałem dwa roztrenowania i kwarantannę. W momencie, kiedy mam powiedzmy taki okres, kiedy nie mogę gdzieś tam się poświęcać na jakieś zawody czy na jakieś biegania czy coś takiego to właśnie sięgam po te książki. Jak sięgnę po te książki to po prostu później się nie mogę oderwać i później się nie mogę znowu przestawić na ten tryb powiedzmy innego życia i w związku z tym zarywam na przykład noce, poświęcam ten czas, który powinien być inaczej poświęcony na to, żeby gdzieś tam sobie poczytać Dostojewskiego czy nie wiem czy (ns.1:06:22) 

 

BHU: Klasyka. 

 

RAFAŁ KOT: Wiesz co jest tyle pozycji z klasyki, które są wciąż na mojej liście, a których jeszcze nie przeczytałem, że chyba ta klasyka cały czas będzie mi do końca życia towarzyszyć jednak.

 

BHU: A czytałeś (ns. 1:06:36)?

 

RAFAŁ KOT:  Dawno temu. Tak.

 

BHU: Właśnie ja też, a ostatnio jest bardzo wiele osób zaczyna o nim mówić na nowo i bardzo chcę go sobie odświeżyć. Podobno jest niesamowicie współczesny. 

 

RAFAŁ KOT: To tak jak Walden Davida Thoreau o życiu powiedzmy w zgodzie z naturą. Takie myślę, że chyba znak czasu na pewne rzeczy i nasze podejście do świata, do życia, do samych siebie. 

BHU: Tak literatura klasyczna jest czymś do czego na pewno warto sięgać zawsze.

 

RAFAŁ KOT: Oczywiście myślę. Ja zresztą ja jestem zwolennikiem złotego środka, filozofii Arystotelesa i on powtarzał, że człowiek, żeby być szczęśliwy i spełniony to musi mieć właśnie ten złoty środek. Nie tylko powiedzmy aktywność fizyczna, ale też rozwijanie swej aktywności duchowej. Nie można być tylko albo nie można być, tylko powiedzmy kimś, kto rozwija się duchowo i na to poświęca sto procent swojego czasu, a zaniedbuję siebie jako swoje ciało i siebie jako istotę powiedzmy o cielesną. Myślę, że to wszystko trzeba połączyć i wtedy jest dużo, dużo lepiej dla nas samych. 

BHU: Absolutnie. Rafał, dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Podczas naszej rozmowy słońce zaszło i już Ciebie nie widzę właściwie. 

 

RAFAŁ KOT: Rozmawiałem w tym momencie po ciemku. Jakoś tak się fajnie rozmawiało na tyle, że nawet nie pomyśleliśmy o tym, żeby.

BHU: Coś włączyć.

 

RAFAŁ KOT: Żeby światło włączyć. Kawkę właśnie dopijamy. Tak więc to chyba dobry moment, żeby tym miłym akcentem.

BHU: Zakończyć.

 

RAFAŁ KOT: Zakończyć. 

 

BHU: Dziękuję Ci bardzo i powodzenia cokolwiek tam sobie zaplanujesz. Do następnego razu w takim razie.

 

RAFAŁ KOT: Powodzenia dla nas wszystkich. Ja tutaj jeszcze mam nie wiem taki apel i taką do organizatorów, bo ja jako zawodnik, my jako zawodnicy możemy sobie znaleźć jakieś właśnie pomysły na bieganie, a Wy musicie niestety ten trudny czas przetrwać i fajnie będzie, jeżeli przy kolejnych zawodach, w kolejnym sezonie będziemy mogli razem się spotykać. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku pamiętajcie o tym. 

 

BHU: Pozdrawiam serdecznie. Dzięki. Trzymaj się.

 

RAFAŁ KOT: Dzięki. 

 

BHU: Zmagania na GSB przybierają na sile. Niesamowite jest śledzenie rywalizacji na tak długich trasach i bardzo się cieszę, że dorobiliśmy się ultrasów, którzy są do tego zdolni, więc na tyle dobrze, że wyniki różnią się o minuty i zaczyna być istotny styl, w jakim trasa została pokonana. To wspaniałe, bo oznacza, że nasz sport zaczyna się naprawdę rozwijać. Czasem powoduje to również konflikty, ale jak ktoś jest dobry i się wychyla to mu się czasem oberwie. Ważne jest, abyśmy w tym wszystkim zachowali dystans i szacunek, a to, że czasy są takie, że technologia umożliwia komentowanie wszystkiego i zawsze to wcale nie oznacza, że musimy z tego przywileju korzystać. 

 

Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Jeśli podoba Wam się to, co robię gorąco namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/blackhatultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście Wy, słuchacze. Dlatego bardzo doceniam każdy wkład, a najniższy próg wsparcia to tylko pięć złotych, więc gorąco Was namawiam. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka podcastu. Podcast można również wspierać w mediach społecznościowych, udostępniając informacje o nim w postach, relacjach i na tablicach. W tej chwili podcast na patronite wspiera już dziewięćdziesiąt sześć lat, ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych, których miesięczny wkład jest największy. Są to Agnieszka Barczyk, Krzysztof Bednarz, Adam Bogdał, Magdalena Czernicka, Agnieszka Dudek, Andrzej Gąsiorowski, Bieta-Hirń- Morawska, Michał Janiak, Paweł Kaczmarek, Przemysław Kozłowski, Szymon Kubicki, Agnieszka Łęcka, Marek Maj, Wojtek Mąka, Michał Mężykowski, Wojciech Pietrzok, Łukasz Rożanowski, Kamil Sowiński, Marcin Stefaniak, Przemysław Strąk i Edyta Winnicka. Dziękuję Wam kochani bardzo serdecznie do wsparcia. Nieustająco zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podkaście o nazwie BlackHatTeam. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywacie swoje historie, a nagrany materiał wysyłacie do mnie i ja go publikuję w formie podcastu. Gorąco namawiam do tego, abyście się przełamali i opowiedzieli swoją historię. Zapewniam, że znajdziecie swoich odbiorców, więc jeśli czujecie, że chcecie to zrobić, zapraszam do kontaktu na adres: ultra@blackhatultra.pl. Ten odcinek podcastu BlackHatUltra przygotowali Kamil Dąbkowski - prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof - Pietrzak - Transkrypcja i media społecznościowe, a autorem muzyki jest Audiodealer.

 

A jeżeli jeszcze tu jesteś? Tak sobie myślę, że żyjemy w ciekawych czasach, prawda? Trochę jest nerwowo, jest dużo niepewności, podziałów. Możemy też czuć się potraktowani niesprawiedliwie. Medytacja pomaga zawsze, zwłaszcza jako część codziennej rutyny, jednak medytacja czasami nie wystarcza. Czasem trzeba działać bardziej zdecydowanie. Gdy trenujemy sumiennie pięć dni w tygodniu musimy też zadbać o regenerację. Jest to niezmiernie ważne nie tylko dla nas, ale również dla naszych dzieci, rodzin. Dlatego nie zapominajmy o codziennych, wieczornych spacerach. To wspaniale wpływa na naszą regenerację, zwłaszcza, gdy te spacery odbywają się w centrach naszych miast. Niezależnie od pogody, nieważne, czy wali piorunami, czy też nie spacery są kluczowe, abyśmy czuli się dobrze. Oczywiście nie zapominajmy o maseczkach. Do zobaczenia na spacerze. Buźka.

bottom of page