top of page

BHU: Cześć to jest Black Hat Ultra.

AO: To jak zadzwonił do mnie w pierwszej chwili, powiedział, że się całkowicie zgubił. I sobie tak myślę: no dobra, no mówi zgubił się, zajechałem się i mam dość biegania. Mówię do niego: daj mi czas, zastanówmy się, zobaczmy. Ja muszę chwilę sobie przetrawić, ułożyć jakąś taką własną nutę.

AO: Bardzo jasno określał cel. Co chciałby osiągnąć, nie? Dla mnie jest to klarowne, proste, bardzo jasne przesłanie, że ja chcę podjąć wyzwanie, które nie będzie w strefie komfortu, które będzie dla mnie jako trenera takim czymś więcej niż tylko treningiem. No nie czarujmy się, można pracować z każdym, tak? I łatwiej powiedzieć jest: dobra ktoś biega 70 minut, chce biegać 65 to naprawdę nie trzeba nic wiele. Powiem to jako trener: nie trzeba wiele. A trudniej jest się podjąć wyzwania z zawodnikiem, który mówi do ciebie: tak, chce być najlepszy na świecie. Chcę się zmierzyć z całym światem. No ale, to już jest takie wyzwanie, które no wymaga od nas obu nauczenia się słuchać. Prawda jest taka, że trener rozwija się z zawodnikiem. Nie ma innej możliwości uważam. I razem z nim się rozwija, razem z nim wchodzi na ten poziom. Jeżeli wzajemnie nie nauczymy się słuchać nic z tego nie będzie.

BHU: To był Andrzej Orłowski. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam was podcastcie Black Hat Ultra. Przedstawiam tu historię niezwykłych osób, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości aby się rozwijać a tym samym motywować i inspirować innych do poszukiwania w sobie tych nieodkrytych i niezliczonych pokładów energii. Andrzej Orłowski jest trenerem mistrzów. Od zawsze miał takie ambicje. Działa głównie z młodzieżą we Wschowie w ramach klubu LLKS Osowa Sień. Andrzej jest również trenerem bardzo wszechstronnym, który pomaga rozwijać się nie tylko biegaczom, a jeśli biegaczom to nie tylko płaskim. Spotkałem się z Andrzejem bo chciałem poznać osobę, która stoi za sukcesami Bartka Przedwojewskiego. Współpracują razem od 3 lat i jak pokazuje ostatnia wygrana Bartka na Azorach jest to para bardzo dobrze dopasowana. Nie zapominajmy również, że pod skrzydłami Andrzeja jest Marcin Rzeszutko. Andrzej opowiada o tym jak przeżył występ Bartka i Marcina na Azorach, o tym czym jest krakersowanie, o mistrzowskiej mentalności, o tym jak powinny wyglądać proporcje pasji i życia. O pozytywnym nastawieniu, a od bardziej technicznej strony opowiada o treningu bazującym na kontroli kwasu mlekowego.

BHU: Drodzy słuchacze, jeżeli podoba wam się to co robię to gorąco namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/BlackHatUltra. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka.

BHU: Andrzejowi pojawiają się łzy w oczach jak jego zawodnik wchodzi na podium i wybrzmiewa nasz Mazurek Dąbrowskiego. A marzy o tym żeby kiedyś jeden z jego zawodników wystartował na olimpiadzie. Uda się? Posłuchajcie.

BHU: Cześć Andrzej, witam Cię serdecznie. 

AO: Witam cię Kamilu. 

BHU: Dziękuję za zaproszenie do pięknej Wschowy. W ogóle wiesz, jak ja tak jeżdżę po kraju i odwiedzam różne miejsca, w których nigdy wcześniej nie byłem. To jest dla mnie zawsze fajne doświadczenie znaleźć takie niezwykłe perełki. Opowiedziałeś mi niesamowitą historię, że Wschowa była trzecim co do wielkości miastem w Polsce w średniowieczu.

AO: Dokładnie tak. Wschowa czyli Fraustadt z niemieckiego, czyli miasto pań. Trzecie miasto co do wielkości w średniowieczu, można sobie sprawdzić. Obecnie tylko 12 tys. mieszkańców. Ale klimat na pewno jakieś, troszkę może zaniedbany. Troszkę tutaj nie mamy dużych instytucji czy dużych firm ale przechodząc się po tych uliczkach można zobaczyć wiele fantastycznych rzeczy.

BHU: Tak, jak to poniemieckie miasta w Polsce. Piękne, tzn. Czuć w nich taki ślad dawnej wielkości, piękności. Czasami komuś się uda rzucić groszem i utrzymać jakiś większy budynek a czasami niestety porasta zieleniną i tak się jego chwała kończy.

AO: I tak bywa. Aczkolwiek historia zawieszona na ulicy.

BHU: No, dokładnie. Także dziękuję ci bardzo za zaproszenie tutaj. 

AO: Mnie jest również bardzo miło. 

BHU: I że przyjąłeś zaproszenie do podcastu. Dziękuję.

AO: Mam nadzieję, że będziesz zadowolony z tego, że mamy coś do powiedzenia.

BHU: Ja to już jestem zadowolony. Andrzej powiedz mi Bartek ostatnio na Azorach nieźle poszalał.

AO: No coś mu się tam udało zrobić.

BHU: Jesteś trenerem Bartka Przedwojewskiego. Powiedz mi jak ty się czułeś jak mu tam tak dobrze szło? Jak się czuje trener w ogóle jak jego podopieczny tak szaleje?

AO: Powiem tak, ja się czułem paskudnie generalnie. 

BHU: Bo? 

AO: Człowiek siedzi tutaj, zawodnik jest tam, omawiamy przez godzinę każdy etap, a tam co chwila coś nowego. Co chwilę jakaś zmiana, pogoda nie taka jakiej kiedykolwiek ktoś się spodziewał w tym miejscu. Tu nie widać, tu szaleją wiatry. Wszystkie założenia no tak można powiedzieć zrealizowane w 100% aczkolwiek wiemy jaki był specyficzny rok. Jak trudno było się przygotować, jak trudno było się mobilizować i motywować do tego żeby cały czas zostawać w tej drodze do góry. Nie ma co ukrywać, że Bartek był w wyższej formie wcześniej niż na Azorach.

BHU: Kiedy? 

AO: Może ktoś będzie zaskoczonych ale on doskonale wie kiedy. Ja też o tym mogę wspomnieć, że no szykował się na tę zagamę, no i patrząc na wszystkie parametry, które oceniamy treningowo, no kończąc kwiecień Bartek był w takiej formie w jakiej chyba nigdy nie widział siebie ani ja go również nie widziałem. A co do Azorów, to mówię sami wiecie jak jest przeżywać start zawodnika, który trwa kilka godzin śledząc kropkę, będąc w tym czasie w pracy nie mogąc śledząc kropki.

BHU: Coś się stało, track się zgubił?

AO: Nie, no nie oglądam tego więcej. No to jest jakiś koszmar. Nie no, na pewno coś mu się stało w tym momencie. No to jest jakaś, jakaś straszna historia. Nie wiem, skręcił nogę, coś, coś się wydarzyło. Ta kropka stoi w środku lasu, pewnie się wywrócił. Nie wiem co się dzieje. Nie, nie oglądam tego. Wyłączam, przełączam na drugą stronę, mówię: no poczekam na jakieś wyniki. Widzę zdjęcia gdzieś tam na Instagramie przelatuje ten profil, nie no, przecież biegnie. Ale on dalej stoi, ale Jim się też zgubił. Ok, jak się obaj zgubili to na pewno biegną dalej. 

BHU: Nie no, śledzenie tych kropek to jest masakra zwłaszcza na krótkim, szybkim dystansie. To można zawału dostać.

AO: To jest bardzo trudne. Takie przeżywanie na zewnątrz to jest takie no, taki wyrok emocjonalny można powiedzieć. Trudniej czasami niż wykonać sam wysiłek, bo wysiłek nas nakręca, nie? Hormonalne nakręca. A tutaj emocjonalnie człowiek jest zmęczony tym czekaniem, tym napięciem takim właśnie psychicznym. I dobiegł nie dobiegł, jest już, czasy wpadają i wpadają. Dobrze, że chociaż na tej stronie Salomona widzieliśmy te punkty, które się otwierały można było śledzić. Kiedy biegł na dany sektor to już wszystko rozplanowane. Który sektor można pierwszy śledzić. No to była jedyna taka możliwość. 

BHU: Ale powiedziałeś coś takiego, że zle ci się oglądało te zawody, bo ciągle się coś zmieniało i rozumiem, że jak byś był na miejscu to byłoby ci łatwiej reagować na te zmiany, tak?

AO: No z pewnością. Tym bardziej, że czasami zawsze można coś podpowiedzieć w trakcie co się dzieje. Już sam wyjazd i sam prolog był kwestią opcjonalną. Wiedzieliśmy, że w związku z sytuacją być może będzie tak, że zawodnicy z czołówki rankingu czy na podstawie punktów ITRA czy jakiejś innej formuły będą startowali w pierwszej fali, zrezygnuje się z tego pierwszego jak gdyby prologu, krótkiego niecałe 3,5 km rywalizacji. No ale wiadomo no to jest ten moment, w który najłatwiej było i ogarnąć medialnie i sprzedać jako taką zajawkę do tej całej imprezy. Rozumiem organizatorów Grega, same Azory, że oni chcieli to pokazać z tej perspektywy. No i tu mieliśmy taką sytuację kiedy wypada nam trzeci etap, na który wszyscy się czaili. Pojedziemy na Pico, będziemy wbiegać. Biegniemy na 2200, tak? Najwyższy szczyt Portugalii w sumie. No co się wydarzy? No wiedzieliśmy, że po długim ciągłym pojawi się vertical. Tak można było powiedzieć, bo tak trasa była skonstruowana. Trzeba było dobiec 20 kilometrów żeby zaliczyć bardzo stromy vertical, tak? 1060 bodajże na 3,5 km to całkiem zacznie. Biec kawałek krateru i wrócić z powrotem ten sam zbieg. Kiedy wiedzieliśmy, że to są skały wulkaniczne, że gdzieś to ostre dość kamyczki czyli, że coś się może wydarzyć. Ale wszyscy czekali. On miał być najdłuższym etapem w sumie całości. Naraz przychodzi zmiana, połączymy elementy pierwszego drugiego etapu. Coś z tym stworzymy, tak? Czyli zostaniemy na tej jednej wyspie. No to już, a wiedzieliśmy jakie są warunki, że było mokro, że mocno wiało, że trzeba próbować coś zmienić. No i ostatni etap, który naraz ze względu na bardzo silny wiatr, kiedy już mieliśmy go rozpracowany, wiedzieliśmy, do którego momentu chcemy przytrzymać Jima, bo znaliśmy jego strategię a on powiedział to wprost. A później mieliśmy taką sekcję techniczną gdzie biegniemy w busz, będziemy przez trzy kilometry lecieć takim elementem technicznym, który dla Bartka jest bardzo korzystny. Nie da się ukryć, jest bardzo sprawny na fajnym balansie.

BHU: Dla Jima, nie?

AO: Dla Jima nie. Jim potrzebuje się rozpędzić, potrzebuje pewnego gruntu, ma duże zapasy prędkości, dużo większe niż Bartek. No Jim biega 13"48' piątkę. Trudno powiedzieć, że to nie jest jakiś zapas prędkości. Już pomijając półmaraton, dychę i całą resztę, tak? No i w związku z tym cała ta taktyka troszkę legła w gruzach bo się okazało, że jedziemy na 28 tam z groszem a biegamy cztery kilometry więcej. Pamiętajmy, że już 85 było w nogach. Wydaje się dla nas mimo, że etapowo. No ale to też jest taki paradoks do ultra właśnie, że etap powoduje troszkę większe wyjechanie, nie? I energetyczne i psychiczne i większą mobilizację. Przy ultra jesteśmy nastawieni, że mamy od razu 100, a tu musimy się ścigać. Tak każdy etap ścigać praktycznie do spodu, bez jakiegoś kuktatorstwa, bez krakersowania. 

BHU: Co to jest krakersowanie? 

AO: Krakersowanie? No to jest takie moje słynne powiedzenie "krakersowanie", bo uważam, że mamy zbyt dużo zawodników, którzy zamiast się zmierzyć ze słabością i uznać, że pewne rzeczy są wpisane w bieg, tłumaczą, wszystko tłumaczą. Bolała mnie głowa, włosy miałem za długie, kitka nie była taka, nie wiem, no naprawdę paradoksy. Koszulka mi nie pasowała. Możemy żartować: niebieski, czerwony, biały jak to Bartek sobie żartował na temat koloru koszulek. Ale tu wiemy, nie no bolał mnie brzuch, wywróciłem się, upadłem. Przecież biegnąc może się wydarzyć tak dużo rzeczy i musimy być tego świadomi. Upadnę, ok. Wstaję, biegnę dalej, nie? Także no ja osobiście nie uważam, że należy się tłumaczyć. Jestem zły na to, że coś się wydarzyło, bo nie mogę wtedy zaprezentować pełni tego na co zawodnik jest przygotowany. Ale to no przecież to jest to wpisane, to jest piękno sportu. Jeden ma gorszy dzień, drugi lepszy, temu się coś wydarzyło, temu nie. Oczywiście nikomu nie życzymy. Superowo jest wygrywać w momencie kiedy rywalizujemy tylko z najlepszymi. To jest fantastyczne i do tego trzeba dążyć. Do tego trzeba dążyć. Czyli nie można krakersować, tłumaczyć swoich porażek, bo porażka nas buduje. Właśnie tak! Ale te czynniki zawsze są. One dla wszystkich są takie same. Ten kamień stał w tym samym miejscu, ciebie bolał brzuch dzisiaj, jego zaboli jutro. To może być naprawdę bardzo wiele czynników, bardzo szerokie spektrum tego, nie? I trzeba pamiętać, że jak podejmujemy rywalizację, my jako zawodnicy, my jako trenerzy nie ustalamy zasad. Zasady są przecież stricte określone: z punktu A do punktu B, po takiej i takiej trasie, w takich i takich warunkach, które zdecydowała za nas natura. No i nie mamy co się tłumaczyć. Wiadomo, że Tobie bardziej pasuje żeby pobiec, bo będzie bardziej stromo. Tak jak powiedziałem, wspomniałem dzisiaj, Bartkowi bardziej pasowało, że będzie technicznie, Jimowi bardziej pasowało, że będzie bardziej otwarcie i szybko. Jesteśmy tego świadomi. Karty są położone na stole, one wszystkie są otwarte, nie? Każdy z tych zawodników ma pewną specyfikę i specyfikację swoją tego co lubi, nie? Ale każdy w danych warunkach musi spróbować wykorzystać te swoje sto procent i te elementy, które jemu bardziej może pasują. 

BHU: Albo nie stawać na starcie.

AO: Stawianie na starcie nic nie wnosi. To jest tak jak, mógłbym powiedzieć, że ktoś zszedł to wygrałem z nim. Nie no tutaj zatocenie Bartka w sumie, bo jak Kilian w RPA, tak? Na OTG to w tym momencie Bartek uważa, że wygrałem z nim. I bardzo słusznie, ja też tak uważam. Nie wygraliśmy z nim. Po prostu miał kontuzję nie do końca.

BHU: Ale tego dnia wygrał czy nie?

AO: To suma sumarum patrząc na tabelę wynikową, tak? Na to co się wydarzyło na mecie wygrać. Ale wygrać z kimś to wtedy kiedy wszyscy mogą pobiec na 100% i okazać się lepszym. Żeby nie pozostawać w tej granicy komfortu. Bo to jest chyba początek sukcesu Bartka. 

BHU: Ale myślę, że Kilian biegł na 100%?

AO: Tak, ale no wiemy, że biegł. Biegł, wystartował na tyle na ile mógł w danej chwili, nie? Zrezygnował z tego biegu ze względów kontuzji. Nie będziemy tego tłumaczyć, ale fajnie jest jeżeli mogę sobie tak do końca powiedzieć. Żeby nie dawać tej satysfakcji bo w przeciwnym wypadku możemy byle jaki bieg, byle jaki sukces ominąć w złotko i powiedzieć: fantastyczna sprawa. 

BHU: To prawda. No jakby na Zegamie wpadł przed Kilianem byłoby zwycięstwo. 

AO: Byłaby rewelacja, byłaby rewelacja. No z tym lepszym od kogoś to ja to takie mam powiedzenie, że faworyci to jest pierwsza trójka na mecie. Pamiętajmy, tu się zebrała też śmietanka, jak jeszcze wracamy cały czas Azorów - śmietanka ludzi. Patrząc na ranking, patrząc na nazwiska. Każdy ma świetne dokonania, ten jest fantastycznym verticalowcem, ten jest pierwszy w rankingu tak jak Jim np., tak jak Vit rano. I każdy kolejny ma swoją lepszą i słabszą stronę ale w czymś się specjalizuje. Jest to wybitny człowiek, wybitny zawodnik. Stają na starcie, każdy z nich chce jak najlepiej, tak? I nie możemy powiedzieć, że ty jesteś faworytem. Wiem jak jest w biegach górskich. Kryzys zdarza się znienacka, czyha na nas za zakrętem, tak? A słowa "udało się", "szczęście" to zostają na kanapie w domu. Nie jest zupełnie inaczej. Każdy staje z tą samą myślą, nie? Każdy z perfekcyjną, że on chce. Bo każdy chce zostać zwycięzcą tego, nie?

BHU: Absolutnie.

AO: A życie pisze taki scenariusz, który po prostu po drodze się buduje związany z treningiem, z indywidualną stroną, z doświadczeniem z trasą, z pogodą z wszystkimi czynnikami. I nie możemy patrzeć tak jak gdyby jednostronnie. 

BHU: No właśnie, cały ten proces przygotowania do takich biegów jest niesamowicie złożony i zależy od całej masy czynników. Biorąc pod uwagę to jakimi ludźmi się rodzimy, jak się wychowujemy, prawda? Jak trenujemy za młodu. 

AO: Dokładnie. 

BHU: Na jakiej zasadzie ty dobierasz ludzi, z którymi chcesz pracować? Czym się kierujesz?

AO: Powiem ci tak, może zaskoczę ale lubię lubić własnych zawodników, bo to jest paradoks. Mam takie sytuacje nawet z młodymi zawodnikami, których wychowałem, którzy dochodzili gdzieś do pierwszej klasy, do mistrzowskiej, jeździli na mistrzostwa świata z którymi nie lubiłem pracować. Ze względów charakterologicznych, ze względu nie do końca powiedzmy takiego zaufania jakie chciałbym żeby się tworzyło, bo wraz z wiekiem, wiadomo, młody człowiek się rozwijania. Jeżeli chodzi o starszych zawodników to powiem ci tak no generalnie uważam, że fajnie jeżeli to jest dla mnie wyzwanie. Coś takiego specyficznego może być to [...]. 

BHU: Jak definiujesz wyzwanie? 

AO: Bardzo różnie. Czasem doświadczenie życiowe, że ktoś mi powiedział, że coś do biegania mnie zmusiło i chcę zrobić to i to. Nie wiem, to jest po prostu kwestia intuicyjna. W tym momencie mówię dobra spróbujemy to zrobić, nie? Z perspektywy wiadomo jakiegoś takiego poziomu czy jak Bartek, tak? To jak zadzwonił do mnie w pierwszej chwili i powiedział, że się całkowicie zgubił. Tak dużo sygnałów, bo pobiegłem całkiem fajny rok, osiągnąłem parę tam imprez, pokazałem się, jestem na tyle ambitny, że chciałbym jeszcze więcej, nie? I sobie tak myślę: no dobra, no mówi zgubił się, zajechałem się, mam dość biegania itd. Mówię do niego: no daj mi czas, zastanówmy się, zobaczmy. Ja muszę chwilę sobie przedstawić, ułożyć jakąś taką własną nutę. Mówię dobra no i nie patrzyłem w kwestii tego nawet na poziom sportowy kiedy znam Bartka praktycznie od piętnastego roku życia, bo ścigał się z moimi chłopakami, których ja trenowałem. Bardzo wielu, to była duża grupa chłopaków, z niektórymi mieszkał nawet w SMSie będąc we Wrocławiu. No i gdzieś się tam obchodzili, lubili, spotykali i ok. Ale w takim momencie kiedy zawodnik mówi no dobra zgubiłem się, ale bardzo jasno określał cel co chciałby osiągnąć, nie? Dla mnie jest to klarowne, proste, bardzo jasne przesłanie, że ja chcę podjąć wyzwanie, które nie będzie w strefie komfortu, które będzie dla mnie jako trenera takim czymś więcej niż tylko treningiem. Bo nie czarujmy się można pracować z każdym, tak? Można się reklamować jako trener, stworzyć sobie warunki i łatwiej powiedzieć jest: dobra ktoś biega 70 minut, chce biegać 65 to naprawdę nie trzeba nic wiele. Powiem to jako trener, nie trzeba wiele żeby on zrobił postęp. Trzeba przekazać mu pewną wiedzę, pewne umiejętności, pewną samokontrolę nad tym co robi i tylko ukierunkować żeby nie zaczął przesadzać, że codziennie będzie więcej, szybciej. I to częstokroć ten spokój, systematyczność wystarczy. A trudniej jest się podjąć wyzwania z zawodnikiem, który mówi do ciebie "tak, chce być najlepszy na świecie, chce się zmierzyć z całym światem". No ale gdzie ty jesteś w tym momencie? "No wygrałam jakiś bieg w Polsce, pobiegłem świetnie na mordulę, wszyscy myśleli, że zdechnę. Dobiegłem do mety, było fajnie. Zajarałem się tym, jest ekstra." Ale to już jest takie wyzwanie, które wymaga od nas obu nauczenia się słuchać. Prawda jest taka, że musimy mieć taką świadomość, że to nie jest tak, że trener mówi wszystko jest do zrobienia, zawodnik robi, wszystko ganc egal. Ja zawsze mówię, że w excelu wszystko się zgadza. Czyli w treningu możemy zsumować objętości itd. Mamy tych zawodników dobiegających do 10 kilometra gdzie im 100 metrów zabrakło. Nie wiem, nie mnie oceniać, nie? Ale prawda jest taka, że trener rozwija się z zawodnikiem, nie ma innej możliwości uważam. I razem z nim się rozwija, razem z nim wchodzi na ten poziom. Jeżeli wzajemnie nie nauczymy się słuchać nic z tego nie będzie. A ponadto trzeba pamiętać, że jeżeli zawodnik mówi do ciebie, że chce zostać mistrzem a ty mu tłumaczysz: dobrze, ale pamiętaj, sport nie jest najważniejszy. No jak? Jak sport nie jest najważniejszy?! Ja chcę być mistrzem! Ja zrobię wszystko żeby tym mistrzem zostać! Pamiętaj, że jeżeli nie dopasujesz pasji [...], bo sport jest rodzajem pasji, nawet jak z niej żyjemy, tak? Nie dopasujesz do życia, to wcześniej czy później się rozjedzie. Ten rok generalnie bardzo dobitnie nam pokazał, że to założenia, które ja przedstawiłem na początku naszej współpracy oddzwaniając po jakimś czasie do Bartka, te trzy lata temu. Okazało się bardzo słuszne, tak? Bo na przykład jako strażak, no się tak fajnie wydaje. Pracuje 24 godziny, mam 48 wolne, no ale tak, przez te 24 mogę być na czterech akcjach normalnie, mogę siedzieć na punkcie kiedy nie wyjadę na akcję. No i co zrobić? No normalnie byśmy traktowali, tak jak ty jesteś zajęty, sam biegasz, tak? I mówisz dobra, to jutro mam wolne, dzisiaj mam dzień zajęty, przyjechałem robić wywiad z takim Andrzejem, ok, ale jutro mam cały dzień, pójdę pobiegać. Superowa sprawa, nie? No ale dobra, ale on po tych pięciu akcjach jest częstokroć nieczynny, bo on spał pół godziny. To cały akcent zaplanowany nic nic nie wnosi, nie? No a ten rok pokazał sytuację poza niepewnością, całą resztą, że naraz podejmują decyzje, że ta jednostka pracuje 24/24. Czyli jestem dobę w pracy, dobę wolną, dobę w pracy, dobę wolną, potem mam tydzień wolnego. Jak podejść do treningu? No musimy się i tego nauczyć i z tym zmierzyć i coś spróbować. I nie jest powiedziane, że nam wyjdzie. Próbujemy. Generalnie Próbujemy to zrobić, nie? I tak się zachowaliśmy, tak samo w pierwszym tygodniu, tak standardowo, nie? Tak w nerwach, no zmienili nam coś, kurczę, no mam ten grafik, patrzę, zmieniam. No to jak mam wolne, no to zrobię sobie jakiś trening. Jak mam tam w pracy jestem to może pójdę na jakąś siłownię zrobię trochę sprawności. Okazuje się, że nie, że nie da rady, że jednak czasami lepiej przed tą pracą zrobić ten wysiłek, zdublować to zmęczenie, a następnego dnia pozwolić organizmowi złapać troszkę tego oddechu, troszkę odsapnięcia. I tu akurat w przypadku Bartka doszliśmy myślę do takiego poziomu przeogromnego zaufania, bo oprócz całego szkieletu, całej pracy zaplanowanej, oczywiście od startu docelowego tak jak to powinno być w lekkiej atletyce i w bieganiu. Nie z dnia na dzień, bo coś się dzieje. Tylko mamy ten cel cały gdzieś tam daleko i go budujemy. No to jednak to wszystko co jest zaplanowane można włożyć między książki. Jeżeli nie jesteśmy dopasowani do życzenia, nie? Musimy, musimy być reaktywni, musimy być na tę zmianę gotowi i spróbować pewne rzeczy ale w takiej kategorii, że masz taką pewną odpowiedź nie? Poza tymi czynnikami mierzalnymi, no bo ja bardzo mocno pracuje na kwasie mlekowym generalnie. Uważam to jako stricte takie główne potwierdzenie nawet pracy na tętnie itd.

BHU: Co to znaczy praca na kwasie mlekowym?

AO: Mamy taki poziom kwasu mlekowego, przy którym generalnie się nie zakwaszamy, tak? Czyli jesteśmy w treningu kształtującym. Ale nie przekraczamy takiej strefy można powiedzieć komfortu, wysiłku i możemy go gdyby nam starczyło energii takiego powiedzmy napięcia mięśniowego możemy go stosownie długo kontynuować i około 4 mmol kwasu mlekowego. Ale mamy też taki drugi krok czyli 2 mmol czyli próg tlenowy. No i teraz z punktu widzenia nawet biegów maratońskich, no całą sztuką byłoby biegać poniżej tych 4 mmol jak najdłużej i jak najszybciej. To wtedy możemy bardzo szybko pobiec maraton, tak? No tak przedstawiając ludziom nawet nie związanym z tym, no to w ten sposób tak najłatwiej to wytłumaczyć. No i teraz biorąc są kropelkę krwi, mając specjalny aparat Lactate Scout czy jak to tam kto zwał. Jest tych aparatów troszeczkę. Możemy spokojnie jak gdyby określić czy jednostka, którą realizujemy poszła w kierunku, który zakładamy. Teraz to jest taki sam niuans jak dla zawodowca i dla amatora. To nie jest tak, że dostajesz nawet od trenera czy sam wymyśliłeś sobie trening. I idziesz i go robisz. Pytanie jest po co go robisz, czego oczekujesz po tym treningu, jaki on ma ci przynieść efekt i co ty chcesz na bazie tego treningu zbudować w przyszłości, nie? Bo pamiętajmy, tu akurat jest tak, że ten kwas mlekowy przy tych biegach długich i tak zwany bieg progowy, ciągły, BC2, jak kto to nazywa. Pomijając podręczniki każdy ma swoją nomenklaturę, ale każdy wie o co chodzi. Biegam ciągły dzisiaj, jest ok, lecę, to jednak muszę być przygotowany jak ten wysiłek bazowy, nie? Taki bazowy, który mieści się w strefie, którą oczekuję. Wysiłek maksymalny też oczekuje jakiejś strefy. Trzeci zakres itd. Nazewnictwo mamy różne, kwestie indywidualne też są tutaj istotne, nie? Nie każdy zawodnik tak samo się kwasi wysoko, bo te maksymalne poziomy powiedzmy na poziomie 400 metrowców, 800 metrowców 24 mmol czy nawet wyżej. Oczywiście już wykraczające poza aparaturę standardową pomiaru świadczą o tym, że to jest taki wysoko kwasomlekowy, czyli taki można powiedzieć w takiej strefie wysiłku między 30 sekund a dwie minuty czyli taki maksymalnie trudnej, nie? A tutaj mamy taki niuans, że w perspektywie nawet szkolenia do biegów górskich trzeba pamiętać, że trasa weryfikuje możliwości, bo bazując płasko każdy z nas przebiegnie ten dystans. Teraz musimy pamiętać co zrobić, że wykraczając poza tą strefę kwasu kiedy organizm się zakwasza, kiedy rośnie moje napięcie. Każdy miał kiedyś zakwasy, zrobił jakieś ćwiczenie nowe i miał zakwasy następnego dnia. No tak samo w bieganiu, tak? Niezależnie od zawodnika, przefurzyłem, następnego dnia cierpię, tak? No to co zrobić w treningu kiedy patrzę na trasę, mam 5 podbiegów powiedzmy, mogą być to naprawdę krótkie ząbki, 50 metrów a pojawia się kłopot bo ja chcę wrócić do strefy komfortu, ja chcę wrócić poniżej tego. Wiadomo, że ten kwas mlekowy też spada wraz z przerwą, wraz z czasem. On się utylizuje po prostu wraz z czasem odpoczynku i tym wszystkim co się dzieje po wysiłku. Teraz patrząc no to globalnie no to ci zawodnicy, którzy już tak troszeczkę trenują bardziej amatorsko, taki amator zawodowiec, bo wielu z nas takich jest, że chcemy to robić bardzo dobrze, pytamy się, szukamy, czytamy, oczywiście rozwijamy. No to musimy też pamiętać, że za każdym razem wchodzimy i wracamy, nie? Czyli co mam zrobić żeby wrócić w ten cały czas w ten punkt komfortu i móc kontynuować wysiłek. Czyli muszę go mierzyć. Muszę go mierzyć, muszę go kontrolować. Jeżeli ten amator robi z tej świadomości swoje badania, ma założone strefy. Wiem, że w takiej strefie tętna pracuje. Oczywiście kwas mlekowy jest takim tym wewnętrznym potwierdzeniem tego co moje serduszko pokazało, po częstokroć właśnie na poziomie takim bardzo wysokim zwłaszcza w biegach górskich kiedy sprawność, trening funkcjonalny, lokomocyjny ma dużo większe znaczenie niż to co możemy zrobić w kwestii kilometrowej, do tego może później kiedyś wrócimy, no to musimy pamiętać, że mamy tak zwane zmęczenie mięśniowe. Nie jest to stwierdzenie książkowe, ja to tak nazywam, może kolokwialnie nawet. Może ktoś się z tym nie zgodzić, ma prawo, jakiś profesor na pewno. No i to zmęczenie fizjologiczne. Fizjologiczne mamy ten parametr, tętno powyżej tego pułapu. U mnie przy moim masie jest taki kwasy mlekowy, taki, wiem gdzie byłem. Ale wykonałem trzy nowe ćwiczenia wcześniej na samej sprawności, bo ktoś mi dołożył, trener wymyślił, że takie będzie dziwne, bo ja sobie spróbowałem zrobić postęp tym ćwiczeniom. I czuję, że jestem zmęczony, że moje mięśnie są jakieś ponaciągane coś. Nie oznacza to, że ja jestem zmęczony fizjologiczne, tylko mięśniowe, moje więzadła, moje mięśnie, trochę naruszyłem strukturę, może mocno wyciągnąłem, może na zbyt dużym napięciu, izotonicznie, izometrycznie. Nie wiadomo jak pracowałem, nie? No i w tym momencie mamy coś takiego jak wychodzimy - źle się czuje. Każdy z biegaczy to na pewno, nie? Ale rozkręciłem się, zrobiłem dwa, trzy kilometry lecą nóżki. No pobiegły, nie no fajnie. No i teraz z perspektywy właśnie tego poziomu mistrzowskiego, no to jeszcze mamy więcej narzędzi kontroli. Czy mamy te możliwości sprawdzenia, że jeżeli założyliśmy trzy odcinki biegane, na każdym biegaliśmy 20 minut. Dla przykładu 600 metrów przewyższenia. No jest co robić, tak? Powiedzmy 20% nam wyszło średnio na takim odcinku i oczekujemy, patrzymy na tą reakcję kwasu czy on nam rósł w każdym następnym, czy on nam spadał. Możemy sterować oczywiście przerwą, intensywnością rytmu, obciążeniem tego wysiłku, próbować biegać do jakiegoś zakresu tętna, tak? Żeby ten kwas dalej się utylizował, no to mamy taką odpowiedź co zrobić żeby nie zostać mistrzem pierwszego podbiegu, nie? Każdy z ultrasów pewnie to przebiegł, że czy stokroć ta ostatnia ścianka. Nieważne jaki to był dystans 70, 100 ta ostatnia ścianka. Przecież to było tylko 30 metrów pionu, a ja prawie na czworaka podchodziłem, nie?

BHU: Ale jak to jest, rzeczywiście Twoi zawodnicy biegają i mierzą sobie kwas mlekowy podczas treningu?

AO: Dokładnie tak. Ten aparacik nie zajmuje dużo miejsca, przecież to jest malutkie ustrojstwo. Gdzieś sobie tam w kieszonce, w pasku schowany, tak jak w spodenkach mamy jakieś tam, mierzą sobie po takim odcinku. Planujemy, że na tej jednostce, tak? Pamiętajmy też, że jak znamy zawodnika i wysiłki są takie już regularne, wiemy że mamy potwierdzenie pewnych takich wartości to możemy go zrobić dość spokojnie, nie? Aczkolwiek czynniki zewnętrzne choćby wiatr, błoto mogą zmienić założenia czasowe, nie? Bo łatwo wejść na stadion i mamy tu porównanie. Stadion ma zawsze 400 metrów, możemy pobiec w prawą stronę a nie w lewą, będzie OK. Wszystko będzie pasowało. Ale w górach [...]. Góry uczą pokory, nie? I trasa uczy pokory i przewidywania tego treningu na górach też uczy pokory. Dlatego warto kontrolować [...]. Czym częściej kontrolujemy, tym mamy więcej tych składowych do analizy, jak gdyby do odczytu. I pamiętajmy, że jednostki też się nakładają, nie? Oczekujemy, że na poziomie tego drugiego zakresu, tak zwanego ciągłego następnego dnia albo będziemy go w jakąś stronę przetwarzać, tak? Będziemy chcieli iść albo w stronę bardziej siłową, bardziej szybkościową. Teraz co zrobić? Co zrobić, zawsze jest dylemat co zrobić, nie? 

BHU: Jejku, niesamowite rzeczy opowiadasz. Myślę, że powinieneś założyć słuchaj podcast i opowiadać o swoich technikach. 

AO: Kamilu, podcast niech będzie taki, zostanie jak jest.

BHU: Nie no, wiesz generalnie teraz wszyscy zakładają podcasty. Każdy podcast służy czemu innemu. Ty byś założył świetny trenerski podcast. Mógłbyś sobie tu usiąść i opowiadać. 

AO: Miło że takie słowa słyszę.

BHU: Naprawdę. Masz świetny głos, jesteś mega ekspertem i myślę, że byś zainspirował znacznie więcej osób niż tych, którymi się opiekujesz.

AO: No być może ale wiesz co [...].

BHU: Kim czy ty lubisz mieć jednak bezpośredni kontakt ze swoimi [...]?

AO: Prawda jest taka, że nie zawsze mam ten bezpośredni kontakt, tak? Ja mieszkam tu, Bartek mieszka ode mnie 120 kilometrów, tak? Spotykamy się.

BHU: No ale znacie się długo.

AO: Znamy się długo, spotykamy się niejednokrotnie na jakiejś konsultacjach 2-3 dniowych, zdarza się, że Bartek wbija się do mnie, ustalamy gamę ćwiczeń. Bo ja mam trochę hopla na poziomie treningu funkcjonalnego i lokomocyjnego. Mam taki zestaw około 300 ćwiczeń może. Wybieramy sobie z tego 100 - 120, które realizujemy praktycznie. On sobie może pozwolić gdzie w pracy gdzieś realizujemy. Gdzie treningi te sprawnościowe na takie oparte trochę na asymetrii. Może to będzie zaskoczeniem ale pamiętajmy o tym jak każdy biegacz, trening, fajne ćwiczenie zobaczyłem ale on musi mieć dla mnie następstwa adaptacyjne. Czyli musi mieć jakieś utrudnienie żeby ono po pewnym czasie mnie dalej rozwijało. Do wykonania nie wiem, nawet głupich brzuszków 20 no potem, no co mam zrobić 30, 50, 100. Co mi to wnosi? I znowu wracamy do tego stricte pytania czy zastanowiłem się co ja chcę osiągnąć dzięki temu ćwiczeniu. Jeżeli człowiek porusza się asymetrycznie prawa z lewą, tak? Bo to tak musi funkcjonować. Nie jak Arnold Schwarzenegger prawa z prawą, lewa z lewą. No i teraz mogę sobie utrudniać życie, tak? W dowolny sposób. Na każdym ćwiczeniu znajdę takie utrudnienie, które będzie asymetryczne, które będzie mi pozwalało z perspektywy robienia np. zbiegu, znaleźć balans. To co jest najtrudniejsze. Musimy pamiętać, że poszukiwanie rytmu pod górkę i balansu z górki na dużej koordynacji jest chyba całym kluczem do tego żeby być kompletnym biegaczem górskim. Bardzo proste stwierdzenia ale bardzo trudne do zrobienia. Dlatego, że ciężko jest wypracować nawet koordynacyjnie nawet milionem ćwiczeń taką odrobinę szaleństwa, odrobinę odwagi. Ja to zawsze mówię: odrobinę syndromu motyla czyli przeniesienie centymetra ciężaru do przodu. Żeby organizm szedł tym rytmem z górki, nabierał określoną prędkość. Oczywiście nie leciał na wariata bo to nic mi nie wniesie, ale na takiej zasadzie, że mam świadomość, że to wszystko co wykonałem powoduje, że ja mam pewność, że niezależnie co się pojawi - kamień się przesunie, ja chciałem go przeskoczyć, nie zauważyłem co było za tym. Przecież jak lecę na określonej prędkości, tak? Ale mam świadomość, że wszystkie ćwiczenia oparte właśnie na tym balansie, na tym zaburzeniu asymetrycznym, na jakichś takich wytrąconych pozycjach spowodują, że ja spokojnie postawię nogę, zachwieje się, ale ta mobilizacja będzie na tyle duża. No ja stosuję takie porównanie, tutaj sobie tak wtrącę taki kolokwializm w sumie, nie? Ale jak biegniemy z góreczki, takiej może być łatwa góreczka zimą, i jest ślisko i czekamy, że się wywrócimy. Na pewno się wrócimy. Dlaczego? Bo już biegniemy, jesteśmy spięci. Jesteśmy spięci, wiemy, że jest ślisko. Jeżeli zachowujemy jak najwięcej luzu to w momencie kiedy się poślizgniemy mamy jeszcze możliwość spięcia niektórych mięśni po to żeby dać sobie, organizmowi jakąkolwiek szansę reakcji. Tu jest tak samo. I nie każdy zawodnik nawet wykonujący te miliony ćwiczeń. To co powiedziałem, ma taką odrobinę szaleństwa, taką odrobinę świadomości siebie i takiej wiary w siebie, że idąc tym rytmem pełnym napędzając się, ja w każdej sytuacji pokonam ten szlak, ułożę się prawo, lewo, przeskoczę, zrobię, poślizgnę się, tym ześlizgiem na trawersach przytrzymam się z prawej, z lewej będzie fajnie, nie? 

BHU: No ale to zbieganie właśnie, o którym mówisz tak ładnie ono chyba rzeczywiście jest najtrudniejsze i najbardziej wymagające od naszej psychiki. To co mówisz o tym zaufaniu do siebie samego, że Ty wiesz, że po prostu nie wyrżniesz za chwilę jak się puścisz z tej górki. 

AO: No to jest wiesz, takie wiele niuansów, bo my jak idziemy w góry, my sobie normalnie to prawda jest taka, że śledząc np. wiele publikacji to największa strata jest taka kiedyś wbiegamy na górę. To jest taki syndrom, który ja uczę biegaczy, że całego napierała. Cały czas w życiu trzeba napierać być mocno skoncentrowanym, co wcale nie jest tak łatwo, nie? No bo teraz tak, ja wychodzę w góry, wiem, że jest ciężko. Idę sobie na Kasprowy jest ciężko, Myślenickie Turnie o kurczę teraz się zacznie, idę wyżej, wchodzę na Kasprowy. No jest pięknie, no ale patrzę jak odpocząć, chwilę postać żeby złapać oddech bo serce było już ze mną na ramieniu, nie? No i tak wielu ludzi tak się zachowuje. Tych wielu biegaczy nawet na początku też. A z perspektywy rywalizacji ja wbiegam na górę i teraz muszę zapierniczać. Ja muszę teraz zmienić inną formę pracy, inne mięśnie obciążyć ale leczyć, nie czekać na odpoczynek mimo, że jest z górki. Bo ja wiem, że moje tętno się ustabilizuje, ono spadnie. Tylko ja nie mogę czekać na to teraz, już. Mieć odrobinę takiej świadomości, że muszę się nakręcić i nie czekać na ten odpoczynek ale być gotowym. 

BHU: Ale też to wytrenować trzeba. 

AO: Tak wytrenować. Ale musisz też pamiętać, że na dużym tętnie i na dużym zmęczeniu koordynacja jest zaburzona. I to jest bardzo istotne i musimy być tego znowu świadomi. To jest takie kilka słowo klucz, nie? Że jednak dojście do pewnej bariery takiej komfortu nic mi nie daje. Bo wychodząc 10 razy na rozbieganie, niejeden prezydent Stanów Zjednoczonych sobie biegał. Czy to znaczy, że jest biegaczem? Nie, jest joggingowcem, biega dla przyjemności. Mógłby fajnie przebiec jakiś dystans ale dochodzi do pewnego poziomu, który nie jest związany z treningiem tylko z tym, że biega, nie? 

BHU: Czyli ćwiczy a nie trenuje. 

AO: Tak, mogę przebiec trasę a mogę ją pobiec. Może taki wytrych, słowo, coś takiego, nie? Ale prawda jest taka, że właśnie, że dochodzimy do takiej innej rzeczy może. Może trochę odbiegłem nawet tak dygresyjnie, tak mi się zdarza czasem, że fizycznie treningowo największy problem to jest wygrać z sobą. Zawsze problem wygrać z sobą. My jesteśmy w takiej fazie komfortu i lubimy żyć w tej fazie komfortu, a trening to jest zmienianie siebie. I to nie jest tak powiedziane, że my na dzień dobry jesteśmy gotowi do tego żeby tego dokonać. Bo nie jeden z nas ma syndrom drugiego miejsca czyli jak pierwsze mi uciekło to oglądam gdzie jest trzeci. Już nie gonię pierwszego, nie podejmuje tego syndromu, tak? Wychodzę biegać, mam dość to nie patrzę może jeszcze do tego drzewa, może jeszcze tam do tego kamienia, może jeszcze kawałeczek tu zrobię? Tylko szukamy tego komfortu. A tutaj sztuka jest wyjść poza komfort. Czyli zacząć walczyć z sobą i być gotowy i na ból i na tą odrobinę cierpienia świadomości, ale też pamiętajmy, to jest tak wracając do tego co powiedziałem wcześniej, do tego, że my z Bartkiem nauczyliśmy się siebie słuchać. Jest coś takiego, że jak już wyjdę poza ten komfort to nie oznacza, że ja mogę tam zostać żeby go długo przesuwać. Ja jednak muszę zawsze zrobić krok wstecz, wrócić do tej mojej fazy komfortu [...]. 

BHU: Czyli kontrolować. 

AO: Kontrolować to żeby znowu jak wykroczy poza niego to ta moja granica będzie kawałeczek dalej. To jest może nie mierzalne ale to jest naprawdę bardzo istotne. W drodze do mistrzostwa jest bardzo istotne, nie? Bo każdy może być mistrzem, dla każdego mistrzostwo też oznacza co innego. Ale dla takiego zawodnika to jest właśnie bardzo istotne, że ja mogę później w kategoriach tej koncentracji, tego przewidywania tych sytuacji, tego rozegrania taktycznego całego biegu przewidywać, że ja mogę się jeszcze sponiewierać, że ja mogę naprawdę siłą woli, bo tego nie wiemy jak my dużo siłą woli możemy dobiec do końca. Kiedy ja już wiem, że jadę na oparach, tak? 

BHU: W tym kontekście te Azory były niezwykle trudne. Bo tam to były cztery dni, cztery starty. 

AO: Nawet pięć. 

BHU: Nawet pięć i Bartek nie mógł właśnie pojechać w opór za wcześnie, prawda? Bo musiał jeszcze myśleć o regeneracji na następny dzień. 

AO: To widzisz to jest tak: nie mógł myśleć pójścia w opór. Nie zgadzam się z tym. 

BHU: Nie zgadzasz się? O to fajnie.

AO: Nie zgadzam się z tym, dlaczego? Dlatego, że jak stajemy na starcie chcemy być mistrzem, tak? Co Ci da czekanie na drugi dzień? Tak prosto ci zadam pytanie - co ci da? 

BHU: Tzn. to nawet nie chodzi o to. Trzeba myśleć, że to jest jednak turniej a nie pojedynczy start. 

AO: Dobrze, ale zaczynamy kalkulować. Zaczynamy kalkulować ale znamy takie słowa jak "dzień konia". Każdy z biegaczy oczywiście zna. Fantastyczny bieg, w ogóle nie byłem gotowy ale poleciałem, super mu się biegło. Nie wiem skąd ja te 15 minut szybciej ten maraton przeleciałem, tak? Dzień konia taki, nie? Nie możemy kalkulować, jesteśmy gotowi do tej imprezy, szykowaliśmy się, stosowaliśmy warianty, które miały nas do tego przygotować treningowo. Wiedzieliśmy, że jest wszystko fajnie, tak? Wypadł nam powiedzmy trening sobotni. Tak że już było widać, Bartek to określił już na prologu. Przez to, że mi wypadł ostatni jakiś tam akcent czułem, że jeszcze muszę się dokręcić, przepalić trochę płuca, ok, nie? No i teraz staje na starcie, patrzę na trasę i muszę wykorzystać wszystkie możliwości tej trasy. Ja jestem gotów na bieganie. Ja staję, ja nie krakersuję, zmierzę się z tą rywalizacją i biegnę, tak? Oczywiście mogę mieć z tyłu głowy czy w takiej podświadomości, że mam następny etap, że tamta trasa mi bardziej leży, mniej leży itd. Ale czy my jak będziemy myśleć czy my jesteśmy w stanie się skoncentrować na tej trasie i na tym biegu? Nie. Możemy przejść za bardzo obok. Ja mogę wpaść do rowu i skręcić nogę, będzie po całej imprezie. Jeżeli ja będę czekał, jeżeli ja będę kalkulował. 

BHU: Czyli nie myśleć za dużo. 

AO: Nie, nie myśleć. Nie myśleć za dużo, skoncentrować na rzeczy takiej, no nie używając słów Adama Małysza, tak? "Oddać dwa dobre skoki żeby wygrać". Tak? Zwycięzca to jest ten, który najszybciej przybiegł na metę. Niektóre kalkulował nieco i tego pierwszego pytają się jak trenował, co zrobił itd. Nie tego, który był dziesiąty. Szkoda. Bo może ten dziesiąty fajny parametr, będzie kiedyś super zawodnikiem. Ale tu jest tak, że wiesz [...]. Dlatego się nie zgodzę. Nie było takiej kalkulacji. Generalnie podchodziliśmy do każdego startu, że pierwszy start, to było jedne założenie takie. Pierwszy start nam troszkę otworzy taki moment, w którym będziemy wiedzieć jak wyglądamy w tych warunkach na tle tak świetnych zawodników, nie? Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani, przebiegliśmy sobie UltraKotlinę gdzieś tam te 33 kilometry żeby się sprawdzić, tak żeby mieć jakiś taki odrobinę adrenaliny, czegoś tam startowo, nie? No i ten pierwszy start troszeczkę pokazał, że możemy biec, lecieć swoim rytmem, lecieć mocno, od tego do tego momentu widzimy jaki jest podbieg. To wszystko mieliśmy jakoś tam rozegrane. Wiedzieliśmy, że ta końcowa część mi tego [...], dobra nogi mi puściły, świetnie się biegło końcówkę. Widzę, że jest OK. Czyli psychicznie jestem na plus. To jest ten syndrom plus - minus. Decyzje zawsze w biegu podejmujesz w ułamku sekundy albo ona jest pozytywna albo negatywna. Negatywna, czyli zaczynasz myśleć kurde wszystko co jest złe. Zaczynam myśleć bardzo źle. Pozytywnie na to walczę, zawsze walczę. Nawet jeżeli mi się nie uda, to decyzja in plus da mi zawsze jakąś korzyść teraz, w tej chwili, może jutro, może pojutrze. I tak było właśnie z tym pierwszym etapem. On nam otworzył, ale biegliśmy go poważnie. Nie, bez żadnych kalkulacji takich większych. Drugi etap byśmy świadomi. Trasa szybsza, Pupy, Jim, ci wszyscy, którzy mają ogromne zapasy w prędkości, biegają świetnie 10, 5, półmaraton tam 1:04:00 ok, fajnie. Będą korzystać z tego, tak? Ale przecież wbiegniemy na tę górę, też potrafimy sprzedać sobie tam kilometra w takim biegu na drugim etapie. 2"56' najszybszy kilometr Bartka, Jima 2"52' mając 20 km w nogach już tysiąc up'u, nie? Też świadczy o możliwościach takich biegowych, nie? No i w tym momencie patrzymy no i wykorzystujemy tę trasę, stosujemy się do tej trasy, omawiamy, wiemy - jesteś gotów chłopie, no jesteś gotów. Głowa pełna, lecę. Nie kalkuluje, lecę. Jeżeli uda mi się do tego momentu, tam będzie ten element techniczny, w którym ja się czuję jeszcze lepiej już podbudowany psychicznie. Tam mogę zrobić na tym zbiegu. Oni będą kalkulować, ja po biegnę. Ja się czuję świetnie na tym zbiegu! Trudny, tu kępa, tam dziura, tam coś. No będę biegł. To jest też widzisz taka kwestia przekonania ale no nie mogę czekać, nie mogę czekać. No i ten trzeci etap zamieniony kiedy trzeba było ale akurat o zmianie wiedzieliśmy chwilę wcześniej i znając te elementy tych dwóch tras też wiedzieliśmy jak się odbędzie. Że jak muszę pobiec żeby coś się wydarzyło żebym ja nie pozostawił niczego przypadkowi, nie? Bo to zależy od nas. Jeżeli będę kalkulować to pozostawiam przypadkowi, tak? Nie znam taktyki innych zawodników. A może ktoś dwa - trzy dni się czarował po to żeby mnie czwartego sprawdzić. Pójdzie mi na full a on jest świetny, mocny tak? Nie wiem tego. Dlatego nie mogę się zajmować tym. Oczywiście ja jako trener mogę się zajmować tym co robi Kilian, tym co robi Jim, tak? Ale ja tego dnia ja jestem Bartkiem, ja jestem Marcinem, ja jestem kimś muszę stanąć na starcie. Byłem przygotowany wykorzystać wszystkie swoje możliwości, skoncentrować na tej trasie, w którym momencie co zrobić, do którego momentu, kiedy wziąć żel, kiedy się napić itd. Oczywiście to się może troszeczkę rozminąć, bo coś się wydarzy. Ale ja muszę być sfokusowany, skoncentrowany na tym i nie mogę kalkulować. Dlatego nie było kalkulacji takiej stricto. Ostatni dzień był taki, że już wiedzieliśmy że jest ciężko, wszystkim jest ciężko. To zawsze można ocenić po śnie. To bardzo łatwy jest taki czynnik, który czy ta drzemka wejdzie czy nie wejdzie, czy jest sens, czy ja mogę jeść, czy mi się nie chce jeść, a wiem, że ta podaż kaloryczna to jest akurat Bartka problemem, że muszą uzupełniać kalorie jest trudna. No to w tym momencie właśnie wiedzieliśmy, że ten czwarty etap będzie najtrudniejszy. Jeszcze ta zmiana, nie byłem zadowolony, że jest 4 więcej. Bo Bartek nie jest takim stricte ultrasem, specjalizuje się w tych biegach powiedzmy maksymalnie do tych 50 kilometrów. I ten trening też jest tak skonstruowany, nie? On nie biega powyżej 160 km tygodniowo, tak jak maratończycy 200, 220, 240 km. To nie on. Tak jak Jim. Powiedzmy gdzie tych kilometrów jest przeogromna ilość. No wiedzieliśmy, że to predysponuje. No tak z perspektywy nawet wznoszenia tego wysiłku, nie? Bo ktoś kto przebiegł kilka ultra, 15 godzin wysiłku na świetnym poziomie, 80 w fantastycznym czasie, tak? Bijąc tam te rekordy powiedzmy. On będzie predysponowany do tego, że mu się łatwiej to było znosiło, nie? Jest bardziej przygotowany na to cierpienie a to już ten ból w nogach, to wszystko, nie? No i to był taki jedyny etap, w którym Bartek wiedział, że muszę przeżyć do góry, nie? Niezależnie od tej zmiany. Te 4 km można powiedzieć niewiele ale to jest 15 minut więcej biegania. To może być dużo. Jak zabraknie nam na 15 minut to wszyscy, którzy biegamy po górach wiemy, że ja mogę stracić nawet 10 minut bo ja już jestem wypruty, nie mam nic, nie? Nic się nie wydarzy. Także jak wytrzymać do góry żeby potem biec? Ja Ci powiem tak, znając Bartka, no to ja tak zrobiłem: złapałem się za głowę widząc pierwsze zdjęcia. Nie pamiętam 6 - 8 kilometr taki filmik gdzie jeszcze biegł z Jimem razem. Patrząc na reakcję organizmu i na twarz mówię walcz. No nie każdy to widzi bo wszyscy się ekscytujemy, nie? Ale no mój osąd jest trochę inny. Mówię walczy, widziałem po twarzy, po gestach, po swobodzie ruchu, że jest ciężko, że on już teraz podjął walkę. I ty jako trener siedzisz z drugiej strony, mówisz: no ja pierniczę 25 km do mety, a on na ósmym walczy. Co się będzie działo?! No i tak wiesz, i śledzisz. Pojawiają się nerwy, włosy stają na rękach, nie możesz nic pomóc. To jest taka bezradność, nie? Jest taka bezradność rodzica, czyjegoś trenera. Tak, no chciał być, no co możesz zrobić? Bić brawo, pomodlić się. To ciężko coś, nie? Wszystko zostało wypracowane, no i udało się wbiec na górę. Jim zaatakował na końcu, ucieka, nie? Wszystko super, ucieka, no ma nawet dwie minuty przewagi w pewnym momencie. No pojawia się taki segment bardziej techniczny i widzimy Bartek dochodzi do 35s., nie? No ale i sobie tak myślę: będzie go gonił, nie będzie gonił. Ta burza myśli, u mnie też takich, nie? Jaką podejmie decyzję. Widząc jego, że ma taki wachlarz i wie, że to jest jego mocniejsza strona, jest go w stanie na tych technicznych elementach złapać. Mówię, no co zrobi?! No nie wiem no, nie będzie ryzykował żeby go dogonić. Mówi będzie szedł swoim rytmem do końca. I to wynika z tego rytmu. A jak już znasz zawodnika, wiesz było dwie minuty - odrabiał. Trudniejszy moment był jeżeli znałeś trasę, patrzyłeś, odrabiał tylko dlatego, że leciał swoje. Był zmęczony. Nie zerował się, bo fizycznie nie wiesz co możesz zrobić na końcu. I to jest jedyny moment, w którym kalkulowałeś. Ale to był ostatni etap. I byłeś w takim momencie, że już jest koniec, że widziałem, że jest mu ciężko. A ta kalkulacja nie wyglądała z tego nawet, że coś mogę tylko pilnować strat i czegoś, nie? Bo oczywiście jestem świadom, mam w podświadomości, że mam 9 min. zapasu - ile mogę stracić, nie? 9 minut dużo? No może i dużo ale jak weźmiemy na te maratony typu Zegama itd. To 9 min. dzieli pierwszego od szóstego czasami. To nie jest wcale jakiś kosmos. Każdy kto biega po górach to wie. Na stadionie to są czasami niuanse, tak? Setne, dziesiąte, nawet tysięczne sekundy obecnie. A tutaj można to stracić bardzo szybko. I tutaj, to może taka jedyna kalkulacja nie wynikająca z myślenia o tym, że on mi za daleko uciekł czy ja będę go tylko kontrolował. Tylko, że ja lecę swoje i tam gdzie będą te trudniejsze elementy ja odrobię. Ta strata będzie się gdzieś tam utrzymywała na jakiś poziomie. 

BHU: To jest normalne, taktyka biegu. 

AO: Taktyka biegu, dokładnie. Ale widzisz dlatego nie zgadzam się z tego, że na dzień dobry kalkulujesz, tylko do każdego startu podchodzisz poważnie i traktujesz go praktycznie jako jeden osobny bieg. Bo jeżeli tylko będę myślał o jutrze, to dzisiaj mogę popełnić błąd. 

BHU: Nie, w sensie wiesz, no ja pomyślałem o tym, że troszeczkę może myśleliście o tym bardziej jako o serii biegów jednak ale widzę, że nie. I ok.

AO: Nie, bo to było testowane wcześniej, wiesz? To było testowane, tak? Był lądek, były elementy treningowe, które były w ten sposób realizowane, do których się przyzwyczaił, które po prostu nie były zawsze w komforcie. Bartek jest mistrzem takiego podejścia i tu trzeba obdarzyć go ogromnym szacunkiem na to, że potrafi zaufać i potrafi wejść w taki etap, że mogę dość długo w tym dyskomforcie funkcjonować i nie boję się wyjść z niego, nie? Tylko, że jest bardzo świadomym zawodnikiem i zadaje mi osobiście czasami jako trenerowi też pytania, ale ja też no już się nauczyłem tak z nim współpracy, że prezentując udany wariant np. nawet realizacji na bieżni mechanicznej, bo wiadomo, że korzystamy my akurat z tego dużo, czy dany etap w górach. Tłumaczę mu co ma mu to dać, w którym elemencie będzie to istotne i jakie będzie przetworzenie z tego elementu. Czyli po prostu "po co masz biegać 50m pod górę tyłem"? Ja np. robię takie rzeczy, nie? Albo zbiegam tyłem. Ale zwróć uwagę jakie mamy inne czucie. To zawsze mówię na takim prostym przykładzie: robisz sobie przebieżkę, jakakolwiek by nie była. Zamknij oczy, wiesz, że to jest murawa. Jeżeli ktoś cię zaobserwuje z boku, popatrzy jaka Rusałka. Przecież on pięknie technicznie biega wysoko. Wcale nie biegam tak fantastycznie tylko się boję bo nie wiem gdzie nogę postawić, nie? Rośnie nasza świadomość. Czyli te bodźce stereotypowe, przebieganie miliona kilometrów nie są jedynym kluczem do sukcesu, ale otworzenie się na czym szerszą gamę, na skitury, na narciarstwo biegowe, na nie wiem, na pływanie, na rower, na to wszystko co nas buduje dookoła i czy nawet na te ćwiczenia wymuszone, zaburzone jakieś takie struktury zupełnie inne, nie oczywiste dla mnie, które spowodują, że podciągnę barki, że się usztywnię. Ale suma sumarum, poprzez kolejne wykonanie tego spowoduje złapanie luzu. Tworzymy jak gdyby taką gamę, tą budowę tej piramidy od podstaw, nie? Także no, tu trzeba powiedzieć, że Bartek jest mistrzem takiej kategorii wyjścia, podejmowania takich wyzwań i dociekania. W sumie dlaczego? Bo chce się rozwijać. Ja osobiście uważam, że wiesz, to nie jest tak, że ja jako trener mam coś do ukrycia. Nieprawda. Ktoś mi zadaje pytanie, ja mu odpowiadam wprost, mówiłem spróbuj zrobić tak, tak, siak, owak, nie? Dlaczego? Dlatego, że mamy wszystko opisane poniekąd. Wszystko mamy opisane w treningu, książek jest multum. Możemy mieć jakąś zajawkę fajną, zajarać się tym i funkcjonować w tym. A prawda jest taka, że to zawodnik tworzy ten trening. To nawet nie trener, nie? Bo Bartek zna moje zdanie. To jest tak, że mówię, że jego pierwszym trenerem jest Patrycja, a drugim trenerem jestem ja. Bo ten element wsparcia, zrozumienia, poświęcenia zawodnika, podpasowania życia pod wiele czynników ma przeogromne znaczenie i może tego nie doceniamy. Tak samo jak mówię, że dopasowujemy do życia żeby nie robić czegoś na siłę, bo jeżeli ty zaplanowałeś, że pójdziesz na trening bo trener mi kazał zrobić. No ale ja no nie wiem, ile razy jest tak, że Bartek: "no zadzwonię trenerze. Nie damy rady dzisiaj. Potrzebuję, potrzebuję luzu, potrzebuję odpocząć". No nie jest to dla mnie komfortowa sytuacja, bo to jest jakaś praca nie wykonana powiedzmy, nie? Z mojej perspektywy. Ale z perspektywy czysto ludzkiej kiedy już masz zaufanie do tej osoby, to on nigdy by do mnie nie zadzwonił powiedzieć, że jak uczeń w szkole, że nie zrobiłem zadania, on ma jakieś wytłumaczenie. Banalne oczywiście, to jest gdzieś kłamstwo takie, naciągana rzeczywistość. Nie, to jest taki moment, że muszę podjąć wyzwanie, przeorganizować tą całą pracę, ale pamiętajcie my jedziemy na cienkiej granicy, tak? My cały czas budujemy poziom mistrzowski, my nie jesteśmy w komforcie, tak? My nie chcemy zrobić postępu z 40" na 39"30' na dychę. Dlatego chcemy zawalczyć na poziomie mistrzowskim, wygrać mistrzostwa świata, być najlepszym na świecie.

BHU: Andrzej, w ogóle to jest niesamowite bo ty przede wszystkim bardzo dużo szkolisz młodzieży na bieżni. Wcale nie w górach tylko na płaskich dystansach i krótkich dystansach. 

AO: No bywa różnie. Ja ci powiem w ogóle parę paradoksów, bo jak zawsze uważam, że trener rozwija się z zawodnikiem. No to ja zajmuję się 26 lat lekką atletyką, jestem z wykształcenia trenerem, tak? Zrobiłem dwójkę, instruktora, drugą klasę, zrobiłem masażystę, zrobiłem instruktora ćwiczeń siłowych i kulturystyki tylko po to żeby się rozwijać. Nie korzystam z tego, w ogóle nie używam tego w mojej pracy jako takiej. Nigdy nie masowałem nikogo za pieniądze itd. Nie miałem gabinetu, nie jestem trenerem personalnym, ale moja wiedza dzięki temu i rozwojowi kolei zawodników jest przeogromna, tak? Zrobiłem jedynkę itd. I tak mi starczy, nie? Ale do czego zmierzam. Chodzi o to, że np. wychowałem skoczka wzwyż mistrza Polski U-23 skoków 2,19. Dlaczego? Nie znam się na skoku wzwyż. Ale było to kolejne wyzwanie i można się czegoś fajnego nauczyć, poznajesz trening, rozwijasz się z tą osobą, tak? Srebrny medal w oszczepie, w młodzieżówce, tak? Chłopak rzuca 70 metrów, nie znam się na tym. Ale przez 6, 7, 8 lat uczysz się. Uczy się - patrz jak to poszerza twój horyzont. To są inne ćwiczenia, to są inne bodźce. Nie ma tak, że ja jestem dobrym trenerem, bo nie jestem z pewnością. Mam wiele braków, tak, staram się rozwijać te braki. Częstokroć może jest tak, że mój system pasuje danemu zawodnikowi, bo też tak może być. Albo nawet gorzej, suma błędów trenera może decydować o sukcesie zawodnika. Paradoks! Ale może być taki jeżeli chcemy się rozwijać to właśnie dlaczego nie? Dlaczego nie spróbować czegoś w takiej kategorii wyzwań, no i tak funkcjonowałem. Np. tego skoczka wychowałem bez zeskoku do dwóch metrów, tylko z treningu motorycznego. Jak można skakać bez skakania?! No można. Ogólnorozwojówką próbować, zostawać po zawodach żeby sobie poskakać bo w domu nie masz zeskoku, nie masz stadionu, nie masz niczego. Ja pracuję z dzieciakami i generalnie daje mi to dużą frajdę, w ogóle jestem nauczycielem, także pracuję w szkole. W mojej szkole nie bardzo mogę się zajmować lekką atletką bo nikomu na tym nie zależy i nie ma warunków, ale pracuję też w przedszkolu np. Gdzie jestem panem naleśnikiem, bo się świetnie z dziećmi bawię. To jest moja, drugi taki syndrom inny niż ten taki matematyczny, ułożony jako trener, nie? Ale to też powoduje, że się cały czas rozwijamy. Prowadzę zawodników i mogę ci podać wiele przykładów tych, którzy przychodzili w wieku lat 13 - 14 z turnieju i on by powiedział "ja pierniczę, to nawet dziewczyna szybciej od ciebie biega i to dużo młodsza". Przychodził chłopak, który powiedzmy ma 15 lat i on mówi: biegam 4"10' na kilometr i chcę być dobry. W pierwszej chwili no co myślisz? No nie powiesz mu tego, nie? A ja nie jestem cudotwórcą. Bo nie wiesz jaki on ma bagaż. Patrzysz na niego i już go oceniłeś w pewien sposób, podświadomie. Bo ja nie staram się świadomie oceniać, daje każdemu szansę, po prostu spróbować. I podejmuję z tym chłopcem na 4"10' wezwanie. Pierwszy rok coś się tam dzieje, drugi rok, no ok. Trzeci rok dobra pojechał na Mistrzostwa Polski super! Ostatni, nie przedostatni. Dobra nie ma znaczenia. Ale dalej chce trenować, nie poddał się. Obecnie trudne trochę z młodymi. Mówię czwarty rok był, dobra siódmy na Mistrzostwach Polski, nie? Piąty rok, kurde wygrywa 3000 metrów z przeszkodami leci ostatnie koło w 60 sekund. Biega 9"06' bariery. I ja bym powiedział, że po 5 latach chłopak, który przeszedł z 4"10' będzie zakładał ostatnie koło z przeszkodami i rowem na poziomie 2"30'. Nie no, ty Andrzej Ty jesteś nienormalny. No jak można zrobić, nie? 

BHU: To co zadecydowało? Jego podejście do treningu, też jego systematyczność? Czy wasze wspólne dogadanie się? Co twoim zdaniem jest kluczowe w takiej sytuacji?

AO: Powiem ci, że z młodymi jest trochę inaczej niż ze starymi, z dorosłymi. Dlatego, że młodzi obdarzają cie pewnym zaufaniem od razu. Jeżeli chcą to pracować. Teraz jest kwestia takiej pewnej systematyczności i spokoju w treningu. Bo musimy pamiętać, że każdy ma swój rytm rozwojowy. Oczywiście ja też teraz mogę tak się wypowiadać ale powiedziałbym, że 25 lat temu trenowałem trzy razy mocniej niż teraz jako trener. Bije się w pierś, mogę powiedzieć sorry Winetou. Ale to zgodnie z tym stwierdzeniem nie wiesz co dany człowiek, a nie miałeś takiego bagażu. To jest praca z czynnikiem ludzkim, nie? Nieprzewidywalnym, z różnymi nastrojami, z różnymi sytuacjami domowymi, nawet wśród dzieci. I teraz budujesz pewne zaufanie i cały czas rozwijasz tego zawodnika. Ja uważam, że sukces to nie jest kwestia celu, nie? To jest kwestia efektu. Twoim celem jest zrobienie postępu. To jest główny cel. I czym więcej ilości stref zrobisz postęp, ty możesz być lepszym zawodnikiem, nie? I tu jeżeli takie dziecko przychodzi, ono pracuje, ono się wkręca, ono jest zajarane, robi ten trening, tak? No to w tym momencie widzisz jak się rozwija, ono czerpie z tego satysfakcję. Może na razie jest słaby, wszyscy mnie leją, przegrywam, ok. Ale ja chcę być dobry. Mam troszkę tej energii takiej pozytywnej, tego zacięcia.

BHU: A to jest taka motywacja, która płynie z wewnątrz?

AO: Myślę, że bardziej z wewnątrz, nie? Bo my możemy trochę ukierunkować. Ale sam wiesz, że z niewolnika nie ma pracownika. Ja mam też taki sygnał, że generalnie ci sami najzdolniejsi, zwłaszcza w tych młodszych kategoriach 14 - 15 lat gdzieś w tych kategorii młodzika. Nierzadko dochodzili gdzieś daleko. Dlatego, że mimo wszystko łatwo przychodziło, nie trzeba było podejmować pracy. Podam ci bardziej skrajny przykład: mam tutaj w roczniku Bartka to z resztą jego fajny kolega Piotrek, który przyszedł do mnie po 6 klasie to miał 13 lat raptem, tak? No jeju, taki chudzina, taki jakiś chłopaczek, no ale z całą grupą będę biegał, jest ich 10 tam. Dobra, ok, fajnie. No i biegał, no i biegał powiem ci po 6 latach pojechał na Mistrzostwa Polski i zajął 7 miejsce. Po 8 latach był na Mistrzostwach Europy zrobił klasę mistrzowską na 1500 biegając 3"42', tak? Nie będąc ani jednego dnia na obozie w tym roku, bo był na studiach nie miał jak, tak? Odpadł tam oczywiście w eliminacjach, no ale stań i pobiegnij 3"42'. No to jest 1500 na grubo poniżej 2"30' na kilometr, nie? To już jest fajny wynik jak się tak słyszy. No i teraz ja czasem w takich sytuacjach dochodzę do wniosku, że każdy ma swój czas i swoje tempo. I pytanie od ciebie zależy czy ty się w drodze do tego twojego szczytu nie wycofasz po drodze. Bardzo istotne, nie? Bo nas porażki tak bardzo dotykają i mówimy "to mu nie wyszło. Zmęczyłem się, nie przychodzę następny raz", tak? "To było trudne. Nie, nie, bo nie, nie ja nie, bo ja podbiegów to ja nie lubię. Ja wolę zbiegi", nie? "To znaczy, to trenerze to możemy nie robić tych podbiegów, bo ja ich nie lubię. To ja wolę zbiegi, to róbmy więcej zbiegów. No ile masz takich sytuacji jak porozmawiasz z ludźmi. Oni zawsze mają jakieś wytłumaczenie, to jest fajne, nie? Ja lubię biegać w Piasecznie, bo tam jest fajny tartan, ale nie na AZSie w Warszawie nie lubi, bo tam jest zupełnie nie fajnie, nie? Nie leży mi tam jakiś klimat, jest coś, znowu krakersujemy. Co nie zmienia faktu, że nie powinniśmy się mierzyć z tym co jest złe. No i teraz to jest tak samo. Ten zawodnik czekał patrz, dziewięć lat czekał żeby pojechać na mistrzostwa, tak? Pobiec szybko, potem zaliczyć debiut na 5 lecieć 14"20'. Fajny wynik, nie? No super, obecnie to prawie medale na seniorach. Wtedy nie. Ileś lat temu, tam no też 27 lat ma teraz, tak? Raptem. No i tu już masz przykład. I teraz ilu z nas się wycofuje na przykładzie tych słabych rzeczy. Ja rozumiem po drodze tego Piotrka dziesięciu chłopaków z nim trenowało, został tylko on. Wcale nie był najlepszy. Tamci zdobywali po drodze medale Mistrzostw Polski. Z różnych przyczyn życiowych się wycofali, każdy poszedł swoją drogą. Nie każdy może mieć chęć w ogóle drogi do mistrzostwa. Bo mówimy o stricte sportowej kwestii. Ale też patrzmy tak [...], ja na zawsze takie alegorie do amatorów i do czegoś. Nie wycofujmy się w drodze na swój szczyt, z tych rzeczy, których nie lubimy.

BHU: Tak, no ale sam wiesz, to jest pieruńsko trudne. 

AO: No ja wiem, że jest pieruńsko trudno. 

BHU: To trzeba zaplanować coś naprawdę na kilka lat w przód. I to jest po prostu bardzo absorbujące. Ba, absorbujący element naszego życia taki trening sportowy. To jest po prostu wiesz [...]. A jeszcze jak człowiek jest młodym, nie jest w stanie przewidzieć co będzie za rok, dwa, trzy, pięć.

AO: No ale słuchaj, no życie jest na tyle piękne, że każdy z nas jest inny. Piszemy sobie plany, które miliony razy zmieniamy. 

BHU: Prawda. 

AO: I każdy z nas ma jakieś plany, tak? Mamy wiele takich powiedzeń, tak? Chcesz rozśmieszyć Pana Boga powiedz mu o swoich planach. No możemy tak sobie powiedzieć, nie? I tak dalej. Ale to jest właśnie fantastyczne, że nakręcamy się. Sprawia ci satysfakcję bieganie? Sprawia. Chcesz wystartować, masz osiągnąć [...] chcesz jakiś cel. Masz swój bieg, który zawsze chciałeś zrobić, tak? Hard rock. Matt Hampton de facto przecież tak jest, nie? Zbieram punkty. 

BHU: To jest strasznie miłe, że pamiętasz w ogóle. [uśmiech]

AO: A pamiętam, widzisz? Ja z matematyczny umysł, zawsze fajnie mogę nie pamiętać nazwiska własnych uczniów ale wynik, który osiągnęli albo coś, to przeważnie szybciej bym powiedział. To w ten sposób. No to i teraz nakręca mnie to, a przecież wiele rzeczy może się po drodze zdarzyć. Ja muszę być tego świadomy. Układam sobie te rzeczy i próbuje zmieniać, no ale odwróci mi się praca, wywróci mi się życie dookoła. Wszystko może być inaczej. Ja tylko zmodyfikuje plan. To jest tak jak ja podchodzę, jako trener. Wypadły takie służby, ja tylko zmodyfikuje plan, tak? Bo to mogę sobie planować. Znowu wracamy do tego Excela. Masz zrobić 40 minut wysiłku. Nie, bo nie wyszła dwunastka, no to kręcę do dwunastki. Mnie to nie kręci, nie? To jest, fizjologii nie oszukasz. 

BHU: A powiedz jesteś, miałeś taką sytuację, że zawodnik [...]. Tzn na pewno miałeś taką sytuację, że zawodnik ci mówi na przykład, że o Jezu, no po prostu, no już mi się nie chce, no chyba to nie jest dla mnie, no coś tam. Masz jakiś zestaw swoich technik motywacyjnych, którymi chcesz przywrócić kogoś do tego sportu?

AO: Powiem ci tak, najpierw odpowiem od drugiej strony może na to pytanie. Zadaj pytanie zawodnikowi takiemu nawet prawie powiedzmy amatoro-zawodowemu, taki Bartek, czy codziennie chce mu się wyjść na trening? 

BHU: Na pewno nie. [śmiech]

AO: Myślę, że spokojnie by ci powiedział, że na 365 dni w roku to 300 mu się nie chce.

BHU: No na pewno, oczywiście, że tak. [śmiech]

AO: Ale ma jakąś jedną świadomość celu takiego daleko do osiągnięcia. I wie, że to jest taka układanka, którą trzeba złożyć z bardzo małych elementów. Ja nie jestem szarlatanem, nie jestem czarownikiem. Dlatego ja to tak określam - szczerze niekoniecznie miło. Przedstawiasz, jak już znasz parę lat tą osobę, to nie jest może dla mnie. No a z czego wynika to twoje takie stwierdzenie? Bo ci co nie wyszło? Raz? A ile razy ci wyszło? Ile dzięki temu zyskałeś? Ile razy zmieniłeś siebie? Czy nauczyło cię to tego, tego, tego? Myślę, że zawsze możemy obciążać siebie rzeczami złymi. I my tak jesteśmy trochę, Polacy też tak jesteśmy skonstruowani, nie? Możemy narzekać na milion rzeczy ale trzeba zwrócić uwagę jakie ja mam fajne życie. Mogę narzekać, że dobra mieszkam na 56 metrach, super, chciałbym mieć 100. Oczywiście, fajnie, chciałbym mieć, super. 7. Cieszę się, mam gdzie mieszkać, dom jest moją ostoją, jest fantastycznie. 

BHU: Na głowę ci nie pada. 

AO: Dokładnie, jest super, nie? Nie jest to minimalizm, maksymalizm. To bez znaczenia w tych kategoriach. Lepiej pokazać te pozytywne rzeczy i jak gdyby starać się może nie za wszelką cenę utrzymać, bo być może to nie jest jego droga. Też trzeba o tym pamiętać. Bieganie nie jest dla każdego. Może po nim kolarstwo uprawiać, wioślarstwo, pływać, coś innego robić. Ale pokazujesz mu taką perspektywę pozytywną. I to mi się wydaje takim kluczem do tego, że on zostaje czy nie. Jeżeli już jest w pracy, nie? Bo to mówię trochę inaczej z młodymi którzy zaczynają. Oni chcieliby być dobrzy, nie chcieliby pracować. No nie da się. Ja to tak określam obecnie taki "syndrom 25+" takiej pełnej świadomości, że chcesz siebie zmienić, podjąć wyzwanie, chcę zostać sportowcem trochę, nie? Tak zmierzyć się, pobiegać, naprawdę być kimś, nie wiem. Być jakimś Kilianem, kimś tam więcej. To być może tak bardziej, nie? Ciężko jest tak wiesz psychologicznie zadziałać żebyś kogoś przekonał do momentu, w którym też mu się już jakiś czas zbierało coś, że to nie jest dla niego. Bo to jest pewien rodzaj oszustwa, nie? Wiesz każdy ma inne tempo rozwoju, tak? Ja trenuję z nimi, oni już są tam, ja jestem tu. Ale ten przykład tego Piotrka, który Ci pokazałem, że 9 lat musiał czekać żeby do czegoś dojść kiedy było wiele porażek po drodze, i on został. Bo on był przekonany do tego, że on jest. Nie wiem czy to jest na zasadzie uwierzył czy na zasadzie, że ten postęp, który wykonywał i jemu wystarczał w takiej jego świadomości, że on się rozwija. Był na tyle satysfakcjonujący, nie? To jest wiesz, tak można tak oderwanie też powiedzieć, że ludzie od razu tworzą sobie jakieś aspiracje, nie? Chcę być najlepszy. Nie zastanawiam się nad tym co muszę zmienić po drodze do tego żeby być najlepszy i co oznacza dla mnie słowo najlepszy. Popatrzymy fajnie popatrzeć na jakąś postać w telewizji gdzieś tam przybić z kimś piątkę. No ale on nie leżał, on naprawdę pracował za każdym momentem, nie? No i to jest tak jakbyś też powiedział, że no dobra, on tylko biega, biega długie. To dlaczego ma biegać tylko długie? Dlaczego ma nie wchodzić na stadion? Dlaczego ma nie realizować, no tak stricto nawet fizjologicznie. No możemy tak wiesz naukowo bardziej jak trenerzy, że też tak podchodzimy. No po co mu wysiłek 5 sekundowy? No tak, ale każdy bieg zaczyna się przez pierwsze pięć sekund też. To korzystając z tej takiej powiedzmy tych pierwszych źródeł energii, tego fasfagenu, glikolizy, czegoś. Jeżeli na wszystkich polach będziemy pracować on będzie, nie jest mu to potrzebne z perspektywy 4 godzin wysiłku, ale twórzmy mu taką bazę energetyczną, tak? Tworzy coś co da mu szansę, że będzie lepszy. Czym na wielu polach będziesz dobry, to się może złoży, że w tej jednej swojej rzeczy będziesz najlepszy. Bo jeżeli będziesz ukrywał swoje słabe strony, no to trudno. I tu znowu wracamy do tej sytuacji gdy powiedziałeś: czy ja mogę psychicznie oddziaływać na tego zawodnika, czy jakoś go przekonać? Po pierwsze nie do końca, jeżeli on już jest przekonany, że to nie jest jego, tak? Nie jest jego droga, bo on może nie być na to gotowy. Nawet próba zmiany nie wiem trenera, treningu, czegokolwiek może nie wystarczyć i trzeba być tego świadomym, nie? To nie jest nic, wiesz? Każdy trener, każdy etap w naszym życiu, każda podjęta aktywność tworzy nas. Jeżeli staramy się nie szukać złego w tym tylko dobrego będzie to dla nas i tak rozwojowe, nie? To jest tak jak po najgorszej kolonii za parę lat będziesz - ale fajnie było, kurde! No fajnie było na tej kolonii, narzekałem w pieruna, ale się nie pamiętam. W sumie było fajnie. To jest tak samo. No, także psychicznie nie jesteśmy w stanie przekonać zawsze. Aczkolwiek jeżeli pokazujemy to dobre strony, to pozytywne cały czas, nie? Nie, że ukrywając negatywne, bo z tym też się trzeba zmierzyć. Nie można powiedzieć zawodnikowi, który ma 1,50 m., że ma 1,80 m. No bo to jest takie porównanie. 

BHU: Ale jednak tak jak wyczułem, ty masz taką metodę bardziej pozytywnego [...].

AO: Tak, bo to jest tak, że wiesz problemy są. Tak jak na trasie góry są takim odzwierciedleniem, że są problemy, no ale ja muszę znaleźć sposób jak je przezwyciężyć. A nie teraz zastanawiać się, że będzie mi ciężko, bo ja to wiem. I ja to wiem, że wbiegając wertikal 3 km, 1000 up będzie mi ciężko. I potem tak jak rozmawialiśmy, wiesz, tak śledząc treningi innych zawodników, zastanawiając się dlaczego w tym okresie biegną tak szybko. To nie znaczy, że ja zaczynając biegać [...]. Ja Andrzej zacznę biegać, chcę być Bartkiem Przedwojewskim. Co to zmieni, że ja zrobię trening Bartka? Nic nie zmieni. Ja muszę być Andrzejem. Bartek musi być Bartkiem. Ja mogę patrzeć na to co robi, dopasować do siebie. Ale ja muszę być sobą. Ja w tym treningu muszę być sobą i w tym rozwoju muszę być sobą, w tej świadomości muszę być sobą, w tej zmianie siebie, w pokonywanie mojej granicy muszę być sobą, wychodzenie z komfortu - sobą i jeszcze raz sobą. Ja mogę go podziwiać, jednego, drugiego, Kiliana. Patrzeć jak fantastycznie ciężko trenuję, ale to pomogło jemu. Czy to pomoże mi? Może mi dać pewną świadomość, pewną bazę, pewne porównanie. Ale wiesz, to jest tak, że dróg na szczyt jest wiele. Tak jak góra. Tych alegorii do gór to bardzo dużo. To jak lubię chodzić, uwielbiam góry itd. I możesz wejść na taką Ślężę z dziesięciu różnych stron. Każda droga jest inna. O każdej porze roku jest też inaczej.

BHU: I tak sama góra, a ciągle inna, zawsze inna.

AO: Tak. I teraz to czy ty jako zawodnik wybierzesz tą ścieżkę, tą ścieżkę swojej drogi na szczyt jest twoim wyborem, pewnym zbiegiem okoliczności, kwestią ludzi, których spotkałeś po drodze. Może dobrze może źle, ale na pewno spotkałeś. Oni coś ci wnieśli, coś ci dali. I czerp z tego co uzyskałeś żeby się rozwijać. Może szybciej, może wolniej, nie? To jest jakby tak wiesz z praktyki też mamy, także jak już się uczepiliśmy kiedyś wcześniej tego biegu ciągłego tutaj dzisiaj w rozmowie. Mamy zawodników, którzy biegają po 3"30' ten ciągły tak zwany na kilometr na przykład i takich zawodników, którzy biegają po 3"50'. A okazuje się że piątkę biegają oba po 14 min. Wynika to z pewnych predyspozycji, z pewnej budowy mięśniowej, somatycznej, biomechanicznej. Dużej takiej ilości parametrów. I nie można tak skrajnie oceniać, nie? Jeżeli Kilian trenuje na sześciu akcentach w tygodniu zawsze dwa razy dziennie. Kurde, ja bym tak popatrzył, przeryłem jego dzienniczki całe raptem, nie? Mówię kto jest w stanie to wytrzymać?! Złapałem się za głowę. To jest jakaś masakra. Oczywiście próbujemy te elementy, nie? Jak byłem ci znajduje taki masakryczny trening, mówi: dobra, przeleciałem sobie wertikal 1000 metrów APF 33 minuty. Dwie minuty przerwy i lecę dychę, 21, 31, 43. Ja pierniczę 31, 43! Super byłoby tak pobiec płasko na świeżości wypuszczając się 3 dni, nie? No nie da się. No to jest nie do odwzorowania w takiej formie. I co potem może kosztować człowieka za dużo.

BHU: Jaki jest cel teraz? Jaki macie z Bartkiem cel? Zagama oczywiście. 

AO: Rozwijać się. Ta Zagama będzie nam krążyć po głowie bardzo mocno. Tak jak powiedziałem tak może z zaskoczenia, że no był w wyższej formie na wiosnę. Bo był. Postawił dużo na jedną kartę w tym roku, wziął dwa miesiące urlopu bezpłatnego, tak? Tyrał, siedział cały miesiąc na obozie, realizował na dwóch tysiącach. Pozdrawiamy Kamila Leśniaka. Próbował przeżyć niektóre elementy treningu. Nie da się z oderwania też zrobić, tak? Ale z pewnością w świadomej pracy ta Zagama jak gdyby ze względu na swój klimat, na ludzi, którzy tworzą ten bieg, tak? Jest czymś takim magicznym. Jak ktoś kto się oderwie od naszej biegów [...]. Mamy fantastyczną ilość biegów w Polsce i niektóre są naprawdę piękne, klimatyczne, cudowne ale mi osobiście trochę przeszkadza jak sami organizatorzy uważają "najlepszy", "najtrudniejszy", "najfajniejszy". Tam się nikt nad tym nie zastanawia. Tam każdy zawodnik, który przyjeżdża, który został wylosowany z tej grupy, to jest taki gość! Wszyscy przychodzą go klepią po plecach. Przecież on tam może 8 godzin pobiec. Nie ma to znaczenia. Zmieścić się ledwie w limicie czasu. To podejście, ta otwartość jest czymś fantastycznym. To po prostu naprawdę patrzysz na tych ludzi, którzy kibicują. Ten, który poleciał pierwszy, ten, który tam za trzy godziny, oni tam piknik rozłożyli u góry. No jest coś takiego magicznego i każdy zawodnik ma swoje takie ulubione biegi. Zresztą w przypadku Bartka można powiedzieć, że taki pierwszy bieg, który trochę mu otworzył, nie? Zajmując trzecie miejsce kiedy był w takiej euforii, zszokowany, że tak mi dobrze poszło. No to tak chcemy wrócić, chcemy się rozprawić. No może chcemy, no na pewno chcemy, nie? No ale będziemy szukali innych wyzwań troszeczkę, bo każdy cykl jest jakimś takim zamkniętym etapem. Żeby się rozwijać też nie można zostać w tym schemacie, nie? Bo nie rozwijasz się.

BHU: A powiedz, a jak ty się rozwijasz? Trenersko, w sensie zastanawiam się jeżeli opowiedziałeś o tym, że przygotowujesz różnych ludzi do różnych dyscyplin i to też wymaga dużo od ciebie przygotowań. W jaki sposób ty na przykład [...], z jakich źródeł korzystasz albo może nie wiem, rozmawiasz z jakimiś ludźmi, może śledzisz kogoś, obserwujesz. Jak wygląda twój proces nauki?

AO: Jednym zdaniem? 

BHU: Tak.

AO: Wszystko co powiedziałeś, tak można powiedzieć. Bo nie masz gotowej odpowiedzi. To, że zająłeś się czymś, nie wiem, zająłbym się boksem. No to chciałbym zobaczyć jak Papage tam trenował. No oczywiście od tego bym zaczął. Tak z czystej myśli takiej historycznej własnej świadomości, nie? No ale czy tam to jest w stanie teraz się zweryfikować? Nie wiem. No to zadałbym pytanie, sięgnąłbym do literatury, zobaczył internet, zaczął rozmawiać z ludźmi, uczył się. Trzeba być otwartym na naukę. Bo ja wszystkiego nie wiem. W bieganiu też wszystkiego nie wiem. Nie jestem Alfą i Omegą, popełniam tak samo błędy, mam tak samo wątpliwości i będę szukał. Na każdym polu będę szukał. Ja bardziej korzystam powiedzmy z tego co świat zrobił. Oczywiście śledzę zawodników ale ja jestem z taką wiesz, pokorą, nie? Bo tak mi zadałeś pytanie wcześniej, nawet ci nie odpowiedziałem na nie. Jestem sobie tutaj, trenuję zawodników płasko, ok. Ale tydzień temu przeczytałem jak Tom Cyborg Evans, którego tak sobie nazywam. Brytyjczyk fantastyczny, który też biega ultra, ale myśli o Igrzyskach Olimpijskich w maratonie. Biegał teraz półmaraton w Gdyni. Oczywiście fantastycznie godzina tam dwa bez żadnego problemu, tak? Powiedział: "bo wiecie jak to jest, nie muszę biegać po górach, bo bieganie to jest bieganie." Czyli jeżeli te parametry rozwijam, co jakiś czas wyjadę, będę coś tam robił. Być może mam takie predyspozycje, że też zaistnieje. To jest taki paradoks i teraz jeżeli poszukujesz czegoś nowego to nie wystarczy ci jedno źródło, to nie jest dr. Google. Bo to może czasami być najgorszy przyjaciel twój, bo nie potrafisz filtrować informacji. Rozmawiasz, szukasz, pytasz i generalnie no my jesteśmy trochę daleko, nie? Nasz poziom sportowy tak patrząc z perspektywy biegów górskich nie jest za wysoki.

BHU: My w Polsce, w sensie? 

AO: My w Polsce tak troszeczkę, nie? Uciekamy troszkę od takiej pełnej rywalizacji, ci zawodnicy rzadko bo lepiej zdobyć medal tam niż zdobyć medal tu, niż powalczyć wszyscy razem. Troszkę takiego uciekli [...]. Może komuś się to nie spodoba co powiem ale tylko szansą do rozwoju jest pełna rywalizacja, wymiana tych poglądów i przegrywanie z najlepszymi, bo to rozwija. Też, paru moich chłopaków poleciało na stypendia do Stanów, skończyło tam uczelnie, gdzieś przekazują mi te informacje, które gdzieś tam funkcjonują w Oregonie, gdzieś tam, w takich ośrodkach fantastycznych, nie? Jak to jest poukładane wiesz, takie ciekawostki. Bywam powiedzmy w Wielkiej Brytanii, śledziłem system szkolenia, który mi się też bardzo podobał. Powiedzmy samej lekkiej atletyce. Kiedy jest odpowiedzialny za dwa lata pracy, masz wykonać taką pracę ogólnorozwojową, potem przekazujesz tego zawodnika komuś ale jak on zdobędzie Mistrzostwo Olimpijskie pamiętają o tobie, nie? Czyli ty możesz być profesjonalistą w tej małej działce. Tu jest tak samo, szukasz, rozmawiasz z tymi ludźmi, śledzisz najlepszych zawodników, ale też trzeba mieć taki osąd wiesz, delikatny. Bo mówię, Kilian jest jeden, nie? Jim jest jeden, Bartek jest jeden. Nie możemy tak bezpośrednio sobie czegoś zaadoptować, spróbować, nie? Musimy szukać, nie? Jest cały czas taka kwintesencja nauki. Podręcznik tworzy twoją bazę. Rozmowa z człowiekiem tworzy twoje doświadczenie, tak? A wnioski i tak musisz wyciągnąć sam. Zawsze masz takie dwie szanse. Czym masz więcej tych rzeczy, mniejszą szansę na popełnienie błędu. Aczkolwiek one są wpisane i się zdarza, nie?

BHU: Kierujesz się głównie intuicją? W takich sytuacjach jak masz dużo danych. 

AO: Bardzo często. Tak jak kieruje się intuicją w stosunku do ludzi i podejmowania decyzji o współpracy, tak samo bardzo często kieruję się intuicją właśnie w takich wyborach.

BHU: Zawodzi cię czasami?

AO: Zdarza mi się, że mnie zawodzi. Aczkolwiek to jest bardziej tym, że sugeruje się racjonalnością. Sugeruje się jakimś pewnym czynnikiem, który uważam go za najważniejszy w danej chwili i popełniam ten błąd, że gdyby on mi zaciemnił obraz całości, nie? Może bym powiedział inaczej, że trening zaciemnił mi obraz człowieka. Może to będzie taki paradoks ale trening jak gdyby stricto to, że chce coś osiągnąć powoduje, że nie popatrzyłem ze strony tej drugiej ze strony takiej ludzkiej. To może tak trzeba powiedzieć, nie? Bo te bez zwątpienia są. Muszę ci powiedzieć tak teraz może z innej beczki, że też wykonałem do Bartka taki telefon i mówię "Bartek kurde, zgubiłem się w treningu". I to jest ten rok, taki specyficzny bardzo. Ten maj kiedy widzieliśmy, że imprezy po przekładane, nie? Mówię wszystko fajnie poukładane i teraz no musimy podjąć jakąś decyzję co robimy, brniemy, próbujemy, tak? No mówię, patrzę co Tomek Lewandowski wymyślał, tak? Fajnie kurde, no dobra. Czyli jeżeli zawodnik przelecimy ten sezon bo może się nic nie odbyć. Taka była sytuacja niepewna zwłaszcza na tę wiosnę. Co zrobić? Czy dalej kręcimy? Już byliśmy wyżyłowani, tak? Już widziałem, że powiedzmy przeleciał Ciągły, skończył go po 3"15' i zakwasił się na 1"8'. To nie można powiedzieć, że nie jesteśmy w formie. A to było 20-ileś km na lajcie. Kiedy stanął zawodnik i przeleciał nie wiem, 12 razy kilometr po 3 minuty na 1"30' to nie można powiedzieć, że nie jesteś w formie bo się zakwasiłeś na 4"2', widać, że jest fajnie. Widać, że noga kręci. Teraz formy nie możemy utrzymać w nieskończoność, tak? Musimy podjąć tę decyzję i też mój telefon był taki, że kurde no nie wiem. Mówię ci wprost, że nie wiem. Przyznaję się do tego. Nie jest problemem przyznać się do błędu i tak samo przyznać się do niewiedzy, bo to też jest taka świadomość, że myślimy w jedną i w drugą stronę. No i co robimy? Ja uważam, że trzeba wyznaczyć sobie cel dla siebie, zrealizować ten sezon. Bo całe przygotowania sześcio miesięczne wykonaliśmy. To jak, teraz odpuścimy, wyluzujemy ten sezon? To z jakiego pułapu wyjdziemy w następny? Co stworzymy? To zawsze się tak wydaje, nie? Napiszemy coś, zaplanujemy. Nie, to nie zawsze tak właśnie przebiega. Mamy wątpliwości, mamy takie elementy i mamy takie poszukiwania czegoś nowego. Tak jak mówisz, tworząc coś nowe muszę szukać na wielu polach, nie bać się uczyć, nie bać się popełniać błędy, bo się nie da inaczej z czynnikiem ludzkim niejednokrotnie. Starać się wyciągać wnioski i szukać myślę, że w jakiejś szerokiej konsekwencji, wiesz? Właśnie i tak jak Ci powiedziałem, że jednym czynnikiem się zasugeruję i popełnię błąd. Bo zdarza mi się, nie? No to jest tylko ludzkie. 

BHU: To jest ludzkie, nie?

AO: Ja też jestem tylko człowiekiem.

BHU: Poza tym tak jak powiedziałeś masz skłonność troszeczkę do "matematyki".

AO: Tak, prawda.

AO: Chcę żeby mi się zgadzało. Chcę żeby coś było przewidywalne, nie? Tak samo jak ja osobiście jako człowiek no też tego nie zmienię, że nienawidzę się spóźnić, tak? Jak ja będę stał i tupał nogami przez 5 minut przed wyjazdem bo nie chcę się spóźnić, a np. moja żona powie no dobra, spokojnie damy radę. No ok, no nie lubię. Czuję się w tej sytuacji niekomfortowo. To się też tak przekłada na moje podejście takie treningowe, nie? Jestem obowiązkowy i jestem taki i można powiedzieć, że no tak nie zawsze. No ilu mogę zawodników prowadzić na wysokim poziomie? Ja uważam, że czterech. Nie starczyłoby mi czasu, energii i takiego maksymalnego podejścia żebym powiedział im: słuchajcie, jestem w stanie zaoferować tyle ile byście oczekiwali, bo każdy z was jest inny, nie? Czterech. Tak uważam ja, to jest takie moje zdanie, bo też można powiedzieć, że no nie każdy jest takim Bartkiem, że po prostu o każdej porze dnia może do mnie napisać. Wyciągniemy wnioski szybko na jutro, nie? I, że ten trening mam w świadomości. Bo to jest wiesz, tak każdy z nas ma swoje życie, dzieci, itd. Pracę. Ale pamiętam jaki miał akcent na dzisiaj, co zrobił wczoraj, nie muszę otwierać komputera, czegoś tam wpisywać. Ja wiem, wiem czego oczekuje. Czekam na informację zwrotną bo wiem jakie to było ważne, bo za dwa tygodnie jest start, tak? Czyli w jakiś sposób żyję tym, nie? Czyli no to jest tak wiesz, my trenerzy tak mamy czasem, że mówimy: idziemy na trening. "My". Coś takiego mamy, nie? 

BHU: Bardzo często mówiłeś też, że "biegliście". 

AO: Tak, widzisz, patrz ile razy mnie złapałeś na tym, a teraz widzisz, sam o tym mówię.

BHU: A to bardzo ładne jest. 

AO: Bo to tak troszeczkę jest. Jeżeli się z tym utożsamiamy, to i ten pokład energii i to takie zrozumienie to powoduje, że czujemy się z takim, nie ojcem tego. Bo ja mówię, wolę stać z tyłu. Niektórzy mówią, że ciężko mnie znaleźć, ciężko ze mną porozmawiać. Mówię, kto chce to znajdzie. Nie muszę się afiszować.

BHU: Ja nie miałem problemu. [śmiech]

AO: No widzisz, nie miał problemu, super. Zawsze ważne. 

BHU: Niesamowite, że ty się tak angażujesz. A powiedz, bo w ogóle czytam w internecie dużo opinii o tobie jako o człowieku takim bardzo ciepłym, jako o takim dobrym nauczycielu i taką osobą, która naprawdę jest kimś więcej niż tylko trenerem. Tylko właśnie podchodzi do każdego bardzo tak osobiście i z dużą empatią i z dużym serduchem. I się zastanawiam skąd ci się to wzięło?

AO: Ależ mi zadałeś trudne pytanie. Nie wiem gdzie to wygrzebałeś. [uśmiech]

BHU: Skądś się to wzięło, bo czy to jest coś co ty miałeś od zawsze, od urodzenia? Czy ty np. musiałeś to w sobie wypracować? A może ktoś cię zainspirował w życiu spotkałeś? Może jakiś członek twojej rodziny był, miał podobne cechy charakteru do tych, które masz teraz? 

AO: Wiesz, no mam inny charakter niż mój tata np. i trochę inny niż moja mama. Ciężko powiedzieć. 

BHU: A dziadkowie? 

AO: Dziadkowie? No mój dziadek tata mamy miał chyba duży wpływ na mnie osobiście i zawsze był mi taką osobą, która w jakiś sposób dla mnie była ważna, nie? Zawsze chciałem z nim spędzać ten czas mimo, że mieszkał gdzieś daleko ode mnie, bo ponad 200 km. Rzadko tam byłem. Ale zawsze patrzyłem z jakimś takim może podziwem na niego. 

BHU: A czym się zajmował? 

AO: Prowadził gospodarstwo rolne. Nic więcej, nie? Nic więcej i aż. Bo to też czasem takie niedoceniane, ale był takim człowiekiem właśnie takim z zasadami, może tak. To mnie gdzieś tam przekonało. W sumie samym sportem to zaszczepił mnie ojciec, tak? Bo ja sam grałem troszkę w piłkę ręczną. Mój tata jest matematykiem, który prowadził też WF, nie? I zawsze gdzieś te dzieciaki ganiał tu, tam, siam. No i tak się też moja droga gdzieś tam zaczęła jak byłem młodziutki, po malutku. Ale wiesz co, no nie wiem, no ja powiem ci tak, że po wielu latach troszeczkę nauczyłem się takiego dystansu, bo przyszedł taki moment, w którym ja za dużo wkładałem w siebie. No może to przykre takie jest. I teraz dalej nie potrafię tego kontrolować, bo niezależnie czy jestem trochę idealistą czy takim człowiekiem właśnie, że żyję tym co robi. Bo nie można powiedzieć, że inaczej angażuje się w różne jakieś charytatywne historie, coś tam, oddawanie krwi, duperele. Wszystkie takie rzeczy ważne, które mi sprawiają jakąś taką drobną satysfakcję. Może to jest takie drugie pole gdzie to przy stworzyłem. To dość długo trwało zanim się nauczę dystansować do tego, nie? Bo wiesz praca z młodymi jest taka, że oni się rozwijają sportowo i ty oczekujesz od nich coraz więcej, poziom sportowy rośnie, ale oni też oczekują od ciebie coraz większego zaangażowania czy czegoś takiego żeby poświęcić tylko im czas. A prawda jest taka, że jak tworzysz zawodnika od zera, czyli powiedzmy tego 12 - 13 latka, to ty powinieneś go tworzyć tak żeby on nabierał coraz większej samodzielności. Że to nie jest tak, że ja muszę się pojawić na każdym rozbieganiu, a np. jeżdżę rowerem dużo, tak? Z zawodnikami tak jeździłem, może teraz mniej. I w tym momencie uczysz go tego, że on to zrobi sam. Przecież on już nie ma kontaktu z tobą, tak? Czy przygotowujesz się do tego, że od pewnego momentu będzie miał 19 lat, podejmie decyzję czy sport i droga w kierunku bardziej profesjonalnym jest moja, czy pamiętam ten fajny czas, który się odbył jako świetną zabawę, satysfakcję, coś osiągnąłem co mnie zbudowało, ale idę inną drogą, nie? Czasami to się tak rozmywa i jeżeli te oczekiwania tych ludzi, którzy wchodzą na ten poziom i twoje, że ty już nie jesteś w stanie. Chcesz dalej być w tej grupie, gdzieś tam z tą garstką dzieci, bo to cię nakręca, daje ci jakąś taką energię. Nie jestem wampirem energetycznym. Właśnie jestem takim postrzelonym panem naleśnikiem. Może taka moja druga osoba, że lubię się wygłupiać, wariować z tymi maluchami i dobrze wybrałem swój zawód fizyczny uważam. Ale to powoduje, że właśnie żebyśmy się nie zatracili, nie? Że stworzenie tego dystansu jest chyba dobre, nie? Nie mogę powiedzieć, że się tak no nie przyzwyczaiłem do pracy z Bartkiem, bo czasami się czuję jak jego ojciec drugi, tak? Jego rodziców też poznałem, miałem okazję wcześniej. Także dobrze i fajnie bo ci ludzie potrafią, nie wiem, na tyle mnie obdarzyli zaufaniem, że potrafią mi powiedzieć o rzeczach osobistych, o czymś co się dzieje oczekując, nie wiem, porady, wsparcia, czegoś. Nie wiem, może to dobrze. Może dobrze, że tak mam ale no chyba tak mam. 

BHU: No właśnie, ludzie ci ufają strasznie i czują się bezpiecznie w twoim towarzystwie. 

AO: Powiem ci tak, ale to ja ufam za bardzo ludziom. Moja żona zawsze mówi, że mnie to każdy nakręci. Przyjedzie, poprosi o coś, zrobisz i co?! I nic! I zmarnowałeś tyle czasu! Tu cię nie było, tam pojechałeś coś zrobiłeś!

BHU: Ech, te kobiety bywają takie racjonalne strasznie. 

AO: A no może racjonalne, nie? No ale ona, no tu muszę bardzo podziękować, że tak daje radę ze mną te 20 lat raptem, bo wiesz, praca trenera jest specyficzna. Ja też podjąłem różne decyzje wycofując się z pracy z kadrami wojewódzkimi, gdzieś tam zapleczem kadry narodowej, gdzieś tam ze względu na własne dzieci. Może miało to wpływ mój na rozwój sportowy jako trener. Sobie jestem tu gdzie jestem, nie jestem gdzie indziej, nie pracuję na jakimś innym poziomie. Ale z perspektywy moich dzieci, życia rodzinnego na pewno bym tego nie zmienił tej decyzji i nie cofnął tego czasu. Bo widzisz, otwierają mi się nowe furtki, praca z kimś innym, nowe wyzwania. Ja też rzucałem już pracę trenerską kilka razy, już mając wszystkiego dość. 

BHU: No nie byłbyś człowiekiem w sumie gdybyś tego nie[...]. 

AO: Czyli jednak jestem chyba średnio-normalnym.

BHU: [śmiech] Słuchaj, najważniejsz, że to ci cały czas sprawia radochę i, że chcesz to robić i się rozwijać. No to jest wiesz, to jest obłęd. 

AO: Oby tak jeszcze było chyba troszeczkę, nie? No ale jak będą tacy zawodnicy jak Bartek, który postawił wysoko poprzeczkę, który stworzy takie warunki no, zrób to żeby było dobrze, nie? 

BHU: Nie no, Bartek, jeszcze Marcin Rzeszutko jest. 

AO: Marcin teraz no. No tak, ale to jest, ale o! To jak wrócimy do Marcina to powiem takie jedno zdanie, bo po pierwszym, po drugim etapie zawsze rozmawialiśmy przed kolejnym z ponad godzinę gdzieś tam, gorąca linia na Azory, tak? Mówię tak: Bartek nie obraz się, dzisiaj jestem zadowolony dużo bardziej z Marcina niż z ciebie.

BHU: Ooooo.

AO: Widzisz, jakie stwierdzenie dziwne, nie? No i mówię, no nie obraz się. Ja wiem, że wygrałeś dzisiaj. [śmiech] Dziwne, nie? Nienormalny trener, no patologia, nie?! Ale powiem ci, że Marcin to jest [...], no z Marcinem rozmawialiśmy kilka lat temu o tym wcześniej. Pracujemy od tego roku i wiemy, że Marcin jest po operacji po rekonstrukcji więzadeł krzyżowych. Ja jestem po artroskopii czekając na następną na przykład. I wiemy jak jest z powrotem, nie? I z taką świadomością powrotu do sportu na jakieś "wow". No i teraz niezależnie od fizycznej strony Marcina, jego tego, że zajmował się narciarstwem biegowym, tego, że ma milion rzeczy, że jest fantastycznym, otwartym człowiekiem, tak? To jednak ta strona sportowa, to jest tak, że żeby przeskoczyć półkę wyżej, trzeba zrobić pierwszy krok. I drugi etap, on doskonale wie o czym ja mówię. [śmiech]

AO: Słyszysz Marcin, dobrze? Że ten pierwszy etap kalkulował nie pobiegł na 100%, nie zaryzykował, nic nie zrobił. Przeszedł trochę obok biegu. Tak jak mówisz - kalkulował. Na drugim etapie zmierzył się, przebiegłem za Ricem, leciałem z Tibo, z Margueritem. Ja leciałem z nimi, ja z nimi rywalizowałem. Nieważne czy on się wypieprzył na trzecim etapie, czy zrobił krzywdę czy nie. To jest bez znaczenia, to było wpisane. On wie o tym, tak? Że mogło być inaczej. Nie krakersujemy, nie? Ale ten drugi etap, on wykonał ten krok milowy, udowodnił sobie, że mogę rywalizować. I to tak otwiera na trening, na pracę, na wyzwanie, na chęć zmiany. Ta chęć pokonania tych swoich braków w tych swoich wiesz, takich pozostałości po tym narciarstwie. Ja byłem zachwycony, ja byłem po prostu powiem ci, że bardziej wzruszony tym biegiem. Bartek nie obraz się. Bardziej wzruszony biegiem Marcina niż Bartka, bo Bartek był gotowy do tej rywalizacji. Wygrał, super! No nie, nie ujmujmy mu tego, nie? Ale Marcin wykonał ten krok milowy na tym drugim etapie, który myślę, że będzie bardzo cenny w przyszłym roku, nie? Którego się nie da odwrócić.

BHU: Jakie byś rozwiązanie widział dla naszych biegaczy żeby wskoczyli na poziom wyższy?

AO: Powiem ci tak, mamy setki biegów, tak? Obecnie już nawet setki biegów górskich. Tu, tu, tu w każdej miejscowości, każda miejscowość chce się promować, aktywność jest ważna i fajnie. No i teraz samozadowolenie. To jest czynnik, o którym mówię, który mi bardzo przeszkadza. Bo ja jestem samozadowolony, że napisałem na Instagramie, na Facebooku, no na czymkolwiek. No na nie wszystkich się znam tych profilach, bo już trochę lat jest. Że wygrałem ten bieg, buduję dookoła tego otoczkę, nie zmierza się z niczym trudnym. Jeżeli mam wystartować w Tatra Sky Marathon, tak? Fajnej imprezie, która chce budować charakter nie ujmuje się za najsilniejszą, jakąś niewiadomo jaką, to nie pobiegnę tam, bo za dwa tygodnie bym sobie pobiegł to, a to wygram. Mamy takie wybiórczość, nie? Mamy to grono tych biegaczy, które nie chce się konfrontować trochę, tak? Bo nie, bo przyjechał Przedwojewski, włożył mi 20 minut, jak to będzie wyglądało?! Ja będę mówił, że zająłem drugie miejsce, super pobiegłem, a on wygrał ze mną 20 minut. No ale to kurde, no to masz okazję się zmierzyć. I teraz jeżeli podejmiesz wyzwanie, wystarczyło ci do 8 km, może kiedyś ci wystarczy do dziesiątego, może za chwilę dwudziestego. A za rok, dwa możesz wygrać. Tylko budując taką świadomość tej rywalizacji, takie te kompendium takie pełne właśnie tego, że wszyscy staniemy i będziemy się wspierać, będziemy o tym rozmawiać, będziemy tworzyć coś, będzie dobrą drogą. U nas jest bardzo dużo osób, które idzie drogą swoją, tak? Nie próbuje zmierzyć się z czymś co jest do przeskoczenia, ale mówię w takim nawet znaczeniu treningowym drogą swoją, tylko właśnie tej drogi znowu samozadowolenia troszeczkę, nie? Tzn. wiesz, wybieram te biegi, chcę wygrać pięć biegów, ustawiłem się na to ultra, zostałem tam Mistrzem Polski. No zostałeś Mistrzem Polski, nikt ci tego nie ujmuje, każdy jest Mistrzem Polski, tak? Ale kto tam biegł? Rozumiesz? Tak, nie, nie. No ja rozumiem każdy chce się rozwijać, nie traktujcie tego [...]. Bo ja mówię tylko z perspektywy sportu mistrzowskiego teraz. Nie z amatorskiego nie z reszty, nie? Jeżeli chcemy być, liczyć się to musimy o tym rozmawiać, musimy się z tym za każdym razem mierzyć, tak? I musimy ze sobą rywalizować w takiej otwartej formule, tak? Mistrz - ten pierwszy, tak? Jeżeli pojedziesz na imprezę międzynarodową, tak? Nie wiem, byłem w zeszłym roku w Szamonie i zamieniłem wiele zdań z Remim np., z Gunetem. Trenuje sobie sam, sam sobie wszystko tworzy, sam sobie narzuca, specjalizuje się w Ski Tourach, biega tyle up'ów. No masakryczną ilość tych wertikali. No ale gdzie mieszkam? W Szwajcarii, mam świetne warunki itd. I ta otwartość tych wszystkich ludzi od tego setnego do tego pierwszego, że oni chcą ze sobą rywalizować, że się bardzo szanują, że oni się wspierają, że oni nie uciekają od siebie, że oni wiesz, rywalizacja od startu do mety się zaczyna, koniec. Ale to jest rywalizacja, jesteśmy świetnymi kumplami, tak? Budujemy się, rozwijamy też markę biegów w sumie górskich, tak? I przez ten poziom. Bo to jest też ważne wiesz, żeby się nie rozmieniać na drobne, nie? Żeby nie tworzyć miliona imprez dookoła, takich wiesz, że 40 Mistrzostw Polski, bo zaraz dojdziemy do tego, że rzuty szklanką, ale ta szklanka może mieć taką wielkość, albo inną wielkość. Też będę mistrzem, nie? Żeby się nie bać tych wyzwań. 

BHU: tak, ale zobacz, a z drugiej strony ja troszkę patrzę na to tak, że wiesz co, tak naprawdę większość naszych zawodników to są ludzie, którzy mają normalne życie, mają pracę i ten sport to jest trochę hobby i troszkę chcą czuć satysfakcję z tego co robią. Nie do końca muszą się pushować tak bardzo żeby mieć za cel wystartowanie w Tatra Sky Marathonie i dogonienie Bartka Przedwojewskiego. Wiesz, no tak sobie myślę, że czasem to jest po prostu takie ludzkie, że ktoś chce. 

AO: Dobra bardzo ludzkie, ale dlatego nadmieniłem, że mówię z perspektywy mistrzostwa sportowego. 

BHU: Masz rację, rozumiem.

AO: ja nie mówię z tej perspektywy realizacji. Dlatego ja nie chciałem żeby ktoś się czuł urażony tym stwierdzeniem.

BHU: Tak, tylko jeżeli już ktoś aspiruje, to niech się postawi na starcie próbnym. 

AO: I nie mówię o porównywaniu do Bartka nawet fizycznie, tylko do porównaniu do najwyższego możliwego poziomu. Bo, no ilu mamy zawodowców biegających? No praktycznie żadnego. 

BHU: Garstka, tak. 

AO: No nie wiem jeden? Dwóch może tam gdzieś, nie? Którzy jeszcze szkolą ludzi i dzięki temu się utrzymują na swoje bieganie, na coś, nie? I nic więcej. I oni wszyscy są pracujący, tak? Ale tu znowuż widzisz, mówimy o tym czynniku negatywnym, tak? Bo ja robię to to nie mam czasu. Nie, szukaj czynników pozytywnych, chcesz się rozwijać. I to z każdego wyborem. Czy dla mnie przebiegnięcie 120 będzie sukcesem? Będzie sukcesem, podziwiam tych ludzi, tego, który przybiegł ostatni zmieścił się, tak? W tym limicie. Fantasy ten, który się nie zmieścił ale też dobiegł do końca, nie zszedł bo chciał to zrobić dla siebie. Większe brawa niż dla tego, który wygrał. Oczywiście tak z perspektywy amatorskiej, nie? Ale z perspektywy budowania mistrzostwa to to jest określone. Mistrzem Olimpijskim jest jeden zawodnik. Idę w tym kierunku, mówimy tylko z perspektywy mistrzostwa, jeżeli mamy się rozwijać. Bo to nie można tak powiedzieć, że dobra, jesteśmy fajni, mamy poziom damski jaki mamy ale jak pojedziemy na imprezę światową to naraz to jest 20 minut straty, 30 minut straty. To wyznacza nam możliwość rywalizacji. Nie inaczej. Żebyśmy też się rozumieli, bo tutaj jest fajnie, on pracuje, on został Mistrzem Polski. Wielki szacunek, wielkie gratulacje z mojej strony jak najbardziej. On zrobił coś fantastycznego. Tak, ale tylko, że trzeba pamiętać, że zawodnik jest zawsze w pewien sposób oceniany, zawsze w pewien sposób szufladkowany, tak? Każdy wie kto jest Kilian, każdy wie kto to jest Walmsley. Każdy wie z tych biegaczy, którzy się jarają, którzy tam zdobywają te medale, nie? I on musi pamiętać, że droga na mistrzostwo jest trudna, nie? Żeby wygrać na podwórku tutaj jest OK. I wielkie brawa za to co zrobili, bo oni są i tak lepsi od reszty, tak? Przecież każdy miał prawo tam wystartować, dlaczego nie wystartował? Z tej perspektywy. Ale jeżeli patrzymy na globalny poziom takiej możliwości żebyśmy mieli czterech Bartków, dwóch Marcinów Świerców, którzy trochę otworzyli nam tą drogę do świata. Bo też trzeba pamiętać o takich osobach bardzo mocno. No to coś musimy stworzyć żeby to jakoś tak iskrzyło, i żeby to po prostu dało taki impuls do budowania, do szukania, do pokonywania tej bariery, do szukania tej rywalizacji gdzieś tam wyżej. Niezależnie od tego, że każdy z nich pracuje, nie? To są tacy amatorzy-zawodowcy, nie?

BHU: Spotkałem się jeszcze z taką opinią, że ludzie się nie spotykają i nie rywalizują bo organizatorzy nie zapewniają fajnych nagród pieniężnych. I wiesz, i to nie jest bez znaczenia, bo jeżeli ktoś ma pojechać na trudne zawody i spuścić sobie niezłe manto, i jeszcze do tego duża szansa, że nie wygra, i jeszcze do tego musi zapłacić za pociąg albo benzynę, za hotel i za to wszystko, to sobie tak myśli: to po co ja to będę robił? I ja się wcale nie dziwie szczerze ci powiem. 

AO: Ja też się nie dziwie. 

BHU: Więc to nie jest tylko po stronie zawodników. To jest jakby troszeczkę głębszy problem.

AO: No myślę, że głębszy i stoi bardziej po stronie organizatorów i takich właśnie tych imprez najważniejszych też. Bo tu nawet znowu wrócę do sportu dzieci. Zdobywasz Mistrzostwo Polski dostajesz medal. Jedziesz na bieg do Koziej Wólki i wygrywasz rower. Z czego to dziecko jest bardziej zadowolone? Tak czysto trywialnie, ludzko - z roweru. Bo on był fajny. Rower wygrałem, mamo wygrałem rower. Super jak ja się cieszę! Coś wymiarnego takiego, nie? I ten zawodnik, który no nie czarujmy się, inwestuje w siebie multum czasu, multum pieniędzy z domowego budżetu szykując trochę drugą połówkę żeby nie wiedziała, że kupił se buty i już zapłacił pakiet startowy, który był drogi, nie? I też trzeba właśnie, że jeżeli ci organizatorzy będą budować tą markę i nie tworzyć tylko kwestii dochodowej. Nie mówimy o tym roku bo jest specyficznym, wszyscy ponieśli straty, tak? No to docenienie w pewien sposób tych osób też jest ważne. Gdzieś tam na szerszym spektrum. Bo jeżeli na przykład weźmiemy nawet ten Golden Trail, jak on ewoluuje, to też widzimy, że poziom na tyle urósł, że rozszerza się miejsca, za które są jakiekolwiek pieniądze, nie? I te gratyfikacje są duże, bo za dziesiąte miejsce te 500 euro jest całkiem fajnymi pieniędzmi, nie? Kiedy masz zapewniony start, przelot, przyjechałeś, wystartowałeś, nie poniosłeś innych kosztów, nie? Czyli to utrzymywanie się na topie ma sens. I to też pokazuje taki przykład, że jeżeli zorganizuje już Mistrzostwa Polski, tak? I będą tylko medale, a obok będzie bieg, w którym ja zarobię 500 złoty [...]. I teraz żeby fajnie było to też powiedziane wiesz, że te 500 złotych pozwoli mi na rozwój. To ja rozumiem wybranie tych 500 złotych. Żeby też tak abstrahując od tego co powiedziałem o budowaniu mistrzostwa, to jest kolejny wybór życiowy. Ale to jest też droga do czegoś. Bo ja dzięki tym 500 złotym będę inwestował, będę się rozwijał i dla niejednego jest to cenniejsze i ważniejsze na teraz, bo pozwoli być lepszym w przyszłości i może kiedyś w tej imprezie wystartuje, nie? 

BHU: To jest to co powiedziałeś, że w życiu sportowca musi być ten balans między życiem a sportem. Pieniądze są niestety szalenie istotne w tym wszystkim. Niestety, ale tak jest.

AO: No tak, bo to jest taka wartość trochę dodana żeby żyć i żeby się rozwijać, bo z czegoś trzeba żyć. To co pokazał ten rok i nawet Bartek, tak? Pracę mam, praca jest pewna, zawsze wpływa mi pensja, tak? Mogę wystartować, mogę zarobić, mogę nie zarobić, może coś się wydarzyć, nie będzie mnie. Zawodnikiem na poziomie mistrzowskim też nie będę w nieskończoność, tak? Mogę biegać dla przyjemności, my możemy wyjść, 45 latkowie staniemy, będziemy zadowoleni. No super, nie? Nigdy nie zostaniemy mistrzami, nie? Możemy być lepsi. Na teraz lepsi już, nie? Ale mistrzami nie bardzo. Także każdy musi tą szansę wykorzystać, tylko też trzeba pamiętać, że w tej drodze, znowu wracając tylko do mistrzostwa, wybierając te wątki poboczne ten czas też płynie, nie? Także trzeba się czasami zmierzyć, trzeba stanąć, że przychodzi taki moment czy chcesz porządną decyzję? Spróbuję czy nie spróbuję? Jak spróbujesz zawsze będzie taki moment, że spróbowałem, nawet mi nie wyszło ale nie będę żałował. Bo potem bardzo często znowu mówimy: a mogłem spróbować, może byłbym lepszy, aaa niepotrzebnie. Widzisz, to znowu takie tłumaczenie trochę negatywne ale trudniej jest się zmierzyć z tymi rzeczami do pokonania niż z tymi rzeczami, które mamy.

BHU: Ja mam na koniec jeszcze jedno pytanie, bo mam kolegę, z którym koresponduje. Kolega trenuje do biegów ultra, biega około 70 - 90 kilometrów tygodniowo. I uwaga, kolega ma 14 lat. I chciałem się ciebie spytać co ty na to? 

AO: Jaaaaa! Nie, nie powiem żadne kolokwialne słowo, generalnie nie przeklinam.

BHU: Co ty na to? Z twoich doświadczeń pracy z młodzieżą, z wiedzy o organizmie człowieka. Oczywiście on jest przebadany, to nie ma, że to on robi jakieś tam szaleństwa. Co byś powiedział?

AO: Mamy w historii wiele przypadków. Gabriela Szabo świetna zawodniczka, rumuńska, tak? Która jak miała 8 lat przeleciała półmaraton. Dobra, ok, nie? Fajnie. Tylko może to jest to czynnik bardziej indywidualny, nie? Też trzeba na to patrzeć. Z punktu widzenia rozwojowego powiedziałbym wprost z własnej praktyki tylko, nie. Dlatego, że za dużo, nie? Patrząc na fazy rozwojowe dlaczego nie brnąć w element szybkościowy w tym wieku, który potem będzie pierwszy ustępował. Wytrzymałość wraz z wiekiem itd. Tą cechą pracy zawsze można dołożyć objętości, nie? Znowu wracamy do takiego stricte treningu, jak nie robić nic i zostać mistrzem. Pierwsze założenie trenera, tak? Drugie założenie, zaczynał truchtać, jak najdłużej biegać dwa kilometry żeby się rozwijać? Bo zawsze możemy dołożyć. Jak biegać pięć kilometrów żeby się rozwijać, jak biegać jedno tempo w tygodniu, żeby dalej się rozwijać. I tak dalej, i tak dalej. Jak wejść w trening siłowy, wykorzystać go do końca, każdy element. Bo pamiętaj, nie ma już drogi wstecz. Jeżeli bodzcuje [...]. Pamiętajmy, że tak: intensywność jest bodźcem, ale objętość też. Czyli jeżeli za szybko wejdę w dużą objętość, to jest takie moje zdanie praktyczne. To czym będę chciał się bodzcować? Przerwą, intensywnością, modyfikacją, modulacją tym treningiem? Tak, ale czy to pozwoli mi na bycie mistrzem? Może za wcześnie. Bo spokojnie mogę biegać te 1000 metrów, 2; 5 tysięcy metrów, bo mamy takie przypadki światowe. Teraz mamy 17 letnią Amerykankę, która poleciała 2"31' tam w Groschi Marathonie. Rewelacja. Fajnie, nie? Tylko, że wiesz, ja tak z jednej strony bym powiedział: zobaczymy za 3 lata, nie? Albo coś, jak długo. Może jest na to gotowa. Ja nie oceniam tego, nie? Stwierdzam fakt, że tak to nastąpiło i tyle. I ten młody człowiek, czy on rozwija resztę tak samo? Musiałbym zadać takie pytanie, nie? Czy on, ta cała reszta jest taka szeroka i taka budująca żeby się w tym nie zatracić? Bo pamiętaj, długie bieganie znosi napięcie mięśniowe, tak? Wiotczejemy, tracimy koncentrację. Sam wiesz jak się czuje człowiek po przebiegnięciu setki, nie? Po przejechaniu na rowerze 150. Każdy wie jak się czuję, nie? Teraz widzisz, tak jak trening takiego biegacza górskiego też ma być żeby cały czas go bodzcować, żeby on czuł koncentrację, żeby on cię mobilizował na wszystko co się wydarzy, tak? Na te wymuszenia, na takie coś. I, że te młode dziecko przebiegając, tam nie wiem, piętnastkę musi pobiec, ok, dobra, fajnie. Czy to jest dla niego rozwojowe? I jakiego oczekuje celu w tym momencie, bo rozumiem można się szykować pod ultra bardziej świadomie, pomalutku, nie? Nie oceniam tego, jest to jakiś wybór. Będziemy oceniać efekty. Bo z punktu widzenia sportowego tylko oceniamy efekty, nie? I fajnie jeżeli w szaleństwie jest metoda czasami, nie? Bo to tak jest. To jest mój komentarz czasem do Dominiki Stelmach, nie? Że jeżeli w szaleństwie jest metoda, super podziwiam cię, idziesz własną drogą. Świetna sprawa, nie? I kibicuję temu. Czy bym tak zrobił? Nie. Ale jeżeli to działa na tą osobę, OK. I tu jest takie samo moje stwierdzenie, i tu odpowiedź, nie? Poczekamy, czas jest cierpliwy, z pokorą. Zobaczymy jaki przyniesie to efekt, nie? Ja tylko mogę mu powiedzieć z własnej perspektywy, że udało mi się jednego strażaka, który pobiegł 2"26' w maratonie, trenując 5 razy w tygodniu, nie przebiegł nigdy więcej do tego maratonu niż 18 km. No, przecież on normalnie pracował, tak? I można pobiec 2"26' w Dębnie, mając 33 lata. To jest kwestia właśnie takiego wyzwania, takiego poszukiwania w środkach czegoś żeby je wykorzystać. Mówię, bo bardzo często się zatracamy. Już wielu osobom opowiadam. Przychodzi do mnie pan w parku, ja tam z dzieciakami jestem i mówi: dzisiaj ósemkę, super, nie? Następnego dnia przychodzi: dzisiaj przeleciałem dychę i było szybciej. Trzeciego dnia: a, dzisiaj była dwunastka i jeszcze szybciej dałem! Niech się pan nie obrazi, jak pan tak dalej zrobi to rekordu świata zabraknie, nie? To oczywiście żart był z mojej strony. On się uśmiechnął, fajnie. Taki pan w moim wieku, wszystko super, nie? Po tygodniu przychodzi: ooooo, tu mnie strzeliło, tu mnie boli. To jest rzeczywiście taka anegdota.

BHU: Tak, ale prawdziwa bardzo.

AO: Ale troszkę taka prawdziwa. Bo jeżeli podejdziemy z pokorą, wykorzystamy każdy środek bardzo spokojnie, będzie fajnie. Jeżeli podejdziemy za nerwowo i to co ci mówię, ja 25 lat temu też chciałbym zdobyć żeby to dziecko zdobyło sukces. Może jeszcze byłem na tyle młody, że ja potrzebowałem, że ja chciałem zdobyć ten sukces jako trener, nie? Teraz nie potrzebny jest mi sukces zawodnika żeby siebie dowartościować. Powiem to tak. Rozumiesz? I teraz, i właśnie dlatego, że ta pogoń za tym czymś może być za szybka, nie? Nie potrafię tego ocenić, za to jest dla mnie danych itd. Ale to co powiedziałeś jest dla mnie bardzo dużą ilością, nie? Bardzo dużą, no naprawdę bardzo dużą. No bo wiesz, porównamy do zawodników no to niejeden junior tyle nie przebiega.

BHU: Nie. Ja się tylko martwię o to żeby sobie po prostu krzywdy nie zrobił. 

AO: Tak wiesz, no boję się o tą trachykardię, o przerost lewej komory. Szybciutko o te zwiotczenia, o przepływ naczyniowy, mięśniowy, gotowość mięśni. Na to przecież on się musi rozwijać. A jakie jest wypłukiwanie wapna w tym momencie. Kiedy on się buduje, kiedy może być gotowy na takie obciążenie, kiedy pojawią się problemy stawowe. Pierwsza, druga faza wzrostu itd.

BHU: No i najgorsze jest to, że wiesz, nikt z nas na pewno nie chce go odciągać od jego pasji sportowej, prawda?

AO: Nie jestem daleko od tego nawet. 

BHU: Prawda? A z drugiej strony kurcze, też może sobie zrobić krzywdę na całe życie. Jest strasznie młodym człowiekiem. 

AO: Może. Aczkolwiek wiesz, znowu wracamy do takiej stricte porównania jak weźmiesz, gdybyś wiedział, że coś jest niemożliwe, tzn. Byś próbował, nie? Jak to każdy naukowiec by powiedział, tak? Bo ktoś kto nie wynalazł czegoś to on nie założył, że to jest niewykonalne, nie? Może tu jest metoda do tego. Nie oceniamy, tak? Mówię, czas pokaże w takiej cierpliwości, nie? Bałbym się tego.

BHU: Właśnie chodzi o to, że taka naturalna ocena jest taka: o Jezus Maria za dużo! A z drugiej strony [...]. 

AO: No widzisz, widziałeś jak zareagowałem ja nawet, nie? 

BHU: [...] A z drugiej strony, myślę: kurczę no niech walczy, może mu się [...], prawda? 

AO: No dokładnie. Tak samo też powiedziałem trochę. Pokaże nam i otworzy nowe horyzonty, nie? Bo mówię, dróg jest wiele, góra jest jedna i ta sama, nie? Może to jest też jedna z tych dróg, której nie doceniliśmy, bo idzie szlaczkiem naokoło żeby dużo kilometrów zrobić.

BHU: A my mamy jakieś w głowie tory, którymi tam podążamy [...]. 

AO: Dokładnie tak.

BHU: Andrzej dziękuję ci bardzo za rozmowę i za tę mądrość, którą nam przekazałeś. 

AO: Taka odrobina. Może niekoniecznie mądrości, ale takiej może trochę praktyki.

BHU: Fajnie. Dziękuję ci serdecznie. Pozdrawiam. 

AO: Dziękuję ślicznie. Bardzo mi miło było.

BHU: Nie wiem jakie są wasze odczucia po wysłuchaniu tej rozmowy, ale rozmawiając z Andrzejem miałem poczucie tego niesamowitego porozumienia jakie jest między nim a Bartkiem. Jasno określone cele, stojąca za tym determinacja i ciężka praca. Ale też luz, zrozumienie, szacunek i sympatię. Niesamowite było usłyszeć na jakim wysokim poziomie operuje mental mistrzowski, jak niezwykle ważny jest każdy element tej układanki. A jeden z kluczowych, to poza zrozumieniem tego co się robi i wykonywaniem jednostek treningowych, to właśnie znalezienie balansu między ambicjami, pasją, a życiem. Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że to co Bartek osiąga nie byłoby możliwe gdyby nie dobre dusze, które go otaczają. Gdyby nie Andrzej, Patrycja, Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza numer 9 we Wrocławiu i oczywiście Aki.

BHU: Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Jeżeli chcielibyście wesprzeć podcast finansowo to zapraszam na patronite.pl/blackhatultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście wy słuchacze. Nie znajdziecie tutaj reklam, dlatego bardzo doceniam każdy wasz wkład. A najniższy próg wsparcia to tylko 5 złotych. Więc gorąco namawiam. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka.

BHU: Podcast można wspierać w mediach społecznościowych udostępniając informacje o nim w postach, relacjach i na tablicach. W tej chwili podcast na Patronite wspiera już 112 osób - liczba z kosmosu. Ale chciałbym wymienić tutaj alfabetycznie nazwiska tych, których miesięczny wkład jest największy. Są to: Agnieszka Barczyk, Krzysztof Bednarz, Adam Bogdał, Magdalena Czernicka, Michał Stopa, Andrzej Gąsiorowski, Bieta Chryń-Morawska, Michał Janiak, Paweł Kaczmarek, Szymon Kubicki, Agnieszka Łęcka, Marek Maj, Wojtek Mąka, Michał Mężykowski, Wojciech Pietrzak, Franciszek Polański, Łukasz Różanowski, Kamil Sowiński, Marcin Stefaniak, Przemysław Strąk i Edyta Winnicka. Dzięki serdeczne, że odsłuchaliście ten odcinek podcastu Black Hat Ultra.

BHU: Przygotowali go: Kamil Dąbkowski prowadzenie i montaż. 

BHU: Oraz Piotr Krzysztof Pietrzak transkrypcje i media społecznościowe.

BHU: A autorem muzyki jest AudioDealer.

BHU: Jeżeli jeszcze tu jesteś. Jak się czujesz? Mam nadzieję, że u ciebie wszystko OK. Zastanawiam się co myślisz jak słuchasz o takim podejściu do osiągania celów? Celów trudnych, dużych, z najwyższej półki. Ja sobie myślę, że to jest niesamowicie piękne. Poświęcenie dla tego celu musi być tak czyste i ogromne, że nie może nie wzbudzać szacunku i uznania. Pytanie brzmi czy to poświęcenie jest wystarczająco doceniane? Czy na pewno wiemy z czym się wiąże osiągnięcie klasy mistrzowskiej. Możemy powiedzieć no dobra, ale to był jego wybór, on zrobił to dla siebie. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Gdyby nie ludzie wielcy, którzy przełamują standardy, stereotypy, granice ludzkich możliwości, którzy postawili sobie trudny i odległy cel a potem go osiągnęli, skąd byśmy wiedzieli gdzie podążać? Nie mielibyśmy punktu odniesienia do naszych działań. Jest też druga strona mistrzostwa, to jest to pytanie o to co dalej gdy osiągniesz swój cel? O samotność jaką można odczuć po każdych ważnych zawodach, po każdym pobitym rekordzie. Pytanie o to czy na końcu nadal wokół ciebie będą twoi przyjaciele i najbliżsi, z którymi będziesz mógł świętować, z którymi będziesz mógł budować kolejne cele? Dlatego tak ważna jest droga a nie cel. Ważny jest styl w jakim się coś osiąga. Myślę, że to właśnie Andrzej miał na myśli gdy mówił o odpowiednim balansie pasji i życia. Nie odpłynąć w tym, pamiętać, że nie jesteśmy sami, że osiągamy coś dzięki pracy, wsparciu lub przyzwoleniu innych. Warto o tym pamiętać. Więc kochacie siebie, kochacie bliskich i codziennie bądźcie wdzięczni za to co macie dobrego. 

Buzka!

bottom of page