BHU: Witajcie w podcastcie Black Hat Ultra. Dzisiaj usłyszycie historię najlepszego supportu na świecie czyli supportu Patrycji Bereznowskiej, zwyciężczyni zeszłorocznego, morderczego Bad Wather.
Joanna Świderska: Śmieszne jest na przykład jak czasami rozmawiamy czy z Patrycją czy z innymi zawodnikami, to np. mamy wrażenie, że zawodnicy i support są na dwóch różnych biegach. Właśnie bo jest tak, że my np. po jakichś tam biegach 24 godzinnych mamy tak naprawdę, dużo lepiej znamy ten support niż tych zawodników, bo oni sobie biegają a my spędzamy czas z tym sportem tak naprawdę przebywając na mecie przez 24 godziny można się dosyć dobrze poznać.
Anna Mikulska: Sytuacja z tego roku Albi. Milena musiała zejść z trasy, bo się przewróciła niefortunnie, więc i tak zostali tam w tym namiocie do rana żeby pierwszym transportem się zabrać do hotelu. Końcówka tego biegu i Millera mówi tak: wiecie co, macie tu tak fajnie, że ja w ogóle rozważę czy serwisować! Tak jej się spodobało.
JS: Nie no, bo u nas jest bardzo wesoło. Ale też jest kwestia tego, że po prostu to też jest jakiś sposób nasz na radzenie sobie jakoś z tym zmęczenia i z czasem tak z tym znużeniem w pewnym momencie. Trzeba jakoś cały czas coś, jakieś, akcje utrzymywać bo inaczej to jest średnio.
BHU: To były Aneta Mikulska i Joanna Świderska. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam was podcastcie Black Hat Ultra. Dzisiaj nie posłuchamy opowieści sportowców stojących na podium ale osób, które ich wspierają w osiąganiu tych sukcesów. Aneta i Joanna to dwie dziewczyny, które stanowią trzon składu supportu Patrycji Bereznowskiej. Do pełnego zestawu zabrakło nam jedynie Iwony Mikulskiej. Usłyszycie jak wygląda współpraca z Patrycją od kuchni, jakie historie działy się na Spartathlonie, Bad Wather, w Albi i Belfaście oraz jak się przygotować do wspierania Waszych bliskich na biegach ultra. Jeżeli ktoś wcześniej nie słuchał odcinka 21 z Patrycją Bereznowską oraz drugiego odcinka z serii Black Hat Ultra Life dotyczącego Bad Wather to serdecznie namawiam. Te dwa odcinki plus ten, który usłyszycie zaraz, stanowią kopalnię wiedzy o bieganiu Patrycji, która jest zawodniczką ultra światowej klasy. Jeżeli podoba Wam się ten Podcast zachęcam do wsparcia go na patronite.pl/BlackHatUltra. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka. Zaczynajmy.
BHU: Cześć, witajcie serdecznie. To dla mnie ogromny zaszczyt powitać w moich skromnych progach najlepszy support.
JS: Że Ktoś w ogóle chce z nami rozmawiać.
BHU: Właśnie! To jest główny powód naszego spotkania, bo często jest tak, że ci nasi wspaniali sportowcy biegają, wygrywają, biją rekordy trasy, a to przecież nie sam sportowiec biegnie. Zwłaszcza jak się biegnie bardzo trudne rzeczy, tak jak Bad Wather albo jak się w ogóle szybko tak jak Patrycja bije rekordy i wygrywa 24 48 godzin. No to są rzeczy, których oni sami nie zrobią. Musi stać za tym zespół. I akurat na Bad Wather jest taka fajna tradycja, że końcówkę wbiega support razem [...].
AM: Wszyscy finiszują. My akurat trzymaliśmy Polską flagę. Nie wiem jak inni bo nie mieliśmy okazji zobaczyć, ale [...].
JS: przed nami był tylko jeden zawodnik [...].
AM: I za nami też nie było długo nikogo.
BHU: No właśnie. I jak się wtedy czułyście? Czułyście się troszeczkę bardziej docenione niż normalnie? [śmiech]
JS: Zazwyczaj na tych biegach jest tak, że Patrycja zawsze bardzo dba o to żebyśmy, tam gdzieś zawsze nas szuka pod koniec. Zawsze też podkreśla, że jesteśmy zwykle takimi pierwszymi osobami, z którymi ona ten swój sukces celebruje. Na Spartathlonie też tak było, że w sumie biegłyśmy razem z nią.
AM: Tak ostatnie metry ja już czekałam pod pomnikiem z aparatem. A dziewczyny ostatnie metry już tej alei wiodącej do pomnika biegły właśnie z Patrycją i też z Polską flagą. Z tym że tam miałyśmy jeszcze taką przygodę, że to była pożyczona flaga Sebastiana Białobrzeskiego, bo nam się gdzieś zawieruszyła i w ogóle w tym całym zamieszaniu też zapomnieliśmy o tym, że mamy szampana w bagażniku.
JS: Na Bad Wather nie było tego problemu, bo tam jest zakaz generalnie spożywania alkoholu na terenie parku, więc jakby od razu było powiedziane, że szampana być nie może.
AM: Ale z szampanem mógłby być też problem. Przed startem, jak zjechaliśmy już na tą depresję, dziewczyny już szykowały samochód, już układały sobie rzeczy pod te pierwsze kilometry. Patrycja pobiegła zważyć się, bo też wszyscy zawodnicy byli zważeni, zobaczyć jak to tam wygląda ten start i na chwilę wróciliśmy do samochodu a w samochodzie wielkie zamieszanie. Okazało się, że taki zwykły spryskiwacz do wody był napełniony wodą, już przygotowany. I on niestety pod wpływem ciśnienia wybuchł. Więc wszystko było mokre w samochodzie, więc ja nie wiem co by było z szampanem.
BHU: To niesamowite historie. Słuchajcie, opowiemy o tych biegach wszystkich. Ale powiedzcie najpierw jak się znalazłyście w ogóle w otoczeniu Patrycji i jak trafiłyście do teamu? Jak to było?
JS: Ja osobiście zupełnie nie ze strony biegowej, ponieważ Patrycja od wielu, wielu lat uczy mnie jeździć konno i tak się poznałyśmy. Ja w góle poznałam Patrycję jeszcze zanim ona zaczęła biegać, więc tak naprawdę połączyło nas jeździectwo. Później też poznałyśmy Iwonę, siostrę Anety. Jesteśmy razem w jednej stajni. W sensie, bo ja, Patrycja i Iwona mamy konie i po prostu trzymałyśmy je w jednej stajni i w taki sposób też poznałyśmy Iwonę.
BHU: Wiemy dużo o koniach w życiu Patrycji, bo opowiadała nam w podcastcie. Czy ty wtedy też supportowałaś Patrycję?
JS: Tak, bo Patrycja już wtedy startowała. To wiadomo, bo Patrycja często o tym powtarza, że ona tak trochę z przypadku zaczęła jeździć rajdy długodystansowe konne, i tam też niezbędny jest support, więc tak naprawdę zaczęłyśmy ja z Iwoną też jeździć z nią na te zawody. Na tych rajdach konnych jest tyle, że głównie tam się supportuje konia, ponieważ jeździec trochę mniej dba o siebie, bardziej się skupia na koniu, więc naprawdę głównie supportowaliśmy tego konia.
BHU: No tak, bo tam ważne jest żeby on przechodził tę kontrole, prawda?
JS: Tak, jakby też jest tak, że Patrycja tam raczej, jeżeli chodzi o siebie to nie miała zbyt dużych wymagań. Natomiast jakby bardzo była, tak jak teraz w przypadku biegów o siebie tak mocno dba to wtedy bardzo mocno dbała o konia.
BHU: A ty Aneta, kiedy pojawiłaś się w okolicy Patrycji?
AM: Prawdę mówiąc nie pamiętam momentu kiedy poznałam Patrycję, ale podejrzewam, że to było pewnie w stajni, bo często też z moją siostrą Iwoną pojawiałam się w stajni i pamiętam naszą pierwszą sesję z Patrycją, był to październik albo listopad 2016 roku. Iwona wcześniej mówi: "słuchaj nie masz jakiegoś zdjęcia Patrycji, bo ona potrzebuje do gazety, bo tam się wypowiada." Ja mówię: no to powiedz jej, że ja pojadę i zrobię jej to zdjęcie. Zdzwoniłyśmy się, umówiłyśmy się, zrobiłyśmy tą pierwszą sesję i już podczas tej pierwszej sesji zaczęłyśmy rozmawiać, że fajnie by było zrobić taki... Może reportaż to za dużo powiedziane, ale jakoś udokumentować taki start w biegu 24 godzinnym. I nadarzyła się okazja w lipcu 2017 roku, kiedy pojechałyśmy we 3 z Patrycją do Belfastu na mistrzostwa świata. I to był mój pierwszy wyjazd z dziewczynami i powiem szczerze ja nie wiedziałam z czym to się je w ogóle, taki bieg. Naprawdę!
BHU: Co ciebie tam zaskoczyło najbardziej?
JS: Wszystko. [śmiech]
AM: Wszystko było wszystko dla mnie naprawdę zaskoczeniem, ale chyba największym i takim bardzo pozytywnym zaskoczeniem było to, że jak mamy fajną ekipę, jak mamy fajną reprezentację. Wszyscy w ogóle witali mnie jak swoją osobę. Nie odczułem w ogóle takiego wrażenia, że jestem kimś nowym, kimś obcym, kimś z zewnątrz, tylko - cześć! Tutaj, tu wszystko, tu jest to, tu jestem to, to jest ten, to jest tamten i jakoś przeżyliśmy te 24 godziny wspólnie. Bardzo wesoło było momentami, ale były też takie momenty, że już po prostu jednak zmęczenie i sen brały górę. Natomiast wielkim plusem było to, że tam ciemno się robiło po dwudziestej trzeciej w Belfaście, w lipcu i robiło się też dosyć wcześnie jasno, około czwartej - piątej, więc ten moment kiedy nie było tego światła zbyt dobrego do zdjęć, był bardzo krótki.
BHU: No właśnie. Opowiedzmy chwilę o tym jakie są wasze funkcje w zespole Patrycji. Czy te funkcje są jasno rozdzielone czy... Oczywiście Aneta, ty robisz zdjęcia, więc to jest. Ale czy w związku z tym masz mniej takich zadań logistycznych, bo się zajmujesz tą stroną artystyczną, że tak powiem, przedsięwzięcia?
AM: Staram się też być do dyspozycji dziewczyn. Oczywiście jeżeli nie krążę gdzieś po trasie, tylko jestem blisko namiotu czy w namiocie serwisowym i na przykład Asia powie słuchaj potrzebne nam jest to i to. No to jestem w stanie pobiec, pójść do pobliskiego sklepu czy tak jak na przykład Timisoarze, że byłyśmy na mistrzostwach Europy we dwie [...].
JS: Tam był problem, bo byłam tylko ja tak naprawdę.
AM: Więc, uwijałyśmy się i miałyśmy też dość blisko tego parku, w którym rozgrywane były mistrzostwa wynajęte mieszkanie i tam zrobiliśmy zapasy lodu, bo było bardzo, bardzo gorąco. Więc kilka kursów w nocy czekało mnie po worki z lodem. No i też na Bad Wather było tak, że już w pewnym momencie dziewczyny stwierdziły, że już nie mają siły wychodzić z tego samochodu. Bo to jednak najpierw zatrzymaliśmy się co dwie mile, później co mile, a w tym najgorętszym momencie co pół mili, więc tak na dystansie tych 135 mil to było "trochę" tych wyjść i pod koniec to już też wysyłały mnie do Patrycji z prowiantem albo z wodą i tak na zmianę z Piotrkiem Podbielskim, który był naszym kierowcą biegaliśmy żeby dziewczyny mogły sobie chociaż chwilę odetchnąć ale to odetchnięcie to też chyba było trochę pozorne, bo nogi nie pracowały, ale musiała pracować głowa i ręce, bo w tym czasie przygotowywały już kolejne rzeczy, które dały Patrycji za kolejną milę, więc to nie było tak, że po prostu leżały sobie.
BHU: A ty Joasiu, opowiedz w takim razie.
JS: My zwykle, zazwyczaj jestem tym ja i Iwona, której tu niestety z nami nie ma. Jeszcze czasami jest Karolina. Np. była z nami na 48 godzinach i my raczej mamy tą funkcję dbania o Patrycję. Tak naprawdę zajmujemy się wszystkie tym samym czyli rzeczami związanymi z przygotowaniem jedzenia, jakaś zmiana butów, z przygotowaniem ubrania na zmianę. Więc tak naprawdę wszystkimi funkcjami, które wiążą się z serwisowaniem samego zawodnika.
BHU: Czyli jakie to są funkcje, opowiedz. Jesteśmy bardzo ciekawi.
JS: Oj to takie bardzo... To brzmi strasznie trywialnie tak naprawdę. No bo to jest kwestia, nie wiem tak jak w przypadku... To też trzeba wziąć pod uwagę, że każdy zawodnik innego tego serwisu potrzebuje. W przypadku Patrycji jej zależy żeby te wszystkie niepotrzebne postoje były jak najszybsze, ponieważ ona walczy o wyniki, o rekordy zazwyczaj, więc jest tak, że jak już mówi, że zmienia buty, no to chodzi też o to żeby już wszystko było szykowane ze skarpetkami. Po prostu siadamy i żeby zrobić to jak najszybciej. Jedzenie też zawsze podajemy jej w biegu. Czy jakieś kwestie już takie też fizjologiczne, jak mu się do toalety, to szukamy chusteczki no bo nigdy nie wiadomo czy tam będzie papier w środku czy nie. No plus dodatkowo jakieś kwestie higieniczne. Na takich biegach bardzo istotne jest też to żeby jak najmniej mieć styczności z zarazkami, bo szczególnie jak się pojedzie na taki bieg to widać, że problemy żołądkowe są chyba najbardziej powszechne i chyba najwięcej zawodników właśnie ze względu na to jakoś gdzieś tam odpada czy ma trochę gorsze wyniki. Jest wszystko takie proste z funkcjonowaniem człowieka, tylko że w ekstremalnych warunkach, ale też serwis ma za zadanie jakoś tam podtrzymanie tego zawodnika na duchu i zmotywowanie go, ponieważ wszyscy biegacze ultra mówią, że ultra się biega głową, bo kto normalny biegnie przez 24 godziny. Tak jak mówię Patrycja jest bardzo silna psychicznie, no ale też ma jakieś tam swoje gorsze momenty i potrzebuje żeby jakoś się tam zmotywować i jakby tam jej przypomnieć jej, że to co robi ma sens, i że robi to po coś a nie tylko po to żeby się zmęczyć.
BHU: Ok. Jak wyglądał proces uczenia się tego co Patrycja potrzebuje.
JS: Mi się wydaje, że u nas, u mnie i u Iwony, my mieliśmy takie "wstępne szkolenie" właśnie po tych rajdach, ponieważ Patrycja, tak jak już wspominałem przypadku rajdów też miała bardzo podobne do tego podejścia jak ktoś zna Patrycję to wie że ona jest perfekcyjna bo ona bardzo lubi żeby wszystko było. Warto dokładnie i w jej przypadku to też jest fajne bo wymaga tego od innych ale też jakby sama cechuje się tak samo i też wiedziałyśmy też trochę z rajdów że to na pewno ma być wszystko zrobione sprawnie szybko żeby nie marnować niepotrzebnego czasu. Ale tak naprawdę to był proces taki pomysł z biegu na bieg bo nawet kwestia jak do tej pory wspominam nawet na tych zawodach z ekipą polską. Wspominaliśmy że moje pierwsze zawody które były w Turynie mistrzostwa świata. Mam tam jednak w ogóle nie mam zielonego pojęcia jak to ma wyglądać. Była to dla mnie czarna magia. Patrycja też chyba to było jej drugi start chyba w biegu 24 godzinnym i tak naprawdę chyba do jedzenia z tego co pamiętam to tylko coś innego więc ja tak naprawdę nie mam zbyt dużo do roboty bo nie miałam co przygotowywać tak w tym momencie to już poszło do tego że nie mam czasami nawet jajka na miękko. Rocznicę jakieś takie dziwne dziwne wynalazki czy pierogi więc jakby też np. ja teraz bym sobie już sama raczej nie dała rady, co było widać. Natomiast na tych pierwszych zawodach nie miałam zbyt dużo do roboty takiej poza. Poza tym jak Patrycja przebiegała i po prostu musiała mnie coś wręczyć.
BHU: Czyli teraz właściwie macie całą funkcjonującą kuchnię za sobą.
JS: Tak tak mam kuchenkę gazową.
AM: Specjalną patelenkę do pancakeów.
BHU: Na czym polega jej specjalność?
AM: Chodzi o wielkość. [śmiech].
JS: Mamy taką małą, turystyczną butlę gazową, co też niestety jest często problematyczne, bo jak kiedyś lecimy, tak jak teraz byliśmy w Albi, jest to małe miasteczko we Francji, bo nie mieliśmy akurat teraz samochodu i ok, jakby cały ten sprzęt do butli przywiozłyśmy ze sobą. Natomiast na butli gazowej przewieźć nie można w bagażu, w samolocie. No jest też już tak, że trzeba to gdzieś znaleźć, jak są to jakieś małe miasteczka, no to czasami nie ma sklepu gdzie można to kupić. Na szczęście też jest fajne, bo tak jak mówimy, mamy super ekipę. Też tak jest, że dochodzimy do takiego momentu, że ktoś mówi "ale ja mam butlę", no wszyscy jakoś tam razem radzą sobie tam tych rzeczy pożyczamy. Jednak jest to drużyna, więc tu też [...].
BHU: Ty mówisz o innych supporterach, tak?
AM: Tak, tak i to było widać. Właśnie mnie to bardzo ująło w Belfaście, że już tam po 18 czy 19 godzinach biegu, kiedy już wszyscy byli zmęczeni, zmoczeni tym deszczem, prawda? I nagle jedna zawodniczka, nie pamiętam, arbuza chciała. "Kto ma arbuza?" My mamy! Dobra, kroimy! Już jej dawaj, niech biegnie kolejną pętelkę. To było niesamowite, że wszyscy mieli świadomość, że tak naprawdę każdy walczy o swój wynik, ale wszyscy gramy do jednej bramki, że jesteśmy jedyną, polską drużyną i to było fajne. Nie ma czegoś takiego, że to moje, to twoje, prawda? Jest takie poczucie wspólnoty i współpracy, tak?
JS: Jak ktoś czegoś potrzebuje to od razu mobilizacja, każdy szuka czy ma jakiś środek przeciwbólowy czy coś do jedzenia czy może rosół, bo akurat ktoś stwierdził, że właśnie teraz ma ochotę na rosół.
AM: Teraz w Albi też była taka sytuacja, że Gosia Pozna miała problem ze stopami, bo spuchły jej stopy, buty zaczęły ją cisnąć. To chyba Milena jej dała swoje buty i biegła w butach Mileny, także to nie tylko sprowadza się do dzieleni się arbuzem czy rosołem, prawda? Jak tylko ktoś pojawia się w tej strefie serwisowej, wszyscy mobilizują się żeby kogoś też właśnie tam dopingować. "Dajesz, dajesz biegniesz dalej, pięknie dobrze ci idzie!" Po prostu wypychamy na kolejne okrążenie.
BHU: Właśnie ale Albi było specyficzne, bo tam startowało kilku Polaków i wszyscy mieli tą samą strefę supportu, prawda?
JS: Za każdym razem jest to.
BHU: A czy też funkcjonowanie pomiędzy różnymi krajami?
JS: Wygląda tak, że w tej strefie serwisowej każde państwo ma swój namiot. Taki biały, turystyczny namiot.
BHU: No tak, ale czy też wspierajcie między państwowo? Czy już nie ma takiej okazji?
JS: Generalnie każdy jest tam w stosunku do siebie sympatyczny. [śmiech] Niektóre kraje nie mają nic przeciwko, że zobaczą jak jest zachowanie nieprzepisowe, to żeby delikatnie je zgłosić. Szczególnie np. widać jak się zaczyna jakaś walka o miejsca, to wtedy już trzeba uważać. Ale generalnie wszyscy są do siebie sympatyczni i się uśmiechają. Raczej nie ma jakichś takich...
BHU: Ale z rezerwą jednak?
JS: Mimo wszystko jest konkurs tzn. wiadomo jak np. jest to jakoś tam zawodnicy, którzy są od siebie bardzo oddalenie. Natomiast trochę widać takiej rywalizacji pomiędzy tymi państwami, które zazwyczaj walczą gdzieś o czołowe lokaty, to z Amerykanami najbardziej widać, że jest ultra sympatycznie, wszyscy się uśmiechamy, przytulamy i w ogóle ale właśnie mówię, że jak już trzeba bardzo uważać żeby wszystko robić dokładnie tak jak jest w przepisach, bo oni patrzą i może to jest fajne, bo u nas też może takie podejście, że ktoś jak ktoś powie, że ktoś złamał przepisy to od razu tak w cudzysłowiu, że kabluje w ogóle, a oni z kolei są bardzo tacy, no, że jesteśmy tutaj przyjacielscy i w ogóle, ale są pewne zasady i należy ich przestrzegać.
BHU: Też w Albi chyba była jedna taka sytuacja gdzie nie do końca chcieli przestrzegać tych zasad.
JS: Tzn. nie oni chcieli. Oni byli bardzo zdegustowani tą sytuacją. Było to widać. Oni każdym razem chcieli ją ściągnąć do tego namiotu. No ale ona nie chciała zejść z trasy. A trzeba dodać, że support nie ma kontaktu z zawodnikiem poza tą strefą tego namiotu, a ten namiot to jest 5 metrów. Jeżeli ona biegnie, tak naprawdę to często jest nawet, że nie ma czasu nawet wymienić zdania. Więc tak jak oni, oni mieli tak naprawdę tylko te 5 metrów żeby jakoś ją złapać. W końcu ściągnęli siłą.
BHU: To powiedzmy od razu, że Camille Heron biegła przez pewien czas, nie wiem jak długi.
JS: Dwie godziny.
BHU: Ale biegła mocno ubrudzona, co było niedopuszczalne przez regulamin zawodów. I nie chciała się przebrać.
JS: Nie, nie chciała. Też jakby pomijając nawet kwestie, bo tam też później czytaliśmy różne komentarze w internecie na ten temat. Ale trzeba powiedzieć wprost, że to nie chodziło tylko o kwestie wizualne ale też dużo osób tam też komentowało, że trzeba było w takim razie za nią nie biec. Na pętli nie da się za nią nie biec, bo ona biegła bardzo szybko i ona non stop wyprzedzała i nawet dla nas, jakby mijając ją tylko przez chwilę, były różne, nie tylko wzrokowe niedogodności, ale inne z tym płynące [...]
BHU: Zapachowe.
JS: Również. No plus właśnie dochodzi ta kwestia, o której wspominałem, że na tych biegach, no naprawdę jeżeli chodzi o jakąś tam higienę i zarazki, no trzeba uważać, bo nawet ktoś wspominał, no biegnie upadnie mi żel, no może podniosę. To może upaść w to co przed chwilą wypadło Camille. [śmiech]
JS: No ale taka jest prawda, tak? Czy nawet ktoś coś ma w ręku, wypadnie mu, musi podnieść. Buffa nawet, cokolwiek.
AM: Tym bardziej to były też takie godziny, że upał był wtedy, był bardzo duży upał. Nie były to godziny nocne, gdzie jednak ta trasa jest troszeczkę przerzedzona, tak? Troszeczkę mniej osób jest na tej trasie. Tylko to był taki moment kiedy po prostu wszyscy tam napierali.
JS: Tzn. też biorąc pod uwagę, że to też, jakby ktoś tam powiedział, że może by to zrozumiał, gdyby to była kwestia, że rzeczywiście została ta godzina do końca. Ona walczy. No też nie powinna, bo w przepisach jest, że biegacz musi [...], jego ubranie musi być schludnie. Ale wiadomo że przy 24 godzinach oni już czasami nie wyglądają zbyt schludnie, ale wiadomo jak jest. Natomiast tutaj to była też kwestia taka, że z kolei inni zawodnicy poświęcali ten czas żeby zejść na bok i załatwiać swoje potrzeby. Więc to tak... Tam dwie strony medalu były.
BHU: Camille bardzo się chyba na swoim rekordzie skupiła.
JS: Ona bardzo. To też było, w ogóle jak się na nią patrzyło, to ona biegła w transie, bo rzeczywiście jej tempo... Ja nie wiem jakim ona tam tempem biegła.
AM: Ona była bardzo sfokusowana, ale cały czas po prostu [...]. No i oczywiście uśmiech. Nieodłączny uśmiech na twarzy, prawda? I do przodu.
BHU: No taką pasję też gdzieś tam trzeba zrozumieć.
JS: Chodzi o te przepisy. No bo z kolei jeżeli Team Amerykański jest bardzo przepisowy i wymaga tego od innych, no to tutaj też to było złamanie przepisu.
BHU: Myślę, że takie supportowanie w Albi czy np. na Bad Wather, to są kompletnie dwie różne historie. Czy wy się przygotowuje się fizycznie do tych zawodów?
JS: Tzn. ja jakby uprawiam sport. Biegałam trochę, ostatnio nie biegam, ale crossfit teraz ogólnie. No ale generalnie jakoś tam fizycznie to tak nie da się tego tak do końca tak naprawdę przygotować, bo to często nie jest jakby... To nie jest zmęczenie takie fizyczne, tak jakby ktoś kazał biec.
BHU: Właśnie, a wy czasem biegniecie za Patrycją?
AM: Podbiegają często dziewczyny. Na Bad Wather były momenty kiedy trzeba było po prostu pobiec. No bo wiadomo, każda każda sekunda jest ważna.
JS: No Bad Wather można mieć zająca. Tak jak np. w naszym teamie to nie było do końca jakby przewidziane. W sensie, Patrycja nie wzięła nikogo kto miałby ją tam zającować. Czego pewnie później żałowała, bo tak naprawdę wszyscy z tej czołówki takiego mieli. No i np. w tym upale biegł za nimi zając, który spryskiwał ich non-stop wodą, więc to dużo dawało. Ja tam chyba jeden kawałek, kilometr chyba z Patrycją przebiegłam.
BHU: Jak ci było w tej temperaturze?
JS: Chyba nie chodzi o temperaturę w ogóle. Dla mnie jakie mam wspomnienia z Bed Wather, to strasznie ciężki bieg pod względem fizycznym, w sensie zmęczenia, ale takiego nie na zasadzie, że zmęczenie fizyczne, że duży wysiłek, tylko [...]
AM: Częstotliwość tego serwisu i ciągłe myślenie co teraz podać.
JS: Tak. Ale też np. brak snu. Bo start był o 23:00.
AM: A Patrycja startowała w ostatniej fali. Pierwsza fala o 20:00, potem 21:30 i 23:00, już elita, ci tacy najlepsi.
JS: Też trzeba wziąć pod uwagę, że to nie jest tak, że np. tak jak start na mistrzostwach o dziesiątej. Czyli wstajemy o 08:00 to o 9:00 jesteśmy na starcie. Dlatego my wstałyśmy tak, jakby cały ten dzień byłyśmy tak naprawdę na nogach.
AM: Zmienialiśmy hotel.
JS: Już pomijając, że tak dla Patrycji wiadomo, jakby starała się mało chodzić, najmniej robić, żeby jednak odpoczywać. No ale dochodzi jednak człowiek, jest przyzwyczajony do tego, że kilkanaście godzin funkcjonuje i później sobie 8-7 godzin śpi. A tutaj ja mam takie wspomnienie, że ja w pewnym momencie czułam się strasznie, ale ten upał mi w ogóle nie przeszkadzał. Bo my jednak non stop wsiadałyśmy do samochodu, gdzie była klimatyzacja.
AM: Nie, Asia, my w ogóle nie używaliśmy klimatyzacji.
JS: Włączyliśmy później.
AM: Ale to dopiero koło szesnastej. Jeżeli bieg się zaczął w poniedziałek o 23:00 to my dopiero we wtorek koło 16:00 włączyliśmy klimatyzację w samochodzie.
JS: No tak, bo jak ktoś non stop wysiada to też jest tak, że [...]. Ale generalnie jakoś ten upał wbrew wszelkim pozorom np. dla nas nie był bardzo uciążliwy. Bardziej chyba właśnie to kwestia, że podliczyliśmy, że my w ciągu tego czasu musiałyśmy wysiąść, ile razy z samochodu? 100? Sto ileś. Jeszcze to było tak, że my z tego vana, z tytułu musiałyśmy [...], to nie było tak, że się po prostu wsiadało i wysiadało. Tylko tam trzeba jeszcze dostać na to siedzenie.
AM: Wysiadasz w ten żwirek albo na kamienie i to jest ciągłe obciążenie jednej strony.
JS: A nawet jak przejeżdżałyśmy ten kawałek to też nie było tak, że my sobie wsiadałyśmy do samochodu i siedzimy 5 minut i odpoczywamy. Musiałyśmy non stop coś przygotować. To też jest takie, może wydać się głupie ale, do wszystkiego trzeba było dodać lodu a to jest kwestia, że niestety kostki lodu nie są zbyt małe, więc cała walka, a Patka zawsze pije w softflaskach. One mają bardzo małe otwory, a też chodziło o to, że by jednak tą kostkę lodu wrzucić do tego softflaska no bo wtedy on się wolno rozpuszcza, więc cały czas miała zimne to picie. To są takie głupie rzeczy [...].
BHU: Czyli kruszyłyście lód?
JS: Tak. Generalnie miałyśmy kostki lodu, które były za duże, więc trzeba było jakoś tam sobie radzić. Ja czułam ręce, jakbym cały dzień gołymi rękami w polu.
AM: Mówiłyście, że czułyście, że macie po prostu zakwasy w dłoniach.
JS: To było takie głupie rzeczy ale np. na tym, szczerze mówiąc się najwięcej czasu schodziło. Jakby roztopienie nawet w dłoni tej kostki żeby ona nam się zmieściła do tego softflaska. Więc jakby nas słuchał jakiś producent softflasków, to prosimy większe otwory, zdecydowanie, żeby kostka lodu mogła wejść.
BHU: Specjalnie na Bad Wather.
JS: Nie tylko, bo to biegach 24 godzinnych jest ta sama sytuacja. No bo jednak rzeczywiście nawet jak się naleje zimne picie do softflaska, to trzymając je w dłoni ona się szybko nagrzewa, natomiast jak w środku jest kostka lodu, no to ona cały czas się powoli rozpuszcza i to picie jest cały czas zimne. Na przykład Patrycja bardzo zwraca uwagę na takie rzeczy żeby po prostu jak najdłużej ten swój organizm utrzymać w stanie wychłodzenia.
BHU: Co jeszcze fajnego szykuje się dla niej? To super są historie. Dla was to jest naturalne, wy tym żyjecie. A my wszyscy tylko widzimy te zdjęcia twoje cudowne gdzie Patrycja jest na środku rozpalonego asfaltu, za nią tam widać 20 kilometrów pustyni, a my w ogóle nie wiemy co u was słychać. No to co tam jeszcze się u was dzieje?
JS: U nas zwykle jest zabawnie. W ten Bad Wather był z nami jeszcze Piotrek, którego my tam dopiero poznałyśmy, który też tam niesamowicie pomógł, bo oni mieszkają z żoną i rodziną w Arizonie, więc niedaleko. No i on tam też logistycznie bardzo pomógł, ale też okazało się, że jakby dopasował się idealnie do naszego poczucia humoru. Też ewidentnie widział kiedy my już z Iwoną miałyśmy załamanie nerwowe. Ja powiedziałam, że ja nie wysiadam już więcej z tego samochodu, więc też tak naprawdę miał ciężką funkcję, bo on cały czas prowadził i później pod koniec było tak, że my z Iwoną tylko tam przygotowywałyśmy to co trzeba Patrycji dać, Piotrek na zmianę z Anetą wysiadali to dawali. Dzieje się dużo.
BHU: Czyli kruszycie lód, jest wesoło. [śmiech].
JS: Bo Bad Wather też było specyficznym przez temperaturę, przez to, że tam jakby nie było zimno w ogóle. Więc też to nam trochę ułatwiło sytuację, bo gdybyśmy miały jeszcze coś na ciepło przygotowywać, no to nie mam pojęcia jakbyśmy to zrobiły tam logistycznie, bo to też dużo czasu zajmuje, tak jak mówię Patrycja, tak naprawdę ma cały przegląd kuchni często. Typu rosół, barszcz, pierogi, pancakei, jajko na miękko.
BHU: A na Bad Wather co jadła w związku z tym?
JS: Głównie jakieś zimne rzeczy, czasem jakieś kanapki. Głównie miała chyba na słodkie rzeczy ochotę. Jakieś żele, żelki.
AM: Parę razy miętówki chyba dostała. Też kraksy dawałyście z guacamole, galaretki jakieś różne.
JS: Generalnie chodziło o to żeby to były rzeczy, które są pożywne, raczej lekkie bo też Patrycja podejrzewa, że w takim upale też jej się nie będzie chciało jeść, ale żeby jednak tych kalorii tam organizmowi dostarczyć. No i też za każdym razem akurat w tym wypadku no przez to, że ona nie miała nikogo kto by z nią biegł, nie mieliśmy też spryskiwacza, ponieważ wybuchł. Bo on był taki pod ciśnieniem, on miał tam w sobie coś, to nie był taki spryskiwacz na wodę, tylko to był taki, że tak rozpylał. Więc on dlatego wybuchł. No generalnie zawsze jej dawałyśmy coś do picia [...].
BHU: Co pije Patrycja?
JS: Izotonik i cola. Cola jest bardzo popularna w jak jest tak ciepło, odgazowana. Co też ważne żeby była gazowana. Wodę gazowaną czasami ale głównie cola i izotoniki. Kiedyś piła wodę kokosową, a ostatnio jakoś w ogóle jej też nie wchodzi. Czasami sok pomidor. Zawsze prosiła żeby coś do picia, plus właśnie w drugiej butelce coś żeby się polewać. Tak jak mówię, jak jest ciepło to Patrycja bardzi dba żeby cały czas jednak chłodzić organizm. W Stanach znalazła ręczniki chłodzące bardzo fajne. W Polsce chyba też już są. Po prostu się je moczy i one chłodzą. Nie trzeba tam żadnego lodu do nich wkładać.
BHU: Jeśli chodzi o ubiór Patrycji, czy często się przebierała?
JS: Ani razu chyba nawet na Bad Wather.
AM: Nie, Bad Wather się nie przebierała. Buty raz zmieniła. To było dwie, trzy minuty i to był jedyny moment kiedy ona na tym biegu usiadła. Zmiana butów, zmiana skarpetek i jeszcze umycie stóp. To był gdzieś 70 kilometr. Jeszcze ciemno było wtedy.
JS: Ale mi się wydaje, że to też wynika z faktu, że Patrycja zawsze przed biegiem stara się by ubrania, w których ma biec przetestować, żeby uniknąć sytuacji, że będzie się musiała przebrać, czy coś ją obciera. Wiadomo różnie bywa. Tak jak w Belfaście czy w Timisoarze, że jest ulewa i musi się później przebrać żeby nie biec w tych mokrych ciuchach. To zazwyczaj stara się żeby to wszystko było raczej sprawdzone.
BHU: Super. Aneta, powiedz jak ty znajdujesz czas na te zdjęcia, jak sobie to logistycznie rozplanowujesz? Masz jakiś swój plan przed biegiem gdzie na przykład chciałabyś się zatrzymać, z jakiego konta zrobić zdjęcie?
AM: Nie, nie, wiesz bo ja się podporządkowuje. W przypadku takich biegów jak Bad Wather czy Spartathlon, które są z punktu A do B no to po prostu szukam tych kadrów w miejscach, w których się zatrzymujemy, bo tak jak na Bad Wather mogliśmy się zatrzymać w każdym miejscu, w którym chcieliśmy, to na Spartathlonie były miejsca wyznaczone gdzie możemy się zatrzymać. No i wtedy trzeba było po prostu coś znaleźć i szukać tych kadrów. Na biegach takich 24 godzinnych, no to w zasadzie jest pętla i czasami idę tą piętą z prądem czasami pod prąd, a czasami stoję przed namiotem czasami za namiotem, ale czasami po prostu znikam dziewczynom na jakiś czas i wtedy mnie nie ma [...].
JS: I donosi nam kawę i jakiś prowiant. [śmiech].
AM: O tak w Albi przecież jakieś kanapeczki wam też załatwiłam ze stacji benzynowej. Ale rozbawiło mnie po prostu w Albi latte na wynos. To po prostu była czarna kawa z kroplą mleka w takim kubeczku, i to było takie espresso - latte na wynos. Ale stawiało na nogi to najważniejsze. [śmiech]
BHU: Pewnie to było jakieś podwójne espresso, tak? [śmiech]
AM: Tak, z kropeleczką mleczka. [śmiech]
JS: Oni chyba nie uznają tych amerykańskich wynalazków.
AM: Też w Albi, w przypadku właśnie tych biegów na pętli jest trudno, no bo to przejdziesz to 3 razy tą pętle i to ci się wydaje monotonne, więc troszeczkę tam eksperymentowałam sobie i z panoramowaniem. Potem jeszcze znajomy mi podpowiedział, słuchaj to rób takie zdjęcia z błyskiem na drugą lamelkę. Dobra próbuję!
BHU: Z błyskiem na co, przepraszam?
AM: Drugą lamelkę, na drugą kurtynę. To jest tak, że po prostu jest taka postać rozmyta taka ducha i na końcu wyraźna postać, że jak ktoś biegł w barwach kraju to taka fajna wychodziła i postać wyraźna. Także to w nocy eksperymentowałam sobie. To nie było zaplanowane, ale trzeba eksperymentować. I z tymi barierkami i z tymi zakrętami.
BHU: Te reklamy są wszędzie dookoła, więc to chyba niezbyt fotogeniczne było?
AM: Ja wszędzie to mówię, najpiękniejszy bieg to był dla mnie fotograficznie Bad Wather. Naprawdę. Mimo, że miałam taką sytuację, że z jednego tytułu zadzwonił do mnie naczelny i tak: "ale nie macie jakiś takich zdjęć gdzie Patrycja będzie zmęczona czy coś?" Ja mówię: no nie mamy, ona tylko raz usiadła, ona wszędzie jest uśmiechnięta. Po prostu na każdym zdjęciu praktycznie banan od ucha do ucha. Ona tylko raz usiadła, więc prawdę mówiąc, dużo myślałam przed wyjazdem na Bad Wather jak te zdjęcia robić, ja też staram się sprzętowo przygotować. Wzięłam też troszeczkę połowę mojego bagażu, to zajęły mi jakieś blendy, jakieś tam jeszcze inne rzeczy. Nie wiem co będzie prawda. I prawdę mówiąc liczyłam na taki kadr, że Patrycja będzie siedziała w samochodzie, będzie sobie ścierała pot z czoła czy coś, bo tak wszyscy mówili" dolina śmierci, 50 stopni!
JS: Jak się oglądało jakieś reportaże tak to wyglądało.
AM: Jakiś dramatyzm będzie w tych zdjęciach!
JS: Słynni biegacze wrzucenie do lodówek. Takie to nastawienie było.
AM: A tutaj po prostu miałam dwie minuty po prostu na serwis dziewczyn, na zmianę butów, to po prostu wygląda jak taki serwis na torze wyścigowym. Po prostu taki pit stop. Patrycja siada, jedną nogą zajmuje się Asia, drugą Iwona, ciach ciach, może biec dalej.
JS: Tak jak było, jak się Patrycja zaczęła na Mount Whitney wspinać, to wtedy. No ale tam musiała iść, bo to było takie nachylenie, że to chyba najgorzej, w sensie, w cudzysłowiu najgorzej wyglądała i chyba była najbardziej zmęczona.
AM: Tak, ona też powiedziała później, że ona się dopiero tym podbiegiem ostatnim zmęczyła tak naprawdę, a nas już taki sen dopadał, taki kryzys. I jedziemy tą drogą pod górę, silnik rzęzi w tym samochodzie, ja tak do Piotrka: Piotrek, ale my na pewno dobrze jedziemy? A on: Ale tu innej drogi nie ma. Ale ta droga nie miała końca! Po prostu kolejny zakręt, to już chyba za tym zakrętem, nie, jeszcze nie ten zakręt! I jeszcze, jak on w tej ciemnej nocy, w tym wielkim zmęczeniu: "ale co znajdziemy z kilometr w dół żeby z nią pobiec?" Ja mówię: kilometr?! Ty wiesz ile to jest kilometr pod górę?! I mówię: "sto metrów to będzie dla nas wielki wysiłek!" [śmiech]
JS: Tak, ale Piotrek też chyba sam nie biega. Więc to też często, ja zauważyłam, że zmienia się takie poczucie odległości. Jednak jak się zaczyna biegać to się zdaje sobie sprawę ile to rzeczywiście jest.
AM: Ale tam kilometr to normalnie jak byś 10 km na płaskim przebiegł.
JS: Ale to już był taki moment, jeszcze później jak my się zastanawialiśmy czy dobrze biegniemy, bo tam ciemno, nic nie widać, nikogo nie ma. Bo później jak z kolei rano pojechaliśmy tam na start żeby jeszcze kibicować jakimś zawodnikom, no to tam było mnóstwo, więc oni nie mieli wątpliwości, że dobrze biegną. Natomiast była chwila zawahania, ale fakt, nie było tam innej drogi.
AM: Nie było, ale widokowo piękna trasa. Jak pojechaliśmy w ciągu dnia, to naprawdę warto było się tam wybrać i też zobaczyć [...]. Chyba jeden finisz widzieliśmy, prawda?
JS: Czy dwa nawet. Jak my rano pojechaliśmy to był taki moment, że tam dużo osób już kończyło.
AM: Jak spędzaliśmy to też kilkoro jeszcze tam zawodników też było.
JS: Pod koniec, tzn. parę godzin jeszcze zostało chyba do limitu.
BHU: A widziałyście F-16? Bo słyszałem historię Patrycji F-16.
AM: Trzy chyba przeleciał. Dwa czy trzy razy, ale to było, jeju! Ból w uszach straszny.
JS: Ale ja trochę czytałam tydzień chyba po naszym pobycie, że był jakiś wypadek, że za nisko leciał, i że było tam kilku turystów, którzy byli ranni. Ale to było tak, że on nad nami leciał i Patrycja była za nami, no i to on jakby się zniżył jeszcze nad nią, no to prawie się przewróciła.
BHU: Jak byłem na spotkaniu Patrycji i Krystiana w zeszłym tygodniu i opowiadała, że ona wręcz gdzieś tam zsunęła się do rowu, tak ją przeraziło to F-16. Niesamowite to musiało być.
JS: Drugim razem już jakoś tak nas nie zszokował, ale za pierwszym to ja w ogóle nie wiedziałam co się dzieje.
AM: Za drugim wiedzieliśmy, że od razu trzeba uszy zatkać.
BHU: A opowiedzcie jak wygląda proces przygotowawczy do takiego biegu. Czy macie wcześniej jakieś spotkania przed wyjazdem? Czy ustalacie coś? Zastanawiacie się co nowego może w danym wyzwaniu spotkać?
JS: To już zależy od jakich biegów. Tutaj chyba raz czy dwa się widziałyśmy tak trochę przypadkiem.
AM: Patrycja jakoś wcześniej wyleciała. My po prostu doleciałyśmy dwa tygodnie po niej do tej Arizony, więc nie było czasu w Polsce też żeby się spotkać i w zasadzie tam byłyśmy pięć dni chyba przed biegiem, więc tam wszystko było dopinane.
JS: Tam już ustalamy, ale tak naprawdę często to jednak wychodzi w trakcie biegu, bo nam się też wydawało, że ten bieg będzie podobny do Spartathlonu pod względem takim organizacyjnym. Okazał się, że zupełnie nie był tak naprawdę. Bo jeszcze, tak jak mówię, już ze względu chociażby na temperaturę, że zupełnie inne rzeczy były potrzebne no i tak jak wspominałam, Spartathlon, to była po prostu czysta przyjemność jeżeli chodzi o serwisowanie. Sprawa jest z Bad Wather. Pod względem wysiłku fizycznego, był jednak krótszy i też przez to, że te serwisy były rzadziej, no to my też mieliśmy trochę więcej czasu na jakieś tam odsapnięcie pomiędzy.
BHU: No tak, ale tam z kolei chyba więcej osób było na Spartathlonie, prawda? No ja wiem, Patrycja jest z przodui wy to w ogóle tak naprawdę nie macie problemu.
JS: Jest śmiesznie, bo ten Spartathlon to tak naprawdę cały czas biegliśmy w polskiej ekipie, bo pierwszy był zawsze Sebastian, a później za nim była Patrycja i Łukasz Sagan. I oni tak przez całą trasę praktycznie się wymieniali. Tzn. od połowy, tak? Ja już tam ta czołówka się wybiła do przodu. Więc my cały czas mieliśmy bardzo polski Spartathlon.
AM: Nas z ostatniego punktu już przed Spartą wybieg pierwszy Łukasz Sagan a Patrycja jako trzecia. Ja nie zapomnę momentu kiedy już czekam pod tym pomnikiem Leonidasa. No i przebiegł Sebastian. No to tak mniej więcej widzieliśmy, że 15 - 20 minut po Sebastianie będzie Łukasz. No i tak stoję pod tym pomnikiem, już wszystko przygotowane w aparacie. No ktoś biegnie, zbliżam sobie tym zoomem, ale Łukasz był na czarno ubrany, a tutaj biegnie ktoś na jasno! I pierwsza myśl, nie no, Pati go pewnie dogoniła. Ale potem patrzę, ale ona biegnie sama! Ona go wyprzedziła na tych ostatnich dziesięciu kilometrach Spartathlonu.
JS: Ale on też wspominał, że tak widzi jak Patrycja go wyprzedza, ale już sam przyznał później, że już tak nie miał siły jej gonić.
AM: Jeszcze jej krzyknął chyba, że "jesteś szalona".
JS: Ale rzeczywiście jak to się obserwowało z boku to naprawdę, oni wszyscy przez kilkadziesiąt kilometrów oni się non-stop mijali, a to Patrycja była pierwsza, a to on był pierwszy, a to biegli obok siebie, tzn. tak w bliskiej odległości. Bo tam chyba obok siebie nie można było. No ale generalnie były tak, że naprawdę mi się wydaje, że dla nich psychicznie to musiało być mocno ciężkie jak oni jednak cały czas mijali. Nie było tak, że jedno jedno wyprzedziło i poszło do przodu.
BHU: Patrycja też była zmotywowana, opowiadała mi o tym, że bardzo się nie podobało. I chciała przebiec dobrze tę trasę, żeby nie musieć na nią wracać.
JS: Nam też się nie podobało i tak ją motywowaliśmy, że ma to zrobić raz a dobrze i już tu nie wracamy.
AM: Nawet był taki moment na dekoracji, że prowadząca uroczystość spytała: Patrycja jak ci się podobało czy wracasz za rok? Patrycja powiedziała z taką rozbrajającą szczerością, że nie wróci za rok. I konsternacja ze strony pani.
JS: Ale nie powiedziała, że jej się nie podobało.
AM: Nie nie, nie powiedziała, że się nie podoba, tylko że nie wróci za rok, ponieważ na świecie jest tyle pięknych biegów, które by chciała też przebiec.
JS: Tzn. mi się wydaje, że w sumie dobrze powiedziała, no bo skoro przyjechała, wygrała i pobiła rekord trasy no to z drugiej strony dlaczego miałaby jeszcze raz wracać.
AM: Nie no musimy wrócić zobaczyć wyryte nazwisko na pomniku w Sparcie [śmiech].
JS: No ale nam też się nie podobało, więc jak zupełnie ją rozumiemy.
BHU: Z tych samych powodów?
JS: Ja np. mocno pod względem takim widokowym - strasznie dużo śmieci tam jest. Na drodze jest wszystko! Jakby ktoś chciał urządzić sobie mieszkanie na pewno wszystko tam znajdzie. Też mnie zastanawia: jesteśmy pośrodku niczego i wyrzucony dywan. Komu się chciało ten dywan tam targać?! Tak na dobrą sprawę. No i generalnie troszkę organizacja jakoś tak... Organizatorzy nie byli zbyt sympatyczni.
BHU: Też ci Grecy nie słyną z jakiejś dobrej organizacji.
JS: Nie, właśnie wręcz przeciwnie, byli bardzo [...]. Pomijając, jakby wolontariusze na tych wszystkich punktach, którzy byli przesympatyczni i bardzo zabawni. No to sami organizatorzy tak średnio. Nawet sędzia główny zawodów nie mówiący po angielsku no to też tak ciężko się z nim dogadać. A chyba aż tak wiele Greków tam nie startuje.
BHU: Słuchajcie chciałem Wam zadać pytanie, bo wiele osób teraz zaczęło biegać, biegi ultra, górskie. Bardziej ja pochodzę z tego biegania górskiego, ale generalnie to pytanie dotyczy ogólnie supportowania. Bardzo wiele par, które biegają. W sensie biega jakiś facet no to żona stara się zaparkować albo na odwrót. Czy macie jakieś rady dla nich może, jak zacząć? Jak zacząć, jak ćwiczyć na świetnego supportera?
JS: Nie wiem czy takie supportowanie... Tzn. bo to nawet widać, bo mamy wśród tych naszych znajomych z 24h, to tam też dużo jest właśnie, że [...]. Akurat u nas jest głównie układ, że to mężowie supportują kobiety, no to taka chyba potrzeba [...]. No to też jest różnie. Każdy z tych zawodników jest inny. Widać, że też mocno się trzeba zdystansować. Też trzeba chyba wziąć pod uwagę, że jakby tak się sprowadzić do takiej roli, że ten zawodnik tam będzie czy tam będzie burczał czy krzyczał czy będzie niezadowolony, bo oni to już tak mają takie stany trochę, jakby byli dwubiegunowi, od takiej euforii, do załamania, bo tam tak wszystko szybko się zmienia.
AM: Tzn. nie odbierać tego po prostu personalnie. Nie można, nie nie absolutnie. My też my też to wiemy, tak? Że po prostu, to nie jest prawdziwa twarz tej osoby, bo ona jest skupiona na czymś innym, walczy o wynik, prawda?
JS: I ekstremalny wysiłek. Myślę, że podstawowe podejście jest takie, że trzeba trochę jakby tam swoje potrzeby odstawić na bok, że wiadomo nie wszystkie, ale, że trzeba się tak trochę skupić, że ta osoba przez ten czas kiedy biegnie, tak naprawdę jest najważniejsza i że trzeba zrobić wszystko żeby jej było dobrze.
BHU: Ale z drugiej strony słyszałam takie opowieści od Patrycji i od Pawła Żuka, którzy twierdzą, że oni czasem oddają decyzję w ręce supportu, że oni nie są w stanie [...], wiedzą o tym, że nie są w stanie dobrze ocenić sytuacji. Odnośnie tego czy mają zjeść czy mają się przebrać, czy mają się przespać, cokolwiek.
JS: To trzeba też wziąć pod uwagę, bo czasami my np. mówimy Patrycji co nam powiedziała w trakcie biegu. Mówi, że w ogóle nie pamięta, bo oni sami przyznają, że to jest tak, że już pewnie to jest tak, że mózg jakby już jest skupiony na tych funkcjach życiowych i tym żeby dalej biec, że już tak, na pewno jest tam jakieś nie wszystko już jest dotlenione tak jak powinno być. Ale rzeczywiście, no czasami my jej mówimy, on odpowiada coś innego, czy pyta się o coś, my jej odpowiadamy. Ona mówi, że nie, chociaż my mamy rację, no ale to jakby teraz trzeba wziąć pod uwagę to, że ona już w tak ekstremalne wysiłku, też jest ona sama to czasami mówi, że na czymś się fiksuje i po prostu jakby jest tak, że nie da się jej przetłumaczyć, że jest inaczej, chociaż później po biegu jak wypocznie to się z nami zgodzi, więc to też tak jest [...]. Czasami widać, że już są tak zawodnicy zmęczeni, że nie wiedzą czego chcą czy czegoś potrzebują. Na pewno podstawowe pytanie szczególnie myślę, że w każdych tych długich biegach to jednak żeby pilnować żeby cały czas jedli i pili, bo jak nie będą nawet jak im się będzie wydawało, że już nie chcą picia nie jeść no to po prostu później ich odetnie i już nic z tego dalej nie będzie.
AM: Ja natomiast jako osoba patrząc na to z boku, to podziwiam dziewczyny obie, że często są właśnie takie sytuacje że Patrycja nie wie czego chce, a dziewczyny po prostu idealnie trafiają. Patrycja robi kółko, dziewczyny "dawałyśmy jej to dwa kółka temu, trzy kółka temu było to, to może teraz to" i one po prostu idealnie trafiają. Ona przebiega: "o właśnie tak, właśnie marzyłam o tym". Po prostu one są naprawdę niesamowite.
JS: [...] Damy jej coś innego, ale na szczęście też zapomina o tym czego chciała. Więc też jest nam wdzięczna, że robimy jej coś innego.
AM: Pod tym względem dziewczyny są niesamowite. Ale jeszcze taką historię mogę opowiedzieć z biegu 48 godzinnego jak to po 200 czy 250 kilometrach Patrycja stwierdziła, że chce usiąść, umyć zęby, umyć stopy i zjeść obiad przy stole. Nie chce jeść w biegu. No to co tu zrobić żeby ten obiad jakoś miło, jakiś miły akcent żeby był, no to jakieś serwetki rozłożyłyśmy, w kubek plastikowy nazbierałyśmy jakichś kwiatuszków, postawiłyśmy te kwiatuszki na stole. Ale hitem okazała się kupiona dzień czy dwa dni wcześniej na pchlim targu filiżanka porcelanowa. I pamiętam wtedy zrobiłam Patrycji takie zdjęcie jak ona trzyma tą filiżaneczkę porcelanową, bo ma oczywiście paznokcie pomalowane na czerwono, bo dziewczyny o takie szczegóły dbają na biegach z reprezentacji, i trzyma tą filiżaneczkę jak taka Królowa Brytyjska z paluszkiem i tak pije herbatkę sobie. [śmiech]
JS: To też takie kwestie, że jednak trzeba dbać o jakieś tam takie aspekty żeby też trochę tego zawodnika tak oderwać od tego, że biegnie i że ma bardzo dużo do przebiegnięcia, że to dopiero połowa. Ten 48 godzin dla mnie to był challenge naprawdę.
AM: Były dziewczyny, była jeszcze Karolina, więc byłyśmy we cztery i robiłyśmy sobie takie zmiany, że śpimy tam chyba po 6 godzin czy po 5.
JS: Nie, mniej! Po jakieś 2 godziny. Ale tam było strasznie zimno na tym lotnisku. Tam w ogóle ten sen to taki był mało przyjemny, bo tam głównie połowę tego czasu w trasie miałam ten sen, to się spędzało na tym żeby w ogóle usunąć, bo było tak zimno, że ciężko było.
BHU: A spałyście w namiocie tam?
JS: To było na terenie starego lotniska. I tam była tylko hala gdzie były też miejsca dla zawodników. Tak było, też myślę jak ci zawodnicy biedni mieli tam spać, bo tam było strasznie zimno. My mieliśmy szczęście bo był jakiś Grek, który miał taki swój kaloryfer elektryczny.
AM: Ale on startował w 24 godziny, więc on się pojawił dopiero w drugiej dobie. Od drugiej doby miałyśmy ogrzewanie. [śmiech].
JS: Ale z drugiej strony ten mały kaloryferek, bo to było w takiś takich, jakby na terenie lotniska i te miejsca gdzie mogliśmy spać to było zaplecze tego lotniska. Czyli to były wielkie pomieszczenia, których no ten kaloryfer niewiele je nagrzewał.
AM: Ale świadomość, że coś ciepłego jest blisko też pomagała zasnąć. Natomiast ja wspominam ten bieg w ten sposób, że tak: Szłam się zdrzemnąć, wstawałam, ona biegnie. Szłam się zdrzemnąć, wstawałam, ona jeszcze biegnie. Szłam się zdrzemnąć, wstawałam Patrycja ciągle biegnie. I to też był taki kryzys, bo Patrycja bez snu przebiegła ten 48 godzin i kryzys przed drugim wschodem słońca ją dopadł, że po prostu ciało chciało biec ale głowa chciała spać, więc dziewczyna tam kombinowały, miętówki, kawa z cytryną, wcieranie olejków, jakieś takie tutaj żeby jakoś może ten zapach ją pobudził.
JS: Była też kwestia, że to było takie trochę niebezpieczne, bo tak jak na 24h czy ani na Spartathlonie ani Bed Wather to się nie zdarzyło, no to tu jednak był ten sen taki, że jakby była też obawa że Patrycja zaśnie w ciągu biegła i się przewróci i sobie może zrobić krzywdę. Więc to też było takie [...]. Sama mówiła, że już miała takie momenty, że już prawie tam odpływała.
AM: Były tam momenty, że ta trasa troszeczkę była taka pokręca i wszystko było wyznaczone barierkami, więc no po prostu chwila nieuwagi, tracisz równowagę, wpadasz na barierkę, tak? Niekoniecznie musi się to dobrze skończyć, ale dopiero potem powiedziała, że dopiero w słońce, które zaczęło wschodzić po prostu ją rozbudziło i było to 401 pykło. My namawialiśmy ją "jeszcze jedno, bo jeszcze masz czas". Mówiła: nie obiecałem Asi, że tyle będzie, bo Asia musiała wcześniej wyjść.
JS: Nie! Bo ja tam chyba jakoś tak samolot miała, że chyba godzinę przed końcem musiała pojechać na lotnisko, ale ja im właśnie kazałam, że ma chodzić nawet jak już jeszcze jej zostanie czas, bo zawsze im zrobi większy rekord, to będzie go trudniej pobić.
AM: Ale ona mówiła, "nie ja obiecałem Asi, że 400 i ani kroku więcej". A tu się okazało, że z opóźnieniem się wyświetlają te wyniki, więc jak to, miało być 400, a jest 399?! No dobra to ostatnie kółko przyszliśmy [...].
JS: A to ja wiedziałam, bo to ja zwykle się zajmuję liczeniem.
AM: Ale to dobrze, że my tego nie wiedziałyśmy i ostatnie kółko przeszłyśmy razem z nią i jeszcze na taki znajomy Fin Seppo przeszedł z nami i jak już przeszliśmy to się okazało, że z 401 km.
BHU: Ojejku, teraz Camille Herron się zasadza na rekord Patrycji. Nie oddamy go, co nie? Nawet jak oddamy, to trzeba będzie poprawić. [śmiech]
JS: My już uprzedziłyśmy Patrycję, że raz pobiec, pobić rekord i koniec. [śmiech] Tzn. nie, ja szczerze mówiąc, teraz nie wiem czy bym się zdecydowała. Jednak 48 godzin, to było strasznie długo, mnie to już też męczyło bardzo. Co było też tak trochę po środku niczego. Tam nawet nie można było sobie pójść nawet zamówić jedzenia z restauracji, bo też na takich biegach też trochę nam doskwiera, że my nie możemy zjeść zwykłego obiadu, co przy takim czasie no jest jakby jedzenie non-stop jakichś kanapek i rzeczy takich na szybko.
AM: Albo zupa z termosu.
JS: Albo zupa z termosu, z torebki. To było takie, że tam też jakby nic, tam na prawdę nic nie było obok.
AM: A do najbliższego hotelu chyba jakieś 2 kilometry były, więc tak pośrodku niczego.
JS: Bo to stare lotnisko. Lotnisko zawsze jest jakoś gdzieś tam oddalone. Wtedy też nie wiedziałyśmy tak do końca na co się piszemy. Bo 48 jakaś taka egzotyczna. [śmiech].
AM: Powiem ci Kamil, jeszcze jedną rzecz. Jak już wróciłyśmy z tego biegu, śpimy w tym mieszkaniu wynajętym w Atenach, wstajemy rano, a Patrycji nie ma. Ona za chwilę przychodzi, taka uradowana, bo ona już była w piekarni kupiła bułeczki, to co robimy jajecznicę?! My byłyśmy bardziej zmęczone od niej. Naprawdę to niesamowite. Ale ona też mówiła po tym biegu, że nie biegła, no wiadomo nie biegła takim tempem jak biegnie 24 godzinny, więc nie było to taka intensywność i nie zmęczyła się po prostu tak bardzo jak tym 24 godzinnym, gdzie znacznie szybciej biegła.
BHU: Jak w ogóle podchodzicie do tych rekordów, których bije Patrycja? Macie z tego jakąś satysfakcję?
JS: Nie no, zawsze jest. No coś ty.
BHU: Cieszycie się?
JS: To jest niesamowite, bo to też jakby ok, dajmy się męczymy pod względem takim, no że tak jak mówimy, po prostu nie spanie, że cały czas jest też taka monotonia, tam się wkrada. Mówię, jakieś takie rzeczy, że trzeba być cały czas w pogotowiu. Nie można normalnie zjeść. Mimo wszystko też cały czas widzimy jak Patrycja jednak biegnie i się męczy i ile się tak naprawdę się przygotowywuje do tych biegów, bo tak jak nawet jeżeli chodzi o Bad Wather, no to tam wszyscy tak się dziwili, że ona cały czas w takiej super kondycji, no ale my z drugiej strony też znając, jakby wiedząc, rozmawiając z Patrycją jak wyglądały jej przygotowania, no to też nas to trochę nie dziwiło, że ona biegnie w takiej dobrej kondycji, bo naprawdę podeszła do tego bardzo sumiennie, jakby do przystosowania się do temperatury i do biegu i to tak naprawdę się, jakoś to było widać na biegu, że była przygotowana, że to się na wynik przełożyło. Więc właśnie też te rekordy dla nas na pewno jest to duża satysfakcja no ale też jest to takie fajne, że widać, że to jakby cała ta praca Patrycji wielomiesięczna też nie idzie na marne, że jakoś dalej jej to procentuje.
BHU: A co jeszcze tym młodym małżonkom polecicie, których faceci szaleją po górach? [śmiech]
JS: Nie serwisować się nawzajem!
AM: A ja bym poleciła szkolenie u dziewczyn.
JS: Tak mi się wydaje, że tak naprawdę to nie da się tego porównać, bo ja też raz byłam, same z Anetą biegłyśmy jako zawodniczki te biegi górskie, plus ja raz byłam z Patrycją w Kapadocji ją serwisować. No to nawet jak się jedzie na taki bieg gdzie tak naprawdę nie da się nigdzie tam na trasie tego zawodnika gdzieś tam zobaczyć, widzi się go tylko na tych punktach serwisowych, gdzie też tak naprawdę rzadko kiedy ma się coś dla niego, bo tam zwykle wszystko co chce jest. Ciężko to porównać. To są w ogóle według mnie... Według mnie to jest zupełnie inny rodzaj serwisowania. Tam te są takie bardziej psychiczne, bo tak jak wszyscy zawodnicy mówią, że zobaczyć tą znajomą twarz no to zawsze motywuje.
BHU: No i też pilnować żeby taki delikwent nie wyleciał z punktu nie napity i nie najedzony. Czasem to łatwo jest w ferworze walki.
AM: To rok temu miałyśmy, właśnie rok mija od Wilko Way w Irlandii.
BHU: Jak tam było?
JS: Ciężko.
AM: Było zimno, pierwszy raz widziałam śnieg, który pada poziomo.
JS: Tam doszło dużo takich kwestii, że Patrycja miała z tymi oczami ten problem. Przez to ona się tam gubiła na tej trasie. Natomiast to było bardziej takie też dla nas psychiczne, bo my się o nią tak baliśmy, no bo wiemy, że ona nie widzi, ja jestem gdzieś pośrodku lasu. Tam też był problem z zasięgiem. Ona miała ze sobą telefon, więc cały czas mogliśmy na niej dzwonić, ale no [...].
AM: I nadajnik GPS. Mogliśmy ją też śledzić, ale no problem był z zasięgiem.
JS: I wtedy my nie mieliśmy internetu, więc nie możemy gdzieś tam na tym trackerze namierzyć.
AM: I trudność tego biegu też właśnie polegała na tym, że nie było oznaczeń organizatora, tylko to było oznaczenie szlaku turystycznego. Ale to nie było wcale takie proste bo tych dróg Wilko Way jest kilka. One mają swoje odnogi i trzeba pilnować głównego szlaku. Był taki moment, że Patrycja się gdzieś tam zaplątała.
JS: Ona się zgubiła bo ona długo prowadziła, nagle się zgubiła się. Tak naprawdę chyba tam z pięć kilometrów chyba... W drodze po drodze powrotnej właśnie biegła bardzo dobrze, bo to było tak, że się biegło w jedną stronę i później się wracało dokładnie tą samą drogą. I ona się bardzo pogubiła biegnąc tam i później sama mówi, że jak już poznała tą trasę, jak wracała to nie miała żadnego problemu, bo pamiętała gdzie tam ma biec.
AM: Ale już w drodze powrotnej zaczęły się problemy z oczami, bo zaczynający wiatr, deszcz ze śniegiem. W jednym miejscu zmieniliśmy soczewki na okulary i to też nie pomogło, bo ciągle miała krople wody prawda na tych okularach, no ale dotarła do tej mety dotarła.
JS: Na pewno miała mocną motywację, bo to chodziło o kwalifikacje do Bad Wather. No i też to o czym rozmawialiśmy, że ona też miała problemy, no bo tych biegów 100 milowych tak naprawdę w Europie i w Polsce nie ma zbyt dużo. Zwykle 100 kilometrów.
BHU: Też nie miała dużo czasu na przebiegnięcie.
JS: Tak, nie miała. Ale rzeczywiście już pod koniec tam doszło dużo takiego stresu, że po prostu się nie baliśmy bo naprawdę nie widziała, więc to też było i też jakby każdy z nas wie, jakie to jest nieprzyjemne uczucie jak coś nam nie wpadnie do oka i nas cały czas drażni, więc wyobraźmy sobie, że ona biegła te pare dziesiąt kilometrów właśnie z takim uczuciem, że cały czas ma piasek w oku.
BHU: A jakieś konflikty z Patrycją czasem są na trasie?
JS: Nie no, bardziej to co mówimy, że czasami są jakieś nieporozumienia w sensie, że coś nam na przykład powie jedno, później się okazuje że chodziło o coś innego, ale to raczej nie jest tak, że to co mówiliśmy wcześniej, że to jest tak, że trzeba podejść, że ta osoba w tym momencie jest najważniejsza. Nie można tego brać personalnie.
BHU: A czy to jest trochę tak, że przygotowujecie więcej rzeczy niż jest to założone pierwotnie żeby mieć coś na zapas?
JS: Zawsze zostaje.
BHU: W sensie, trochę inne jedzenie przygotowujecie, albo macie jakieś inne ciuchy niż było ustalone wcześniej.
JS: Wszystko jest zawsze dostosowane do warunków biegu, tak jak mówię zupełnie inne jedzenie było na Bad Wather, a zupełnie inne na Wiklo Way, gdzie było po prostu zimno. I też była kwestia, że my tam Patrycję widzieliśmy rzadko, więc jak by ona też musiała mieć dużo jedzenia za sobą.
AM: W momentach gdzie szlak się przecinał z drogą asfaltową.
JS: Więc to wszystko zależy od specyfiki biegu. A jedzenia zawsze mamy dużo więcej, bo też nigdy nie wiadomo na co ona będzie miała ochotę.
AM: W zasadzie w tej walizce, którą dziewczyny mają to są wszystkie smaki świata. Chociaż chociaż na 48 godzinnym Patrycja przyznała, że jej się bardzo chciało pączka ale wiedziała, że tam nie ma sklepu przy tym lotnisku więc pączków nie będzie.
JS: A to jest ciężko przewidzieć, bo np. są biegi, na których Patrycja, przykładowo, ma ochotę tylko i wyłącznie na pierogi, a np. na następnym biegu gdzie właśnie wydawałoby się, że ok mamy dużo pierogów, bo tylko to chciała jeść ostatnio, damy jej raz, a my nie, że obrzydliwe nie chce go jeść. Więc też wszystko zależy od jakiegoś tam dnia. To na co akurat ma chęci.
BHU: I to jest rzeczywiście tak, że macie taką jedną walizkę stałych rzeczy, którą uzupełniacie i wozicie ze sobą?
JS: To Patrycja o to dba. No tak jeśli chodzi o jedzenie Patrycja zawsze [...]. Plus kupujemy jakieś tam rzeczy na miejscu, świeże. Zawsze wiadomo Cola, która musi być odgazowana, to jest bardzo ważne.
AM: Często też ziemniaki kupujecie i gotujecie.
JS: Jakieś takie, wiadomo rzeczy, których tam... Ale zwykle o tą kwestię Patrycja robi sobie zapasy, czego tam będzie potrzebować. Zawsze przed biegiem robimy sobie taką małą odprawę gdzie ona nam mówi co gdzie jest. Wiadomo też są ważne rzeczy, jakieś tam leki, tapey, no takie rzeczy, które ewentualnie mogłyby się przydać.
BHU: No ale Patrycja bardzo wam ufa, też w waszym decyzjom na biegach.
JS: Tak, lata doświadczenia robią swoje. Ufa nam, ale mówimy czasami w trakcie biegu, to coś do nas burknie, ale to też jest fajne, bo my widzimy też nasze zmiany, naszego podejścia. Tak jak na tych pierwszych biegach właśnie zawsze się strasznie przejmowałyśmy tym jak czegoś np. coś nam mówi żebyśmy jej coś dały, a my możemy tego znaleźć. Później się okazuje, że znalazłyśmy to tylko, że ona nam podała inną nazwę ale też np. z biegu na bieg trochę my też zaczynamy mieć do tego taki dystans, że staramy się robić wszystko jak najlepiej, ale też nie możemy się wszystkim tak przejmować, no bo dla nas to też no nie dały byśmy rady wtedy tych 24 godzin czy 48 w jednym przypadku wytrzymać.
AM: Też pamiętam taką historię ze Spartathlonu. Jesteśmy gdzieś pośrodku niczego w gaju oliwnym, ciemno i Patrycja mówi tak: na następnym punkcie napiłabym się barszczu. Przeważnie te smaki, to są w tej walizce [...]. Wszystko posegregowane smakami: słodkie, słone, kwaśne żeby było łatwiej te rzeczy znajdować. No ale, no wyobraź sobie Kamil, jesteśmy w tym samochodzie, w cztery osoby, bo jeszcze był z nami ojczym Patrycji Janusz, który był kierowcą. Mieliśmy taki mały czajniczek samochodowy. No i dobra, szukamy tego barszczu, szukamy, tu chodzi tylko o to żeby poczuć smak.
JS: To był duży fail, bo okazało się, że nie mieliśmy tego barszczu, takiego do rozpuszczenia w torebce, tylko był taki, które trzeba było ugotować. Ja w sumie nie wiem dlaczego on nie został gotowany wcześniej.
AM: Bo wiesz, bo zrobiłyśmy pomidorową. Była pomidorowa w termosie, i nie było drugiego termosu, więc barszczyk tak na wszelki wypadek. My wymyśliłyśmy, że go tak zalejemy wrzątkiem, ten susz. [śmiech]
JS: Rzeczywiście było to obrzydliwe, bo jak on był nie ugotowany. [śmiech]
AM: Ale stwierdziłyśmy, że skoro ma tylko poczuć smak to może ten susz starczy. [śmiech] Ale jak już potem okazało się, że ten barszczyk był, tylko był między kisielami, budyniami. Zawieruszyła się ta torebeczka, natomiast wszystko w tym barszczu było ubrudzone potem w bagażniku.
JS: Ale też ważne jest w takich biegach, na pętli też w sumie, ale bardziej to było Bad Wather czy Spartathlon gdzie się przemieszcza z tym samochodem żeby dobrze sobie te rzeczy jak się ma mało czasu na przygotowanie jednak je tam gdzieś po segregować, bo też bardzo dużo czasu na tych punktach traci się na szukanie gdzie co jest. Szczególnie jak Patrycja ma się bardzo dużo tych rzeczy do jedzenia, różne smaki, nigdy nie wiadomo na co będzie miała ochotę, więc jak się ma tego dużo to lepiej wiedzieć gdzie co jest.
AM: Na Bad Wather miałyście bardzo dużo miejsca w samochodzie, chociaż jeszcze z takich ciekawostek, to mieliśmy 6 coolerów z tym lodem i w jednym była taka bryła lodu na czarną godzinę i ona się przez 24 godziny w tym coolerze nie rozpuściła. To było i to bynajmniej nie sięgnęliśmy po ten zapas, bo też nie wiedzieliśmy ile nam to zajmie, chociaż wiesz, jest taka historia z Piotrkiem. Dzień przed nocujemy w hotelu i Piotrek przyniósł do naszego pokoju hotelowego łóżko. to znaczy z łóżka zdjął materac żeby Patrycja miała sama pokój i wcisnął się jeszcze do naszego pokoju i spaliśmy we czwórkę i tak leżymy wieczorem, i on tak mówi do nas: "dziewczyny, jak ona to zrobi w 30 godzin to będzie super, nie?" A my tak: co ty, Piotrek, 24 godz! My tam nie będziemy tyle siedziały. On nie wierzył nam, nie wierzył i w pewnym momencie już to było 100 mil, bo po stu mailach, nie, poczekaj. Jakoś chyba po około 80 a 100 mil. Jak już było biegł to dopiero się zasięg jakikolwiek pojawił w tej Dolinie Śmierci że można było cokolwiek, komukolwiek wysłać. I on tak patrzy na Patrycję, tak, "no nie wierzę, maszyna, to jest maszyna po prostu."
BHU: No ona jest niesamowita.
JS: My też wiedziałyśmy. Bo, Piotrek nigdy nie miał okazji obserwować Patrycji podczas biegu, więc my też znając ją, wiedząc jak ona solidnie się do tego wszystkiego przygotowuje, to też tak śmiało potrafiliśmy ocenić. Też wiedziałyśmy jakby co tam jej się pewnie gdzieś tam marzy. Nie mówiła tego głośno bo chyba się bała, ale bo wiadomo, że chciała ten rekord pobić, bo mają jakieś tam założenia trzeba mieć.
BHU: Żeby nie musieć wracać.
JS: Żeby nie musieć wracać. [śmiech] Biorąc pod uwagę, że dużo łatwiej wrócić na Spartathlon niż nawet Bad Wather, bo logistycznie i finansowo te biegi jednak się mijają.
AM: Ale jeszcze jedna jest historia oprócz barszczu. Przed biegiem 48 godzinnym dziewczyny poszły po coś jeszcze do sklepu i my z Patrycją smażymy pancake'i i Patrycja zmywa coś w kuchni i nagle spod umywalki zaczyna lecieć para. Otwieramy drzwi a tam się urwał wężyk i leci wrzątek. Na szczęście w mieszkaniu obok mieszkała taka Polka, pani Ewa i ona nam pomogła bo wszędzie napisy po grecku! Gdzie tu zakręcić i gdzie to wyłączyć! A w kuchni już woda po kostki. I pamiętam jechaliśmy taksówką już na to lotnisko, oczywiście taksówkarz nie mógł znaleźć tego miejsca.
JS: Tam było dziwnie, bo było tylko że lotnisko ma, jak to lotnisko jest, wielkie. Nawet nie używane. Więc tam w ogóle też miałyśmy prawo myśleć na 2 taksówki i w ogóle nie mogłyśmy trafić. Jechałyśmy trochę na ostatni moment specjalnie, bo Patrycja z resztą mówiła, że nie chce tam za bardzo stać, no bo jak 48 będzie biec, to nie ma potrzeby spędzania tam więcej czasu.
AW: Zanim pojechaliśmy taksówką, Asia mówi: Pati, ale już limit pecha wykorzystałyśmy dzisiaj, to będzie już tylko lepiej.
JS: Tak myślę, więcej takich historii, ale nic mi nie przychodzi do głowy, z czym jest ich sytuacyjnych biegów było.
AW: Ale też momenty są takie, że nas naprawdę łapie głupawka. Np. na Bad Wather powodem do śmiechów i żartów okazał się worek ze śmieciami, który rósł. Dziewczyny siedziały z tyłu w tym vanie Piotrka, ja siedziałam z przodu na siedzeniu pasażera, Piotrek na siedzeniu kierowcy. Między nami nagle zaczął rosnąć tak wielki worek śmieci.
JS: Rozdzielamy się od nich Góra śmieci walają się. Rodzą takie uznaje głupie, ale naprawdę coś, jakby tak jak mówiłam, że w przypadku biegaczy oni w owym czasie do Moskwy właśnie jest ceniony już gorzej funkcjonuje. U nas chyba jest podobna sytuacja, że już schodzi się do takiego poziomu żartów, który jest bardzo absurdalny. Też jednak zmęczenie powoduje.
BHU: No właśnie, wy też się męczycie.
JS: Tak, ale to jest innego rodzaju zmęczenie zazwyczaj. Takie często związane z brakiem snu, z takiej też monotonii, powtarzalnych czynności. Taki non stop jest czas oczekiwania, bo tak naprawdę, cały czas na coś się czeka. Aż przebiegnie, aż pobiegnie, aż coś tam. Wbrew pozorom trzeba cały czas się skupić, tak na zadaniu, no ale żarty są także. W pewnym momencie nie są zbyt lotne niestety. [śmiech]
BHU: A tobie Joasia się podobało tam w ogóle na Bad Wather, bo Aneta mówiła, że świetne miejsce.
JS: Mi bardzo podobało. Że organizacyjnie w sumie bardzo fajnie. W sensie, tak jak mówiłam, Amerykanie dokładnie powiedzieli czegoś spodziewać i dokładnie tak było. Niczym nas nie zaskoczyli. Nie wiem czy bym drugi raz się zdecydowała na serwisowanie, bo było bardzo męczące, ale chyba najbardziej [...]. Najgorszy był ten fakt, że jednak ten start był wieczorem i cały dzień tak naprawdę my żeśmy funkcjonowali, więc my tak naprawdę zaczynaliśmy ten bieg, już będąc zmęczonymi po całym dniu, kiedy tak naprawdę każdy z nas miał się ochotę już położyć spać, to dopiero wtedy musieliśmy zacząć działać.
AW: Jeszcze przygody były w hotelu. Nie działała klimatyzacja, nie działała lodówka. Ty miałaś Skorpiona pod prysznicem, więc już w ogóle. [śmiech]
JS: Tak! Każdy z nas bierze prysznic przed tym startem. Bo to było tak, że Piotrek został w tym hotelu i my go później zgarnialiśmy po drodze, potwierdzić że na te pierwsze kilka godzin no nie jesteśmy jeszcze, Patrycja będziesz w miarę świeża i chociaż żeby on się wyspał. Zawsze tam dla niego to będzie trochę lepiej, będzie prowadził, więc musi być skupiony. No o wypadek z innym samochodem to trudno, ale generalnie, no żeby też był bardziej świeży. Na i ja wchodzę, w w momencie. A dodam, że przede mną Patrycja się kąpała czy Iwona. Czy ty? No ktoś się przede mną kąpał. Ja wchodzę, zasuwam tą zasłonę pod prysznicę i patrzę skorpion! W Polsce raczej się nie widuje skorpionów. Ja się drę! A te leżą i się śmieją w pokoju! [śmiech] Nie mogłam wyskoczyć, bo był też z nami Piotr. Ale najlepsze jest to, że ja wychodzę i mówię, że tam jest skorpion! A oni oczywiście w śmiech. Mówię, naprawdę, nie żartuję! Oni idą i "wydawało ci się!", no nie wydawało! Później patrzę, no rzeczywiście został ubity, ale też mówimy, że też 4 wykształcone kobiety, Piotrek go zabił, no ewidentnie było widać, że już nie żyje. I chciał go wyrzucić na zewnątrz, a my wszystkie: nie! Do kibla, bo jeszcze ożyje!
AW: A my się śmieliśmy, bo myśleliśmy, że Asia odkręciła ciepłą wodę i poleciał wrzątek. Ale jeszcze został sfotografowany skorpion, żeby pokazać, że był skorpion. I to jeszcze była taka sytuacja, że bardzo szybko obsługa hotelu zainterweniowała. Przyjechał pan meleksem [...].
JS: Bo chodzi o to, że ta klimatyzacja się zepsuła.
AW: Tak, odkręcił śrubeczki w środku, wepchnął nogą tą klimatyzację, wsadził drugą, przykręcił śrubeczki, za chwilę meleksem przywiózł nam lodóweczkę nową. Mówimy, że potrzebujemy większej to za chwilę przyniósł kolejną i mieliśmy dwie.
JS: Nie, ale generalnie klimat tego celu był taki jak się ogląda na w takich horrorach amerykańskiej, gdzie zaraz ma przyjść ktoś i nas zamordować albo gdzie uciekinierzy się ukrywają. To tak właśnie wyglądał ten hotel, taki typowy z wejściem na zewnątrz.
BHU: A gdzie on był w ogóle? Daleko od startu?
AW: 80 mniej-więcej kilometrów przy takich wydmach.
BHU: W jakiej miejscowości, pamiętacie?
JS: Bo to chodziło, żeby on był dalej, dlatego my też się przenosiliśmy, bo to było ze względu na to, że właśnie jak Piotrek ma zostać na noc, więc będzie dla niego lepiej, bo ten pierwszy hotel był na tyle blisko startu, że to by w ogóle się nie opłacało im 20 km. Co później już jakby nauczeni doświadczeniem wiedzieliśmy, że byłoby sensu, bo Patrycja też się nie wyspała ze względu na to, że musimy przenosić plus jak my tam pojechaliśmy[...], pojechaliśmy jeszcze zrobić to ona też by się nie wyspała, bo było tak gorąco w tym pokoju, bo nie działała ta klimatyzacja, że tam nie dało się spać.
AW: Wiesz, no samo spakowanie z jednego hotelu rzeczy, przeniesienie do samochodu, potem wyniesienie tego wszystkiego z samochodu. Powkładanie do lodówek czy trzymanie tego w coolerach, no to też był dla nas jak ekipy jakiś tam wysiłek w tym upale. I potem znowu wnoszenie tego układanie w samochodzie, jakoś tak wg jakiegoś klucza, żeby dziewczyny miały to co trzeba pod ręką.
JS: Dla osób przymierzających się do startowania polecamy kupić 2 noce i nie przenosić się nigdzie. Tylko by wypocząć po prostu. Bo to i dla serwisu byłoby dużo lepsze no i w szczególności dla zawodnika.
BHU: Jaki rodzaj biegów jest wasz ulubiony? Na jakie lubicie jeździć? Bo opowiadała się o tym, że ten 48 to już nie, że Bad Wather to już nie.
JS: Bad Wather, pod względem takim jako sam bieg, mi się bardzo podobał. Jego specyfika, Dolina Śmierci. Nawet jak egzotyka, to jak na księżycu. On był po prostu bardzo męczący fizycznie, ale jakby tak wspomnienia są super. 48 to już jest pętla, 24 to już jest dużo, ale 48 to już było... Ja najbardziej lubię jeździć na takie są takie biegi, gdzie jest z punktu A do punktu B. Bo pomimo tego, że Spartathlon nam się średnio podobał, to on pod względnym takim fizycznym i dla nas, dla serwisu był chyba najprzyjemniejszy, mimo wszystko. Na tych biegach 24 godzinnych najbardziej męczące jest to, że w nocy jest bardzo zimno. W sensie nawet jak nie jest zimno to i tak jak się jest tak zmęczonym, to wydaje się, że jest zimniej, więc często jest tak że wszyscy są mega, po prostu zakładają na siebie wszystko co mają i męczy najbardziej ten fakt, że jest zimno. Nie można usiąść, bo jak się usiądzie to jest jeszcze gorzej.
BHU: Ale na Spartathlonie też podsypiasz, prawda? Tylko w samochodzie.
JS: Tak właśnie dlatego ten Spartathlon był lepszy, bo tam nawet jak było chłodno w nocy to mieliśmy samochód. Jakby też było, to były takie odcinki, że my sobie tam ustawialiśmy zawsze budzik jak spaliśmy, no bo było pewne, że ona na pewno nie przebiegnie szybciej niż, no bo musiałaby nagle zacząć biec niewiadomo jakim tempem. To dla serwisu było fajne, chociaż nie było tego momentu takiego ochłodzenia, bo przez to, że mieliśmy samochód, to sobie do niego wsiadaliśmy, ogrzewanie i było Super. Też śmieszne jest np. a propo tych biegów w ogóle, że jak czasami rozmawiamy czy z Patrycją czy z innymi zawodnikami. No to mamy wrażenie, że zawodnicy i support są na 2 różnych biegach. Bo jest tak, że my np. po jakiś tam biegach 24 godzinnych mamy tak naprawdę, dużo lepiej znamy ten support niż tych zawodników, bo oni biegają, a my spędzamy czas z tym supportem, gdzie tak naprawdę przebywając w małym namiocie przez 24 godziny można się dosyć dobrze poznać.
AW: Sytuacja z tego roku z Albi. Milena musiała zejść z trasy, bo się przewróciła niefortunnie. I to było jakoś w środku nocy, że nie było już transportu do hotelu, więc stwierdzili z mężem Bartkiem, że zostaną.
JS: Chodziło o to też ,że miały tyle nabiegane, że jakby została to będzie i tak sklasyfikowana.
AW: Więc i tak zostali tam w tym namiocie do rana, żeby pierwszym transportem się zabrać do hotelu. Tak jest końcówka tego biegu, Milena mówi tak: "wiecie co, macie tu tak fajnie, że ja w ogóle rozważę czy nie serwisować!" Tak jej się spodobało!
JS: Tak, jest wesoło. Ale to też jest kwestia tego, że jakby to też jest taki sposób nasz na radzenie sobie jakoś z tym zmęczeniem i z czasem. Trzeba cały czas coś, jakieś akcje utrzymywać, bo inaczej to jest średnio.
BHU: Dziękuję wam serdecznie za te opowieści. Mam nadzieję, że przed wami jeszcze wiele sukcesów razem z Patrycją.
AW: Wiele ciekawych przygód.
BHU: Pomimo tych niekorzystnych czasem warunków w jakich musicie tam pracować, ale to chyba jednak przygoda jest dla was duża.
AW: Każdy bieg, to mamy mnóstwo super wspomnień. Na żadnym z tych biegów nie jest przyjemnie tak, bo zawsze taki moment przyjdzie, że jest ciężko, ale wiesz, jak potem wrócisz do domu troszeczkę nabierzesz do tego wszystkiego dystansu, to patrzysz na to zupełnie inaczej i po prostu no przygoda, za przygodą. Zresztą często już jest tak, że wracamy to już po prostu wow, to był super wyjazd i w ogóle. Tam nam się podobało, to pamiętasz, tam to i wiesz.
BHU: Dziękuję wam serdecznie za rozmowę.
AW: Dziękujemy.
JS: Dziękujemy.
BHU: Jak wam się słuchało historii, aby mieć pełny obraz sytuacji zapraszam serdecznie do zapoznania się z wersją na YouTube, gdzie umieściłem zdjęcia Anety Mikulski, która podgląda Patrycję okiem supportu. Bardzo fajne klimatyczne foty, serdecznie namawiam.
Aby jeszcze dodatkowo wesprzeć przyszłych supporterów postanowiłem nagrać krótki odcinek w ramach Black Hat Ultra Team, w którym usłyszycie rozmowy z moją żoną Justyną, która supportowała mnie na 2 dużych biegach. Myślę, że usłyszycie od Justyny wiele ciekawych spostrzeżeń. Postaram się ten materiał nagrać wypuścić szybko w ciągu kilku. Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcast tu zapraszam was też do wysłuchania pozostałych już ponad 35 odcinków ultra historii. Jeśli podoba wam się to co robię, wspierajcie podcast w mediach społecznościowych i umieszczajcie informacje o nim w relacjach, postach i na tablicach. Nie wieść się niesie i słuchaczy przybywa. Im więcej słuchaczy tym większa szansa, że podcast będzie długo cieszył wasze uszy.
Możecie również wesprzeć ten podcast finansowo na patronite.pl/BlackHatUltra. Bardzo doceniam każdy wkład, a najniższy próg wsparcia to tylko 5 zł, więc nie ma na co czekać. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka.
W tej chwili podcast na Patronite wspierają 23 osoby, ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych, których wkład jest największy: są to Krzysztof Bednarz, Marcin Jaźwiecki, Marcin Stefaniak i Edyta Winnicka.
Ten odcinek podcastu Black Hat Ultra przygotowali:
Kamil Dąbkowski: prowadzenie, oraz
Piotr Krzysztof Pietrzak: montaż, transkrypcja, media społecznościowe,
a autorem muzyki jest AudioDealer.
BHU: A jeżeli jeszcze ktoś tu jest.
Jeśli jeszcze ktoś mnie słucha.
Jesteś tu?
Tak, ty!
Zatrzymaj się na 25 sekund, zamknij oczy i poczuj swój oddech. Tak po prostu.
Buźka! ;)
Link do odcinka: https://www.blackhatultra.pl/podcast/episode/7838721a/37-aneta-mikulska-and-joanna-swiderska-support-story-black-hat-ultra-podcast