top of page

BHU: Witajcie w podcastcie Black Hat ultra. W tym tygodniu zapraszam Was na spotkanie z Maćkiem Dąbrowskim, tegorocznym zwycięzcą zimowego Ultra Maratonu Karkonoskiego. 

MD: I tam czterdziestu chłopaków i jeden trener, który miał się nami zajmować dwa tygodnie. Ośrodek był naprawdę w opłakanym stanie. Pamiętam pierwszy tydzień siedzieliśmy w kurtkach na świetlicy bo było tak zimno. Tam był pan Ogórek. Pamiętam do dzisiaj jego nazwisko, który musiał napalić w piecu i my tam po prostu w tych kurtkach siedziały takie chłopaczki i pamiętam, że w planie miałem chyba trzy godziny biegania na biegówkę ,co już było dużo, przecież miałem 15 lat. No i taka piękna pogoda biegaliśmy oczywiście nie po jakiejś trasie. Trasę musieliśmy wydeptać sobie sami. Tam właśnie koło ośrodka no i trener pamiętam, że stał on do słońca, zadowolony bo przecież ciepło w końcu piękna zima. A ja już odpinam narty trzy godziny a trener do mnie: Gościu, a Ty co robisz? A ja mówię Trenerze kończę, że trzy godziny miałem mieć. No patrz, jaka pogoda, jeszcze godzinę sobie pobiegaj. Pobiegałem kolejną godzinę. Ale wspaniale wspominam te czasy. To coś pięknego miałem wielkie szczęście, że jeszcze trafiłem na takie warunki i to naprawdę charakter kształtuje.

BHU: To był Maciek Dombrowski. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podcastcie Black Hat Ultra. Black Hat Ultra to Podcast, w którym spotykam się z niezwykłymi osobami, które prowadzone pasją i ambicją pokonują swoje fizyczne i mentalne słabości aby się rozwijać i realizować założone cele z uśmiechem na twarzy i w zgodzie ze sobą. Maciek Dombrowski jest z nami na scenie biegów górskich od 2016 roku a od dwóch lat jest zawodnikiem z którym czołówka walcząca o podium musi się poważnie liczyć. Pomimo to, jego wygrana podczas zimowego ultra Maratonu Karkonoskiego zaskoczyła wszystkich. Z samym zwycięzcą włącznie, no bo spójrzcie tylko kto stanął na starcie. Bartek Gorczyca, Wojtek Probs, Tomek Skupień, Piotr Poznański, Piotr Piątkowski, Piotr Paszyński, żeby wymienić tylko nielicznych wymiataczy, jednak Maciek wygrał te zawody i zrobił to w pięknym stylu nie pozostawiając wątpliwości kto był tego dnia najlepszy. Nie pozostawił też wątpliwości że w najbliższym sezonie będzie zawodnikiem ,z którym trzeba się będzie liczyć znacznie bardziej niż kiedyś. Postanowiłem porozmawiać z Maćkiem nie tylko dlatego że jest super gościem i zdolnym biegaczem, ale głównie dlatego żeby dowiedzieć się o jego przeszłości sportowej. Czy coś zmienił w swoim treningu aby wygrać Zośka i o jego fascynacji gotowaniem i jak już nie raz mnie to spotkało przy innych nagraniach w tym podcastcie, na wszystkie moje pytania usłyszałem zaskakujące dla mnie odpowiedzi. Słowem wprowadzenia jeszcze powiem, że Maciek od dziecka chodził po górach i jeździł na rowerze. Jego pasja rowerowa doprowadziła go do zawodowego kolarstwa MTB. W 2007 roku startował w mistrzostwach świata juniorów. W 2008 zdobył pierwsze miejsce w Pucharze Polski a w 2011 r. zwyciężył w Pucharze Europy Centralnej. Zaraz usłyszycie o tym co się stało dalej w życiu Maćka. Dokąd zaprowadziła go pasja rowerowa. Jak się znajduje partnera na rzeźnika i że w życiu nie ma przypadków. I jeszcze jedno, ponieważ Maciek jest zawodnikiem sponsorowany przez dobrze znaną polską firmę Attack, to mam dla Was kody rabatowe na 5 procentową zniżkę w ich sklepie WWW Attack PL. Zapraszam również na zakupy butów Ultra i majtek seks Kody rabatowe na wszystkie produkty to Black Hat. A wszystkie szczegóły znajdziecie w opisie odcinka. A teraz oddaję już głos Maćkowi przypominając że na YouTubie możecie zobaczyć nasze gadające mordeczki. Zapraszam. Cześć. Maciek.

MD: Cześć Kamil.

BHU: Mieliśmy się spotkać osobiście ale Korna nas wyrwała i jest jak jest, i tak fajnie, że tego wam się udało pobiec. To chyba ostatnia impreza tej wiosny.

MD: Jak jechaliśmy na suka bo zawsze ona na zawody jeździmy dużą ekipą zwykle, to jest Kasia moja oczywiście plus Justyna oraz Piotrek Uznański czyli mój partner rzeźnikowy. Jak jechaliśmy na zawody to trochę może pesymistycznie powiedziałem, że fajnie,  że te zawody się odbędą, bo po prostu później możemy mieć trochę wolnego. A oni trochę na początku powiedzieli dobra nie narzeka i nie przesadzaj ale ja jednak obserwowałem co się dzieje we Włoszech i w Hiszpanii, bo kolarstwem dalej się bardzo interesuje i po prostu widziałem że imprezy są odwoływane kwarantanny itd. Więc niestety wiedziałem, że do nas to też dotrze.

BHU: No stało się. Teraz wszyscy mamy trochę wolnego. W każdym razie udało ci się pobiec wspaniale. Chyba jesteś z siebie zadowolony, prawda?

MD: Jestem bardzo zadowolony. Rok wcześniej pierwszy raz wystartowałem wzroku za namową znajomych po prostu, którzy tam startowali. Opowiadali, że to jest świetna impreza. Przy okazji zgłębiłem całą historię tych zawodów i historię Tomka. Dlatego stwierdziłem, że bardzo chcę tam wystartować. Jednak w tamtym roku nie byłem do końca przygotowany, może fizycznie nawet było ok, ale sprzętowo Piotrek Uznański do dzisiaj się śmieje, że biegłem w spodniach SDK tronu z takimi kieszeniami, że na mecie wyciągnąłem po prostu lód z tych kieszeni. Do dzisiaj się ze mnie śmieje z tego powodu, za Halą niemiecką w tamtym roku nie byłem w stanie ubrać kurtki, którą miałem w plecaku bo po prostu tak wiało i to taka była walka o przetrwanie. Po prostu strasznie zamarzłem. No i wtedy już postanowiłem ,że muszę wrócić na tą trasę i rozliczyć się z trasą.

BHU:  Rozliczyłeś się przy okazji ze wszystkimi dookoła. 

MD: Jakoś tak się udało. Z moim trenerem  skupiamy się na tym, że po prostu bardzo dużo trenujemy, jednak nie są to jakieś wielkie obciążenia. To jest całkiem inne podejście właśnie Filozofia treningu mojego trenera, jak i moja. Dlatego od 2019, praktycznie od 20 października do nie miałem ani jednego dnia wolnego od treningu. Może się to komuś wydawać że to straszny zajazd. Ale to nie o to chodzi. Po prostu jeśli mamy wypoczynek to jest to aktywny wypoczynek i wtedy idę po prostu gdzieś na wycieczkę w góry albo po prostu jadę na rower na godzinę. Staramy się nie robić takich dni leżenia na kanapie bo to tylko gorzej wpływa na zawodnika a więc jest to inne trochę podejście do sprawy i po prostu, od 20 października ciężka robota. Wiedziałem, że chcę po prostu dać z siebie wszystko. Nie myślałem o tym, które zajmie miejsce. Miałem jakieś tam do rozliczenia sprawy z trasą i ze sprzętem  też, zostałem wyposażony w najlepszy sprzęt od mojego sponsora firmy Atomic, więc wiedziałem, że będę gotowy pod tym względem. Bardzo też chciałem w końcu stanąć na śnieżce pierwszy raz bo nie miałem nigdy wcześniej jeszcze okazji tam wejść na górę i nawet w tamtym roku podczas Maratonu Karkonoskiego jak supportowałem Kasię, myślałem, bo byłem już pod domem śląskim ,że mógłbym na chwilę skoczyć i stanąć tam na górze ale stwierdziłem, że ni,e będzie to to samo że lepiej to zrobić podczas UKE. I tak się stało, że stanąłem tam w końcu bo w tamtym roku trasa była skrócona jak dobrze wiem.

BHU:  Nie, no w ogóle to był wyjątkowy dzień dla Ciebie i dla Kasi. Ale wrócimy też do treningów i do wszystkiego ale chciałem najpierw żebyś opowiedział jak wyglądał przebieg tego biegu dlatego, że ja go śledziłem i śledziłem triki najlepszych zawodników, mało doskonały jest chyba ten system do śledzenia z chipów i  tam po prostu działy się ogromne przetasowania z mojej perspektywy jak obserwowałem te chipy. Chciałem się ciebie spytać; jak wyglądał start, z kim się mijałeś na trasie, jak to wyglądało z Twojej perspektywy.

MD:  Wystartowaliśmy z Polany Jakuszyckiej i na prowadzenie od razu wyszedł mój przyjaciel Piotrek Uznański więc w chwilę się poczułem jak na Biegu Rzeźnika gdzieś po prostu krok w krok za Piotrkiem. W pewnym momencie trasa, był tam taki podbieg przed takim zbiegiem jeszcze wąwozem. Na pewno pamiętasz jeśli  startowałeś około pewnie 5 kilometra jest taki wąwóz gdzie po prostu moczymy [śmiech] buty, ja tam po prostu zaatakowałem ale nie myślałem o tym żeby po prostu już uciekać od chłopaków ,tylko miałam cały czas w głowie ten wąwóz z tamtego roku i pamiętam że w tamtym roku to tam była wojna, co chwilę ktoś wpadał gdzieś tam, zakopywał się praktycznie do pasa, więc chciałem przez ten wąwóz przebiec. Może nie jako pierwszy ale w komforcie. I przed wąwozem zobaczyłem, że zrobiłem trochę przewagi nad chłopakami i jakoś fajnie mi się tam przebiegło. Naprawdę przez ten las biegłem na drogę wróciłem i zobaczyłem ,że nie ma nikogo za mną. To dobra, jeszcze kawałek tą drogą pobiegną, chłopaki zaraz mnie dogonią. Przecież w tym roku była największa obsada chyba w historii języka. Ale zobaczyłem, że już mam pewnie gdzieś koło minuty przewagi to stwierdziłem, że jeszcze trochę pobiegnę. Przygotowania do sezonu przebiegały bardzo fajnie więc wiedziałem, że siłowo jestem przygotowany dobrze, na tych biegach gdzie w tamtym roku czasami przechodziłem do marszu biegłem w szarej  odwróciłem się i zobaczyłem, że mam już około trzech minut przewagi, więc stwierdziłem dobra. Chłopaki mnie doganią ale już będzie ta grupa jakoś tak przerzedzona i będzie się nam biegło fajnie. I tak cały czas biegłem. Oglądałem się za siebie. Nikogo tam nie widziałem. Też z takim biegiem gdzie nie widać za dużo bo często pogoda jest jaka jest. I dopiero gdzieś przed domem śląskim zobaczyłem, że ktoś mnie goni, myślałem ,że to Bartek Gorczyca. Ale jednak po chwili zobaczyłem, że Tomek Skupień., Około 30 kilometra Tomek mnie dogonił wpadliśmy. Bardzo się ucieszyłem bo bardzo lubię Tomka, jest naprawdę świetnym kolegą. I tak samo świetnym biegaczem. On się dopiero rozkręca. Biega głównie na krótszych dystansach ale już zaczął startować też dłuższe. Wpadliśmy do domu śląskiego tam przywitała nas mama Tomka. Ja tam miałem też swoich kibiców, którzy zadbali o to żebym skończył zjeść zupę pomidorową, wyciągnąłem tę zupę, porwałem jeszcze kilka bananów i polecieliśmy dalej, w kierunku Śnieżki. Z Tomkiem mieliśmy po prostu łatwy prosty plan, przebiec przez Śnieżkę jak najszybciej bo wiedzieliśmy, że warunki tam będą najgorsze, więc na Śnieżkę biegaliśmy całkiem żwawo i w dół. No to już ogólnie chcieliśmy jak najszybciej stamtąd uciekać żeby już wbiec do lasu, żeby ten wiatr już nie był taki silny i tak bardzo fajnie nam się współpracowało razem. Tomek czasami prowadził, czasami ja prowadziłem i w sumie to chyba pięć kilometrów przed metą, Tomek troszkę osłabł. Zaczęły łapać go skurcze więc stwierdziłem, że próbuję zaatakować i zrobiłem około minuty przewagi. Jednak tutaj na sam koniec już przy wyciągu przez biegymy już na deptak w Karpaczu, jakiś kibic źle pokazał mi trasę i straciłem tam prawie 45 sekund, więc naprawdę zrobiło mi się ciepło bo zobaczyłem ,że Tomek już jest za mną. Ale udało się dobiec na tą metę i wygrać po prostu. 

BHU: Także wspaniale! Powiem ci, że nie śledziłem tego jaki był rekord trasy pewnie zrobiony przez Michała Rice. Jak wyglądał ten rok, Twój wynik w stosunku do rekordu trasy?

MD:  A powiem ci szczerze, że ja aż tak bardzo nie skupiam się na rekordach bo w biegach ultra ciężko porównywać trasę z roku na rok. Wystarczy że warunki będą inne będzie głębszy śnieg i po prostu nie ma możliwości jakoś się porównywać, z resztą w tym roku trasa była inna trasa, dokładnie trasa była dłuższa było prawie 400 metrów przewyższenia więcej to jest jednak bardzo dużo. Także, nie ma co porównywać tych rekordów bo w jednym roku możemy biec w bagnie po pas w kolejnym będzie sucho i ktoś zrobi rekord trasy poprawił się o 45 minut a tak naprawdę może nie być lepszym biegaczem.

BHU: Oczywiście na czym może być lepiej. Ja myślę, że wiesz ludzie którzy biegli zawodnicy, twoi koledzy, którzy biegli w tym biegu są doskonałymi biegaczami. Ja po prostu myślę, że nie wszystkim te warunki tak dobrze usiadły jak tobie, mega było już przygotowany. Powiedz czy w tych warunkach, w podobnych warunkach trenowałeś się też do tego biegu wcześniej.

MD: Ja ogólnie mieszkałem w Norwegii prawie 7 lat więc biegam mniej więcej od 2016 roku i biegałem w ciężkich warunkach. Norwegia jednak pomimo, że mieszkałem w Oslo gdzie ten klimat jeszcze nie jest taki ciężki, to jednak te warunki są trochę inne niż w Polsce i bardzo dużo biegałem w warunkach takich w głębokim, ciężkim śniegu, w śnieżycy czy po prostu, w górach przede wszystkim w terenie. Dlatego na pewno byłem przygotowany, do tego bardzo dobrze byłem przygotowany pod względem siłowni i ćwiczeń siłowych, stabilizacji itd. To jednak tutaj wszystko jest ważne także na pewno byłem przygotowany bardzo dobrze. Udało mi się wygrać, tak jak mówię chłopaki to naprawdę są niezłe kozaki. Po kolei tam można wymieniać nazwiska. Na pewno niewiele osób stawiało na to, że mogę wygrać i ja tak jak mówię nie przywiązywałem uwagi do miejsca i chciałem się rozliczyć z trasą i wystartować w świetnych zawodach.

BHU:  Wyszło to wspaniale i Twoje zwycięstwo jest zresztą jak najbardziej zasłużone. Cudownie, ładnie cofnęliśmy się troszkę do Twojej przeszłości, zacząłeś mówić o Norwegii powiedz jak tam się znalazłeś? 

MD: To już długa historia. 

BHU: No właśnie, my chcemy. Mamy czas i siedzimy w domach, nawet słuchaj siłownię dzisiaj na dworze zamknęli. Wyobra,żasz sobie zakleili mi ją strechem takim.

MD: Ale to się nie martw. Każdy ma takie same warunki więc po prostu musimy się dostosować i trzeba się skupić na czym innym. Mamy mamy czas, żeby czytać książki, żeby nadrobić jakieś stare zaległości i tak dalej.

BHU: Więc mamy też czas żeby pogadać. Więc marzysz o Oslo i długą historię opowiedzieć nam wszystkim .

MD: Żeby opowiedzieć o Norwegii to musiałbym wrócić całkiem do początków. Ogólnie do mojej historii jakby to powiedzieć, sportowej. Jako młody chłopak, jako dziecko byłem bardzo aktywny. Moi rodzice śmiali się, że mam trochę ADHD bo biegałem gdzieś tam w kółko, wokół ławki. Także starali się mnie skierować w kierunku suportu ale nie naciskali żebym gdzieś tam uprawiał sport, tylko żebym spożytkować tę energię. Miałem to szczęście, że urodziłem się jeszcze w czasach takich kiedy nie było internetu i nie mieliśmy jakiejś kablówki itd. Więc spędzaliśmy po prostu czas z moimi znajomymi przede wszystkim z moim bratem starszym, który był dla mnie takim trochę przewodnikiem i mentorem. Spędzaliśmy go po prostu na ulicy. Gdzieś tam goniliśmy się, bawiliśmy się w chowanego, w policjanta i złodzieja, na rowerach. Jakieś takie różne zabawy w podchody. Mieszkaliśmy, bo pochodzę z Przemyśla, mieszkaliśmy zaraz koło parku miejskiego.

BHU:  To piękne miasto. Ja uwielbiam Przemyśl, jest wspaniały.

MD: Wspaniali ludzie tam mieszkają i miałem to szczęście, że się tam urodziłem. Miałem to szczęście, że się urodziłem w rodzinie bardzo aktywnej. Z rodzicami każdy weekend spędzaliśmy gdzieś w lesie na wycieczkach. Pomimo, że wtedy jako dziecko nie zawsze byłem zadowolony, bo mi się wydawało, że to jest strasznie nudne takie chodzenie po lesie bez celu ale tak naprawdę jestem im bardzo wdzięczny za to, że mnie po prostu tak wychowali. Miałem okazję obserwować naturę uczyć się czegoś o górach, chodzić po górach. I zawsze rodzice mieli ten czas żeby spędzić go z nami. I to było bardzo ważne. I gdzieś między tymi zabawami oczywiście zaczęły się jakieś zawody sportowe i gdzieś tam w szkole od piłki nożnej po basen, koszykówkę, lekkoatletykę, biegi przełajowym. No i gdzieś tam też pojawił się ten rower przy okazji tych zabaw w policjanta i złodzieja. Okazało się, że jestem całkiem dobrym złodziejem bo nie mogli mnie dogonić. Więc stwierdziliśmy z bratem, że fajnie by było wystartować w zawodach. Mieliśmy to szczęście, że w Parku Miejskim, Pan Ryszard Kostarkiewicz, to jest tato Kasi Winiarskiej i Marcina Kostarkiewicza  bardzo dobrych biegaczy ultra, organizował właśnie z Marcinem pierwsze takie zawody kolarskie. W pierwszym roku nie wystartowałem bo miałem jeszcze taki rower na mniejszych kołach więc, nie miałbym w ogóle szans na nim trzeba przejechać  tej trasy. Ale mój starszy brat wystartował pierwszy raz i ja mu po prostu kibicowałem z całą rodziną i stwierdziłem, że to ja chcę wystartować i czekałem cały rok, zbierałem jakieś pieniądze żeby kupić sobie rower, żeby zainwestować w jakiś lepszy rower i w kolejnym roku wystartowałem i tak się akurat udało, że te pierwsze zawody wygrałem. Trzeba było szukać następnych. I na początku cieszyliśmy się tą jazdą na rowerze właśnie z grupą znajomych z moim bratem Kubą i jeździliśmy przygotowywaliśmy się. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak to robić. Na początku to były wyprawy do Krasiczyna, też bardzo ładna miejscowość pod Przemyślem. Tam był taki Art Burger. To w tamtych czasach nie było McDonalda w takich rzeczach więc była wyprawa na hot doga bałkańskiego z cebulą prażoną, pamiętam jak dziś i robiliśmy wtedy taką pętlę, tam przejechaliśmy przez  Krasiczyn, wychodziło tam 26 kilometrów z przerwą na hot doga. To była taka nagroda. I póżniej jakoś tak z biegiem czasu robiliśmy te dwie pętle czy już ponad 50 kilometrów. Później poznaliśmy chłopaków, którzy byli starsi od nas i właśnie jeździli na wspólne treningi, w Przemyślu, jeździliśmy z nimi na takie wyjazdy spod pomnika. To się nazywało co niedziela o dziesiątej. Przyjeżdżały takie małe chłopaki na rowerach jakichś tam górskich a tam już chłopaki na szosowych pięknych rowerach, poubierani. Na początku no to ruszaliśmy, ja tam odpowiadałem po pięciu minutach, mój brat może po piętnastu czy dwudziestu i robiliśmy jakąś rundę swoją. Ale z biegiem czasu coraz dalej zjeżdżaliśmy z tymi starszymi chłopakami, to byli panowie tam w wieku trzydziestu, czterdziestu lat, więc naprawdę bardzo dobrą wydolnością a z biegiem czasu zaczęliśmy po prostu wygrywać z nimi. Zostawialiśmy ich na podjazdach a oni na początku byli bardzo zdziwieni bo widzieli że oni mają rower szosowe, a my na asfalcie na rowerach górskich dajemy sobie radę jeszcze nieraz uciekamy przed nimi. I pamiętam taką sytuację, że kiedyś pojechaliśmy ze znajomymi w Bieszczady, nie wiem w ogóle teraz dla mnie to się wydaje jakieś nienormalne, że spakowaliśmy rowery i starsi goście zabrali nas na rundę 120 kilometrów ,gdzieś tam przez odkryty gdzieś skrętu, po krzakach jeździliśmy. Ja miałem wtedy chyba 13 lat mój brat 16 no i super nam się  jechało, daliśmy radę, wytrzymaliśmy z nimi do końca. I pamiętam, że właśnie kolega zapytał się; co to w ogóle jest, jak to możliwe, że macie tyle siły, że jesteście dziećmi, a my odpowiedzieliśmy; grilla mieliśmy. Tato robił skrzydełka, zjedliśmy i do dzisiaj chłopaki właśnie się śmieją, że my po tym grillu, w sobotę, w niedzielę ,piękna trasa gdzieś tam w Bieszczadach.

MD: To były pierwsze takie wyjazdy poza Przemyśl. I później te zawody nie wystarczały już w Przemyślu bo one były tam dwa razy do roku organizowane. No to gdzieś tam pojechaliśmy pod Sanok. Później gdzieś jeszcze w kierunku Bieszczad no i tak pomału, pomału pojawił się jakiś puchar Tarnowa. To już był wyjazd  na takie zawody gdzie przyjeżdżała  cała śmietanka kolarstwa górskiego, przyjeżdżały tam bardzo dobre kluby sportowe i my tam po malutku chcieliśmy też dołączyć. Jakoś tak się udało, że ja w pierwszym starcie też wygrałem, co było dużym zaskoczeniem dla wielu chłopaków bo oni się ścigali już z licencją kolarską a tu przyjechał jakiś koleś,, który ma jedne spodenki jedną koszulkę i im dołożył. I wtedy miałem 13 lat, więc byłem w kategorii młodzika i stwierdziłem ,że z rodzicami ustaliliśmy, że może w przyszłym roku zrobimy licencję kolarską i zaczniemy startować w Pucharach Polski. Wtedy, w tamtych czasach, Puchar Polski to były zawody Skoda Auto Grand Prix organizowane przez Czesława Langa czyli organizatora Tour de Pologne. I naprawdę, to były zawody na bardzo wysokim poziomie w Europie. Przyjeżdżali do nas mistrzowie świata, mistrzowie Europy i rywalizowali tutaj w Polsce. Po prostu były nagrody pieniężne i był bardzo wysoki poziom. Przyjeżdżali Czesi, Austriacy, Słowacy naprawdę cała śmietanka i stwierdziłem właśnie, że trzeba wystartować bo jeśli tak mi dobrze idzie, to nie będę w amatorach. Zrobiłem tam wszystko co mogłem zrobić. Zostałem amatorskim mistrzem Polski. W Bytomiu pamiętam, w 2003, 2004 roku, postanowiłem, że właśnie ruszam z tą licencją. Zrobiłem licencję. Na początku reprezentowałem Przemyskie Towarzystwo Cyklistów. No i ruszyliśmy gdzieś na pierwsze zawody, pamiętam, do Głuchołazów z tatą pojechaliśmy. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak to wygląda ale chcieliśmy spróbować. Tato mnie zapakował do samochodu, pojechał ze mną. Przyjechałem tam na trasę, przejechałem w piątek, pamiętam objazd trasy. Nie miałem żadnych punktów  z Polskiego Związku Kolarskiego. To byłem ustawiony w ostatnim rzędzie, ustawili mnie. To tak wyglądało, że naprawdę tych zawodników było bardzo dużo. W takiej kategorii juniora młodszego startowało nas około 110. No i wyczytują  wszystkich mistrzów Polski po kolei itd. Ja byłem bez punktów. Byłem ustawiony w ostatnim rzędzie, nie wiem na setnej pozycji chyba. Tato dopiero po wyścigu mi powiedział, że jak zobaczył gdzie mnie ustawili to zrobiło mu się przykro,, stwierdził że pewnie się zrażę bo dostanę ostro w tyłek. No ale jakoś tak tak wyszło, śmieję się, że to jest taka nieświadomość trochę. Jak byłem właśnie takim młodym zawodnikiem nie miałem problemów, że tu jest jakiś mistrz Polski a tu jest jakiś inny reprezentant Polski  albo  medalista mistrzostw Europy, tylko przyjeżdżam, startuję i zobaczymy jak będzie. I tak wystartowałem. I udało mi się z tego ostatniego miejsca, podczas tego wyścigu, który trwał może 1,20, dojechać na dwunastej pozycji. I , byłem tak z siebie zadowolony,, że masakra to było piękne. Pamiętam, że przyjeżdżałem przez metę i byłem dumny, że naprawdę udało się super. No i kolejna edycja znowu gdzieś Czarnków koło Poznania, więc znowu wyprawa z tego Przemyśla. Przecież wtedy nie było tak autostrady jak teraz, że się wsiada i jedzie. Pamiętam trzeba było przejechać przez ŚLąsk, mój tata aż prawie się pienił,  bo kiedyś przejechać przez Śląsk, bez autostrady, bez nawigacji to było jakiś hardcore, nigdy nam się nie udało tak samo przejechać. Pamiętam że kiedyś wokół Katowickiego Spodka jeździliśmy przez pół godziny bo nie mogliśmy stamtąd wyjechać, ale tato poświęcił się, że chciał mnie zawieźć. Naprawdę jestem rodzicom bardzo wdzięczny. Mama oczywiście też jak mogła tylko się zwolnić z pracy jechała ze mną i dzięki temu mogłem zwiedzać Polskę i próbować startować w tych zawodach i tam już poszło lepiej. Zająłem ósme miejsce. Kolejna edycja gdzieś, zająłem jeszcze wyższe miejsce, piąte chyba. I pamiętam, że w tym pierwszym roku miałem szansę stanąć na podium pierwszy raz ale zrobiłem głupi błąd i się przewróciłem przed metą i przegrałem. Pamiętam, trzecie miejsce, o dwie sekundy nie dogoniłem po prostu chłopaka. Aczkolwiek byłem bardzo z siebie zadowolony, zakończyłem tę rywalizację chyba na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej i to bez żadnego wsparcia, sponsorów itd. To było coś pięknego. I wtedy pojawiła się propozycja dołączenia do klubu,  to był klub uczniowski klub sportowy Dobra, koło Limanowej. No i może się wydawało co to za klub ale dla mnie to już było bardzo dużo bo po pierwsze dostałem jakiś strój. Czułem się już trochę jak zawodnik.

BHU: A ile lat miałeś wtedy?

MD:  Wtedy już miałem 15 lat. To był 2004 rok. No i dostałem propozycję dołączenia do tego klubu. Naprawdę świetni ludzie znowu stanęli na mojej drodze. To był taki bardziej rodzinny klubik. Ale naprawdę dbali o nas żeby nam niczego nie zabrakło, jeździliśmy na zawody, wspólnie jeździliśmy na pierwsze obozy gdzieś w sobie Zdrój,. Do Bukowiny Tatrzańskiej. I dzięki temu dalej zwiedzałem, jeździłem, poznawałem ludzi i to było fantastyczne. Wtedy też udało mi się dołączyć do kadry Małopolski. Zacząłem robić dobre wyniki i właśnie klub był w Małopolsce więc dołączyłem do kadry Małopolski. No i tutaj właśnie, to też bardzo mi dużo dało bo na obozach kadry Małopolski przyjeżdżali między innymi wtedy zawodnicy tacy jak Rafał Majka, który dzisiaj jest naprawdę jednym z najlepszych kolarzy na świecie.I to było takie bardzo motywujące, że jeździłem i były chłopaki z innych klubów, którzy naprawdę byli czołówką Polski. Tyle tylko, że w kolarstwie szosowym, to ja uprawiałem kolarstwo górskie, aczkolwiek te obozy mieliśmy razem. To były piękne wyjazdy. Pamiętam pierwsze obozy właśnie w 2005  rok, zostałem powołany właśnie na to zgrupowanie kadry Małopolski do Zawady koło Nowego Sącza. Teraz dla ludzi wydawałoby się  jakieś nienormalne. Ale wtedy tato  mnie zawiózł,  to też była wyprawa, na ten obóz, przyjechaliśmy, tam 40 chłopaków i jeden trener, który miał zajmować dwa tygodnie. Ośrodek był naprawdę w opłakanym stanie. Pamiętam pierwszy tydzień siedzieliśmy w kurtkach na świetlicy bo było tak zimno. Tam był pan Ogórek pamiętam do dziś jego nazwisko, który musiał palić w piecu i my tam po prostu w kurtkach siedzieli, siedziały takie chłopaczki no i trenowaliśmy. Naprawdę biegaliśmy już wtedy w tych rejonach gdzie teraz znowu biegam podczas Biegu Siedmiu Dolin. Retro przecież te tereny Już wtedy poznałem i nie wiedziałem że kiedyś będę tam w ogóle biegał aczkolwiek w tamtych czasach też właśnie taki obóz zimowy. To było dużo biegania rower, basen, ćwiczyliśmy trzy razy dziennie czy treningi zawsze był rozruch o siódmej trener czekał. Jak ktoś się spóźnił to miał oczywiście karę robił, jakieś dodatkowe pompki itd. Pamiętam, że mój tato ten obóz i po prostu powiedział do trenera, że tutaj jest numer telefonu jakby były jakieś problemy. Proszę zadzwonić. Trener Lenka właśnie trener Rafała Majki, bardzo dobry trener, powiedział, że tu nie będzie żadnych problemów a oni będą tak zmęczeni i będą tylko spali. I rzeczywiście tak było, że byliśmy zmęczeni. Cisza nocna była o dziewiątej trener mówił oczywiście możecie sobie rozmawiać w łóżkach ale ma być spokój nikogo nie ma być na korytarzu i tak było. To była taka trochę szkoła przetrwania bo trener Clank to był taki trener starej daty i biegaliśmy gdzieś tam na biegówkach i byli tam starsi zawodnicy, juniorzy czy młodzieżowcy. I pamiętam, że w planie miłem trzy godziny biegania na biegówkach co już było dużo przecież miałem 15 lat, czy 16, no i taka piękna pogoda biegaliśmy oczywiście nie po jakiejś trasie. Trasę musieliśmy wydeptać sobie sami. Tam właśnie koło ośrodka i trenerem pamiętam że stał ogon do Słońca a prawda zadowolony był przez ciepło w końcu piękna zima. No ja już od narty trzy godziny a trener do mnie; Gościu a ty co robisz? A ja mówię Trenerze kończę, że przez godzinę miałem mieć. No patrz jaka pogoda weż sobie jeszcze godzinę pobiegaj, biegałem kolejną godzinę. Jeszcze właśnie ośrodek w zasadzie był taki, że przez dwa lata, bo jeździłem tam dwa lata, miałem tylko dwa razy ciepłą wodę. Wszyscy zawodnicy którzy kończyli wcześniej trening albo dziewczyny wylewały nam ciepłą wodę więc reszta kąpała się w zimnej. To była naprawdę taka szkoła przetrwania. Ale wspaniale wspominam te czasy. To coś pięknego miałem wielkie szczęście, że jeszcze trafiłem na takie warunki i to naprawdę charakter kształtuje. 

BHU: Sporo dobrych ludzi spotkałeś  na swojej drodze, nie dość, że rodzice bardzo cię wspierali. To jeszcze do tego miałeś bardzo fajnych znajomych trenerów. To chyba ,fajnie ci się to wszystko układało.

MD: No to wspaniałe naprawdę. Moja rodzina. Dzięki temu, że jest taka aktywna i zaangażowana, tak samo  mój dziadek Romek, który był nauczycielem wychowania fizycznego i on od dziecka podrzucał piłki, ze szkoły  mógł dostać przecież, wtedy to nie było tak, że się szło do sklepu i kupowało piłkę. Pamiętam, że jeszcze jak chodziłem do podstawówki to trzeba było iść po kolegę, który miał piłkę żeby pokopać. Nie wszyscy mieliśmy piłki później oczywiście się to już wymieniało ale to były jeszcze takie czasy. Tak, tak jak mówisz miałem szczęście, że urodziłem się w takiej rodzinie, że  trafiłem na takich ludzi, gdzieś w klubach sportowych, którzy mnie wspierali bo klubowa nauka jest był może mały ale mieliśmy wspaniałego sponsora. Kiedyś bardzo dobrego narciarza biegowego Franciszka Jareckiego, który jest chyba jeszcze do dzisiaj sponsorem Marcina Lewandowskiego wielkiego utalentowanego biegacza. I właśnie pan Franciszek zapewnił mi wspaniały sprzęt. Potem jak już zacząłem robić jakieś wyniki to dostałem rower z najwyższej klasy, który kosztował w tamtych czasach pewnie z 30 tysięcy złotych. To było w 2006 roku więc naprawdę miałem najlepszy sprzęt, dbali o to żebyśmy mieli obozy, żebyśmy mieli wyjazdy na te zawody. Tak jakoś to się układało naprawdę fajnie. Do dzisiaj do dzisiaj właśnie te znajomości jakoś się tam przeplatają i przykładowo tam na te obozy przyjeżdżał też Arek Kogut, który teraz jest moim szefem w firmie między. No po prostu naprawdę do dzisiaj jakoś spotykam tych chłopaków i pomimo, że czasami się nie widzimy 10 lat to spotykamy się i tak jakbyśmy się widzieli wczoraj. To jest naprawdę wspaniałe.

BHU: A powiedz wspominała o swoim bracie. Czy on był z tobą cały czas podczas gdy Ty robiłeś rozwijałeś swoją karierę sportową. Czy on zajął się czymś innym w życiu?

MD: Kuba ogólnie był od początku ze mną w sporcie i naprawdę też jestem mu bardzo wdzięczny, że mógł właśnie trenować. Trenowaliśmy razem nieraz właśnie robiliśmy jakieś podjazdy w Przemyślu koło cmentarza, w zimie pamiętam minus 20 stopni, przecież wtedy nie było takich ubrań prawda żeby jakoś się ubrać. Nikt nie miał aż pieniędzy tyle żeby sprowadzać z zagranicy  ubrania kolarskie więc pamiętam, że te treningi robiliśmy i ubrani byliśmy w jakieś tam polar, bluzę, kurtkę jakąś wiatrówkę pewnie z jakiegoś lumpeksu a do tego pamiętam też nie było ochraniaczy bo zawsze na rowerze to jest problem w zimie, że jest bardzo zimno w stopy. I buty kolarskie jeszcze mają ten próg, który jest metalowy i naprawdę bardzo ciągnie jest za zimna w palce. Więc mieliśmy taką taktykę, że zakładaliśmy skarpetkę a później worek foliowy i drugą skarpetkę. I w ten sposób trenowaliśmy gdzieś tam, więc mój brat właśnie zawsze był ze mną na treningach na początku i dzięki niemu właśnie też zajawiłem tym kolarstwem. Później Kuba cały czas oczywiście był aktywny. Do dzisiaj jest aktywny, ale też skupił się na nauce bo po prostu był bardzo dobry z matematyki i startował w olimpiadach matematycznych. Poszedł też na studia do Krakowa. Po prostu studiował informatykę więc w jakimś tam momencie po prostu on skupił się bardziej na sporcie amatorskim, bardziej na nauce.

BHU: No to słuchaj, to jest masz 16 lat i jesteś diabłem na rowerze i przeżywasz dużo przygód sportowych. Co dalej się działo?

MD: No właśnie po klubie WKS dobra, w którym spędziłem chyba trzy lata do 2017 roku. W międzyczasie startowałem bardzo dużo w Polsce jak i za granicą. W 2006 roku pierwszy raz zostałem powołany do kadry Polski na mistrzostwa Europy we włoskim Alpy. I pojechałem tam pierwszy raz na taką imprezę w bardzo poważną zagraniczną gdzie mogłem oglądać najlepszych zawodników na świecie. Tam zająłem chyba trzydzieste miejsce z tego co mi się wydaje. Oczywiście też byłem rozstawiony gdzieś bardzo daleko bo nie miałem żadnych punktów. No i następny rok były tam mistrzostwa świata w szkockim forcie William gdzie też się zakwalifikowałem zdobyłem po prostu medal mistrzostw Polski. Z automatu pierwsza trójka pojechała na mistrzostwa świata. Tam zająłem dwudzieste drugie miejsce i naprawdę byłem z siebie bardzo zadowolony. Ogólnie Zrobiliśmy wtedy jako juniorzy jeden z najlepszych wyników w historii. Ponieważ Piotrek Brzózka wtedy został wicemistrzem świata a Marek Kondrat zajął ósme miejsce, a taka ciekawostka, że dziesiąty był Peter Sagan ,który jest teraz naprawdę najlepszym zawodnikiem na świecie. Także to było fajne, że mogłem gdzieś tam i takiego Petera Sagana gdzieś tam poznać, ścigać się z nim i to były naprawdę naprawdę fajne historie. Wspomnienia zostają do dzisiaj. Po tym roku dołączyłem do klubu w 2008 roku do MTB Rybnik. To był wielki dla mnie taki plus, że dołączyłem do klubu, w którym jeździli m.in. mistrz świata w drużynie Krystian Berg i jeszcze jeden zawodnik Bogdan Czarnota, który był bardzo dobrym maratończykiem. Tutaj bardzo się rozwinąłem dzięki chłopakom bo od razu pojechałem z nim na obóz do Zakopanego i wyjechałem też na pierwsze zgrupowanie drugie, bo jeszcze rok wcześniej byłem na takim zgrupowaniu sam sobie zorganizowało w Tunezji, ze znajomymi. A w 2008 pojechaliśmy pierwszy raz nad Gardę do Włoch do miejscowości Jerzyk del Garda i tam jeździłem przez kolejne sześć lat. We Włoszech spędziłem bardzo dużo czasu. Piękne tereny nad jeziorem piękne, tereny do treningu i w sumie nie tak daleko bo z Polski dojeżdżaliśmy w 11 godzin. Trenowaliśmy bardzo ciężko tam po 5, 6 godzin dziennie. I tutaj od chłopaków bardzo dużo się nauczyłem i zrobiłem w sumie największy postęp w tym 2008 roku. Wygrałem wtedy też klasyfikację indywidualną Polskiego Związku Kolarskiego oraz Puchar Polski i zdobyłem wtedy medal w kategorii młodzieżowej, brązowy na mistrzostwach Polski. W pierwszym roku w kategorii to był naprawdę duży sukces. I tak właśnie spędziłem ten rok. Po tym roku dostałem propozycję przejścia do DC meble cykl Korona Kielce do Kielc. Była to, można powiedzieć grupa zawodowa. Nie byliśmy oficjalnie grupą zawodową ale zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze. Dostałem po prostu kontrakt i zostałem takim zawodnikiem można powiedzieć zawodowym. Moim głównym  planem dnia było to, żeby wstać, zjeść śniadanie, pójść na trening na te pięć sześć godzin, wrócić, zregenerować się i oczywiście w międzyczasie też zacząłem studia. To był 2009 rok, więc zacząłem studia na krakowskim AWF. Akurat z AWF nie wypaliło troszkę, bo wtedy skończyłem się ścigać i tak samo skończyłem  studia ponieważ ciężko mieszkać w akademiku i chłopaki jakby za bardzo namawiali mnie na to żebyśmy poszli na piwko a ja miałem w międzyczasie zrobić trening jeszcze do tego  dochodziły jakieś zajęcia  na uczelni i mieliśmy dwie godziny piłki ręcznej na siódmą rano później dwie godziny przykładowo lekkiej atletyki, godzinę basenu plus jeszcze dwie godziny koszykówki a ja miałem w planie wtedy na przykład  100 kilometrów zarobić. Więc byłem tak wypompowany po tych zajęciach, że to nie ma nie było sensu i w pewnym momencie stwierdziłem, że to nie jest dla mnie i zrezygnowałem właśnie z uczelni.  Stwierdziłem, że ucierpi po prostu na tym mój sport, jeśli ja będę to kontynuował. Forma była bardzo słaba, dużo imprez na AWF ie klub meta, to co każdy zna na pewno ktoś kto tutaj studiował. Piękne imprezy do rana, oczywiście nowe znajomości. Poznałem bardzo dużo sportowców z innych dyscyplin. Także znowu to było świetne, że mogłem poznać fajnych ludzi ale stwierdziłem ,że w pewnym momencie, że okej czas z tym skończyć. Niby jestem zawodowym kolarzem, z tego się utrzymuję a tutaj po prostu nie do końca jest tak ok z tym sportem, że coś mnie tam odciąga na bok. Stwierdziłem koniec, zmieniam uczelnie na Wszechnicy Świętokrzyską w Kielcach gdzie też Studiowałem wychowanie fizyczne. To były już studia po prostu weekendowe, że przyjeżdżałem tam jak miałem czas i starałem się jakoś pchać tą naukę do przodu a skupiłem się bardzo na kolarstwie no bo jednak w tamtym momencie to była   jednak duża dla mnie szansa żeby się rozwijać i pomału trenowałem. 2009 rok może nie były jakieś świetny, ale 2010 znowu bardzo dobre wyniki, jakieś tam wygrane, pierwsze zawody gdzieś tam właśnie z Pucharu Europy Centralnej gdzie zajmowałem miejsca na podium i ostatecznie chyba skończyłem go, ten Puchar Europy Centralnej, na trzecim miejscu co było bardzo dobrym wynikiem. I tak się pomału rozwijałem. Dalej byłem kolarzem więc robiłem to co kocham, co było dla mnie najważniejsze. I tak to się kręciło po prostu. Później 2011 roku, znowu Puchar Europy Centralnej. Tym razem wygrywam klasyfikację generalną, co było naprawdę czymś niesamowitym dla mnie. Dobre wyniki w innych zawodach w Polsce. Ja tych startów jako kolarz to robiłem nieraz 40 w sezonie, bo jednak te wyścigi były krótsze nie raz startowaliśmy dwa razy w tygodniu w sobotę i w niedzielę. To było normalne aczkolwiek teraz z perspektywy czasu jak na to patrzę to wiem, że to nie było normalne. No ale kto tam wtedy wiedział.

BHU: A powiedz jak twój trening wyglądał. Do tych zawodów. Czy też biegałeś, miałeś basen. Jak wyglądał twój dzień?

MD: Jeśli chodzi o trening to tak jak mówię, na początku uczyliśmy się  z książek, słuchaliśmy starszych kolegów jako dzieci. Później z biegiem czasu tak jak już trafiłem do tego klubu w Rybniku, to miałem właśnie starszego kolegę, który był trenerem i on bardzo mi dużo pomógł podpowiadał, że właśnie też siłownia, marszo biegi itd. Oczywiście teraz jak tak na to patrzę to za mało biegałem. Jakbym się cofnął to na pewno by było więcej biegania bo po prostu widzę, że dzięki bieganiu jestem sprawniejsze zdecydowanie.

BHU: Czyli mało, czyli ile miałeś biegania?

MD: Bieganie było tylko w zimie, to był taki dodatek do treningu a ja wiem ,że można by to dołączyć i traktować po prostu jako część treningu. Już wtedy dochodziły do nas słuchy, że Norweżka Gunn  itd.,właśnie cały sezon biega, nie tylko jeździ na rowerze, była mistrzynią olimpijską i biegała. Po prostu brakowało wtedy trochę takiej jakby profesjonalnej opieki trenera. I dzisiaj żałuję, że wtedy nie mam co żałować, bo nie było wtedy może możliwości i nie było możliwości takich jak teraz. Byli trenerzy, że był ktoś kto mógł po prostu się nami zająć. Ale była i tak super. Jak na to jak na te czasy jakie były to naprawdę świetnie i tak się przygotowywałem. Myślę że po prostu sumiennie trenowałem i nie miałem nigdy czegoś takiego, że nie wychodziłam na trening bo wiedziałem, że trzeba coś zrobić jeśli nawet czasami mi się nie chciało to wiedziałem, że to trzeba zrobić. Niedługo będą zawody i jak nie zrobię to nie zrobię kolejny raz i nie będę przygotowany i póżniej będę tylko mógł winić siebie. Basen był, bo ja chodziłem na basen jako dziecko. Rodzice posłali nas, śmieszna w ogóle też historia, bo zostałem wysłany na basen z tego względu, że miałem krzywy kręgosłup więc od razu mnie tam skierowali. Ale mi się spodobało i chodziliśmy przez kilka lat właśnie ze starszym bratem. Później jeszcze młodszy brat Mateusz dołączył i właśnie chodziliśmy dwa razy w tygodniu na ten basen, także umiałem pływać. To było bardzo fajne. No i później już po 2011 roku trochę się załamało tutaj w polskim środowisku kolarskim, jakoś tak zabrakło trochę sponsorów, odpadło jakieś  stypendium. No i nagle miałem dostać kontrakt ale on był zdecydowanie niższy. Miałem wtedy już 20, 21 mniej więcej, w tym  czasie, to stwierdziłem, że trzeba coś zrobić. No nie mogę zarabiać takich pieniędzy bo nie będę miał nawet na mieszkanie, nie utrzymam się po prostu albo brać się do roboty zostawić ten sport, ale nie wyobrażałem sobie tego zrobić, bo przecież kochałem sport, więc stwierdziłem dobra a raz kozie śmierć. Wchodzę na stronę Międzynarodowej Unii Kolarskiej WCI i pamiętam jak dziś wszedłem.  Wszystkie teamy jakby zawodowe jakie tam były skopiowałem  sobie maile do każdego teamu i rozesłałem po Europie. Odezwali się do mnie z Holandii i właśnie chyba z Norwegii. I chyba tyle z tych dwóch krajów, miałem jakieś tam wyniki więc odezwali się z Holandii. Nie wypaliło. Stwierdziłem, dobra próbujemy tą Norwegię. Wygląda super propozycja kontraktu zawodowego, mamy niby być zatrudniony tylko w sklepie rowerowym ale ogólnie mam się skupić na treningu. Pojechałem do Norwegii w marcu 2012. Jednak nie wszystko potoczyło się tak jak mogło się potoczyć bo po prostu. Musiałem pracować jednak i to naprawdę ciężko bo rozładowywaać jakieś kontenery z rowerami itd. Też ode mnie wymagali żebym trenował i był na wysokim poziomie. Ciężko było połączyć pracę 10, 12 godzin dziennie z treningiem. Po tym sezonie 2012 rozstaliśmy się po prostu z klubem. Wynikało to też z tego, że w 2012 roku miałem szansę pojechać na igrzyska olimpijskie do Londynu. Bo byłem jednym z pięciu zawodników, którzy mogli się zakwalifikować. Tyle  żeby zakwalifikować się miałem obowiązek startów w pucharach świata no i właśnie ta grupa norweska mi obiecała. Jednak z tego się nie wywiązali po prostu może mieli jakieś problemy. Nie udało mi się wystartować w żadnym pucharze świata i po prostu nie brałem udziału w kwalifikacjach. A i tak trochę przez to może motywacja spadła. No bo jednak każdy dąży do tego żeby startować gdzieś w mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich i niestety się nie udało. Stwierdziłem Ok dobra wystarczy tego. Ale jestem w tej Norwegii, trzeba za coś przeżyć prawda więc stwierdziłem, trzeba znaleźć jakąś pracę. No ale teraz pojawił się problem bo 23 letni facet, ktory przecież w CV ma nic, tak naprawdę nikogo nie obchodzi to, że byłeś medalistą mistrzostw Polski czy wygrywałem jakieś tam Puchary Europy Idziesz do pracy i musisz przedstawić swoje CV. I pamiętam jak wypełniałem to CV, no nie wiedziałem co tam wpisać, co miałem wpisać kolarz zawodowy. Praca się pojawiła, bez języka norweskiego była tylko opcja pracy na zmywaku, w hotelu na 800 osób. Ale trzeba brać co jest. Tutaj właśnie te trzy lata, chyba z dwa i pół roku pracowałem na tym zmywaku, aczkolwiek dzisiaj może wtedy nie byłem jakoś super zadowolony. Wiedziałem ,że po prostu muszę muszę się starać zarobić. Nie miałem kontraktu żadnego na stałe. Tylko takim na telefon chłopakiem. To też historia taka naprawdę ciężka; zdrowie mi trochę podupadło, aczkolwiek myślę, że zbudowałem wtedy głowę pod ultra, bo praca od 17 do 8 rano na przykład, jeśli pracowałem tak 13 dni pod rząd i pamiętam że nieraz było tak że o ósmej musiałem posprzątać całą kuchnię itd. O piątej już przychodził gość, który robił śniadanie i dokładał mi kolejne gary a ja to szorowałem. I pamiętam o ósmej kończyłem czasami szedłem jeszcze gdzieś się przebiec chwilkę, na początku to była typowa rekreacja po prostu czułem, że muszę się ruszyć bo miałem taki flak, że tragedia. Po prostu źle się odżywiałem, za mało spałem. Kładłem się koło dziewiątej, a nieraz mój szef Francuz, szef kuchni.  Szefów kuchni to też miałem świetnych, też naprawdę szkoła życia, a on dzwonił no bo przecież on wstał rano o siódmej. No to on zwolnił brał telefon, dzwonił do mnie. Chciał np. żebym przeszedł do pracy zamiast na 17 na 14. No i jak ja o dziewiątej się położyłem ktoś do mnie dzwonił o dziesiątej i. A i B. Tyłek look to co dziesiąta patrzę na zegarek. To ile pośpię? Godzinę trzeba wstawać i iść do roboty. I tak to było na początku. Było ciężko ale to naprawdę wydaje mi się, że to są takie dobre wspomnienia. Dostałem ostro po dupie i uważam, że wielu młodych zawodników, którzy  czują się, że są właśnie kolarzami jakimiś zawodowymi itd. I oni trochę za mało doceniają to co mają, bo ja im nawet taki miesiąc, takiej  szkoły życia, żeby doceniali bardziej wszystko to co mają. I tak jakoś właśnie po tych  dwa i pół roku dostałem szansę pracowania jako pomocnik śniadaniowego. No to trzeba było wszystko tutaj poznawać od nowa, nie mniej jeszcze wszystko po angielsku częściowo po norwesku. Bo team był taki międzynarodowy. Mieliśmy Niemców, Norwegów, Szwedów i z innych krajów jeszcze ludzi.

BHU: Na czym ta praca polegała.

MD: Na początku to było typowe jakieś tam układanie sera, krojenie pomidorów itd. Aczkolwiek to dla mnie to wszystko było nowe. Jako kolarz gotowałem dla siebie. Jednak tutaj pojawiły się nowe rzeczy jakieś itd. Doszedł stres, bo trzeba było zrobić wszystko na czas. W kuchni też jest często atmosfera gęsta. Ktoś tam się kłóci, ktoś tam na siebie krzyczy, przeklina itd. I jakoś po tych dwóch latach, może nawet szybciej,, może po ponad roku zostałem śniadaniowe czyli jakby osobą odpowiedzialną za śniadanie.

BHU: Ja czekam, aż dojdziesz do tej cebulki, bo właściwie cały czas w głowie mi się telepie ta cebulka o, której mówiłeś, że leżała na hamburgerach i na hot dogach pod Przemyślem. Mówiłeś O tej cebulce z wielką pasją więc czekam, aż dojdziesz do cebulki.

MD: Na początek to była typowo praca i ja już się cieszyłem, że nie szoruję tych garów,, naprawdę to coś wspaniałego. A jak już nie musisz mieć rąk takich aż białych prawie po łokcie i w ogóle i możesz zająć się czymś  bardziej kreatywnym [śmiech], czyli krojenie pomidora czy zrobienie jakiejś sałatki. To było naprawdę fajne i bardzo jestem wdzięczny do dzisiaj temu szefowi kuchni, że dał mi taką szansę, pomimo że wtedy byłem na niego często zły. Do dziś jestem mu wdzięczny bo dzięki temu przeszedłem krok dalej i z tego właśnie śniadania później awansowałem gdzieś na pomoc na lunchu. Jeszcze wracając do śniadania, wcześniej jak pracowałem na nocki typowo od 17 i do ósmej rano, to tutaj na śniadaniu pracowałem najpierw na piątą rano a później na czwartą. Więc jak ja pracowałem na czwartą to musiałem wstawać o drugiej trzydzieści żeby do pracy zdążyć, prawda bo jeździłem do pracy na rowerze. I tak krok po kroku póżniej mi  Lunch czy jakaś ala Karta weszła. Ale karta to był też dla mnie problem bo miałem dostęp do frytek, jak mówisz o tej cebulce, no to tutaj jesteś taki świeży w kuchni. To robiłem hamburgera z frytkami nie za dużo frytek, zostało trochę, no to co szybciutko cyk, cyk, no pyszne i trochę przybrałem.  I tak właśnie trochę przybrałem, śmieszne to, bo jak komuś to opowiadam, że przybrałem, to mówią, że jak chłopi przybrałeś? Przecież zawsze byłeś chudy. Ale jeśli jako kolarz waży 63 kilogramy, przy wzroście 178 centymetrów. I tu nagle złapałem 76, no to jednak jest różnica, prawda. Jeszcze nie było żadnej aktywności sportowej i nagle poczułem się tak źle jak nigdy w życiu, naprawdę. To było okropne i stwierdziłem dobrze trzeba zacząć coś biegać przecież nie spalisz tych frytek i nie spalisz tych pyszności co tu są.  Przecież pizzę możesz sobie zrobić sam jakoś i jak pracujesz na takie lekarstwa nie mieliśmy tam takiego rygoru, że nie można było czegoś zjeść, więc podjadło się cały czas, razem z tymi pysznymi croissantami do śniadania itd. Więc naprawdę, to była mieszanka wybuchowa i stwierdziłem, dobra trzeba się ruszyć. Naprawdę czuję się potwornie. No to zacząłem biegać, ale to tam tak ,jak mówię, na początku pięć kilometrów, dziesięć. Wiadomo, że wydolność gdzieś tam była,tylko była trochę uśpiona i zalana tym tłuszczem.[śmiech]. I jak objawiła się opcja biegu na 5 kilometrów i mój hotel wystawił reprezentację, i zapytali się czy jeździłem kiedyś na rowerze, może byś startował w tym biegu. Wystartowałem w tym biegu i całkiem nieźle mi poszło. Rok później wystartowałem na dychę i bez jakiegoś większego przygotowania. Pamiętam dzisiaj 38, 50 to był naprawdę super wynik, prawda. I po tym mój przyjaciel Marcin Kasper, o którym wspominałem , rzucił po prostu tak, napisał do mnie, co tam słychać, bo wiesz ja też przez jakiś czas ostatnio nie jeździłem, ty też nie jeździłeś ale wiesz wydolność mamy. Mam takie marzenie bo zacząłem sobie trochę biegać. Jest taki bieg. Bieg Rzeźnika. Słuchaj, to może byśmy tak wystartowali. A ja tak długo się nie zastanawiając dobra. I to też było piękne. Przygotowania do tego Biegu Rzeźnika nie były jakieś profesjonalne, trochę biegania, trochę tam piwka na sofie. Jak pogoda w Norwegii była gorsza ,to Netflix i siedzisz. Nie ma jakiejś spiny. Po co się się przejmować, to tylko 80 kilometrów po Bieszczadach, Jakoś damy radę. Będzie wyprawa, będzie przygoda. Z Marcinem ustaliliśmy, że traktujemy to jako przygodę, nie napalamy się na wynik,, oczywiście. Powiedz to zawodnikom, którzy przez wiele lat coś uprawiali, że oni nie będą się ścigać. Przecież to jest kłamstwo największa z możliwych [śmiech]. Pamiętam, pyk samolot, poleciałem na ten Bieg Rzeźnika, oczywiście poleciałem w środę. Bieg chyba był wtedy o trzeciej w piątek się zaczynał, więc tak naprawdę, bardzo późno, ale ja nie miałem urlopu tak żeby wykorzystać. Przecież musiałem przylecieć i tak dalej. No i stoimy na starcie. Pamiętam jak Marcin pożyczył od jakiegoś znajomego dla mnie plecak Salomona, oczywiście wyposażeni. Pierwszy start to kabanosy, wszystko, bukłaki w tych plecakach lecimy, przepak w Cisnej. My te bukłaki wyciągamy,, nie wiemy jak to napełnić w ogóle to nam skacze. Pamiętam ,że biegamy już z przełęczy żebrak. Marcin tak patrzy, co ci ten plecak tak skacze, ja mówię do niego mówię; no popatrz plecak firmy wiodącej, ogólnie w kamizelkach biegowych, nie będę tutaj mówił a jakiś gówniany. A jak to, o co chodzi? A o; chłopie stój! Przecież ty w ogóle go nie masz spiętego, bo ja po prostu tutaj tak normalnie ten plecak przyciągasz, te linki. A ja miałem z jednej strony na drugą, zaczepione i to mi skakało.  Do dzisiaj się śmieje z Marcinem, że to był naprawdę hit, że zajęliśmy wtedy w ogóle czternaste miejsce. Naprawdę, świetnie, wspaniale. Naprawdę piękna przygoda. Oczywiście cała rodzina była dziadek, który nas supportował, rodzice, brat, prawda. Wszyscy znajomi, rodzice Marcina. Piękna sprawa. Od razu zakochałem się w tym biegu, aczkolwiek, na mecie usiadłem pamiętam na takiej skrzynce Coca-Coli, nie mogą z niej wstać i powiedziałem; to jest nienormalne. Kto to w ogóle wymyślił, żeby biegać 80 kilometrów po górach. Pamiętajcie, że jakbym się chciał gdzieś zapisać to mi powiedzcie, że po prostu to jest głupota. No i oczywiście kilka godzin później ustaliliśmy już taktykę na kolejny rok jak będziemy się przygotowywać. I tak dokładnie się  wciągnąłem, po tym, bo to był 2016 rok, jeszcze wystartowałem w maratonie w Oslo, też bez jakiegoś większego treningu. Pobiegłem 3; 03, to był świetny wynik, w jakiś za małych butach, takie jak miałem. Pamiętam, że zeszły mi prawie wszystkie paznokcie bo na promocji były, takie pasowane. No to kupiłem po prostu. No i przygotowania do Biegu Rzeźnika 2017, dalej właśnie z Marcinem. Przygotowywaliśmy się, to już naprawdę świetne , było to wspaniałe i to jest super w tym biegu, że jest taka motywacja. Cały rok jak jesteś w kontakcie z tym partnerem. Oczywiście o ile jest to osoba, z którą może jakby mieć i nadawać na dobrych falach. Więc cały czas się motywować patrzyliśmy na swoje treningi i wiedzieliśmy,że teraz jedziemy już walczyć, bo po prostu przecież wiemy już co robiliśmy nie tak. No to będzie dobrze. No i było super, bo zajęliśmy czwarte miejsce przegrywając trzecie o minutę a drugie o dwie minuty. I naprawdę byłem z siebie zadowolony bardzo, Marcin tak samo. Marcin po biegu powiedział; dobra słuchaj przyjacielu, ja więcej już nic nie zrobię, już dałem z siebie wszystko. Musisz sobie znaleźć innego partnera bo ja chciałbym żebyś wygrał kiedyś ten bieg, ze mną tego nie zrobisz. Ja nie jestem w stanie. Jakoś tak było, że z Marcinem dużo czasu, oczywiście jeśli byłem w Polsce, bo ja przylatywałem tylko na tyle ile mogłem, bo ten urlop mnie trzymał. I przyleciałem bo robiliśmy rekonesans Biegu Siedmiu Dolin w Krynicy. Mieszkaliśmy trochę w Muszynie trochę w Szczawnicy, z Marcinem trenowałem i się przygotowywałem. I patrzymy o Górce ultra dobra to wystartujemy. Co prawda w nogach już przed biegiem mieliśmy prawie 100 kilometrów. No bo to takie początki były, że człowiek nie wiedział za bardzo, rekonesans był ważniejszy. Zapisaliśmy się na dystans 40 kilometrów. Marcin się gdzieś tam pogubił ja oczywiście też ale przez pierwsze 26 kilometrów biegłem, z jakimś takim niewysokim chłopakiem, super mi się biegło. Od razu złapaliśmy kontakt. To jest bardzo ważne, żeby na zawodach po prostu rozmawiać ze sobą. Często ludzie biegną, wiem, że niektórzy są skupieni i nie chcą rozmawiać, ale trzeba pamiętać o tym żeby poznawać tych ludzi, bo to jest cała siła w tym, że mamy tą samą pasję, jesteśmy razem w górach. I naprawdę pamiętajmy o tym. Biegł jakiś taki chłopak, super,  świetnie mi się z nim biegło. Gdzieś tam już podczas tego biegu, on biegł dystans 80 kilometrów, stwierdziłem ,że kurde, nie wiem kto to jest ale ja z nim powinienem ten Bieg Rzeźnika pobiec. Gdzieś tam ja się pogubiłem, w końcu nie wiem który dobiegłem, ale nie było to ważne. Ten chłopak wygrał dystans 80 kilometrów. Ja miałem na koszulce ,i już wtedy zrobiłem swoje koszulki, miałem ranking na plecach. I odzywa się do mnie jakiś Piotr Uznański na Instagramie i mówi jak tam ci poszło kolego. To ten chłopak co wygrał. Mówię; niestety się pogubiłem. A on mówi, że szkoda itd. No i teraz złapaliśmy jakiś kontakt. Na początku przez Instagrama. Cały czas w głowie miałem to, że  mogłem pobiec ten Bieg Rzeźnika. I pod koniec sezonu, gdzieś tam z nim znowu zacząłem pisać. A on do mnie; jakie plany na przyszły rok? No wiesz co; szukam partnera na Bieg Rzeźnika. No właśnie miałem zaproponować. Tyle, że Piotrek jest bardzo zadaniowy. I on kiedyś trenował sztuki walki. Po prostu, tam w sztukach walki, to albo się wygrywa albo przegrywa. I trochę taki jest Piotrek, że jak coś sobie postanowi to będzie dążył aż to osiągnie i nawet jak mu nie pójdzie na zawodach, to on wróci i wygra, poprawi rekord, cokolwiek sobie założy taki jest ten facet. I Piotrek od razu powiedział Słuchaj dobra, przygotowujemy się ale my jedziemy tam tylko po pierwsze miejsce. No i od razu była taka jakby, co zwykle nie nastawiam się jakoś tak na wyniki ,to tutaj chciałem po prostu rozliczyć się z tym Biegiem Rzeźnika, trzeci start. Śmiesznie gościa poznałem biegłem z nim raptem może dwie godziny, przygotowania, dalej w kontakcie byliśmy, sprawdzaliśmy tamte treningi. Zorganizowaliśmy sobie jakiś obóz właśnie z Kasią Winiarską i Marcinem i Piotrkiem, z moim bratem i resztą znajomych w Bieszczadach i miałem wtedy okazję pierwszy raz w ogóle z gościem spędzić dwa dni. A mam z nim biec Bieg Rzeźnika tak. Mieszkałem w Norwegii nie było to takie proste żeby sobie podjechać i porozmawiać. Ale bardzo fajny facet się okazał tak jak przypuszczałem. I kolejne nasze spotkanie było w sumie dzień przed Biegiem Rzeźnika. Przyjechaliśmy, zrobiliśmy robotę. Od startu ruszyliśmy mocno. Planowaliśmy zrobić to trochę inaczej ale Piotrek stwierdził, że później będzie ciepło więc trzeba cisnąć od startu. Przycisnęliśmy. Zrobiliśmy ten rekord trasy. Tak jak mówię, o rekordach trasy nie ma co dyskutować, bo trasa też była troszkę zmieniona niż rok wcześniej i po prostu wygraliśmy. Tak nie ma, nie ma co mówić o rekordzie. Więc udało się osiągnąć super wynik. I wtedy właśnie dopiero zaczęło się jakieś takie poruszenie, że co to za goście. Ten jeden dopiero się Korpal gdzieś tam po nogach a drugi w ogóle nie wiadomo skąd. Skąd on przyjechał, przeżył nigdzie nie startuje. Wiadomo, że nie startowałem bo nie miałem za bardzo możliwości. W międzyczasie jeszcze gdzieś wystartowałem w super maratonie Gór Stołowych. Marzyło mi się wystartować w Górach Stołowych, też polecam te zawody piękne, naprawdę świetni organizatorzy. Lubię taki teren trudny. To jest coś co lubię bo w Norwegii miałem takie warunki, że dużo skał ,taki teren, więc też tam wygrałem. Tak tak się to ułożyło, że właśnie wygrałem te zawody i stwierdziłem; kurczę jestem w tej Norwegii. Ale przecież to jest to co kocham. Tego mi brakowało przez te lata. Ci ludzie wszyscy znajomi. Kurczę, trzeba coś zrobić z tym po prostu żeby to było dniem normalnym, codziennym. Żeby to nie było jako trzy wyjazdy w roku. Tylko, że zawsze po prostu życie w zgodzie ze swoim sumieniem. I tak pomału zacząłem coś właśnie myśleć jak wrócić i tak dalej. W międzyczasie pojawiła się propozycja wysunięta przez Arka Koguta, mojego jeszcze kolegę z czasów kolarstwa, właściciela firmy soczewice ,który powiedział; potrzebuję trenera kolarstwa. Także, jak coś to ja jestem chętny żebyś dołączył do naszego teamu. Ale musisz porozmawiać z moim wspólnikiem Meksykaninem i niejaki Delaware, to siedzę   w pracy  po serwisie, i pierwszy raz rozmawiałem z moim trenerem, zadzwonił właśnie Inaki. Normalnie jakbym pracował latami. Pierwszy raz z nim rozmawiałem. Naprawdę złapaliśmy świetną chemię od razu. I zapytałem się go od razu czy pomoże mi zorganizować badania wydolnościowe w Katowicach. Przyjechałem na te badania, on oczywiście mi to zorganizował. Zrobiłem test i on w sumie sam powiedział; słuchaj, ja chciałbym cię trenować, jak się zgodzisz to będę twoim trenerem. Tak stwierdziłem, kurcze, jak można by się mnie zgodzić. I jaki był mistrzem świata w ultra Ammanie czyli jest 10 kilometrów pływania, 420 chyba kilometrów na rowerze i  84 kilometry biegu. Tak stwierdziłem, kurczę jak można by nie skorzystać z takiej szansy, prawda? Taki wielki zawodnik. No i oczywiście zaczęliśmy współpracę w tamtym roku w marcu i nie wprowadził mnie właśnie tutaj jakby w firmę. Zaczęliśmy po prostu robić szkolenia, jeszcze jak byłem w Norwegii to już miałem szkolenia właśnie z nim on line, po powrocie do Polski, powróciłem w tym roku w marcu. Zacząłem po prostu spędzać dużo czasu z nim też jako właśnie, jako trener, jako jego oczywiście zawodnik. Czasami też  na obozach bo on dalej się przygotowywał do zawodów. Byłem też jego kucharzem prawda, ze względu na moją przeszłość. I fajnie się to ułożyło, że znowu trafiłem na takich ludzi. Miałem po prostu takie szczęście, że pojawił się nijaki, który uwierzył we mnie. Uwierzył we mnie, jako człowieka, jako zawodnika. A z biegiem czasu też jako właśnie potencjał, jakby zobaczył kucharza, że poznał tą moją historię na obozach z nim  byłem wiele razy i tam przygotowywałem jedzenie I nieraz właśnie mówił; Chłopie, jak ty to robisz. Otwierasz lodówkę, bierzesz coś i mamy obiad i jemy już. Jak to możliwe? Po prostu tak mam. Jakoś tak mnie ta praca ukształtowała. Lubię gotować sprawia mi to przyjemność i wtedy niejaki powiedział; że musisz już poznać mojego kolegę, który jest właścicielem Centrum Edukacji Żywieniowej i Sportu, Mateusza Kowalczyka i powinniście coś stworzyć razem. Nie można tego zmarnować. Oczywiście jesteś świetnym trenerem, rozwijasz się, wiadomo. Ale nie możesz już zapomnieć o tym, że pracowałeś tyle lat, że zrobiłeś takie doświadczenie. I pojechałem na spotkanie z Mateuszem do Katowic do Centrum Edukacji i Sportu. Złapaliśmy od razu fajny kontakt. Mateusz przedstawił swoją wizję właśnie tego, że chciałby żebym był takim kucharzem, który jest odpowiedzialny m.in. za przygotowanie filmu w takich typowych Instagrama, bo oni mają w tym momencie pewnie z trzystu klientów, którzy w jakiś sposób dzięki temu mają pomysły na jakieś tam dania itd. A po drugie, od razu chciał mnie włączyć w szkolenia kucharskiej dla ludzi, pod biegi ultra itd . Bo tutaj jednak widzimy jeszcze potencjał, że bardzo dużo sportowców i ogólnie ludzi startujących w zawodach źle odżywia i mogliby naprawdę, cały czas pobijać te swoje rekordy, poprawiać życiówkę itd. Gdyby troch skupili się na tym co jedzą. Te kabanosy, czy jakiś hod dog z Orlenu, dzień przed biegiem 100 kilometrowym, to nie jest dobry pomysł, że może lepiej zrobić coś swojego. I tak właśnie to się rozwija ta współpraca. I taki, też jest właśnie współwłaścicielem tej firmy. I jaki to jest człowiek, który działa na wielu płaszczyznach. Więc naprawdę rozkręcamy tę firmę. Dalej jest pełno pomysłów. Jest też moja dietetyczka kadra Deląg, z którą współpracuję. Teraz z nią zaczęliśmy pisać artykuły i robić przepisy dla ultra gazety. Z tym też wystartowaliśmy. Jest bardzo dużo projektów aż czasami naprawdę łapie się za głowę bo mam gdzieś tam zaległe rzeczy do zrobienia. Mateusz czeka cały czas, aż ja rusza żeby piłka była po jego stronie. I naprawdę fajnie, że mogę się rozwijać i że tak to się ułożyło, że jestem prawda w sporcie jakby cały czas, bo mam swoich zawodników, w tym momencie mam około dwudziestu osób, między innymi mam dużo kolarzy ale też mam biegaczy ultra a przy okazji rozwijam się dalej i właśnie pod kątem kulinarnym. I tak jak mówisz o tej cebulce, lubie dobrze zjeść. Dzięki bieganiu po prostu mogę sobie pozwolić na zjedzenie jakiejś pizzy czy jakiejś pyszności, które lubię przygotowywać i powiem, że to spale a, że trenuję często, trzy razy dziennie, tak jak mówiłeś dochodzi do mojego biegania basen i rower, ze względu na historię no to głupio by było nie korzystać z roweru a po drugie właśnie basen. I basen teraz  kochałem na nowo bo chodzę na basen, mam ma jakieś różne ćwiczenia zadane.  W tej obecnej sytuacji jest niezmiernie mi przykro, że nie mogę po prostu pojechać na basen i zrobić porządnego treningu. Ale wiadomo, że to minie i będzie wszystko OK.

BHU: A jak byś mógł opowiedzieć troszeczkę o specyfice treningu, który teraz masz. Bo mówiłeś, że codziennie trenujesz po kilka razy dziennie. Jak jak znosisz te obciążenia i jakiego rodzaju treningi robisz.

MD:  To jest wielka różnica. Wielu ludzi na pewno może się z tym nie zgadzać ale ja tam nie narzekam na razie na wyniki na przeciążenia itd. Wiem, że mój trener jest świetnym po prostu szkoleniowcem on cały czas się szkoli, korzysta z wielu kursów, lata do Stanów, lata do Boulder do Kolorado gdzie ma swojego trenera, uczy się od niego. My całkiem inaczej podchodzimy do tego bo niestety muszę to powiedzieć. Jeżeli się nie zgodzi, wiem o tym prawda, że wielu po prostu, ludzie biegają tak jak chcieliby biegać, to jest główny problem właśnie biegaczy szczególnie takich początkujących, że oni biegają za szybko. To nie jest naprawdę dobre i jeśli zwolnicie to z biegiem czasu zobaczycie, że to naprawdę dużo więcej wam da. Więc te treningi moje po prostu są spokojne. Ja trenuję dużo trenuję bardzo czasami 18 ,17 godzin w tygodniu. Jak jest taki naprawdę solidny wycisk ale nie trenuję ciężko bo ja tam w tygodniu mam czasami jedną jednostkę jakąś mocniejszą, a reszta to są bardzo spokojne biegi. Nie wiem ktoś może przeglądać sprawę zobaczy, gdzieś cały czas Iran i Iran biega, chodzi na ten basen, coś tam pływa nie wiadomo co robi, na rowerze też i Ride i na zawodach jakoś  daję radę nie jestem na końcu samym. Ważne jest żeby tych obciążeń nie było za dużo i dlatego ważne jest żeby korzystać z innych metod treningowych, żeby korzystać z roweru, żeby korzystaćz pływania. Nie obciążać stawów cały czas, bo to nie jest dobre takie klepanie, a po drugie strasznie się zamulamy przez to, że  tylko biegamy i biegamy. I to tak samo jak jeździłam na rowerze wcześniej tylko jeździłem a jakbym dołączył wtedy jeszcze ten basen i bieganie to by było trochę inaczej i na pewno byłoby trochę lepiej. No i tutaj właśnie z takimi się skupiamy na tym, że ten trening jest właśnie patriotyzm. Robimy coś właśnie w odpowiednim czasie  i  te obciążenia nie są za duże, bo treningi są spokojne ale jeśli mam zrobić naprawdę jakiś tam drugi zakres, to jestem wtedy gotowy nie jestem zajechany bieganiem po górach dzień wcześniej, bo miałem jakiś luźny trening. To jest bardzo ważne żeby się na tym skupić. Oczywiście jak z nim zacząłem współpracę powiedział mi; słuchaj to zapisz mnie tutaj twój plan treningowy jak ty trenowałeś. To ja mu tam jakieś szkic napisałem. On popatrzył, wyliczył i mówi 10 godzin. Tak nie umniejszając, ale 10 godzin to jest nic. To  naprawdę jest mało  treningu. Masz naprawdę potencjał na to, żeby być dużo lepszym biegaczem ,dużo lepszym sportowcem i na pewno będziemy biegali dużo więcej i ogólnie trenowali. Ja też w planie miałem zaznaczone poniedziałek wolny, przykładowo, powiedział; no nie będzie wolnego, że będziesz leżał czy coś tam ,oczywiście jest. Po zawodach wchodzę na mojego trening pikseli i mam tam zaznaczone, że Podcast, odpocznij albo idź na spacer z psem, cokolwiek z Kasią zabierz ją do kawiarni czy coś takiego. Tak to wygląda. Ten trening jest przede wszystkim przemyślany. Nie jest to tłuczenie, nie bijemy rekordów na treningach, nigdy się nie skupiam na żadnych segmentach. Naprawdę co nam to daje, możemy tak pobić jakiś rekord na treningu a później na zawodach przyjedżał Marcin  albo Bartek Gorczyca czy inny zawodnik.

BHU: No dobrze ale  nie wszystkie twoje treningi są w spokojnym tempie, 

MD: Oczywiście  robię  szybkie tempo, tylko mówię, to jest tyle ile trzeba. Nie ma tam przesady nie ma tak, że zrobię załóżmy drugi zakres w czwartek a w piątek podbiegi i jestem dorąbany jak nie wiem, tylko np. mam ten drugi zakres. A na drugi dzień idę na basen a po południu jadę jeszcze na rower na godzinę. Także nie klepie znowu gdzieś tam tylko mam szansę na regenerację. Jednak basen jest na tyle fajny, że nie obciążamy stawów a jest to świetny trening, i jeśli ja tam potrafię przepłynąć  załóżmy trzy kilometry w godzinę. Nie wiem czy coś w tym stylu, między dwa i pół kilometra przed metą. Naprawdę jestem bardzo zmęczony i nie raz jestem tym bardziej po takim treningu na basenie zmęczony niż po jakimś bieganiu 30 kilometrowym po górach. Bo jednak jest tam ten oddech. Trzeba zapanować nad tym, bo cały czas głowa jest pod wodą i jest to świetny ogólno rozwojowy trening. Także polecam basen i polecam rower.

BHU: A ile tego roweru w stosunku do biegania masz w tygodniu?

MD:  To zależy od okresu przygotowań. Teraz np. wokół toru głównie jeździłem na rowerze. Ja pierwszy raz chyba biegałem dopiero po tygodniu, gdzieś się wybrałem na jakiegoś takiego rana ale od razu zaraz w poniedziałek już miałem dwie godziny roweru, od razu miałem  rozciąganie, basen oczywiście bo to jest podstawa. Basen był w poniedziałek był rower. Rower jest jakby taką odskocznią od od biegania i często po zawodach jest lepiej po prostu sobie pojeździć ,zregenerować się niż gdz,ieś tam po prostu od razu tłuc i męczyć te nogi i mięśnie, które jeszcze mają mikro urazy dobijać. Nie ma  sensu po prostu. Jak jest przygotowanie do startu to jest basen i rower i bieganie i wtedy jest dużo więcej biegania. Na obozie byłem w Norwegii z Maćkiem, który przygotowywał się do North Mana w tamtym roku i pojechałem z nim na obóz. Biegałem czasami trzy razy dziennie i jeszcze do tego dochodził basen. W Naprawdę tego treningu było sporo. Załóżmy jeden trening szybszy, biegowy a oprócz tego dwa takie pobudzające rano i z . Wieczorem to już totalnie taki bardziej spacer, marszobieg żeby po prostu jeszcze się poruszać bo wtedy jest szansa na to, że te mięśnie też się troszkę obudzą. Dzięki temu regeneracja przebiega dokładnie tak.

BHU: No fajne to jest, sprytne bardzo i widać, że  daje ci bardzo dobre rezultaty. Opowiedz jakie masz w ogóle plany sportowe na najbliższy rok. Bo widzę że motywacji ci nie brakuje bo po prostu kochasz sport. Ale  mam do ciebie pytanie czy jakieś takie ambicje się w tobie rodzą np. odnośnie jakiś wyników albo może zawodów, które chcesz pobiec, dystansów jakie chcesz biegać. Ciekaw jestem. 

MD: Przede wszystkim jeśli chodzi o wyniki, poza tym Biegiem Rzeźnika gdzie  chcieliśmy wygrać to raczej nigdy się nie nastawiam. Oczywiście chce się liczyć w rywalizacji i to nie jest tak bo mam sponsorów. Mój trener przeważnie przygotowuje się do zawodów, żebym był jak najlepiej przygotowany. Ale podchodzę do tego z chłodną głową bo różnie może być, prawda. Wystarczy jakaś niedyspozycja. Bardziej jeśli chodzi o te zawody, o tak jak mówisz, staram się wybierać jakieś zawody, które wiem że mogą być fajne. I z moimi braćmi z Kubą i Mateuszem uruchomiliśmy, w tamtym roku projekt Running Breakers. Mamy taką grupę że Messenger i tam propozycje startu wpadają. Ustaliliśmy, że raz do roku jako bracia startujemy w biegu jakimś. W tamtym roku to był to było lata. , Cortina ale startowaliśmy na tym 48 kilometrowym dystansie wszystkim. W tym roku miała to być Transylwania i tam już był podział sił. Na początku chłopaki mnie namawiali żebym wystartował 100 kilometrów ale to jest naprawdę ciężka wyrywa bo tam się biega dużo ponad 2000 metrów. Więc wybrałem dystans 80 kilometrów. Młodszy brat miał wystartować chyba 50 a Kuba, który wraca po kontuzji bo miał operację  kostki miał wystartować na dystansie 20 kilometrów, Kasia miała zaliczać dystans 30 kilometrów i miał być taki to rodzinne wyjazd. Jak właśnie w tamtym roku na loba red.. Na razie jest przesunięte i przesuwamy to po prostu o kolejny rok. W przyszłym roku jedziemy na Transsylwanię. Poza tym chciałem wystartować jeszcze w Szczawnicy rozliczyć się z tą moją nieszczęsną w Szczawnicą wielką premię. Dwa lata temu pomyliłem  trasę, mój trener mi to wyjaśnił czemu pomyliłem trasę. Przeglądaliśmy plik z tych zawodów, zobaczył i mówi; chłopie jeśli wszystko biegłeś w beztlenie. Niedziwne, jak ruszyłem za Marcinem Bartkiem,  Kamilem i resztą, no bo czasami mnie niesie. Niestety tak jest, że jak się uprawiało sport przez całe życie to chcesz jednak do tych najlepszych dorównać. I czasami muszę się tego pilnować, żeby się nie wypuszczać za chłopakami, no bo są naprawdę niesamowicie mocni. Ja już byłem tak zgrzany dwa lata temu, że pomyliłem trasę i zacząłem zbiegać do Rytra [śmiech]. Jak wróciłem do rywalizacji to byłem bardzo daleko i jakoś tam dociągnąłem na dalszej pozycji do mety. W tamtym roku nie poszło, mi tak jak powinno było, rozłożyłem siły ale przestał działać pasek tętna i biegłem trochę za wolno. Druga część trasy już była super. Naprawdę robiłem bardzo dobre czasy i doleciałem chyba 16. Ale wiadomo, że to nie jakiś świetny wynik. Ale to była taka nauczka. Wtedy się nauczyłem, że warto też rozkładać siły. Bo mój trener mnie tego uczy, że pierwszy na mecie. Nie liczy się to czy będę na 30 kilometrze prowadził i będę miał 10 minut przewagi, jak później będę szedł końcówkę i dojdę trzydziesty. Więc zawsze mnie trener uczy, że naprawdę spokojnie podchodzę do tego. I tam się tego nauczyłem już to wykorzystałem później właśnie na Lower Edo gdzie druga część trasy była mocniejsza albo na dolnośląskim Festiwalu Biegowym gdzie byłem tam 70 kilometrów i też bardzo spokojnie zacząłem końcówkę. Jednak dogoniłem  chłopaków w połowie i wygrałem. Więc jest to też po prostu jakaś taktyka. Trzeba rozkładać te siły nie ma  co z siebie dać wszystkiego od razu, bo biegi są długie. Biegniemy nieraz 6, 10 godzin i lepiej zostawić sobie siły na później. No i dlatego miała być Szczawnica, miałem się z nią rozliczyć. Ale wiemy, że jest na razie przesunięta na listopad. Bardzo możliwe, że tam wystartuje. Tylko, że zmienię dystans wielkiej pociechy na dzikiego umierania ponieważ ultra kapo w Poland, na razie jestem liderem, więc głupio by było nie wystartować tam na dystansie, który się zalicza do ultra raka bo w poland, jeszcze dodać jakąś jedną imprezę. Jeśli się odbędzie Dolnośląski Festiwal Biegów, to pobiec tam 70 albo 100 czy właśnie nie wiem czy jakieś inne zawody. Bo fajnie się liczyć. W  tamtym roku zająłem  drugie miejsce za piekielnie mocnym Piotrem , który rozwalił  150. I też w tym roku tam wraca i mam nadzieję, że spełni tam swoje marzenia i poprawi te czasy. Cokolwiek tam chce zrobić po prostu. Także to miał być następny start, później miał być Bieg Rzeźnika z kraju ze względu na to, że miały to być eliminacje do mistrzostw świata ultra Ski treningu, które są podczas Empik. Ale nie wiem jak z tym Biegiem Rzeźnika jak to się potoczy. Chcieliśmy tam wystartować z Kasią. Oczywiście jeśli bym się nie zakwalifikował, to pojechałem jako support dla Kasi na te mistrzostwa jak ona by się zakwalifikowała. Chciałem to zrobić bo podobał mi się teren taki właśnie jak na Epic Trail. Czy właśnie u nas w Tatrach między następnym startem ta ma być. Nie będę mówił, że nie, bo chcę żeby się odbyły te zawody. Uwielbiam biegać w Tatrach. W tamtym roku miałem okazję supportować Kasie, gdzie pobiegła wspaniale, przebiegła w ogóle się, co jest w ogóle jakiś hardcore. Trzeba po prostu się oglądać czy Celińska nas nie goni[śmiech]. Większość chłopaków ma już takiego pietra trochę, że wiedzą, że Kasia gdzieś tam się zbliża. Także, mam nadzieję, że uda nam się tam wystartować bo to mają być świetne zawody, ciężkie, takie jak lubię po prostu. Ciężki teren, skały żeby było technicznie i ciężko. To są moje warunki na pewno.

BHU:  No Fajnie.Opowiedz masz jakieś swoje specjalne patenty na odżywiania czy raczej standardowo lecisz.

MD: Od tego roku współpracuję właśnie z Andreą Dyląg z Centrum Edukacji Żywieniowej i Sportu i ona dba o to żebym po prostu, był naładowany na start. Współpracujemy razem. Andrea udziela mi wskazówek po prostu co powinienem włączyć do diety.  Nie pod takim względem, że mam typowo wypisane co mam kupić i tak dalej, bo ja bym nie dał rady jako kucharz. Chyba gdzieś tam gonić i wybierać takie rzeczy. Jeśli bym wiedział, że w lodówce mam  po prostu pełno jakichś innych produktów, ja raczej robię jakieś danie takie na co mi pozwala lodówka. Danie; Co masz w lodówce [śmiech].

BHU:  Czyszczenie lodówki.

MD: [śmiech] Znajomi do mnie dzwonią, na przykład Manuel Uribe i mówi; słuchaj, mam dwie marchewki, cebulę[śmiech], coś tam coś tam, Co ja mogę z tego zrobić? I ja z przyjemnością zawsze mu mówię podpowiadam co może ugotować i wtedy jego dziewczyna jest zadowolona, bo Maniuś oś tam ugotował, upichcił wspaniałego. Więc ja z Andreą podchodzę do tematu, także ona  pilnuje tego, cały czas mi daje rady jak powinienem się odżywiać i dba o odżywianie typowo przed startem, że już wtedy naprawdę mam wypisane co mam jeść itd. Plus oczywiście przygotowuje strategię żywieniową na start, gdzie mam naprawdę rozpisane, co ile i jak i to jest bardzo ważne żeby się na tym skupić. Dlatego w Centrum Edukacji Żywieniowej i Sportu będziemy ruszali niedługo z projektem. Na razie  nie mogę jeszcze za dużo zdradzić ale powiem już teraz jest możliwość wzięcia udziału w kursie; strategia odżywiania ultra, który jest online na stronie ISU a także będą oczywiście warsztaty, gdzie ja będę szkolił ludzi jak gotować a dietetycy będą jakby dzielili się swoją wiedzą. A ruszamy z dużym projektem, który może być naprawdę ciekawy. Naprawdę może pomóc wielu osobom jeśli chodzi o odżywianie w biegach ultra. Także bądżcie na bieżąco, śledżcie kanały. Niedługo informacje się pojawią.[śmiech]

BHU: Na razie uwielbiam cię oglądać na Instagramie. Naprawdę super, dobrze spędzone minuty.

MD: Śmiesznie. Lubię to naprawdę, dziękuję całej ekipie Celticu za to, że umożliwili mi taką pracę jakby mogę dalej robić to co kocham. Gotować wspaniałe rzeczy dla Kasi. Dzięki temu może gotować nowe rzeczy bo nie mogę robić czegoś nudnego. Przepisy są cały czas nowe. Tam pomału się rozkręcam. Wiem że jestem jeszcze trochę sztywny ale śmiałem się jak mi pisałeś; chłopie uśmiecha się[śmiech].  Wiesz jak jest, że to wszystko przychodzi z czasem. Później wchodzą już jakieś żonglowania, nie wiem jabłkami czy cokolwiek.[śmiech]

BHU: [śmiech]Jak wszyscy widzą, nie brakuje ci uśmiechu na twarzy. Rzeczywiście [śmiech] kamera spina. 

MD: Później oczywiście, jak ja oglądam te filmy to nigdy nie słucham swojego głosu. Naprawdę tego nie lubię. Kasia mówi że jest OK i jej rodzina jest zadowolona, mówią, że super mają przepisy znajomi też mają przepisy. Bardzo mnie cieszy jak ktoś właśnie tam oznaczy, czy w Centrum Edukacji Żywieniowej CS , czy  mnie na Instagramie, to najwięcej nieprzyjemności to sprawia jak widzę, że ktoś mógł skorzystać z jakiegoś przepisu i coś zrobił. To naprawdę super. Gotujcie, macie teraz dużo czasu to co otwierać lodówkę i jedziemy. Jakbyście potrzebowali jakiejś rady to tak samo zapraszam, żeby po prostu ludzie ze mną skontaktowali się, zawsze podpowiem co można z czego zrobić.

BHU: Opowiem ci, że ja najbardziej żałuję przez obecną sytuację, że nie mogę się przyjechać do was do Krakowa i spróbować po raz kolejny twoich wspaniałych dań. Bo jak byłem i rozmawiałem z Kasią to oczywiście mnie gościłeś. To jest duża strata ,duża strata.

MD: Mam wspaniałą dziewczynę. Kasia, naprawdę wymiata w kuchni. Nie dość że jest świetnym sportowcem, człowiekiem wspaniałym, ale przede wszystkim wymiata w kuchni. Więc tak jak weekend dzisiaj to nie mam wstępu, co ty zapomnij. Jestem po prostu oddelegowany, mam zająć się czymś innym ale kuchnia jest Kasi. Kasia po prostu chce w jakiś sposób też coś przygotować. Lubi to robić i to jest naprawdę świetne, że mamy taką samą pasję. Jeśli chodzi o bieganie, a oprócz tego jeszcze lubimy gotować, zwiedzać, poznawać ludzi i mam wspaniałych przyjaciół. Wszystkich, których jak gdzieś tam poznałem na swojej drodze i spotkałem. Naprawdę cieszę się. Trzeba się cieszyć życiem. Dlatego, polecam nie zamulać się. Jest sytuacja jaka jest ale po prostu róbmy coś żeby zająć się czymś innym. Można gotować, można czytać. Można. Można spędzać czas jakoś inaczej. Można się szkolić i w ogóle a później wszyscy spotkamy się razem na jakimś biegu. I pamiętajmy też o tym żeby wyciągnąć z tego jakąś lekcję, żeby nie myśleć czasami; kurczę może nie pojadę tu i tam bo nie wiem  czy powinienem. Bo może bym odłożył na iPhona nowego albo na coś. Pieprzyć tego iPhona. A tak naprawdę czy to jest takie ważne. Nie lepiej gdzieś pojechać i mieć wspaniałe wspomnienia i spotkać się ze znajomymi. I to jest najważniejsze, to zostaje zawsze, iPhone padnie, w końcu bateria umrze, a wspomnienia będziemy mieli zawsze, w głowie.

BHU: Absolutnie tak. Bardzo dziękuję za swoją opowieść wspaniale nam przedstawiłeś swoje sportowe życie.

MD: Dziękuję bardzo.

BHU:  I ja jestem fanem i będę cię śledził i życzę Ci dużego progresu i szczęścia przede wszystkim w życiu.

MD: Dzięki Kamil. Co co mogę powiedzieć, Ty też masz w kuchni. Także mam nadzieję, że będzie taka szansa. I oczywiście jak wszystko się uspokoi to gotujemy razem. Spotykamy się, musimy się . spotkać.

BHU: absolutnie. Wpadnę na jakiś odcinek serwisu do Ciebie[śmiech].m

MD:  Możemy zrobić albo zrobimy jakiegoś Life Blackout Ultra Black Box czy Works. No i naprawdę będzie fajnie coś zrobić dobrego i na pewno dużo się nauczę od ciebie, bo tylko jeszcze dodam, że w tej kuchni coś potrafię, to miałem po prostu szczęście, że spotkałem na swojej drodze wielu szefów kuchni z Niemiec, Francji, Austrii, z Chin i gdzieś tam ich podpatrywałem. I to jest właśnie super, że do dzisiaj mam z nimi jakiś kontakt. Po drugie wyciągnąłem bardzo dużo od każdego z nich.  Starałem się odrzucić  wady, które po prostu oni mieli. Wyszło całkiem fajnie. Myślę, że jest OK i może nie są to jakieś nie wiadomo jakie potrawy. Ale po malutku rozwijamy się i ciśniemy dalej.

BHU: Dokładnie tak. Dziękuję ci MAĆKU bardzo za rozmowę. Do zobaczenia wkrótce mam nadzieję.

MD: Widzimy się, cześć.

BHU:  Trzymaj się, pa, hej.No i właśnie taki jest Maciek uśmiechnięty, pozytywny uwielbiający ciężką pracę i rywalizacje. I jeśli przyjrzycie się innym moim gościom, to zauważycie, że większość z tych odnoszących największe sukcesy to właśnie osoby obdarzone takimi cechami. Także, zabieramy w góry w pierwszej kolejności, radość, czyste intencje i miłość do zdrowej rywalizacji, która pomaga nam wzrastać a dopiero potem zabieramy zegarki, plecaki, buty softflask. wiele, skarpetki, majtki, okulary. Dziękuję wam serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Zapraszam Was też do wysłuchania pozostałych 42 odcinków ultra historii. Jeśli podoba Wam się to co robię wspierajcie ten Podcast w mediach społecznościowych i umieszczajcie informacje o nim w relacjach, postach i na tablicach. Niech wieść niesie i słuchaczy przybywa. Im więcej słuchaczy, tym większa szansa, że Podcast będzie długo cieszył wasze uszy. Możecie również wesprzeć ten podcast finansowo na patronite.pl/BlackHatUltra. Bardzo doceniam każdy wkład a najniższy próg wsparcia to tylko 5 złotych, więc nie ma na co czekać. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka. W tej chwili Podcast patronat wspierają 33 osoby ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych których wkład jest największe. Są to Przemysław Baranowski, Krzysztof Bednarz, Michał Janiak, Marcin Jaźwiecki ,Andrzej Gąsiorowski, Jakub Korczyk, Przemysław Kozłowski, Marcin Stefaniak i Edyta Winnicka. Zapraszam również do zakupów świetnych butów firmy Altra i majtek dla mężczyzn Saax, wpisując kod promocyjny Black Hat. Jest szansa na sporą zniżkę. Szczegółowe informacje znajdziecie w opisie odcinka. Zapraszam Was też na stronę internetową www Black Hat ultra pl, gdzie znajdziecie nie tylko transkrypcje odcinków ale również przepisy na smaczne wegańskie dania. Niezmiennie zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podcastcie o nazwie Black Hat Team. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywać swoje historie a nagrany materiał wysyła Cię do mnie i ja go publikuje w formie podcastu.

BHU: Zapraszam do kontaktu mailowego na adres ultra@BlackHatultra.pl.Ten odcinek podcastu Black Hat ultra przygotowali Kamil Dąbkowski prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof Pietrzak, transkrypcja i media społecznościowe. A autorem muzyki jest Audio Dealer.

BHU: A jeżeli ktoś tu jeszcze jest.

BHU: Jeżeli ktoś mnie słucha.

BHU: Jesteś tu? 

BHU: Tak Ty.

BHU: Zamknij oczy na 30 sekund lub dłużej. I poczuj swój oddech.

BHU: Tak po prostu. 

BHU: Bużka.

bottom of page