top of page

48_chris_wiciak_mixdown.mp3

BHU: Witajcie w podcastcie Black Hat Ultra. W tym tygodniu zapraszam Was na spotkanie z Chrisem Wiciakiem.

CHW: Tak, to j Myślę, że właśnie uwierzyć w to, że chcieć albo a marzę czy  nie, tylko+ naprawdę uwierzyć. Na każdym treningu cały czas o tym przypominać, gdzie jest ten twój cel i do niego dążyć. Ja właśnie jak biegnąc na Boston co ja zrobiłem, ja sobie duże kartki pisałem. Jakie mam osiągnąć tempo żeby pobiec np. 3,15; 4,37 i ja to miałem na ścianie naklejone ja na to patrzyłem, mówię muszę przebiec średnim tempem 4,37. Później jak miałem złamać trójkę to wiedziałem, że muszę pobiec 4,14 czy 4,13 i tak samo miałem napisane. Moja żona nieraz mówiła co ty wyprawiasz, po co ty piszesz. Ja sobie robię tak cały czas do dzisiaj. Na początku roku stawiam sobie cele, wpisuje się w zeszyt, który nawet mam koło siebie. Co chcę osiągnąć w półmaratonie jak napisałem, że chcę mieć 1,15 a miałem 1,17. Przewracam kartkę jest. Jest wpisane, osiągnąłem a więc to są takie małe rzeczy ale ja naprawdę to stosuję. Wtedy taka determinacja się objawia nie tylko, że ja mówię ale ja to robię.

BHU: To był Chris Wiciak. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podcaście Black Hat Ultra. Jest to podcast, w którym spotykam się z niezwykłymi osobami, które prowadzone z pasją i ambicją pokonują swój fizyczny i mentalne słabości aby się rozwijać i realizować założone cele z uśmiechem na twarzy i w zgodzie ze sobą. Chris jest niesamowitym gościem, który z niespotykaną na co dzień determinacją i wiarą w siebie dąży do wyznaczonego celu. Brzmi banalnie. Posłuchajcie tego. Zaczął biegać tuż przed czterdziestką i nie był urodzonym talenciakiem. Jego pierwsze trzy lata biegania to powolne zmagania ze złamaniem trzech godzin w maratonie. Zebrane doświadczenie wykorzystał do tego aby coraz lepiej się odżywiać, wybierać najlepszych dla niego trenerów i oszukiwać głowę, która błagała go by zwolnił. Jest niesamowicie wymagający, niecierpliwy. A cel jest dla niego wszystkim. Nie ma półśrodków. Trenuje ciężko. Czasem zbyt ciężko. Do tego stopnia, że jego obecny trener Marcin Chabowski już kilkukrotnie chciał przerwać z nim współpracę. Są jednak rezultaty jego determinacji. We wrześniu zeszłego roku pobiegł maraton w dwie godziny i 39 minut a półmaraton biega w godzinę i 15 minut. Od 15 miesięcy jest na bardzo wymagającej diecie Vitoria polegającej na tym, że spożywa jedynie surowe i nieprzetworzone produkty pochodzenia roślinnego. Na tej diecie czuje się jeszcze silniejszy a to mu się przyda gdyż jego obecny cel to złamać w maratonie dwie i pół godziny. Co potem. Potem ultra po górach więc zapowiada się ciekawie. Posłuchajcie historii o drodze biegowej Chrisa. O jego walce z nadwagą i patentach, które stosuje aby się zmotywować. A co motywuje go najbardziej. On sam. Jego własna praca nad sobą i cele, które osiąga. Inspirujące jak jasny gwint. Posłuchajcie.

BHU: Witam serdecznie. Bardzo dziękuję, że znalazłeś chwilę na spotkanie. Wydajesz mi się być bardzo ciekawym biegaczem, bardzo ciekawą osobą. Bo rzadko można spotkać kogoś z tak bardzo zdeterminowane go i dążącego do celu także jest to bardzo fajne. Ale czytałem twojego bloga i też widziałem Live, którego miałeś dwa tygodnie temu czy tydzień temu ze swoim trenerem Marcinem Chabowskim. To były bardzo inspirujące treści, także jestem strasznie ciekaw twojej historii i fajnie, że nam się udało spotkać[śmiech]. Posłuchaj, no to opowiedz na początek troszkę o sobie. Gdzie jesteś, czym się zajmujesz i jak wygląda twoje życie teraz.

CHW:  Od dwudziestu jeden lat mieszkam w Londynie. W 98,99 roku się przeprowadziłem do Londynu. A tutaj osiedliliśmy się z żoną. Mieszkamy, pracujemy jedno dziecko się tutaj urodziło, jedno było malutkie jak przyjechaliśmy. A na początku w ogóle nie zajmowałem się sportem, nigdy nie biegałem może w szkole podstawowej w szkole podstawowej troszeczkę może coś tam biegałem i w piłkę przeważnie graliśmy, wiesz jak to było na emigracji. Praca, praca, praca na początku, uczenia się języka. Chodziłem do szkoły uczyć języka bo pojechałem bez angielskiego. A więc na początku było ciężko. Później jak już trochę było lepiej kupiliśmy dom, to zacząłem się trochę zajmować piłką nożną bardziej. Ale już miałem trochę nadwagi [śmiech] Przez ten okres nabyłem trochę nadwagi już stałem się troszeczkę grubszy. I tam coś pokupowaliśmy sobie jakieś piątkach piłkarskich w VfL Side i tam sobie pogrywaliśmy. A tak było to dla relaksu. Później to przestałem robić, zająłem się bardziej pracą. Tam prowadziłem firmę, firmy konstrukcyjne, budowlane  bardziej się tym zająłem. Ale dzieci rosły przyszedł już trochę wiek średnich można powiedzieć, gdzie dzieci powiedziały, że jakiś kryzys mnie chyba dopada. A mieliśmy więcej czasu z żoną i pewnego razu właśnie żona zaczęła biegać tak koło domu. Stwierdziłem, że spróbuję z nią przebiec choć miałem problemy właśnie z nadwagą i z kolanami. Przebiegłem sobie pierwsze pięć kilometrów i tak mi się spodobało. Na drugi dzień i tak powoli zacząłem to robić. Był to moment taki, to był 2013 rok początek roku gdzie powiedzieliśmy sobie, że muszę przejść jakąś tam metamorfozę bo moja waga pokazała w styczniu 2013, 115 kilo.

BHU: A ile masz wzrostu 1,84 cm.

CHW: Może nie byłem aż taki bardzo gruby, że wzrost jest w miarę wysoki ale miałem już problemy w wiązaniu sznurówek [śmieh] a więc naprawdę mi ciężko było i w ogóle już jakieś choroby mnie łapały, źle się czułem a więc stwierdziliśmy, że chce zrzucić wagę. Mam taki charakter, że chciałbym szybko osiągnąć.

BHU: Czyli nie cierpliwy jesteś.

CHW: W ciągu dwunastu tygodni zrzuciłem 12 kilogramów. Zaparłem się. Powiedziałem, że to zrobię. Nagrałem taki filmik żeby się bardziej zmotywować bo chciałem mieć cel ale chciałem żeby coś mnie zmotywowało. Na YouTubie nagrałem taki filmik do dzisiaj trzeba wpisać Chris Wiciak dieta i wyskoczy taki filmik 2 minutowy, w którym mówię o tej swojej przemianie, że chcę schudnąć i chcę zrzucić wagę. A zrobiłem to w ciągu 12 tygodni zrzuciłem prawie 30 kilogramów i wtedy rozpocząłem jakby aktywny tryb życia czyli siłownia choć ta siłownia nie do końca mi podchodziła. Nie czułem tego, jak chodziłem dwa trzy miesiące i to już mi się jakoś znudziło musiałem robić jakiś relaks, coś większego. 

BHU: Ale coś co ci się nie podobało w tej siłowni. 

CHW: To bardziej mi chodzi, że ciężary to nie były nigdy dla mnie jakieś, nie to. Jak wchodziłem na siłownię to wolałem sobie pobiegać albo na rowerku. Bardziej to mnie ciągnęło, więc jak mnie żona wyciągnęła na zewnątrz mówi; chodź pobiegać zobaczysz. Pobiegłem raz, dwa, trzy. Fajnie było i tak już rozpocząłem powoli ale bardzo wolno zacząłem biegać. Po 5, 6, 7, 10 kilometrów to nie było jakieś tam przeboje.

BHU: Jasne. A powiedz jeszcze, za dzieciaka bo wspomniałeś, że trochę tam grałeś w piłkę. Ale czy na przykład nie wiem czy rodzice zabierali cię na spacery w góry albo jakieś takie aktywności dłuższe, sportowe.

CHW: Sportowe. Na nartach dobrze jeżdżę. Od małego zawsze jeździliśmy na zimowiska. Ojciec był w armii zawodowej a więc zawsze mieliśmy możliwość, że jeździliśmy na zimowiska a w lato tak samo jeździliśmy w góry. Mam rodzinę w Karpaczu tam często do chrzestnej jeździliśmy to były wędrówki, zimowe były narty. Tak było tak właśnie za małego. No i graliśmy w szkole, zawsze byłem aktywny, w piłkę ręczną grałem. Z piłki ręcznej jak stałem na bramce, to mnie trener wziął do klubu do Pogoni Oleśnica na bramkarza, żeby grać w piłkę nożną normalnie. A więc jako mały gówniarz do 15 roku życia to aktywnie coś tam robiłem. Ale nie  biegi i wyczyn.

BHU: No ale zawsze jakaś tam baza jest. Miałeś jakiś regularny trening tak, miałeś już styczność z treningiem, z jakimiś tam...Jak wtedy do tego podchodziłeś. Też byłeś taki zajarany czy na luzie zupełnie. 

CHW: Nie ja ogólnie podchodzę do każdego na poważnie a więc byłem zarajany. Pamiętam jak miałem 10, 12 lat i jeździliśmy na zawody międzyszkolne to zawsze startowałem w wyższej kategorii. Zawsze chciałem żeby były skoki w dal czy jakieś tam biegi przez przeszkody, takie do trzech kilometrów to zawsze startowałem w grupie dwa, trzy lata starszej gdzie chciałem się sprawdzić z nimi i równać lepszym. Tak samo było w piłce, mając 15 lat już grałem z nastolatkami na bramce w juniorach.  A więc zawsze próbowałem fokusować na tym co robię, tak dokładnie.

BHU: A na ile rywalizacja w tym wszystkim dla ciebie jest ważna. Bo robiłeś to dla siebie tak naprawdę czy chciałbyś się sprawdzić z innymi. Jak to u ciebie wygląda.

CHW: Bardziej sprawdzić. Ja od początku, od małego chciałem być zawsze się rozwijać i być coraz lepszy. Skończyłem szkołę, jedną, drugą. Szedłem do pracy, chciałem w tej pracy awansować i się bardziej rozwijać. Więc to były takie moje ambicje i to samo przerzucam na sport. Jeśli dziś coś robię to nie żeby coś komuś pokazać tylko udowodnić sobie, że to potrafię. Zawsze stawiam sobie poprzeczkę naprawdę wysoko wysoko.

BHU: No właśnie to widać. Widać po twoim twoim bieganiu, zwłaszcza po tym co ostatnio wyczyniasz. Ale wróćmy na chwilę do tego początku do 2013 roku. Pierwsze zawody w jakich pobiegłeś.

CHW: To był wrzesień od razu półmaraton. Bo od maja zacząłem już biegać. W kwiecień, maj dowiedziałem się, że koło domu biegnie taki półmaraton, nieduży na 6 tysięcy osób tam biegło wtedy. To był drugi półmaraton u nas na Broadway w Londynie, na zachodnim Londynie. I to był wrzesień, koniec września on jest w terminie zawsze belgijskiego maratonu. Ostatni weekend września. I tam wystartowałem. Przygotowywałem się sam, po prostu do tego momentu tego półmaratonu nigdy nie przebiegłem tego dystansu 21 kilometrów. Zawsze do 18 biegałem. Pobiegłem na wydmach. Naprawdę nie miałem pojęcia o niczym. Ale coś co powiedziałem. Założyłem się z kuzynem, że przebiegnę w pierwszej pięćsetce, coś co mi się wydawało, że będzie duży sukces jak na 6 tysięcy ludzi i że pobiegnę poniżej 1,40 półmaraton. A stanąłem można powiedzieć w drugiej linii. Jako pierwszy amator od razu poszedłem na start naprawdę z najlepszymi. Zaraz w drugiej linii stanąłem. Nie mając pojęcia o niczym. Wystartowałem jak na bieg na 100 metrów [śmierh]. Po pierwszym kilometrze już miałem dość. Ale  dobiegłem, fakt faktem ostatnich metrów za bardzo już nie pamiętam. Naprawdę już rękawami oddychałem ale naprawdę już tak traciłem jakby świadomość jak dobiegałem. Wiem, że mnie później na mecie reanimowali medycy. Dobiegłem w 1.30. Miałem kumpla, który uprawiał triathlony już długie lata powiedział, że jak na pierwszy raz, jak na to co trenowałem, bo praktycznie nic nie trenowałem, tak biegałem, to nie jest zły wynik. A więc wiedziałem, że coś tam mam i mnie ciągnie. Ale nigdy nie wyobrażałem sobie, że pobiegnie jakiś maraton bo kończąc półmaraton powiedziałem; nie da się przebiec 40 kilometrów bo byłem wykończony [śmiech]. 

BHU: To niesamowita historia bo rzeczywiście ile się przygotowywałeś się do tego półmaratonu.

CHW:  Tak naprawdę 3, 4 miesiące ale to takie naprawdę delikatnie koło domu biegłem. Żeby przebiec np.  12 kilometrów to robiłem takie coś, biegłem sześć kilometrów w jedą stronę i wiedziałem, że muszę wrócić drugie 6 bo do domu muszę wrócić. A więc ja robiłem takie challenge, dzisiaj przebiegnę 15 to muszę siedem i pół biegnąć w jedną strona i później drugą. Nie robiłem tego w grupach, jakoś psychologicznie, nie mogłem tego podejrzenie, że może poddam się i wrócę do mojego domu a więc biegłem daleko od domu, żeby później wrócić do niego.

BHU: A to już była faza twojego odchudzania ten okres półmaratonu.

CHW: Jeszcze nie miałem takiej wagi jak teraz. Już miałem wtedy 85, 90 kilogramów a już miałem już niską magazynie niską wagę.

BHU: Tak tak tak. A już pracowałeś nad wagą a teraz ile ważysz, z ciekawości sie spytam. 

CHW: 73, 74 kg.

BHU: Jesteś szczupak straszny. 

CHW: Jak przygotowuje się i chceę teraz coś więcej, to muszę jednak na tę wagę uważać i jeszcze zrzucić. Choć chciałbym mieć 69,70 ale żona nie pozwala [śmiech].

BHU: Jeszcze wrócimy do tego. No dobrze i powiedz o tych wrażeniach z półmaratonu. Tak pomyślałeś, że to jest dyscyplina dla Ciebie, wtedy. Jak do tego podszedłeś po mecie. Jak już dobiegłeś na metę, jak ciebie reanimowali to co sobie pomyślałeś, że zapisujesz się na następny wiek?

BHU:  Czy?

CHW: Spotkałem tam dwóch, trzech Polaków, po koszulkę ich poznałem i w rozmowie już szukałem gdzie się można zapisać. Tak naprawdę od razu na drugi dzień, musisz zapisać,tylko nie na maraton bo ono zawsze; dawaj na maraton, dawaj na maraton. To niemożliwe żeby przebiec, ja muszę przebiec jeszcze lepiej ten półmaraton. I wtedy zacząłem sobie jakieś książki kupować, bo oni mówili, że jakieś tam treningi robią sobie według tabelek. Zacząłem zagłębiać się w rodzaj treningu, kupować książki, czytać i zacząłem sobie układać jakieś treningi lepsze. I powiedziałem, że muszę zrobić to drugi raz i zacząć biegać. I wtedy zacząłem trenować ponownie od razu, to coraz lepiej, coraz lepiej. I wtedy podjąłem decyzję, a zaraz potem był wrzesień, zaraz na początku 2014 roku podjąłem decyzję, że pobiegną maraton. Nie wybrałem sobie Berlin. Nie wiem dlaczego ale po prostu, tak jakoś trafiłem na Berlin.

BHU: Powiedziałeś o książkach czy coś cię wtedy bardzo inspirowało z lektur. Czy miałeś jakiegoś swojego guru biegowego?

CHW: Ja myślę, że z Jurka przeczytałem pierwszego chyba. Czytałem tak samo o Kenijczykach. Dużo czytałem o ultramaratończykach amerykańskich. A więc bardziej Bad Wather tak samo dużo czytałem. Takie historie tych amerykańskich ultramaratończyków. A więc mi się wydawało bardzo ekstremalne, bo to jest ekstremalne ale wiesz dla takiego, który dopiero zaczyna biegać i pokazują takie jakieś biegi gdzieś na pustyniach to jest coś niesamowitego i to bardzo inspiruje i nabierasz chęci przynajmniej żeby spróbować coś tutaj na własnym podwórku zrobić.

BHU: No dobrze jak się zacząłeś przygotowywać do tego maratonu w Berlinie. Jaką taktykę przyjąłeś taktykę? 

CHW:  Zgłosiłem się do mojego Angola, angielskiego kolegę, z którym współpracowałem zawodowo. Jak wiesz interesowałem się wtedy sportem, bieganiem, on triathlonem. Ja wtedy poznałem trochę triathlony, na czym polegają. Jak on to wszystko robił, bo na co dzień to robił. Był w miarę dobry, w dziewięć i pół godziny robił. A więc ja się do niego zgłosiłem. Bo on robił treningi biegowe tak samo i on mi mówił; to dawaj może tak samo pójdziesz w triathlony. I zaczął mnie ciągnąć żeby trochę triathlonu zrobić, jakieś sprinty małe. I od razu właśnie on zaczął tłumaczyć o trochę o treningach, o tym wszystkim. Trochę się wyciągnąłem bo powiem, że zrobiłem kilka sprintów, zrobiłem dwie połówki lumenów ,trochę pobiegałem, popływałem, pojeździłem na rowerze. Bo bardzo rower mnie ciągnął. Okazało się, że on mnie naciągnął tak samo na rower. W 2000 roku, to już było zaraz po berlińskim maratonie od razu mnie naciągnął na rower i okazało się, że lubię górki na rowerach. A gdzie myślałem, że nie lubię górek, nie lubię się tak męczyć. A okazało się, że jednak ten pierwszy ból taki naprawdę poważny to poczułem na rowerze w górach i to mi się bardzo spodobało. Dlatego ja bazowałem przede wszystkim na jego pomocy na tych treningach biegowych. I właśnie jak przygotowywałem się do tego pierwszego maratonu, wzorowałem się na gościu ze Szwecji, jakimś tam maratończyku, który miał naprawdę takie treningi zabójcze, gdzie trenowałem siedem dni w tygodniu. Siedem dni bez żadnej przerwy. Przygotowywałem się i zbliżając się do Berlina byłem przekonany, że pobiegną go gdzieś poniżej 3.30 ;3,25 tak sobie obcelowałem, napisałem czasy i wszystko sobie przygotowałem się. Ale to nie wypaliło [śmiech].

BHU:  A dlaczego co tam się stało. Za szybko zacząłeś?

CHW:  Później jak wiesz analizowałem, może nie od razu, miałem za małą wiedzę. Dopiero po jakimś kilku miesiącach zacząłem sobie analizować, jak ja  to zrobiłem. To po prostu pierwsze te 20 kilometrów przesadziłem. Na 34 kilometrze zaczęły mnie tak skurcze łapać a na 38 upadłem i leżałem bo nie mogłem nogami ruszać. Tak samo masowali i dobiegłem, końcówka już doszłem. W cztery godziny pierwszy maraton. A więc dla mnie to była porażka, bardzo bolesna. Bardzo mnie bolało bo nikomu nie życzę skurczy. Bo można nie mieć siły ale jak skurcze łapią to nie możesz nawet stać na nogach i były to potężne bóle. Jak tam dobiegłem do mety wziąłem medal, fakt faktem była cała moja rodzina wtedy przyjechała do Berlina żeby mnie oglądać. Rodzice, teściowie, wszystkich ściągnąłem. Powiedziałem sobie, że to nie jest mój ostatni, raz pomimo, że porażka. Ja wiem, że potrafię biegać szybciej i wiem, że potrafię ukończyć maraton w normalny sposób czyli bez bólu. I to była naprawdę dobra nauczka, że po prostu wiem, że byłem źle przygotowany i nie byłem przygotowany na te tempo co chciałem biec.

BHU: No i co, jakie decyzje podjąłeś, zmieniłeś trening i wyznaczyłeś sobie kolejny cel?

CHW:  Wyznaczyłem sobie kolejny cel, że biegnę w Londynie u siebie w domu. To miał być drugi maraton. To było od razu na wiosnę. Od razu mówię, jadę koniec września Berlin od razu na wiosnę Londyn. Mieszkałem tyle lat tutaj, widziałem maratony i było głupio nie pobiec w Londynie. Choć jak wiemy bardzo ciężko się dostać do maratonów, ja dopiero później zacząłem patrzeć jakie są  reguły żeby dostać się do maratonu. Pomyślałem sobie idziesz i biegniesz. Tak jak półmaraton zapłaciłem i pobiegłem. Okazało się żeby pobiec w londyńskim maratonie musiałem się zapisać do Charity, gdzie musiałem uzbierać ponad półtora tysiąca funtów. A ja jestem z takiego charakteru, że ja nie lubię chodzić i prosić o pieniądze. A więc większość pieniędzy zapłaciłem sam, z własnych pieniędzy, z własnej kasy [śmiech] wiedziałem, że nie będę żebrał. Fakt, faktem żona powiedziała koleżankom swoim, trochę wpłaciły na fundację. Zbierałem na Fundację Dzieci Niepełnosprawnych związane ze sportem. Ale stwierdziłem, że jak sam to zrobię. Później bardzo mnie to bolał ten ten system, że albo z losowania gdzie zacząłem czytać, ludzie 10,15 lat co roku wysyłają na losowanie i nie dostają się. A z czasów takich z czasów pierwszej, czasy wiekowe tak samo jeszcze Entry. No i zacząłem czytać ile musiałbym pobiec żeby się dostać. Wtedy miałem 40, niecałe czterdzieści lat miałem, wtedy mówię no dobra, czasy jeszcze były takie trochę wygórowane jak dla mnie, ale wtedy sobie powiedziałem muszę zacząć szybciej biegać, żeby nie płacić za te biegi, żeby się kwalifikować do swojego wieku. Jeszcze jak zobaczyłem, że jeszcze jest taki trend właśnie, że wszyscy co przebiegną poniżej 2,45. To w ogóle mają wstęp praktycznie darmowy. Tam 30 funtów płacisz. A więc mój cel się zrodził. Wiem, że muszę biegać szybciej i to była taka podstawa, że biegnę w Londynie szybciej i lepiej się przygotuje w ogóle. Właśnie poprzez lepsze treningi. Zacząłem robić już lepsze treningi. Nie robiłem żadnych interwałów, biegałem tylko 20 kilometrów do pracy, 20 z pracy 20 do pracy jednym tempem 5:0 ; 5,30 i nic więcej. Dopiero później pod Londyn zacząłem trochę iterwałów robić, zacząłem jakieś tam inne rzeczy. Roweru tak samo trochę używałem. I pobiegłem Londyn u siebie,  przebiegłem go negatyw Speed. Pierwszy raz w ogóle dowiedziałem się co to jest negatyw jak biegnąć, jak biegają najlepsi a więc pobiegłem bardziej ostrożnie pierwszą połówkę a drugą połówkę pobiegłem aż o 5 minut szybciej, ponad 5 minut szybciej niż pierwszą bo widocznie pierwszą za wolno pobiegłem. Ale już naprawdę była różnica i dobiegłem do mety w 3,26 gdzie okazało się, że miałem lepszy czas niż mój kolega Angol trathlionista, bo on pobiegł o 20 sekund wolniej. Więc go nawet wyprzedziłem o 20 sekund. A więc byłem bardzo zadowolony i ten punkt był taki trochę zwrotny w moim bieganiu w maratonach. Wiedziałem, że chcę zrobić więcej maratonów. I wtedy właśnie w Londynie, robiąc Londyn wiedziałem, że jestem Six Stars Jersey maraton. Powiedziałem sobie; a więc jak już mam dwa w Londynie to jeszcze tylko cztery zrobię i dokończę. A więc zacząłem bardzo duży nacisk robić na te właśnie Majorce i dowiadywać się jakie są kwalifikacje, jak się dostać. I automatycznie po tym biegu w Londynie wiedziałem, żeby jechać np. do Bostonu  muszę mieć 3,15 w moim wieku. A miałem 3,26 i to był rok 2015, biegłem Londyn i zacząłem trenować. Okazało się później po Londynie, że zacząłem mieć coraz gorsze czasy. Wystartowałem w następne maratonie miałem jakieś coraz gorsze wyniki. Pojechałem do Katowic na maraton gdzie przebiegłem w 4 godziny prawie. Pojechałem do Aten gdzie miałem znowu prawie cztery godziny czyli 3,50. I powiedziałem sobie coś jest nie tak.

BHU:  Co się stało co się stało? Zmieniłeś coś w treningu czy po prostu byłeś zmęczony.

CHW: Zajechałem się, po prostu treningami zajechałem. Ja strasznie dużo biegałem. Byłem zmęczony, bo myślałem, że jednak im więcej będę trenował tym będzie lepiej. I nie miałem żadnych ćwiczeń stabilizacyjnych. Nie rolowałem się po prostu. Myślałem, że samym biegiem to zrobię.

BHU: A co to znaczy, że za dużo trenowałeś. Jaki miałeś tygodniowy kilometraż?

CHW:  Kilometraż treningowy miałem powyżej 140 kilometrów, na pewno 150. Miałem. To sporo. Tak na dzisiaj jak ja biegam 80, 90 i widzę co mogę zrobić, przy tym kilometrażu. A przedtem nie byłem gotowy. Chodziło mi właśnie żeby osiągać lepsze czasy, że po prostu nie miałem wytrzymałości, tej siły żeby przyśpieszyć. Bardzo długo na przykład borykałem się z przekroczeniem 40 minut na 10 kilometrów. Co może się wydawać śmieszne ale ja o tym marzyłem. Muszę zdobywać trasę, gdzie może być lekko z górki ale muszę sobie któregoś roku pobiec na zawodach gdzieś 10 kilometrów i przebiec 4:0. To było dla mnie niemożliwe. Czy ja dam radę. No i nagle jak się okazało, raz złamałeś to już później łamałeś, w dół szedłeś. Już nigdy nie wróciłem do tego. Ale do 2015 roku do końca, miałem taki kryzys w 2015 gdzie schodziłem w dół.

BHU: No właśnie, twoja historia jest niesamowita bo przecież teraz biegasz maraton. Twoja życiówka to jest o 2,39 w maratonie, w półmaratonie to jest godzina,15. To są kapitalne czasy. I to co mi się strasznie podoba w Twojej historii to właśnie to, że ty byłeś takim zwykłym biegaczem, tak jak wiesz średnia amatorska klasa. I właśnie mam nadzieję, że zaraz uda nam się opowiedzieć o tym co się wydarzyło w Twoim treningu i w twojej głowie, że tak totalnie przyspieszyłeś. Biegasz naprawdę bardzo przyzwoite czasy, niejeden 25 latek by chciał tak biegać. A dzisiaj masz 45. I to jest bardzo fajna historia i za chwilę do tego spokojnie sobie dojdziemy. No właśnie. I pewnym momencie  to chyba był 2016 rok, kiedy ty się tak przełamałeś i  zacząłeś już dochodzić do tej trójki w maratonie. Ja dobrze pamiętam?

CHW: Tak, właśnie 2015 a skończyłem i postanowiłem coś zmienić. Bo naprawdę miałem takiego doła. Już zacząłem powątpiewać czy naprawdę jestem taki słaby w tym bieganiu. Bo wydawało mi się, że jednak mogę o wiele więcej i szybciej biegać. Wtedy rozmawiając z moim Angolem powiedziałem mu; Słuchaj Boston 3,15 to jest tylko kwestia czasu. W trzy godziny złamie a w połówce wiem, że mogę pobiegać nawet 1,15 on mówi; Co ty gadasz jak ty biegasz 1.30 wtedy biegałem 1,32. On nie da się przebiec 1,15 półmaratonu. Ja mówię wiem, że mam takie możliwości. Ale musiałem coś zmienić i 2016 mówię dobra muszę znaleźć sobie jakiegoś trenera, który przynajmniej na odległość będzie mi pisał treningi i będzie się mną zajmował. Szukałem od razu w styczniu 2016 trenera. Znalazłem z Wrocławia Piotra Ślązaka i zacząłem z nim współpracę. I wiesz jak to jest coś nowego. Bardzo mi się podobało bo zacząłem z nim trenować. Dostałem jakiejś zabawy biegowe, interwały, których w ogóle nie znałem.   Na początku było fajne, on mnie zaczął trenować w styczniu a ja koniec lutego miałem lecieć do Tokio na maraton następny w Tokio. I cztery tygodnie na pięć tygodni przed  doznałem kontuzji piszelu. I przez cztery tygodnie w ogóle wyeliminowało mnie to z biegania. Chodziłem na rehabilitację na jakieś tam prądy, lampy. Ale powiedziałem, że ja pojadę do Tokio, bo to koszt był olbrzymi, bo za Tokio znowu zapłaciłem ponad 1000 funtów za same wpisowe plus jechałem tam z rodziną więc to kosztowało tak samo kilka tysięcy funtów a więc taka podróż do Japonii. Nie mogłem pozwolić żeby pojechać tam na wycieczkę, tylko chciałem pobiec. Plan był taki, żeby te 3,15 zrobić ale po tej kontuzji nie biegałem cztery tygodnie wiedziałem, że muszę tam pobiec tylko przebiec i zobaczymy jak będzie. Leczyłem się, po czterech tygodniach przebierzki zrobiłem w Japonii. potruchtałem sobie, bo tam byłem chyba dwa tygodnie. Tydzień przed byłem już a więc tam już trochę potruchtałem i pobiegłem ten maraton. Bardzo fajny maraton, naprawdę bardzo miło wspominam. Chciałbym tam wrócić i jeszcze raz zobaczyć Japonię. I w Tokio jeszcze raz pobiec. Jeden z lepszych krajów, który odwiedziłem dzięki tym maratonem. I pobiegłem w 3,17 gdzie brakło mi dwie minuty. Choć na półmetku wiedziałem, że już nie zrobię tego. Na tyle byłem, jakby powiedzieć mądrym biegaczem, że już na połowie maratonu mogłem oszacować, że jakie tempo biegnę i że mi braknie do tego. Skończyłem 3,17. Wiedziałem, że to szybko przyjdzie te 3,15 bo miałem kontuzję i dlatego nie byłem przygotowany. I trzy tygodnie później był Zurych albo cztery tygodnie niecałe albo w marcu Zurych. Pojechałem do Zurychu, tam mam siostrę w Zurychu, w Szwajcarii. Zapisałem się od razu. Trener mówi do mnie nie, nie rób tego. Musisz odpocząć nie biegnij tego Zurychu. Obiecałem siostrze, że biegnę to pojadę. On na to; pojedź treningowo. A ja powiedziałem; ja nigdy nie biegam maratonów treningowo. To nie jest w moim charakterze, że ja biegnę nie na sto procent. Jak ja wycieczek biegowych nie robię sobie na maratonie. A więc wiedziałem, że pobiegnie na full. Wsiadłem sobie za gościem, który bieg Pace McLaren 3,15 i w takim mocnym deszczu, zaczął padać śnieg wtedy. Chyba było 5 stopni, bardzo zimno wtedy w ten dzień było. Biegłem do 32 kilometra z gościem na 3,15. Ale później poczułem, że naprawdę mam siły dużo i przyspieszyłem i skończyłem w 3,11 gdzie nadrobiłem te 4 minuty na tych ostatnich dziesięciu kilometrach. Wtedy pierwszy raz poczułem pamiętam, że ostatnie pięć kilometrów biegłem po 4:0 maratonie, to dla mnie się wydawało łał 4,0 na maratonie. Końcówkę, ostatnie 5 kilometrów to naprawdę poczułem taką moc i cieszyłem się, że zrobiłem właśnie kwalifikację do Bostonu. W którym biegłem rok później. A więc to był taki fajny przełomowy maraton tak samo dla mnie, gdzie wiedziałem, że ten negatywny sprint znowu był w maratonie i miarę łatwo mi to poszło. Jak zrobiłem kwalifikacje powiedziałem do Piotra. Piotr biegniemy Chicago, bo to było na jesieni. Na wiosnę był właśnie ten Zurych, na jesieni był w Chicago. Biegniemy w Chicago, Chicago łamiemy trzy godziny. Mam 11 minut do złamania mówię spokojnie to złamiemy. Wiedziałem, że to zrobię. Tym bardziej, że w tym właśnie roku z półmaratonu z 1/32 dzięki właśnie Piotrowi, treningom zszedłem do 1,22 a więc zszedłem 10 minut w ciągu jednego roku. A więc ten postęp był naprawdę duży, bo było 1,32 1,27 1,26 1,22 nagle zrobiłem 1,22 zrobiłem właśnie na ringu gdzie górkowaty ten teren i koło domu, gdzie prędzej biegłem w 1,36 pierwszy półmaraton a więc tutaj wróciłem i zrobiłem. We wrześniu 2016 pojechałem do Chicago. Po prostu byłem pewny, że zrobię to. Naprawdę choć był ciężki maraton mocno wiało, ostatnie siedem kilometrów biegnie się prostą przy jeziorze. Ostatnie dwa kilometry tak samo liczyłem czy zrobię to, taki zmęczony, że już pomyliły mi się cyferki. Nie wiedziałem czy zła optycznie [śmiech]. Ale do tego momentu byłem pewny, że to zrobię po prostu odhaczałem sobie  każde dane po 5 kilometrów i dobiegłem skończyłem w 2,58 2,55. Wtedy poczułem jakbym zdobył mistrzostwo świata. Nie wiem jak się czuje ktoś kto zdobywa mistrzostwo świata ale bym się poczuł dziś na olimpiadzie albo gdzieś i naprawdę wbiegłem tam. Tam takie ładne trybuny były. To było niesamowite wrażenie. Naprawdę poczułem, że jestem kimś, gościem jakimś dla siebie. Jak jest, mam osiągnąłem to, mam dwójkę z przodu. Tak samo kolegów nawet z Londynu dużo ludzi poznałem co przyjechali do Chicago. To była nieswoista sprawach. Wtedy wróciłem i powiedziałem do Piotra. Piotr ja cię dogonię. On wtedy pamiętam miał 2,38 w maratonie. Ja mówię Piotr ja to zrobię tak samo. Ja cię dogonię zobaczysz, on się trochę śmiał. Ale już wtedy wiedział, że coś może być. Jeszcze z Piotrem współpracowałem żeby zrobić te 2,40. Powiedziałem, będę miał 40, 42 lata chciałbym pobiec 2,42. Drugi raz będę w Berlinie, 2,42 jakbym zrobił to będę zadowolony. Ale żeby to zrobić musiałem podjąć decyzję. Co robimy. Albo szukam nowego trenera ale mówię nie mam żadnych podstaw żeby go zmienić. Ponieważ cały czas progres był i mówię spróbujemy zrobić to z Piotrem. Musiałem pójść trochę dalej i zacząłem patrzeć na swoją wagę. Zacząłem dużo czytać. Zacząłem patrzeć, że mam 80 kilogramów biegając. Nie mogę mieć 80 kilogramów chcąc pobiec tam 2,40 parę. A więc zacząłem zrzucać wagę ale mi tak za bardzo nie szło, jak jesteś w treningu, jesz to ciężko jest później zrzucić jak nie masz aż tyle nadwagi. A więc dzięki Piotrowi znalazłem panią dietetyk, która zaczęła mnie prowadzić. Zrzuciłem wagę. Momentalnie zacząłem 5,6 kilogramów zrzuciłem tej wagi. No i zacząłem mieć normalną wagę i zacząłem trenować. Co zrobiłem pierwsze w diecie, to w moim jedzeniu odrzuciłem nabiał. To była pierwsza taka radykalna rzecz, już pilnowałem się nie jadłem cukrów dużo, bardzo sporadycznie cukry albo jakieś tam słodycze. Ale właśnie ona mi wprowadziła, że odstawiłem nabiał całkowicie. Jak miałem jakąś tam kontuzję to byłem na jakimś keto gdzie węglowodany odstawiałem a jadłem warzywa i mięsa. I to był właśnie ten 2017 rok gdzie jakby nowe bodźce miałem, trochę schudłem. Ja myślałem, że dobrze się odżywiam jeszcze lepiej niż dotychczas. Z Piotrem mi się układało dobrze w miarę, choć chciałem żeby się fokusował przede wszystkim na mnie pomimo, że tacy trenerzy mają 50, 60 zawodników. A ja mówię Piotr ja chcę żebyś spędzał więcej czasu ze mną na rozmowach na Skype. Spotykaliśmy się we Wrocławiu i to było właśnie w 2017. I w ogóle podszedłem do tego treningu 2017 bardziej poważnie. Czyli ja powiedziałem, ja te trzy godziny przebiegłem naprawdę na lajtowo, chodzi o treningi. Nie  fokusowałem się tak na treningach, każdy trening robiłem, jak on mi napisał. Nigdy nie byłem zmęczony. Stwierdziłem, że mam duże rezerwy. I mówię, Piotr ja mogę naprawdę ciężej trenować mam duże rezerwy. I tak zrobiliśmy, że ja postanowiłem w 2017 roku, Piotr zaproponował mi żebym pojechał na obóz sportowy w Szklarskiej Porębie zimą. Ja tam pojechałem z lekką kontuzją coż mnie ciągnęło z tyłu nogi. Ale oczywiście byłem taki uparty, że nie odpuszczę sobie tego obozu w Szklarskiej Porębie. Bardzo byłem podniecony bo chciałem trenować dwa razy dziennie, tak jak inni zawodowcy. I tam przebiegłem, to też była mała głupota bo z treningu gdzie biegałem z Piotrem 90 do 100 kilometrów tygodniowo, pojechałem na obóz i od razu walnąłem z Tomkiem na 178 w 6 dni. Wróciłem i czułem już wtedy na obozie tam był fizjo, który mnie masował, że mam dwójkę naciągniętą. Za chwilę miałem sprawdzian na 10 kilometrów, gdzie chciałem pobiec poniżej 36 minut i biegnąc na ósmym kilometrze naderwałem tą dwójkę. I bardzo się zdenerwowałem bo to było 50 dni do Bostonu. Gdzie chciałem na ten Boston jechać i chciałem tam już robić koło 2,42. Tutaj zerwana ten mnie to wyłączyło z 40 dni biegania. 40 dni czy 42 dni chyba nie biegałem. Zacząłem biegać przed samym wjazdem do Bostonu. Moja determinacja była taka, że mój syn mówi tato ja wiem jak ci mogę pomóc w tej kontuzji. Bo mogłem rowerkiem jeździć. Po dwóch tygodniach syn dowiedział się, że piłkarze biegają na bieżniach antygrawitacyjnych, że po prostu biegasz jakby w powietrzu. Jak znalazłem takie bieżnie w Londynie i po prostu szedłem na trening tam czyli w bieżnie wskakiwałeś, robiłeś sobie swój ciężar ciała np. 5 procent ciężar ciała. I biegłeś się na bieżni  praktycznie w powietrzu i odciążałem tą nogę. Tak chodziłem trzy razy w tygodniu na te treningi i tam biegałem. Później zwiększałem sobie mój ciężar ciała, że dociskałem tę nogę bardziej i na końcu doszedłem już przed samym Bostonem, że biegałem na 80 procent wagi ciała. Już tam robiłem właśnie interwały, wszystkie treningi robiłem. A więc taka determinacja była. Oprócz tego jeszcze żeby szybciej się goiło, wyczytałem, że w barach tlenowych gdzie wchodzisz do biura terenowego i tam spędzasz czas, wdychasz świeże powietrze, czyste szybciej się rany goją. Ale, że taki Chambers był strasznie drogi, a u nas wynająłem sobie sprzęt dla płetwonurków. Zakładałem sobie ten aparat na twarz, butle obok, wsiadałem na rower i robiłem trening na rowerze stacjonarnym. I tak się jeszcze dotleniałem i tak ćwiczyłem na butli. A więc żeby być naprawdę przygotowanym na ten Boston. Choć wiedziałem, że nie będę przygotowany bo się nie da przygotować jak nie biegasz tyle dni. Pojechałem na Boston, bo Boston dla mnie to był, do dzisiaj dla maratończyka to taka mekka dla biegaczy. Fakt faktem, jak pojechałem tam to poczułem ducha maratonu, bo inne maratony może są duże albo nawet większe ale są komercyjne jak w Nowym Jorku. Wszyscy czują to, po prostu niesamowite tam wszyscy ludzie żyją cały tydzień tym Bostonem. To był zły czas, bo to były święta wielkanocne. Pojechałem sam. Tak prywatnie to była trochę lipa ale ten bieg to naprawdę poczułem. A wtedy powiedziałem sobie nic nie mam do stracenia. Pobiegnę sobie po prostu nie na czas. Nie będę się jakoś tam fiksował na czas tylko pobiegnę dla siebie. Pooglądam sobie tereny i tyle. Dam z siebie ile będę mógł. Pobiegłem zrobiłem dwa 2,57 33 zrobiłem życiówkę ale małą. Ale więcej w ten dzień po prostu mnie nie było stać a po pierwsze pobiegłem tak swobodnie po prostu żeby poczuć przyjemność z biegania. Można powiedzieć ot tak, że nie czułem żadnego bólu. Chciałem właśnie już się przełamywać w 2017 a nie mogłem i wiedziałem, że ten rok 2017 jest ten rok, w którym coś się stanie bo właśnie ta dieta, te treningi. Zacząłem trochę tak samo ćwiczyć na treningach mentalnie głowę swoją. Zacząłem się oszukiwać, po prostu potrafiłem na treningach np. biec i naprawdę na interwałach już  wymiotować. I nie miałem siły. Biegnę do jakiegoś tam punktu, kończy mi się trening, jestem totalnie wykończony dobiegam, chce wymiotować. Ale zaraz jakby ktoś za mną stał i gonił by mnie z nożem to ja bym spiepszył. A więc brałem i naciskałem następne dwa, trzy kilometry biegłem dalej bezdechu i tak się oszukiwałem. I dużo rzeczy robiłem, żeby swoją głowę oszukać w czasie treningu i wyćwiczy się trochę mentalnie bardziej. Wtedy już wiedziałem, że muszę to zrobić i ten rok będzie przełomowy.

BHU: A to niesamowita determinacja. Powiedz słowo o tym jak w ogóle te wszystkie treningi z pracą łączyłeś i co rodzina w ogóle myślała o twoim celu biegowym.

CHW: Łatwość miałem taką, że w tym okresie już moje dzieci są duże. Syn ma teraz obecnie 23 lata, drugi 19 a więc jeszcze kilka lat temu też już były duże. Syn był już na studiach, drugi się dopiero wybiera. A więc ja te dzieci miałem już odchowane. To było pierwsze ułatwienie. Stabilność w pracy i finansowa i wszystko, dom. Ja nic nie musiałem. Pracowałem w firmie i do dzisiaj pracuję jako Project Manager, konstrukcyjnej firmie I po prostu to jest ośmiogodzinna praca w biurze. Nieraz na rajdzie ale  w większości  za biurkiem, dwa dni wolne, sobota, niedziela. Nie mogę narzekać, że się np. przemęczam fizycznie. Jedyne rzeczy fizyczne robiłem to w domu, w ogrodzie. Albo w domu jakiejś tam rzeczy a więc miałem taki komfort psychiczny, już odchowane dzieci i miałem poparcie rodziny. Dzieci się cieszyły bo po pierwsze, te moje maratony, te moje bieganie, my zaczęliśmy wszędzie wyjeżdżać. Zwiedzaliśmy, non-stop jeździliśmy gdzieś. I oczywiście było związane z biegiem ale dzieci miały taką korzyść, że zwiedzały różne kraje. Do dzisiaj bym nie pojechał do Japonii. Dla nich to była jedna z lepszych podróży. Kilka razy odwiedziłem Amerykę, gdzie już byliśmy w Ameryce w 2011. Ale  bardzo lubiliśmy właśnie jeździć do Ameryki. Dlatego to mi dało, że ja mogłem dobrze wiązać sobie, bo jak przychodziłem z pracy 8 godzin czyli czwarta, piąta jesteś w domu a masz cały wolny czas. Nie muszę nikogo karmić i nic nie robić. A więc spędzamy razem czas, dlatego z żoną trzeba coś robić. A więc żona też biegała, każde się czymś zajmuje, musisz coś robić. Jeszcze tym bardziej jak masz taki charakter, że nie lubisz siedzieć tylko przed telewizorem. Tylko coś trzeba czynnie robić a więc dlatego myślę, że bardzo dobrze mi to się związało i to mi trochę pomaga do dzisiaj. Mam swobodę, że np.jak dzisiaj, godzina trzecia, czwarta siedzimy i rozmawiamy w domu. To jest jakaś tam przewaga dla tych ludzi, do tych ludzi którzy muszą ciężej pracować po 12 godzin na nocki, to na pewno mają gorzej. Ale jednak ja nigdy nie mówię, że ja nic nie robię. Bo praca za biurkiem też jest męcząca i tak samo mentalnie. 

BHU: Naturalnie ale też prawdą jest to, że nie ma takich wyników bez ciężkiej pracy nad tymi wynikami. Więc musiałeś znaleźć czas na te rzeczy.

CHW:  Oczywiście bo wiesz tak samo biegałem, tak samo pracowałem praktycznie. Tak samo miałem podobną pracę praktycznie od początku i tych wyników nie było ale właśnie podejście. Małe rzeczy, ja właśnie jak teraz pisałem te artykuł na swojego bloga a analizowałem właśnie te kilka lat dlaczego tak się stało, ale właśnie małe rzeczy, małe detale przeważyły nad tym, że zrobiłem taki przeskok. Dużo dała mentalność moja w głowie, zawsze mówię nawet do trenera swojego, że ja myślę, że jestem lepszy niż jestem. Czyli ja myślę, że ja pobiegnę 2,29 może 2,25. Ja tak myślę a on mi mówi; może ty nigdy tego nie zrobisz bo myślisz, że jesteś taki łał a może się okazać, że w ogóle jesteś w błędzie. Ale dzięki temu to mnie prowadzi dalej.

BHU: Tak to jest wyjątkowa cecha bo większość ludzi nie wierzy w siebie, nie wierzy w swoje możliwości a być może jest tak, że wierzysz troszeczkę za mocno. A może wcale nie. Może właśnie masz to bardzo fajnie ustawione i dzięki temu ciągle cię popycha do przodu. Ta bariera 3 godziny w maratonie dla wielu osób jest po prostu takim świętym gralem niezdobytym a ty w końcu wiesz przez to przeleciałeś i lecisz dalej po prostu. Ciężko cię zatrzymać. I to chyba właśnie to twoje nastawienie, że ty tak bardzo w siebie wierzysz i wierzysz w swoje wyniki. To jest chyba ogromna siła twoja.

CHW:  To jest podstawa i myślę, że właśnie uwierzyć w to. Nie, że chcieć albo a marzę czy coś. Nie, tylko naprawdę uwierzyć, że się chce i na każdym treningu cały czas sobie o tym przypominać. Gdzie jest ten twój cel, gdzie jest ten twój gol i do niego dążyć. Ja nawet jak miałem, żeby zrobić 3,15 do Bostonu, ja sobie pisałem takie kartki, mam do dzisiaj. W ogóle pierwsze cztery, pięć lat mam wszystkie treningi wpisane ręcznie, nawet do dzisiaj piszę, każdy trener mam wpisany, jak się czułem, co jadłem. Mam każdy dzień po dniu wpisane w detalach i to mi też dużo pomogło. Ja właśnie jak biegnąc na Boston. Co ja zrobiłem. Ja sobie duże kartki pisałem. Stempel na przykład, jakie ma osiągnąć tempo żeby pobiec np. 3,15 4,37 i ja to miałem na ścianie naklejone ja na to patrzyłem. Muszę przebiec średnim tempem 4,37 4,37, później jak miałem złamać trójkę to wiedziałem, że muszę pobiec 4,14  4,13 i tak samo miałem napisane. Moja żona nieraz mówiła; co ty wyprawiasz po co to piszesz. Ja sobie robię tak cały czas do dzisiaj. Na początku roku stawiam sobie cele wpisuje się w zeszyt, który tutaj nawet mam koło siebie; co chce osiągnąć w półmaratonie. Jak napisałem, że chcę mieć w 1,15 a miałem 1,17, przewracam kartkę jest, jest wpisane i osiągnąłem. A więc to są takie małe rzeczy ale ja naprawdę to stosuję. Wtedy taka determinacja się objawia nie tylko, że ja mówię ale ja to robię. A więc można dużo mówić a się nie przekłada na więcej.

BHU: Opowiedz miewasz słabsze momenty. Gdzie ta wiara ci ucieka, gdzie nie chce się wyjść na trening.

CHW: A tak oczywiście. Ludzie pytają mnie skąd bierzesz motywacje. Jak się motywujesz. Wiadomo Londyn jedna czwarta są roku są deszcze. Przygotowywanie się do wiosennego maratonu to jest Najpierw jest zimno, deszcze non stop padają i teraz wychodź i biegaj po ciemku. Tym bardziej, że biegamy tutaj po ulicach, biegam po chodnikach, po parkach nie biegam bo strach, po kanałach tak samo biegłem kiedyś w drzewo waląłemjuż nie biegam. Ja się mobilizuję sam a nawet jak mam zwątpienie to otwieram bloga i czytam swój wpis albo coś pisze, coś planuje  żeby znaleźć sobie jakiś mały gol, miały cel krótszy niż ten co jest np. na sześć miesięcy. I ja muszę mieć jakiś cel mobilizacyjny bo jak nie będę miał żadnego celu, to ja bym nie trenował. Po prostu bym opadł, nie chce mi się iść. Przychodzę do domu i co robię pierwsze, od razu nawet jak jestem bardzo zmęczony od razu przebieram się i idę na trening. Ubieram buty, bo jak usiądę i coś zjem to mi się nie będzie chciało. o nie raz się nie chce a jeszcze wiem, że mam ciężki trening to dopiero się boję. A więc ubieram buty, wychodzę i co się okazuje przychodzę po treningu po godzinie, półtorej i jestem bardziej wypoczęty niż byłem przed. I to jest taki fenomen biegania i to mnie mobilizuje. Jak wrócę z treningu, dobrze zrobiłem, że wyszedłem na trening. Ja sam się mobilizuję w głowie. Mam zwątpienia jak każdy ale właśnie znajduję sobie takie małe wisienki.

BHU:  A zdarza ci się odpuścić trening.

CHW: Odkąd mam trenerów może nie poszedłem na trening z 3, 4 razy. A więc musiało się coś stać. Ale chyba  ani razu nie poszedłem żeby nie było, że nie chce mi się. 

BHU: Jakieś podróże służbowe nie wchodzą ci w drogę albo inne sytuacje życiowe, że nie możesz zrobić treningu.

CHW:   Zawsze robię trening. Zanim zacząłem biegać, miałem duży brzuch chciałem mieć lepszy brzuch, chciałem mieć sześciopak, też sięz kimś założyłem, że będę miał kaloryferek a wyczytałem żeby mieć jak najszybciej kaloryferek robić szóstkę Weidera. Jeśli ktoś się nie wie, to powiem to jest 47 dni codziennie ćwiczysz sześć takich samych ćwiczeń nakładając ilość powtórzeń. Gdzie w ostatnich tygodniach robisz to około 30 minut. Ja tego Weidera zrobiłem 3 razy po 47 dni, nie opuszczając go. Nawet jadąc na wesele, wstając o czwartej rano na samolot, wstawałem o drugiej czy trzeciej rano żeby zrobić to szóstkę Weidera. Tak samo z treningami biegowym, zawsze gdzie jadę czy jakieś wyjazdy służbowe, biorę sobie buty bo wiem, że mam zrobić trening.

BHU: Niesamowita jest ta twoja motywacja. A powiedz jaki w jakichś innych aspektach życia też potrafisz się motywować w ten sposób.

CHW: Bardzo dużo zmieniło się podejście w pracy ale dzięki bieganiu. Bieganie mnie trochę ukształtowało. Bardziej patrzę na detale w mojej pracy, jak jestem Project Menadżerem i jakieś inżynieryjne rzeczy robimy, konstrukcyjne to ważne są detale i planowanie. To są dwie rzeczy, które trochę tak samo ukształtowały. Dzięki bieganiu, myślę teraz w pracy umię pracować szybciej bo byłem taki trochę chaotyczny, że miałem mały na biurku. Teraz mam w miarę to wszystko poukładane. Nie lubię czegoś nie wiedzieć, chcę mieć wszystko zrobione i myślę, że to współgra razem bieganie i praca u mnie miarę się uzupełniają.

BHU: Chris w takim razie wróćmy do tego biegania i do twojego progressu, jesteś po Bostonie 2,57 i co jesteś świeżo po kontuzji ledwo ledwo zaleczonej. I co się potem dzieje.

CHW: Zaczynam się przygotowywać. Wtedy to jest 2017. Zaczynam odpoczynek, zrobiłem roztrenowanie. Tak miało być, prawie dwa tygodnie nie biegałem. Zrobiliśmy plan z Piotrem, że przygotowuję się ale wtedy jeszcze na początku powiedziałem sobie żeby coś jeszcze więcej osiągnąć, muszę poznać jakichś innych ludzi, ja lubię naśladować. Chciałbym z nimi przebywać, z tymi najlepszymi albo ich podglądać i zobaczyć jak oni to robią. Piotr nie był nigdy zawodowym tak naprawdę biegaczem ale nigdy nie był maratończykiem zawodowym Atletico gdzie w stacji Polski gdzieś biegał, nie biegał. Tego mi brakowało takiego jakby większego autorytetu. I nie ma przypadku w życiu, ale ściągnąłem  tymi myślami. Okazało się, że w pracy w biurze koleżanka, siostra jej jest wicemistrzynią świata Ewelina Ptak w sztafecie 400 metrów. I miała przyjechać do Londynu i ja się od razu wkręciłem się. Zaprosiłem ją na trening, poszliśmy na trening, że mi coś pokazała. Porozmawiałem z nią ona mówiła żeby było lepiej jakbym poznał maratończyków niż sprinterów, bo to są całkiem inne treningi. Zapoznała mnie z Arkiem Gardzieleckim. Ja bardzo chciałam jechać do Kenii. Ja czytałem dużo o Kenii o iten, nawet miałem czterdziestce to powiedziałem wszystkim, żeby mi nie dawali prezentów tylko kasę bo ja zbieram na wyjazd do Iten i jadę tam na cały miesiąc i trenuje w Kenii. Arek mi wtedy właśnie odradził żebym nie jechał do Kenii. Bo to jest główna droga. Mało kto wraca z Kenii z formą. Przeważnie tam wszyscy ją tracą bo jest za wysoko jeszcze jak amatorzy to tym bardziej. Mówi; weź sobie niższe górki, San Moritz, gdzieś w Europie. Ja tam jeżdżę i nawet byłem. No i on mi tak powiedział, że on tam będzie. Będzie tam Mariusz Girzyński, to ja się wkręciłem. Okazało się, że Arek nie pojechał bo dostał kontuzję a ja wskończyłem tam do Mariusza Girzyńskiego. Ja już poznałem go w 2017, już kontaktowałem się z Arkiem, rozmawiałem z nim. Zacząłem poznawać już taki j trochę inny świat. Taka rozmowa, trening z Arkiem i rozmowa godzinna, dwugodzinna. Zrobiłem tak samo z nim wywiad bardzo dużo mi dała. Jego rodzaj treningu, co on robi, jak on się roluje, kiedy  się roluje. Takie małe szczegóły, których ja nie znałem. Co oni robią. Więc próbowałem to naśladować. I pojechałem wtedy stwierdziłem, że jadę do San Moritz do Szwajcarii. A jak tam już pojechałem, tam po prostu się zakochałem naprawdę, ja tam mogę mieszkać. Pomimo, że mam siostrę w Szwajcarii, często byłem w Szwajcarii. Ale nie w San Moritz bo to druga strona Szwajcarii pod Włochami. Więc tam jadąc, pojechałem tam, był Mariusz Girzyński i właśnie on mi bardzo dużo pokazał. Dużo mi pokazał ćwiczeń rozciągających, treningi z nimi robiłem takie wolno biegowe. Wiadomo, że nie tempowe ale wolno biegowe a więc dużo mi też opowiadał. Mariusz Girzyński ma bardzo dużą wiedzę. A dla mnie Mariusz Girzyński, Marcin Chabowski to jest dwóch zawodników, którzy mają  większą wiedzę na temat maratonów w Polsce. Dlatego dla mnie to był taki łał. Ja wtedy naprawdę  łykałem każdy dzień, każdą minutę. Ja tam jeździłem na 3300 żeby nawdychać  się powietrza żeby mieć lepsze oddychanie. Naprawdę to jest śmieszne ale my tam tak jeździliśmy, biegałem na 2600 jedynki, kilometrówki biegałem. Zabawa biegowa, kilometrówki po 3.30 na 2650 gdzie jak jesteś nie raz, to cię zatyka jak sobie potruchtasz, ty jesteś dzik ty masz dyspozycję on mi mówił właśnie. Ty jesteś dzik, ty jesteś masz predyspozycję. Pomimo, że ja miałem wtedy 2,57. Ja tam już miałem takie treningi, już podobne nawet jak teraz robię a więc tę szybkości. Ja wiedziałem, że ja naprawdę szybko biegam, już wtedy i tylko nie miałem gdzie to pokazać bo albo kontuzja albo coś innego było. Dlatego do wracając do San Moritz w 2017. Pierwszy raz zjechałem w sobotę, w niedzielę miałem półmaraton sprawdzający, 3 tygodnie, 4 tygodnie przed Berlinem. Pobiegłem na 1 i do tego momentu miałem połówkę 1,22 i zawsze mówiłem chce złamać 1,20. Jadąc tam przyjechałem do domu. Na drugi dzień po treningu pobiegłem 1,17.00 gdzie to był największy przeskok chyba, 5 minut przy takiech szybkościach, gdzie ja biegłem wtedy 3,40 i ja się bałem przyśpieszyć bo się bałem, że nie biegnę. Bo mi tak się lekko biegło, mówię; jejku co to się dzieje. Jak mijam ludzi po 10, 12, 13 kilometrze niemożliwe, niemożliwe. Dobiegłam chyba 15 na 12 tysięcy ludzi. Łał, kurde to dobry wynik. To był taki przełom, że przyszedł do mnie taki kolega Angol mówi Berlinie zobaczysz złamiesz 2,45 i lekko mówił, jak nie spierniczysz tego to spokojnie tam pobiegniesz. Dlatego ten 2017 i ten San Moritz to był punkt zwrotny w moim bieganiu. Małe rzeczy wszystkie razem skumulowały i otworzyły drogę szybszego biegania niż dotychczas, mi się wydaje.

BHU:  No wiesz to nie były takie małe rzeczy. Poznałeś wielu wspaniałych biegaczy, którzy mega cię zainspirowali i dużą wiedzę ci dali. Zacząłeś trenować w bardzo profesjonalnych warunkach i na wysokości, co jest zawsze cenne. Tak jak mówiłeś zacząłeś bardziej doceniać rozciąganie. 

CHW: Ja byłem bardzo sztywny. W ogóle jak zaniedbana ogólnie np. teraz zaniedbał to od razu szybko stajesz się sztywny. Mariusz jak zobaczył jak ja byłem sztywny,. To było nie do pomyślenia. Ja nie mogłem zrobić przysiadów żeby dotknąć półdupkiem pięt. Dlatego byłem  bardzo sztywny i dopiero pokazywał wszystko jak się rozciągać. Różne ćwiczenia miał fajnych takich osiem podstawowych ćwiczeń, które zawsze robił przed treningiem lub po treningu. A więc te szczegóły naprawdę dużo dają. Tak samo trochę nad techniką biegu. Już Arek angielskimi zwrócił uwagę, że ja ramionami też rzucam. W Bostonie miałem także bardzo ramiona bolały po maratonie i nogi, ponieważ bardzo dużo rzucałem ramionami. Ja cały czas pracuję nad stylem biegu żeby mieć lepsze odbicie. Teraz pracujemy z Marcinem. A więc życie z tymi ludźmi najlepszymi, to dobra rzecz jeśli masz takie możliwości oczywiście od nich brać. Bo wracałem 18:1 Jeszcze zanim pojechałem do Berlina były mistrzostwa świata w Londynie w lekkoatletyczne. Była reprezentacja Polski i ja tam pojechałem do nich się spotkać z nimi bo byli w pubie gdzieś, tam spotkałem trenera do przygotowania fizycznego Pawła mąkę gdzie z nim rozmawiałem i w głowie użyłem, że potrzebuję teraz po Berlinie, bo wiedziałem że będę miał formę jakoś ja byłem przekonany, że ja ten Berlin rozwalę. I mówię bo w Berlinie muszę zmienić trenera. Ja już praktycznie w sierpniu wiedziałem, że ja zmienię trenera we wrześniu i czy coś się stanie czy pobiegnie dobrze czy źle. Zmieniam trenera i z Pawłem rozmawiałem i stwierdziłem, że on to będzie taka osoba, bo był w reprezentacji nawet chodach nieważne. Ale chodziło o trening siłowy, który bardzo jest potrzebny nam w maratonie. Zgłosiłem się do Pawła podziękowałem Piotrowi. Zrobiliśmy tak, że Piotrek odchodzę od pierwszego października ale nikomu w grupie, bo to była grupa pięćdziesięciu paru ludzi z Polski, nie chcemy powiedzieć. A oświadczyłem to dopiero w grudniu w tej grupie jak było zakończenie całego roku biegowego. To podziękowałem Piotrowi w prezencie kupiłem buty. Z jego  czasem najlepsze a więc chciałem się zachować naprawdę porządku bo stwierdziłem, że on miał duży wkład w moje bieganie. Pokazał mi trochę drogę ale względem tego nie chciałem tak odchodzić. Zacząłem trenować z Pawłem, w tym roku jeszcze 2017. Pojechałem bo to było 5 tygodni po Berlinie. Był Nowy Jork i miałem tego w marcu nie biec ale okazało się, że to szósty maraton Majorce. A więc musiałem jechać tam żeby odebrać medal chociaż. Nie wiedziałem, że nie pobiegnę  szybko bo głowa już po takim rezultacie, czułem się taki pusty. Trenowałem te sześć tygodni. To było 4, 5 tygodni dokładnie było. Trenowałem 5 tygodni tego maratonu ale ciężko mi było z mobilizacją żeby wejść na te szybkości znowu i pobiec ten maraton w Nowym Jorku. Ale co się okazało. Pojechał do Nowego Jorku i takiego kopa dostałem energetycznego. Tak się jakoś podnieciłem tym wszystkim, otoczką, Nowy Jork, to jest coś niesamowitego. Tak powiedziałem, komercyjnie to jest największy maraton i tam Centralny Park. San Moritz mnie bardzo ciągnie, tak samo w Nowym Jorku Centralny Park mnie ciągnie, gdzie by mógł biegać cały czas w Centralnym Parku. Coś tam czuję, jakiś sentyment do tego Manhattanu. I byłem tam już kilka razy. Zawsze ten Centralny Park mnie tak urzeka, dlatego pojechałem tam i stwierdziłem, że pobiegnę w pałkę czyli pobiegnę ile mam sił i zobaczę kiedy padną i się po prostu zajadę. Wierz mi, że po pierwszą połówkę zrobiłem w 1,17 chyba 30 i pobiegłem tylko połówkę gdzie później biegając na 26 kilometrze na Queens Bridge Bridge. Do dzisiaj pamiętam tak długi jest 2 kilometry i tam ludzi nie może być i biegniesz i słyszysz taki hałas głośny. Ja biegnę sam, żadnych ludzi nie było i taki hałas tylko jak ja człapie, człapie i zwalniam, zwalniam. Jak zbiegałem w dół już na taką prostą pomaganiu po prostu nie miałem siły. Od dwudziestego siódmego metra praktycznie przeszedłem, może nie przeszedłem bo biegłem po 4,0 4,5 ale to się wydawało mi, że ja idę. Tak dostałem po dupie. Zakwasiłem się już po praktycznie pięciu kilometrach. Później pisali do mnie koledzy, którzy jak widzieli moje międzyczasy na 5 na 10 kilometrze, to nie wierzyli w to, że ja tak w ogóle pobiegnę bo biegłem na 2.30 i od razu na początku i zwalniałem. Nowy Jork pobiegłem dla fantazji. Chciałem zobaczyć jak to jest jakby bieg na full i idzie gdzie padną i tak zrobiłem, że padłem ale ukończyłem go spokojnie.  Chyba zrobiłem w 2,52. Skończyłem na 2,52 Zaczynajmy 2,30. I mówię Paweł 2018 maraton miałem taki, że biegnę Orlen w Polsce. Ale właśnie zacząłem z nim treningi na poważnie. Gdy skończyłem odpoczęliśmy i w grudniu zacząłem treningi i coś mi na początku nie szło. Jego system treningowy był całkiem inny. Było dużo biegań, trochę w farta i jakieś biegowy ale jakoś mi nie siedziało i pamiętam na początku stycznia miałem problemy z oddychaniem.  Nagle okazało się, mówię Paweł coś jest nie tak. Przeważnie biegałem takie rozbiegania i biegałem po 4.30 mówię ja biegam po 4,50 ja mam tętno strasznie wysokie mówię, to jest niemożliwe. Coś nie tak. I nie mogłem wskoczyć. W Święta trochę nabrałem wagi  trzy, cztery kilogramy. Znowu rzuciłem tą wagę od stycznia. Trenowałem z Pawłem ale dalej mi coś nie szło normalnie czułem to w głowie, jakby wydawały mi się te treningi jakieś lekkie, cały czas klepanie długich kilometrów, po 14,15. Mało tego pojechałem i pobiegłem sprawdzian, miałem pobiec w Rotterdamie. Tam był maraton w Rotterdamie ale ja mówię jadę tam pobiec połówkę, w połowie zejdę z trasy żeby nie biec całego maratonu dla sprawdzianu. I tam Paweł mówi biegnij w pałkę półmaraton, biegniemy na 1,15. Okazało się, że na starcie, bo tam byłem jakoś przez przypadek zapisali mnie do elity. I wysyłając zgłoszenie do organizatora napisałem w mailu niechcący, że mój czas jest dwa 2,24 a nie 2,42 i organizator dał pakiet za darmo i w grupę elity wrzucił. Strzela z Czarnymi poważnie miałem stoliki rozstawione z napojami, prywatne. Wypas totalny, miałem odprawę dla elity, było to tak samo fajne a więc śmieszne trochę, no fajne ale o co chodziło. Wystartowaliśmy razem z elitą. Elita poszła ja z nimi oczywiście i 200 metrów dalej na moście, jeden gościu się wywrócił i wszyscy zaczęli na niego wpadać. Ja przeskoczyłem przez gościa i noga mi się zwichnęła. Biegłem dalej i okazało się, że biegłem pierwsze trzy, cztery kilometry po 3,20 parę. Na dziesiątym kilometrze już byłem taki zmęczony i w głowie mi się zrodziło, że mnie strasznie noga boli. Normalnie biegłem i mówię ta stopa stopa stopa, prawie się przewróciłem. Boli mnie stopa, boli stopa przebiegłem chyba 35 minut w te 10 kilometrów i schematy zszedłem z trasy. Powiedziałem, że nie dam rady. A bardzo się wkurzyłem bo żona czekała na mnie tam na półmetku.  Wróciłem na nogach do nich. Oglądałem do końca maraton i później wróciłem do domu i zacząłem robić przemyślenia dlaczego ja tak zrobiłem. Dlaczego ja nie skończyłem tego maratonu i w ogóle zszedłem z trasy o własnych siłach. Tak można powiedzieć, bo już kilka razy umarłem na trasie, że mnie karetka zwijała bo po prostu zemdlałem. Ale nigdy nie zszedłem poddając się. I wtedy właśnie po kilku tygodniach tak sobie przemyślałem i mówię; ja się poddałem, ja przegrałem  i to jest niemożliwe. Więc wystraszyłem się, że nie jestem przygotowany w ogóle, nie ubiegnę, to nie byłem ja.

BHU: To nie jest tak, że się o tę stopę martwiłeś.

CHW: Ja wtedy powiedziałem, że po prostu martwiłem się o stopę. Ale moje zmęczenie, organizm przekazywał, że cię boli stopa. Ale ja wiem dzisiaj, że ja bym biegł dalej. Nie, to nie byłą ta stopa bo okazało się, że ja cztery tygodnie później pobiegłem w Orlenie 2,42. Potwierdziłem te 2,42. Ale nie zrobiłem postępu. I coś mi nie pasowało i mówię do Grzonki i coś mi nie gra, coś nie tak jest po prostu. Nie czułem treningów jego tak naprawdę ale kontynuowałem z nim dalej. Mówię dobra może będzie następna jesień bo wiosenne maratony mi coś nie idą. Przygotowania do jesiennych pojadę do San Moritz znowu. A jeszcze na początku roku  byłem w San Moritz z żoną. Doznałem kontuzji. Byłem tam trzy tygodnie, w pierwszym tygodniu dowaliłem sobie 227 kilometrów, w drugim tygodniu tak samo 212. Miałem jakieś treningi do biegów gdzie w sprintach biegałem zbiegi i ta mi walnęło kolano łękotka. Zostałem tam tydzień. Żona była jeszcze ze mną i na rowerze pojeździłem, wróciłem zrobiłem badania i się okazało, że muszę mieć operację. Przed samą operacją, na dwa tygodnie przed operacją, ja prowadzę audycję w radiu polskim, Polskie Radio Londyn, biegową i zaprosiłem ultra maratończyka sekretarz i teraz żeby się lepiej przygotować. Stwierdziłem, że ja nigdy nie przebiegłem Ultra biegów żadnego powyżej 42. I powiedziałem sobie, że w niedzielę była audycja, w sobotę mówię, to ja zrobię bieg 12 godzinny. A więc wymyśliłem sobie bieg od południa, dwunastej w południe koło domu, zrobiłem pętlę 4 kilometrową 3850 chyba było i że tam mają te pętli. Zaopatrzyłem się wszystko i o 12 w południe wystartowałem w sobotę do 12 w nocy biegałem. A po 4 godzinach myślałem, że umrę naprawdę po 4 godzinach. Bo pierwsze za szybko biegłem bo ja nie jestem przyzwyczajony biegać po 5.30 po 6,0 a zacząłem biec nawet ostrożnie ale i tak po 4 godzinach miałem już grubo tam  50 kilometrów miałem już nabite i zacząłem się już męczyć. Po sześciu godzinach chciałem zejść z trasy dobrze, że przyjechali, Tadek przyjechał, dużo ludzi przyjechało i mi pomagało ze mną biegać. Fakt faktem ukończyłem, 12 godzin przebiegiem 113 i pół kilometra gdzie ostatnie godziny już naprawdę płakałem. Poczułem co to znaczy ultra, takie kręcenie w kółko [śmiech] a to przed samą operacją, gdzie nie byłem już bez treningu bez niczego. Już mówię pobiegnę najwyżej kolano całkiem się rozwali. Ale już muszę to zrobić a więc pobiegłem jeszcze dwa tygodnie przed ultra. Na operacji  była taka fajna sprawa, że doktor powiedział tak; bo tam leżeli pacjenci, ja mówię czy oni mają jakieś tam sączki. On mi mówi, oni mają sączki bo oni mieli taką kropkę że musieli rozwalić kolano, kości robić i taka przerwa to około sześciu do ośmiu miesięcy. Doktor mi mówił, że może będę miał trzy miesiące maksymalnie wolnego od biegania. Zobaczymy co tam będziesz miał, jak otworzymy kolano i kamery.wsadzimy. Operacja budzę się patrzę nie mam sączka no to dobrze jest, trzy miesiące chyba wrócę do tego. To był 12 listopada. Wziąłem komputer tam od razu, ledwo się obudziłem wziąłem laptopa i wszedłem na Londyn maraton i zapisałem się do Londynu poważnie [śmiech]. Zapisałem się do Londynu na kwiecień. Stwierdziłem, że to będzie moja dobra mobilizacja do rehabilitacji żeby wrócić na Londyn maraton. A doktor przyszedł za dwie godziny i mówi, że łękotkę mi zszył, mi jakieś kości rozbijał w kolanie. I że minimum 6 miesięcy nie będę mógł biegać a więc od razu się złamałem bo stwierdziłem, że Londynu nie pobiegną na pewno  a dopiero się zapisałem 15 minut, taka śmieszna historia. A fakt faktem chodziłem o kulach od listopada do stycznia chodziłem o kulach. Naprawdę długo chodziłem o kulach. Strasznie mnie to bolało. Nigdy nie miałem takiej operacji na nogę. Nigdy nie byłem przyzwyczajony do tego. Zacząłem się rehabilitować. Wypożyczyłem maszynę  żeby szybciej to wszystko szło. I w styczniu zacząłem robić plan. Zrobiłem grubą kreskę mówię dobra teraz zaczynam nowy rozdział bo nie wiadomo jak wrócę po kontuzji. Czy dalej będę mógł biegać. Chcę się przygotować na swój przynajmniej poziom, żeby wrócić na swój poziom. Była to wiosna. Rehabilitacja mi się kończyła już zacząłem chodzić o własnych siłach i wracając do tych najlepszych ludzi mówię, muszę mieć jakichś ludzi, którzy będą mnie dobrze trenować ale tak samo uniknę kontuzji. Zacząłem wnioskować, że mnie cały czas co pół roku jakieś kontuzje łapały. Nie mogłem tak naprawdę rozwinąć skrzydeł. Następna osoba, którą znałem z telewizji i z gazet był Marcin Chabowski a zauważyłem, że on zaczął robić szkolenia właśnie na ten temat. A więc chciałem tam jechać. Ale że może nie, że jest leniwy. Ale my mamy tutaj grupę swoich, Polacy biegają w piłkę ponad dwa i pół tysiąca ludzi w Anglii. Stwierdziłem, że chciałbym tak samo sobie ale tak samo im pomóc. I niech pokaże, niech przyjedzie do mnie. Zorganizowałem takie warsztaty biegowe w Londynie, zaprosiłem Marcina okazało się, że się dogadaliśmy. Znalazłem sponsorów. Marcin do nas przyjechał na wiosnę, gdzie już zacząłem lekko truchtać, no chodzić. Przyjechał  z Jakubem Jurkiewicza, który jest właśnie od rehabilitacji i takich ćwiczeń,  on z nim często często ćwiczy. Tam właśnie narodziła się nasza współpraca. Marcin  u mnie w domu mieszkał w tym czasie i dogadaliśmy się i stwierdziliśmy, że najpierw 8 tygodni mnie poprowadził z rehabilitacją na siłowni. Z ciężarkami, z wszystkim z tą nogą a za chwilę po 8 tygodniach mnie przejął Marcin gdzie zaczęliśmy współpracę na wiosnę 2019 roku. I powiedziałem wtedy, że to jest taki nowy rozdział. Bardzo duży nacisk nakładam na dietę i chciałem coś zrobić nowego w żywieniu. Już prędzej myślałem właśnie żeby przejść na wegetarianizm, żeby nie jeść mięsa gdzie zjadałem go tonę ale zawsze ktoś mi odradzał żeby tego nie robić. Ale właśnie poprzez te książki, które czytałem bardzo dużo amerykańskich ultramaratończyków jest wegetarianami. I tak samo dużo jest osób w triathlonie, które zawodowo trenują i mają są wegetarianami, weganami.  Więc postanowiłem, że od grudnia będę weganem, rzucę mięso i w ogóle wszystkie produkty zwierzęce odstawię. Przy czym bardzo się bałem bo jadłem bardzo dużo jajek nieraz 30 w tygodniu jadłem. Musiałem to wszystko zrzucić a więc rzuciłem z dnia na dzień. Weszłam na weganizm, rzuciłem produkty zwierzęce i od grudnia zacząłem właśnie taką dietę. Sam sobie to wszystko zacząłem układać, zacząłem czytać trochę książek i zacząłem sam to robić. No i w styczniu trafiłem na mego kolegę, okazało się, że jest witarianizm i to właśnie odżywianie na surowo. Bardzo mnie to przyciągnęło bo znałem go jeszcze z 2013 roku. Jak wchodziłem w odchudzanie i on już wtedy coś tam próbował robić, tak samo z odżywianiem i zdrowe żywieniem. Jak go poznałem, teraz wróciliśmy do siebie, to spotkałem się z nim, pokazał mi, że książkę napisał o wegeterianiźmie i o tym wszystkim. Przeczytałem książkę jedną, drugą książkę, przepisy i postanowiłem, że spróbuję wdrożyć plan na rok, że zostanę w weterianinem. Wiem, że będę się odżywiał na surowo, biegając na surowo choć obawiałem trochę bo jak wiesz, ja nie znam nikogo np. 2019 początek roku nie znałem żadnego sportowca, który odżywia się na surowo i biega ciężkie jednostki sportowe.

BHU: A jaka to była książka. Możesz ją przytoczyć.

BHU: To jest książka. Jedna książka jest "Na surowo". Agnieszka Jurkiewicz i Mariusz Budrowski. Druga książka jest tak samo "Na surowo to co lubisz. Smacznie i zdrowo". To są tak samo przepisy.

BHU: No właśnie, opowiedz w skrócie na czym to polega. Bo to są produkty surowe ale to też jest dieta wegańska prawda czyli co ograniczasz się do warzyw, owoców, orzechów.

CHW: Podstawa to rzeczy nie pochodzenia zwierzęcego czyli wegaska wszystko na surowo nie przetworzone termiczne ale mogą być suszone na torze do temperatury 48 stopni. Czyli wszystkie możemy suszyć owoce, warzywa. Dużo rzeczy się suszy. Są to orzechy suszone. Tak samo jest bardzo dużo kiszonek. Czyli wszystko co jest kiszone kapusty, buraki kiszone, kiełki mają dużo białka. Wszystkie owoce, warzywa, dużo soków warzywno owocowych. Na tym to się wszystko opierało. Żadnych rzeczy przetworzonych, nie ma makaronów, nie ma ryżu, nie ma chleba nie ma żadnych  produktów, które uległy obróbce przetwarzania.  

BHU: Czyli cukry, głównie źródło cukrów to są owoce, warzywa.

CHW: Jak chcę coś bardzo słodkiego zjeść to zjem daktyla. Tak pobiegłem w tamtym roku Berlin, na dwóch aktywach i na wodzie. 

BHU: I powiedz od kiedy jesteś na tej diecie.

CHW: Od stycznia 2018. Czyli to już jest 15 miesięcy. Dlatego tak założyłem sobie, że będę rok na witerianiźmie i zobaczymy co się stanie. A w tym czasie znalazłem się na obozie sportowym znowu w San Moritz. Tym razem miesiąc byłem wraz z Marcinem Chabowskim razem byliśmy. To też bardzo dużo szczęścia miałem, że po prostu mogłem osobiście z nim mieszkać w jednym apartamencie i robić z nim treningi, jako mój trener. Osobiście go miałem 24 na dobę dla siebie. A to było coś wspaniałego i tam już też się odżywiałem na surowo, wziąłem ze sobą sokowirówkę, dużo rzeczy wziąłem ze sobą. Kupiłem wszystkie owoce, warzywa w większości na początku we Włoszech, wylądowałem we Włoszech, wypożyczyłem samochód i wszystko przewoziłem z Włoch do Szwajcarii żeby trochę zmniejszyć koszty.

BHU: I co. I co trener powiedział na tę twoją dietę? 

CHW: Wystraszył się. Powiedział, że on tego nie zna. Boi się, że nie dam rady trenować a co dopiero trenować na obozie sportowym. Cały czas się przyglądał czy daje radę. Jak z moją regeneracją jak ja się czuję i w ogóle. Jak powiedział ostatnio w audycji, że zachodził w głowę, że można robić dwa razy dziennie treningi i się dobrze regenerować. Ja zauważyłem na tej diecie. To jest dla mnie sposób jedzenia już teraz jest, że są dwie rzeczy bardzo mało pije wody ponieważ warzywa mają bardzo dużo wody a więc ja ogólnie na co dzień nie piję prawie wcale wody praktycznie zero. Jak trenuję nie piję wody, nie biorę żadnych żelków bo wiadomo jak przeszedłam na wegetarianizm to odrzuciłem w ogóle wszystkie suplementy jakie są. Czyli wszystkie żelki i wszystko co jest przetworzone odrzuciłem, więc nie jem żadnych rzeczy. Druga rzecz dostałem jakby więcej energii, jeszcze więcej energii mam, lepiej się poczułem, nie czuję już zamulenia, nie mam żadnych bólów głowy. 

BHU: A jak jest ze snem powiedz. Śpisz lepiej, gorzej tak samo. Czujesz jakąś różnicę.

CHW:  Czuję różnicę, że nie zasypiam. Czyli wstaję automatycznie. Ja byłem trochę śpiochem, że musiałem obudzić się od szóstej, musiałem mieć zegarek i ciężko mi było. A teraz szósta rano, wstaje ot tak ale nawet bez zegarka. My chodzimy naprawdę późno spać dwunasta, wpół do pierwszej nigdy nie chodzimy przed dwunastą praktycznie rzadko się zdarza, żeby choć przed dwunastą w nocy a więc bite 6 godzin pełne wystarcza na regenerację. I naprawdę po tych warzywach zobaczyłem, że ta regeneracja jest o wiele lepsza pomimo swojego wieku, że już mam 45 to potrzebuje więcej tej generacji. Co wprowadziliśmy w treningach, że po prostu biegam nie raz pięć razy w tygodniu. Dopiero w przygotowaniach bezpośrednich do maratonu, ostatnie tam 6, 7 tygodni biegam sześć razy w tygodniu a więc zwiększamy dawkę tych treningów. Ale ogólnie biegamy 5 razy w tygodniu, że poniedziałek i piątek przeważnie mam wolne. 

BHU: Wolne zupełnie, że nie robisz nawet ćwiczeń żadnych.

CHW:  W poniedziałki nie robię nic. Czyli w poniedziałki leżę i pachnę.

BHU: Najlepszy trening.

CHW:  Najlepszy trening, w ogóle nic nie robię. Próbuję po prostu odpocząć totalnie, nie myślę nawet o niczym.

BHU: No dobrze a jaki kilometraż osiągasz przy tych pięciu dniach tygodniowo.

CHW: Zanim dojdziemy do przygotowań bezpośrednich, to mam 85 kilometrów średnio.

BHU:  A potem przed zawodami?

CHW:  Przed zawodami maksymalnie jak miałem miesiąc marzec wolny. Po prostu wziąłem sobie wolne z pracy żeby sobie przygotować się lepiej do maratonu, który miał się odbyć niby. To co najwięcej zrobiłem w tygodniu 127 czyli ale średnia w marcu mi wyszła chyba tam 110 kilometrów na tydzień.

BHU:   Jak wyglądają te treningi, jak one są podzielone między tempowymi treningami a wybieganiami.

CHW:  Mam ogólnie tak. W tygodniu mam dwa treningi. Jedną to mam zabawę biegową albo interwał czyli mam jedną mam tempo i tempo reszta esy runn.  Na przykład co dwa tygodnie mam podbiegi jako normalnie dodatkowo jeszcze. A tak to przeważnie jest isi wtedy, zabawa biegowa albo tempo. Tempo jest narastające żeby później już w tym ostatnim przygotowaniu pod maraton, to już jest takie naprawdę interwały są naprawdę intensywne i na szybkościowych dużych. No i dochodzą wybiegania gdzie w niedzielę przeważnie biegamy do 35 kilometrów ale to jest ostatnie tak samo sześć tygodni. Zaczynamy od 25 czy 2d Dochodzimy do 35.

BHU: Te treningi tempowe czy nadal jest tak, że ty lubisz tak się zajechać mocno na tych treningach prawie że do pawia?

CHW: Dlatego mam nieraz konflikt z trenerem, że on za mocno. Za mocny. Tak bo on mówi, po co biegasz. Mam założenie bo biegam dużo na tętno ogólnie. W tej kwestii dużo zmienił, że biegam na tętno.  Jak mam  tempówkę to mówi; biegnie dwójki czy trójki biegniesz do stu pięćdziesięciu. On mi tam zakłada do pięćdziesięciu dwóch uderzeń.I okazuje się że np. biegnę i biegam do testów pięćdziesięciu ośmiu. I zamiast po 3,30 on mi każe biegnąć każde trzy kilometry po trzy kilometry po 3.30 na kilometr. Ale biegnę po 3,20 po 3,17. A więc a spora różnica. I nagle dzwoni i często do mnie dzwoni i wyzywa mnie. Co mówiłem; narastająco, trening narastający, nie że się zajeżdżasz, chce się zajechać to sobie biegaj sam. Ale to nie jest tak często. Nieraz są takie dni, że ja czuję, że mam siłę. Naprawdę wychodzę na trening, biorę taki trening i jadę, także ja nie czuję. Mówię zobacz Marcin bo nieraz nawet on patrzy na szybkości, Marcin zobacz moje tętno. Ja przy samych przygotowaniach i ja biegam 4:0 przy tętnie 128. Ja mam 4,0 biegam na kilometr tak trenowany, ja nigdy nie biegałem. Marcin; zobacz to jest coś pięknego. Ja biegnę 4:0 ja nie czuję 4,05 bo tak biegałem nawet w San Moritz z nim. On tak samo biega luźne biegania takie esy  bardzo wolne. On biega 4,04 4,05 i wtedy już w San Moritz miałem po 135. Teraz już biegam 128, 130, 131 maksymalnie mam na esy, studia teraz biegałem ostatnio. Jak  study biegłem to po 3,45 3,50 na tętnie 145. A więc to bieganie i te treningi z nim naprawdę obniżyły mój pułap tak samo tlenowy. Widzę wtedy trenowanie i widzę efekty. Czuję, że to jest właśnie to co mi brakowało może u Pawła tutaj coś się robi, że my trenujemy drugi rok zaczęliśmy trenować i nie mam żadnych ekscesów, odpukać ale nic mi nie dolega. Wszystkie ćwiczenia, które Marcin daje mam w każdym treningu. Każdego dnia trening biegowy jest sprawność, na każdym treningu sprawność. Na początku mam dużo siłowni mam dwa, trzy razy w tygodniu siłownię gdzie ja chodzę i ćwiczę. To nie są jakieś ciężkie ciężary. Cała ta stabilizacja ruchowa, tak samo sprawność ruchowa. To robię na siłowni i z tymi ciężarkami, różne spacery.

BHU: Ile czasu zajmują ci treningi na siłowni.

CHW: 40 do 50 minut.  Nieraz mam połączone z bieganiem, że mam przykład mam sześć kilometrów czy 10 i idę na siłownię albo odwrotnie jestem niezależny. Ale treningi ogólnie więcej niż do dwóch godzin nigdy żaden nie zajął. Bo nawet jak mam 30 kilometrów to mieszczę się w godzinach.

BHU:  Jest tak, że potem jak jesteś na siłowni już to biegniesz na bieżni czy wychodzisz i biegniesz na dworzu.

CHW: Na dworze zawsze. Ja nienawidzę bieżni mechanicznej. Fakt faktem w tych przygotowaniach biegłem może kilka razy na bieżni ponieważ strasznie lało i wiało a chciałem zrobić dobrze trening a więc zostałem na bieżni ale tak to nigdy tego nie robię.

BHU: No dobrze powiedz jak w tej sytuacji teraz ciężkiej na świecie. Jaki masz plan startowy. Co ci chodzi po głowie.

CHW:  Strasznie ogólnie. Właśnie wracałem do początku marca, gdzie ja jeszcze 15 marca wierzyłem, że ja gdzieś biegnę. Nawet zacząłem się zapisywać na maratony bo wiedziałem, że mi odwołali Londyn. Zapisałem się do Kazania nawet w Rosji poważnie. Złożyłem aplikację o wizę rosyjską żeby lecieć do Rosji biegać. Ale za chwilę się okazało od dwudziestego któregoś dziesięć dni później, że przełożyli na sierpień [śmiech] i zacząłem szukać nawet na Filipinach. Szukałem w Tajlandii na wyspie, naprawdę szukałem już bilety żeby jechać do Tajlandii. Jak się okazało jak tam zadzwoniłem, że nie przyjmują z Anglii bo jesteśmy w największym ryzyku, nasze państwo  w tej 6 grupie jest gdzie nie przyjmują w ogóle takich ludzi, nie chcą widzieć, że jesteś UK. Dlatego na koniec marca stwierdziłem dwudziesty któryś, przed swoimi urodzinami, że jednak nie pobiegnę. Pogodziłem się trochę. Fakt faktem byłem bardzo zdenerwowany, w depresję małą wpadłem. Po co ja trenowałem tyle naprawdę zacząłem się dobrze czuć i wiedziałem, że to przynosi efekty. A tu nagle zonk nie ma nic.   Zaplanowałem, wymyśliłem z żoną, że pojadę do Austrii zorganizuje sobie sam maraton. Pojadę do Austrii do Wiednia i pobiegną trasą. Opanowałem ją, przeczytałem o niej dlaczego taka była. Dlaczego 500 metrów w ogóle z górki. Wszystko wyczytałem właśnie o tej trasie, o tej pętli w tym parku. I stwierdziłem, że tam pojadę i umówiłem się z Marcinem na początku, że 5 maja to właśnie miało być za tydzień, pobiegnę tam maraton sam. Żona mnie poprowadzi rowerem i pobiegnę maraton na taki rezultat. Wiem, że mógłbym się tak zmobilizować jak na zawodach, na tyle mam głowę mocną, że mogę sobie wyobrazić, że biegnę w takim biegu i biegnę pierwszy i dobiegam sam. Co się okazało, że Austria też została zamknięta, nic nie latało z Anglii a więc porzuciłem te wszystkie myśli, poddałem się, powiedziałem Marcinowi, że przestajemy trenować. Przestajemy robić przygotowania pod maraton i po prostu zwalniamy. To Marcin wtedy rzucił mi zrób test na 10 kilometrów. Gdzie się bardzo zdenerwowałem, ja w maratonie mam biegać tempem 3,40 a ty mi każesz biegnąć teraz po 3,20 gdzie zabraniałeś mi na treningach na tempem  biegać takimi szybkościami. I wiedziałem, że nie jestem przygotowany w ogóle pod jakieś 10 kilometrów. Pobiegłem. Złamałem te trzy minuty pobiegłem 33,50 parę zmierzyłem  sam trasę. Po prostu mam taki sprzęt, bo ja organizuję nieraz organizuję biegi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na 10 kilometrów a więc mam taki przyrząd do pomiaru trasy, zmierzyłem sobie u siebie trasy dokładnie co do metra. Oznaczyłem sprayem na chodniku kilometrówki, co kilometr i żona z synem rowerem ciągnęli, biegłem normalnie jak na biegu. Nie poszedłem do pracy rano. Poważnie podeszłem do tego. Zrobiłem sobie nawet jedną stację wodą żeby żona podała wodę i pobiegłem 10 kilometrów. Pobiegłem za chwilę Marcin mówi to jeszcze piątkę pobiegnij, w klubie biegałem dwa razy piątkę a tak nigdy nie biegam takich biegów. No i pobiegłem teraz, tydzień temu w sobotę. Ale w sobotę stwierdziłem, że nie chce biec. Marcin, w sobotę masz biec. Niedziela miał być Maraton Londyński pobiegnę w niedzielę rano. Wstaliśmy pobiegłem 16,23 gdzie pierwszy kilometr przesadziłem bo biegłem 3,05. Wystartowałem jak bym biegł z Chabowskim chyba i zajechałem się po dwóch kilometrach ale nie pobiegłem spoko, zrobiłem 3 3 jest zadowolony. Teraz po prostu mam tydzień takiego odpoczynku czyli dzisiaj pójdę sobie pobiegać 12 s. I ten tydzień następny jest tylko Izy. I później powolutku zaczniemy przygotowywać się pod następne plany. Teraz obecnie nie można nic planować bo wszystko przesuwają cały czas. Fakt faktem będę szykował formę, zapisany byłem do Berlina i do Londynu mam już opłacone. Berlin już odwołali a więc już nie biegnę 26 września. Na początku października mam Londyn, który jeszcze nie odwołali ale coś czuję, że odwołają tak samo. Będę szukał na październik na pewno biegu takiego na kilka tysięcy ludzi, tylko bardzo małego maratonu płaskiego. A więc plan jest taki, że jakiś maraton muszę i mam nadzieję, mam jeden cel póki jeszcze się nie starzeję na tyle, główny cel to pobić te dwa 2,30. Zrobić dwa 2,29. I wtedy mogę przejść na ultra i zacząć biegać Ultra.

BHU: O właśnie ultra. Chciałem się ciebie dopytać 2,29 piękny cel ale chciałem się ciebie zapytać o biegi górskie i o biegi ultra bo wiem, że w górach jakiś romans miałeś już z biegiem górskim W Polsce [śmiech].

CHW:  Pojechałem do Polski na taki w czerwcu albo w lipcu jest bieg na Jawornik 21 kilometrów, półmaraton. Pierwszy w ogóle górski bieg. I okazało się, że już na szóstym kilometrze byłem pierwszy, wszyscy zostali z tyłu i tak Cisna a tam jest cały czas 11 metrów pod górkę i później zbiegasz non stop. A więc lubiłem ten ból ci powiem, że fajnie mi to szło zbiegłem. Wygrałem ten bieg. Przyszli do mnie ludzie się dziwili bo byli sami jacyś tacy młodzi gówniarze po dwadzieścia parę lat, a nawet prezenter powiedział ile pan ma lat.

BHU: [śmiech].

CHW:  Z jakimiś tam góralami wygrałem co nie. Fakt faktem krótki odcinek ale ja myślę, że niedługo muszę swój cel dokonać i ja te ultra przejdę. I jeszcze mnie trochę czeka, jeszcze mam w głowie jeden taki cel 50 kilometrów. Wiem, że jest taki dystans w Polsce nawet w reprezentacji Polski, który jestem w stanie powalczyć nawet o mistrzostwo Polski. Nie wiekowej tylko w normalnej kategorii  i chciałbym się wybrać na jakieś mistrzostwa świata na 50 kilometrów. To bym tak zaczął ultra od tego. Wiem, że mogę utrzymać takie szybkości dłużej trochę niż 42 kilometry. Trochę mniejsze i wiem, że to mnie bardzo ciągnie, to jest taki pomysł. I wtedy dopiero przejdę całkiem na ultra gdzie mam nadzieję, że ta szybkość moja, którą mam obecnie pomoże mi po prostu w ultra bieganiu i w jakimś bieganiu szybciej. W tej ultra chodziłoby o jakieś wygrywanie.

BHU:  Totalnie czy to pomoże na pewno. Ale powiedz jak myślisz Ultra to myślisz o płaskim ultra czy o górach czy jeszcze nie wiesz do końca.

CHW: A ja myślę, o górach jak płaskie to tylko do 50 kilometrów choć tak samo myślę o stówkach bo stówka  też można szybko pobiec.

BHU: No wiesz są jeszcze imprezy wiesz wielodobowe, wielogodzinne w ultra, wiesz są spartathlony. To  na przykład.

CHW:  Mam doświadczenie wiesz, nie na sobie ale mój kolega Tadeusz Katarczyk on biega 24 godzinnych biegach, była u nas Patrycja Berezynowska. Tak samo mam doświadczenie, byłem na mistrzostwach Polski w Supraślu w Polsce dwa lata temu, na mistrzostwach Polski 24 godzinnych. Byłem na mistrzostwach w Czechach, jakaś mała miejscowość była w Czechach, też na biegu 24 godzinnym. Gdzie właśnie jako serwis dopingowałem, pomagałem tym biegaczom. A więc trochę od kuchni tych biegów znam i wiem jak to się odbywa, jakimi tempami biegają, jak to jest ciężko i jakie to jest zniszczenie organizmu i co trzeba żeby biegać na pętli kilometrowej przez 24 godziny. Jakieś tam doświadczenie jak to widzisz z boku też  nabierasz. Tam poznałem Pawła Pawła Żuka, niesamowita osobowość. Patrząc na Pawła Żuka bo ja  kiedyś właśnie nie wiedziałem, że Paweł Żuk wrócił jak pobiegł te 1600 kilometrów on pojechał do Warszawy na półmaraton. Ja też byłem i pobiegł 1,23 1,22 gdzie ja byłem w szoku, że gościu nagle bez treningu wchodzi. Wiesz, szybkość 1,20 to jest szybkość czy 3,50 parę. Dlatego myślę, że na początku rowery mnie ciągnęły w góry. Góry i rowery. Ja myślę, że ultra góry. Tak zastanawiałem się nad Rzeźnikiem. Ode mnie dwóch kolegów biegli Rzeźnika, zajęli trzecie miejsce rok temu. Może w paru Rzeźnikach spróbuje, że na pewno coś będę próbował. Są biegi na Śnieżkę. Już nie wspomnę  na spacerach czy wiesz, jak biegła Patrycja. Zacznę małymi kroczkami. Na pewno najpierw te 50 później w górki skoczę. Pętle na razie 12 godzinne zostawiam na razie. Może jeszcze nie ta sprawa. Myślę, wolę przyrodę i widoki.

BHU: Kurczę to twoje przygotowania maratońskie to będzie powiem Ci, będziesz dużym konkurentem dla całej reszty. Przyjemnie będzie na to popatrzeć.

CHW: Mam nadzieję, że mam na tyle mocną głowę, ja potrafię z bólem długo biec i zajechać. Tak ci wspominałem, byłem trzy razy w karetce, gdzie nie pamiętam kiedy mnie zabrali a więc potrafię swoje ciało doprowadzić do tego, że lubię znosić ból i przekraczać swoje granice. Ja już powoli szykuję swoją żonę tak samo i rodzinę, że jeszcze chwilę dajcie mi rok i ja przechodzę na ultra.

BHU:  Fajne, mega fajnie a rodzina ale tym razem będzie jeździć nie po miastach wielkich tylko po jakichś pięknych przestrzeniach.

CHW:  Tym bardziej, że żona tym bardziej nie lubi takich dużych aglomeracji bo mieszka w Londynie. A więc jak jechała do Tokio albo Nowy Jork to nie ciągnie ją. Woli właśnie wsie i takie zielone. To będzie dla niej idealnie.

BHU:  Dziękuję Ci bardzo za spotkanie. Niesamowicie motywujące, już chce mi się jeść na surowo i biegać maraton szybciej niż do tej pory. Więc strasznie Ci dziękuję. Czekamy aż zobaczymy Cię w górach polskich mam nadzieję. Na to chociaż tam kurczę masz niesamowite trasy. Mega hardcorowo jeśli chodzi o pogodę.

CHW: Tak tak mamy, że wspomnę  biegam tak samo z zespołem swoim górskie Walii. Są biegi górskie, sztafeta dwudniowa, że biegniemy z północnej Walii do południowej Walii do Cardiff. Dwa dni się biegnie i każdy biegnie jeden etap. Tak samo górskie, tak samo są piękne trasy, że ja czuję, że na pewno tam się znajdziesz i o mnie usłyszysz w Polsce o ultra [śmiech].

BHU:   Mamy nadzieję. Dziękuję ci bardzo za spotkanie i udanego treningu dzisiaj. Pozdrawiam Cię, cześć trzymaj się, hej. Jak wam się słuchało. Dla mnie droga biegowa Chrisa jest bardzo ciekawym przykładem podczas teoretycznych rozmów, na temat tego co jest ważniejsze w osiągnięciu sukcesu. Talent wrodzony czy praca. Są tacy zawodnicy, którzy potrzebują pracować bardzo niewiele aby osiągnąć obłędne wyniki. A są tacy, którzy całe życie poświęcają na treningi, dopasowanie diety i techniki biegu aby zawsze być poza podium. Kluczowa więc pozostaje definicja sukcesu. Nie tego dyktowanego przez społeczeństwo ale tego dyktowanego przez serce. Mam wrażenie że Chris jest po prostu szczęśliwy spełniając się w biegu i bardzo miło się na to patrzy. A jeszcze fajniej się kibicuje. Dziękuję Wam serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Mam nadzieję, że miło spędziliście przy nim czas, czegoś się dowiedzieliście lub zainspirowaliście się czymś. Zapraszam Was też do wysłuchania pozostałych odcinków dwóch podcastów, które prowadzę czyli Black Hat Ultra i Black Hat. Jeśli podoba Wam się to co robię serdecznie namawiam do wsparcia Podcastów finansowo na patrona PL łamane na Black Hat Ultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście wy, słuchacze. Bardzo doceniam każdy wkład a najniższy próg wsparcia to tylko 5 złotych więc nie ma na co czekać. Dokładny link znajdziecie w opisie odcinka. W tej chwili Podcast patronat wspierają już 53 osoby. Ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych których wkład jest największy. Są to Przemysław Barnowski, Krzysztof Bednarz, Agnieszka Dudek, Michał Janiak, Marcin Jaźwiecki, Andrzej Gąsiorowski, Bieta Herman Morawska, Jakub Korczyk, Paweł Kaczmarek, Przemysław Kozłowski, Marek Maj, Kamil Sowiński, Marcin Stefaniak, Edyta Winnicka i Michał Wójcik. Ponadto możecie wspierać podcast w mediach społecznościowych i umieszczać informacje o nim w relacjach, postach i na tablicach. Odwiedzajcie również stronę www.BlackHatUltra.pl gdzie możecie słuchać podcastów, oglądać zdjęcia, czytać transkrypcja i być może skorzystać z wegańskich przepisów, które tam umieszczam. Niezmiennie zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podcastcie o nazwie Black Hat Team. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywacie swoje historie a nagrany materiał wysyłacie do mnie i ja go publikują w formie podcastu. Zapraszam do kontaktu mailowego na adres ultra@BlackHatUltra.pl. Ten odcinek podcastu Black Hat Ultra przygotowali Kamil Dąbkowski prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof Pietrzak transkrypcja i media społecznościowe. Autorem muzyki jest audio Dealer. A jeżeli jeszcze ktoś tu jest. Jeśli jeszcze ktoś mnie słucha. Jesteś tu. Ty. Zatrzymaj się na minutę, może dłużej. Zostawiam cię pięć minut spokoju. Wyobraź sobie swoje ulubione miejsce. Zamknij oczy i poczuj swój oddech. Tak po prostu. Buźka.

bottom of page