top of page

Witajcie w podaście BlackHatUltra. W tym tygodniu zapraszam Was na spotkanie z Miśką Witowską.

Miśka Witowska: Myślę, że wszyscy którzy startują w zawodach gdzieś tam ulegają tej rywalizacji i myślę, że nie jest tak że nie rywalizujemy. Jak ktoś mówi, że nie. Ja tam nie lubię rywalizacji myślę, że to jest troszeczkę trochę ściema. To znaczy można nie lubić tego, że ta rywalizacja niesie ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, jakiś stres czy presję, ale myślę, że jak widzimy konkurentkę czy konkurenta na trasie to zawsze jest chęć, żeby albo uciec tej osobie albo ją przegonić i to też nie przeszkadza w tym, żeby później na mecie się uściskać i wieczorem pójść na pizzę, prawda?  Bo ta rywalizacja jest na trasie tylko i wyłącznie przynajmniej w moim przypadku.

 

BHU: To była Miśka Witowska. Ja nazywam się Kamil Dąbkowski i witam Was w podkaście BlackHatUltra. Zapewne zauważyliście, że ten świat, o którym opowiadam Wam przez spotkania z ludźmi pełen jest niezwykłych charakterów. Dzisiaj nie będzie inaczej. Miśka Witowska zabłysnęła ostatnio wygraną w Tatrach Sky Maraton, gdzie pokonała niezwykle mocne zawodniczki takie jak Dominika Stelmach i Martyna Kantor. Poza faktem, że Miśka jest w świetnej formie to jednym z powodów wygranej mogło być to, że Miśka biegała na swoim terenie. Mieszka w Zakopanym i pochodzi z domu pełnego sportowców. Zapraszam Was na opowieść, w której łączy się literatura rosyjska, muzyka z lat osiemdziesiątych i zamiłowanie do sportowej rywalizacji pomimo tego, że Miśka za sportowca się nie uważa. Posłuchajcie.

 

Cześć Miśka. Witam Cię serdecznie.

Miśka Witowska: Cześć.

BHU: Dziękuję, że podjechałaś tutaj i widzimy się w ogóle w chacie biegacza. Zawsze jak jestem w Zakopanym to tutaj przyjeżdżam, bo jest strasznie fajna atmosfera i właśnie gospodarze są na tyle mili, że mogę tutaj małe studio urządzić. Ostatnio z Iwonką Januszek się na przykład widziałam. To już jakiś czas temu było. To już chyba rok minął od tego momentu, ale to jest takie fajne, miłe miejsce. Także super. Dziękuję, że podjechałaś. Opowiedz o wrażeniach z wczorajszego red bulla, bo był jakiś super mocny start. Ile minut w ogóle trwało całe przedsięwzięcie?

MW: Na początku chciałam podziękować za zaproszenie. Bardzo jest mi miło, że mnie zaprosiłeś do tej rozmowy. Także wielkie dzięki. Jeśli chodzi o Red Bulla to to było ciekawe doświadczenie muszę powiedzieć. Pierwszy raz wystartowałam w takiej formule i całość zajęła mi dokładnie cztery minuty i czterdzieści siedem sekund, ale dobrze mi jak lajcik, bo co to za wysiłek poniżej pięciu minut, ale to był wysiłek bardzo intensywny.

BHU: Jak się biegnie taki bieg? Czy Ty na przykład nie wiem masz w ogóle czas oddychać w jakiś normalny sposób czy Ty bierzesz haust powietrza i ciśniesz, ile wlezie? Jak to wygląda?

MW: Starałam się mimo wszystko oddychać, ale rzeczywiście ten wysiłek jest na tyle intensywny, że to jest praca praktycznie cały czas na sto procent. Zastanawiałam się nad możliwą strategią na taki bieg i w zasadzie strategia podejrzewam, że jest tylko jedna - po prostu zacząć mocno i wytrzymać do końca. Chociaż muszę przyznać, że nie jest to strategia przeze mnie lubiana i mimo wszystko pierwszą setkę starałam się nie przepalić, bo wiedziałam, że ona jest najłatwiejsza a co najgorsze dopiero mnie czeka wyżej i rzeczywiście tak było. Także.

BHU: Tak bo trasa tego biegu wiedzie pod skocznię więc na początku jest w miarę powiedzmy łagodniej, a dopiero potem stok zaczyna być coraz ostrzejszy, prawda?

MW: Tak i muszę przyznać, że jak rozgrzewałam się i była możliwość pobiegania tam po zeskoku to wybiegłam do granicy dwustu metrów i stwierdziłam, że dalej już nie próbuję, bo przeraziłam się tym jak tam jest stromo i zaczęłam się obawiać, że tą samą drogą nie zejdę i musiałabym po prostu całkiem na górę wybiec i z tego zrezygnowałam. Także wtedy dopiero dotarło do mnie to na co się piszę.

 

BHU: Jak traktowałaś ten start? Bardziej treningowo czy miałaś tam jakieś zakusy sportowe na wynik?

 

MW: Tu jest ciekawy wątek właśnie dotyczący startów treningowych. Ja nie przepadam za bardzo za tym określeniem ogólnie. Uważam, że start to jest start i oczywiście może on wynieść pewną korzyść do dalszych przygotowań, ale raczej staram się nie podchodzić do żadnego startu jak do treningowego. Chociaż bywa tak że startuję w zawodach jak by z pełnego cyklu treningowego, czyli nie luzuję za bardzo przed startem. Teraz tak było. Także muszę powiedzieć, że powiedzmy, że ten start nie był jakiś priorytetowy dla mnie i rzeczywiście z pełnego cyklu treningu do niego przystąpiłam, ale też nie jest tak że potraktowałam go zupełnie jakoś tak na lajcie.

 

BHU: Luźno.

 

MW: Tak, luźno.

BHU: Ale też to bardzo nietypowy jest bieg, prawda? Więc nie przygotowywałaś się jakoś chyba stricte pod tego wysiłek?

 

MW: Nie. Praktycznie w ogóle się nie przygotowywałam pod ten start. Rzeczywiście nawet myślę, że można by się przygotowywać do niego robiąc podbiegi bardzo strome, ale tak naprawdę takie realne przygotowanie wydaje mi się, że można by zrobić jedynie na tym obiekcie a on jest oczywiście niedostępny na co dzień. Z tego względu trudno trenować konkretnie chyba pod ten start.

BHU: Właśnie. Bardzo, bardzo ciekawe w ogóle zawody. A opowiedz, bo całkiem niedawno, bo to było co trzy tygodnie temu.

MW: Tak.

BHU: Wygrałaś Tatra Sky Maraton i chciałem Ci bardzo pogratulować, bo wspaniałe wyniki i wspaniały bieg. Mam nadzieję, że za chwilkę jeszcze opowiesz o nim więcej, ale chciałem Ciebie tak zapytać co Ciebie w ogóle przywiodło do takich wspaniałych wyników jakie teraz osiągasz? Wiadomo zaskoczyłaś wszystkich w dwa tysiące osiemnastym roku tym, że wygrałaś Mardułę i to był piękny moment. Ja pamiętam siedziałem wtedy na sali w kinie Sokół i obserwowałem, jak wychodzisz na to pierwsze miejsce to było i się zdziwiłem taka młoda dziewczyna wszystkich tam pokonała. To było strasznie fajne.

MW: Nie taka młoda. Miałam dwadzieścia chyba siedem lat to coś.

BHU: Nie wiem wyglądałaś słuchaj jak na osiemnaście.

MW: Dziękuję.

BHU: Znaczy nadal wyglądasz jak na osiemnaście.

MW: Dzięki bardzo. Miło to słyszeć.

BHU: I sobie tak pomyślałem, że jejku. W ogóle właśnie jakieś nowe twarze się pojawiają na tej scenie i że to jest kapitalne. A jak u Ciebie w domu rodzinnym wyglądała sytuacja, stosunek do sportu w ogóle? Bo są niektórzy którzy potrafią mieszkać pod górami i nawet i nie wychodzić w góry, a jak u Ciebie to wyglądało?

MW: Pochodzę z bardzo sportowej rodziny. U mnie w domu sportowe tradycje są duże. Przede wszystkim nasza rodzina specjalizuje się w sportach zimowych, ponieważ mój tata trenował narciarstwo alpejskie i teraz jest trenerem już od wielu lat dosyć znanym w środowisku narciarskim. Z kolei moja mama była łyżwiarką szybką i z bardzo dużymi sukcesami startowała w okresie juniorskim, bo była nawet wicemistrzynią świata juniorów. Także tradycje sportowe mam duże rzeczywiście.

BHU: A Twoja pierwsza dyscyplina jaka była w związku tym?

MW: Moja pierwsza dyscyplina to narciarstwo alpejskie i w zasadzie mogę śmiało powiedzieć, że jest to dyscyplina, która mnie ukształtowała.

BHU: Pod jakim kątem?

MW: Częściowo nawet jako człowieka, ale przede wszystkim jako sportowca, jeśli już użyjemy tego dużego słowa. Ja staram się raczej tego dużego słowa w kontekście mnie samej nie używać, ale rzeczywiście muszę powiedzieć, że takie podwaliny pod to co teraz robię zostały położone. Właśnie ten fundament został położony w okresie dziecięcym i wczesno nastoletnim, kiedy trenowałam narciarstwo alpejskie i to były naprawdę piękne czasy i myślę, że nauczyły mnie takich podstaw, które w sporcie są najważniejsze, czyli zasad fair play, tego, że trzeba włożyć trochę pracy w to, żeby był później efekt. Tego, że czasami się przegrywa i to jest nieodłączny element sportu. Także jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że już od najmłodszych lat miałam okazję uprawiać sport i że dali mi tę szansę żebym zasmakowała troszeczkę tego życia sportowego.

BHU: Smakowałaś go pewnie cały czas wychowując się chociażby w tym domu, prawda? Trochę byłaś tym przesiąknięta.

MW: Tak, aczkolwiek u nas w domu raczej nie ma czegoś takiego, że na wierzchu stoją puchary, medale. Jakby nie ma takiej atmosfery jakby to nazwać, że to jest dom mistrzów. Absolutnie, czegoś takiego nie ma. Ten sport jest po prostu w naszym krwiobiegu. On po prostu jest w naszym życiu i nie traktujemy go jak coś wyjątkowego w tym sensie, że nie ma wokół tego sportu otoczki jakiejś i nie przypisujemy mu jakiejś ideologii. On po prostu jest.

BHU: Jest. To jest taka oczywistość jakby.

MW: Tak. To jest taka oczywistość, tak.

BHU: To fajnie. To nie typowe.

MW: Może nie. Nie wiem. Dla mnie jest normalne, bo w takim domu wyrosłam. Chociaż już oczywiście w momencie, kiedy ja się pojawiłam na świecie a wcześniej mój brat, który jest pięć i pół roku starszy rodzice oczywiście już nie byli aktywnymi sportowcami, ale właśnie poprzez to, że tata do tej pory działa w sporcie, jest trenerem narciarskim mamy z tym styczność dużą.

BHU: A powiedziałaś, że Ty się nie czujesz sportowcem to kim dla Ciebie jest sport powiedz przez duże s?

MW: Jejku. To jest trudne pytanie, bo musielibyśmy tutaj stworzyć definicję tego sportowca.

BHU: Nie dla Ciebie.

MW: Myślę, że sportowiec to jest taka. Znaczy, jeżeli zdefiniujemy jako sportowca osobę, która uprawia sport to taką osobą jest prawie każdy, prawda? Ale dla mnie sportowiec to jest osoba, która może żyje z tego, czyli uprawia sport profesjonalnie nie tylko jeśli chodzi o sposób trenowania, ale również, jeśli chodzi o ten aspekt finansowy i sportowcem na pewno jest osoba, która podporządkowuje w dużej mierze swoje życie temu co robi właśnie w danej dyscyplinie sportu.

BHU: Może po prostu jesteś trochę skromna i sportowiec dla Ciebie to jest?

MW: Tak jak myślę.

BHU: Znacznie więcej niż Ty robisz na przykład.

MW: Tak. Wydaje mi się, że to jest sedno sprawy.

BHU: Tak?

MW: Że dla mnie sportowcem na przykład nie wiem jest Justyna Kowalczyk czy Adam Szczot. Chociaż na naszym podwórku jak najbardziej bym wymieniła dużo osób, które też na to miano zasługują, ale ja jakby nie stawiam się w tej samej kategorii i stąd wynika ta moja wątpliwość co do nazywania mnie samej sportowcem.

BHU: A czy to jest tak, że aspirujesz do tego, żeby być sportowcem? Chciałabyś być? Takie są Twoje cele?

MW: Jeśli chodzi o poziom sportowy i jakby wszystko co jest związane z treningiem być może tak, aczkolwiek chyba bym nie chciała, żeby to było moje jedyne zajęcie, bo mimo wszystko traktuję bieganie. Akurat teraz to jest coś czym się zajmuję. Bieganie jako swoją pasję i aktywność, która sprawia mi bardzo dużo przyjemność i mam pewną obawę, że gdyby zamienić to na profesjonalizm w takim wydaniu też o którym wspomniałam, czyli również, jakby gdyby od tego zależały moje zarobki to myślę, że mogłabym część tej przyjemności utracić ze względu na presję, którą pewnie sama na siebie bym nałożyła więc wydaje mi się, że to w jakiś sposób teraz funkcjonuje jest dla mnie jak najbardziej wystarczające tak.

BHU: A wspomniałaś o tym, że teraz akurat zajmujesz się bieganiem. Czy to znaczy, że zakładasz opcję, że kiedyś zmienisz dyscyplinę sportu na przykład?

MW: Myślę, że jest taka możliwość. To znaczy ja sobie obiecałam, że wkręciłam się bardzo w bieganie, w biegi górskie konkretnie i jak najbardziej chciałabym jeszcze parę lat podziałać w tym temacie, ale nie mam takiego założenia, że będę biegać jeszcze nie wiem jeszcze dziesięć lat. Nie stawiam sobie takich ram czasowych i biorę pod uwagę to, że w pewnym momencie mogę stwierdzić, że już nie chcę tego robić. Zostawiam sobie taką furtkę i możliwość żeby po prostu zająć się czymś innym bo tak jak wspomniałam najważniejsze jest dla mnie to żebym w tym w kontekście mojego uprawiania tej dyscypliny to żeby czerpać z tego przyjemność i obiecałam sobie to już kiedyś że jeżeli w pewnym momencie przestanę tę przyjemność czerpać i będzie to dla mnie jakiś przymus niepotrzebny to lepiej to rzucić i zająć się czymś innym bo jest masa wspaniałych spraw dookoła,  rzeczy którymi można się zająć a zresztą cały czas mam wrażenie że na niektórych polach się nie realizuję na tyle na ile bym chciała więc mam kilka planów.

BHU: Pomysłów.

MW: Tak, kilka pomysłów. Mam plan B i C.

BHU: O proszę.

MW: I tak dalej także.

BHU: To fajnie. To mam nadzieję, że opowiesz o tym jeszcze, ale chciałem się Ciebie spytać, bo Ty studiowałaś jakiś bardzo ciekawy kierunek.

MW: Tak, tak. Skończyłam filologię rosyjską i socjologię przy okazji też.

BHU: A skąd taki wybór?

MW: Ojejku to też jest dobre pytanie, bo zasadzie zawsze byłam typem humanistycznym nie tylko dlatego że dodanie do siebie dwóch liczb sprawia mi trudność, czyli dwa plus dwa czasem jest pięć, ale po prostu takie były moje zainteresowania. Już pamiętam w okresie gimnazjalnym miałam taką zajawkę, że zagłębiałam się w duże dzieła literatury światowej Potem w okresie licealnym interesowałam się historią i też wydaje mi się, że kwestie językowe też mnie mocno pociągały i prawdę powiedziawszy w okresie maturalnym tak nie do końca byłam zdecydowana w którym kierunku iść. Na pewno wiedziałam, że chcę iść na studia. To było dla mnie oczywiste i wiedziałam, że to będzie coś związanego właśnie albo z językiem albo będzie to kierunek humanistyczno-społeczny przykładowo i wybór padł na filologię rosyjską, bo zawsze podobał mi się ten język, podobała mi się literatura rosyjska którą wówczas znałam słabo, ale miałam styczność z kilkoma dziełami i w ten sposób znalazłam się na tych studiach i nie żałuję.

BHU: A Twój ulubiony autor w związku z tym rosyjski?

MW: Oj nie ma chyba takiego jednego.

BHU: Nie ma.

MW: Nie.

BHU: To trzech wymień.

MW: Ojejku nie.

BHU: Albo trzy książki, które lubisz.

MW: To jest to jest trudny temat, żeby wybierać.

BHU: Tak?

MW: Tak. Ja mam problem z takim wyborem top, ale jest parę utworów które rzeczywiście mocno na mnie wpłynęły na przykład zaproszenie na egzekucję na (ns.17:27). To jest naprawdę książka, która myślę, że dość mocno mi poukładała pewne sprawy w głowie. Warto na pewno wymienić klasyków, czyli Dostojewskiego chociażby czy Gogola, który jest świetny i zabija śmiechem, śmiechem, który zawsze jest przez łzy akurat. Także to.

BHU: A jaki wątek (ns.17:52) Ci tak głęboko zapadły w pamięć?

MW: Wątek wolności, człowieka i tego jak człowiek jest postrzegany i gdzie są granice tej wolności.

BHU: Dobrze a ta socjologia czemu akurat w parze z rosyjstyką szła socjologia? Czy to był zupełnie osobny kierunek które robiłaś nagle?

MW: Tak, tak. Studiowałam równolegle dwa kierunki. Po pierwszym roku filologii. W zasadzie jak składałam papiery na studia dostałam się i na filologię, i na socjologię i wybrałam wówczas filologię, ale po roku stwierdziłam, że jednak chciałabym socjologię również studiować i to raczej była kwestia ambicji. A dlaczego? Dlatego że mój ówczesny partner studiował socjologię i zdarzyło mi się przeczytać kilka tekstów które on miał po prostu na zajęciach i na tyle mnie to zainteresowało, że stwierdziłam, że na pewno jest to coś w co chciałabym się zagłębić. To zainteresowanie muszę przyznać z kolejnymi latami troszeczkę słabło i jeśli miałabym zrobić ranking tych dwóch kierunków które ukończyłam to zdecydowanie na pierwszym miejscu jest filologia, a socjologia tak już domęczyłam troszeczkę. Też było mi trudno połączyć te dwa kierunki ze względu na harmonogram zajęć. Także ta socjologia mi się troszeczkę odwlekła w czasie i skończyłam ją tylko na poziomie licencjatu.

BHU: Czyli trzy lata?

MW: Trzy lata tak a filologię pięć.

BHU: A co na początku w tej socjologii Ci się spodobało? Tak jak przeczytałaś tę pracę u swojego chłopaka to co Ci się tam spodobało?

MW: Wiesz co już teraz tak dokładnie nie pamiętam, bo to było dobrych kilka lat temu. Wydaje mi się, że od nastoletnich lat miałam takie ciągoty, żeby obserwować ludzi dookoła i w takim kontekście w skali mikro, ale również w skali makro ciekawiło mnie to, dlaczego dane społeczeństwo funkcjonuje w taki a nie inny sposób i myślę, że to mnie tak pociągnęło w tym kierunku.

BHU: Przeczytałem i wiem czym się zajmujesz na co dzień. Wiem, że trenujesz osoby niepełnosprawne i tak troszeczkę wychodzi z tego taki obraz, że Ty masz takie jakieś ogromne zainteresowanie właśnie ludźmi w ogóle a przy tym masz jakieś niesamowite pokłady empatii i dobrych uczuć do ludzi, bo to nie jest łatwa praca, którą Ty wykonujesz. Wiesz, że jest potrzebna. Taką jesteś duszą humanistką można powiedzieć. To jest bardzo ładne.

MW: Szczerze mówiąc nie definiowałam siebie tak nigdy, ale wydaje mi się, że jest w tym trochę prawdy, że rzeczywiście kwestia empatii, współczucia, współodczuwania z innymi ludźmi jest dla mnie bardzo ważna. Nie jestem wprawdzie typem społecznika. Nie mam tak że muszę być wiecznie wśród ludzi, często szukam samotności albo zawężam grono osób z którymi mam chęć przebywać do jednej przykładowo. Tak się zdarza ale tak coś w tym jest i rzeczywiście ta moja obecna praca jest związana z socjologią bo trafiłam do tej pracy przez to że czy dzięki temu że musiałam zrobić praktyki studenckie a że wachlarz możliwości był duży jeśli chodzi o wybór tego gdzie te praktyki mogą się odbywać to stwierdziłam że warto zamiast przekładać papiery w jakimś biurze i parzyć kawę jak to czasami na praktykach bywa warto zająć się czymś co jest pożyteczne i może nieść korzyść dla innych osób i tak trafiłam do fundacji gdzie początkowo właśnie pracowałam jako praktykantka i wolontariuszka a później została mi zaproponowana tam praca na stałe.

BHU: I ile lat już pracujesz w tej fundacji?

MW: Cztery bodajże. Tak, chyba czwarty rok teraz.

BHU: Jak wygląda Twój dzień normalny w pracy?

MW: My mamy dosyć nieduży wymiar godzin pracy, bo to czym się zajmujemy to zajęcia sportowe które organizujemy dla osób z niepełnosprawnością. Mamy dwie grupy, grupę dziecięcą i grupę dorosłych. W tej grupie dorosłych są osoby zarówno z niepełnosprawnościami jak i seniorzy i tych godzin zajęć w tygodniu jest kilka czy kilkanaście łącznie po południu więc w lecie w lecie mam więcej czasu na bieganie, ale uzupełniam tę pracę drugą pracą.

BHU: Jest to praca z jednej strony taka która spełnia Cię w jakimś stopniu tak emocjonalnie, prawda? Dużo Ci daje praca z niepełnosprawnymi?

MW: Bardzo dużo. Tak, wydaje mi się, że takim największym plusem tej pracy jest to, że moim niewielkim nakładem pracy mogę umożliwić innym rozwój, umożliwić im pokonywanie swoich barier, które wydawało im się, że nigdy nie są możliwe do pokonania i to jest chyba coś co jest najbardziej wartościowe w tej pracy. Oczywiście są momenty, kiedy bywa trudno. Ja też jestem osobą, która chłonie emocje. Jestem jak gąbka i nie spływa po mnie i czasami jak jest ciężko to zastanawiam się czy aby na pewno się nadaję do tego czy emocjonalnie jestem w stanie to wytrzymać, ale z drugiej strony są takie chwile, kiedy wszystkie te trudniejsze momenty odchodzą w niepamięć, bo odczuwam tak ogromną satysfakcję z tego jak moim właśnie niedużym nakładem pracy mogę pomóc innym, że to jest tego warte. Mam dużo takich historii, które rzeczywiście podnoszą na duchu i pokazały mi, że warto działać.

BHU:A mogłabyś opowiedzieć jedną z takich historii?

MW: Jasne. W zasadzie nawet ostatnio taka się przytrafiła. Trafiła do nas do grupy dorosłej dziewczyna, która kilkanaście już lat temu miała wypadek samochodowy i po prostu nie doszła do pełni zdrowia po tym wypadku. Ma problemy z poruszaniem się i z koordynacją i mieliśmy trening z kijkami po prostu polegający na tym, że poszliśmy na spacer. Ja byłam akurat z niewielką grupą zawodników naszych i ta dziewczyna była pierwszy raz bodajże na takim treningu. Poszliśmy pod reglami i potem do jednej z dolinek i w miejsce, gdzie przeciętny turysta nie miałby absolutnie żadnych trudności i jakby po prostu spacer. Nic trudnego dla niej to było wyzwanie i starałam się ją cały czas mobilizować ale widziałam w niej ogromny zapał mimo tego że rzeczywiście musiała ze sobą walczyć bo ta trasa nie była dla niej łatwa ale to jak niesamowicie była szczęśliwa w momencie kiedy dotarłyśmy do celu to było coś przepięknego naprawdę i mówiła właśnie Ania wtedy że nigdy w życiu nie była w tym miejscu i nie spodziewała się że kiedykolwiek się tam pojawi i gdyby nie nasza trenerska pomoc to po prostu no nie byłaby w stanie w takie miejsce dotrzeć co oczywiście nie jest prawdą bo skoro dotarła tam z nami to mogłaby dotrzeć z kimś innym, prawda? Ale u osób z niepełnosprawnością często jest tak że mają poczucie, że wiele rzeczy jest dla nich nieosiągalnych, prawda? My mamy takie podejście, że nie ma rzeczy niemożliwych. Oczywiście każdy ma pewne ograniczenia i my się z nimi liczymy, ale raczej jesteśmy z tych którzy nie głaszczą po głowie tylko motywują na maxa do działania i widzimy potem bardzo piękne efekty tego.

BHU: Tak bo wszystko się sprowadza tak naprawdę do wiary we własne siły, prawda? I Wy im pomagacie uzyskać tę wiarę, żeby ta wiara do nich wróciła.

MW: Tak się staramy, tak.

BHU: To jest fajne, bo tak naprawdę to Ty też na co dzień to robisz. Też walczysz ze sobą, ze swoimi słabościami i Twoja kariera sportowa to jest nic innego jak stawanie się coraz lepszą.

MW: To prawda dlatego pomimo tego, że jestem osobą pełnosprawną oczywiście nie mogę się porównywać do osób z niepełnosprawnościami, bo nie mierzę się z takimi problemami jak oni, ale też rzeczywiście w tym co robimy jest ten aspekt pokonywania własnych słabości i przesuwania tej granicy. Także staram się przynajmniej w tym aspekcie mentalnym przekładać to co robię w swoim sporcie na to co robię w pracy.

BHU: Właśnie. Tak by się wydawało, że to są zupełnie odległe od siebie jakby dwa wszechświaty pomaganie niepełnosprawnym w dojściu do sprawności i Twoje niesamowite bieganie po górach, ale tak naprawdę zasady są te same, które rządzą tymi dwoma światami, prawda?

MW: Wiesz co ja bym powiedziała, że to nie jest tak odległe, bo my w naszej grupie mamy osoby, które nazwę sportowcami. My ich nazywamy sportowcami, bo to są sportowcy. Nasze zajęcia są pewną formą rehabilitacji, ale już teraz poziom tych zajęć jest na tyle wysoki, że my po prostu uprawiamy sport i specjalizujemy się w konkretnych dyscyplinach sportu. Z grupą dziecięcą startujemy w zawodach. Na zawodach są medale. Jest rywalizacja. Także to też jest sport zdecydowanie.

BHU: Absolutnie jest a czy Ty również pomagasz niepełnosprawnym sportowcom na przykład czy nie?

MW:  Nie miałam jeszcze takiej okazji. W naszej grupie przeważająca część osób to osoby z intelektualną niepełnosprawnością. Jest kilka osób z taką ruchową niepełnosprawnością ale zwłaszcza w tej grupie dziecięcej jest przewaga osób z tą intelektualną niepełnosprawnością więc to też jest tak że część z nich jakby też nie analizuje wszystkiego, nie zdaje sobie sprawę z niektórych swoich ograniczeń ale ma też swoje lęki i swoje słabości i my staramy się pokazywać tym naszym dzieciom że to jest do przejścia, do przeskoczenia i staramy się szerzyć taką świadomość tutaj w naszym zakopiańskim światku bo głównie działamy tutaj na terenie Zakopanego i Podhala, aczkolwiek już nas kojarzą w Polsce. Właśnie staramy się szerzyć świadomość tego, że sport może być formą rehabilitacji, ale może też być wśród niepełnosprawnych naprawdę na wysokim poziomie.

BHU: I też jest to forma terapii, prawda? Znaczy w sensie nie jest to rehabilitacja tylko fizyczna, ale również.

MW: Zdecydowanie, tak. Nasi podopieczni bardzo się rozwijają pod kątem intelektualnym i społecznym i to widać. Ja na przestrzeni tych kilku lat pracy widzę to bardzo dokładnie. Chociaż oczywiście trzeba powiedzieć, że nasze zajęcia trwają kilka godzin w tygodniu a ogrom pracy wykonują rodzice i wszyscy terapeuci, którzy z naszymi podopiecznymi pracują. Także też nie przypisujemy sobie wszystkich zasług, bo naprawdę ogrom, ogrom pracy jest po stronie rodziców.

BHU: Dobrze. To porozmawiajmy trochę o Tobie jako o sportowcu. Zaczęło się od narciarstwa alpejskiego?

MW: Tak.

BHU: I co potem?

MW: Wesz co to narciarstwo towarzyszyło mi jakoś do drugiej czy trzeciej klasy gimnazjum. Także dosyć szybko zakończyłam ten etap zawodniczy w narciarstwie, ale w międzyczasie byłam ogólnie bardzo sportowym dzieckiem. W międzyczasie liznęłam też inne dyscypliny. Oczywiście największe siły były skierowane na narty, ale byłam takim pupilkiem też wuefistów i wysyłali mnie na absolutnie wszystkie możliwe zawody więc jak było pływanie to pływałam, jak był rower to to jeździłam na rowerze, startowałam na łyżwach, również w biegach, w lekkiej atletyce, w jakimś pięcio czy cztero, bo już nie pamiętam, w koszykówce nawet. Także ten sport rzeczywiście centrum stanowiły narty, ale w okresie letnim mieliśmy dużo takiej ogólnorozwojówki i tak. Także nie tylko narciarstwo a później miałam moment odwrotu od sportu. To był czas, kiedy chyba już miałam troszeczkę przesyt. Chociaż miałam to szczęście, że moi rodzice nigdy nie byli jakoś tacy nad ambitni i mnie nie zmuszali do sportu więc jak powiedziałam, że już nie chcę na tych nartach jeździć i startować w zawodach oni jak najbardziej dobrze to przyjęli. Zresztą jako byli sportowcy rozumieli doskonale. Właśnie przyszedł taki moment, kiedy stwierdziłam, że już troszeczkę mam za dużo tego sportu, bo to był czas, kiedy wolałam się spotkać się ze znajomymi i jak na narty to raczej na przykład ze znajomymi na Kasprowy niż o siódmej rano na trening na (ns.32:57). To był czas licealny i później na studiach taki czas odwrotu można powiedzieć od sportu. Za to był to okres mimo wszystko bardzo intensywny, bo ja to nazywam okresem rock'rolla.

BHU: Dobrze brzmi.

MW: Dobrze brzmi i było fajnie. Nie żałuję niczego.

BHU: Złapałaś za gitarę?

MW: Nie, nie za gitarę nie złapałam, bo chyba mam za mało cierpliwości do tego, ale już od okresu takiego podstawkowego interesowałam się muzyką i tak się złożyło, że mój starszy brat miał parę płyt Iron Maiden i zafascynowałam się tym gatunkiem i potem w okresie właśnie gimnazjalnym, licealnym i na studiach byłam bardzo mocno wkręcona w muzykę. Interesowałam się mocno. To jest też taka studnia można powiedzieć bez dna. To jest coś takiego że jak się pozna jeden zespół można na tym zaprzestać ale ja szukałam dalej i głębiej aż w końcu doszłam do takiego etapu że wyszukiwałam jakieś zespoły nie wiem czy cieligowych i metalowy zespół z Niemiec, prawda? Czy z Brazylii i też miałam takich znajomych pasjonatów, którzy do teraz są w temacie i jakoś tak się potoczyło, że przez dobrych kilka lat ta muzyka była dla mnie najważniejsza.

BHU: Ale jak to się realizowało? Jeździłaś na koncerty na przykład?

MW: Tak, zagłębiałam się w historię zespołów. Słuchałam coraz więcej, grzebałam i oczywiście jeździłam na koncerty.

BHU: Ciekawy jestem jak Twoje zdjęcia wyglądają z tego okresu?

MW: Wiesz co akurat ta fascynacja muzyczna jakoś szczególnie się nie odbiła na moim wyglądzie. Raczej zawsze uważałam, że nie muszę się przebierać, żeby ktoś mnie nazwał w taki sposób w jakich może bym chciała być nazywana. Zresztą chyba nigdy tak nie miałam, że chciałam być jakoś tam zaszufladkowana. Chociaż rzeczywiście na koncerty ta stylówka była, ale nie wiem jakie masz wyobrażenie. To nie były dla glany i czarne spodnie przykładowo i skóra tylko to był klimat strojów z lat osiemdziesiątych, czyli białe adidaski, jeansy.

BHU: Jakiś makijaż?

MW: Nie. Chyba że kiss tak.

BHU: Właśnie.

MW: Byłam trzy razy na kiss w zeszłym roku ostatni raz.

BHU: Tak?

MW: Tak. Ojej kiss to jest ważny dla mnie.

BHU: Dinozaury?

MW: Dinozaury oczywiście. Wspaniała kiczowata muzyka uwielbiam.

BHU: To mnie zaskoczyłaś totalnie Kissem już. I co z tą muzyką? Ona nadal funkcjonuje w Twoim życiu?

MW: Tak, jak najbardziej. To nie jest tak że przez parę lat słuchałam i teraz odstawiłam. Nie, nie nadal jest dla mnie istotna, ale już nie uczestniczę tak bardzo w tym życiu. Już troszeczkę też kontakty mi się pozmieniały i oczywiście mówię cześć tym znajomym z którymi się trzymałam jak najbardziej, ale to życie rock'rollowe jakby zmieniłam troszeczkę na bardziej sportowe.

BHU: Pod hasłem życie rock'rollowe tu się mieści również imprezowanie?

MW: Tak mieści się, mieści się. Ja byłam zawsze typem bardzo dobrej uczennicy od poniedziałku do piątku a w sobotę impreza także. Także tak było troszeczkę imprezowania, ale szczerze mówiąc to są pewnie jakieś tam błędy młodości, ale nie żałuję tego jakoś szczególnie bo mam masę wspaniałych wspomnień z tego okresu i wyszalałam się wtedy, kiedy był na to czas a teraz już nie mam takiej potrzeby.

BHU: A teraz nadal słuchasz metalu? Ja strasznie nie lubię generalizować i kategoryzować muzyki, ale powiedzmy, że słuchałaś muzyki metalowej.

MW: Metal to jest bardzo pojemne pojęcie, prawda? Ale jeśli możemy rzeczywiście bardzo ogólnikowo tak to nazwać. Tak nadal słucham chociaż moje horyzonty muzyczne się troszeczkę poszerzyły. Już teraz nie jestem aż tak ortodoksyjna w swoich upodobaniach i zdarza mi się sięgnąć po klimaty po które dziesięć lat temu pewnie bym nie sięgnęła na przykład czasem do biegania zdarzy się coś co kiedyś bym stwierdziła, że absolutnie nie wolno.

BHU: Czyli co na przykład?

MW: Nawet zdarzy mi się posłuchać muzyki elektronicznej, aczkolwiek nie znam się na niej zupełnie. Jakieś dobre rapsy, hity. Tego typu klimaty, ale rzeczywiście trzonem jest dla muzyka metalowa, rockowa.

BHU: Czy giatrowa?

MW: Tak, gitarowa to jeszcze szerzej. Ja się interesowałam głównie muzyką z lat osiemdziesiątych głównie metal, hardrokiem. Tak to myślę, że był trzon.

BHU: To opowiedz jak to bieganie się pojawiło w Twoim życiu w takim razie tak na serio i czy to od początku były góry czy jeszcze coś po płaskim zaczęłaś biegać?

MW: Od początku były góry zdecydowanie. W zasadzie mogę powiedzieć, że zaczęło się od chodzenia po górach. Dopiero potem pojawiło się bieganie. Jak mieszkałam w Zakopanym do ostatniej klasy liceum wydaje mi się, że nie doceniałam w pełni uroku tego miejsca i piękna i tego wszystkiego co ono oferuje i dopiero po wyjeździe na studia doceniłam to w jak niesamowitym miejscu miałam okazję mieszkać i zainteresowałam się bardziej Tatrami. Chociaż interesowałam się nimi już trochę w okresie licealnym, ale taka prawdziwa fascynacja wydaje mi się, że przyszła dopiero w okresie właśnie studiów i wracałam co tydzień do Zakopanego dlatego że tutaj się czułam znacznie lepiej niż w Krakowie i chodziłam po tych górach, poznawałam je coraz lepiej. W pewnym momencie zaczęłam się interesować topografią i zaczęłam zgłębiać tematy tatrzańskie i od tego chodzenia po górach wydaje mi się, że się zaczęło, aczkolwiek przypominam sobie taką sytuację na ostatnim roku moich studiów na filologii, czyli to był dwa tysiące czternasty na dwa tysiące piętnasty mieszkałam z moją przyjaciółką Magdą i ona wychodziła biegać na Błonie. Ja wtedy tylko chodziłam po górach i to była moja główna aktywność. Raczej żadnego innego sportu nie uprawiałam, ale w pewnym momencie stwierdziłam: Dobra. W sumie mogę też pójść pobiegać i tak wydaje mi się, że się zaczęło z bieganiem. Z jednej strony poprzez właśnie to, że chodziłam po Tatrach potem zaczęłam po nich chodzić coraz szybciej a potem zaczęłam po nich biegać a z drugiej strony zobaczyłam, że moja przyjaciółka biega więc pomyślałam: Dobra. To ja też bym chciała i pamiętam jak dziś, że kółko, na Błoniach które ma trzy i pół kilometra myślę, że krakusi mnie tutaj mogą poprawić, ale coś koło tego to było może nie wyzwanie dla mnie, ale powiedzmy, że było przebiegnięcie tego dystansu było męczące więc wychodziłam sobie raz czy dwa razy w tygodniu w Krakowie w trakcie w trakcie studiów właśnie na Błonia pobiegać. Zwiększałam coraz bardziej ten dystans i tak się tak się zaczęło.

BHU: Jakieś starty w lasku wolskim?

MW: Nie, nie Właśnie akurat tam nigdy nie miałam okazji, ale zdaje się, że moim pierwszym startem był bieg na Bagry czy jakoś tak to się nazywało. To było na wiosnę dwa tysiące piętnastego roku dziesięć kilometrów w takim minimalnym crossie i to był mój start i pamiętam, że biegałam po tych chwil Błoniach, przygotowywałam się oczywiście na takiej zasadzie, że dobra. Dzisiaj przebiegnę więcej albo dzisiaj przebiegnę szybciej. W weekendy przyjeżdżałam do Zakopanego, chodziłam po górach czy tutaj próbowałam biegać pod reglami i wystartowałam w tych zawodach i tak to się zaczęło. Potem zdaje się, że miałam jeden start, jeden jedyny start po płaskim w mojej biegowej przygodzie i to był półmaraton krakowski. Krakowia półmaraton to się chyba nazywa. W październiku jakoś tak pomyślałam, że to jest fajne wyzwanie przebiec dwadzieścia jeden kilometrów. Nigdy wcześniej tego dystansu nie pokonałam więc sobie wyznaczyłam jako cel przebiegnięcie tego półmaratonu. W międzyczasie zobaczyłam, że jest coś takiego jak bieg Marduły i tutaj i zostałam złapana. Tutaj połknęłam haczyk tak.

BHU: Tak bo to Twoje Tatry?

MW: Tak, tak. Właśnie nie wiem jak to się stało, że nie wiedziałam o istnieniu tego biegu wcześniej, ale pamiętam, że poszłam na metę, zobaczyłam Marcina Świerca który zwyciężył.

BHU: Który to był rok, pamiętasz?

MW: To był dwa tysiące piętnasty.

BHU: Piętnasty.

MW: Tak. Zobaczyłam jego czas. Wiedziałam jaka jest trasa. Znałam dobrze te szlaki i dla mnie to było coś niesamowitego, coś zupełnie niewyobrażalnego i pomyślałam sobie wtedy, że też bym tak kiedyś chciała i wydaje mi się, że tutaj był taki moment, kiedy stwierdziłam: Dobra, kiedyś może pobiegnę w górach, ale pamiętam, że też miałam taką refleksję, że skoro to się nazywa bieg górski to znaczy, że trzeba biec cały czas a ja jeszcze nie dałam rady cały czas biec, bo gdzieś tam przechodzę do marszu więc wydawało mi się, że nie, że jestem na to za słaba. Dopiero teraz z perspektywy czasu widzę, jak to wygląda i że nie zawsze się biegnie. Nawet czołówka nie zawsze biegnie, ale wtedy myślałam, że to trzeba być naprawdę wymiataczem, żeby to przebiec wszystko.

BHU: Jak potem zaczęłaś się przygotowywać pod tę górę? Ciągle sama czy już zaczęłaś szukać jakiejś pomocy trenerskiej?

MW: Nie, jeszcze wtedy przygotowywałam się sama i przygotowywałam się w od wiosny, bo zima dla mnie zawsze oznaczała narty i raczej nie kojarzyła mi się z bieganiem więc dwa tysiące szesnastym roku wymarzyłam sobie, że pobiegnę w biegu Sokoła i rzeczywiście tak się stało. Jeszcze wcześniej po drodze zaliczając półmaraton podhalański. Tak to się nazywało. Już tej imprezy nie ma niestety a bardzo była fajna. Maraton podhalański i półmaraton podhalański. Ten półmaraton podhalański był po asfalcie, ale zdecydowanie nie był płaski. Nie pamiętam jakie tam było przewyższenie.

BHU: A trasa jak szła?

MW: Trasa prowadziła gdzieś tam z Bańskiej przez Ząb. Potem Nowe Bystre i przez Słodyczki na Gubałówkę. Potem zbieg przez Salamandrę do Kościeliska i z Kościeliska między Kubińca do Zakopanego.

BHU: Tak, czyli cały czas.

MW: Cały czas.

BHU: Po terenie. Znaczy z przewyższeniami.

MW: Tak, po asfalcie, ale z przewyższeniami góra-dół, tak więc w dwa tysiące szesnastym zaliczyłam właśnie ten bieg półmaraton podhalański i później.

BHU: I jak Ci tam poszło w ogóle?

MW: Wygrałam.

BHU: Oczywiście że wygrałaś.

MW: Tak się stało.

BHU: Czy Ty już wtedy czułaś, że Twoja forma rośnie od tego pierwszego kółka trzy i półkilometrowego?

MW: Tak. To znaczy widziałam zdecydowany progres, że już trzy i pół kilometra mnie nie zabija, jestem w stanie przebiec dwadzieścia jeden więc już jest dobrze, ale też nie za bardzo miałam punkt odniesienia do końca, tak? Nie do końca potrafiłam sama siebie ocenić i w zasadzie zawsze z każdym kolejnym startem był ten element zaskoczenia, że o kurczę jednak fajnie to idzie. Nie spodziewałam się a tak mam do teraz w zasadzie. Tak mam.

BHU: Ale chyba teraz właśnie też pytanie czy wtedy miałaś jakieś koleżanki biegowe z którymi rywalizowałaś czy nie?

MW:  Nie.

BHU: Nie?

MW: Nie, nie.

BHU: Bo teraz tego punktu odniesienia masz troszeczkę więcej.

MW: Zdecydowanie. Tak, tak. Wtedy po prostu wychodziłam, otwierałam drzwi od domu, wychodziłam: Ahoj przygodo! Biegnę przed siebie i tak wyglądał mój trening. Miałam oczywiście w głowie czasami jakieś mini challenge, że tutaj teraz wybiegnę, nie przejdę do marszu. Troszeczkę starałam się czytać o bieganiu, ale to cały czas była taka partyzantka, pełna, pełna amatorka zupełnie bez profesjonalnego przygotowania. Naprawdę moja wiedza była niewielka wówczas, ale wydaje mi się, że te lata dziecięce i nastoletnie które spędziłam w takim jednak pewnym rygorze treningowym, bo tych treningów było sporo. Myślę, że około czterech w tygodniu to dało dużą bazę, ale myślę, że musimy jeszcze wrócić do dwa tysiące siedemnastego, bo on też był dość istotny. Wtedy pobiegłam po raz pierwszy bieg Marduły a trzy tygodnie później odbyły się Mistrzostwa Polski w biegu górskim na długim dystansie, na Śnieżce i tam zajęłam trzecie miejsce co dało mi kwalifikację na mistrzostwa świata. Tak to było duże wydarzenie dla mnie i rzeczywiście coś wyjątkowego i to był rok, kiedy z Marcinem Rzeszótko trenowałam już wtedy tak. W zasadzie epizod mieliśmy wcześniej jakoś w dwa tysiące szesnastym roku przed tutaj naszym lokalnym biegiem niepodległości Marcin rozpisał mi plan treningowy taki miesięczny mniej więcej bo mniej więcej tyle było czasu do zawodów i ja wtedy dopiero zobaczyłam że jeżeli jest ten plan treningowy i to wszystko jest takie poukładane to te rezultaty mogą być naprawdę znacznie lepsze i wtedy to ma ręce i nogi i wtedy doszło do mnie że można to moje bieganie potraktować troszeczkę bardziej na sportowo.

BHU: A znalazłaś czas na te treningi bez kłopotu?

MW: Raczej w okresie takim letnim ten czas mam. Gorzej jest zimą wtedy pracuję dużo więcej i rzeczywiście to przygotowanie moje zimowe nadal jeszcze odbiega od ideału, ale z każdym kolejnym rokiem staram się wygospodarować więcej czasu na trening tak żeby nie zaczynać od zera na wiosnę tylko odbudować bazę w zimie.

BHU: Ale to w ogóle ciekawe, bo miesięczny plan treningowy jest to dosyć krótki plan.

MW: Tak. Tak plus minus. Teraz nie pamiętam dokładnie, ale to myślę, że były cztery czy pięć tygodni.

BHU: I ile dni w tygodniu trenowałaś wtedy zgodnie z tym planem?

MW: Chyba cztery. Trzy albo cztery jakoś tak. Koło czterech.

BHU: Tak na spokojnie. W sensie nie.

MW: Tak.

BHU: Marcin Ci nie wrzucił jakiś nie wiadomo jakich obciachów?

MW: W dwa tysiące osiemnastym też tak biegałam.

BHU: Naprawdę?

MW: Tak. Też tak dużo. Ja myślę, że do tej pory jakbym porównała się z dziewczynami, jeśli chodzi na przykład o kilometraż to zdecydowanie mniej tego biegania jest u mnie.

BHU: I dlaczego tak jest, jak myślisz? Nie potrzebujesz więcej czy nie masz czasu na więcej czy po prostu wystarcza Ci to?

MW: Tak z każdym kolejnym rokiem wydaje mi się, że godzin treningowych w tygodniu przybywa i dni treningowych przybywa, ale jeśli chodzi o kilometraż to też jest coraz większy, ale dalej nie jest aż tak duży jak właśnie u niektórych koleżanek. Myślę, że u mnie by tak duży kilometraż się nie sprawdził. Ja się nie regeneruję bardzo szybko i zresztą z Marcinem myślę, że oboje mamy taką zasadę, że lepiej mniej a konkretnie niż bardzo dużo bez jakiś takich konkretnych założeń treningowych.

BHU: Zwłaszcza że Ty nie biegasz długich dystansów przynajmniej na razie.

MW: Tak.

BHU: Jest bardzo siłowe, tak? Bo lubisz biegać po prostu duże przewyższenia i rozumiem, że sporo z tego treningu to jest trening siłowy po prostu, prawda?

MW: Tak całkiem sporo. To znaczy zależy, jak rozumiemy trening siłowy.

BHU: Na siłowni.

MW: Nie to nie. To nie.

BHU: Siłowe, ale w terenie?

MW: Siłowe w terenie. Tak, tak.

BHU: Czyli z obciążeniem nie ćwiczysz?

 

MW: Zdarza się. Zdarzyło się w tym roku. Zrobiliśmy taki cykl siłowy w którymś tam miesiącu i też przygotowania takie ogólne na siłowni w zimie ogólnie nie ma tego dużo raczej. Raczej w terenie.

BHU: Jakieś wspomagające ćwiczenia, jeśli chodzi o stabilizację i kor to robisz coś takiego?

MW:  Tak. Staram się robić, ale muszę się przyznać, że mam problem z systematycznością. To znaczy mam takie okresy, że rzeczywiście się do tego mocno przykładam a mam takie momenty, kiedy troszeczkę ten trening idzie w odstawkę i to jest na pewno pole jeszcze do poprawy, bo uważam, że to jest bardzo ważne.

BHU: Właśnie. To jest właśnie fajne. Większość moich rozmówców mówi bardzo podobne rzeczy, że wiesz, że to jest ważne, ale niestety z tą regularnością jest kłopot, bo nie są to najprzyjemniejsze treningi niestety. W sensie są takie dosyć nużące, powtarzające się.

 

MW:  Coś w tym jest. To znaczy nie wiem. Ja jak wejdę w taki flow to bez problemu wykonuję te treningi, ale u mnie to jest chyba kwestia tego, że ja sobie tego nie rozpisuję, a jak mam na kartce to wtedy jest większa motywacja, prawda? Bo jest zapisane, że w danym dniu trzeba coś takiego wykonać i wtedy to wykonuję a tutaj właśnie.

BHU: Tak jest powiedziane zrób w wolnej chwili to wtedy.

MW:  Właśnie tak, a inna sprawa, że często jest tak że wplatam te elementy prac nad stabilizacją na przykład po treningu. Robię jakąś tam sesję z plamkami a czasami się zdarza, że mam mało czasu na przygotowanie się do pracy a na przykład zrobiłam mocny trening i stwierdzam: Dobra. To jednak może lepiej coś zjem i troszeczkę sobie odpocznę przed pracą a wykonam ten trening wieczorem i takie odłożenie na wieczór skutkuje często tym, że nie wykonuję go w ogóle.

BHU: Masz czasem tak że wykonujesz dwa treningi dziennie? Mam na myśli właśnie trening biegowy i jakiś tam trening stabilizacji czy koru, tak?

MW:  Tak, tak mi się zdarza.

BHU: Ale dwóch biegowych raczej nie?

MW:  Dwóch biegowych raczej nie. Jedynie na obozie w tym roku udało się pojechać na teneryfę z ekipą Salco i tak Bartkiem Przedwojewskim i jeszcze z dwoma Marcinami z Kęsym i Grabińskim, i Mariuszem Gezelą który też akurat był w tym czasie, kiedy ja byłam. Także to był bardzo fajny obóz.

BHU: Tak?

MW:  Naprawdę świetny, rewelacyjny.

Ale głównie właśnie z mężczyznami biegałaś?

MW:  Byłam akurat w tym turnusie jedyną kobietą i ja się dobrze dogaduję z facetami. Także to sobie chwalę i każdy miał coś innego do roboty. Chłopcy się tam zgadywali ze sobą i na treningi często dostosowywali jednostki do siebie a ja miałam swoją rozpiskę. Ustalaliśmy kto, gdzie danego dnia potrzebuje zrobić trening, bo dojeżdżaliśmy na miejsce, gdzie biegaliśmy i każdy robił swoją robotę po prostu.

BHU: Aha. OK, czyli nie mieliście jakiś za dużo wspólnych treningów, chyba że tam właśnie.

MW:  Tak jakiś jeden chyba się trafił, że wszyscy razem biegaliśmy a tak to po prostu każdy robił to co miał zrobić.

 

BHU: A na przykład Ty lubisz biegać z facetami i trenować z facetami w ogóle?

MW:  Tak.

BHU: Tak?

MW:  Tak, tak. Właśnie wydaje mi się, że to też jest taki aspekt, który pomógł mi w tym, żeby podwyższać swoją formę, bo właśnie w tym dwa tysiące siedemnastym roku dość sporo biegałam z Marcinem Rzeszótko. On też rozpisywał mi trening. Z kolei w dwa tysiące osiemnastym roku moim takim świetnym partnerem treningowym był Piotr (ns.55:27). Zresztą on mi wtedy rozpisywał treningi i w zasadzie myślę, że tak siedemdziesiąt – osiemdziesiąt procent treningów robiliśmy razem i to było super, bo i on i Marcin są znacznie mocniejsi ode mnie więc to mnie mobilizowało do cięższej pracy na pewno. Jeżeli było założenie, że jest jakiś fragment mocniej do pobiegnięcia to każdy biegł swoim tempem i czasami czy to Piotrek czy to Marciniek już kończyli swoją zasadniczą część treningu to na przykład zbiegali do mnie i mnie dopingowali. Także tak to wyglądało.

BHU: Spoko.

MW:  Właśnie teraz w tym roku praktycznie cały czas biegam sama i też sobie z tym radzę bardzo dobrze myślę, bo też nie mam jakiś problemów z tym, żeby się zmotywować do treningu, ale czekam aż choćby Piotrek wróci troszeczkę na biegowe ścieżki, bo teraz ma chwilę przerwy i mam nadzieję, że jeszcze się uda razem potrenować. Zawsze jest raźniej.

BHU: Dobrze. Jesteśmy słuchaj opowiadając Twoją historię jesteśmy w dwa tysiące siedemnastym roku.

MW:  Tak.

BHU: Dostajesz się na Mistrzostwa Świata po trzy razy Śnieżka i jak było na tych Mistrzostwach Świata?

MW:  Super naprawdę. Jechałam tam pełna obaw, bo jednak było to dla mnie duże wyzwanie i od razu tak w zasadzie po roku biegania taka wielka impreza to było coś, ale też odczuwałam dużą presję więc jechałam tam pełna obaw, ale pobiegłam najlepiej jak potrafiłam na dany moment. Myślę, że dałam z siebie wszystko jak na ten czas. Nie obyło się bez przygód, ale przygody to część tego sportu także.

 

BHU: A jakie przygody?

MW:  Było wesoło.

BHU: Powiedz?

MW:  A przytrafił mi się upadek pod koniec biegu. Tak, przytrafił mi się upadek jakieś cztery czy trzy kilometry do końca wywróciłam się jakoś tak niefortunnie na dłoń, ale w końcu wstałam, otrzepałam się, pobiegłam dalej, popatrzyłam tylko na tę rękę. Stwierdziłam, że.

 

BHU: Nie odpadła.

MW:  Nie odpadła, nie wyglądała fajnie, ale chyba nie mam wyjścia muszę pobiec dalej, zwłaszcza że meta już tak blisko więc pobiegłam do mety a potem okazała się już w Polsce, że ręka jest złamana. Tak złamałam sobie piątą kość śródręcza i jeszcze się okazało, że z przemieszczeniem więc tam dwie śrubeczki trzeba było wkręcić, ale nie pierwszy raz więc jakoś tak.

BHU: A śrubeczki Ci zostały czy nie?

MW:  Nie, nie. Już są wyciągnięte, ale myślę, że to ten upadek jakoś oprócz tego, że na chwileczkę mnie tak otrzeźwił i wybił z tego amoku zbiegowego to myślę, że jakoś szczególnie nie wpłynął na miejsce czy na czas pewnie troszeczkę, ale nieznacznie.

 

BHU: A ten Marduła w dwa tysiące osiemnastym to jak się przygotowywałaś? Miałaś rzeczywiście takie zakusy, żeby wygrać ten bieg w tym roku?

MW:  Szczerze mówiąc nie.

BHU: Nie?

MW:  To znaczy oczywiście zawsze jak staję na starcie to staram się pobiec jak najlepiej i zależy mi na jak najwyższym miejscu, ale nie zakładałam, że to będzie zwycięstwo. Zawsze staję na starcie po to, żeby pobiec najlepiej jak potrafię. Jeśli to nie będzie pierwsze miejsce a dam z siebie wszystko to to dla mnie to jest OK.

BHU: Też będziesz zadowolona?

MW:  Tak. Nie zawsze się wygrywa, ale czasami inni są lepsi i to jest normalne.

BHU: Dobrze, ale jak na przykład biegniesz z jakąś inną dziewczyną bardzo blisko a ona jest przed Tobą to.

MW:  To wtedy myślę oczywiście o tym, żeby wyprzedzić. Tak. To jest część rywalizacji. To jest część sportu i myślę, że wszyscy którzy startują w zawodach gdzieś tam ulegają tej rywalizacji. Myślę, że nie jest tak że nie rywalizujemy. Jak ktoś mówi, że nie, ja tam nie lubię rywalizacji myślę, że to jest troszeczkę trochę ściema. To znaczy można nie lubić tego, że ta rywalizacja niesie ze sobą jakiś ładunek emocjonalny, jakiś stres czy presję, ale myślę, że jak widzimy konkurentkę czy konkurenta na trasie to zawsze jest chęć, żeby albo uciec tej osobie albo ją przegonić i to też nie przeszkadza w tym, żeby później na mecie się uściskać i wieczorem pójść na pizzę, prawda?

BHU: Jasne.

MW:  Bo ta rywalizacja jest na trasie tylko i wyłącznie przynajmniej w moim przypadku. Ja staram się podchodzić do moich koleżanek z którymi się ścigam na takiej zasadzie, że ścigamy się na zawodach, ale w życiu to bieganie nas nie definiuje. Aż tak bardzo nie musimy się ze sobą jakoś porównywać poza biegowo.

BHU: Absolutnie. To jest bardzo fajne. Zresztą często się spotykacie razem w gronie, prawda?

MW:  Tak, tak.

BHU: Macie nawet wspólne treningi. Jakiś czas temu pojawił się taki trening. To już było kilka miesięcy temu, ale że właśnie ja nie pamiętam, czy Ty brałaś udział w tym treningu. Była Martyna Kantor, Dominika Stelmach. Po Tatrach biegały dziewczyny.

 

MW:  Nie, nie. Właśnie nie było mnie wtedy. Miałam jakiś problem. Znaczy ciągnący się od jakiegoś czasu problem i po prostu nie dałam rady.

BHU: Ale powiem, że oglądałem te zdjęcię i mi się przyjemnie zrobiło właśnie, że dziewczyny wiesz z czołówki biegowej naszej polskiej spotykają się razem na wspólny trening tak po prostu dla przyjemności. To jest wiesz strasznie fajne i myślę, że to bardzo dużo mówi w ogóle o tych biegach górskich.

MW:  Tak. To prawda.

BHU: I o ludziach, którzy to robią.

MW:  To jest super.

BHU: Dobrze. To ten Marduła był dla Ciebie zaskoczeniem to, że wygrałaś?

MW:  Tak. To znaczy w ogóle ten dwa tysiące osiemnasty rok to był duży przełom dla mnie. Pierwszym tym przełomem były Mistrzostwa Świata rok wcześniej ale prawdziwy przełom wydaje mi się że nastąpił w dwa tysiące osiemnastym roku bo zaczęłam dużo lepiej biegać i to już widziałam na treningach że po prostu wskoczyłam na wyższy poziom, znosiłam dużo większe obciążenia, robiłam jednostki coraz szybciej, coraz lepiej więc to już mi w trakcie przygotowań pokazało że ten mój poziom sportowy, biegowy jest zdecydowanie lepszy niż był wcześniej i zależało mi na tym żeby pobiec bieg Marduły jak najlepiej. To jest świetny bieg, jeden z moich ulubionych w ogóle więc zależało mi na tym, żeby pobiec jak najlepiej. Wiedziałam mniej więcej kto startuje, ale tak do końca nie potrafiłam się w tej stawce umiejscowić, aczkolwiek wiedziałam gdzieś tam z tyłu głowy, że może mogę powalczyć, bo czułam rzeczywiście na treningach, że jest dobrze a tak naprawdę poczułam, że mogę powalczyć już po wystrzale i jak już się zaczął biegi i zobaczyłam, jak wygląda sytuacja na trasie to wtedy sobie uzmysłowiłam, że to jest być może nawet do wygrania.

BHU: Od początku prowadziłaś wtedy?

MW:  Z tego co pamiętam nie. Chyba Iwonka biegła pierwsza ten odcinek asfaltowy i potem na Nosal i chyba się przetestowałyśmy na początku Jaworzynki i od tego momentu już prowadziłam.

BHU: Jak się czułaś na mecie jak?

MW:  Szczęśliwa i zmęczona jak to na mecie.

BHU: Tak i wtedy też sponsorzy się jacyś pojawili, prawda?

MW:  Tak. Znaczy to był dla mnie moment, kiedy stwierdziłam, że być może trzeba złapać byka za rogi i troszeczkę dopomóc szczęściu i odezwałam się między innymi właśnie do Salko z prośbą o przyłączenie mnie do teamu i zostałam przyjęta z czego jestem bardzo zadowolona, bo naprawdę myślę, że mamy fajną ekipę i Marcin Ścigalski, który jest naszym szefunciem to jest wspaniały człowiek z sercem na dłoni i mamy bardzo dobre relacje. Bardzo, bardzo mnie wspiera w moich działaniach i tak samo myślę, że wspiera pozostałych członków zespołu. Także fajnie. Cieszę się, że trafiłam właśnie tam.

BHU: A czy to jest też tak że Wy suportujecie się czasem nawzajem na biegach?

MW:  Jak jest taka okazja to tak. Ja chyba raz suportowałam ekipę w zeszłym roku w Szczawnicy i pamiętam że to było stresujące przeżycie bo tak mi bardzo zależało żeby im dobrze podać tego (ns.1:04:26) i te  żele bo tam rywalizacja była ostra że pamiętam że się stresowałam żeby to dobrze wszystko zrobić ale chyba było OK. A z kolei jak tutaj są w Tatrach zawody to często Rafał Klecha który jest naszym członkiem coś tam czasem pomaga a jak mamy okazję ktoś po prostu ma czas i możliwość przyjechania na zawody żeby posuportować innych to staramy się to robić.

BHU: A jak Ci się biegło ten bieg? Wczoraj się odbyła edycja dwa tysiące dwadzieścia którą Roman bardzo ładnie, ładnie pobiegł? Jak wspominasz swój Tatra Fest bieg dwa tysiące?

MW:  To znowu muszę powiedzieć to samo, ale tak to to było wydarzenie też bardzo istotne na mojej biegowej ścieżce, bo to był pierwszy mój tak długi bieg, na który zapisałam się w zimie jeszcze tak naprawdę przed rozpoczęciem jakiś konkretnych przygotowań, ale stwierdziłam: Dobra. Ahoj! Przygodo. Podoba mi się profil tej trasy i fajnie by było.

BHU: Właśnie powiedz, ile kilometrów i jakie przewyższenia?

MW:  To było około sześćdziesięciu kilometrów, cztery tysiące w pionie i trasa była inna niż ta z tej z tegorocznej edycji. Troszeczkę się różniła więc zapisałam się na Tatra Fest po prostu z myślą, że fajnie będzie przebiec sześćdziesiąt kilometrów po Tatrach. W międzyczasie zaczęłam całkiem dobrze trenować. Pojawił się bieg Marduły wygrany i później ten Tatra Fest też poszedł mi bardzo dobrze. Nad wyraz dobrze i też pokazał mi, że moje granice są dużo dalej niż sądziłam, bo nie przypuszczałabym, że mnie na to.

BHU: Czyli na przykład?

MW:  Miałam tam przygodę drobną ze skręconą kostką i startując w tym biegu moim głównym założeniem było to żeby nie zrobić sobie krzywdy bo miesiąc później dostałam powołanie od screeningu na start w Mistrzostwach Świata w Szkocji więc też troszeczkę mi się priorytety pozmieniały i chciałam tak czy siak przebiec Tatra Fest najlepiej jak potrafię ale jednak w jednym kawałku dotrzeć do mety Po drodze podkręciłam kostkę i już myślałam że to będzie koniec biegu ale jednak głowa nie pozwoliła mi chyba.

BHU: Zejść.

MW:  Zejść z trasy. Tak pamiętam, że to się stało mniej więcej na dwudziestym kilometrze. Było niedaleko do punktu więc stwierdziłam, że dobra to dobiegnę do punktu. Zobaczę, jak wygląda ta kostka. Nic dziwnego, że po pięciu minutach jeszcze nie była bardzo spuchnięta i wyglądała nieźle więc stwierdziłam: OK. To w takim razie biegnę dalej. Jak będzie źle to zejdę gdzieś tam po drodze i tak dobiegłam do mety w międzyczasie uciekając przed wyimaginowaną Kasią (ns.1:07:47) z którą właśnie wtedy się ścigałam i tu się pojawia wątek Romana Ficka, bo pamiętam, że na Przysłopie Kamieniarskim obróciłam się i zobaczyłam kogoś.

BHU: Blondynka?

MW:  Tak z błąd włosami. Super, jasne włosy. Podobny strój do Kasi więc sobie myślę: Dobra Kasia mnie dogoni zaraz, bo jest już zaraz za mną, prawda? I włączyłam jakieś turbo przyspieszenie. Uciekałam bardzo. Pytałam się po drodze jeszcze co najmniej dwóch osób czy goni mnie dziewczyna i każda z tych osób powiedziała, że tak goni Cię dziewczyna więc ja sobie pomyślałam: Dobra. Przebiegłam już kilkadziesiąt kilometrów na pierwszej pozycji. Zostało dziesięć do końca. Nie obrażę się wcale jak Kasia mnie wyprzedzi, bo jest świetną zawodniczką i jakby to po prostu będzie lepsza, ale jeżeli jest szansa, żeby jej uciec to spróbuję i pamiętam, że te ostatnie dziesięć kilometrów do mety mnie zupełnie zagotowały. Naprawdę biegłam tam na maksa na tyle na ile byłam w stanie więc dobiegłam do mety. Oczywiście z kostką już było bardzo kiepsko, ale to pomijam i czekałam na Kasię. Czekam, czekam Kasi nie ma. OK, przybiegają kolejni zawodnicy, przybiega Roman. Jeszcze wtedy Roman nie był tak znany w naszym biegowym środowisku. Przybiegła w końcu Kasia. Pogratulowałyśmy sobie, porozmawiałyśmy miło i potem poszłam na masaż. Na sąsiednim stole położył się Roman Ficek i tak sobie rozmawiamy i tak od słowa do słowa aż w końcu okazało się że to nie przed Kasią uciekałam tylko przed Romanem ale puenta z całej historii jest taka że Romek  później chyba dwa czy trzy dni po Tatra Feście gdy ja ledwo chodziłam i ogólnie byłam wrakiem człowieka i nie mogłam w ogóle się po tym starcie pozbierać Romek zaczął swój projekt z dwutysięcznikami tatrzańskimi i to jest niesamowite że on po takim starcie dosłownie w dwa - trzy dni był w stanie zrobić taką trasę a potem w kolejnych latach pokazał że stać go na wiele więcej i naprawdę bardzo mi imponuje swoją postawą i też bardzo mi wczoraj zaimponował wynikiem w Tatrach Fest biegu.

 

BHU: Tak.

MW:  Tak, dwa tysiące dwadzieścia tak.

BHU: Pięknie pobiegł i rzeczywiście sposób w jaki on się regeneruje jest niesamowity. To co pokazał łuk Karpat i GSB to jest po prostu to fajne. To fajna historia z tą blondynką.

MW:  Tak. Ja się z tego śmieję do tej pory, ale właśnie ta historia też mi pokazała, że można daleko przesunąć granicę, że w momencie takiej dużej mobilizacji.

BHU: Właśnie, zwłaszcza że Ty jeszcze do dystansu nie byłaś przyzwyczajona, prawda?

MW:  Tak.

BHU: I ciągle parłaś bardzo mocno z tego co mówisz.

MW:  Tak.

BHU: I że dawałaś radę cały czas. Po prostu niesamowite.

MW:  Przyśpieszyłam znacznie i ta przewaga była na mecie dużo większa właśnie. Też wyrobiona poniekąd na tej końcówce.

 

BHU: Powiedziałaś, że niedużo startujesz. Z czegoś to wynika czy?

MW:  Myślę, że to wynika z tego, że nie regeneruję się tak szybko jakbym chciała i mam też tak że jak już startuję to już vabank, już wchodzę i często daję z siebie tak dużo, że potem musi minąć sporo czasu zanim się zregeneruję i lubię sobie wyznaczać kilka takich głównych startów. W międzyczasie coś tam się przytrafi, ale jednak ta liczba nie jest mimo wszystko duża tak, a w Tatrach oczywiście też lubię trenować i startować. To jest zrozumiałe. Jakoś zależy mi zawsze, żeby w Tatrach dobrze biegać, ale myślę, że to, że zdecydowanie więcej biegam tutaj niż w innych częściach kraju wynika z tego, że już poniekąd się ukierunkowuję w stronę screeningu. To jest rodzaj biegania który mi się najbardziej podoba i uważam, że tak naprawdę screening w Polsce jest tylko w Tatrach.

BHU: To prawda.

MW:  Raczej w Bieszczadach nie ma.

BHU: Nie, raczej nie, ale słuchaj, ale Babia Góra na przykład?

MW:  Właśnie tak. Tam mnie nie było na zawodach i myślę, że trzeba będzie ten kierunek obrać któregoś razu.

 

BHU: Uważaj tylko tam na Romana.

MW:  Romanowi to już teraz mogę tylko pomachać na starcie

BHU: Tak. Roman rzeczywiście bardzo się rozwinął. Dobrze a opowiedz o Twoim starcie w Tatra Sky Maraton. Wszyscy wiedzą, że Ty jesteś mocna, ale ten start był wyjątkowy. Chyba też była mocna obsada bardzo, prawda? Dziewczyn na starcie. Jak Ty siebie widziałaś przed startem w ogóle?

MW:  Bardzo mi zależało na tym biegu. To był mój w zasadzie docelowy start w tym roku zwłaszcza po reorganizacji wynikającej z sytuacji covidowej, kiedy okazało się że tak naprawdę część z tych startów które zaplanowałam się nie odbędą. Okazało się, że ten Tatra Sky Maraton zdecydowanie będzie numerem jeden. Chociaż i bez tego byłby to taki mój główny start właśnie (ns.1:13:53) i przygotowywałam się do tego startu najlepiej myślę, jak potrafiłam, na tyle na ile mi zdrowie pozwalało i byłam pewna, że chcę powalczyć, aczkolwiek pojawiło się troszeczkę po drodze komplikacji, które zasiały wątpliwość u mnie więc na starcie czy przed startem byłam nawet powiedziałabym troszeczkę zrezygnowana i jak zawsze nastawiam się bojowo tak tym razem jakoś tak nie czułam, że to się może udać, a jednak się udało.

BHU: A jakie się sytuacje pojawiły wcześniej?

MW:  Wiesz co mam teraz taki jakiś problem z biodrem czy z pośladkiem już ciągnący się od jakiegoś czasu. Myślę, że każdy tam od czasu do czasu łapie jakąś kontuzję i mnie się też to przytrafia i praktycznie zawsze myślę, że jest tak że jakiś tam problem się pojawia i rzadko się zdarza tak żeby wszystko się zgrało w stu procentach więc nie chcę się teraz żalić i narzekać na to ale rzeczywiście miałam troszeczkę takich zdrowotnych problemów więc ten trening był czasami przerywany czy jakieś tam jednostki musiały wypaść z planu.

 

BHU: Dobrze a sam ten start w Tatra Sky Maraton jak wyglądał powiedz?

MW:  Jeśli chodzi o przebieg rywalizacji?

BHU: Tak.

MW:  Wiesz co tak. Dominika Stelmach ruszyła bardzo mocno i prowadziła przez pierwszą część zawodów mniej więcej pięciominutowym odstępie od niej biegłam ja z Martyną i na pierwszym podejściu od Przełęczy w Grzybowcu na Kopę Kondracką po drodze wyprzedziłam Martynę i byłam na drugiej pozycji. Wydaje mi się, że na Kopie Kondrackiej Dominika miała już około pięciu minut przewagi więc bardzo dużo. Rzeczywiście mocno zaczęła. Zresztą sama to później mówiła, że tak sobie to zaplanowała i po prostu zaryzykowała. Ja starałam się biec swoim tempem, aczkolwiek to moje tempo było takie, że też już na Kopię ogólnie na Czerwonych Wierchach czułam już trudy zawodów a to dopiero był początek. Także też nie biegło mi się jakoś super lekko ale starałam się trzymać swoje mocne tempo. Później z Ciemniaka jest dość długi zbieg na halę Ornak i w dolinie Tomanowej zobaczyłam Dominikę co mnie mocno zaskoczyło, bo widziałam wcześniej, że mam dużą przewagę i w zasadzie wcześniej jej nie widziałam, ale dobiegłam do niej na punkcie odżywczym i to był właśnie moment, kiedy się przytesawowaliśmy. Dominika nie miała suportu więc troszeczkę więcej czasu tam musiała spędzić, a mnie pomógł właśnie Marcin Ścigalski, też był Maciek Dąbrowski i Łukasz Tracz. Bardzo im dziękuję za pomoc. Naprawdę ekspresowo to poszło i tam się z Dominiką przetasowałyśmy, ale ja wiedziałam, że Dominika mnie za chwileczkę doścignie, bo zaczynało się podejście. Ona jest bardzo mocna pod górę więc wiedziałam, że ta moja przewaga jest chwilowa i rzeczywiście tak się stało, że Dominika na Iwariacką Przełęcz wbiegła przede mną, wyprzedziła mnie i miała kilkadziesiąt myślę metrów przewagi, ale cały czas ją widziałam. Ja starałam się nie przyśpieszać z tej okazji tylko trzymać swoje tempo, bo wiedziałam że jeżeli będę w tym momencie próbowała ją za wszelką cenę gonić to po prostu nie starczy mi sił i tym swoim równym tempem zaczęłam ją doganiać i Dominika zresztą też później mówiła że miała tam troszeczkę kryzys i połączyłyśmy się mniej więcej przed Ornakiem, chwileczkę razem biegłyśmy i później ja stwierdziłam że mogę trochę szybciej i ją wyprzedziłam i od tego momentu prowadziłam, aczkolwiek powiem szczerze że cały czas się obawiałam że albo właśnie Dominika albo Martyna która też nie była daleko za mną mnie dogonią więc myślę że do samej mety czułam dreszczyk niepewności a szczególnie obawiałam się końcówki bo jakoś te przewyższenia i te trudności pod górę czy w dół mnie nie przerażały. Bardziej się obawiałam końcówki od Doliny Chochołowskiej do mety ścieżką nad reglami i później w płaski fragmenty w Dolinie Kościeliskiej pod reglami. To były miejsca, gdzie wiedziałam że dziewczyny raczej pobiegną szybciej ode mnie, bo są niesamowicie szybkie jedna i druga i jakoś tak sobie wyobrażałam nawet w sumie przed tym startem że jeżeli bym miała jakimś cudem uciekać to to tam będzie na pewno gorąco.

BHU: Ale w końcu wpadłaś na metę i to nie z taką małą przewagą.

MW:  Tak się udało. Tak.

BHU: Właśnie.

MW:  Tak.

BHU: Także musiałaś tam niesamowicie odrobić.

MW:  Wiesz co nie wiem. Wydaje mi się, że chyba ta największa przewaga się pojawiła na tym odcinku powiedzmy od Ornaku przez Starorobociański do Polany trzydniówka na zbiegu. Tam wydaje mi się, że zrobiłam największą przewagę a ta końcówka raczej podejrzewam, że nie była miejscem, gdzie ta przewaga rosła tylko raczej albo topniała albo się utrzymywała na podobnym poziomie.

BHU: A powiedz nadal ten trening teraz przede Tatra Sky Maraton to też są cztery dni w tygodniu i tak raczej spokojnie czy?

MW:  Wydaje mi się, że teraz to jest tak między cztery a sześć raczej. Pewnie średnio około pięciu dni biegowych, raz w tygodniu rower mniej więcej, ale też nie zawsze

.

BHU: A jak te treningi wyglądają? Czy to są treningi w górach czy po płaskim czy w którym zakresie na przykład głównie biegasz?

 

MW:  Wiesz są bardzo różnie. Bardzo różnie. To Marcin tak rozpisuje treningi, że dużo się dzieje, ale przede wszystkim jest to bieganie w terenie. W tym roku bardzo niewiele zdarzyło mi się biegać po płaskim. Zresztą trudno jest biegać po płaskim w Zakopanym i jedyną szansą jest stadion. W tym roku tego stadionu było bardzo niewiele, bo po prostu nie dałam rady na stadionie trenować, ale pojawiło się kilka jednostek takich zamiennych i odpowiadając jeszcze na Twoje pytanie – Różnie. Jest bardzo różnorodny ten trening. Jest praca w drugim zakresie, są podbiegi, są jakieś tam przyspieszenia. Także.

BHU: I to jest tak, że z tygodnia na tydzień też te treningi masz takie wymieszane czy masz tak że w każdy dzień tygodnia robisz podobne trening?

MW:  Nie, nie, nie. To znaczy Marcin rozpisuje mi treningi na dany tydzień a w zasadzie w ostatnich dwóch miesiącach praktycznie z dnia na dzień nawet nie planuje aż. To znaczy pewnie w głowie ma plan na cały tydzień albo nawet do przodu, ale kontaktujemy się codziennie i wtedy dostaję informację jaki mam trening do zrobienia.

BHU: A biegasz na tętno czy na samopoczucie?

MW:  Jedno i drugie. Biegam z paskiem, ale dużą taką informacją dla mnie jest to, jak się czuję i często to tętno nie jest jedynym wyznacznikiem i bardziej zwracam uwagę na samopoczucie.

BHU: A jak zbiegasz w ogóle? Jesteś zadowolona ze swojego z biegania?

MW:  Wydaje mi się, że zbiegam całkiem nie najgorzej. Raczej nie trenuję zbiegów jako takich, bo uważam, że to jest po prostu zbyt ryzykowne. Szkoda by było sobie złamać rękę na treningu, prawda? Więc raczej tego nie trenuję, ale na zawodach potrafię wyłączyć strach i rzeczywiście mocno, mocno zbiegać. Zwłaszcza jak jest trudno to wydaje mi się, że to są takie fragmenty, gdzie w porównaniu do innych zyskuję.

BHU: Czyli nie czujesz jakiś blokad psychicznych, wewnętrznych?

MW:  Wiesz co oczywiście zawsze jest obawa przed upadkiem i zawsze jest moment taki, że jakby gdzieś tam z tyłu głowy pojawia się myśl, że może ostrożniej i uważaj, bo tutaj możesz się wywrócić więc to też nie jest takie zbieganie na łeb, na szyję. Raczej ostrożnie, ale mocno.

BHU: A jakbyś jak tak myślisz o sobie to jakie elementy treningu u siebie byś jeszcze zmieniła, poprawiła?

MW:  Myślę, że dużo jest takich elementów które wymagają poprawy. Na pewno technika biegu. To jest element do poprawy. Na pewno szybkość. Raczej nie uważam żebym była szybką zawodniczką. Wszystko co się tyczy treningu uzupełniającego to jest na pewno pole do dużego manewru u mnie. To by były takie chyba trzy główne. Ja w zasadzie lubię trenować też po płaskim. Kiedyś nie przepadałam za wizytami na stadionie a teraz nawet lubię. Wiem, że tam mogę jeszcze dużo poprawić i dużo później zyskać więc bardzo chętnie, aczkolwiek na pewno chciałabym startować w biegach które jednak się składają z dużych przewyższeń i z trudnego terenu więc to jest mój główny kierunek i to w czym chcę się rozwijać. Także ten trening po płaskim na pewno się przełoży, ale raczej nie mam zakusów, żeby on się przełożył na przykład na bieganie po płaskim.

BHU: Tak, rozumiem.

MW:  Bo nie mam chyba za bardzo ambicji, żeby na przykład przebiec maraton płaski. Bardziej na przykład dychę chciałabym pobiec szybko. To znaczy szybko na miarę moich  możliwości, prawda? I to jest miejsce, gdzie, gdzie chciałabym kiedyś się sprawdzić i zobaczyć na ile jestem w stanie pobiec płaskie.

BHU: Na przykład na takiej imprezie jak bieg granią Tatr to tam są takie fragmenty, że chyba bieganie szybkie się przydaje, zwłaszcza jak się wybiegnie na Czerwone Wierchy, ale Ty rozumiem głównie swoją siłę upatrujesz w podbiegach i zbiegach.

 

MW:  Tak, zdecydowanie. Już teraz po tych kilku latach startowania widzę, że to mi chyba najlepiej wychodzi.

BHU: Jakaś impreza, którą chciałabyś pobiec w przyszłym roku, jakaś główna?

MW:  Ojejku. Jest tego dużo. Tak szczerze powiedziawszy to ja mam raczej problem z tym co wybrać.

BHU: Proszę.

MW:  Tak, tak. 

BHU: Przy założeniu oczywiście że te zawody się wszystkie odbędą to Twoja pierwsza trójka jaka by była?

MW:  Wiesz co przede wszystkim chciałabym pobiec trofeokima, zawody we Włoszech które miały się odbyć w tym roku i byłam zapisana. Niestety się nie odbyły i zostały przełożone na rok dwa tysiące dwudziesty drugi, czyli za dwa lata.

BHU: Ojej.

MW:  Tak, tak bo to są zawody które się odbywają co dwa lata. Była opcja albo odzyskania bodajże siedemdziesięciu procent wpisowego albo przeniesienia pakietu startowego za dwa lata. Oczywiście wybrałam opcję numer dwa. W prawdzie nie wiem czy jeszcze będę żyć wtedy, ale stwierdziłam: Dobra, kima za dwa lata obowiązkowo. Tak i to jest na pewno jeden z tych startów który mi się marzy. Ostatnio pojawił się pomysł wystartowania w biegu Matterhorn Ultrax Extrim. To jest bieg, który w kalendarzu biegów europejskich jest dopiero od zeszłego roku. Od razu się wpisał w kalendarz Pucharu screeningu, ale to są takie zawody, że jak zobaczyłam filmik to od razu się zakochałam i nawet przez chwilę był pomysł, żeby pobiec w tym roku. Zdaje się, że w ten weekend następny ma się to odbyć, ale pomysł się pojawił na tyle późno i na tyle był szalony, że jednak rozsądek przeważył.

BHU: To jakie są parametry tego biegu ultra extrime?

MW:  Matterhorn ultrax.

BHU: A ultrax.

MW:  Tak, tak.

BHU: OK.

MW:  Dwadzieścia dwa kilometry i dwa osiemset do góry w terenie trudnym.

BHU: Tak.

MW:  Z elementami takimi powiedzmy wspinaczkowymi już.

BHU: Rozumiem, że wszystko z widokiem na Matterhorn?

MW:  Tak, tak.

BHU: Bardzo pięknie.

MW:  Na pewno na tej liście znajduje się jeszcze (ns.1:28:34) w Szkocji. To też jest jeden z moich wymarzonych biegów głównie ze względu na te trudności techniczne które tam się pojawiają i Tromso. To takie top topów.

A to takie hardkory ostre.

MW:  Tak.

BHU: A Ty w ogóle wspinałaś się kiedyś?

MW:  Miałam epizod wspinaczkowy.

BHU: Tak?

MW:  Tak, tak.

BHU: Nie obawiasz się wysokości albo właśnie żywej skały, po której miałabyś się tam troszeczkę wspiąć momentami?

MW:  Nie.

BHU: Nie? Nie jest to dla Ciebie?

MW:  To znaczy nie jestem chory chojrakiem i na pewno lęk się pojawia w niektórych momentach. Też są takie chwile, kiedy nie jestem pewna w stu procentach w górach i rzeczywiście każdy krok jest ważony i ostrożny, ale chyba to co mi się najbardziej w górskim bieganiu podoba to te ekstremy. Jakoś to jest kierunek taki najbardziej dla mnie pociągający.

BHU: Fajnie.

MW:  Tak.

BHU: Fajnie. To się będzie działo.

MW:  Zobaczymy.

BHU: Kurczę takie wiesz to są ogromne emocje jednak jak ktoś z naszych startuje na takich wiesz ważnych trudnych zawodach. To jest super.

 

MW:  Na pewno będę musiała potrenować dobrze do takich zawodów i również poruszanie się w takim terenie trudniejszym, bo tam już rzeczywiście zwłaszcza w Szkocji jest trudno dosyć.

BHU: Ale Ty biegłaś już. To było w Szkocji nie (ns.1:30:18) tylko biegłaś.

MW:  (ns.1:30:20) Tak, tak biegłam i zakochałam się w Szkocji wtedy.

BHU: Tak?

MW:  Tak. Świetny bieg. Naprawdę rewelacja. Bardzo mi się podobało. To jest właśnie taki rodzaj biegania który mi się najbardziej podoba jak dużo się dzieje, jest skała, trzeba czasem złapać ręką, przejść po grani. To są te fragmenty które mnie najbardziej cieszą. Im trudniej tym fajniej. Nie mówię, że jestem w tym super, bo myślę, że mogę się jeszcze dużo nauczyć i dużo podszkolić, ale to mi się najbardziej podoba. Wtedy, kiedy jest górsko wtedy mi się podoba najbardziej. Jakoś chyba nie pociąga mnie tak bardzo na przykład bieganie po lesie jak bieganie gdzieś właśnie wyżej w górach, gdzie ten kontakt ze skałą i nie wiem jest.

BHU: Bezpośredni.

MW:  Bezpośredni. Tak, tak.

BHU: To u Kiliana byłoby Ci dobrze. Pewnie oglądasz jego filmiki z zapartym tchem.

MW:  Tak, zdecydowanie.

BHU: Dobrze. Opowiedz Miśka, bo powiedziałaś o planie B i C na swoją przyszłość. Jakbyś mogła zdradzić jakie to są plany i jeśli nie biegowe, jeśli nie sportowe to może jakieś inne?

MW:  Wiesz akurat miałam na myśli bardziej sportowe plany, ale wiesz co ja mam cały czas takie poczucie, że troszeczkę za mało działam w górach. Chciałabym działać w tych górach więcej. Zajmuję się bieganiem po tych górach i rzeczywiście to moje bieganie gdzieś tam kręci się wokół gór. Te góry są w epicentrum i generalnie, gdyby nie góry to raczej nie chciałabym biegać. To znaczy, jeżeli bym miała biegać po płaskim to wolałabym w ogóle nie biegać, ale cały czas czuję jakiś niedosyt gór i mam wrażenie, że można wracać mam wrażenie. Wiem o tym, że można w nich robić znacznie więcej nie tylko po nich biegać więc na pewno mam w głowie dużo pomysłów, jeśli chodzi o jakieś trudniejsze przejścia. Może jeszcze nie całkiem wspinaczkowe, ale po prostu w trudniejszym terenie. Na pewno chciałabym się wspinać w górach. To też jest takie moje duże marzenie. Liznęłam troszeczkę tego, ale niewiele. Bardziej wspinałam się sportowo w skałkach. Znaczy sportowo w moim poziomie to jeszcze nie było to jakieś sportowe wspinania, ale powiedzmy skałkowo. Na pewno mam duży niedosyt, jeśli chodzi o zimową działalność górską i tutaj chciałabym troszeczkę rozwinąć skrzydła. Mam na myśli głównie narciarstwo wysokogórskie i ski alpinizm w wydaniu też zawodniczym. Myślę, że chciałabym spróbować tak żeby zobaczyć, jak to jest, wystartować w zawodach, ale też właśnie pozjeżdżać w fajnych miejscach, bo jakoś w zimie trochę mi brakuje czasu na realizowanie jakichś tam swoich celów sportowo-górskich i bardzo chciałabym ten temat rozwinąć.

BHU: Tak. Ta zima też za szybko się kończy.

MW:  Tak. Chociaż wiesz w Zakopanym zima jest pół roku.

BHU: Tak, ale właśnie pierwsze dwa miesiące człowiek się zbiera: O jest śnieg to pójdę zrobić coś w górach a potem jakoś się to rozłazi wszystko. No nic. Dziękuję Ci Miśka strasznie za rozmowę. Jesteś bardzo fajną osoba.

MW:  Ojej, dziękuję. Bardzo mi miło.

BHU: I zaskoczyłaś mnie po prostu w tylu aspektach, że po prostu aż nie wierzę. Także super. Przepraszam, że tak długo, ale chciałem się dowiedzieć więcej o Tobie.

MW:  Dziękuję bardzo za rozmowę. Bardzo miło mi się rozmawiało.

BHU: Dziękuję serdecznie. Pozdrawiam Cię i do zobaczenia na zawodach.

MW:  Dzięki. Papa.

BHU: Papa. 

 

No i czyż Miśka nie jest wspaniała? Czy ludzie nie są wspaniali? Im dłużej prowadzę ten podcast tym więcej odkrywam tych skarbów dla siebie i dla Was, a te skarby najłatwiej znaleźć w górach.

 

Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Jeśli podoba Wam się to co robię gorąco namawiam do wsparcia podcastu finansowo na patronite.pl/blackhatultra. Jedynym finansowym źródłem wsparcia tego podcastu jesteście Wy – słuchacze. Bardzo doceniam każdy wkład a najniższy próg wsparcia to tylko pięć złotych, więc serdecznie zapraszam do kliknięcia w link, który znajdziecie w opisie odcinka. Podcast można również wspierać w mediach społecznościowych udostępniając informacje o nim w postach, relacjach i na tablicach. W tej chwili podcast na patronite wspiera już osiemdziesiąt osób, ale chciałbym wymienić tutaj nazwiska tych których wkład jest największy. Są to: Agnieszka Barczyk, Krzysztof Bednarz, Magdalena Czernicka, Agnieszka Dudek, Andrzej Gąsiorowski, Bieta – Hirń- Morawska, Michał Janiak, Paweł Kaczmarek, Łukasz Kluba, Przemysław Kozłowski, Szymon Kubicki, Agnieszka Łęcka, Marek Maj, Michał Mężykowski, Wojciech Pietrzok, Mariusz Podgórny, Łukasz Różanowski, Kamil Sowiński, Michał Stefaniak, Błażej Wachienko, Hubert Wierzbicki, Edyta Winnicka i Michał Wójcik. Nieustająco zapraszam wszystkich również do wystąpienia w moim drugim podkaście o nazwie BlackHatTeam. Jego formuła wygląda w ten sposób, że sami nagrywacie swoje historie a nagrany materiał wysyłacie do mnie i ja go publikuję w formie podcastu. Zapraszam do kontaktu mailowego na adres: ultra @blackhatultra.pl. Ten odcinek podcastu przygotowali: Kamil Dąbkowski - Prowadzenie i montaż oraz Piotr Krzysztof-Pietrzak - Transkrypcja i media społecznościowe, a autorem muzyki jest Audiodealer. 

 

Fajnie kochani, że jeszcze tu jesteście. Dzisiaj nie powiem Wam nic wzmacniającego niestety. Jestem bardzo przepracowany i zmęczony więc kochani dbajcie o siebie i tym razem wyślijcie do mnie sporo dobrej energii. Przyda mi się.

 

Buźka.

bottom of page