top of page

TRANSKRYPCJA
#78 MICHAŁ WOROCH

          Przychodzą mi do głowy te wszystkie wspomnienia gdy jedziemy w stronę Uchu Ain. W środku Defendera trzęsie. To auto o dość twardym zawieszeniu. Widzę za oknem równinę pokrytą połowymi trawami i wciąż wraca do mnie myśl o tym jak bardzo pragnąłem znaleźć się dokładnie w tym miejscu za kierownicą trzytonowego samochodu. Ale mimo że jest tak jak powinno być, wciąż nie mam poczucia, że ta podróż już się zaczęła. Przez ponad dwa lata, które spędziłem na planowaniu wyprawy najpierw marząc, a potem pozyskując kolejnych sponsorów i przystosowując samochód nie zastanawiałem się jak to będzie znaleźć się w drodze. Siedząc za kierownicą The Factory sunie na południe mijając duże miasta, zatrzymując się na poboczach drogi tak pustej, że można po niej jeździć wózkiem i kręcić kółka. Zdaję sobie sprawę, że nic nie czuję. Tak jakbym oglądał drogę i siebie samego gdzieś z boku, jakbym spoglądał na Macieja i na naszą podróż jak bezstronny obserwator. Widzę błękitne, lekko zachmurzenie niebo, które zbiega się na horyzoncie z oceanem pogłębiając wrażenia ogromnej, otwartej przestrzeni. Czuję wibracje auta, powiewy ciepłego wiatru, pachnącego nagrzaną od słońca ziemi, ale wciąż nie czuję podróży. Tak jakbym bał się sam przed sobą przyznać, że wyruszyłem.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch

BLACK HAT ULTRA:

Hej! Witajcie w podcastcie BLACK HAT ULTRA. Dzisiaj chciałem was zaprosić na szczególne spotkanie z Michałem Worochem. Długo o tym myślałem i tak dokładnie to jeszcze nie wiem dlaczego. Nie wiem dlaczego jak patrzę na to zdjęcie z wyprawy Michała i Maćka, na którym siedzą we dwóch na wózkach inwalidzkich przy Defie ogarnia mnie ogromny podziw i wzruszenie. Jak niesamowita musiała być to siła, która doprowadziła do tej sytuacji. Jaki obłędny hart ducha, nieustępliwość, niezgodę na to, że czegoś się nie da. Chęć bycia niezależnym i życia na własnych zasadach. Te motywacje, które wymieniłem są podstawą życia każdego wolnego człowieka. Może to mnie właśnie wzrusza, może mi tego brakuje w moim życiu. Może brakuje mi też poczucia tej niezwykłej przyjaźni pomiędzy dwoma kumplami i Defem, bo to zwykły samochód nie jest. Możemy mu nadać imię. Posłuchajcie o tym jak Michał z Maćkiem i DEFem przejechali przez dwie Ameryki od południa na północ. Jak to jest wyruszyć w podróż samochodem, który najpierw musiał zostać gruntownie wyremontowany i dostosowany do niepełnosprawności chłopaków, ale mimo to czas wysiadania z samochodu zajmował im około 20 minut. Jak sobie radzili gdy Def się zakopywał, psuł, gdy czuli się chorzy lub zmęczeni. Jakich niesamowitych poznali ludzi. Zobaczyli krajobrazy, poczuli smaki i zapachy. Jestem głęboko przekonany, że nie mogłem dać wam lepszej inspiracji. Jeżeli też ją poczujecie to kupcie proszę książkę Michała Worocha pod tytułem "Krok po kroku". Dochód z tej książki wesprze jego rehabilitację i kolejne niewiarygodne plany. Rozmowę z Michałem postanowiłem opatrzyć fragmentami z jego książki. Bawcie się dobrze. Buzka!

Witam cię Michał. 

MICHAŁ WOROCH:

Cześć, witam.

BLACK HAT ULTRA:

Bardzo mi miło, że udało nam się w końcu spotkać. Chyba już ładnych kilka miesięcy próbujemy się gdzieś tam umówić. Także bardzo się cieszę. Szalenie mnie inspiruje twoja książka, którą napisałeś o swojej wyprawie z Maćkiem przez Ameryki. Obaj jesteście niepełnosprawnymi osobami i książka jest absolutnie niebywała. Jest też pisana takim bardzo lekkim językiem, takim w takim stylu dokumentalnym trochę. Mam wrażenie jakbym oglądał takie skandynawskie kino gdzie takim chłodnym językiem filmowym, w twoim przypadku literackim, opowiadane są ciężkie, trudne historie. I mam do ciebie pytanie czy ty masz swojego jakiegoś mistrza pisarstwa, który cię inspiruje czy też gdzieś tam formę sam wypracowałeś na własne potrzeby?

MICHAŁ WOROCH:
Nie, tutaj akurat w książce to bardzo mi zależało na tym, żeby opisać coś co się wydarzyło u mnie w życiu. A tak naprawdę może stąd to wynika, że jest tak chłodno, bo podróż stała się tylko tłem do pisania tego co w życiu przeżyłem. Czyli te podróże. Podróż jest tylko pretekstem do pisania tego, więc [...].

 

BLACK HAT ULTRA:

Tak, tam jest strasznie dużo emocji, tylko że one są napisane bez, wiesz, nie używasz żadnych wielkich słów, nie epatujesz w tym wszystkim, tylko coś w tym szalenie skromny. I to jest wydaje mi się ogromna moc tej książki.

MICHAŁ WOROCH:

To nie wiem. To jest tak, jak teraz rozmawiamy. No po prostu opowiedziałbym ci to pewnie tym samym językiem po prostu. Prosto i bez żadnego kolorowania opowiadając jak jest i co czujesz, i co jak coś się wydarza to jak to po prostu przetrawiasz się albo jak to odnosisz do swojego życia. Tylko tyle.

 

BLACK HAT ULTRA:

I aż tyle. [śmiech] Słuchaj ta podróż przez Ameryki od południa na północ, aż do Alaski, to nie była twoja pierwsza podróż i też to nie była twoja pierwsza podróż z Maćkiem. Wcześniej odbyliście krótsze wyprawy. Jakbyś mógł dwa słowa o tym powiedzieć.

MICHAŁ WOROCH:

Z Maćkiem dokładnie zrobiłem jedną wcześniej, a u mnie zaczęło się to dziać, że moi przyjaciele w pewnym momencie zadawali mi pytanie czy nie chcę gdzieś z nim pojechać, albo też osoby, które dopiero poznawałem. Tak jak np. miało to miejsce z Mongolią. I w pewnym momencie w szpitalu jak leżałem z Maćkiem, bo to też jest tak, że poznaliśmy się w szpitalu w momencie kiedy ja powoli przestałem chodzić, a Maciej drastycznie usiadł na wózek z powodu nowotworu, który który miał, który został wycięty i miał też przerwany rdzeń i usiadł na wózek. A ja z powodu choroby przestawałem chodzić. Tak los chciał, że nas położył na jednej sali, no i tak się spotykaliśmy w szpitalu. No i raz na jakiś czas mówię "o Maciek byłem tu, Maciek byłem tu". No i w pewnym momencie, dokładnie w 2011 mówię: Maciej zróbmy coś razem. Maciek mówi: jak sobie to wyobrażasz? A ja mówię, że kupię starą T4 i objedziemy Europę dookoła. A on mówi: no dobrze, jak kupisz auto, to się odezwij. No i po roku czasu położyliśmy się znowu do szpitala, był już samochód, zaplanowaliśmy trasy i ruszyliśmy. Około 3,5 miesiąca podróżowaliśmy we dwójkę bez pomocy innych osób. No i po podróży doszło do mnie to, że to jest fajny sposób spędzania czasu, fajny sposób rozszerzania swojej strefy komfortu, więc zaplanowaliśmy kolejną podróż. Początkowo miała być odnośnie kręcenia filmu, no ale skończyło się na tym, że zbudowaliśmy samochód, wysłaliśmy go do Ameryk i tak jak mówisz - przejechaliśmy kawał świata.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie. To jest niesamowite. Wtedy tę T4 też już próbowałeś jakoś dostosowywać do własnych potrzeb?

MICHAŁ WOROCH:

Tak, no bo to jest też tak, kupujesz auto, którego nie może prowadzić tak naprawdę. Bo żeby prowadzić samochód jeśli poruszasz się na wózku, to musisz go przerobić i kupiliśmy w automacie. No i gaz, hamulec musieliśmy zrobić tak, żeby był na rękę. Też nie mogłem wskoczyć do auta. Maciek na tyle silne ręce, że mógł się ciągnąć na siedzenie pasażera czy kierowcy. W moim przypadku musiałem po prostu coś zacząć szukać No i poszukaliśmy, właściwie dokładnie Macieja tata znalazł na Allegro windę, która jeździła na lotnisku w Anglii w jakimś busie, jakiś pan kupił busa, przywiózł do Polski i sprzedał windę za 800 złotych. Nasz ukochany mechanik podciął ją, pospawał i zamontował do auta. Ta winda działa do dzisiaj. Więc tym wchodziliśmy do auta mój znajomy Romek pospawał nam takie łóżko z tyłu, żeby równo z wózka się przesiadać na to łóżko. I spaliśmy w aucie, prowadziliśmy samochód, jedzenie mieszało nam się z ubraniami, więc po 3 miesiącach wszystko strasznie śmierdziało. To nas nauczyło tego, żeby ten kolejny samochód jakoś bardziej zaadoptować do podróży. 

 

BLACK HAT ULTRA:

A potem była podróż do Mongolii, gdzie z kolei podróżowałeś na koniach.

MICHAŁ WOROCH:
To było wcześniej. 2012 to jest z Maćkiem, a 2008 ja jeszcze nie jestem pogodzony z sytuacją, że siedzę na wózku, poznaje Szymona Mizerę, który organizował festiwal muzyczny. Ja gram sambę anarchistyczną w Rozbracie w Poznaniu i jedziemy całą grupą na otwarcie festiwalu, który Szymon otwierał. Wszyscy śpią w remizie na ziemi, po poranku Szymon podchodzi, pomaga mi wsiąść na wózek i się pyta czy nie pojadę z nim do Mongolii. Ja mówię, że ok. A on mówi: to zapytam mojej przyjaciółki czy możesz jechać, bo to jej pomysł, żeby kręcić film w Mongolii. Kasia Mateja kręciła tam film z dziewczynami. No i Kasia napisała maila, że spoko może jechać z nami, ale niech nauczy się jeździć konno. Więc tak to się zaczęło.

 

BLACK HAT ULTRA:

Niesamowite. Tam też musiałeś stworzyć kawałek technologii, żeby móc podróżować na koniu?

MICHAŁ WOROCH:

To się od tego zaczęło tak naprawdę, bo słuchając Kasi pojechałem do jednej szkoły gdzie próbowałem się nauczyć jezdzić konno. Powiedziano mi, że to jest nie do zrobienia. Pojechałam do szkoły gdzie uczą osoby z niepełnosprawnościami, też powiedziano mi, że to jest nie do wykonania, żebym wysiedział 3 albo 5 albo 10 dni w siodle po 10 godzin dziennie. I wróciłam do domu i zacząłem myśleć jak to można po prostu rozwiązać. Stwierdziłem, że muszę się jakoś przywiązać do tego konia, więc od zaprzyjaźnionych strażaków dostałem jakiś stary pas strażacki, taki pamiętający naprawdę sporo historii. W sklepie żeglarskim kupiłem jakieś linki, na szrotowisku wyciąłem pasy samochodowe i z tego wszystkiego zszyłem uprząż, która miała mnie trzymać do konia. I nie wiem jak to się wydarzyło, ale nigdy tego nie przetestowałem w Polsce. Włożyłem do plecaka, pojechaliśmy do Mongolii. Czyli dzień do Moskwy, 5 dni Transsyberyjską do Ułan Bator, 5 dni samochodem do ostatniej miejscowości gdzie dojeżdża samochód. No i tam wyciągnąłem to z plecaka, przyczepiłem do siodła i mówię: dobra, sprawdzamy czy działa. No i okazało się, że zadziałało. I pojechaliśmy trzy dni drogi konno po 10 godzin dziennie do osady Catanów, którzy mieszkali przy granicy z Rosją. Okazało się, że patent prawie zadziałał. Musiałem go trochę przerobić, żeby nie bolało, tak jak bolało do. Droga powrotna, ale udało się to wszystko zrobić. To nauczyło mnie tego, że tak naprawdę wszystko można przystosować w życiu pod swoje potrzeby jeśli czegoś nie możesz zrobić.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie, ale u ciebie ta chęć, ta siła, ta potrzeba dostosowania rzeczywistości do własnych potrzeb jest po prostu ogromna. To znaczy wiesz, na twoim miejscu mnóstwo osób by się po prostu poddało, a ty tego nie zrobiłeś. Jak myślisz, z czego to wynika?

MICHAŁ WOROCH:

Często się zastanawiam jak to życie się ułożyło tak, że jestem w tym momencie, w którym jestem, i że tak lubię to życie. Chociaż było naprawdę dużo trudnych momentów takich, że nie chciało mi się żyć, po to żeby wszyscy byli najgorsi itd. Ale z biegiem czasu, krok po kroku jakoś tak się to zmieniło na dobre. Wydaje mi się, że środowisko, w którym byłem, mam wspaniałą rodzinę, dostałem bardzo dużo miłości od siostry, która cały czas była ze mną w takich trudnych momentach gdzie powinna uciec w ogóle za te moje wszystkie psikusy, które robiłem z niepogodzenia z sytuacji. No i też mam wspaniałych przyjaciół i osoby, które są blisko, które wytrzymały to. Bo to nie było proste, żeby wytrzymać z osobą, która chciała cały czas walczyć. I tak naprawdę jak walczysz, jak jesteś niepogodzony, to najbardziej odbija się to na najbliższych, a oni to wytrzymali. Pewnie to wszystko razem połączone stworzyło mnie teraz. 

 

BLACK HAT ULTRA:

Wydaje mi się, że musiałeś mieć jakąś klarowną wizję tego co chcesz zrobić, dlatego ludzie podążają za tobą.

MICHAŁ WOROCH:

Czy klarowną, nie wiem. Na początku nie wiedziałem co w ogóle się dzieje np. jadąc do Mongolii. Ale po podróży stwierdziłem, że to fajna ucieczka od niepełnosprawności. Kolejne wyjazdy były już tak trochę z ciekawości i z chęci sprawdzenia się. Teraz stało się to tak, że po prostu jest to moja pasja. Cudowne narzędzie do rozpychania strefy komfortu. Często to w ogóle powtarzam, bo tak to czuję. I zmieniło się to po prostu z ucieczki w coś, co kocham.

BLACK HAT ULTRA:

Też mówisz często o tym w książce, że jesteś taką osobą, która się nie potrafi zatrzymać i jakby ciągle musisz działać. I też miałeś takie poczucie, że ta wyprawa po Amerykach to już. Ty już jesteś spełniony. Ty już zrobiłeś co masz zrobić, spełniłeś swoje wielkie marzenie, i że teraz usiądziesz i odpoczniesz. Ale to się nie wydarzyło, idziesz dalej, wymyślasz nowe projekty i prawdopodobnie to się chyba nigdy nie skończy. Co? Jak myślisz? 

MICHAŁ WOROCH:

To jest dobre pytanie, bo właśnie z tym pytaniem ostatnio budzę się i zasypiam. Ale wydaje mi się, że coś się zmienia teraz, że dużo rzeczy jakichś takich powstaje nowych, które sprawiają, że jednak powoli zatrzymuje się i bardzo miło mi się to obserwuje u siebie. Ale rzeczywiście jest tak, że są nowe pomysły. Jest pomysł wyjazdu w Himalaje, który właśnie teraz organizuje. Ale to jest, nie wiem, nie traktuję tego jako znów jakąś pogoń. Tylko no wydarza się to wszystko, ale to się wydarzy po to, żeby właśnie się później zatrzymać. Więc bardziej mam wizję zatrzymania niż kolejnych jakiś szalonych wyjazdów, no i też zaczynam słuchać siebie, że to jednak to jest moje życie, to sprawiało mi przyjemność. Więc dlaczego tego nie robić?

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch

          No i uczymy się wsiadać i wysiadać. To najważniejszy problem dla ludzi na wózkach. Wsiadanie dwóch chłopaków do Defa i wysiadanie z niego to akcja, która wymaga wyjątkowej precyzji. Zwykle pierwszy wysiada Maciej. W przeciwieństwie do mnie ma silne ramiona. Najpierw wychyla się na tył samochodu i wyciąga koła swojego wózka. Potem znów się wychyla i wyciąga jego ramę, przypina koła do ramy i wystawia wózek na ziemie. Trzymając się mocno uchwytu, zsuwa się z fotela kierowcy prosto na wózek. Potem jedzie na tył i odciąga kuchnie. Boks na zawiasach, którą umiejscowiliśmy z tyłu auta. Później otwiera drzwi i wyciąga mój wózek, wyciąga koła, przypina koła do wózka i podstawia złożone pod moje drzwi. Wtedy mogę zjechać windą i na nim usiąść. Później zwykle chwilę odpoczywamy łapiąc oddech. W Boliwii na wysokości powyżej 4000 metrów. Takie wsiadanie i wysiadanie za każdym razem będzie morderczą próbą. Ale do Boliwii zostało jeszcze kilka tysięcy kilometrów.

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie, opowiedzmy odrobinę o książce, bo bardzo chciałbym zachęcić wszystkich słuchaczy do przeczytania twojej książki. Jest absolutnie wyjątkowa i mam takie wrażenie, że poza twoją chęcią, tą niespotykaną determinacją, którą ty masz w sobie i tą umiejętnością przełamywania, wydawałoby się nie do przełamania problemów. To jakby główną osią tej książki i tej podróży jest samochód. Jest przede wszystkim to, że ty, tak jak powiedziałeś, 2,5 roku przygotowywałeś się do tej wyprawy, szykowałeś głównie samochód. Potem ten samochód musiałeś przetransportować do Ameryki. No i oczywiście nim przejechać. A wiadomo to nie był najnowszy model Land Rovera, psuł się, dużo czasu i energii spędziliście nad tym, żeby przystosować go do dalszej drogi. Ale to też spowodowało, że spotkaliście wiele osób po drodze w warsztatach, różnych osób gdzieś na drogach, którzy wam pomagali przy transporcie. Również odwiedzałeś ludzi związanych z samym Land Roverem, z marką, których znałeś przez internet. Więc chciałem cię zapytać dlaczego ten model Land Rovera? To był Defender 110, tak? Dobrze pamiętam?

MICHAŁ WOROCH:

Tak. To jest stary Defender z 96 roku, model 110. Czyli taki dłuższy.

 

BLACK HAT ULTRA:

I dlaczego wybrałeś akurat? 

MICHAŁ WOROCH:

Marzenie z dzieciństwa. I supły do niego przystosować, dokręcić różne inne rzeczy. No i chyba stąd to wszystko.

 

BLACK HAT ULTRA:

Czyli z jednej strony kultowy, z drugiej strony praktyczny.

MICHAŁ WOROCH:

Tak, chociaż jak nie miałem pojęcia, że jest tak niewygodny i tak mały w środku. [śmiech] To jest naprawdę mały samochód. Może jak się go widzi gdzieś na ulicy, to wydaje się wielkim, dużym samochodem. A chyba więcej miejsca jest w T4 niż w Defenderze. Ten samochód dla nas to jest dużo opisów tego auta i sytuacji. Bo dla nas to jest taka forma, którą przygotowywaliśmy do tego, żeby zrobić tę wyprawę. Tak jak pewnie ty biegasz, to musisz przygotować swoje ciało do tego, żeby to zrobiło. Nasze ciało było nie do przygotowania, żeby przejechać dwie Ameryki bez jakiegoś narzędzia. Sprawdzaliśmy czy jesteśmy w stanie to zrobić autobusami, pociągami, hostelami. To jest nie do zrobienia po prostu tylko jadąc w nich osoby poruszające się na wózkach. Więc stwierdziliśmy, że zbudujemy samochód, który będzie dla nas domem, który będzie dla nas niezawodnym, tak do początku nam się wydawało, transportem. Czyli jak chcemy dotrzeć jakieś fajne miejsce np. na plażę, na wózkach się nie da, bo jazda na wózku po plaży to jest tak jak jazda kolażówką na plaży. Prostu nie jesteś w stanie tego zrobić. Zwłaszcza jak masz słabe ręce. A tutaj wsiadasz do samochodu, który cię tam zawiezie. Też niektóre hostele albo hotele mają tak małe wejścia w drzwi czy w ogóle łazienki, że nie jesteś w stanie w ogóle tam funkcjonować. Więc stworzyliśmy też auto w którym mogliśmy spać. Więc to była taka nasza forma do podróżowania.

BLACK HAT ULTRA:

Wasz wehikuł taki. 

 

MICHAŁ WOROCH:

Tak. Rzeczywiście się psuł, ale tak naprawdę z perspektywy czasu nie zamieniłbym tego czasu. Bo powiedziałeś poznaliśmy fajnych ludzi, ale to nie tylko w warsztatach. Po prostu jadąc, żyjąc z rok czasu w podróży spotykasz ludzi. Zwłaszcza jak śpisz na ulicy albo śpisz na stacjach benzynowych albo przy hotelach. To ludzie podchodzą i pytają się co ty tu robisz. A zwłaszcza jak masz przyjęty łańcuchem wózek do karoserii samochodu, to czasem ktoś podchodzi, czeka aż ty się obudzisz, żeby zadać pytanie co ty tutaj naprawdę robisz. A z tym psuciem aut, no to wyobraź sobie, że w Nikaragui samochód, gdzie zrywa się rząd i to jest taka trudna naprawa, żeby ogarnąć to na końcu świata. I nagle po tygodniu gdzie udaje ci się to wszystko, przewieźć ten samochód, ogarnąć lawetę, przetransportować, załatwić jakiś nocleg, załatwić mechanika, który to zrobi, załatwić te części wszystkie itd. Itd. Nagle odpalasz samochód, jedziesz dalej w trasę. To to poczucie, które udało się wytworzyć jest nie do wyrobienia, to jest coś takiego, że jak wróciłem do Polski po roku podróży i po zerwanym rozrządzie, po jakichś skończonych hamulcach w Meksyku, po wycieku oleju gdzieś na końcu świata, to tak naprawdę rzeczy, które wcześniej wydawało mi się problemem, nie są dla mnie problemem tu w Polsce. I to chyba jest największy plus tej podróży, że to poczucie, że jesteś w stanie zrobić dużo więcej niż ci się wydawało wcześniej.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie. Napisałeś w książce, żeby iść na wyżyny swoich możliwości, a wtedy będzie łatwiej. Wszystko inne będzie prostsze.

 

MICHAŁ WOROCH:

Tak, w takim codziennym życiu.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie, w takim codziennym życiu. 

 

MICHAŁ WOROCH:

Absolutnie i myślę, że słuchacze, którzy pewnie głównie są biegaczami, to jednak my się absolutnie do tego też jesteśmy w stanie odnieść. Co znaczy, wiesz, jak spędzasz dwa dni w lesie biegając, to potem jak wracasz do domu, to doceniasz po prostu każdy łyk ciepłej herbaty. Także to jest coś co my dobrze rozumiemy. Oczywiście w innym wymiarze, ale te emocje gdzieś są podobne. Wydaje mi się, że to jest to samo. Bo ty zbliżasz się do swojej strefy komfortu podczas biegu, tak sobie wyobrażam, i już masz dosyć, chcesz to rzucić, a mówisz: kurde jeszcze zrobię te dwa kilometry. No i przesuwasz to wszystko. I dokładnie robiliśmy to samo w podróży. I byliśmy na skraju swojej wytrzymałości i ją właśnie przesuwaliśmy. Wydaje mi się, że jak biegacie robicie dokładnie to samo.

 

BLACK HAT ULTRA:

Tak. Zapewne, zapewne tak. Chociaż na pewno jest nam gdzieś tam trochę łatwiej. Chociażby przygotowania do samego wyzwania nie stanowią dla nas takiego problemu. Jakby u was problemy się multiplikują. To jest wiesz, to jest obłęd.

 

MICHAŁ WOROCH:

No tak, ale to jest twoje myślenie o tym co my mamy. A mi się wydaje, że to jest zawsze to samo. Że stoisz przed [...], jak jest coś trudnego to jest 100% trudne i nie da się tego podzielić, że ktoś ma więcej tego 100%, a ktoś mniej.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Karolina Krawczyk

          Moja babcia zadała mi kiedyś pytanie. To było lata temu. Czy jest mi przykro, że jeżdżę na wózku? Powiedziałem jej, że od dobrych kilku lat jestem z tym pogodzony. Oczywiście są takie sytuacje, że nie mogę wstać i zrobić tego co chciałbym i wówczas się irytuje, ale w sumie jestem szczęśliwy. Jak możesz być szczęśliwy? Pytała babcia. Jak możesz być szczęśliwy siedząc na wózku? Tak, jestem szczęśliwy. Odpowiedziałem. Światosław, mój kolega pracujący z ajałaską, pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział: uwierz, będziesz zdrowy. Dobrze pamiętam co mu wtedy odpowiedziałam. Przychodzisz do człowieka, który przez całe lata starał się zaakceptować siebie i swoją sytuację i mówisz, że mam uwierzyć, że wyzdrowieje. Czy nie rozumiesz, że gdybym uwierzył w możliwość uzdrowienia zaprzeczył bym temu kim jestem?

BLACK HAT ULTRA:

Opowiedziałeś trochę o ludziach, których spotkaliście w trakcie tej podróży. Miałeś jakieś niezbyt fajne sytuacje czasami? 

MICHAŁ WOROCH:

Na cały rok podróży mieliśmy jedną taką sytuację, która po prostu się wydarzyła i minęła już. Jakbyś nie zadał pytania, to bym o niej w ogóle nie pamiętał. Jechaliśmy przez, ogólnie w rozumieniu, niebezpieczne państwa i było naprawdę dobrze. Ale tu też wiesz, byliśmy ludźmi ulicy. W krajach hiszpańskojęzycznych staraliśmy się mówić po hiszpańsku i to też przełamywało pewne bariery. Niektórzy nawet mówili, że o stracie się mówić, no to extra, nie jesteście gringo, czyli jesteście nazywani białasami, którzy przyjeżdżają tylko po prostu coś zobaczyć i uciekają. Tylko, że chcemy po prostu być w tej tkance i to było też doceniane. Raz byliśmy w takiej dzielnicy gdzie wjeżdżając na tą dzielnicę, i sytuacja jest taka: poznajemy chłopaka, który jeździ na wózku. W Peru, w Pucallpie, Który mówi, że koniecznie nam chce pokazać gdzie mieszka. Więc jego znajomy przesadza nas na taką rikszę, siedzimy w trójkę, trzy osoby, które w ogóle nie chodzą z tyłu na rikszy, z przodu koleś, który prowadzi motor, zwozi nas na dzielnicę i nagle wyjeżdżamy i ktoś krzyczy: nie, nie, nie! Tutaj nie mogą wjeżdżać biali, tu nie mogą wjeżdżać gringo. No i Remiggio mówi, że to są moje działki, chcę im pokazać jak ja mieszkam, chcę pojechać do mojej siostry, do mamy, do cioci, więc musimy tu wjechać. No i wjechaliśmy na dzielnicę gdzie teoretycznie nie mogliśmy się pokazywać. No i nagle po jakimś drugim dniu, przy jakimś jedzeniu, gdzie siedzieliśmy, piliśmy kompot z kukurydzy, podchodzi chłopak i mówi: chodzcie, zrobię wam zdjęcie. Nie mogę być na zdjęciu, bo jestem ścigany listem gończym. No i spotkaliśmy osoby, które mogłyby nas okraść, ale zawsze było właśnie w drugą stronę, że było naprawdę dobrze. Albo na ulicy często nie mogłem czegoś sięgnąć z samochodu. Np. portfela, aparatu. To pytam ludzi, którzy przechodzili czy mogą mi coś podać. Ktoś trzymał portfel mój w dłoni, mógł odejść i tak bym go nie dogonił. Oddawał albo podawał coś, albo się pytał czy coś pomóc, więc wręcz przeciwnie. Dobre, dobre sytuacje. Raz ktoś mi próbował portfel wyciągnąć, ale była taka sytuacja, że te osoby po prostu chyba nigdy w życiu nic nie ukradła i się bardzo przestraszyła tego, co sama chciała zrobić. 

 

BLACK HAT ULTRA:

Tam opisujesz w książce taką sytuację na parkingu w El Paraíso, gdzie Maciek poszedł do kasyna, bo on chyba lubił i pamiętam, że opisywałeś ten moment jako taki wyjątkowo trudny.

MICHAŁ WOROCH:

Tak, to właśnie o nim mówiłem, ale nie sprecyzowałem dokładnie, że o ten chodzi. Maciek wychodząc z auta, podeszła do niego kobieta, która chciała mu powróżyć i mówi: daj pieniążka, daj pieniążka. A Maciej odpowiedział, że nie chce, więc poszedł zobaczyć do tego kasyna czy jest jakiś turniej w pokera. No i pani przeniosła się z drugiej strony samochodu i zaczęła mnie wypytywać, wręcz zaczęła mi dotykać tak jak nie powinna tego robić. Przyszedł jej partner, który też cały czas "daj pieniążka, będę ci wróżyć, daj pieniążka, będziesz miał dużo miłości". Mówiłem, że nie chcę pieniędzy, nie chcę miłości, że mam jej za dużo. No ale pani przekraczała wszystkie granice. I to był taki moment kiedy poczułem, że może coś się wydarzyć, ale całe szczęście w tym momencie przyszedł Maciej i zaczął jakoś tak rozładowywać tą atmosferę i udało się.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie, ty i Maciej jesteście taką specyficzną parą dosyć. Bo z jednej strony bardzo dobrze funkcjonujecie razem, stanowicie bardzo sprawny mechanizm w podróży, pomagacie sobie wzajemnie i razem się wspierajcie i podróżujecie. Z drugiej strony mam wrażenie, że Maciej ma zupełnie inne oczekiwania odnośnie tej podróży i nie do końca chyba w jednakowo ją odbieracie. Mam wrażenie, że ty żyjesz na najlepszą część swojego życia, a Maciej jakby stał trochę z boku. Nie angażuje się też we wszystkie rzeczy, które ty robisz. Nie wiem czy dobrze myśle, czy dobrze odczuwam. Tak było?

 

MICHAŁ WOROCH:

Totalnie, w 100%, no może z tym, że Maciek ma inne życie, więc on żyje na 100% tym innym życiem.

 

BLACK HAT ULTRA:

To właśnie dobrze mu było? Tak jak z nim rozmawiałeś, on bawił się dobrze?

 

MICHAŁ WOROCH:

Często byłem pytany na festiwalach i opowiadałem o podróży czy się nie pokłóciłem z Maciejem, że teraz on nie jezdzi na festiwale, nie opowiada. Więc cały czas tłumaczyłem, że nie, po prostu ten koleś tak ma. Że jest totalnie inny ode mnie i co innego go interesuje. Ja np. przyjechałem do ciebie na takim rowerku, który doczepiam do wózka i zrobiłem tutaj 7 km i rowerek powstał tylko po to, żebym mógł sam się poruszać. Bo jak jechaliśmy w 2012, to żebym mógł zrobić jakieś 500 - 600 metrów, to prosiłem Maćka, żeby mnie gdzieś zepchnął, bo on po prostu silne ma ręce, więc się czepiałem jego wózka i ruszyłem z nim. A tutaj wiedziałem, że jadąc na tak długą podróż, no po prostu nie chciałem go angażować w to, więc stworzyłem narzędzie, które podpinam i mogłem ruszać. Maciek jest totalnie inny. Ale wracając do Macieja. No to my się poznaliśmy w najtrudniejszym momencie życia. Czyli Maciej sportowiec, który był świetnym szczypiornistą. Nagle na meczu się przewraca i okazuje się, że powoli czuje nogi, więc trafia do szpitala, jest nowotwór. Więc ma 16 - 17 lat, więc to jest trudny wiek i nagle orientujesz się, że całe życie spędzisz na wózku. A ja przestaję chodzić, co chwilę się przewracam, i wszyscy mówią, że mam usiąść na wózek, bo po prostu gdzieś się tak wyrżnę, że już nigdy nie wstanę. I poznaliśmy się w takim momencie, no i później jesteśmy na jednym wyjeździe. Ja czasami nie muszę z Maciejem rozmawiać, ja wiem o czym on myśli i wydaje mi się, że w drugą stronę jest tak samo. A w podróżowaniu bardzo ważne czy w ogóle w czymkolwiek co robisz, jest bardzo ważna relacje partnerów. I wiedziałem, że partnerem na taki wyjazd długi Maciej będzie idealny. Czasami rzeczywiście nie odzywaliśmy się 5 dni. Maciej był na górze. Mieliśmy dwa fajne były pokoje. Był namiot na dachu do spania i środek. Ja czytałem sobie książki cały dzień na dole, Maciej czytał książki cały dzień na górze. I spotkaliśmy się na obiedzie. A czasami odpalałem rowerek i znikałem na cały dzień i wracałem. Przywoziłem jakieś historie albo jakieś jedzenie i rozmawialiśmy. No i też czasami były takie noce, że całą noc gadaliśmy do rana opowiadają sobie o różnych rzeczach, a czasami 5 dni się nie odzywaliśmy. Więc to, po prostu jesteśmy totalnie różni. Teraz tą kolejną podróż w Himalaje Macie nie jedzie, jedzie jego dobry znajomy Bartek, który też porusza się na wózku. A Maciej powiedział, że nie chce jechać z nami, że będzie śledził nas na internecie i w razie co będzie wysyłał SOS sygnał, żeby helikopter po nas poleciał, bo no nie czuje tego.

 

BLACK HAT ULTRA:

Traktowaliście się totalnie z szacunkiem. To chyba na tak długi czas świetnie to działało.

 

MICHAŁ WOROCH:

Na 371 dni pokłóciliśmy się trzy razy, przeważnie przed obiadem. Więc to jest taki dla mnie wyznacznik, że jest ok. No mamy mocne charaktery, różne, więc moglibyśmy tam pokłócić się, zwariować, ale liczył się ten cel, żeby być w drodze i przeżyć tą wyprawę.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie, też świetnie się uzupełnialiście, bo Maciek ma silne ręce i bardzo ci tutaj pomagał z wysiadaniem w ogóle z samochodu. Ty niestety dodatkowo masz jeszcze zanik mięśni, prawda? Jeszcze masz taką chorobę, ale z drugiej strony oglądałem w internecie twoje zajęcia z Wojciechem Romanowskim, gdzie ty właściwie chodziłeś czy też wykonałeś kilka kroków i chciałem się ciebie spytać jak to w ogóle działa? Czy to jest rzeczywiście tak, że ta choroba jest w 100% nieuleczalna? Czy ty jesteś w stanie jakoś pracować nad tym?

 

MICHAŁ WOROCH:

To jest też złożone. Z tym, że widziałeś, że chodziłem to jest trochę oszustwo. Bo po prostu były przesuwane moje nogi i chodziło o to, żeby trochę oszukać umysł, że chodzi i to wtedy ciało lepiej po prostu pracuje. Od półtora roku jest lek. Tzn. przyjmuję lek od półtora roku na zanik mięśni i wywróciło mi się życie do góry nogami, bo nagle miałem taką chorobę, że z roku na rok byłem słabszy, a właściwie co pół roku czułem, że jakaś czynność mi odpada. O od tego co robiłem musiałem się dostosować do nowej rzeczywistości. Teraz odkąd jest lek, bardzo dużo ćwiczę, bo jest to niezbędne do tego, żeby ten lek działał. No i lek ma zatrzymać, albo spowolnić, albo trochę polepszyć ciało. I w moim przypadku wydaje mi się, że na pewno zatrzymała się choroba, a w niektórych kwestiach może nawet trochę polepszyła. Pewnie też wynika to z intensywnej rehabilitacji. No i rzeczywiście jest tak, że na rehabilitacji bardzo dużo ćwiczę, robię jakieś rzeczy np. przez wyprawę. Przez ten rok podróży straciłem taką funkcję wchodzenia z ziemi na kozetkę, a teraz na rehabilitacji to ćwiczę, żeby udawało mi się wejść po prostu z ziemi na kozetkę. Jak moja znajoma, która się wspina zobaczyła ten film i mówi: stary to jest po prostu wchodzenie po skałach. To jest technika, technika, technika, technika. No i rzeczywiście tak to wygląda. nawet puściłem do internetu film, i jest to wspinanie się na kozetkę.

 

BLACK HAT ULTRA:

Ale to wspaniałe. Bo w książce piszesz o tym, że lekarze pukali się w głowę, że jedziesz w taką podróż, że to cię bardzo osłabi i żebyś tego nie robił.

 

MICHAŁ WOROCH:

To tak jest, ale gdybym tego nie zrobił, nie czułbym się tak jak teraz sądzę. Ja musiałem po prostu zrobić, bo wydaje mi się, że głowa jest ważniejsza niż ciało. I jak głowa ok, to to ciało też będzie lepiej funkcjonować. No i teraz czuję, że miało to wszystko sens, i że tak miało być i nie odwróciłbym tego.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Karolina Krawczyk

          Gdy zapadł wieczór przenieśliśmy się do Maloci. Migoczące płomyki świec były jedynym źródłem światła. Leżałam na materacu próbując się skupić i nie myśleć. Wiedziałem, że zaraz znajdę się w stanie odurzenia. Potem zobaczyłem Indiankę, która weszła do kręgu znacznie starszą od pozostałych Indian. Spokojną, milczącą, jednocześnie przez cały czas obecną tak jak tylko można być obecnym. Jej uważność przejawiała się w tym, że potrafiła czytać z każdego spojrzenia. Patrzyła na mnie i gdzieś w ciele wiedziałem, że mnie rozumie. Wiedziałem, że mogę jej zaufać. Fascynująca, pomarszczona twarz biła jakimś pięknem, mądrością, w której możesz się przyglądać. Nareszcie poczułem się bezpiecznie. Tak jakby bezgłośnie mówiła mi, że mam do tego pełne prawo. Szaman zawodząco śpiewał Icaro, Indianie chodzili między nami podając nam czakrę z płynem. Piłem. Znów zapadłem w pieśń i płynęłem wraz z nią. Po jakimś czasie nawet nie wiem czy jeszcze była w Maloce. Szaman podszedł do mnie i dotknął moich nóg. Pod jego dotykiem poczułem rozpoczynające się w nich ogień, który ogarnął kości, mięśnie i poszedł w górę. Ogień rozchodził się po moim ciele. Szaman śpiewał i wiedział, że w jego słowach, w jego głosie była siła. Dobra siła, życzliwa. Moje mięśnie brzucha dawno już umarły, a w jakiś dziwny sposób potrafiłem teraz usiąść o własnych siłach. Ból, który towarzyszył mi całe życie, nagle stał się częścią mnie. Nie, nie mogłem teraz porzucać bólu, nie mogłem odrzucać tego co jest mną. Ból, który zawsze odsuwałem, od którego uciekłem tak daleko, że zdecydowałem się jechać tysiące kilometrów w jakimś wymyślonym celu. Był częścią mnie. Nie mogłem porzucić siebie, nie mogłem się oszukiwać, po prostu chciałem przeżyć swój ból.

BLACK HAT ULTRA:

Mam jeszcze pytania odnośnie ajałaski. Bo jednym z celów twojej podróży do Ameryki Południowej było wzięcie udziału w tym rytualne. Miałeś lekką nadzieję, że być może ten rytuał jakoś wpłynie pozytywnie na twoje ciało. Tak było? Z takim założeniem chciałeś się poddać temu rytuałowi?

MICHAŁ WOROCH:

Nie był to najważniejszy cel, ale też pozwalałem to, żeby to się wydarzyło. Bo ogólnie jak masz intencję, to we wszystkim wydaje mi się co robimy jest bardzo ważna, bo to albo działa, albo nie działa. Więc intencją też było trochę, żeby ciało się poprawiło. Ale bardziej jechałem, żeby głowy sobie poprawić. Ale żeby tak przybliżyć to gdziekolwiek byłem na świecie to spotykałem szamanów albo osoby, które zajmują się alternatywną formą leczenia. Zaczepiały mnie nawet na ulicy i proponowały jakieś różne magiczne rzeczy, w które ciężko się czasami wierzy jak ktoś opowiada te rzeczy. M.in. też dostałem propozycję, żeby spotkać się z szamanami Shipibo w dżungli peruwiańskiej, którzy przeprowadzają ceremonie ajałaski i podczas takiej ceremonii, przeważnie ceremonia odbywa się w nocy, w zupełnej ciemności gdzie stare szamanki i szamani podają miksturę zbieraną w dżungli, śpiewają do tego przepiękne pieśni Icaros, które według wierzeń leczą duszę i ciało. No i wydarzają się kosmiczne rzeczy, bo tak naprawdę dostaje się substancję, która przenosi cię trochę w inny wymiar. Dosłownie, jestem osobą twardo stąpającą po ziemi, ale te rzeczy, które się tam wydarzyły ciężko nawet opisać słowami. Czujesz się tak jakbyś był pomiędzy życiem a śmiercią i według chemii jest to możliwe, bo te substancje tak trochę działają, że sprowadzają wytwarza się w organizmie substancję, która jest wytwarzana podczas śmierci. Czyli DMT o ile się nie mylę. I rozmawiasz ze swoimi duchami, no i też szamanki czy szamani przeprowadzają cię przez tą całą ceremonię. Jest bardzo dużo bólu, no i przychodzi szaman mówi, że odpuść jak boli, to pozwól, żeby bolało. Jak masz jakiś problem, to otwórz się na ten problem. Jeszcze bardziej upraszczając, przyjdzie do ciebie kumpel i powie: słuchaj źle robisz. No to ty zaczniesz się wyręczać. Mówi: no stary, no naprawdę źle. Możesz się jeszcze wykręcać. A tam jest tak, że przychodzi duch i mówi ci, że źle robisz, zaczynasz się wykręcać. A on jest wszędzie i mówi ci, że źle, źle. No i  nagle wiesz, to że jak nie odpuścisz to będzie tak do końca i w momencie kiedy odpuścisz, zaczynasz to rozumieć, dlaczego tak się wydarzyło, dlaczego te różne rzeczy takie są. No i właśnie tej ceremonii, tak to przynajmniej zrozumiałem, należało odpuścić. No i odpuściłem parę rzeczy. No i sądzę, że też w jakimś stopniu zmieniło mnie to wszystko. Oprócz podróży to też to spotkanie z szamanami. Chociaż ciężko się o tym opowiada. Trochę mogę nawet zakręcić tą całą historię, bo to były trudne rzeczy dla osoby, która twardo stąpa po ziemi.

 

BLACK HAT ULTRA:

Czy też jakieś obrazy pojawiają ci się wtedy przed oczami?

MICHAŁ WOROCH:

Pojawiają się obrazy, ale ciężko o nich w ogóle opowiadać, bo każdy z tego co słyszałem ma inne. Ale jest to bardzo mocne doświadczenie, którego nie chcę szybko powtórzyć. Ale rozumiesz, po co to zrobiłeś jak się budzisz rano. Bo rano przychodzi takie zrozumienie, czujesz nawet trochę euforii, że to udało ci się przetrwać, i że to wszystko się wydarzyło, i że ten głos ci powiedział to co miał powiedzieć. No największym takim dla mnie sytuacją było to, że wszyscy mówili: no i co, nie udało się? Czyli zacząłeś chodzić. A ja mówię, że nie, że nie przyjechałem tutaj zacząć choć, tylko bardziej skupić się na świadomości, na różnych rzeczach. Nie, nie świadomość przyjdzie sama, to musisz myśleć, żeby chodzić. A ja mówię, że no nie jest mi to potrzebne. Nikt nie potrafił do końca zrozumieć, że przyjeżdżam taką ceremonię i nie chcę pracować z tym, żeby chodzić, tylko myślę o jakichś innych rzeczach. To było takie zadziwiające w tym wszystkim. Kończąc temat ajałaski.

 

BLACK HAT ULTRA:

Powiedziałeś taką ładną rzecz, że pamiętam, że pisałeś to przy okazji jak byłeś na kolacji u Joe Caina. Napisałeś coś takiego, że tak mocno poczułeś, że ludzie są bardzo ze sobą połączeni jakąś niewidzialną nitką, i że tak naprawdę tak strasznie niewiele różni twojego gospodarza od ciebie, od bezdomnych, którzy siedzą na plaży i tam próbują koczować. Czy to jest tak, że te podróże nauczyły cię też takiej empatii, innego postrzegania ludzi w ogóle?

MICHAŁ WOROCH:

Wydaje mi się, że empatii nie, ale na pewno wydaje mi się, że mamy często tak, że boimy się czegoś co jest nowe albo coś inne. Zresztą widać to cały czas dookoła, że jak ktoś tylko, no ta polaryzacja dzieje się z niepogodzenia z innym. A podróże te wszystkie, i nie tylko przez Ameryki. Czy to Mongolia, czy jakikolwiek w ogóle spotkania z ludźmi, pokazały mi inny punkt patrzenia na te same rzeczy troszkę. Nigdy nie zapomnę historii z Mongolii. Była taka sytuacja, że musieliśmy odwiedzić kilka rodzin i znaleźliśmy się w jednej rodzinie i przez tłumacza zadawaliśmy pytania jednej pani. Mąż był na polowaniu, pani opiekowała się dwoma córkami. I wyobraz sobie trzy dni drogi od najbliższego sklepu konno, gdzie nie masz wody bieżącej, wchodzisz do tipi gdzie cały dom jest po prostu jednym namiotem. Gdzie widzisz porządek, gdzie widzisz czyste dwie dziewczynki z białymi kokardami na głowie, i zadajesz pytanie gospodyni, że co ona robi jak jest minus 40 na zewnątrz. Ona nie rozumiecie o co ci chodzi, więc tłumaczysz to jeszcze raz przez tłumacza. I nagle tłumacz ci odpowiada, że pani mówi - odpowiada ci, że ona robi to samo co teraz. Że siedzi, opiekuje się córkami. Nagle dostajesz taki impuls w głowie, ale jak?! Ja sobie nie wyobrażam, że moja mama jak jest minus 20 mówi mi, że będziemy mieszkać teraz w namiocie, a w innej części świata jest to zupełnie normalne. I takich impulsów od tamtego momentu, bo tam był taki najważniejszy wydaje mi się, coraz więcej zaczęłam zauważać po drodze no i też przyzwyczaić się do innego, czyli traktować to jako coś normalnego. I wydaje mi się, że to powoduje, że myślisz, że każdy jest po prostu taki sam. Tzn. taki sam w cudzysłowie. W sensie realizujemy siebie w różny sposób to i tak jesteśmy tacy sami. 

 

BLACK HAT ULTRA:

Ludźmi. [śmiech] A ty jako człowiek do czego dążysz tak naprawdę? Jakbyś tak mógł to opisać w kilku słowach, co jest dla ciebie ważne?

MICHAŁ WOROCH:

Wow! Nawet się nie zastanawiałem co jest dla mnie ważne. Chciałbym żeby ludzie byli szczęśliwi, zwłaszcza ci którzy mnie otaczają. Chciałbym być szczęśliwy i chciałbym żyć w życiu, a nie tylko je przeżyć. To chyba tak jak miałbym powiedzieć na szybko.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch
 

          Kiedy trzy dni później jedziemy 101, wciąż myślę o cenie jaką się płaci za takie życie. Czy potrafiłbym tak? Przez moment wydaje mi się, że owszem. Byłbym w stanie poświęcić wiele, żeby móc żyć w takim raju. Dałbym radę pracować po 10 - 11 godzin dziennie za dobre pieniądze i czuć się częścią tego czym jest San Francisco. Ale kiedy zatrzymujemy się w Oregonie szukając miejsca na nocleg i widzę w dole poniżej mostu dwie rzeki, których nurty zbiegają się ze sobą tworząc połać mieniącą się wodą i kamieniami. Rozumiem, że wolałbym jednak przez te 11 godzin dziennie w takim miejscu być jak to w dole.

BLACK HAT ULTRA:

Spotkałeś w Zakopanem twórcy wózków dla niepełnosprawnych, którzy chcieli się poruszać po szlakach w Tatrach.

MICHAŁ WOROCH:

Ja poznałem Maćka w szpitalu w Bydgoszczy u profesora Talara. No nie potrafię nawet powiedzieć ile lat temu, ale od tego co pół roku albo co rok jeździłem na rehabilitację do szpitala. I tam też w pewnym momencie pojawił się Bartosz Mrozek, który latał na szybowcu, latał na paralotni i spadł z paralotni i złamał kręgosłup. I też nisko, więc silne ręce i sprawne nogi. I Bartek jest z Zakopanego. I cały czas się wkurzał, że ktoś musi go ciągnąć po górach, więc ponad 4 lata już teraz szukał rozwiązań jak zbudować łazik elektryczny. Na początku jakiś kupił we Francji, ale był za słaby, rozwaliło się. Później poszukał inżyniera z Warszawy, z którym się dogadał, że zbudują to razem. Jacek Wkopiński wybudował tą maszynę razem z Bartkiem. Bartek mówi: tutaj musi być tak, to musi być mocniejsze. Jakoś doszli do rozwiązań, powstał "tatrzański łazik". No i sytuacja jest taka: ja gdzieś jestem na urodzinach u Andrzeja Bargiela, którego dopiero co poznaje, więc nawet nie chciałem tam jechać. Mówię: po co?! Musisz pojechać, tam są osoby, które musisz spotkać tam będą. No i nagle siedzę przy stole i siedzi Bartek. Mówię, a ty co tutaj robisz?! Mówi: jestem z Zakopanego, przyjechałem złożyć życzenia. I zaczął mi opowiadać o tych łazikach, i mówi: to zróbmy coś z Maćkiem. Jedzmy gdzieś w jakąś ekstremalną podróż. A ja mówię: w jak ekstremalną? To jedzmy w Himalaje, bo przecież wszyscy gadają tu dookoła o Himalajach. No i sytuacja jest taka, że okazało się, że te tatrzańske są za słabe. Maciek powiedział, tak jak wspomniałem ci wcześniej, że nie chcę jechać, że ewentualnie może to pilotować. Ja mówię: no to jak już powiedziałem A, no to zróbmy te Himalaje. I zaczęliśmy spotykać się z Jackiem i mówić, że co chcemy lepsze, co mocniejsze, jak to wszystko zorganizować, przerobić. No i powstały Himalajczyki, które jak dobrze pójdzie, w październiku wysyłamy do Katmandu i chcemy zrobić trekking dookoła Annapurne z przełęczą 5416.

 

BLACK HAT ULTRA:

Ile kilometrów?

MICHAŁ WOROCH:

Do końca nie wiemy, z którego momentu będziemy startować, ale może nawet być to około dwustu. Ale to maksymalna ilość. Ale temperatura od Turunk Pedri czyli od ostatniej miejscowości gdzie będziemy nocować. Tzn. miejscowości - miejsca. Czyli 4800, wchodząc na przełęcz musimy wyjść w nocy, żeby dojść na przełęcz i jeszcze z niej zejść. I temperatura w tamtym okresie spada nawet do minus dwudziestu. Ja najbardziej się boję zimna, bo nie mam dobrego krążenia przez to, że nie ruszam się tak dobrze. Więc szybko wychładzam organizm. Nie tyle boję się wysokości i trudu podróży, co po prostu zimna. Ale ćwiczyliśmy teraz zimą. W Izerach spałem z Łukaszem, który w ogóle wyspawał ten rowerek, którym dzisiaj do ciebie przyjechałem. Jedzie też z nami w Himalaje. I poszliśmy sobie na trening, przeszliśmy 26 kilometrów notując zimą w Izerach, tylko pod śpiwory i na klimatach.

 

BLACK HAT ULTRA:

Aha, czyli nawet nie w namiocie.

MICHAŁ WOROCH:

Nawet nie w namiocie. Więc marzenie się spełniło. Zawsze chciałem zimą spać gdzieś pod gołym niebem. No i się to spełniło. W tym roku. 

BLACK HAT ULTRA:

I jak ciepłe macie śpiwory? Do minus 40?

MICHAŁ WOROCH:

To jest w ogóle jakiś kosmos. Jak jechaliśmy w 2012 roku to pomógł nam Pajak, który dał nam kurtkę i jakiś taki syntetyczny śpiwór. Bo mówił, że cieplejszy nam nie jest potrzebny. W 2000 jak jechaliśmy przez dwie Ameryki, to nic nie chcieliśmy od Pajaka, bo mieliśmy jeszcze te kurtki i śpiwory, ale cały czas jechaliśmy z logo Pajaka w samochodzie. To super firma, taka rodzinna, produkująca puch i właściciele Wojtek i Andrzej dowiedzieli się o tym, że jedziemy, i że jedziemy w kolejną wyprawę. Powiedzieli: chłopaki bardzo was lubimy, ubierzemy was. I ostatnio jak byłem odebrać śpiwór, to Wojtek pyta: po co ci taki ciepły śpiwór? Stary, bo marznę nawet jak jest lato i śpię w waszym śpiworze, takim ciepłym, to mam zimne nogi i mówi: to koniecznie musisz sprawdzić najcieplejszy śpiwór na świecie. Bo taki stworzyli. I komfort na minus 43 a jest do siedemdziesięciu paru.

 

BLACK HAT ULTRA:

Jezu! 

MICHAŁ WOROCH:

I jest jakimś totalnym kosmosem. I ja jestem osobą, która marznie i jak spałem teraz w Izerach, to spałem w koszulce na ramkę tylko, bez żadnej bielizny termoaktywnej i nic sobie nie zapinał w ogóle w ten spór i mówi: ty powinieneś się ubrać cieplej! A ja mówię: stary śpię w najcieplejszym śpiworze na świecie, będzie mi ciepło! Jest tylko minus 4 czy tam 5. Rzeczywiście było ciepło. Jakiś totalny kosmos.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch
 

          Nie umiem powiedzieć czy zapytany o najważniejszą osobę w moim życiu potrafiłbym ją wskazać. Z pewnością wiele zawdzięczam Jędrkowi. Przez długi czas traktowałem go jak nauczyciela. Był znacznie starszy ode mnie, bardzo wrażliwy. Spotkał mnie w trudnym momencie mojego życia, w którym byłem niepogodzonym ze sobą chłopakiem jeżdżącym na wózku. Imprezowałem, piłem alkohol, pijany spadałem z wózka. Wówczas byłem naprawdę rozgoryczony swoim cierpieniem i fizyczną niemożnością. I wtedy spotkałem jego - mądrego człowieka, który wyciągnął do mnie rękę. Wiele mi pokazał. Nie miałem wtedy świadomości jak bardzo jestem zły. Dążyłem do celu po trupach. Nawet nie wiedziałem o tym, że taki jestem. Dopiero kiedy pogodziłem się z wózkiem, potrafiłem spojrzeć wstecz na swoje życie. I najlepsze jest to, że dokładnie pamiętam ten moment, w którym to się wydarzyło. Spływaliśmy z Jędrkiem Wisłą. Po kilku dniach zszedłem na brzeg z tratwy w miejscu, w którym planowaliśmy nocować. Jędrek również zszedł z tratwy ale wrócił na chwilę po coś na pokład. Chciałam zrobić zakupy w pobliskim sklepie i zawołałem do niego: wez mój portfel! -A gdzie jest? W tylnej kieszeni wózka. Odpowiedziałem siedząc na nim. Popatrzył na mnie i zmarszczył brwi. Wtedy po raz pierwszy zapomniałem, że jestem przykuty do wózka.

BLACK HAT ULTRA:

Ekipa, która z wami jedzie w Himalaje. Ile osób w sumie będzie zawierała?

 

MICHAŁ WOROCH:

Na dzień dzisiejszy pięć osób. Może się coś troszeczkę zmienić jeszcze.

 

BLACK HAT ULTRA:

Ile osób na wózkach?

MICHAŁ WOROCH:

Dwie osoby na wózkach. Jest Bartosz i ja. To nie jesteśmy w stanie zrobić tego samemu, więc kiedyś na festiwalu podróżniczym zadałem pytanie Bartoszowi Malinowskiemu, który przeszedł w ogóle całe Himalaje pieszo i mówi: Bartosz da radę go przejechać? Wątpię. Ale jak będziesz robił wyjazd, jadę z wami. Zaproponowałem znajomego, z którym studiowałem na intermediach i grafice. Z Litwy przyjechał na Erazmusa, świetnie kręci, robi zdjęcia. No i Łukasz Lisowski, który pracuje na wysokościach, z którym się przyjaźni. Który, wiem, że jak nam odpadnie koło w ogóle gdzieś na końcu świata to on zrobi, że to koło będzie działać.

 

BLACK HAT ULTRA:

Złota rączka.

MICHAŁ WOROCH:

Tak ma świetny fach w ręku, potrafi spawać, potrafi tworzyć różne rzeczy i ma taki techniczny zmysł, a zarazem taki artystyczny, bo też skoro skończył School of Form, więc tworzy jakieś lampy, jakieś różne rzeczy, więc takie artystyczne. Więc to nawet ładnie wygląda wszystko później. I kocha jeździć na rowerze. Kiedyś jezdził na ostrym kole, był kurierem, grał w bike polo, mył okna na wieżowcach, więc jest też dobrze rozruszany. Więc wiem, że jak gdzieś będziemy musieli założyć jakieś stanowisko, żeby nie zjechać tymi łazikami, to nam ogarnie to wszystko.

 

BLACK HAT ULTRA:

No właśnie. To ciekawe, bo widziałem taki film reklamowy u ciebie na stronie, gdzie dwa wózki połączone są liną, tak jak byś się wspinał. Czy to tak naprawdę czy to było trochę na potrzeby tego filmu?

MICHAŁ WOROCH:

Wiesz co, to jest tak jak wspomniałeś. Jest to reklama. Dostaliśmy propozycję, żeby wystąpić w reklamie. Ja jeszcze w ogóle ze starą wyprawą, a powiedziałem, że powstanie jak możemy opowiedzieć o nowej. To jest super, chyba najlepsza praca życia, bo wystąpiliśmy w reklamie. Opowiedzieliśmy co chcemy zrobić i za to dostaliśmy pieniądze, za które kupiliśmy łaziki te Himalajskie.

 

BLACK HAT ULTRA:

Bo to była reklama Huawei.

 

MICHAŁ WOROCH:

Polecam bo tam jest historia. Oprócz tego, że to jest reklama. Więc po co w ogóle chcemy zrobić te Himalaje. Ale to pod potrzeby filmu GOPRowcy rozwiesili nam liny, przyczepiłeś kije, no i po prostu puszczają linę, a Bartek krzyczał, że "puść", no pod film.

 

BLACK HAT ULTRA:

Nie wspinacie się jeszcze na tych wózkach?

MICHAŁ WOROCH:

Wspinać się nie da, ale przy opuszczeniu pewnie mogą być potrzebne, bo przy zabezpieczeniu, żeby się nie zsunął, bo będzie takich parę trudnych miejsc tam gdzie idziemy. Pieszo jakbymś chciał to zrobić, no to tak naprawdę z twoją kondycją, to ubierasz plecak lecisz i robisz. A dla nas jest problemem to, że czasem są za wąskie ścieżki, musimy te łazienki rozebrać, albo coś zastanowić się, jakoś pochylić, przesunąć i to wszystko na wysokości 4800 z przepaścią 600 metrów w dół.

 

BLACK HAT ULTRA:

Czyli całej trasy na wózkach i tak nie pokonacie?

 

MICHAŁ WOROCH:

Mam przyjaciółkę Magdalenę Jończyk, która oprowadza ludzi w ogóle w Himalajach. I wyobraz sobie, że jak usłyszała o projekcie, skończyła oprowadzać ludzi na Manaslu, przeniosła się pod Annapurne, wzięła linijkę, przeszła trasę w dwie strony kładąc linijkę na ziemi fotografując nam całą trasę. Więc wiemy na co się możemy pisać. No i też widzę parę problemów, ale też są te Łaziki tak skonstruowane, że to czułem, żeby te koła się rozkręcały, żeby poradzić sobie można było to rozkręcić i przenieść.

 

BLACK HAT ULTRA:

Taki Transformers troszkę. 

 

MICHAŁ WOROCH:

Tak. 

 

BLACK HAT ULTRA:

Świetnie. Dużo czasu zajęło wam w ogóle dostosowanie wózka Tatrzańskiego do Himalajskiego?

 

MICHAŁ WOROCH:

Dużo. To są, wiesz, cały czas negocjacje. Osoba, która wykonuje, czyli Jacek mówi, że czegoś się nie da, my mówimy, że musi się dać. Czasami mówi, że nie, a czasami mówimy, że chcemy, że koniec kropka. Bo inaczej nie damy rady. Więc to jest proces. Zwłaszcza jak robisz coś na zamówienie po prostu.

 

BLACK HAT ULTRA:

Czego tam najbardziej się obawiasz w Himalajach?

 

MICHAŁ WOROCH:

Tak jak wspomniałem - zimna.

 

BLACK HAT ULTRA:

Wysokości nie?

MICHAŁ WOROCH:

Nie. Jechaliśmy z Maciejem na 5000 bez 40 metrów samochodem w 3 dni. Podobno największa głupota jaką mogliśmy zrobić. [śmiech]

BLACK HAT ULTRA:

Bo za szybko troszkę?

MICHAŁ WOROCH:

A tam będziemy szli i tak jak powinno się wspinać, minimum 16 dni tą wysokość. Więc, no wysokości się nie boję.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch
 

          Jestem zmęczony niedogodnościami. Mam wrażenie, że w rezerwacie przez długotrwały pobyt na wysokości blisko 5000 metrów coś się we mnie zmieniło. Trzyma mnie i nie chce odpuścić jakieś wewnętrzne napięcie. Oglądam nasz samochód. Nie przypomina już tego, którym ruszyliśmy z Buenos Aires. Cały pokryty jest brunatną skorupą ziemi. Kiedy odkręcamy pokrywę filtra dopływu powietrza, wysypuje się piach. Nasze ubrania są sztywne od pyłu, piach mam nawet w notatkach. Podwozie, o czym dowiem się znacznie później, obklejone grubą warstwą soli, którą trzeba będzie zmyć, bo uszkodzi przewody hamulcowe. Odpowiadamy zatem ludziom, którzy pytają nas o cel podróży. Coś jem, ale nie umiemy się w tym wszystkim odnaleźć. Spoglądam na domy Uyuni i wiem, że są dla nas tak samo obce jak pustynia.

BLACK HAT ULTRA:

Powiedz czy jest jakaś czynność, którą lubisz robić, która ci sprawia największą frajdę podczas, której jak ją robisz czujesz się super wolny?

MICHAŁ WOROCH:

Jest dużo takich rzeczy. Pierwsza myśl to gotowanie. Jak gotuję to nie myślę o rzeczach, bo mam, też moja siostra często jak mam dużo pracy, to patrzy na mnie i mówi: no i znowuż masz te oczy takie, że masz procesor cały czas odpalony. No i oczywiście, cały czas myślę o różnych rzeczach, bo naprawdę dużo rzeczy jest, żeby to ogarnąć. Więc cały czas procesuję. A jak gotuję, to wyłączam się zupełnie. Lubię bardzo gotować dla kogoś. Zawsze jak gotuję to robię to powoli. Też wybieram potrawy, które wymagają czasu np. sushi albo coś takiego. No i lubię to robić, nawet jak jestem totalnie zmęczony, że nie mam dosłownie siły rąk podnosić, że odpoczywam, bo ukroiłem coś i muszę chwilę odpocząć, żeby pokryć jeszcze jedną rzecz. Uwielbiam to robić. Sprawia to, że odcinam się od takiego innego myślenia.

 

BLACK HAT ULTRA:

A powiedz, a jak byś mógł opowiedzieć o idealnej wyprawie.

 

MICHAŁ WOROCH:

Wszystkie, które miałem były idealne.

 

BLACK HAT ULTRA:

Czasami mówisz o tym, że chciałbyś być w stu procentach niezależny.

 

MICHAŁ WOROCH:

Bo ja się bardzo boje i bardzo trudne jest dla mnie uzależnienie od innych osób. A niestety mam taką niepełnosprawność, że zobacz, tutaj były 2 stopnie nie mogłem się tutaj dostać. Musiałeś mnie wciągnąć i zastanawiałem się czy się nie męczysz czy twoje plecy są ok. I też czasami jak coś robię to też potrzebuję pomocy i strasznie tego nie lubię. I to jest uzależnienie od innych osób i staram się jak najmniej prosić, jak najwięcej robić samemu. I to jest taka jedna rzecz, której nie lubię. Bo nie wkurzam się na to, że jestem na wózku albo, że czegoś nie mogę zrobić, tylko wkurzam się na to, że ktoś musi to robić za mnie.

 

BLACK HAT ULTRA:

Teraz mówisz, że cię wózek nie wkurza, ale kiedyś cię wkurzał. I potem musiałeś zrobić te wszystkie wyprawy, prawda?

 

MICHAŁ WOROCH:

Tak wyszło. Padło na te wyprawy, ale to też cały proces z rodziną, z przyjaciółmi. W tym czasie w mojej głowie wydarzyło, wydarza cały czas. Ale tak, no kiedyś był duży problem z tym, że jestem na wózku.

 

BLACK HAT ULTRA:

Teraz mam wrażenie, że jesteś dużo bardziej pogodzony chyba ze sobą.

 

MICHAŁ WOROCH:

Często w ogóle powtarzam, że jestem pogodzony. Parę osób mi mówi, że one w to nie wierzą, że jak to jest w ogóle możliwe, ale jeszcze bardziej się nad tym zastanawiam i nie zmieniam zdania. Jestem pogodzony. 

 

BLACK HAT ULTRA:

To znaczy, tak jak powiedziałeś, to jest prawdopodobnie proces. Natomiast ty żyjesz [...], jesteś szczęśliwy. Bo ciągle robisz fajne rzeczy w życiu. Rozumiesz, to jest [...].

 

MICHAŁ WOROCH:

Właśnie szczęście nie tylko polega na tym, żeby robić fajne rzeczy. Tylko, żeby w ogóle być szczęśliwym. Bo czasami się robi te rzeczy, których nie chcemy albo, które wiemy, że musimy zrobić. Ale to nawet przy tych rzeczach jestem szczęśliwy.

 

BLACK HAT ULTRA:

Jak super. 

 

MICHAŁ WOROCH:

Dobry czas mam teraz. Chyba najlepszy na świecie, jaki miałem do tej pory.

 

BLACK HAT ULTRA:

Dziękuję ci Michał bardzo za rozmowę i powodzenia w Himalajach. Powiedz jeszcze słówko, jak można wesprzeć twoją wyprawę.

MICHAŁ WOROCH:

Na pewno wysyłając dużo energii, żebyśmy pojechał i wrócili. [śmiech] Ale jeśli ktoś ma tylko ochotę jakoś inaczej, no to wszystko na stronie w ogóle www.michałworoch.com. Tam jest wszystko opisane, ale od kupna książki, po wymyślenie jakiegoś sposobu jak ktoś ma dużą firmę, żebyśmy mogli zawieźć jakąś flagę na górze. Czy procentowo, czyli fundacyjnie, czyli np. odpisanie od podatku, jakkolwiek. Po prostu można to zrobić albo np. ostatnio bardzo dużo miałem spotkań w firmach, gdzie i opowiadałem o całej wyprawie, pokazałem zdjęcie czy to online czy nie online. Więc jeśli ktoś ma firmę i zatrudnia osoby czasami, które opowiadają, albo motywują do jakichś różnych działań, to też tym się zajmuję. Więc to też jest na pewno wsparcie.

 

BLACK HAT ULTRA:

Ok. I to jest to, co ty robisz pomiędzy wyprawami. Dużo jeździsz i opowiadasz po prostu.

 

MICHAŁ WOROCH:

To się wydarzyło po Amerykach. Nie miałem pojęcia, że to się tak potoczy. Ale tak to się potoczyło, że bardzo dużo osób chciało usłyszeć o podróży. Więc festiwale, czy biblioteki, czy takie spotkania w firmach odbywają się nawet w pandemii, odbywały się nawet online. No i lubię to, bo opowiadam o tym co odmieniło mi życie, co sprawiło, że jestem w tym momencie, w którym jestem i jeszcze pokazuje zdjęcia, bo w książce jest ich mało.

 

BLACK HAT ULTRA:

Tak, ale właśnie. Dobrze, że o tym wspomniałeś, bo są świetne.

 

MICHAŁ WOROCH:

To dzięki, ja kocham robić zdjęcia. To tak kiedyś zmieniłem rower na aparat. Tak dosłownie. Przestałem jeździć rowerem i kupiłem aparat. I swego czasu uwielbiam robić zdjęcia. Teraz trochę robię ich mniej, ale muszę wrócić, bo moje ciało mówi mi, że wracaj do zdjęć. No i powoli wracam. 

 

BLACK HAT ULTRA:

Fajnie. Dziękuję ci Michał serdecznie za rozmowę i za przybycie, i za spotkanie.

 

MICHAŁ WOROCH:

Dzięki za zaproszenie. I do zobaczenia gdzieś na szlaku!

 

BLACK HAT ULTRA:

Do zobaczenia na szlaku! Pozdrawiam, trzymaj się. 

 

MICHAŁ WOROCH:

Cześć.

          Przez moment dopada mnie rezygnacja. A więc taki jest koniec naszej wyprawy. Ten koniec wyglądający jak barak, błotne drogi kluczące między innymi barakami i płomienie strzelające w niebo z szybów wiertniczych. Stają mi przed oczami lata starań, setki telefonów, dni spędzone na planowaniu, kalkulowaniu, o zapewnieniu samego siebie, że dam radę. Więc to wszystko zrobiłem tylko po to, żeby w końcu dotrzeć tutaj i dowiedzieć się, że do celu do ostatniego punktu, który sobie wytyczyliśmy brakuje nam dosłownie 5 km. Już wiem, że nie dojedziemy tam Defem. Co najwyżej jakimś podstawionym autobusem, który zawiezie nas do celu naszej podróży i wysadzi. Pewnie pozwolą nam zrobić zdjęcie, chwilę się rozejrzymy i znów zapędzą nas do jego wnętrza i wrócimy tutaj do Dead Horse. Czy to nie jest symboliczne? Cała ta podróż była drogą przez ograniczenia. Nasze własne, ludzkie, które wyeliminowały nas jako niepełnosprawnych chłopaków z większości atrakcji. Nie widziałem miasta Inków, kondorów w Kanonie Colka. Wielki Kanion Kolorado ujrzałem tylko dlatego, że włamali się na teren, który był wyłączony od ruchu samochodów. Odpuszczam - myślę. Jeśli Maciej chce, niech jedzie. Ja nie pojadę. Przecież nawet tam nie dotrę. Jeśli nawet zobaczę leżące 5 km dalej Proud Hudbay, nic to nie zmieni. Uśmiecham się do siebie. Tak kończy się ta wielka podróż ludzi, którzy na przekór wszystkim i wszystkiemu wsiedli pewnego dnia do Defendera, którego samodzielnie przystosowali do jazdy i ruszyli na północ przez dwa kontynenty. Pokonaliśmy wszystko, a zatrzymał nas druciany płot.

PODCAST BLACK HAT ULTRA - Michał Woroch

fot. Michał Woroch
 

BLACK HAT ULTRA:

Na koniec, jeszcze raz gorąco namawiam do kupna książki Michała Worocha pod tytułem "Krok po kroku". Link znajdziecie w opisie odcinka.

 

Dziękuję serdecznie za wysłuchanie tego podcastu. Podcast można wspierać w mediach społecznościowych, udostępniając informacje o nim w postach, relacjach i na tablicach. Ale przede wszystkim podcast ten funkcjonuje dzięki mentalnemu i finansowemu wsparciu słuchaczy. Jeżeli chcesz dołączyć do tego grona zapraszam na patronite.pl/blakchatultra.

W tej chwili podcast Patronite wspiera 126 osób, ale chciałbym wymienić tutaj alfabetycznie nazwiska tych, których miesięczny wkład jest największy. Są to: Agnieszka Barczyk, Krzysztof Bednarz, Adam Bogdał, Magdalena Czernicka, Agnieszka Dudek, Andrzej Gąsiorowski, Krzysztof Grzenda, Bieta Chryń-Morawska, Michał Janiak, Tomasz Kacymirow, Paweł Kaczmarek, Szymon Kubicki, Agnieszka Łęcka, Marek Maj, Wojtek Mąka, Agnieszka Mnniti, Wojciech Pietrzok, Marcin Stefaniak, Marzena Stanek, Przemysław Strąk i Edyta Winnicka.

Ten odcinek podcastu BLACK HAT ULTRA przygotowali:

Kamil Dąbkowski prowadzenie i montaż oraz

Piotr Krzysztof Pietrzak transkrypcja i media społecznościowe.

A autorem muzyki jest AudioDealer.

 

A jeżeli jeszcze tu jesteś?

Ciekawy jestem jak w tobie rezonuje ta historia Michała i Maćka? Co dla ciebie było ważnego, co ci się udało wyciągnąć z tej historii dla siebie? Tak jak powiedziałem na początku, jeszcze nie do końca rozumiem, dlaczego cała ta historia tak niesamowicie na mnie wpływa. Ale wiem, że to jest dziś bardzo ważny temat dla mnie i spotkać się z Michałem już chciałam bardzo dawno. Czas upływał, ciężko się było spotkać, ale w końcu podczas promocji tej nowej wyprawy, którą Michał robi w Himalaje udało się, że Michał przyjechał do Warszawy i spotkaliśmy się w studiu BLACK HAT, które właśnie powstaje. Także mam nadzieję, że ta historia dla was jest tak samo ważna jak dla mnie, albo przynajmniej przyniosła wam też ogromną motywację i inspirację.

Można by zadać sobie pytanie dlaczego nagle w podcastcie dla biegaczy materiał o osobach niepełnosprawnych? Jak wszyscy dobrze wiemy ultra, bieganie, w ogóle sport to jest tylko w jakimś stopniu działalność fizyczna. W głównym stopniu musimy uruchomić naszą głowę, żeby się przełamać, żeby zrozumieć pewne rzeczy, żeby poświęcić po prostu czas na myślenie o czymś, o sobie, o treningu, o wyzwaniu, o rywalizacji, o tym co jest dla nas ważne, po co to robimy, po co wychodzimy, po co trenujemy. Michał jest takim przykładem człowieka, który ma to totalnie rozkminione. I myślę, że można czerpać z niego niesamowitą motywację. Dlatego właśnie pojawił się w tym podcastcie.

 

Dziękuję wam serdecznie, że tu jesteście. Ściskam was mocno w pasie i do zobaczenia w następnym odcinku.

 

Buzka!

LINK DO KSIĄŻKIhttps://michalworoch.com/ksiazka/

PRZEJDZ DO ODCINKAhttps://www.blackhatultra.pl/podcast/episode/798a4025/78-michal-woroch-podroznik-wheel-chair-trip-black-hat-ultra-podcast

bottom of page